Skocz do zawartości
Nerwica.com

Korat

Użytkownik
  • Postów

    986
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Korat

  1. brak uczuć, nie pamiętam, bodajże 400mg. Jestem prawie pewien, że jednak pójdę do szpitala. Nie mogę czytać rzeczy związanych ze studiami, także to koniec. Męczę się strasznie i cały czas dygoczę.
  2. Tyle teoria, a mi to i tak nic nie pomogło. Dzisiaj przespałem cały dzień praktycznie i towarzyszy mi duże napięcie z niepokojem.
  3. Co weekend to samo. W trakcie tygodnia nic nie robię poza fizyczną obecnością na zajęciach i tłumaczę swój brak pracy tym, że jestem zmęczony chodzeniem na zajęcia, ale gdy przychodzi weekend to już niczym nie mogę się wytłumaczyć, że ciągle brak mi sil i motywacji do pracy. Jak tak dalej pójdzie, to w żałosny sposób zawalę te studia, ale już 1/3 semestru za mną, może uda się chociaż fizycznie dotrwać do końca, żeby z honorem odpaść.
  4. Paranoja, to stanowi dla ciebie jakiś problem?
  5. Nie widzę sposobu w jaki leki miałyby zmienić moje postrzeganie świata i czucie się w nim, raczej skłaniałbym się ku temu że leki nic do mojego zdrowienia nie mają. Widziałbym w tym psychologiczny problem, tylko nie wiem czy to mój problem czy świata w którym żyję. Co do psychoterapii, to odnośnie mojej sytuacji uważam je za zbędne, bo są zbyt prymitywne i nie dotykają tego co należy, także odpadają. Jedynie ja sam mogę sprawić by poczuć się lepiej w tym świecie, być może nie uda mi się tego osiągnąć, bo wygląda na to że musiałbym wiele rzeczy w sobie zabić , które uważam za pozytywne. Po prostu świat jest beznadziejny i nie chcę w nim istnieć, tak go postrzegam i nie widzę argumentów przemawiających za tym by cieszyć się życiem, nie mam powodów dla których miałbym się cieszyć. Wygląda na to, że jestem skazany na marny żywot, popróbuję oszukać siebie i odnaleźć się lepiej, ale raczej wygląda na to że lepiej mi będzie dostosować się do tego jaki jestem i z tego wycisnąć co się da. Wygląda na to, że jedyne co będę mieć w tym życiu to maksymalnie praca na pół etatu i renta, bo więcej nie jestem w stanie z siebie wycisnąć tak by nie przeżywać katorżniczych cierpień.
  6. Ufff co za ulga. Jestem jakiś taki spokojniejszy, na luzie. Mózgu mi nie zaprzątają destrukcyjne myśli i jest lżej. Wygląda na to, że przyszła długo oczekiwana stabilizacja. Nie ma niestety napędu, anhedonia i apatia dalej rządzą, ale przynajmniej tych bonusów już w takim nasileniu nie ma. brak uczuć, te urozmaicenia o których mówisz, to jestem w stanie jedynie raz na jakiś czas wprowadzić w życiu, bo kompletnie mnie nie cieszą takie rzeczy. Ale trzeba raz na jakiś czas sprawdzić czy coś się nie zmieniło i doświadczyć tej inności, bo jak sie tkwi w bagnie, to nie wychodząc z niego się z niego nie wyjdzie i nie jest to masło maślane, kto w to wniknie to skuma o co mi chodzi. Trzeba mimo wszystko podejmować starania i się wystawiać na bodźce.
  7. Macie rację. Przygnieciony tym ciężarem gdzieś mi to umknęło, że trzeba żyć tak by mieć do czego wracać. Jestem na tych studiach, gdybym dziś wyzdrowiał, to od jutra mógłbym wieść normalne życie, nie mogę dopuścić do tego by się zatracić. Zająć się czymś na miarę swoich możliwości, ale nie zatracić się całkowicie.
  8. Nie wiem sam. Przecież na tych studiach to ja tylko siedzę na zajęciach i robię notatki, a mimo to jest mega hardkor. Taka walka z sennością, że nie da się wyrobić, straszliwe cierpienia. Nie chcę tak żyć do emerytury, w końcu walne wszystko jeśli to by trwało zbyt długo. Jak bóg da to skończę te studia i obym znalazł wtedy pracę na pół etatu by zobaczyć czy wytrzymam 4 godziny dziennie. Już raz pracowałem po 4 godziny przez 3 dni w tygodniu, ale dostałem od tej pracy załamania nerwowego i wytrzymałem tylko miesiąc, także moje obawy nie są wyssane z palca. Oby się udało, nie wiem co z tą renta, bo z jednej strony jest to kasa, a z drugiej dają ci niepełnosprawność i wtedy gorzej pracę znaleźć, zwłaszcza że to jest niepełnosprawność na głowę.
  9. natrętek, dokładnie o tym pisałem, dobrze to zauważyłeś. Także twoja historia pokazuje, że moje przemyślenia nie są wyssane z palca, że ciężkie czasy mogą jeszcze przyjść po studiach o ile je w ogóle zdam. Walcz o rentę, bo musisz za coś wegetować. Wczoraj miałem bardzo dobry dzień, dzisiaj z kolei katorżnicza walka z sennością, coś strasznego i tak przez całe 6 godzin zajęć, ale wytrzymałem, gdybym coś czuł to byłbym z siebie dumny.
  10. Ja studiuję, bo po prostu jedyne co muszę robić, to wstać rano, ubrać się , dojechać i siedzieć na zajęciach. Jest niezmiernie ciężko wykonywać systematycznie te czynności, ale jednak w 90% udaje mi się być na zajęciach. Niestety tylko w 5% udaje mi się zmotywować do nauki w domu, także będzie problem z zaliczaniem przedmiotów. W każdym bądź razie cała trudność polega na tym, że muszę wstać o odpowiedniej porze i dojechać na zajęcia, nic więcej, myślę że każdy byłby w stanie to wykonać. To samo robi brak uczuć. Problem pojawia się tam gdzie nie ma żadnego punktu zaczepienia. Gdy trzeba od zera zaczynać znajdować sobie miejsce na świecie, to przy naszych zaburzeniach to jest tragedia. Weź idź szukaj pracy, rozmawiaj z pracodawcami, ucz się nowych rzeczy i odnajdź się w nowym środowisku. To jest tragedia. Ja studiuję czwarty rok, ludzi znam, uczelnie znam, nic mnie tam nie może zaskoczyć i jedyne co robię to siedzę w ławce. Tak samo brak uczuć, po zwolnieniu wróciła do pracy, którą znała już długo, niczego nie musiała się na nowo uczyć, sama mówiła że to prosta praca. Natrętek, zobacz, że od czasu gdy jesteś na oddziale dziennym to to też jest forma pracy, musisz wstać i dojechać na czas, masz zajęcia itp. To jest aktywność analogiczna do studiowania i pracy jaką ma brak uczuć. Ja z brak uczuć chodzimy codziennie na stare śmieci, a ty natrętek codziennie uczęszczasz na mało wymagające zajęcia, poziom trudności jest podobny. Ale zaprawdę powiadam wam, że gdybym miał od zera zaczynać w jakiejś nowej pracy , od zera budować kontakty, od zera się uczyć, to bym chyba się załamał. Już ze studiami mi ledwo idzie, na których jestem czwarty rok i jedyne co robię to siedzę na zajęciach, a co dopiero nowa praca. A wy magic i natrętek jesteście w takiej sytuacji, że nic nie macie i żeby wyjść z gówna musielibyście od zera zacząć wspinać się na szczyt, przy naszych możliwościach to jest ekstremalnie ciężkie. Ja po prostu wspiąłem się kiedyś wyżej i teraz próbuję utrzymać ten poziom, ale nie wyobrażam sobie wspinać się od zera jeszcze raz. Z takim czymś mi się kojarzy wasza i moja sytuacja.
  11. Lekarka zaproponowała mi szpital, ale postanowiłem odwlec to w czasie. Mam coś jeszcze do zrobienia na tych studiach. Do solianu dorzuciła depakine 800mg. I jeszcze jedno. Powiedziala, że jak najbardziej mogę starać się o rentę, że jestem ciężko chory i mi się należy. I tak zrobię, zawsze to w jakiś sposób odciąży rodziców.
  12. I jeszcze jakiś mądry personel by nami kierował byśmy mieli zajęcia i coś robili. Nie bylibyśmy pasożytami . Takie hostele są wspaniałym pomysłem, ale oczywiście w polsce to jest żenada i taniej jest ładować w człowieka prochy , które nic nie dają.
  13. Może i bym nawet nie potrzebował renty, gdyby istniał w pl taki system pomocy socjalnej który pomógł by mi załatwić spokojną pracę na pół albo ćwierć etatu. Mógłbym robić nawet za 400zł miesięcznie, byleby to mnie nie wykańczało i nie musiałbym pobierać renty wtedy. Ale polska to taki kraj, że aż żal bierze.
  14. magic, dokładnie, wegetować też trzeba za coś.
  15. magic, ja też nie daję rady czytać tych długich postów. Gdybym miał rentę, to bym ją całą oddawał rodzicom, bo to ich zasługa, że cokolwiek jeszcze robię, ja nie mam zbytnio potrzeb, także 500zł wystarczyłoby mi. Od wczoraj śpię już ponad 15 godzin. Niestety depakine chrono niweluje efekt pobudzający solianu u mnie. Chyba nie będzie sensu brać dłużej tego leku.
  16. xpiotrekx, buhahahaha. No nie no, to już są jakieś jaja. Nie mogę w to uwierzyć. Zobacz sam: Schizofrenia paranoidalna (s. urojeniowa[1]) – typ schizofrenii, w przebiegu której dominującymi objawami choroby są objawy pozytywne (urojenia oraz halucynacje); Wikipedia Paranoidalny to znaczy urojeniowy, to znaczy będący objawem wytwórczym. Co oni ci u licha zdiagnozowali?, to brzmi jak leukocytoza leukopeniowata. czytaj: Masło maślane.
  17. Dokładnie to samo uważam na temat uszczęśliwiania wszystkich. Nie mógłbym być sobą gdybym miałbyć gdzieś gdzie wszyscy są szczęśliwi. Coś totalnie musiałoby mnie przeprogramować, musiałbym stać się nieświadomy niczym noworodek, ale to z kolei byłoby nie etyczne, bo coś trzeba by było we mnie zabić. Bóg musiałby nieźle mnie skrzywdzić bym był wiecznie szczęśliwy, dlatego między innymi niebo można wrzucić między bajki. Powiem tak, nie chciałbym być nieśmiertelny. To, że mam świadomość że odejdę z tego świata na zawsze jest dla mnie ukojeniem i podnosi wartość tego wszystkiego czego doświadczam. Niestety przez zaburzenia jest to tylko taka intelektualna wartość. Mam świadomość, że mam tylko jedno życie, że każda chwila odchodzi bezpowrotnie, że mam niewiele czasu aby poznać świat. Dobrze się składa, że mam na to maksymalnie kilkadziesiąt lat, bo i tak męczę się bytując na tym świecie, na szczęście to się kiedyś na zawsze skończy, bo ja się skończę. To, że tak mam w głowie poukładane stanowi wielki problem dla terapeutów. Bo ja im z jednej strony mówię o tej wyjątkowści wszystkiego co można doświadczać, a z drugiej mówię że to wszystko dla mnie nic nie znaczy. No ale ja już nie przeskoczę tego problemu, że terapeuci nie mogą przełknąć, że mój świat emocjonalny jest zaburzony i że choć intelektualnie potrafię wszystko mieć uporządkowane, to emocjonalnie jestem wrakiem człowieka. Poprzednia moja terapeutka ciągle mi mówiła, że wszystko co mówię jest słuszne, że mam rację ale chciała mnie przekonać że powinienem się cieszyć. Ale ja nie potrafię od tak sobie włączyć w sobie radości, ludzie takie rzeczy po prostu mają i nie uruchamiają ich intelektualnie, dlatego też między innymi myślę , że oddziaływanie terapeutyczne jest w naszym przypadku skazane na porażkę. Takie oddziaływanie działa na emocje u kogoś kto je ma, jak ktoś ich nie ma to terapeuta może oddziaływać tylko na intelekt, a tak jak wcześniej napisałem nie sądzę żeby siłą intelektu można było włączyć emocje. Pozostają albo leki, albo jakieś hardkorowe sytuacje typu zagrożenie życia, tak żeby te intensywne przeżycia coś wzbudziły. Nie wiem jak wyjść z impasu. brak uczuć, ty tak obsesyjnie rozkminiasz na temat tej schizofrenii prostej, że mam wrażenie że ty marzysz o tym by ją mieć. Powiem ci, że na pewno jej nie masz, choćby dlatego że tak strasznie się tej choroby boisz. Mi lekarka ostatnio powiedziała, że boi sie czy nie rozwija mi się schizofrenia i posłała mnie na badania, ale jestem pewien że wyjdą maksymalnie zaburzenia schizotypowe, bo nie mam urojeń i głosów. Wszędzie piszą, że schizofrenia prosta, to kontrowersyjny twór, że ma go nie być, że już się odchodzi od takich diagnoz, a ty ciągle masz jazdę z tą diagnozą. Jak tak będziesz męczyć lekarzy o tą schizofrenię, to w końcu ci napiszą że masz hipochondrię i tyle będziesz mieć z leczenia, dlatego wrzuć na luz. Przeczytaj jeszcze raz co kępiński napisał o tej schizofrenii i głęboko się zastanów czy pasujesz pod ten opis: http://www.nerwica.com/schizofrenia-bez-objawow-wytworczych-t23605-210.html
  18. uht, jestem zdania, że ludzkość kiedyś wymrze i nie zostanie po nas nawet ślad. Dla mnie to, że istnieje życie na Ziemi to takie pierdnięcie wszechświata, szybko znikniemy. Wszechświat nie jest dla nas, po prostu się pojawiliśmy bo to było możliwe i wcale nie jesteśmy fajni z tego powodu, a tym bardziej fajniejsi od jakichkolwiek innych istot żywych. Wobec tego wszystko co robimy jest marne i bez celu, tak czy siak wszystko zamieni się w pył, nawet nasze Słońce więc o czym my tu gadamy? Ludzie jak dla mnie robią to co robią tylko dlatego, że są tak zaprogramowani przez ewolucję i nie są w stanie przeciwstawić rozumu temu programowi. Gdyby ludzkość dojrzała tą marność istnienia, nie wyobrażam sobie żeby na przykład z taką pasją się rozmnażali, bo to by było beznadziejnie bezsensowne. Jedyne co w tym wszystkim mnie przekonuje o tym, że coś jest ze mną nie tak, to fakt że skoro już istnieję to warto by było wykorzystać ten czas i móc poznać wszechświat, to powinno być ciekawe zajęcie na całe życie. A jednak tak nie jest, coś sprawia że w praktyce pogrążam się w tym powalonym stanie zmęczenia, apatii i anhedonii i nie chce mi się z własnej woli podejmować żadnych czynności, prócz próżnowania dla zabicia czasu. Widocznie w moim programie coś nie działa, bo nawet wszechświat nie robi na mnie wrażenia i wolę próżnować i jak najszybciej przybliżyć się do śmierci, niż kontemplować to wszystko co mnie otacza, napawać się tym i brać udział w tworzeniu. Taka przykra rzeczywistość i to chyba jest najlepszy dowód na to, że coś jest ze mną nie tak i z nami wszystkimi. Z drugiej strony w dodatku jak tak patrzę na wszechświat, na to że nasza Ziemia jest pyłkiem w układzie Słonecznym , układ Słoneczny pyłkiem w drodze mlecznej , a droga mleczna pyłkiem w widzialnym wszechświecie, to uświadamiam sobie jak marne są moje problemy, jakie to niskie jest się nimi przejmować wobec tak olbrzymiego majestatu wszechświata. Gdybym mógł tylko odczuwać, to gwarantuję wam, że spędziłbym całe życie na poznawaniu i odkrywaniu prawd o wszechświecie, kontemplowałbym je i cieszył się nimi, a tak to jestem w pustce i nie wiem co robić, liczę że się odblokuje coś we mnie. Zastanówcie się nad tym co tu napisałem.
  19. Mi wczoraj i dzisiaj udało się wytrzymać na uczelni pomimo dużego zmęczenia i senności. Kolega znowu się mnie pytał czy wszystko w porządku, bo ciężko oddycham na zajęciach. Koleżanka z którą jestem w grupie na laborkach ma ze mną kłopot, bo nie zawsze kontaktuję co do mnie mówi, większość rzeczy musi robić za mnie. Inna koleżanka jest zdziwiona, że się zachowuję inaczej niż kiedyś. Koledzy zarzucają mi, że się izoluję. Najwyraźniej wyczerpała się moja zdolność do udawania, że wszystko jest ok, już wychodzą na wierzch demony. Mimo to wczoraj i dzisiaj było znośnie. Na pierwszym planie było spowolnienie, zmęczenie, anhedonia i apatia.
  20. Poszedłem na te zajęcia. Miałem straszną derealizację, świat moimi oczami to tylko jakieś puste kształty, kolory i zmienność. Kolega na przerwie między zajęciami spytał się mnie czy ze mną wszystko w porządku, bo strasznie sapałem ponoć. Co ja mogę poradzić, byłem pogrążony w tej derealizacji i stąd nie kontrolowałem się. Oni na pewno wiedzą, że jestem nienormalny.
  21. O czym Ty piszesz? Jakie śmiechy? Człowieku, ze schizami trzeba walczyć. Też jak mam gorszy dzień, to sobie wkręcam, że się ze mnie śmieją. Nauczyłam się to olewać i racjonalnie sobie tłumaczyć. I robię studia z ludźmi w terminie. Weź się do kupy i wyjdź rano na uczelnię, a przekonasz się, że mnóstwo ludzi jest jeszcze gorzej znerwicowanych niż Ty. -- 07 mar 2011, 18:44 -- Korat, nie martw się, nie martw, a na którym roku jesteś studiów, tj. ile masz lat? Ja jak miałam 19 lat zaczęłam studia i chyba ze 3 razy wybiegałam z płaczem z sali... Potem czułam się upokorzona. A potem zrozumiałam, że tak naprawdę nikt nie przywiązuje do tego tak wielkiej wagi jak ja, nikt się nie zawziął na mnie i nie chce mnie zniszczyć. Z tego, co zobaczyłam masz zaburzenie osobowości schizotypowe. Oto fragment definicji z Wikipedii: "doszukiwanie się we wszystkim ataku na siebie; wycofanie się z kontaktów społecznych z powodu lęku". Walcz z tym! Walcz z całych sił! To Twoja głowa, a nie to, co się naprawdę dzieje. Nie muszę sobie niczego wkręcać, po prostu tego doświadczam. Jestem na drugim stopniu studiów, czyli czwarty rok. Mam zamiar próbować. Ewentualnie dogadam się może czy mogę nie chodzić na zajęcia i tylko na zaliczenia przychodzić. Może się uda.
  22. Kai, tak zrobię. Spróbuję jeszcze.
  23. Ludzie pomóżcie, bo jestem załamany. Moje studia wiszą na włosku, już nie daję rady! Wrócę, to będą wszędzie śmiechy i komentarze, a sam będę przeżywał katorgę by rano wstawać i wychodzić na zajęcia. Rzucę studia, to wszędzie będę nikim, nic już mi nie pozostanie. Nie wyrabiam, życie mi wymyka się spod kontroli. Tragedia i znikąd pomocy. Rodzice mówią żebym zrobił co chcę, a i tak źle i tak źle. Co robić?
  24. Chciałbym tylko powiedzieć, że wygląda na to że ze studiami u mnie koniec. Szala goryczy została przelana. Mam nowego lekarza, chce zrezygnować u mnie z solianu i teraz będę póki co brać solian z depakine chrono. -- 07 mar 2011, 14:49 -- No nie, właśnie przeczytałem na forum schizofreników , że ten Depakine zabrał im kompletnie uczucia, że byli po nim jak zombie i dopiero po odstawieniu wracali do siebie. Tragedia co ta lekarka mi dała. Myślę , że ona chce mnie wykończyć. -- 07 mar 2011, 18:22 -- Wygląda na to, że nie podołam tym studiom. To jakiś chory film, nie mogę uwierzyć że to rzeczywistość. Jestem za burtą życia społecznego i umieram. Wszystko jest źle i jeszcze do tego ma dojść ta porażka ze studiami. Jestem załamany, teraz będą sobie o mnie gadać tam na studiach: "patrz nie ma korata, pewnie mu na łeb padło, on zawsze był jakiś dziwny, to jakiś wariat" , wszędzie na studiach będę mieć taką opinię. Gdzie się nie ruszę ludzie będą wiedzieć, że jestem nienormalny, będą komentować i śmiać się. Społecznie już nic nie znaczę, mogę iść umrzeć, jedynie z lenistwa tego nie robię i dlatego że żal mi rodziców że na takie coś ich narażam. Co mam robić, bo jestem osaczony? Wrócę na studia to nie wiem jak wytrzymam te spojrzenia ludzi i ten cały pakiet związany z brakiem woli i sił na wyjście z domu na zajęcia. Gdy rzucę studia, to wszędzie będę zdegradowany, wszędzie będę g.ówno znaczyć, będę nikim, i w oczach ludzi będę przegrany, a sam się pogrążę w nicości. Co robić?
  25. Jak bym miał płacić za leki miesięcznie więcej niż 50 zł, to rzuciłbym całe to leczenie.
×