Skocz do zawartości
Nerwica.com

Makcia

Użytkownik
  • Postów

    295
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Makcia

  1. Makcia

    Nerwica a alkohol ?

    Witam. Chce sie was zapytać czy macie podobnie jak ja..Pijąc jakikolwiek alkohol nawet w małych ilościach napędza mi się ciąg myśli które prowadzą do ataku paniki. Unikam wszelkich okazji w których należy " świętować" Zaczyna mnie to męczyć bo czasami chętnie posiedziałabym w miłym towarzystwie przy lampce wina..niestety gdy pomyśle co będzie potem to ogarnia mnie strach...czy komuś udało sie pokonać to uczucie "nierealności" nie spowodowane alkoholem? pozdrawiam..
  2. Makcia

    Nerwica a alkohol ?

    Witam. Chce sie was zapytać czy macie podobnie jak ja..Pijąc jakikolwiek alkohol nawet w małych ilościach napędza mi się ciąg myśli które prowadzą do ataku paniki. Unikam wszelkich okazji w których należy " świętować" Zaczyna mnie to męczyć bo czasami chętnie posiedziałabym w miłym towarzystwie przy lampce wina..niestety gdy pomyśle co będzie potem to ogarnia mnie strach...czy komuś udało sie pokonać to uczucie "nierealności" nie spowodowane alkoholem? pozdrawiam..
  3. Makcia

    Samotność...

    witaj:)... Widzisz należe do osób które za wszelką cene chcą być lubiane. W pewien sposób dodaje mi to pewności siebie. Jestem jedynaczką może stąd ten strach przed osamotnieniem. Szukam znajomych nawet tam gdzie ich nie ma. Potrafie wybaczać koleżankom pomimo tego że mnie czasami 'krzywdzą". To taka cecha "dobrego" człowieka:). Fajnie że potrafisz tak God,s ja mam ogromne problemy z zaakceptowaniem faktu iż ktoś może być na mnie zły lub że może sie na mnie zawieść. Ha zastanawiam sie czy to nie kolejny objaw mojej nerwicy - spryciary:) Dzisiaj czuje sie dobrze..zapomniałam nawet o tym że "ją" mam:)) potrafie nawet nie myśleć o najgorszym..ciekawe jak długo? Nadal wierze w skuteczność samą w sobie. Nie ufam lekarstwom naczytałam sie sporo o skutkach ubocznych i o objawach po odstawianiu leku. Szerze powiedziawszy przeraża mnie to...Jest jeszcze jeden paradoks..ja sie boje brać jakiekolwiek tabletki..wiesz ile mnie kosztuje połknięcie zwykłego antybiotyku? a co dopiero "psychotropy"?...czasami mi sie wydaje żę naprawde jestem nienormalna...ani mnie leczyć ani ze mną "żyć" a na pozór taka szczęśliwa jestem... pozdrawiam serdecznie:)
  4. Makcia

    Samotność...

    witaj:)... Widzisz należe do osób które za wszelką cene chcą być lubiane. W pewien sposób dodaje mi to pewności siebie. Jestem jedynaczką może stąd ten strach przed osamotnieniem. Szukam znajomych nawet tam gdzie ich nie ma. Potrafie wybaczać koleżankom pomimo tego że mnie czasami 'krzywdzą". To taka cecha "dobrego" człowieka:). Fajnie że potrafisz tak God,s ja mam ogromne problemy z zaakceptowaniem faktu iż ktoś może być na mnie zły lub że może sie na mnie zawieść. Ha zastanawiam sie czy to nie kolejny objaw mojej nerwicy - spryciary:) Dzisiaj czuje sie dobrze..zapomniałam nawet o tym że "ją" mam:)) potrafie nawet nie myśleć o najgorszym..ciekawe jak długo? Nadal wierze w skuteczność samą w sobie. Nie ufam lekarstwom naczytałam sie sporo o skutkach ubocznych i o objawach po odstawianiu leku. Szerze powiedziawszy przeraża mnie to...Jest jeszcze jeden paradoks..ja sie boje brać jakiekolwiek tabletki..wiesz ile mnie kosztuje połknięcie zwykłego antybiotyku? a co dopiero "psychotropy"?...czasami mi sie wydaje żę naprawde jestem nienormalna...ani mnie leczyć ani ze mną "żyć" a na pozór taka szczęśliwa jestem... pozdrawiam serdecznie:)
  5. Makcia

    Samotność...

    Witam Cie serdecznie God's Top 10 :) To co piszesz ma dla mnie ogromne znaczenie. Jesteś chyba najlepszym psychologiem jakiego spotkałam. Wczoraj w nocy znowu miałam "mały odlocik". Wiesz najgorsze jest to że ta nerwica wybiera najmniej oczekiwane "punkty" mojego ciała. Obudził mnie ogromny strach i paraliżujący ból mięśni. Nigdy jeszcze nie miałam takiego uczucia. Przeważnie miotam sie dopóki nie uświadomie sobie że moge nad sobą zapanować. Wczoraj było na odwrót leżałam spokojnie bałam sie tylko tego że to koniec. Wiesz co chciałam zrobić? w pierwszej kolejności napisać do ciebie:)..wiem że to paradoksalne..nie znam cie prawie w ogóle a jednak wyzwalasz we mnie taki wewnętrzny spokój...błogi stan wiary w to że potrafie coś zrobić. Dzisiaj jest już lepiej..uspokoiłam sie i wyciszyłam..Coraz częściej myśle jednak o tym że moge sobie nie poradzić. Że nadejdzie w końcu dzień że mój organizm sie podda i co będzie dalej? czytając niektóre posty tutaj na forum uzświadomiłam sobie że przechodziłam przez prawie wszystkie " fazy" nerwicy. Począwszy od "zdołowań" psychicznych aż po silne "niedomagania" wegetatywne. Zastanawiam sie co będzie dalej i jak wygląda ten "ostatni" atak paniki i strachu. Czy potem jest coś dalej czy wylecze sie tak nagle jak zachorowałam...a może to już będzie koniec wszystkiego?...God's Top jesteś wyjątkową osobą w moim życiu...nie znam cie a potrafisz sparawić że czuje sie dobrze. Dziękuje Ci bardzo:)..czekam na odpowiedź.. Apropos "wsłuchiwania" się we własne potrzeby..hm to mój problem..wiesz to fakt że znajomi nauczyli sie brać...jestem od "wysłuchiwania" ich, próbowałam uwierz mi , powiedzieć że nie mam czasu. Taki ktoś dzwoni wtedy do mnie dopóki mnie nie złamie i nie "zmusi' do wysłuchania lub pomocy. a ja mam problem z odmawianiem. Już nie raz było mi przykro z tego powodu a jednak nadal w tym tkwie. Trudno mówić mi o swoich potrzebach..mam wrażenie że "moje" problemy są nudne. Czasami jestem tym poprostu zmęczona. Nikt nie pyta mnie czy mi jest źle..każy wychodzi z założenia że ja na pewno jestem szczęśliwa...a jednak..
  6. Makcia

    Samotność...

    Witam Cie serdecznie God's Top 10 :) To co piszesz ma dla mnie ogromne znaczenie. Jesteś chyba najlepszym psychologiem jakiego spotkałam. Wczoraj w nocy znowu miałam "mały odlocik". Wiesz najgorsze jest to że ta nerwica wybiera najmniej oczekiwane "punkty" mojego ciała. Obudził mnie ogromny strach i paraliżujący ból mięśni. Nigdy jeszcze nie miałam takiego uczucia. Przeważnie miotam sie dopóki nie uświadomie sobie że moge nad sobą zapanować. Wczoraj było na odwrót leżałam spokojnie bałam sie tylko tego że to koniec. Wiesz co chciałam zrobić? w pierwszej kolejności napisać do ciebie:)..wiem że to paradoksalne..nie znam cie prawie w ogóle a jednak wyzwalasz we mnie taki wewnętrzny spokój...błogi stan wiary w to że potrafie coś zrobić. Dzisiaj jest już lepiej..uspokoiłam sie i wyciszyłam..Coraz częściej myśle jednak o tym że moge sobie nie poradzić. Że nadejdzie w końcu dzień że mój organizm sie podda i co będzie dalej? czytając niektóre posty tutaj na forum uzświadomiłam sobie że przechodziłam przez prawie wszystkie " fazy" nerwicy. Począwszy od "zdołowań" psychicznych aż po silne "niedomagania" wegetatywne. Zastanawiam sie co będzie dalej i jak wygląda ten "ostatni" atak paniki i strachu. Czy potem jest coś dalej czy wylecze sie tak nagle jak zachorowałam...a może to już będzie koniec wszystkiego?...God's Top jesteś wyjątkową osobą w moim życiu...nie znam cie a potrafisz sparawić że czuje sie dobrze. Dziękuje Ci bardzo:)..czekam na odpowiedź.. Apropos "wsłuchiwania" się we własne potrzeby..hm to mój problem..wiesz to fakt że znajomi nauczyli sie brać...jestem od "wysłuchiwania" ich, próbowałam uwierz mi , powiedzieć że nie mam czasu. Taki ktoś dzwoni wtedy do mnie dopóki mnie nie złamie i nie "zmusi' do wysłuchania lub pomocy. a ja mam problem z odmawianiem. Już nie raz było mi przykro z tego powodu a jednak nadal w tym tkwie. Trudno mówić mi o swoich potrzebach..mam wrażenie że "moje" problemy są nudne. Czasami jestem tym poprostu zmęczona. Nikt nie pyta mnie czy mi jest źle..każy wychodzi z założenia że ja na pewno jestem szczęśliwa...a jednak..
  7. Witaj Kasiu. Mam podobny problem do twojego. Wciąż myśle o tym czy wynik tomografi komputerowej "jest prawdziwy"... od kilku dni "czuje" tępy ból głowy w części potylicznej i drętwieje mi kark. W zeszłym roku miałam wykonane badanie tomografii komputerowej. Wynik był satysfakcjonujący i uspokił mnie na rok:( kolejny powrót..myśle że to nerwica..lub raczej "pragne wierzyć" że to ona. Bo nie wiem co gorsze zastanawiać sie czy to poważna śmiertelna choroba czy raczej "wybryk" mojej podświadomości wybieram to drugie. Pozdrawiam serdecznie..:)
  8. Witaj Kasiu. Mam podobny problem do twojego. Wciąż myśle o tym czy wynik tomografi komputerowej "jest prawdziwy"... od kilku dni "czuje" tępy ból głowy w części potylicznej i drętwieje mi kark. W zeszłym roku miałam wykonane badanie tomografii komputerowej. Wynik był satysfakcjonujący i uspokił mnie na rok:( kolejny powrót..myśle że to nerwica..lub raczej "pragne wierzyć" że to ona. Bo nie wiem co gorsze zastanawiać sie czy to poważna śmiertelna choroba czy raczej "wybryk" mojej podświadomości wybieram to drugie. Pozdrawiam serdecznie..:)
  9. Makcia

    Samotność...

    Witaj God"s Top 10 :)..ponownie dziękuje za słowa otuchy..czekam na nie wciąż zaglądając czy napisałeś znowu coś co pomogłoby mi przetrwac kolejny dzień w przekonaniu że będzie dobrze. Widzisz po śmierci taty próbowałam zwrócić sie o pomoc do specjalistów..niestety nie rozumieli mnie miałam wrażenie że to co mówie nie ma dla nich znaczenia. Byłam u pani psycholog która usilnie próbowała zakończyc tamat "mieszcząc" sie w czasie za który 'zapłaciłam". Dostać sie do dobrego psychologa to loteria porównywana do wygranej na loterii.Pod wpływem mojego kolejnego podłamania udałam sie do psychiatry który przepisał mi cudowne leki..prowadzące do totalnego wyłączenia mnie ze świata ludzi myślących..spałam i czułam sie jak w kolejnym transie w którym nie moge nic zrobić. Po kilkunastu miesiącach spróbowałam jeszcze raz..tym razem udałam sie do psychologa który traktował mój problem jak "jeden z wielu' nie wspierając ani nie pocieszająć w żaden sposób. Czułam sie źle bo pomyślałam sobie przez chwilke "Boże co ja tutaj robie skoro mam tylu przyjaciół" wyszlam i więcej nie wróciłam. Moja nerwica nie pozwala mi sie otworzyć przed ludźmi faktycznie zdrowy chorego nie zrozumie bo nie ma ku temu podstawy. Boje sie że mi nie wypada na "to" chorować. Mam odpowiedzialną prace, ucze dzieci i obawiam sie chyba najbardziej tego że ktoś może mi zarzucić iż 'jestem " nienormalna" i że nie moge pracować w swoim zawodzie. Obawiam sie tego bo kocham swoją prace i pomimo wielu trudnych i nerwowych chwil jakie w niej przeżywam ciesze sie każdą chwilą spędzoną z dzieciakami. To moja blokada. Jeżeli chodzi o swoje dowartościowanie a raczej o jego brak to wynika on z faktu że czuje sie "niepotrzebna". Jak już wspomniałam posiadam wielu wspaniałch ludzi wokół siebie, podobno uchodze za miłą, ładną i skromną dziewczyne (chociaż nie mnie to oceniać aż sie dziwie że to napisałam), jestem otwarta na cudze problemy i przeżywam je jak swoje własne ( co w moim przypadku nie jest porządane) ogólnie często sie uśmiecham i myśle sobie teraz że wszystkie osoby które mnie znają nigdy nie "wpadłyby" na to że jestem tutaj na tym forum i że moge mieć "takie" problemy. Potrzebuje osoby która przemówi do mnie w taki sposób w jaki Ty to robisz..wtedy wiem że dam rade..naprawde chce w to wierzyć:) Dziękuje Ci God's i do usłyszenia..mam nadzieje:)..pozdrawiam serdecznie..
  10. Makcia

    Samotność...

    Witaj God"s Top 10 :)..ponownie dziękuje za słowa otuchy..czekam na nie wciąż zaglądając czy napisałeś znowu coś co pomogłoby mi przetrwac kolejny dzień w przekonaniu że będzie dobrze. Widzisz po śmierci taty próbowałam zwrócić sie o pomoc do specjalistów..niestety nie rozumieli mnie miałam wrażenie że to co mówie nie ma dla nich znaczenia. Byłam u pani psycholog która usilnie próbowała zakończyc tamat "mieszcząc" sie w czasie za który 'zapłaciłam". Dostać sie do dobrego psychologa to loteria porównywana do wygranej na loterii.Pod wpływem mojego kolejnego podłamania udałam sie do psychiatry który przepisał mi cudowne leki..prowadzące do totalnego wyłączenia mnie ze świata ludzi myślących..spałam i czułam sie jak w kolejnym transie w którym nie moge nic zrobić. Po kilkunastu miesiącach spróbowałam jeszcze raz..tym razem udałam sie do psychologa który traktował mój problem jak "jeden z wielu' nie wspierając ani nie pocieszająć w żaden sposób. Czułam sie źle bo pomyślałam sobie przez chwilke "Boże co ja tutaj robie skoro mam tylu przyjaciół" wyszlam i więcej nie wróciłam. Moja nerwica nie pozwala mi sie otworzyć przed ludźmi faktycznie zdrowy chorego nie zrozumie bo nie ma ku temu podstawy. Boje sie że mi nie wypada na "to" chorować. Mam odpowiedzialną prace, ucze dzieci i obawiam sie chyba najbardziej tego że ktoś może mi zarzucić iż 'jestem " nienormalna" i że nie moge pracować w swoim zawodzie. Obawiam sie tego bo kocham swoją prace i pomimo wielu trudnych i nerwowych chwil jakie w niej przeżywam ciesze sie każdą chwilą spędzoną z dzieciakami. To moja blokada. Jeżeli chodzi o swoje dowartościowanie a raczej o jego brak to wynika on z faktu że czuje sie "niepotrzebna". Jak już wspomniałam posiadam wielu wspaniałch ludzi wokół siebie, podobno uchodze za miłą, ładną i skromną dziewczyne (chociaż nie mnie to oceniać aż sie dziwie że to napisałam), jestem otwarta na cudze problemy i przeżywam je jak swoje własne ( co w moim przypadku nie jest porządane) ogólnie często sie uśmiecham i myśle sobie teraz że wszystkie osoby które mnie znają nigdy nie "wpadłyby" na to że jestem tutaj na tym forum i że moge mieć "takie" problemy. Potrzebuje osoby która przemówi do mnie w taki sposób w jaki Ty to robisz..wtedy wiem że dam rade..naprawde chce w to wierzyć:) Dziękuje Ci God's i do usłyszenia..mam nadzieje:)..pozdrawiam serdecznie..
  11. Makcia

    Samotność...

    witaj God'Top 10:)) Twoje wypowiedzi są dla mnie bardzo cenne. Bardzo sie ciesze że podejmujesz ze mną tak trudne zagadnienia jak nerwica. powiem ci szczerze żę nie do końca chce zaakceptować istniejący we mnie fakt iż jestem "chora". Dla mnie to wciąż temat mojego wewnętrznego "tabu" Naprawde trudne do określenia jest to co czuje. to ciągla wewnętrzna walka jaką prowadze każdego dnia. Walcze o swoje wyzwolenie a nagrodą ma być moje lepsze samopoczucie i dowartościowanie sie. Nie wierze w siebie chociaż sama nie wiem dlaczego tak jest. Myśle że to główne podłoże mojej nerwicy..ten nadmiar krytycyzmu i samoniszczenie sie:( smutne to bo kiedyś ktoś bliski mi powiedział żę umartwiam sie nawet wtedy gdy nie musze. Wtedy gdy powinnam sie cieszyć ja jestem smutna. Ogólnie jestem uśmiechniętą osobą ( o dziwo jak świetnie sie maskuje przed otoczeniem:) ) natomiast wewnątrz chce mi sie płakać z bezsilności. Nie lecze sie , nie chce wole "walczyć" sama z pomocą takich ludzi jak TY. Zapomniałam dodać że nawrót choroby nastapił około 10 lat temu gdy zmarła mi najbliższa i jedyna osoba jaką miałam mój Tata. Świat mi runął w krótkim czasie..boje sie śmierci bo tak blisko niej stałam. nie moge zapomnieć i dlatego cierpie. Pozdrawiam Cie gorąco i oczekuje Twojej kolejnej odpowiedzi:)) pozdrowionka
  12. Makcia

    Samotność...

    witaj God'Top 10:)) Twoje wypowiedzi są dla mnie bardzo cenne. Bardzo sie ciesze że podejmujesz ze mną tak trudne zagadnienia jak nerwica. powiem ci szczerze żę nie do końca chce zaakceptować istniejący we mnie fakt iż jestem "chora". Dla mnie to wciąż temat mojego wewnętrznego "tabu" Naprawde trudne do określenia jest to co czuje. to ciągla wewnętrzna walka jaką prowadze każdego dnia. Walcze o swoje wyzwolenie a nagrodą ma być moje lepsze samopoczucie i dowartościowanie sie. Nie wierze w siebie chociaż sama nie wiem dlaczego tak jest. Myśle że to główne podłoże mojej nerwicy..ten nadmiar krytycyzmu i samoniszczenie sie:( smutne to bo kiedyś ktoś bliski mi powiedział żę umartwiam sie nawet wtedy gdy nie musze. Wtedy gdy powinnam sie cieszyć ja jestem smutna. Ogólnie jestem uśmiechniętą osobą ( o dziwo jak świetnie sie maskuje przed otoczeniem:) ) natomiast wewnątrz chce mi sie płakać z bezsilności. Nie lecze sie , nie chce wole "walczyć" sama z pomocą takich ludzi jak TY. Zapomniałam dodać że nawrót choroby nastapił około 10 lat temu gdy zmarła mi najbliższa i jedyna osoba jaką miałam mój Tata. Świat mi runął w krótkim czasie..boje sie śmierci bo tak blisko niej stałam. nie moge zapomnieć i dlatego cierpie. Pozdrawiam Cie gorąco i oczekuje Twojej kolejnej odpowiedzi:)) pozdrowionka
  13. cześć..ja ciągle myśle o tym że jestem poważnie chora. Każdy objaw chorobowy jest dla mnie kolejnym pasmem cierpień psychicznych. Z jednej strony chce "biegać" po lekarzach a z drugiej boje sie że czegoś sie doszukają. Budząc sie rano myśle już o swoim bólu głowy, gdy jestem w pracy czy spędzam czas ze znajomymi zawsze znajde "chwilke" aby poswięcić swojej nerwicy i żeby sie wystarczająco 'zdołować" Czasami mam już siebie dość za tą niemoc i za to że potrafie doprowadzić do tego że czuje sie okropnie. To jest jakiś masochizm z którym ja nie potrafie sobie poradzić...
  14. cześć..ja ciągle myśle o tym że jestem poważnie chora. Każdy objaw chorobowy jest dla mnie kolejnym pasmem cierpień psychicznych. Z jednej strony chce "biegać" po lekarzach a z drugiej boje sie że czegoś sie doszukają. Budząc sie rano myśle już o swoim bólu głowy, gdy jestem w pracy czy spędzam czas ze znajomymi zawsze znajde "chwilke" aby poswięcić swojej nerwicy i żeby sie wystarczająco 'zdołować" Czasami mam już siebie dość za tą niemoc i za to że potrafie doprowadzić do tego że czuje sie okropnie. To jest jakiś masochizm z którym ja nie potrafie sobie poradzić...
  15. Makcia

    Samotność...

    Dzięki wielkie za odpowiedź God's Top 10 :) Jestem ci wdzięczna za wsparcie którego teraz bardzo potrzebuje...Dlaczego ciągle zastanawiam sie nad tym czy nie jestem poważnie chora? dobija mnie to bo nie pozwala normalnie żyć. Mój mąż jest kochanym człowiekiem ale niestety nie rozumie mnie prawie w ogóle:(...czuje sie bezradna bo tak bardzo chciałabym usłyszeć to że wszystko co wymyślam to nerwica. Paradoksalne to jest bo z jednej strony tak bardzo chce od niej uciec a z drugiej strony chce o "niej" rozmawiać. Czasami mam już dośc..siebie..tych wymyślonych problemów..i objawów chorób których naprawde sie boje...
  16. Makcia

    Samotność...

    Dzięki wielkie za odpowiedź God's Top 10 :) Jestem ci wdzięczna za wsparcie którego teraz bardzo potrzebuje...Dlaczego ciągle zastanawiam sie nad tym czy nie jestem poważnie chora? dobija mnie to bo nie pozwala normalnie żyć. Mój mąż jest kochanym człowiekiem ale niestety nie rozumie mnie prawie w ogóle:(...czuje sie bezradna bo tak bardzo chciałabym usłyszeć to że wszystko co wymyślam to nerwica. Paradoksalne to jest bo z jednej strony tak bardzo chce od niej uciec a z drugiej strony chce o "niej" rozmawiać. Czasami mam już dośc..siebie..tych wymyślonych problemów..i objawów chorób których naprawde sie boje...
  17. Makcia

    Samotność...

    witam. Długo sie zastanawiałam aby tutaj cokolwiek napisać być może z obawy że przyznam sie publicznie iż ze mną jest 'coś nie taK". Z nerwicą borykam sie od kilkunastu lat. Ogranicza mnie w każdej sferze mojego życia, okresowo zmienia sie i łagodnieje bywa jednak że nie pozwala mi sie skupić i normalnie żyć. Wsłuchuje sie w każdy szmer mojego organizmu. Zatracam zdolnośc normalnego reagowania na niektóre sytuacje. To co dla innych jest banalne dla mnie staje sie problemem nie do przekroczenia. Powinnam być szczęśliwa z kilku powodów. Mam wspaniałą rodzine męża i dzieci. Od nie dawna mam dobrą prace i zawsze wokół siebie przyjazne mi osoby. Staram sie wszystkim pomagac bo wiem jak to jest gdy sie kogoś potrzebuje..kogoś kto wesprze i powie coś co podniesie na duchu. Wiem że w napadzie paniki nie dociera nic do świadomości miotam sie i czekam aż samo minie. I mija...potem tylko czuje sie tak bardzo wykończona, wstydze sie przed sobą żę nie potrafie tego kontrolować, wstydze sie przed mężem że widzi moje słabości które zmieniają mnie tak drastycznie. Chciałabym aby mnie rozumiał...wymagam chyba zbyt wiele...nie mam nikogo komu mogłabym sie pożalić. Z reguły to ja pomagam znajomym sama nie odwżyłabym sie prosić o pomoc. Pewnie dlatego iż nie wierze że da sie coś z tym zrobić. Moje życie nie jest "szare" ta nerwica to tylko kilka napadów w ciągu roku. Nigdy nie wiem kiedy to sie stanie i kiedy znowu poczuje sie tak jak teraz. Wierze że nadejdzie dzień iż pogodze sie z tym żę "ją' mam. naucze sie ją akceptować i przyjmować jako część mojego życia. Na razie to trudne...ale wierze że mi sie uda. Pozdrawiam wszystkich...
  18. Makcia

    Samotność...

    witam. Długo sie zastanawiałam aby tutaj cokolwiek napisać być może z obawy że przyznam sie publicznie iż ze mną jest 'coś nie taK". Z nerwicą borykam sie od kilkunastu lat. Ogranicza mnie w każdej sferze mojego życia, okresowo zmienia sie i łagodnieje bywa jednak że nie pozwala mi sie skupić i normalnie żyć. Wsłuchuje sie w każdy szmer mojego organizmu. Zatracam zdolnośc normalnego reagowania na niektóre sytuacje. To co dla innych jest banalne dla mnie staje sie problemem nie do przekroczenia. Powinnam być szczęśliwa z kilku powodów. Mam wspaniałą rodzine męża i dzieci. Od nie dawna mam dobrą prace i zawsze wokół siebie przyjazne mi osoby. Staram sie wszystkim pomagac bo wiem jak to jest gdy sie kogoś potrzebuje..kogoś kto wesprze i powie coś co podniesie na duchu. Wiem że w napadzie paniki nie dociera nic do świadomości miotam sie i czekam aż samo minie. I mija...potem tylko czuje sie tak bardzo wykończona, wstydze sie przed sobą żę nie potrafie tego kontrolować, wstydze sie przed mężem że widzi moje słabości które zmieniają mnie tak drastycznie. Chciałabym aby mnie rozumiał...wymagam chyba zbyt wiele...nie mam nikogo komu mogłabym sie pożalić. Z reguły to ja pomagam znajomym sama nie odwżyłabym sie prosić o pomoc. Pewnie dlatego iż nie wierze że da sie coś z tym zrobić. Moje życie nie jest "szare" ta nerwica to tylko kilka napadów w ciągu roku. Nigdy nie wiem kiedy to sie stanie i kiedy znowu poczuje sie tak jak teraz. Wierze że nadejdzie dzień iż pogodze sie z tym żę "ją' mam. naucze sie ją akceptować i przyjmować jako część mojego życia. Na razie to trudne...ale wierze że mi sie uda. Pozdrawiam wszystkich...
×