Leżę, biorę uspokajacze, pije piwo, jęczę, płaczę.....
Asystentka zarządu załatwiła mi wszystkie sprawy związane z urlopem, łącznie z tym, że się na nim podpisała.
W najbliższych dniach porozmawia z prezesem o moim oddziale i mojej nieobecności.
Rozmawiałam siostrą. Wszystko przyjęła spokojnie. Powiedziała, że jeśli jest mi to potrzebne mam iść na oddział, ufff....
Inna koleżanka pożyczy mi kasy na leki.
Bez ludzi ani rusz.
Jestem wykończona psychicznie, ale muszę docenić, co dobre.
Póki co jest burza, leżę w łóżku i odpowiada mi ta szaro-burość za oknem.
Ciężki, ciężki dzień. Szkoda, że nie mogę pogadać z W. i się do niego przytulić