Skocz do zawartości
Nerwica.com

agi114

Użytkownik
  • Postów

    360
  • Dołączył

Treść opublikowana przez agi114

  1. To się da zrobić! Proponuję AA. Rzucanie alkoholu jest odrobine łatwiejsze jeżeli masz fachową opiekę psychologiczną i ludzi którzy tak samo walczą.
  2. Trochę asertywności by się przydało. Jestem córką alkoholika. On tez nie wyobrażał sobie powiedzenia "nie". Co koledzy pomyślą? Jak ocenią? Pił i pił i pił. prawie 15 lat pił. Potem przestał. Pracował nad sobą. Powiedzenie "nie" przestało być problemem bo to nie on był g...no wart tylko jego zapijaczeni koledzy.Takich znajomych co to przez pryzmat alkoholu patrzą dobrze byłoby wyrzucić z własnego życia. Zrozumiał to po kilku miesiacach ciężkiej pracy, jego i mojej mamy. Choć mój ojciec nie żyje juz od 10 lat, jestem z niego dumna, że potrafił zauważyć w sobie alkoholizm bo to ponoć bardzo trudne i zrobił z tym co należy. Nie ma kontrolowanego alkoholizu!!!!!!!
  3. napisałaś że nie widzisz sobie żadnej dobrej cechy. Na pewno je masz! Od forowicza dostałam tytuł: Albert Ellis "Jak zadbać o własne szczeście". Może nie łatwo sie to czyta ale pomaga. Powinnaś poszukać pomocy u specjalisty. Wiem że mój syn nie poradziłby sobie bez terapii. A co do syna. On też ma słabą samoocenę. Przez przypadek udało nam się wpaść na fajny pomysł. Stanęliśmy oboje przed lustem. On do siebie gadał że to ma brzydkie i tamto a ja do siebie że to mam ładne i tamto fajne. I on w pewnym momencie mówi" ja też mam fajny tyłek. Nie dość że zauważył w sobie coś ładnego to jeszcze mało nie umarlismy ze śmiech z siebie. Syn też ma 20 lat i problem tak samo, od 1,5 roku.. Ale jestem dobrej myśli. jeżeli masz w rodzinie kogoś komu możesz zaufać to proponuję porozmawiać. Wsparcie rodziny i akceptacja może okazać sie pomocne. Pozdrawiam
  4. agi114

    syn z depresją

    Gniewać sie nie mam zamiaru bo i za co. Mądre rzeczy piszesz. Dać dziecku, nawet pelnoletniemu, wolna wolę, zycie, odpowiedzialność za własne działanie powoduje że poczucie bepieczeństwa o to dziecko strasznie się zmiejsza tzn, ja czuje się bezpiecznie jak wiem że on jest bezpieczny. Wiem że tak nie mozna bo bedzie tak jak piszesz, bo w ten sposób całe życie będę się bać i zatruwać jego życie. To nie ja mam się czuć dobrze "jego kosztem". Doskonale to wiem! I taki własnie wypowiedzi powodują że pracuje nad sobą jeszcze bardziej. A w tej chwili sytuacja wydaje mi się faktycznie podbramkowa bo niestety usłyszałam niedawno pytanie: i po co ja żyje? leki które bierze powodują mysli samobójcze. A żeby myslał o maturze powinien skończyć ten ostatni rok. A żeby skończyć musi chodzić na praktyki a dziś niestety znowu się tak bał że podpisał listę obecności i wrócił do domu. Nie mógł się przemóc aby pójśc pracować z przydzieloną grupą. To może tak wygląda że jeszcze zatruwam mu życie bo nie sposób w kilku zdaniach opisać całej historii ale wierz mi, staram się mówić mniej, radzić krócej i nie na siłę i wychodzi mi to częściej niż nie wychodzi. Staram się czekać aż sam przyjdzie i bedzie chciał rozmawiać bo to chyba działa najbardziej. Tez wolę słuchać porad jak sama o nie pytam a nie jak mi ktos na siłę wkłada je do głowy. A co do książki tak mnie wciągnęła że juz nie zauważam masła maślanego. Wiem że przeczytam ją jeszcze raz i jeszcze raz bo z tą filozofią uzdrowię samą siebie, zdrowsza ja to zdrowsze moje otoczenie. Wielki Dzięki! Pozdrawiam.
  5. agi114

    syn z depresją

    Miki 74: byłam nadopiekuńczą mamusią i to był jeden z podstawowych błędów. Maja dzidzia była malutka, trzeba było ją chronić, zagłaskać na smierć bo rozpadła się rodzina, reagowałam natychmiast w chwili jak widziałam że konsewencją jego działania mogła być porażka, nie dawałam mu się przewrócić!Moje dziecko zamknęło się przede mną na długie lata a ja juz tylko potem wrzeszczałam, krzyczałam, karałam, nic nie dawało efektu. Dobrze że stało się tak ze syn zgłosił mi ten problem sam. Wtedy zaczęłam pracować również nad sobą. Paradoksalnie teraz mam dużo lepszy kontakt z synem. Daje mu wolną rekę w decyzjach, nie chodzę z nim już sklepu po ciuchy (albo pójdziesz ze mną i ja sprawdzę co wybrałeś albo nie kupimy w ogóle). Teraz staram się tylko pokazać może lepszą drogę, dac kilka opcji do wyboru ale on ma sam wybrać albo sam sobie wymyslić jak coś chce zrobić a ja mam zaakceptować i już. Moge ewentualnie stwierdzić że ja zrobiłabym to inaczej. Wiem że muszę mu pozwolić się "przewracać" i to jest bardzo trudne ale staram się, Sam syn widzi moją zmianę i to że się staram i wiem że to docenia. Zdarza mi się jeszcze że gadam gadam i gadam bo on nie reaguje, nie mówi mi: tam mamo zrobie to tak jak mówisz bo to jest dobre dla mnie. A ja właśnie chce to usłyszeć! Glupie, nie? On mówi" skończ! nie moge już cie słuchać! I on ma rację, sama nie chciałabym takiej upierdliwej papli słuchać. Oczywiście to jest duże streszczenie takich lub podobnych sytuacji ale sens jakiś przekazałam. Nie będe wtryniać się mu w leczenie. Chce mieć tylko mozliwość reakcji jeżeli bedę widziała że dzieje się duzo gorzej przez dłuższy czas. Tak jak teraz. Były efekty leczenia ale niestety od dwóch miesięcy jest zastój i cofanie się i gadanie o "alienacji' , I widzę ze syn potrzebuje pomocy, chce jej ale tak jakby bał się ją wziąć. Wygląda to taK: chce skończyć szkołę ale nie bede do niej chodził bo boję się. Boję się również że z jego agresji do ludzi może wyjść nieszczęście więc wybacz ale uważam że w tej sytuacji powinnam reagować. Nie chce pytać lekarza o nic bo i tak mi nie powie i będzie miał rację. Chce mu opowiedzieć o moich dwumiesiecznych obserawcjach i zapytać ewentualnie czy są inne leki które moge bardziej pomóc. Zeby pomóc muszę wiedzieć! No i nie dziwie się synowi! Gaduła ze mnie okropna! Pisze i pisze....Pozdrawiam wszystkich.
  6. Idź do psychologa, chocby po poradę na początek. Lekarz oceni czy potrzebna ci dalsza pomoc. Ja nie zauwazyłam depresji u swojego syna. A ona zatruwała mu mózg ponad rok zanim sam mi powiedział ze coś się dzieje. Czym wczesniej tym moze być łatwiej i szybciej. Powodzenia.
  7. agi114

    syn z depresją

    Bardzo dziekuję za podpowiedzi. Wczoraj kupiłam 2 ksiązki Ellisa. Jedną dałam synowi drugą sama zaczęłam czytać. Troszkę ciężko chyba bedzie przez nią przebrnąć bo wydaje mi się że niektóre zdania to masło maślane. No ale chyba słuzy to myśleniu i zastanawianiu się. Póki co czytam. Co do terapii grupowej to jest problem, poszukałam podzwoniłam i być może pewna pani psycholog założy taką grupę bo kilkoro młodych ludzi też kiedyś było zainetresowanych. Po moim telefonie z pytaniem czy takowa u niej jest zaczęła sama dzwonić i zbierać byłych i obecnych pacjentów więc może się coś uda. W przyszłym tygodniu syn idzie do niej na rozeznanie. Mieszkam w małym mieście więc nie ma tak że podzwonie i coś znajde wcześniej czy póżniej. Rozmawiałm dziś z pedagogiem szkolnym. Trzeba przyznać że kobieta dała mi kopa w tyłek. Powiedziała co mam robić. Iść na praktykę, wyjaśnić sytuacje, żeby nie było tak że za chwilę rozwiąża z synem umowę bo "bumeluje" bo nic nie wiedzą o depresji i ciężko to będzie to odkręcić. W piatek ide to psychiatry syna. Nie chciałam tam iść bo przecież syn dorosły. Ale teraz widze że pedagog ma rację, to ja płacę za leki i mam prawo mieć wpływ na leczenie, choćby takie że opisze zachowania syna. Ja jestem laikiem, nie przyszło mi do głowy że być może należy zmienić również leki. Może nie będzie się tak koszmarnie bał. Padne trupem a wyrwe syna z tej jego "alienacji". Trudne jest zrozumienie depresyjnego zachowania, to jest czasem totalna destrukcja. Dużo pracy mnie czeka i nauki o tej paskudzie - depresji ale dam radę! Czego i Wam zyczę.
  8. agi114

    syn z depresją

    Czy ktos może cos mi poradzić. Moj syn z depresja zaczął 3 klasę zawodówki. 2 wf-y w środę, reszta to praktyka. Na praktyce nie ma juz przynieś, wynieś, pozamiataj. Został przydzielony do grupy monterów i z nimi ma szlifować zawód. Syn ma fobie społeczną, nie jest już taka straszna jak przed terapią ale jest. Teraz boi się tej jednej codziennej grupy. Jest przydzielony do niej z dwoma kolegami z którymi się dogaduje. No ale to też problem bo oni na pewno zintegrują się z tą grupą a dla syna jest to jednoznaczne ze stratą kolegów. Bardzo mało zna tych ludzi z którymi ma pracować ale twierdzi że oni bedą z niego się nabijać bo już patrzą na niego jak na dziwoląga. To znaczy: rozmawiają, śmieją się, kłócą czyli prowadzą normalne życie zawodowo-koleżeńskie. Na mego syna wystarczy krzywo popatrzeć a on w głowie dorabia sobie filozofię: patrzy na mnie bo jestem nienormalny, dziwny i na pewno mnie wyśmieje. Uważa tak bo ma problem z rozmową jako taką, nie wie co mówić i jak bo jak już coś powie to jak go ocenią? Pamięta z przeszłości tylko to że mu dokuczali, wysmiewali itp. Pielęgnuje te wspomnienia. Nie pamięta fajnych, miłych wspomnień. Wsadził je gdzieś głęboko i nie mają prawa ujrzeć swiatła dziennego. Ma nawet taki pomysł żeby kupić sobie gaz pieprzowy i niech no który podskoczy. Tworzy sobie w głowie koszmarne rzeczy. Broni się przed sytacjami które być może w ogóle nie nastapią ale on wie że bronić się trzeba, na ewentualną agresię reagować agresją. A na niego wszyscy patrzą nawet agresywnie, chcą robić z niego pośmiewisko. Zawsze widzi tych złych, ba! wszyscy ludzie są źli, nie stara się nawet zauważać dobrych ludzi i pozytywnych sytuacji. Chodzi na terapię więc chce chyba zmian choć twierdzi że teraz będzie się "alienował". I chce tak żyć - "wyalienowany", najgorsze że od psychiatry chce zwolnienia z praktyk na cały rok co niestety będzie skutkowało nie skończeniem szkoły w terminie i bedzie musiał powtarzać rok. Ewentualnie chce zmienić szkołę ale na naszym terenie nie ma wyboru, po za tym zupełnie nowe otoczenie bedzie znowu potwornym stresem. OHP lub wieczorówka- ale tam są ludzie często z różnych patologii, często bardzo źli. Mam wrażenie że terapia stanęła w miejscu, jutro dzwonie do psychologa który syna prowadzi. Wiem że nic mi nie powie bo syn jest pełnoletni ale może ja uzyskam choć pomoc z zakresie działania i motywowania syna. O ile to w ogóle mozliwe. Co ja mam robić? Jak wpłynąć na to żeby chodził na praktyki i skończył szkołę? Może ktoś z Was ma podobny problem?
  9. Mój syn własnie pokazał mi jakieś forum na którym opisał swoje bolączki. Przeczytałam i jego wypowiedź i odpowiedzi innych. Ktoś postawił diagnozę że to jakiś tam autyzm. Syn stwierdził że na pewno to ma. A jest to stwierdzona depresja. Syn ma fobie społeczną (stąd problemy ze szkołą) oraz bardzo niską samoocenę. Kiedyś wykrzykiwał że ludzie sa do niczego, wszystkich trzeba wystrzelać, wsadzał w głowy ludzi opinie na swój temat, wymyślał co o nim myślą a myśleli zawsze źle, potrafił przez otwarte okno w samochodzie wyzywać ludzi na chodnikach od najróżniejszych, miał momenty bardzo agresywne. Ktos mu kiedys powiedział że ma życie do poprawki, wtedy naprawdę się wściekł. Teraz jest trochę lepiej ale kontakty z ludźmi nie sprawiają mu przyjemności. zapytał mnie nawet czy znalazłby taką pracę gdzie nie ma ludzi. Mam nadzieję że to jest tylko jakiś etap, który minie. W sierpniu ze względu na urlop pani psycholog ma przerwę w terapi i widzę że efekt jest taki że nic mu się nie chce, jakby zabrakło mu motywacji. Kilka dni temu poprosił mnie o pieniądze na karnet na siłownie. Pomyślałm sobie: świetnie. Popracuje nad ciałem bo przy tak podłej samoocenie nie podoba się sobie, pobędzie między ludźmi, może kogoś fajnego pozna no i wyjdzie z domu. Poszedł, wrócił zadowolony, Trener ustalił mu jakiś program i miał wrócić na siłownie za dwa dni. Nie poszedł- zakwasy. Wczoraj pytam czy pójdzie: tak jutro. Dzisiaj pytam, o której idzie. Nie idzie. Stwierdził że na karnet nie ma limitu czasu i pójdzie kiedyś tam. Najpierw pomyślałam że to lenistwo ale jednak chyba obawa przed oceną ludzką. Poprosił mnie o auto. Chciał z kuzynem pojechać gdzieś tam bo pracy kuzyn szuka. Chciał jechać bo się nudził. Ale się rozgadałam. Chciałam Ci tylko powiedzieć że po tym jak syn pokazał mi to forum to jakby ktoś wylał wiadro lodowatej wody na moją głowę. To co kiedyś uważałam za lenistwo, złośliwość, wredność i Bóg wie co tam jeszcze zmieniło się w chęć zrozumienia i pomocy. Nie jest to łatwe bo czasem syn mówi że nie lubi ze mną gadać bo mówię za dużo, pouczam, nie słucham, że u psychologa jest fajnie, może się wygadać. Więc staram się słuchać, nie oceniać. Trudne to jest dlatego że wydaje mi się że jak mówię: chodź do szkoły to powinien zrozumieć, że to dla niego a nie dla mnie ważne. Ja szkołę skończyłam, pracuję ale gdybym skończyła np. jeszcze studia to może byłoby mi lepiej. Trudno patrzeć jak własne dziecko samo robi sobie "krzywdę". Wiem że muszę zmienić to myślenie. Muszę go wspierać, popierać ale jednocześnie pozwolić żeby uczył się na własnych błędach a nie moich. Pozdrawiam. [Dodane po edycji:] Ps. Powinienieś znaleźć psychologa który by Ci przypasował. Jeżeli Twoja mama nie będzie potrafiła zrozumieć że robi swoim zachowaniem krzywdę Ty być może nauczysz się choć trochę radzić ze swoimi i jej emocjami. Psycholog naprawdę pomaga. Czasem szlag mnie trafia, że to tak długo trwa, że efekty są tak powolne ale jednak są. Mam nadzieję, że moje dziecko "wyjdzie na ludzi".
  10. napisałaś jakby o moim synu. Leczy od kwietnia u psychologa depresje metodą o której własnie tu mowa. Wydaje mi się że jeszcze długa droga przed nim ale zdarzają się momenty że jest naprawdę dobrze. Całkiem niedawno zakochał się (poznał ją przez internet) i wtedy było rewelacyjnie mimo że miał wiele obaw i lęków, dziewczyna go uskrzydliła. Niestety coś się stało i się roztali. Wtedy był kryzys i jest do tej pory. Jednego dnia jest w miarę dobrze, drugiego odczepcie się ode mnie, chce być sam, nie pojde do pracy, do szkoły, nic robić nie bedę. Chyba najgorsze jest to że często myśli ze nie warto nic robić bo i tak się nie uda. Twierdzi że zycie w samotności to jego świadomy wybór. Mam nadzieję że terapia nadal bedzie mu pomogać i z tego marazmu się podniesie.
  11. Jestem mamą 19-latka z depresją. Może nie byłam aż taka jak Twoja mama ale większość życia twierdziłam że po co chwalić i tak wiadomo że coś komuś dobrze wyszło. Jak było coś źle to głośno zauważałam bo pewnie nikt tego nie widzi więc trzeba ganić. Dawno temu odeszłam od męża. Tez z nim walczyłam i z perspektywy czasu widzę że trochę tę walkę przeniosłam na syna. Ma niestety podobny charakterek do tatusia i za wszelką cenę chciałam wyplenić jakieś zachowania. Depresje syna częściowo spowodowałam ja. Ale mam to szczęście że syn chodzi na terapię i sama dużo z tego czerpie. Potrafię z nim otwarcie porozmawiać co go boli, co go gryzie i przede wszystkim staram się go nie ganić, nie oceniać i nie gderać. Choć nie zawsze się to udaje. Dzisiaj sie wściekłam. Wstał, zrobił sobie kawę i siadł do komputera. Ani cześc ani dzień dobry, pytam: jedziemy na działke, jezioro, gdziekolwiek? Usłyszałam tak jak od kilku dni chce byś sam, będe jadł, spał i grał i tak do końca wakacji. Wiem że nie powinnam bo teraz ma jakieś gorsze dni w swojej depresji ale coś we mnie pękło, zrobiłam awanturę. Jak się uspokoiłam pomyślałam: i po co to było? Ja mam to szczęście że się opamiętałam, zauważyłam że własnemu dziecku robie krzywdę. Moim zdaniem póki co powinienieś przede wszystkim chodzić na terapię i może postarać żeby Twoja mam też spróbowała. A może faktycznie dobre jest to co inni radzą, wyprowadzić się tam gdzie jest szansa że ktoś Cie bedzie wspierał, choćby poki co do ojca.
  12. agi114

    dziękuję

    Dziękuję za odpowiedzi. Chyba mi łatwiej na spokojnie rozmawaić o takich problemach z ludżmi z którymi nie jestem w żaden sposób związana. Trudno mi zrozumieć depresyjne myślenie bo jest czasem strasznie destrukcyjne. Syn ma 19 lat. Chodzi do zawodówki i mało nie zawalił właśnie drugiej klasy. Z powodu absencji drugi rok z rzędu ma naganne zachowanie. Teraz rozumiem że w szkole źle się czuje. Kiedys tłumaczyłam, prosiłam a w końcu wrzeszczałam i karałam. Nic nie dawało rezultatu. Pytałam dlaczego tak postepuje. Nie wiedział lub nie chciał mówić. Pluję sobie w brodę że nie pomyslałam że to może właśnie problem psychiki. Ktos kiedyś nawet zauważył że syn jest "taki wygaszony". Też żadna myśl nie wpadła mi do głowy. Gdzieś po głowie chodziła mi wizyta u psychologa z synem ale się wycofałam bo próba zmuszenia do jakiegokolwiek działania kończyła się potworną awanturą. No ale tak było kiedyś, przed rozpoznaniem. Miałam to szczęście że syn, choć podejrzewam, że było to dla niego bardzo trudne, sam mi powiedział o swoim galimatjasie w głowie. Zaczął leczenie. Wyjaśnie jeszcze tylko że dzieciństwo mojego dziecka nie wyglądało do końca jak powinno. Nieodpowiedzialny tatuś który dążył tylko do tego żeby jemu było dobrze a z którym rozwiodłam się jak syn miał 11 lat. Mamusia czyli ja bardzo długo traktowała syna jak dzieciatko które jest malutkie i trzeba je wyręczać. Chciałam w jakiś chory sposób wynagrodzić dziecku brak ojca. Z perspektywy czasu dochodze do wniosku że mój były który miał naprawdę trudne dzieciństwo też miał depresję. Ale może w końcu do rzeczy. Syn ma ostatni rok nauki. jeżeli skończy go z nagannym zachowaniem to tak jakby w ogóle nie chodził do tej szkoły, poprostu nie dostanie świadectwa i dyplomu zawodowego. I najbardziej dziwi mnie fakt że syn zdaje sobie z tego sprawę, wiedział i wie że powinien chodzić na lekcje, zna konsekwencje a tak trudno mu coś z tym zrobić. Tak trudno podnieść tyłek. Widze że się stara, próbuje ale częściej nie wychodzi jak wychodzi. Czy człowiek w depresji faktycznie nie myśli o konsekwencjach, przecież może zmarnować sobie życie. Właśnie tego nie potrafie pojąć.
  13. agi114

    syn

    Dziękuję za odpowiedzi. Chyba mi łatwiej na spokojnie rozmawaić o takich problemach z ludżmi z którymi nie jestem w żaden sposób związana. Trudno mi zrozumieć depresyjne myślenie bo jest czasem strasznie destrukcyjne. Syn ma 19 lat. Chodzi do zawodówki i mało nie zawalił właśnie drugiej klasy. Z powodu absencji drugi rok z rzędu ma naganne zachowanie. Teraz rozumiem że w szkole źle się czuje. Kiedys tłumaczyłam, prosiłam a w końcu wrzeszczałam i karałam. Nic nie dawało rezultatu. Pytałam dlaczego tak postepuje. Nie wiedział lub nie chciał mówić. Pluję sobie w brodę że nie pomyslałam że to może właśnie problem psychiki. Ktos kiedyś nawet zauważył że syn jest "taki wygaszony". Też żadna myśl nie wpadła mi do głowy. Gdzieś po głowie chodziła mi wizyta u psychologa z synem ale się wycofałam bo próba zmuszenia do jakiegokolwiek działania kończyła się potworną awanturą. No ale tak było kiedyś, przed rozpoznaniem. Miałam to szczęście że syn, choć podejrzewam, że było to dla niego bardzo trudne, sam mi powiedział o swoim galimatjasie w głowie. Zaczął leczenie. Wyjaśnie jeszcze tylko że dzieciństwo mojego dziecka nie wyglądało do końca jak powinno. Nieodpowiedzialny tatuś który dążył tylko do tego żeby jemu było dobrze a z którym rozwiodłam się jak syn miał 11 lat. Mamusia czyli ja bardzo długo traktowała syna jak dzieciatko które jest malutkie i trzeba je wyręczać. Chciałam w jakiś chory sposób wynagrodzić dziecku brak ojca. Z perspektywy czasu dochodze do wniosku że mój były który miał naprawdę trudne dzieciństwo też miał depresję. Ale może w końcu do rzeczy. Syn ma ostatni rok nauki. jeżeli skończy go z nagannym zachowaniem to tak jakby w ogóle nie chodził do tej szkoły, poprostu nie dostanie świadectwa i dyplomu zawodowego. I najbardziej dziwi mnie fakt że syn zdaje sobie z tego sprawę, wiedział i wie że powinien chodzić na lekcje, zna konsekwencje a tak trudno mu coś z tym zrobić. Tak trudno podnieść tyłek. Widze że się stara, próbuje ale częściej nie wychodzi jak wychodzi. Czy człowiek w depresji faktycznie nie myśli o konsekwencjach, przecież może zmarnować sobie życie. Właśnie tego nie potrafie pojąć.
  14. agi114

    syn

    Witam. Mnie nic nie dolega ale mój syn mam depresje. Jest pełnoletni więc od psychologa usłyszałam tylko że nic nie może mi powiedzieć. Stwierdził tylko że to depresja. Generalnie przejawia się to fobią społeczną ( ludzie są głupi, nienormalni, niepotrzebni, pozabijać ich, tylko ja jestem mądry, wszyscy muszą myśleć jak ja, z nikim nie będę się spotykał) Syn od kwietnia dwa razy w tygodniu chodzi na terapię a oprócz tego bierze leki zapisane przez psychiatrę. Od psychologa syna mogę się ewentualnie dowiedzieć jak postepować z chorym w depresji (podczas płatnej godziny). Nie jest to jak stwierdził terapia rodzinna. Ale czy to jest prawidłowe? Efektem brania leków sa też napady agresji. Przy takim właśnie napadzie ( bo ktos powiedział coś za dużo) zaczął rozwalać sprzęty, walić pięscią gdzie popadnie. Terapia chyba skutkuje ale mam wrażenia że czegoś w niej brak. Teraz syn coraz rzadziej twierdzi że ludzie są do niczego. zaczął zauważać że źle postepuje lub myśli i stara się coś z tym robić, choć nie zawsze wychodzi. Często też mysli niestety że jest upośledzony umysłowo, nieprzystosowany do życia a to wszystko moja wina bo nie nauczyłam go jak żyć. Błędy wychowawcze jak każdy popełniałam ale spokojnie, powolutku to wyjaśniamy. Choć to co wczoraj było dla niego logiczne i wyjaśnione i wcale nie moją winą, dzisiaj urasta do rangi czegoś potwornego i to właśnie przeze mnie. W swoim życiu widzi tylko to co było złe, nieprzyjemne, sprawaiało mu trudność, fajnych rzeczy nie pamięta. Nie pamięta jak z chłopakami latał po podwórku i świetnie się z nimi bawił, jak się dobrze z nimi czuł. Widzi to inaczej: wszyscy traktowali go dziwnie, jak odludka, dziwaka, nikt nie chciał z się z nim bawić. Sam zresztą przyznał ze pielęgnuje w sobie to złe. Przykład: kolega zaprosił go na grilla. Pożalił mi się że chciałby ale boi się iść bo nie będzie umiał z nimi rozmawiać, opowiadać na pytania, wezmą go za głupka. Następnego dnia już jakby nie pamiętał że chciał iść ale się bał. Wiedział za to że umysłowego nikt nie zaprasza a jak już to po to aby zrobić z niego posmiewisko. Wiem że leczenie depresji to też zmiana myślenia ale jak to długo bedzie trwać? Jak mam pomóc własnemu dziecku? Czy to normalne że są wzloty i upadki i oskarżanie najblizszych o wszystko?
×