no niby prawda, ale w 1 sytuacji chodziło o pracę i sama zaczęłam temat, że szukam wyzwań (w związku z jakimś jego nowym projektem), a w sytuacji 2 - no cóż, był po kilku drinkach...
ja rozumiem, że to są takie absurdalne rozważania, ale u mnie nie ma pośrednich stanów.
jestem pełna strachu, wiem że go strasznie kocham, serce mi się do niego rwie, ale nie wierzę, nie wierzę, że to może być takie proste. on już pojechał do Wawy i ja nie mam pojęcia, kiedy znowu go zobaczę. dlatego moje motylki odfrunęły, a w głowie moje diabełki śmieją się z mojej głupoty.
trudno mi to wytłumaczyć. po prostu karam się za chwilę radości. i nie wierzę. i potępiam się za marzenia i nadzieję.