
Korat
Użytkownik-
Postów
986 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Korat
-
natrętek, ja u brak uczuć widzę to co mi wcisnąć chciała moja terapeutka. Te nadprogramowe objawy typu wielkie cierpienie i myśli samobójcze brać mogą właśnie z myślenia. Nadmierne nakręcanie się i analizowanie w naszym przypadku musi prowadzić do myśli samobójczych a w skrajnych przypadkach do paniki, bo jesteśmy jakoby osaczeni bezsensownością i się dusimy żyjąc. Jak brak uczuć idzie do pracy, to sie skupia na zadaniach i lepiej działa wtedy, nie myśli za dużo i tylko podstawowy zestaw objawów jej towarzyszy. Mam podobnie, to jest ten mój stan stacjonarny, zobojętnienie, apatia, anhedonia, ale nie ma nadmiarowego cierpienia i można wtedy istnieć. Nakręcanie się myśleniem wprawia w myśli samobójcze i dodaje objawów depresyjnych. Terapia poznawczo-behawioralna jest ponoć świetna na zwykłą depresję i po miesiącu daje efekty, bo uświadamia właśnie pacjentowi , że sie myślami nakręca. My nie mamy zwykłej depresji, to jest coś o wiele bardziej przewlekłego i nawet bez myślenia i nakręcania się jest źle, ale można uniknąć nadmiarowych objawów nie nakręcając się myślami. Nie wiem czy jasno sformułowałem myśli.
-
Dzisiaj lepsza faza choroby przyszła. Stan stacjonarny jest z zobojętnieniem i mogłem nawet przez moment się ruszać. Trochę przysiadów zrobiłem.
-
Ja mam często niby świadome sny, ale to nie do końca są świadome sny. Jestem świadomy, ale mam ograniczone możliwości. Zawsze jest ten sam scenariusz, że leżę sparaliżowany w łóżku, nie czuję czy oddycham, czy mi serce bije itd. i nie mogę ruszać ciałem. Jedynie mam wrażenie jakbym duszą mógł ruszać i wychodzić z ciała. Ciężko jest mi się obudzić z tego stanu, prawie nie mam nad tym panowania. To chyba jest paraliż senny. Po obudzeniu się przez kilka minut widzę wszędzie różne stworki, albo słyszę głosy. Potem to mija. Ponoć to są omamy hipnopompiczne. Miałem to już setki razy. Częściej to mam gdy kładę się na plecach.
-
zawilinski, odnoszę wrażenie że jesteś zbyt bardzo skupiony na sobie i na swoim zdrowiu. Może warto nieco odpuścić?
-
U mnie też lepiej. Ostatnio częściej utrzymuje się stan stacjonarny, w którym jest zobojętnienie i można coś robić. Chciałbym żeby chociaż ten stan był stabilny, mógłbym może wtedy podjąć jakąś systematyczną aktywność, może nie aż studia, ale chociaż spacery i może bym schudł, a w przyszłości to jakaś praca. Także w miarę lekko mi jest, bo tak obojętnie, wręcz spokojnie.
-
Życzę wszystkim, abyśmy byli niczym Rocky w walce z chorobą
-
brak uczuć, ze schizofrenią to nie wiem jak to jest Co do leków, to ordynator oddziału dziennego powiedziała mi, że spróbuje ze mną jakiegoś leku przeciwdepresyjnego z neuroleptykiem. Kto wie, może to będzie właśnie solian + wellbutrin.
-
paradoksy, u mnie dokładnie to samo. Stąd jestem bardzo oszczędny, ale też przyznam że i przez zaburzenia nie mam zbyt wielu pragnień, dlatego praca za 2 tys. zł to by było dla mnie już dużo. Zresztą najważniejsze dla mnie jest to bym sobie w pracy poradził przy moich zaburzeniach, spokój przede wszystkim, pensja to drugorzędna sprawa.
-
Żywność w tym roku bardzo podrożała. Moja mama kiedyś na lajcie dawała radę wyrobić z zakupami, a w tym miesiącu coś się stało i już nam nie starcza.
-
Nie mam ambicji, nie wiem czemu. Wydaje mi się jakbym już zrobił wszystko co miałem do zrobienia, teraz to tylko dotrwać do naturalnej śmierci. Chyba takie mam zaburzenia i tyle.
-
Ja tam mam bardzo małe wymagania. Byle mieć za co opłacić rachunki, jedzenie, internet, ubrania. Na rozrywki nie wydaję pieniędzy, bo i tak nic mi mnie nie rozrywa, więc nie ma po co. Gdybym był w stanie pracować, to marzy mi się gdzieś tak 2tys. na rękę. Zamierzam do końca życia mieszkać z rodzicami, więc nie potrzebuję forsy na mieszkania czy kredyty. Kobiety też nie zamierzam mieć.
-
Nie licz na to. Próbowałem miliardy razy stawiać cele i je realizować, za każdym razem to samo. Nawet gdy obroniłem tytuł inżyniera, było mi to obojętne. Na więcej nie mam sił.
-
natrętek, to jak nie potrafią leczyć, to trudno, muszą mi rentę płacić, innego wyjścia nie widzę. Ja już swoje zrobiłem, teraz ich kolej.
-
Diagnoza wymaga obecności przynajmniej dwóch z następujących objawów, utrzymujących się przynajmniej 2 lata, a okresy remisji, o ile występują, trwają nie dłużej niż 2 miesiące: * zaburzenia łaknienia, * zaburzenia snu, * uczucie zmęczenia, * deficyt uwagi, * trudności decyzyjne, * niska samoocena, * poczucie beznadziejności. U dzieci i młodzieży symptomy te muszą utrzymywać się przez rok, aby można było rozpoznać to schorzenie. Ponadto często występują: * częściowa anhedonia, * ogólny brak motywacji, * ograniczenie zainteresowań, * niechęć do kontaktów towarzyskich, * stałe uczucie bezsensu i marnowania czasu, nudy i wewnętrznej pustki, * czasem zmniejszona dbałość o higienę osobistą (w cięższych przypadkach). Brzmi znajomo, prawda? A są to objawy dystymii. Na mocy wiedzy zdobytej przez 8 lat choroby postanowiłem postawić sobie pierwszy raz w życiu diagnozę. Jako, że objawy dystymii pasują do mnie jak ulał, a testy na osobowość pokazują, że mam os. schizoidalną, to moja diagnoza brzmi: osobowość schizoidalna z dystymią. Ciekawe co na to lekarze, skoro oni twierdzą, że to są zaburzenia schizotypowe.
-
brak uczuć, to dobrze , że masz potrzeby. Masz coś co ciebie napędza. Mi wystarczy tyle żebym mógł za co jedzenie kupić i opłaty porobić, fajnie też mieć internet, bo jest gdzie próżnować. Więcej mi nie trzeba.
-
brak uczuć, co ja ci mam powiedzieć? Na temat istnienia piekła są takie same dowody jak na temat istnienia latającego potwora spagetii i tyle. Mi tam wszystko wskazuje na to, że człowiek umierając rozkłada się i tyle i żadna dusza po nim nie zostaje, na jej istnienie też nie ma dowodów, a wszystko wygląda dużo bardziej na to że nie ma takich bytów. Piekło i dusza, to są byty, które wymyślił ktoś tysiące lat temu, gdy ludzie bardzo mało wiedzieli o otaczającej ich rzeczywistości, nie podlegają weryfikowalności jeśli chodzi o doświadczenie, ale na moje oko jest wielce nieprawdopodobne by takie byty istniały, nie będę się tłumaczyć dlaczego tak uważam. Te byty są dla mnie nie warte rozważań, tak samo jak nie warty rozważań jest Zeus, Hera, Hades , niewidzialny różowy jednorożec, krasnoludki itp.
-
brak uczuć, na mnie piekło nie działa, nie wierzę w to. Liczę się z rodzicami, dlatego mówię, że póki oni są na świecie to i ja jakoś będę ciągnąć swój żywot. Oczywiście mogę jeszcze wyzdrowieć i moje zdanie może się zmienić, ale to gdybanie.
-
amelia83, jak to jest z zaburzeniami schizoafektywnymi? Piszą w internecie, że to się łatwo leczy i że rokuje pełną remisją. Jak to jest u ciebie?
-
To fajnie amelia83, że jesteś w stanie coś robić a mimo to dostajesz rentę. Ja nie wiem czy nadaję się w ogóle do jakiejkolwiek pracy, a mam taką diagnozę, że renta jest niepewna. amelia83, jaką masz diagnozę i na co ci dali rentę?
-
Wygląda na to, że zrobiłem i doświadczyłem wszystkiego co mi było pisane w tym życiu, więc rozsądna byłaby śmierć. Wiem jednak, że rodzice chcą widzieć żywego syna, który sobie radzi, a jako że włożyli duży wysiłek w moje wychowanie, to zasługują na to. Moje wyjście z sytuacji jest takie, że się zabiję gdy umrą rodzice. Chyba, że wyzdrowieję, ale to już nie ode mnie zależy, ja swoje pokłady nadziei , woli i siły już wyczerpałem.
-
zdesperowany1, teraz to dla mnie oczywiste dlaczego z tego wyszedłeś. Otóż depresję leczy się kilka miesięcy i to normalne. Ja nie mam zdiagnozowanej depresji, ale zaburzenia schizotypowe. Mogę mieć depresję, ale głównie borykam się z negatywnymi objawami schizofrenii, stąd ta różnica w leczeniu.
-
zdesperowany1, jaką miałeś diagnozę i w jaki sposób zostałeś wyleczony? Czy dolegało ci to co tutaj nam?
-
Mam wszystko gdzieś. Już nie chodzę na zajęcia, szala goryczy została przelana. Wytrzymałem 1/3 semestru, ale patrząc inaczej to zostało aż 2/3 i nie mam kompletnie na to siły. W perspektywie jest szpital. Teraz biorę 800mg depakine chrono, 400mg solianu i w połowie kwietnia mam mieć testy psychologiczne.
-
Mam znajomą, która ma chyba podobną sytuację w domu do kasiątka. Tylko, że ta dziewczyna zrobiła na dodatek dziecko z jakimś cepem co ją w ciąży zostawił. Teraz chcą jej zabrać prawa rodzicielskie, rodzice ją szantażują, chcą wyrzucić z domu itp. a żaden ośrodek opieki społecznej, czy nawet dom samotnej matki nie chce jej pomóc. Ja też nie mam kompletnie pomysłu co ona mogłaby zrobić. Wszelkie rady wydają się być marne. Ona mimo wszystko woli wrócić do tego piekła w domu rodzinnym, chce się godzić na wszystkie warunki jakie matka jej będzie stawiać (ojciec ich zostawił dawno temu), jest zdesperowana. Sytuacja kasiątka wygląda poważnie i niestety nie wróżę powrotu do zdrowia w takim domu rodzinnym. Wizyty u psychologa to mogą tylko pomóc zabić czas i wyrwać się na chwilę z piekła, ale nie wyleczą. Tak ja to widzę, jestem pesymistą i tyle. Niestety nie wiem jak pomóc, choć się głowiłem nad sytuacją tej mojej znajomej. Jakby miała pracę za dobre pieniądze to by sobie coś wynajęła i tyle, ale ona jest chora i nie jest w stanie pracować, więc o czym tu mówić. Jedynie jakiś bogaty dobroczyńca mógłby zbawić taką osobę, a takich nie ma. Może ta koleżanka robi dobrze, że chce się odnaleźć w tym domu jak tylko można, może tyle tylko da się zrobić?
-
Wygląda na to, że wezmę zdrowotny urlop dziekański. Nic mi nie zależy na studiach, a nawet czytać nie mogę, więc to nie ma sensu. Prawdopodobnie pójdę do szpitala. Nie wiem czy kiedykolwiek wrócę na studia. Mam już tego zafajdanego inżyniera i wolałbym pójść gdzieś do pracy. Spróbuję załatwić sobie rentę i tak żyć. Żyć na tyle ile mogę z tymi zaburzeniami.