Skocz do zawartości
Nerwica.com

pobłażająca_sobie

Użytkownik
  • Postów

    43
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez pobłażająca_sobie

  1. self_therapy dziękuję :) z tą wytrwałością to przecież różnie bywa, a jest on niezbędna, żeby być po tej "dobrej strony mocy" (podoba mi się to sformułowanie..
  2. witam Wszystkich kiedyś częściej zaglądałam na to forum, wtedy kiedy było mi źle, bardzo źle.. teraz dopiero pomyślałam, że może warto znów napisać i to, co bardziej optymistycznego. Na depresję farmakologicznie leczę się od lipca 2009, terapia od sierpnia 2009; w czerwcu 2010 nieudana próba samobójcza, zmieniam terapeutę i po raz kolejny leki. Początkowo wcale nie byłam zadowolona, że mi się nie udało zabić, nie podziękowałam przyjaciołom, którzy zabrali mnie do szpitala.. dopiero od jakiegoś czasu jestem w stanie to docenić. Moim problemem jest nie tyle depresja, co zaburzenie osobowości, pokrzywiona wizja siebie. Myślę, że zmiana osoby prowadzącej moją terapię dała mi najwięcej.. leki swoją drogą, teraz biorę seronil i jestem naprawdę zadowolona, nie jestem po nim senna, właściwie nie czuję żadnych skutków ubocznych (i gdybym się nie obawiała skutków, to bym go odstawiła).. i miewam podłe dni - kto ich nie ma..?, nadal mam problem żeby dostrzec jakieś swoje zalety, ale potrafię znów czerpać radość z życia. Zmieniam swoje myślenie o sobie, staram się zmieniać..nikt nam tak nie dokopie, jak my sami sobie.. przynajmniej tak jest w moim przypadku. Dzięki Pani terapeutce zaczęłam kontrolować swoje toksyczne myślenie, jakieś absurdy i powoli, powoli wychodzę na prostą. I myślę, że dobrze się stało, że mnie to wszystko spotkało, że miałam ten epizod depresyjny, który popchnął mnie do psychiatry,a później do próby s..dobrze się stało, ponieważ w przeciwnym razie żyłabym sobie i męczyłabym się z tą swoją zaburzoną osobowością, nie wiedząc, że może być inaczej, że może być lepiej. Jeżeli żałuję, to tylko tego, że nie poszłam do lekarza jakieś dziesięć lat wcześniej.. A teraz uczę się żyć jak chcę, po swojemu, tak bardzo się wszystkim nie przejmować i się realizować.. w ubiegłym roku zaczęłam chodzić na balet, oczywiście w moim wieku (29 lat), robię to tylko dla siebie, tylko dla swojej przyjemności, ale to była ta aktywność która postawiła mnie na nogi.. I zaczęłam wierzyć, że jest odrobina prawdy w powiedzeniu w "w zdrowym ciele, zdrowy duch".. wychodzenie na prostą to cholernie trudny etap, nie uchroni przed samotnością, ale pozwoli na tą samotność inaczej spojrzeć, tak samo jak na wszystkie inne niepowodzenia, które są przecież immanentną częścią życia. dlatego doradzam gorąco terapię, która nie daje rzecz jasna natychmiastowych efektów, ale jeżeli dobrze się trafi i jeżeli uda się otworzyć przed lekarzem, to naprawdę może ona pomóc.. chociaż nie jest to droga pozbawiona regresów. I na sam koniec pozwolę sobie życzyć Wam powodzenia w leczeniu i wytrwałości..!
  3. dla mnie bardzo pomocne było "wspólne" rzucanie z przyjacielem w wakacje, na wyjeździe. wzajemnie się dopingowaliśmy i wspieraliśmy, mogliśmy razem utwierdzać się, że robimy dobrze i że wytrwamy. on wytrwał, ja w między czasie się złamałam i wypaliłam trzy paczki, ale już od połowy grudnia w ogóle nie palę.. co nie oznacza, że nie mam ochoty, bardzo często mam, bo lubię, bardzo lubię - lubiłam - palić.. i nie wiem, czy gdybym miała lepszą sytuację finansową nie złamałabym się. trudno powiedzieć.. póki co rzuciłam i to sama z siebie i to może świadczyć o mojej silnej woli - próbuję sobie trochę na tym podrasować poczucie wartości, że jednak jestem w stanie wytrwać.
  4. zgadzam się Brid, wieje pustką..ale mam nadzieję, że ja również odnajdę swoją drogę, że nie jest to stan permanentny.. a że trafiłam na dobrą terapeutkę chcę wierzyć, że mi się uda, że się po drodze nie poddam.
  5. Ann aż nazbyt dobrze mogę sobie wyobrazić co czujesz.. bo nie mogę sobie wyobrazić co zrobię jak na zawsze oczy zamknie moja Korcia.. może część z Was uzna to za przesadę, ale wolałabym nie dożyć tej chwili. jestem chyba za bardzo do Niej przywiązana.. przytulam Cię mocno, daj sobie czas.. i nie spiesz się jednak z następnym zwierzakiem, nie dla każdego to jest dobre rozwiązanie. może pocieszyła Cię przywołana przez namiestnika wizja..? mnie się ona bardzo spodobała.. chciałabym wierzyć w taki raj dla zwierząt i w to, że się jeszcze kiedyś z nimi spotkamy..
  6. ja również - "nie widzę przyszłości", nie jestem w stanie sobie wyobrazić siebie za czas jakiś. wybiegam myślami do przodu i co widzę..? właśnie problem w tym, że nic, czarna dziura, pustka. ale czy może być inaczej jeżeli nawet nie wiem, czego właściwie chcę, do czego dążę.. ?
  7. w moim przypadku od przewlekłego zmęczenia się zaczęło (a niestety wcale nie skończyło), chociaż lekarka-internistka na moją sugestię, że może to być coś z depresją wspólnego, wykpiła mnie mówiąc, że teraz to nic tylko wszyscy na depresje chorują.. :| a wszystkie wyniki, tak jak i w Twoim przypadku miałam ok. straszne, dla mnie jest to strasznie dołujące, że niezależnie od tego ile bym spała i tak wstaję zmęczona, że jestem ciągle zmęczona, że najchętniej nic tylko bym leżała, leżała, leżała..
  8. zgadzam się w pełni ja - zaburzenie osobowości - problem z wyborem płci partnera, problem z orgazmem.. jeden duży problem.
  9. nie dokucza mi bezsenność, absolutnie nie.. zmagam się z sennością, która jest moim przekleństwem. mogłabym spać cały czas, mogłabym się w ogóle nie budzić. a jak się budzę, niezależnie od tego ile bym spała, wstaję zmęczona.. sen, który nie przynosi ulgi, który nie daje wytchnienia.. czasami zasypiam w bibliotece nad komputerem, albo ogarnia mnie nagła senność w trakcie wykładu, czy nawet spotkania z przyjaciółmi.. nie mogę utrzymać otwartych oczu, obraz mi się zamazuje, a głowa sama opada.. kawa nie pomaga, właściwie nic nie pomaga - pomogłaby drzemka, po której jednak trudno wrócić do rzeczywistości.. a sny mam takie konkretne, takie wyraziste.. ale to się zaczęło odkąd biorę leki przeciwdepresyjne.. długie, złożone, perswazyjne sny.. czasami przerażające, wytrącają mnie z równowagi na cały dzień.. senność.. może to moja ucieczka przed rzeczywistością, przed życiem.
  10. Absolutnie nic. Ale najlepiej być bi A tutaj się nie zgodzę :) jestem bi i wolałabym być albo les, albo hetero. A nie tak w połowie drogi. Będąc z mężczyzną myślę, że może jednak lepiej byłoby z kobietą i na odwrót.. a lesbijki przeważnie nie lubią bi i ich unikają..
  11. Nie, nie i jeszcze raz NIE. Żadna choroba, żadne zaburzenie..! Nie mam pojęcia, skąd się bierze jeszcze takie przeświadczenie, że to jest choroba.. to że są przypadki "wyleczenie" wynikają z tego, że dana osoba nie była homoseksualistą, ale wybrała tę formę w wyniku jakichś doświadczeń.. Czasami jest tak, że wybieramy osoby naszej płci, ponieważ do przeciwnej mamy jakiś (uświadomiony bądź nie) uraz, ale to jest tylko wyjaśnienie niektórych przypadków. Nie wszystkich. Niektóre kobiety wolą kobiety, ponieważ są lesbijkami, a nie dlatego, że nie trafiły na odpowiedniego faceta, bądź zostały w dzieciństwie skrzywdzone przez mężczyzn. Nie. Wolą kobiety i już. koniec, kropka. nic dodać nic ująć i nie jest to choroba, przypadłość czy zaburzenie. Jeżeli wątpisz, możesz iść na terapię i lekarz pomorze Ci zaakceptować Twój homoseksualizm, albo okaże się on nabyty, przyjęty jako zastępczy i wtedy będziesz miała wybór. Ale może to tylko kwestia zaakceptowania, wcale nie łatwego, zwłaszcza w Naszym społeczeństwie i kraju.. Mój przyjaciel wylądował na terapii z uporczywą nerwicą, a kluczem okazało się właśnie zaakceptowanie dochodzącej do głosu orientacji homoseksualnej.. gdy się z tym uporał (chociaż trochę to trwało) i nerwica minęła i zaakceptował to, że jest gejem. Ale co jest złego w byciu gejem/lesbijką..?? Oczywiście jest to trudna droga, trudniejsza niż osób heteroseksualnych, ale nie ma się czego wstydzić, czy czuć z tego powodu gorszym/gorszą.
  12. mam trochę podobnie. psychicznie czuję się dziewczynką właśnie. która boi się świata i ludzi. ze zdumieniem patrzę na koleżanki i kolegów z podstawówki/liceum/studiów którzy pozakładali rodziny, mają dzieci.. myślę sobie - co tak wcześnie..? absolutnie nie czuję się zdolna do takiej stabilizacji, dorosłości.. ale mam 27 lat. jak długo można udawać..? może kwestia jakiegoś wydarzenia w dzieciństwie, podczas dojrzewania, które zatrzymało Nas na tym poziomie i dopóki tego nie rozwiążemy będziemy "małymi dziewczynkami" w ciałach dorosłych kobiet
  13. nie, nie, zdecydowanie nie. tracę i trudno mówić żeby dostawała "coś" w zamian.. przynajmniej tego tak nie odbieram. może nie da się tak "równolegle" wyłapać tych plusów, może na to trzeba czasu i perspektywy.. i trzeba być zdrowym. tak myślę, że jeżeli dotrwam do stanu, kiedy będzie dobrze, będę potrafiła spojrzeć na to, co teraz przechodzę i stwierdzić, że miało to jakieś plusy.. teraz jestem zbyt pochłonięta minusami, żeby takowe dostrzec.
  14. ciekawe pytanie. ostatnio psycholożka do której chodzę na terapię zaproponowała żebym spróbowała poszukiwać plusów w sytuacji, która dla mnie, takowych w ogóle zdawała się nie posiadać.. podobnie z Twoim pytaniem.. dla mnie plusem /jedynym jaki przychodzi mi teraz do głowy/ takiej sytuacji, jest to, że jest on swojego rodzaju testem dla przyjaciół - wiem kto będzie ze mną na dobre i na złe. to właśnie przyjaciele zawieźli mnie do szpitala gdy zaszła taka konieczność.. natomiast inny ważny wcześniej dla mnie człowiek, radził mi abym wzięła się w garść i pomyślała, że inni mają gorzej po prostu wiem na kogo mogę liczyć, a to jest bezcenne.
  15. najchętniej chciałabym zlekceważyć, to co napisałeś, ale nie mogę jednak pozostać obojętną.. nie chcąc Cię obrażać - chociaż właściwie nie wiem czemu, skoro Ty obraziłeś homoseksualistów odwiedzających to forum nazywając ich dewiantami.. - napiszę tylko tyle, że być może będziesz przykładem osoby, która nie mogąc pogodzić się ze swoją orientacją (homo bądź bi) zasila grono zaciekłych homofobów. Jak czytam sformułowanie: "nie jestem za tym by tępić" to nie wiem śmiać się czy płakać.. jakże to łaskawie z Twojej strony, ale zastanów się może jednak by - tępić.. myślałam że czasy dawne i te całkiem niedawne, koszmarne czasy II wojny światowej, kiedy ludzie trafiali do obozu i do gazu dlatego, że wierzyli w innego boga (byli przedstawicielami "gorszej rasy"), byli innej narodowości bądź właśnie innej orientacji minęły bezpowrotnie i że ludzie umieją wyciągnąć z nich wnioski, ale kiedy czytam takie słowo, to myślę jednak, że te poglądy, pobudki, czynniki, które pchnęły ludzi do okropnych zbrodni, mają się jednak u nas nadal całkiem dobrze.. bo tak naprawdę nie mam pewności czy gdyby nadarzyła się sposobność bezkarnego, z przyzwolenie władz "tępienia" osób homoseksualnych to czy byś nie wykorzystał tej możliwości. i nie mam na myśli nawet fizycznej eksterminacji, ale może chociaż jakieś getta..? albo przymusowe leczenie..? gdybanie, może zupełnie niepotrzebne z mojej strony, ale się zdenerwowałam.. i zgadzam się w 100% z Mizer.
  16. a czemu tak obawiasz się tego, że możesz być homoseksualistą..? z tego, co piszesz - pewnie nim nie jesteś, ale takie stawianie sprawy nie ułatwi Ci sprawy, gdy okaże się, że jednak jest coś na rzeczy. łatwiej być hetero, ale nie ma co się na siłę upierać, że się nim jest. pewnie działa to tak, jak pisał Zenonek - nakręcasz się niepotrzebnie i pewnie stąd ten chwilowy - jak sądzę - brak podniecenia kobietami. postaraj się o tym tak dużo nie myśleć
  17. czy ta pani na pewno była psychologiem..? jeżeli tak, to za takie zachowanie powinno się jej odebrać dyplom i zabronić przyjmować pacjentów swoją drogą trudno na podstawie jednej kretynki zrażać się do wszystkich; znaleźć dobrego psychologa nie jest łatwo, ale nie można poprzestawać na jednym - nawet jeżeli tak przykrym - przypadku. psychiatra może przepisać Ci leki, ale raczej nie pomoże zrozumieć siebie, a na podstawie tego co napisałaś, wydaje mi się, że psychoterapia byłaby bardziej wskazana. psychiatra nigdy Ci nie sugerował podjęcia terapii..?
  18. w przypadku pierwszej terapii trudno mówić o wyborze - poszłam do pierwszego psychologa, który mógł mnie przyjąć. była to terapia behawioralna, teraz zdecydowałam się na leczenie płatne i poszłam na terapię behawioralno-poznawczą. teoretycznie nie wiem czy bardzo się różnią, ale w praktyce te różnice są dla mnie istotne, jak chociażby aktywniejsza postawa psychologa.. jak długo chodzisz na terapię do tego psychologa..? i kiedy zauważyłaś zmianę w swoim stosunku do niego..?
  19. wiem, że to nie ma znaczenia, ale.. tak jak w Twoim przypadku, wiedza mija się z praktyką. zresztą akurat o tym mówiłam na sesji, jako że miałam spore problemy z komunikacją, właśnie dlatego, że bałam się "co też on sobie o mnie pomyśli", że weźmie mnie za kretynkę, albo jakąś skończoną idiotkę.. jak zrobię jeszcze nie wiem.. póki co odwołałam jutrzejsze spotkanie, potrzebuję czasu na zastanowienie. terapeutę zmieniam ponieważ po roku nie widzę zmian, nie do końca odpowiada mi taka formuła. zresztą sama zabagniłam sprawę mało mówiąc (tj.właściwie wcale) o swoich myślach samobójczych, co w końcu skończyło się tym,że wylądowałam na toksykologii. nie mam oczywiście z tego tytułu pretensji do terapeuty, ale po prostu nie potrafię być szczera na tyle na ile powinnam być, żeby terapia miała w ogóle sens.
  20. właśnie tego się obawiałam, że takie rzeczy to tylko.. w bajkach. chyba jednak nie porozmawiam z nim o tym, jako że i tak powinnam przerwać tę terapię, ponieważ.. zaczęłam drugą.... ograniczyłam spotkania, swojej psycholożce (teraz wybrałam jednak kobietę) obiecałam, że przerwę, ale właśnie mam z tym duży problem, nie potrafię.. bo to by oznaczało, że nie będę go widywała [ ].. więc jak i tak mam do niego nie chodzić, to nie będę mówiła o swoich uczuciach, pomyśli jeszcze, że to dlatego uciekam z terapii..
  21. kamień z serca mi spadł. a poważniej pisząc, miałam jednak taką nadzieję, tylko właśnie.. ha.. mam tendencję do zbyt poważnego traktowania wszystkich i wszystkiego, że czasami nie zauważam ironii czy żartu, tam gdzie są one naprawdę widoczne. i tak na marginesie ja lubię czasami piłkę nożną pooglądać. może bez szaleństwa, ale mundial oglądałam. i w ogóle miałam wówczas refleksję, że bardziej się nim emocjonowały znane mi kobiety niż mężczyźni.. ale to pewnie specyfika moich znajomych. ogólnie wszędzie umiar jest najlepszy.
  22. hm.. no tak, ponieważ wartościowe kobiety siedzą tylko w mieszkaniach.. i że niby posłowie to tak się poświęcają dla dobra wspólnego...?? to bardzo optymistyczna ocena naszej sceny politycznej.. szkoda słów. Krótko więc. Stary Góralu z takim podejściem to nie znajdziesz wartościowej kobiety.. co najwyżej jakąś zlęknioną idiotkę.. Za dużo w Tobie jadu i niechęci. Albo wszystko to co napisałeś to jakaś jedna prowokacja, bo naprawdę trudno mi uwierzyć, że można takie bzdury wypisywać..
  23. naiwnie przez jakiś czas sądziłam, że to tylko ja mam taki problem.. chociaż u mnie to nie miłość, to raczej stan jakiegoś zakochania, zauroczenia połączonego z fascynacją.. On tak mnie słucha, jak nikt dotąd.. jest taki delikatny i empatyczny.. Pomyśleć, że zdecydowałam się na mężczyznę, bo pomyślałam, że mi, jako osobie biseksualnej (z ukierunkowaniem na kobiety,jak wówczas sądziłam) będzie łatwiej rozmawiało się z mężczyzną właśnie.. w ogóle nie przewidziałam takiego scenariusza. walczyłam z tym, tłumaczyłam sobie, że dla niego jestem nikim - bardziej lub mniej ciekawym przypadkiem - ale nikim, że może mnie nawet nie lubić, ale taka racjonalizacja niewiele daje. powinnam przerwać terapię (choć nie z tego powodu) ale wiem że będę tęskniła. że będzie mi się wydawało, że widzę go w przejeżdżającym obok autobusie albo samochodzie - tak jak teraz.. nie potrafię więc się zdobyć na jej skończenie, chociaż powinnam bo zaczęłam drugą.. chciałabym mu powiedzieć, ale nie mam tyle odwagi.. to jednak beznadziejne, że tak się dzieje.. ciekawe czy w drugą stronę to też może działać (abstrahując od kodeksu etycznego obowiązującego psychologów), chociaż lepiej żeby nie wiedzieć - po co łudzić się jakąkolwiek nadzieją
  24. nie wierzę w trwałość takiego układu.. oczywiście nie chcę zbytnio generalizować, ale wydaje mi się, że część z Nas mocno koncentruje się na własnej osobie i trudno mi sobie wyobrazić aby dwoje takich ludzi było w stanie tworzyć związek. i.. ja przynajmniej bym chciała, aby moja połówka była zdrowa ("normalna").. może z podobnymi doświadczeniami w przeszłości (z naciskiem na "w przeszłości"), bo to może ułatwić zrozumienie, ale zdrowa..
×