Skocz do zawartości
Nerwica.com

pobłażająca_sobie

Użytkownik
  • Postów

    43
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez pobłażająca_sobie

  1. toska przeczytałam Twój ostatni post i oczy przecieram z niedowierzania..! i wcale nie dziwię Ci się, że nie potrafisz olać tej sytuacji i się nie przejmować.. nie wiem na czym polega magiczna chęć posiadania wnuków.. że można chcieć mieć dzieci rozumiem - ale wnuki..? i w imię tego "chcenia" posuwać się tak daleko, jak Twoja mama.. wiem, że nic to Ci nie pomoże, ale współczuję Ci.. i nie chodzi tu przecież o jakieś użalanie się nad sobą/Tobą, ale po prostu o jakąś podstawową empatię.. toksyczni rodzice - a taka zdaje się być Twoja mama - rujnują życie swoim dzieciom.. dlatego ja nie chcę mieć dzieci - byłabym koszmarną matką.. odpowiadając na Twoje drugie pytanie, które mnie poniekąd zdziwiło, ponieważ wolałabym córkę. oczywiście, jakby miał to być syn, też pewnie byłoby ok., ale jeżeli mogłabym decydować, bez wahania powiedziałabym: córka ale.. chyba nie dlatego szukasz kogoś, żeby spełnić życzenie mamy..? co do tematu.. wychodzę z założenia, że nie szukam dopóki nie wyjdę na względną prostą. nie chcę być dla kogoś ciężarem, nie chcę żeby ktoś znosił moje humory i dołki.. i obawiam się braku zrozumienia, a zrozumienia od bliskiej osoby chciałabym oczekiwać.. ale to kwestia radzenia sobie z samotnością.. mnie wychodzi to całkiem dobrze, ale mam supeł przyjaciół, więc nie odczuwam teraz specjalnie potrzeby realizacji w związku.. wręcz przeciwnie.. czy rozmawiasz szczerze z mamą..? tzn. czy powiedziałaś jak bardzo jej zachowanie Cię rani..? może to naiwne pytania.. może rozmowa nic by nie zmieniła, ale może nie jest świadoma.. gorzej jeżeli jest..
  2. pasuje do mnie w większości. niestety, tak było zawsze, odkąd pamiętam problem z nawiązywaniem znajomości, stres przed pójściem do szkoły (od zerówki począwszy), właściwie denerwowałam się przed każdym wyjściem z domu.. teraz jest lepiej, ale gdy mam wykonać jakiś telefon "służbowy" (na szczęście nie zdarza się to często),trudno mi opanować nerwy i wyrzucam z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego..
  3. ja jestem ON upsssss.. przepraszam, umknęło mi.. ale, niezależnie od tego, i tak się z Tobą zgadzam
  4. Dużo "akceptowałaś" - doprawdy, aż jestem pod wrażeniem.. już sobie wyobrażam, jak katowała Cię głośną muzyką, tak że nie mogłaś znaleźć miejsca dla siebie, albo musiałaś dzień w dzień znosić jej "towarzystwo", którego najchętniej w ogóle nie chciałabyś oglądać w domu.. no i ten antyklerykalizm - straszne, że dziecko chce myśleć samodzielnie, a nie przyjmuje wartości i światopogląd rodziców.. ech.. ironizuję, ale uderzył mnie ton Twojej wypowiedzi i jedyne czym mogę go usprawiedliwić to tym, że przemawia przez Ciebie żal. ale orientacja - nie wnikając, czy fascynacja Twojej córki kobietami jest chwilowa czy nie - to jest kwestia, której dziecko potrzebuje. i może- wierz mi że może - mieć pretensje do Ciebie o to, że nie możesz tego zaakceptować.. bo to nie jest kolejna, jakaś tam kwestia. jak pisała miniSD - ona chciałaby żebyś dzieliła z nią jej szczęście, albo żebyś wspierała ją w wypadku zawodu miłosnego - a przy braku Twojej akceptacji to przecież niemożliwe.. moi rodzice wychowywali mnie dość surowo, nie akceptowali wiele rzeczy.. ale w momencie kiedy związałam się z kobietą zaakceptowali to. pewnie, że nie byli szczęśliwi z tego powodu, ale zaakceptowali i z czasem nawet zaczęli ze mną rozmawiać o moich związkach. i dla mnie był to dowód ich miłości do mnie.. tej akceptacji tak bardzo potrzebowałam, zwłaszcza, że sama miałam z nią problem.. myślę, że w sumie, dzięki temu zbliżyliśmy się do siebie jeszcze bardziej. i tutaj jestem w stanie zrozumieć Twoją córkę, że myśli o przeprowadzce do ojca - bo wiem jak ważna jest kwestia akceptacji w tej sprawie ze strony rodziców. aaaaaaa.. i tak dla Twojej wiadomości - ludzie też od wieków łączyli się w pary: kobieta + kobieta, mężczyzna + mężczyzna. to że homoseksualiści byli (są i będą) w mniejszości do par heteroseksualnych, nie oznacza, że ich nie było. i już zupełnie na marginesie - co do kwestii wychowywania dzieci, zgadzam się z miniSD. chociaż oczywiście takie pary mają trudniej, tak samo jak trudniej mają rodzice w pojedynkę wychowywane przez jednego rodzica. ale mogą wychować (i z pewnością wychowują) zdrowe i szczęśliwe dziecko, jeżeli tylko otoczą je miłością i sami będą dojrzałymi rodzicami - to chyba zupełnie tak jak w związkach heteroseksualnych.
  5. tak samo ja.. myślę, że 10 lat temu byłoby mi o wiele, wiele, wiele łatwiej.. w ogóle wiele chciałabym zmienić.. siebie najbardziej.. stworzyć się na nowo. a jeżeli mogłabym decydować to chyba w ogóle chciałabym nie być
  6. też mam podobnie.. tak mi się wydaje.. tzn. nie mam depresji, ale mam tendencję do tłumaczenia się swoim zaburzeniem (okropnie to brzmi).. tłumaczenia się przed samą sobą, gdy zawalam kolejną rzecz, gdy czuję-widzę, że zawalam swoją pracę.. marnuję życie. ale nie wiem, naprawdę nie wiem czy to jest kwestia tylko usprawiedliwienia się - że zamiast wziąć się do roboty, roztkliwiam się nad sobą.. to chyba jednak nie tak.. ja naprawdę nie znajduję siły.. nie potrafię.. i wiem, że lepiej bym pracowała - o niebo lepiej - gdybym była zdrowa. mogę więc chyba powiedzieć, że to z choroby wynikają - w dużej części - moje problemy z pracą i związane z tym niepowodzenia.. nie zawsze czułam się tak beznadziejnie, parę lat temu - trzy/cztery - funkcjonowałam normalnie i pracowałam.. oczywiście, że nie wszystkie niepowodzenia można tłumaczyć chorobą, ale czasami naprawdę jesteśmy bezsilni. ja czasem jestem bezsilna wobec samej siebie i niestety mogę tylko załamać ręce - na ten czas nie potrafię się zdobyć na żadne działanie.. :|
  7. jeżeli to Cię jakkolwiek pocieszy jestem ciut starsza i też się tak zachowuję.. gimnazjalistki bywają bardziej zrównoważone i rozsądniejsze ode mnie.. mam nieodparte wrażenie że marnuję sobie życie.. a z psychologa nie powinnaś rezygnować, chociaż może powinnaś rozejrzeć się za innym, bo ten - twierdząc, jak piszesz, że nic Ci nie jest i że nie powinnaś brać leków - wydaje mi się średnio wiarygodny.. i nie poddawaj się, trzeba (naprawdę chcę wierzyć, że trzeba) walczyć o siebie, dzień po dniu, dzień po dniu. czasami nawet wbrew sobie.
  8. może niezbyt optymistyczne utwory, ale od jakiegoś już czasu chodzą za mną. pierwszy znany będzie fanom serialu "Sześć stóp pod ziemią", drugi rozpoznają być może osoby, które widziały "Wyspę tajemnic", oba polecam uwadze.
  9. pobłażająca_sobie

    Prośba

    wyprowadzka to bardzo poważna decyzja, zwłaszcza w Twoim stanie.. ja mieszkam sama i czasami naprawdę było mi ciężko - gdyby nie pies w ogóle nie miałabym motywacji żeby wstawać z łóżka.. dlatego fajnie byłoby mieć kogoś kto Cię zmotywuje, albo po prostu będzie czuwał nad Tobą - dziewczyna, czy przyjaciele. i dobrze by było żebyś nie siedział za dużo sam w czterech ścianach.
  10. hm.. pięć dni temu zerwałam z facetem, z którym byłam dwa miesiące. w poprzednim związku 3 miesiące, jeszcze wcześniej niecałe 4. nie potrafię dłużej z nikim być. a ten z którym teraz się rozstałam był dla mnie naprawdę dobry.. i chyba w tym problem - był za dobry dla mnie.. a ja nie potrafiłam tego odwzajemnić, nie mówiąc już o uczuciu jakimś poważniejszym.. co nie zmienia faktu, że teraz mi źle i myślę, że postąpiłam zbyt pochopnie, że było trzeba poczekać, dać sobie jeszcze szanse.. sama nie wiem.. ech...... może nie wszyscy są stworzoni do bycia w związku, bycia z kimś.......?
  11. Magdaa, nie wiem czy nie powtórzę czyjegoś postu, niemniej - proponowałabym głosowanie zgodnie z sumieniem na kandydata bezpartyjnego - nie ma ryzyka, że J.K. wygra w pierwszej turze, nie musisz więc, jeżeli nie chcesz głosować na B.K, w drugiej natomiast.. hm.. nie będę nikogo namawiała i zgadzam się, że to trochę wybór "między młotem a kowadłem", ale.. nie chcę Jarka. nie. nie. i jeszcze raz nie. w drugiej z rozdartym sercem, ale pewną ręką, oddam głos na B.K.
  12. pobłażająca_sobie

    [Łódź]

    Witam, także jestem z Łodzi. mam zaburzenie osobowości; wychodzę (?) z depresji. leczę się państwowo (w Palmie) i nie narzekam. wręcz przeciwnie. pozdrawiam Wszystkich
  13. Setaloft brałam ok. 7 miesięcy, początkowo 50, później 100 mg - bez żadnych skutków ubocznych. Poprawy zdecydowanej też niestety nie było, dlatego go odstawiłam.. zrobiłam to bez konsultacji z lekarzem i nie było to mądre z mojej strony.. wtedy poczułam skutki uboczne - związane z odstawieniem (okropne zawroty głowy,poczucie odrealnienia, drętwienie rąk..) i zaczęłam jednak doceniać stan w jakim podczas brania setaloftu się znajdowałam: może bez fajerwerków, ale jednak dość stabilny. Teraz zaczęłam brać alvente - może będzie lepiej.
  14. w tempie błyskawicznym dobijam do 27 roku życia
  15. dzisiejsza data zobowiązuje - pracuję, tj. nadrabiam zaległości w pracy, piszę recenzję.. to wersja oficjalna, ta bliższa prawdzie jest taka, że cały dzień minął mi raczej na zmuszaniu się do pracy.. recenzji nawet nie zaczęłam pisać, jako że nie przeczytałam jeszcze książki, której ma dotyczyć optymistycznie patrząc jednak, to mogę napisać, że dotrzymuję towarzystwa mojemu przyjacielowi, który - jak chcę wierzyć - potrzebuje teraz być z kimś.. i cieszę się z tej możliwości, bo ja też potrzebuję jego obecności
  16. ad vocem wcześniejszych wypowiedzi: nie wydaje mi się, żeby problem autoagresji był problemem rzadkim, tak u osób będących tu na forum, jak i w ogóle... jeżeli uznamy przywoływane tutaj stwierdzenie, że autoagresją jest też zaniżone poczucie wartości i niezasadne i przesadne krytykowanie siebie, to myślę, że część osób po prostu nie wie, że źle myśląc o sobie, "załapuje się" właśnie tym samym pod autoagresję. ja nie wiedziała, aż do dziś.. w sumie zatem, moja autoagresja nie zaczęła się w momencie kiedy zaczęłam się ciąć,.. zastanawiam się nad poczuciem winy, które pojawia się w Waszych wypowiedziach.. ja go nie mam.. wstyd i owszem i robię wszystko żeby "ślady" pozostały niezauważone, (chociaż nie zawsze daję radę chodzić latem w bluzce z długim rękawem, to jednak nie mam za bardzo innego pomysłu; korektor, podkład czy puder średnio zdają rezultat, biżuteria sprawy nie załatwi, tak samo jak tłumaczenie, że pies/kot mnie podrapał - trzeba dużo naiwności żeby w to uwierzyć.. a Wy macie jakieś sposoby na lato, żeby to co być niewidzialne, takim pozostało..?) ale wstyd..? jest, ale chyba nie taki jaki macie na myśli. tzn. moje poczucie wstydu wynika nie z tego, że to robię, ale z tego że nie potrafię tego zrobić porządnie, definitywnie.. że ciągle brakuje mi odwagi i że średnio sobie daję radę z bólem (ja odczuwam ból, chociaż czytałam, że podobno przy cięciu takowego się nie czuje) i wtedy towarzyszy mi poczucie winy i gardzę sobą.. symp – wybacz za banalność tego stwierdzenia, ale sama musisz znaleźć sposób na siebie, żeby 'tego' nie robić. na każdego działa coś innego.. ja próbowałam zapijać 'ataki', ale w sumie jest to zastępowanie jednej formy autoagresji, drugą.. alkohol zwiększa tylko moje poczucie beznadziejności i chociaż czasami kończy się tylko na histerycznym płaczu, to jednak płacz ten bywa wprowadzeniem, do tego, na co miał pomóc.. i w sumie tnę się z większą łatwością i czuję się jeszcze bardziej podle.. kiepska to metoda, więc raczej nie polecam
  17. Ja natomiast chciałabym polecić książkę, która wywarła na mnie niesamowite wrażenie – przez swój optymizm i pochwałę życia. Nie czytałam wcześniej niczego tak napisanego i bardzo się cieszę, że na tą książkę trafiłam (całkiem przypadkowo wpadła mi w ręce na kiermaszu książek – ciut wymięta i przykurzona); chociaż muszę przyznać, że momentami – kiedy miewałam podły nastrój – nie mogłam jej czytać. Nie mogłam znieść radości i optymizmu, jaki z niej emanuje.. ale nie zmienia to faktu, że dla mnie książka ta – czyli Colas Breugnon - jest rewelacyjna. Napisana tuż po pierwszej wojnie światowej (1919) przez R. Rollanda, była chyba jego sposobem na poradzenie sobie z doświadczeniami wyniesionymi z czasów wojny właśnie. Motto książki mówi wiele: Święty Marcin pije wino, Wodę pozostawia młynom (klimat książki świetnie też oddaje tytuł jednego z rozdziałów – Śmierć mojej starej.. ) Z rzeczy godnych uwagi, o których chyba nikt nie pisał, polecam twórczość Sylvii Plath. Uwielbiam jej wiersze (I Am Vertical But I would rather be horizontal), ale prozę także, zwłaszcza Szklany klosz.. Nastroju nie poprawia, ale trudno żeby „optymizm” bądź „pesymizm” danej książki miał decydować czy ją czytać czy też nie..
  18. Zgodnie z tytułem, jako dopiero co przybyła - witam Wszystkich. nie chcąc pozostawać osobą zupełnie enigmatyczną, kilka słów o mnie: nie mam nerwicy ani depresji. mam tylko wyuczoną bezradność i pobłażanie sobie. i czekam tylko na dzień kiedy będę miała dość odwagi na sprawdzenie, jak to po śmierci jest (co nie oznacza, że nie doceniam życia - wręcz przeciwnie.. siebie tylko nie lubię..) tymczasem wyczekując "dnia odwagi" postanowiłam się trochę uspołecznić i popisać. pozdrawiam zatem wieczorową porą Wszystkich, ze szczególnym uwzględnieniem mieszkańców mojego (prawie pięknego) miasta - Łodzi.
×