Skocz do zawartości
Nerwica.com

agi114

Użytkownik
  • Postów

    360
  • Dołączył

Treść opublikowana przez agi114

  1. Syn ma 21 lat a ja jego agresję już przerobiłam. Za niedługo będzie miał sprawę karną za znęcanie się. Nie zależy mi na tym aby poszedł do więzienia ale chce żeby poniósł odpowiedzialność. A jakaś odpowiedzialność na pewno będzie bo mam mocne argumenty i kilku świadków. Pytał ostatnio czy nie moge tego wycofać. Odmówiłam. Zrobił się "grzeczniejszy". Dużo na pewno dają zastrzyki co dwa tygodnie na stłumienie agresji - nie pamiętam nazwy. Utrzymuję go jeszcze, robie zakupy, płace czynsz za niego a on szuka pracy, troche jeszcze opornie ale wiem że nie mogę liczyć odrazu na cud. Złozył wniosek o rente socjalną, ciekawe co z tego wyjdzie. Wiem że muszę go odcinać i powoli to robię. To wszystko jest jednak bardzo trudne bo to najbliższy mi człowiek. Trafiłam jednak na dobrego psychologa z którym to przerabiam. Dużo wsparcia daje mi również psycholog syna.
  2. agi114

    Czy masz?

    nie masz siostrę?
  3. agi114

    Wkurza mnie:

    bezsilność, bezradność i mój własny płacz od wczoraj
  4. agi114

    Suchar na dzisiaj :)

    ginekolog traci pracę w jednym szpitalu w mieście. -no coż, trzeba poszukać czegokolwiek. Idzie na rozmowę do mechanika samochodowego. Szef daje jemu i dwójce innych kandytatów zadanie: -za perfekcyjne rozlożenie silnika dostajecie panowie 100 pkt, za złożenie 100 pkt, kto zdobędzie wiecej punktów ma pracę. Po egzaminie szef ogłasza wynik: -pierwszy kandytat dostał 200 pkt -drugi 200 pkt -ginekolog 300 pkt Ginekolog pyta: -panie ale jak? 300? Szef odpowiada: -silnik rozlożony perfekcyjnie -100 pkt, za zlożenie również 100 pkt a te 100 pkt dodatkowych za to zrobił to pan przez rurę wydechową.
  5. Tak samo czuje mój syn. Jak ma lepsze dni widzę jak go męczy taka beznadzieja w głowie. Też nie potrafi sobie sam pomóc. Czym bardziej nie potrafi sobie radzić z życiem tym bardziej jest agresywny. Czym bardziej próbuję popchnąć go w samodzielność (uważa że muszę go utrzymywać) tym bardziej mnie nienawidzi. Siebie tnie, mnie ubliża, wyzywa. Nie widzę juz żadnego wyjścia z sytuacji. Zrób coś dziewczyno z sobą, nie wiem co, może terapia, szpital, szukaj ośrodka, idż na terapię razem z mamą, ona też musi zrozumieć co dzieje się w Twojej głowie. A uwierz mi, zdrowej osobie trudno jest to zrozumieć. Zdrowa wstaje i bierze sie w garść i tak też myśli - wstań i wieź się w garść. Sama juz tez nie wiem co moge zrobić dla syna. Czekać, tylko na co aż będzie to najgorsze? Panicznie sie tego boję.
  6. Żeby to było takie proste. Znalazłam szpital rehabilitacji psychiatrycznej w Międzyrzeczu. Syn uważa że jest to mu nie potrzebne. Do szpitala poszedł za namową ordynatorki szpitala. Muszę się do niej znowu wybrać. Może namówi go na to leczenie. Syn nie uznaje żadnych autorytetów. Pani ordynator była nim przez chwilę. Ostatnio była "głupia". Ale ma duże doświadczenie i może się uda. Boję się "dołów syna" bo za każdym razem były coraz gorsze. Zagrażają i mnie i jemu samemu. Zeby był jakiś sposób...
  7. Dzień na siedząco. 6 tygodni siedzę. Po operacji stopy. W piatek kontrola i kupno butów ze dwa numery za dużych bo noga spuchnięta jeszcze.
  8. Nie paliłam 2 lata. Stresy mnie przygniotły i przez poprzedni rok popalałam. Od miesiąca znów jestem "czysta". Rzucanie palenia jest trudne.
  9. Zaburzenia schizoidalne. Ponad 2 m-ce w szpitalu. Podejrzenie schizofrenii. Nie stwierdzono jej. Mój 21 letni syn wyzwał dziś moją mamę a swoją babcię. Włosy dęba mi stanęły nie po raz pierwszy. Nie powtórzę tych słów bo mi wstyd. Przed pójściem do szpitala był w strasznym stanie. Psycholog okreslił tak mojego syna: usiadłby pani na kolanach, walił siekiera w głowę i płakał, że panią zabija. Toksyczne to strasznie, czym bardziej "uciekam" tym bardziej mnie trzyma. Sprawa jest niestety w prokuraturze - znęcanie sie psychiczne i fizyczne. Prokurator przedstawi zarzuty, bedzie sprawa karna. Dwa tygodnie syn wyszedł ze szpitala. Były to dwa dobre tygodnie. Trochę spraw pozałatwiał - posredniak, opiekę społeczną. Był pogodny i kontaktowy. Ale dzis się skończyło. Chyba przestał brać leki. Rentę socjalną kazał załatwiać mnie bo wzięłam wniosek jak był w szpitalu, pomogłam wypełnić, zaniosłam do lekarza prowadzącego. Wściekł się dzisiaj chyba o moją konsekwencję. Nie chcę za niego załatwiać, chętnie pomogę. Jak się słyszy takie straszne wulgaryzmy, obrażanie, ubliżanie wyć mi sie chce a i on sam ma problem z kontrolowaniem takich zachowań. Szpital pomógł farmakologicznie ale nie zmienił tego co siedzi w głowie. Chciałabym żeby pojechał do osrodka na porządną terapię. W skrócie - mam dać, nic nie żadąć a i tak po łbie dostanę. Chcę pomóc dziecku. Szukam kogoś kto ma podobnie, kto boryka się z agresją do najblizszych. Jak namówić syna na ośrodek, co zrobić?
  10. agi114

    Skojarzenia

    paleta - butelki
  11. agi114

    Czy masz?

    Mam. Masz piegi?
  12. Historii ciąg dalszy. Przez ostani rok syn mnie wyzywał, ubliżał, groził, okradł mnie,leczył się w kratkę. Współpracuję z dzielnicowym, raz wzywałam policję. Po tym jak mnie okradł puściły nerwy. Zażądałm wyprowadzki do mieszkania po mojej babci. Przestraszony poleciał do psychologa. Udało się wspólnie ustalić jakieś zasady i się wyprowadził. Dwa miesiące nie ten chłopak, załatwiał grupę niepełnosprawności, zarejestrował się w pośredniaku, szukał pracy, w międzyczasie miewał momenty furii - wyzywał ubliżał, groził w esemesach że mnie zabije bo na przykład nie chciałam zawieżć go do sklepu. Niestety te najgorsze usunęłam przez przypadek. Potem przepraszał na kolanach. W czwartek zrobiłam obdukcję. Zaatakował mnie w moim mieszkaniu, pchnął razem z drzwiami, wpadłam do mieszkania, udało mi sie wykręcić, znależć na klatce, zaczęłam wrzeszczeć, odstąpił ode mnie, udało mi się sięgnąć po telefon wezwać policję. Mam obtłuczoną, sinę rękę. Nie wiem czy to on złapał mnie za rękę, czy uderzyłam się o szafę ale to juz mało wazne. Ważnie jest to co powiedzili mi policjanci. Jeżeli zgłoszę znęcanie się to prokuratura najprawdopodobniej śledztwo umorzy. Brak dowodów. Nie mam świadków. Po za tym zadali pytanie - po co go pani wpuszcza jak od długiego czasu jest agresywny. Wychodzi na to że dostaję łomot i sama sobie jestem winna.Sa tylko zgłoszenia na policję i garstka esmesów które zachowałam ale te już nie grożą tylko ubliżają. Syn przez ostatnie trzy tygodnie przychodził do mnie, wchodził bez słowa, siadał przed telewizorem, pij kawę, którą go częstowałam i bez słowa wychodził. Zapytałam czemu służą te wizyty, ani słowa nie powiedział. Chciałam żeby mówił dzień dobry, do widzenia, zdejmował buty ale na prośby twarz robiła mu sie agresywana. Mieszkanie babci od momentu jak sie tam przeprowadził utrzymuję ja, również ja daję synowi pieniądze na życie. A raczej dawałam. Bo nie dostanie już grosza. Jutro idę do prawnika dowiedzieć się jak mogę go wymeldować z mojego mieszkania. jeżeli nie zacznie mi oddawać pieniędzy za media i czynsz, bedzie musiał opuścić mieszkanie babci, a nie chcę go u siebie bo po prostu sie boję. Nie oczekuję żadnej wdzięczności, oczekuję szacunku. Rozmawiałam z jego psychiatrą. Powiedziała wprost - karnie musi odpowiedzieć za własne czyny, za przemoc i że to będzie dla niego najlepszą terapią, kazała zerwać bliski kontakt, nie wpuszcać do domu jeżeli bedzie go traktował jak oborę. Po raz pierwszy widzę w synu nie własne dziecko któremu za wszelką cenę trzeba pomagać, nawet własnym kosztem a dorosłego człowieka który znęca się nade mną. Przejrzałam na oczy dzięki jego psychiatrze. Wprost mi powiedziała albo ja albo on, Stwierdziła że agresja w nim do mojej osoby narasta i będzie coraz gorzej. Boje się. Starsznie mi źle z tym że w swojej własnej obronie muszę świadczyć przeciwko synowi. Nie mam niestety wyjścia jeżeli chcę godnie żyć. Syn najwidoczniej wybrał inne życie, pozwalam mu żyć tak jak chce, nie będe juz pomagać w żaden sposób. Boli mnie to ale tak muszę zrobić.
  13. Zostałam ochrzczona przez rodziców, do komunii i bierzmowania poszlam bo rodzice kazali. Ochrzciłam własne dziecko bo tak wypadało. I nigdy przez ten czas nie zastanawiałam się nad sensem tych działań. Podejrzewam że tak działa wielu "wierzących". Teraz się zastanawiam. Z kosciołem nie łączy mnie nic,nie chodze do niego, a wręcz go nie cierpię - tej obłudy, zakłamania, straszenia piekłem i wyciągania ręki po pieniądze. W Boga nie wierzę, wierzę za to w ludzi żywych, na pewno istniejących, oni sa w stanie mi fizycznie i psychicznie pomóc, on na pewno są. Dziwna sytuacja jest z wierzącymi. Jak oni pytają o wiarę? Ano tak - chodzisz do kościoła? Nikt nie zakłada że jesteś nie wierzący, nikomu do głowy to nawet nie przychodzi. Dla nich każdy jest wierzący, moze być jednie niepraktykujący. U mnie w pracy nikt nie bierze na poważnie moich słów - że "obchodzę" świeta kościelne tylko ze względu na moją wierzącą mamę. Ona traktuje je jak katolik a ja jak święto rodziny, miło spędzony czas, razem, wspólnie.Ostatno usłyszałam od katolika że niewierzący nie może być dobrym człowiekiem. Cos we mnie pękło. Zaczęło mi przeszkadzać że formalnie jestem między takim "katolikami". Postanowiłam się wypisać z rejestów. Amen.
  14. Czy ktoś był może w szpitalu w Krakowie albo w Gliwicach? Potrzebuję opinii na temat leczenia w tych oddziałach.
  15. Alimenty na razie mam bo szkołę ciągle udaje się jakoś ratować. Ale tylko do sierpnia będą bo do końca wakacji bedzie miał status ucznia, mam nadzieję. Jak nie pójdzie do szkoły dalej to po alimentach. Leczenie z NFZ? Godzina raz na miesiąc lub półtora - śmiech na sali. Póki co jest na oddziale dziennym z Funduszu ale to jest leczenie 3 miesięczne a potem to nie wiem jak to będzie. A tatuś? Ma to głęboko w dupie. W odpowiedzi na pozew alimentacyjny odpisał że nie będzie dawał na prochy, wódę i dyskoteki ( o jak bym chciała żeby syn w ogóle wychodził z domu! a dskoteka? nierealne.) Kazał wynająć kuratora skoro ja jestem nieudolna wychowawczo. Od dwóch lat w ogóle się z synem nie kontaktował. Nawet na 20-ste urodziny nie zadzwonił. Kawał z niego.... wiecie czego kawał!
  16. Mam nie jęczeć. Mam kupić sobie przezroczysty wazonik i wrzucać do niego np. fasolkę gdy coś mi się uda lub gdy należy mi sie pochwała za coś. Czarno to widzę, co nie zmienia faktu że jęczeć dziś nie będę! -- 31 maja 2011, 17:21 -- Mam nie jęczeć. Mam kupić sobie przezroczysty wazonik i wrzucać do niego np. fasolkę gdy coś mi się uda lub gdy należy mi sie pochwała za coś. Czarno to widzę, co nie zmienia faktu że jęczeć dziś nie będę!
  17. Głupi ustrój więc będę pasożytował na własnej rodzinie. Fajne podejście do życia i ludzi.
  18. W niektórych miastach- tych mniejszych-podobno mozna mieć psychologa z NFZ nawej raz na dwa tygodnie. Może warto odwiedzić poradnię zdrowia psychicznego i się dowiedzieć. Jest też inna możliwość. Sama z niej skorzystałam. Ale musiałbyś mieć do czynienia z alkoholizmem swoim lub czyimś. Jestem córką alkoholika i dzięki temu przyjeto mnie do psychologa w AA. Mam syna z zaburzeniam osobowości i nie zawsze sobie z tym radzę, potrzebna była mi pomoc. Zajęcia mam raz na dwa tygodnie ale lepsze to niz nic.
  19. Jak to do cholery jest?!!!! Po 'rzucaniu" szkoły przez moje dziecko, zatargałam go pracodawcy od praktyk. Wczesniej ustaliłam z jego psychologiem że pójdzie na oddział dzienny. Tam, cicho, pod nosem wydukał z siebie, że idzie na oddział, że chce skończyć szkołę, że będzie długie zwolnienie, czy mu pozwolą? Pozwolili. w ubiegły czwartek zapomniałam o wywiadówce w szkole - ostatnia klasa i końcowe oceny. Wychowawca zadzwonił, że do środy potrzebna mu ocena z praktyki. Wczoraj pojechał syn na praktykę i stwierdził że ocena będzie na środę. Mój syn kłamie i nie bardzo mu w to uwierzyłam. Zadzwoniłam. W ogóle się nie pojawił w firmie. Powinien zawieżć tam dzienniczek praktyk i jakiś zeszyt i na podstawie tego wystawiają ocenę. Wracałam z pracy biegiem i ze łzami w oczach. Naskoczyłam na niego, nakrzyczałam. A on mi mówi, że na szkole mu zupełnie nie zależy i ma to gdzieś. Nie słuchałam, kazałam znależć dzienniczek, zeszyt i uzupełnić. I tu zupełnie sie pogubiłam. Nie zależy mu a pięknie pouzupełniał, dzienniczka zabrakło więc znalazł zeszyt, porysował ramki, popisał co trzeba.Skoro, komuś nie zależy to albo to robi zupełnie na odpieprz bo ktoś mu każe albo nie robi w ogóle. Na pewno nie robi tego ładnie i dokładnie. Chce a nie chce. Pojąć nie mogę. Niektórzy pisali mi tu że chcieliby aby ich matka tak się interesowała nimi, rozumiała jak ja. Dziś się dowiedziałam, że jestem niepogodzona z chorobą dziecka i tak naprawdę to wydaje mi się że rozumiem. Powiedział mi to mój psycholog do którego zaczęłam chodzić żeby nie zwariować. Ma rację. Wiem że w takich sytuacjach jak ze szkołą powinnam go traktować jak małe dziecko, za rączkę i załatwiamy razem. jednocześnie coś się we mnie buntuje i na niego krzyczę: weź się w garść i to załatw. Przecież to jest dorosły 20-letni chłop- "jak sobie pościelisz tak się wyśpisz". Jednak bez pomocy tego nie załatwi. Pomagać nie pomagać? Do końca życia bedę tak za nim chodzić? A najgorzej to mnie boli to że on nie powie, że chce aby w czymś mu pomóc. Przeciez gdyby powiedział nie dam rady sam tego zrobić bo np. nie widzę sensu, wisi mi to albo się boję to bym przecież załatwiała razem z nim. On kłamie i czasem jest już za późno żeby coś zrobić. Jestem zmęczona i mam wrażenie że będę zmęczona do końca życia. Powinnam zająć się sobą a nie potrafię, ciągle się martwię. Mam prośbę do tych, których rodzice choć trochę starają się im pomagać, być może nieudolnie, być może po omacku. Powiedzcie im czasem że ich pomoc jest Wam potrzebna i że ją doceniacie. Od dawna nie słyszałam tego od syna i mam wrażenie że walczę z wiatrakami. Amen. Się nagadałam.
  20. Pierwszy dzień przy stole z dalszą i blizszą rodziną - nie lubię obżarstwa i siedzenia przy stole. Drugi dzień - wypad nad jezioro - kocyk, kajaczek, ognisko, las - to uwielbiam.
  21. agi114

    Na co masz ochotę?

    Palnąć sobie w tą zakutą łepetynę.
  22. A co z głodzeniem dorosłego dzieciaka, który przestał brać leki, chodzi do psychologa dlatego że ja tego chce, rzucił szkołę, nie chce do pracy, mnie każe kłamać żeby czasem alimentów nie odebrali...Omamia jakąś ulotką zaocznej szkoły, na zasadzie jak chcesz to pójdę do niej kiedyś ale pracować i tak nigdy nie będę bo nienawidzę ludzi. I wszystko co ma zrobić to od jutra, jutro znowu od jutra i tak od 2 miesięcy.
  23. Nie wiem co robić. Wywalić z domu bo nie chce się uczyć, pracować ani leczyć? I potwornie bać się, że skończy się to tragicznie? Czy wspierać za wszelką cenę i liczyć na to że się opamięta. A jak sie opamięta kiedy bedę już stara i zniedołężniała? Chce wypuscić dziecko w świat bo taka jest kolej losu. Nie chce go utrzymywać bo on nie myśli o przyszłości, bo i tak sie nie uda. Nie mam pieniędzy na leczenie-ostatnie wizyty u psychologa-a i tak chodzi na nie bo ja chcę, nie on. Nie wiem jak go mądrze wspierać nie robiąc sobie jednocześnie krzywdy, nie wiem juz nic. Do dupy to wszystko. Mam depresję.
×