Skocz do zawartości
Nerwica.com

Just

Użytkownik
  • Postów

    32
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Just

  1. Dziś mam zły dzień. Patrzę tylko co jakiś czas na zegarek i z każdą przemijającą minutą narasta mój smutek i strach. Jeszcze nic dzisiaj nie zrobiłam. o 12 stej przyszłam z pracy i od tamtej pory nic tylko się nad sobą użalam ;/ Nawet mój mężczyzna mnie dziś skrytykował, za moje użalanie się nad sobą i robienie z siebie ofiary losu. Już wiem, że lepiej wiele spraw, moich wewnętrznych przeżyć przed nim przemilczeć, żeby chociaż nie stracić w jego oczach. Idę ryczeć w samotności.
  2. Cześć. Pół roku temu podjęłam Staż na stanowisku biurowym. W chwili obecnej jestem zatrudniona na pół etatu na okres trzech miesięcy. Właściwie pracownicy obsługują dwie firmy. Jest to moja pierwsza praca, więc jestem zielonym groszkiem w wielu sprawach. Nie chcę jakoś szukać dla siebie usprawiedliwienia i robić z siebie ofiary, ale nie odnajduje się jakoś w pracy. Przedłużenia umowy na pewno nie dostanę, ponieważ wydaje mi się że założenia miałam być tylko na jakiś czas i żeby płacił za mnie Urząd Pracy. Na początku robiłam głównie porządki w dokumentacji i archiwizowałam papiery. Firma miała po prostu bałagan. Pewne rzeczy można było już wyrzucić i zyskać nowe miejsca, segregatory a niektóre było trzeba dopiero uporządkować. Zajęło to trochę czasu. Później już nie miałam co ze sobą zrobić. Ogólnie mam swój komputer, niewielki kawałek blatu i tyle. Nie przydzielono mi jakiegoś konkretnego stanowiska, więc i nie mam w pracy swojej "działki". Dbam tylko oto, aby poczta regularnie wychodziła i robię to co mi ktoś zleci, np. coś podliczyć, sprawdzić. Nie miałam żadnego szkolenia, nikt nigdy nic mi nie pokazał, nie wprowadził do firmy. Jak pytam, gdy czegoś nie wiem, to rzadko kiedy ktoś chce pomóc, tak jakby robili z pewnych rzeczy wiedzę tajemną, tylko dla siebie. Dzisiaj pewna sytuacja mnie dość mocno dobiła. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że to nic trudnego, ale diabeł tkwi w szczegółach czasami. Przyszedł do mnie Informatyk i prosi mnie abym wysłała paczkę kurierem. A ja na to, że nie wiem jak, a on że też nie wie i przestraszony zostawił u mnie paczkę i znikł. Między czasie dowiedziałam się tylko tyle, że potrzebny jest druk, który należy wypełnić i zadzwonić i zamówić kuriera. Tak zrobiłam. Ale w rozmowie zaczęli zadawać pytania o numer umowy z pocztą, o którym ja np. nic nie wiem. Wydawało mi się, że zadzwonię, podam adres i tyle. Kurier przyjechał parę godzin później( ja już skończyłam pracę) i okazało się, że nie mają podpisanej umowy na tę firmę, a na drugą. Ja oczywiście o tym nie wiedziałam , bo i skąd miałam wiedzieć? ! Ogólnie beznadzieja... Nie potrafię się odnaleźć, poradzić sobie. Nie znam się na wielu sprawach i załatwianie ich jest dla mnie stresujące. Myślę że jestem żenująca. Z drugiej strony mój mężczyzna twierdzi, ze owszem czegoś mi brakuje, np. pewności siebie, doświadczenia, ale że też firma sama w sobie jest nie poważna nie wprowadzając mnie w środowisko pracy. Jestem przestraszona i płakać mi się chce. Myślę, że ja po prostu nie nadaje się w ogóle do pracy. ;/ Czy ktoś z Was przeżywał kiedyś coś podobnego? Czy w firmach, biurach już tak jest, że każdy sobie rzepkę skrobie? Czy po prostu trafiłam beznadziejnie? Nie należę do osób samodzielnych. Umiem coś bardzo dobrze wykonać, ale najczęściej musi mi ktoś najpierw pokazać wcześniej, wytłumaczyć.;/
  3. Nie zamierzamy razem wyjeżdżać za granice. On jedynie powiedział, że po skończonej terapii musi wiedzieć czy ma do kogo wracać, bo jeżeli nie, to wyjedzie... nie koniecznie za granice, po prostu zmieni całkowicie otoczenie i zacznie od nowa. Chce jednak, abym podjęła decyzję już przed samą jego terapią. Stwierdził, że jak wróci i okaże się np. że w trakcie jego nieobecności ucieknę, lub znajdę sobie młodszego lub po prostu innego faceta, to się załamie i zachleje się, dlatego pragnie wiedzieć wcześniej na czym stoi. Wierzę, że może mu się udać.... jest człowiekiem sukcesu, bardzo pewnym siebie, upartym i zdeterminowanym. Ale zawsze pozostaje jakiś lęk, obawa.... Ale dla mnie nie to jest najgorsze. Po prostu ja nie jestem gotowa na życie z nim już od teraz, nawet gdyby nie miał problemów z alko. Po prostu nie dojrzałam jeszcze do takich poważnych decyzji, co nie zmienia faktu, że pragnę kiedyś założyć rodzinę.
  4. Oczywiście, że chciałabym mu pomóc i cieszy mnie fakt, że zdał sobie sprawę ze swojego problemu i chcę z nim walczyć i wygrać...., tylko dlaczego ja mam od razu zrywać kontakt z rodzicami, wyprowadzić się, zrezygnować ze swoich marzeń nie mając pewności czy się nie przejdę. Czy to z jego strony w porządku wobec mnie?? On pragnie, abym się sprecyzowała i boi się, że jak znajdę sobie młodszego, to zapije się na śmierć i pójdzie całkowicie na dno. Chce zamknąć mi furtkę, nie będzie dla mnie wyjścia awaryjnego, na wypadek gdyby coś poszło jednak nie tak. Żyję w niepewności. Może się zdarzyć tak, że za godzinę, za dwie każe podjąć decyzję, nie dając mi zupełnie czasu na to aby ochłonąć i podjąć dobrą, przemyślaną decyzję.
  5. Cześć Jestem w 2,5 letnim związku z mężczyzną ode mnie 14 lat starszym ( tak, wiem, że dla niektórych to niewyobrażalnie i nie dopuszczalnie dużo). Nigdy nie narzekałam na niego. Jest pracowity, dobry, kochany, stara się dbać o mnie jak tylko może. Kochamy się nawzajem. Ale tak po prostu z dnia na dzień usłyszałam od niego, że .... planuje wybrać się na terapię alkoholową. Szok!Szok! i jeszcze raz SZOK! Przyznał, że ma problemy z alkoholem i ma ogromne stresy. Pije, bo się stresuje pracą. Jest bardzo dobry w tym robi, ale.... uznał, że już nie wyrabia. Ma odpowiedzialną robotę i jeden drobny błąd może spowodować katastrofę na kilkaset tysięcy zł. Przyznał również, że myślał już, żeby się powiesić albo skoczyć z balkonu. Popłakałam się, jak się dowiedziałam. Boi się, że się stoczy na samo dno, a tego nie chce, dlatego postanowił zamknąć biznes i oddać się w ręce specjalisty. Owszem, wiedziałam, że lubi się napić piwka, choć faktycznie ostatnio chyba już dużo więcej i częściej pije niż jak to miało miejsce kiedyś. Co nie zmienia faktu, że spadło to na mnie jak z jasnego gromu! Popłakałam się, bo.... boję się oto co będzie dalej, czy podoła oraz oto, jak ja wytrzymam bez niego te kilka miesięcy. Później dowiedziałam się, że pragnie abym sprecyzowałam swoje plany na przyszłość, podjęła decyzję, a może nawet dorosła do pewnych decyzji. Mianowicie czy chcę z nim resztę życia spędzić. Jeżeli tak, to po odwyku do mnie wróci, a jeżeli nie, to wyjedzie, bo on chce zacząć życie od nowa, a odwyk ma mu w tym pomóc. Jestem w strasznej kropce, ponieważ różnimy się między sobą. Ja uznaję zasadę, najpierw ślub, potem mieszkanie razem. On - na odwrót. Ja chcę ślub w kościele, a on nie, ja jestem żyta ze swoimi rodzicami, a on - nie i nie chce, aby w jego rodzinie rządzili rodzice. W pewnym sensie postawił mi ultimatum.... albo on, nowe życie, mieszkanie z nim, ew później legalizacja związku i oderwanie od rodziców, albo pora na rozstanie. Nie czuję się gotowa na takie decyzje.... boję się, jaką mam pewność, że wszystko się ułoży, a jemu uda się z alkoholu "wyleczyć". ((((((
  6. Na dniach mam obronę pracy dyplomowej. Strasznie się boję i jestem zestresowana. Cierpię na depresję. Miałam dwa lata przerwy w studiach przez moją depresję. ;/ Po tych dwóch latach już nic nie pamiętam. Boję się pytań, bo stres zamyka mi usta i "blokuje "mózg. Nie jestem najlepszą studentką. Płaczę od paru dni dzień w dzień, tak bardzo nie chcę tam jechać. Mam rzeźnika recenzenta - pech jak zwykle mnie dotyczy. Nie mam głowy do uczenia, nic mi nie wchodzi, jestem wypalona.....................
  7. boję się, że mój facet mnie zostawi... bo jestem beznadziejna ;/ wie, że jestem chora itd. (chociaż odnoszę wrażenie, że nie chce tego zaakceptować). Pomaga mi, widzę że bardzo chce abym wyszła z problemów i tego stanu zatrzaśnięcia. On jest taki silny, odważny i nigdy się nie poddaje. A ja zupełnie na odwrót i on to widzi. Co raz częściej odnoszę wrażenie (z rozmów, jego sposobu patrzenia na życie), że nie do końca akceptuje fakt, że ja jestem zdemotywowana. Nie potrafię rozwiązywać swoich problemów. Nawet nie podejmuje żadnych działań, aby się ich pozbyć. Zapytałam się go dziś: czy jak nie uda mi się, to czy mnie zostawi? Na co on odpowiedział: jeżeli nic z tym nie zrobisz - tak. nie chcę go stracić chciałabym dla nie zrobić wszystko...., ale w moim przypadku chcieć nie znaczy móc.
  8. boję się, że mój facet mnie zostawi... bo jestem beznadziejna ;/ wie, że jestem chora itd. (chociaż odnoszę wrażenie, że nie chce tego zaakceptować). Pomaga mi, widzę że bardzo chce abym wyszła z problemów i tego stanu zatrzaśnięcia. On jest taki silny, odważny i nigdy się nie poddaje. A ja zupełnie na odwrót i on to widzi. Co raz częściej odnoszę wrażenie (z rozmów, jego sposobu patrzenia na życie), że nie do końca akceptuje fakt, że ja jestem zdemotywowana. Nie potrafię rozwiązywać swoich problemów. Nawet nie podejmuje żądnych działań, aby się ich pozbyć. Zapytałam się go dziś: czy jak nie uda mi się, to czy mnie zostawi? Na co on odpowiedział: jeżeli nic z tym nie zrobisz - tak. nie chcę go stracić chciałabym dla nie zrobić wszystko...., ale w moim przypadku chcieć nie znaczy móc.
  9. Just

    Samotność

    A ja mam chłopaka,... ale i tak czuję się samotna. Depresja nie pozwala mi się cieszyć ze związku. Często go nawet psuje w mojej głowie.
  10. Heja! Od siebie, że jutro jest straszny dzień! dzień, którego baaardzo się boję ;( Po dwóch latach po raz pierwszy jadę na dyżur do promotora w sprawie pracy licencjackiej. Zupełnie nie wiem jak mam się usprawiedliwić ;( Od 3 lat jak nie dłużej, cierpię na depresję. Jej źródło tkwi właśnie na uczelni. Tak strasznie opanował mnie lęk, że przestałam normalnie funkcjonować. Zaprzestałam się uczyć, chodzić na egzaminy. Obecnie mam wszystkie egzaminy już za sobą, ale muszę jeszcze napisać licencjat, którego mam stron zero. Jedynie jakiś niewielki pomysł. Nie mam mi kto pomóc, a ja się przeraźliwie boję pojawić w tym budynku, w tym pokoju, przed tym Panem. Powtarzać roku już nie mogę ;/ Jestem beznadziejna totalnie. Od trzech lat walczę z moim problemem. Był po drodze psycholog, psychiatra... ale to wciąż nie daje mi siły i nie zwalcza lęku i depresji. Tak się chciałam swoją beznadziejną sytuacją podzielić z Wami. ;/
  11. Myślałam, że tylko ja jestem tak pomylona :) Ale mam tak samo jak Ty Po pierwsze dobrze się zastanów i przemyśl co do niej czujesz. Czy na prawdę ją nie kochasz, czy to tylko Twoje złudzenie determinowane depresją i nerwicą? Jeżeli jesteś pewien, że jej nie kochasz i nie pokochasz, to chyba nie warto kontynuować tej znajomości. Ale najpierw wytłumacz jej wszystko, powiedz o swoich problemach, dylematach. Może zrozumie i pomoże Ci z Twoją niestabilnością. Szkoda kochającej Cię dziewczyny... ale pamiętaj, że nie można być też z kimś tylko z litości. Jestem z kimś kogo kocham (jestem tego pewna)..., ale jak tylko pojawia się u mnie depresja, nagromadzenie problemów, to mam ochotę być sama i to tak dosłownie. Nie chcę wtedy być z nimi związana. Tak jakby związek mi przeszkadzał, stawał się przeszkodą, problemem w walce z depresją. Potęguje moją depresje. Mam skłonność do poświęcania się dla ukochanego, a gdy nachodzi mnie d., żałuję wszystkiego co dla niego zrobiłam. Poświęciłam czas jemu, zamiast sobie. Mogłam sobie w tym czasie pomóc. I jeszcze ta pogoda....
  12. Nie, obecnie leczę się u innego. choć w zasadzie teraz mam przerwę. Nie czuję się baardzo fatalnie, ale czasem mam napady właśnie depresji. Zwłaszcza teraz, kiedy ta fatalna pogoda tak długo się utrzymuje, a ja mam pełno rzeczy na głowie. Załącza mi się prokrastynacja. Monika. Nawet nie wiesz jak strasznie ciężko rozmawia mi się o moich potrzebach, uczuciach. U mnie w domu rzadko rozmawiało się o potrzebach emocjonalnych itd. Wszyscy są tacy twardzi i taka postawa jest dla mnie wzorem do naśladowania. Boli mnie, że ja nie mogę się w nią wpisać. Nie nawiedzę swojej wrażliwości. -- 13 wrz 2013, 22:46 -- boję się, że mój facet mnie zostawi... bo jestem beznadziejna ;/ wie, że jestem chora itd. (chociaż odnoszę wrażenie, że nie chce tego zaakceptować). Pomaga mi, widzę że bardzo chce abym wyszła z problemów i tego stanu zatrzaśnięcia. On jest taki silny, odważny i nigdy się nie poddaje. A ja zupełnie na odwrót i on to widzi. Co raz częściej odnoszę wrażenie (z rozmów, jego sposobu patrzenia na życie), że nie do końca akceptuje fakt, że ja jestem zdemotywowana. Nie potrafię rozwiązywać swoich problemów. Nawet nie podejmuje żądnych działań, aby się ich pozbyć. Zapytałam się go dziś: czy jak nie uda mi się, to czy mnie zostawi? Na co on odpowiedział: jeżeli nic z tym nie zrobisz - tak. nie chcę go stracić chciałabym dla nie zrobić wszystko...., ale w moim przypadku chcieć nie znaczy móc.
  13. Hej. Jestem 23 letnią kobietą w związku. Od paru lat cierpię na depresję. Nigdy wcześniej (przed zapadnięciem na chorobę), nie odczuwałam potrzeby poklasku, wsparcia, poczucia empatii od partnera. To się zmieniło wraz z pojawieniem się depresji. Mój mężczyzna wie o tym, że cierpię na depresję. Ale on jest człowiekiem słabo empatycznym, za to twardym, pewnym siebie. Nigdy nie rzucał mi komplementów czy miłych słówek.To nie jest typ wrażliwca czy romantyka i nie ma co liczyć na to, żeby nagle się taki stał. Nigdy wcześniej mi to nie przeszkadzało, aż do tego czasu... Mam wrażenie, że stałam się strasznie egoistyczna, skupiona na sobie, mam dużo więcej wymagań wobec partnera z kategorii uczucia i emocje i ich okazywanie. Kiedy nagle łapie mnie depresja, wtedy próbuje wtulić się mocno w mojego faceta, ale czuję że to nie wystarcza, że chcę empatii. A on choćby bardzo chciał, to nie potrafi mi jej okazać. W takich momentach myślę, ze go już nie kocham. Kiedy mija mi uderzenie depresji, wszystko wraca do normy i znów czuję że kocham. Nie wiem co dalej będzie z nami... Z moim mężczyzną nie będę rozmawiać o mojej depresji (wstydzę się jej, mam potrzebę bycia twardą) i potrzebach, bo on ie potrafi wczuwać się w uczucia, przeżycia innych, ani okazywać uczuć.
  14. Ostatnim czasy rzuciłam leki antydepresyjne. Nie mam czasu aby iść do lekarza. Z jednej strony to dobrze, bo nie muszę wydawać pieniędzy,a z drugiej strony chciałabym mieć coś pod ręką na wszelki wypadek jakby mi się strasznie pogorszyło. Póki studiuję od samego rana do wieczora, to nie mam czasu myśleć o tym co mnie zawsze dobijało. To pomaga. dwa miesiące od kiedy nie biorę. Jakoś idzie do przodu. Dawno tu nie zaglądałam, a zajrzałam tylko i wyłącznie dlatego, że wiem, że nie jestem do końca przekonana o tym czy dobrze zrobiłam. Kiedy tylko mam czas dla siebie, staram się uciec do świata ludzi, do tłumów. Zaczynam chodzić na imprezy dość regularnie, aby zapełnić wolne czwartkowe wieczory. Z jednej strony zdaję sobie sprawę, że to dobrze, bo w ten sposób mogę się odstresować, po ciężkich 3 dniach pracy. Bywa jednak i tak( jak np. dziś wieczór), że zaczynam rozpamiętywać bolesną przeszłość... i wciąż boli i w takich momentach tracę sens (zjebałam tyle rzeczy i zjebię jeszcze wiele... bo to się ciągnie), znowu chcę szukać pomocy, znów chce mi się płakać i znów przelatują mi myśli o samobójstwie. Ech... Jedyna osoba, która mnie rozumie, nie może uświadomić sobie tego, że mnie rozumiem. A ja nie mogę tego przeboleć.
  15. Zażywam psychotropy od paru miesięcy. Czasem jest dobrze, czasem tak sobie. Lżej mi trochę, że moje stany depresyjne już nie są tak ostre. Moi rodzice jednak uważają, że to strata pieniędzy. Mama co jakiś czas mówi mi, żebym to rzuciła. Daje mi do zrozumienia, że przesadzam, że nic mi nie jest. A ja oczywiście się buntuje i mówię : „ a co Ty wiesz!? Nie masz zielonego pojęcia jak się czuję. Jak chcesz żebym się zabiła, to proszę bardzo”. Trochę szantażuje, ale oni na mnie naciskają. Jestem dorosła więc nie powinnam przejmować się tym co mówią... ale ja mam tylko 21 lat i jestem na ich utrzymaniu. Ja cały czas się uczę i nie stać mnie na pokrycie sobie kosztów leczenia. Nie wiem jak mam przemówić już do nich.
×