-
Postów
192 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Jednakowoż
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 5 z 7
-
Po raz kolejny i kolejny wciąż zauważam, że wystawienie pyska na Słońce, wygrzanie się w jego promieniach, absolutnie i niezaprzeczalnie poprawia humor. I nie mówię tutaj o jakiejś małej przyjemności, tylko o bardzu dużej, trwałej poprawie samopoczucia. Słońce rozpędza u mnie depresję i melancholię, wprowadza w błogostan. Wprawia mnie w bardzo dobry humor na cały dzień, a może i dłużej, ale wtedy delikatniej. Poprawa jest bardzo szybka i intensywna, nie jest to żadne placebo, żaden efekt "małej przyjemności". Czy ktoś odczuwa podobne terapeutyczne działanie Słońca? Może wystawienie organizmu na działanie słonecznych promieni powoduje wydzielanie jakichś neuroprzekaźników albo inną odpowiedź ciała?
-
Tylko właśnie problem w tym, że to jedyny psychiatra w moim mieście, a i tak dojezdny. Poza tym mimo wszystko ufam mu - trafił u mnie z lekami, z Rispoleptem zwłaszcza. I nie mogę wykluczyć, że sam się z tą depresją nakręcam. Nudzi mi się straszliwie, a jak tylko pomyślałem o znalezieniu jakiejś ciekawej pracy na wakacje to włączył mi się tryb euforia. Może to uroki mojego borderline po prostu - sam nie wiem, jak się czuję i czego chcę. Lek, niezależnie od tego czy by zadziałał, czy nie, dałby mi pretekst do przeżycia jeszcze jakiegoś kawałka czasu, do przetrwania, poczekania, aż do "i było cudnie". Może on to rozumie? Zobaczę, jak mi się z ruszeniem dupy do roboty uda i jak się w związku z tym poczuję. Jeśli dalej będę miał głębokie depresje z myślami samobójczymi, to pojadę do lekarza do Szczecina, jeśli mi się poprawi i dojrzę kawałaczek sensu życia - zaufam temu.
-
LORAZEPAM (Lorabex, Lorafen, Lorazepam Orion)
Jednakowoż odpowiedział(a) na temat w Leki przeciwlękowe
Nie martw się, nie uzależnisz się w tak krótkim czasie. 12 dni to tyle co nic, musiałabyś brać kilka tygodni i to jeszcze zwiększając dawki, żeby się uzależnić. -
Mieszkam z mamą i mamy bardzo pokojowe stosunki, przynajmniej od czasu gdy lekami zabiłem moją agresywność i kłótliwość. W domu jest w porządku, mama stara się wyrywać mnie z mojego depresyjnego stanu. Mama uważa, że za barrdzo liczę na leki a za mało daję z siebie, ale jak mam dać coś z siebie jeśli nie mam siły wstać z krzesła, a ponadto nie widzę w tym sensu? Mama bardzo chętnie widziałaby więcej psychoterapii i mojej aktywności, do której ja nie potrafię się zmusić. Powiem szczerze - jestem w stanie, w którym mogę liczyć tylko na leki, potrafię siedzieć i myśleć o śmierci. Jej zdaniem najlepszy byłby oddział dzienny, tylko że mieszkam w małym mieście i nie ma szans. Dlatego migają mi od czasu do czasu myśli o szpitalu. Jest zupełnie w porządku.
-
Biorę Velaxin 150mg cztery miesiące, bywało znośnie, od dwóch tygodni mam totalną depresję, którą ledwo wytrzymuję. NIGDY niczego lekarzowi nie sugerowałem, opisywałem tylko dokładnie mój stan, on jest lekarzem, decyzja jest jego. A mam nadzieję na zmianę czegokolwiek, bo od dwóch tygodni praktycznie mógłbym leżeć na łóżku i patrzeć w sufit. Bo chcę umrzeć, bo śmierć racjonalnie myśląc wydaje się lepszą opcją od dlaszego życia, jeśli miałoby być taką mordęgą. Każdego dnia budzę się rano i już zaczynam odliczać godziny do nocy. Nie jestem w stanie zrobić nic konstruktywnego i boli mnie każdy dzień. Nie wiem, nie wiem, nie wiem, ja chcę po prostu czuć się dobrze albo nieistnieć
-
Przeczytałem, czytałem już zresztą niedawno bardzo podobne opracowanie, tylko że: To jest wszystko zakrojone na miesiące lub lata, podczas których ja jestem królikiem doświadczalnym, zdanym na łaskę i niełaskę psychiatrów. I miesiące, lata mijają, a ja wciąż cierpię. Też stosuję poszerzanie wiedzy o psychotropach jako remedium na lęk przed leczeniem, jakby sama wiedza miała mnie uchronić przed depresją i innymi objawami. Stąd też wiele moich mniej lub bardziej głupich pytań na tym forum, na które czasem odpowiadacie, czasem nie. I szczerze mówiąc chciałbym czasem pogadać z moim psychiatrą o lekach, chciałbym, żeby oświecił mnie swoją wiedzą, żeby wyklarował, jakie ścieżki nam zostały. Ja po prostu lubię wiedzieć. Natomiast mój psychiatra skupia się raczej na podejściu psychologicznym do pacjenta, czasem poleca mi książki, podczas gdy ja wolałbym analizę farmakologii. I boję się tej jutrzejszej wizyty - co mi powie, co zdecyduje. Mam też zamiar zapytać o szpital - raczej prewencyjnie niż jako faktyczną drogę na teraz. Ale boję się.
-
Witajcie. Jako że nie mam w ogóle zielonego pojęcia jak się zorientować w tym temacie, pytam tutaj, być może ktoś będzie coś wiedział. Otóż - czy jest w zachodniopomorskiem lub ogólnie w tej części Polski jakiś godny polecenie szpital psychiatryczny, jeśli chodzi o borderline, zaburzenia osobowości itd? Mam teraz czteromiesięczne wakacje maturzysty i chociaż martwi mnie bardzo taka perspektywa, być może byłaby to dla mnie jakaś droga wyjścia (oczywiście zapytam o zdanie lekarza). Naczytałem się trochę złych opinii o szpitalach, ale widziałem także bardzo pozytywne, dlatego chciałbym się tutaj rozeznać, gdzie mogą mnie uratować, a gdzie zniszczyć. I w ogóle jak stwierdzić, czy naprawdę potrzebuję szpitala? Mam borderline i czasem mam problem z oceną tego, jak ja w zasadzie się czuję. Oczywiście, boję się takiej opcji, ale być może mogłoby mi to pomóc. Z góry dziękuję za wszelką pomoc.
-
Dziękuję. We wtorek poproszę lekarza, żeby zwiększył mi dawkę, chyba że zaproponuje coś innego, bo mój stan jest dość żałosny (sam chciał mnie jutro zobaczyć, chociaż byłem u niego w czwartek). Mam już dość tej codziennej mordęgi, liczenia godzin do nocy, żeby dzień się w końcu skończył. Najgorsze jest to, że mój psychiatra upiera się, że to nie chemia, a reakcja psychologiczna na koniec liceum, matury, nudne wakacje maturzysty, perspektywę nowego życia. Ja rozumiem, borderline, częściowo mogłoby to być to, ale nie aż tak. Nie mam już nawet żadnej nadziei, nie wiem, co powstrzymuje mnie przed zakończeniem tego absurdu. Wcześniej trwałem w nadziei na reakcję lekarza, w nadziei, że zmieni coś w lekach, że mi pomoże. Teraz, gdyby nie jutrzejsza niespodziewana wuzyta, miałbym przed sobą cztery miesiące codziennej mordęgi z życiem. Tak nie może być, po prostu nie, nie zgadzam się. Jakiś promyk nadziei daje mi tylko jutrzejsza wizyta. Może jednak na coś się zdecyduje, ja już nie mogę tak dalej. Wiem, że borderline jest skomplikowany i że pewne doły mogą być psychologiczną reakcją, pustka, poczucie absurdu, ale nie tak długo, nie tak mocno, po prostu nie. Gdyby nawet jakiś nowy lek od psychiatry nie miał ostatecznie zadziałać, dałby mi zastrzyk nadziei, to trwanie i czekanie na nic miałoby jakiś sens - czekałbym, aż lek zacznie działać, aż będzie choć trochę lepiej. Nie byłoby to takie puste, takie nużące i nijakie, takie pozbawione czegokolwiek. Natomiast jeśli jutro lekarz nie postanowi niczego nowego, ja już nie wiem co zrobię. Po prostu nie wiem. Nawet nie mam dość leków w szufladzie, by się zabić - a to wbrew pozorom w moich oczach czyni sytuację jeszcze bardziej tragiczną. To jakby cierpieć i być nieśmiertelnym. Przeraża mnie to. Przepraszam za ten wybuch, ale po prostu musiałem się wygadać.
-
Myślicie, że zwiększenie dawki wenli ze 150 na 225, a potem może nawet na 300 naprawdę może coś dać, czy to już tylko niepotrzebne trucie się chemią i wywalanie kasy w błoto? Ewidentnie pomaga mi na lęki, tutaj zmiana jest ogromna (oczywiście mówię o perspektywie 4 miesięcy), natomiast czy na nastrój - nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Bywałem dużo szczęśliwszy bez leków. We wtorek idę do lekarza, bo chce mnie zobaczyć i chciałbym z nim przedyskutować ten temat - czy lepiej brnąć w większe dawki Velaxinu, czy ryzykować z czymś innym? A jeśli ryzykować, to z czym? Kurde, jakie to wszystko poplątane, ech...
-
Chdzoę na terapię, bo borderline itd., ale tylko mniej więcej raz w miesiącu - małe miasto i poradnia. Ale moja psycholog jest świetna, bardzo dobrze mi się z nią rozmawia, więc nie narzekam. Lekarz twierdzi, że ten kryzys jest psychologiczny, nie chemiczny, że jest reakcją na koniec liceum, maturę, nudne wakacje maturzysty i perspektywę nowego życia. Stąd z resztą Xanax, jako wytłumiacz. Ja się z tym raczej nie zgadzam, bo czuję się naprawdę fatalnie, no ale co zrobię. Kolejnym tropem jest Rispolept, który biorę na borderowy nadmiar emocji i bardzo mi pomaga pod tym względem, ale lekarz widząc mój stan chciał zmniejszyć dawkę z 2 mg do jednego, wtedy się nei zgodziłem głupi, bo w ogóle miałem zły dzień i byłem wściekły, ale dziś sam spróbuję - nie mam nic do stracenia. A we wtorek może jednak na coś się zdecyduje, nie wiem. Przed prośbą o zwiększenie dawki Velaxinu powstrzymuje mnie cena i w zasadzie utrata wiary w ten lek. Wtedy byłaby już stówa na leki, na dodatek nie moja stówa. Nie wiem. Zobaczę, jeśli dotrwam.
-
Ponawiam moje pytanie - czy risperidon może wywołać/pogłębić depresję? Moje wątpliwości wywołał tym razem psychiatra, który widząc mój żałosny całkowicie stan chciał zmniejszyć dawkę Rispoleptu z 2 mg do 1. Ja głupi oczywiście, po nieprzespanej nocy i wściekły od czekania, nie zgodziłem się (Rispolept daje mi bardzo duże korzyści w innych kwestiach). Jeśli ktoś jakkolwiek orientuje się w tej kwestii, proszę o pomoc, bo w tej chwili wegetuję.
-
Dziękuję za odpowiedź. Nie wiem jak długo mam go brać, na razie lekarz chce mnie zobaczyć we wtorek, żeby wiedzieć jak się czuję. Myślałem, że on szybciej uzależnia po prostu, poza tym wczoraj miałem podły humor. Wenli nie znoszę źle, po prostu miałem wrażenie, że się wypaliła. Ale teraz już nie wiem. Lekarz twierdzi, że to kwestia psychologiczna, nie chemiczna - reakcja na maturę, nudne wakacje maturzysty, perspektywę nowego życia itd. Niestety nie ma w moim mieście innego psychiatry, nie mam chyba większego wyboru jak zaufać temu.
-
Dziś po południu się dowiem, bo wreszcie idę do lekarza. Na pewno coś co najmniej porównywalnego mocą do wenlafaksyny - na razie podejrzewam, że lekarz przepisze mi Anafranil, ale zobaczymy. Na razie trafiłem trzy leki z pięciu - wenlafaksynę, Depakine i Tegretol, ciekawe czy tym razem uda mi się strzelić
-
zdesper, bo mam od miesiąca równię pochyłą a ostatnie dwa tygodnie to ciężka depresja z poważnymi myślami samobójczymi i ogólna całkowita rozsypka - więc chociaż do lekarza idę dopiero jutro, już wczoraj zacząłem zmniejszać dawkę Velaxinu, bo jak coś takiego wystąpiło to zmiana leku jest konieczna jak sądzę. Byłem na 150 mg więc nie ma sensu już zwiększać, tym bardziej, że wtedy byłoby za drogo. Na razie w reakcji na połowiczne już zmniejszenie dawki paradoksalnie poprawił mi się humor, kręci mi się w głowie i jest mi ogólnie lekko fajnie. A jutro dostanę na pewno coś nowego - prorokuję Anafranil, trafiłem już trzy leki z pięciu, ciekawe czy tym razem trafię...
-
Odstawiam właśnie wenlę, wczoraj 3/4 kapsułki, dziś 1/2 - i jak mi się humor poprawił Czytłem kiedyś, że przy odstawianiu SSRI/SNRI następuje chwilowy wyż i chyba mnie to dotknęło. Na razie żadnych uciążliwych efektów - jedynie lekkie zawroty głowy przy wstawaniu i lepszy humor. Ciekawe jak będzie jak przestanę brać w ogóle. I co mi lekarz nowego zaordynuje...
-
Mam pytanie - czy okres półtrwania leku w jakikolwiek sposób ma związek z czasem działania? Bo np. lorazepam ma T1/2 = 9-16 godzin, a klonazepam 18–50 godzin. Lorafen pomaga mi na jakieś cztery-pięć godzin. Czy klonazepam faktycznie działa dłużej, czy po prostu substancja dłużej się rozkłada, a działanie jest tak samo krótkotrwałe?
-
Ja łączę risperidon z wenlafaksyną, ale nie na takiej zasadzie, by neuroleptyk wzmacniał antydepresant, tylko risperidon na nadmiar emocji, Velaxin na depresję i lęki. Rispolept pomaga mi bardzo, jest trafione w dziesiątkę, natomiast wenlafaksyna niestety jednak chybiona - było trochę lepiej, przez jakieś dwa miesiące, ale nie dość i co najgorsze przestało, a ja znów wpadłem w czarną dziurę. No ale nic. Dostanę coś innego i oby pomogło. Natomiast czytałęm artykuł, wg. którego atypowe neuroleptyki dają duże profity w połączeniu z SSRI. Zaraz znajdę... (http://www.mp.pl/artykuly/?aid=31688&spec=74) Systematycznie wzrasta pozycja leków przeciwpsychotycznych II generacji w terapii depresji,[23-25] chociaż liczba badań z randomizacją jest wciąż zbyt mała, aby można było wydać wiążące opinie. Zachęcające wyniki dotyczą m.in. klozapiny, olanzapiny, kwetiapiny, które u części leczonych mogą wykazywać wpływ przeciwdepresyjny. Cecha ta może się okazać bardzo przydatna w terapii depresji lekoopornych, m.in. u chorych dwubiegunowych i u osób z przebiegiem rapid cycling. Wciąż nieliczne badania z randomizacją wskazują na możliwość potencjalizacji efektu terapeutycznego niektórych leków przeciwdepresyjnych II generacji. Do takich użytecznych, ale wymagających dalszych badań weryfikacyjnych należą połączenia: fluoksetyna + olanzapina, fluwoksamina + risperidon (przyśpieszanie efektu terapeutycznego), citalopram + kwetiapina, citalopram + risperidon, sertralina + ziprazidon, SSRI (różne) + aripiprazol. Więc jest coś na rzeczy. Oby tylko większość lekarzy potrafiłą odpowiednio użyć takiej kombinacji.
-
A jednak to Velaxin z pewnością przestał u mnie działać. Biorę go czwarty miesiąc w dawce 150 mg i nie dość, że od miesiąca stopniowo pogarszał mi się humor, to tydzień temu wpadłem w głęboką depresję, a gdy dziś w nocy wstałem do toalety odczułem pełną gamę lęków domowych nocnych, pt. "zdaje mi się, że widzę", z waleniem serca i takimi tam. Nie miałem ich przez całe trzy miesiące. W ogóle. A wróciły. To już z pewnością znaczy, że wenlafaksyna na mnie trochę podziałała, ale stopniowo przestawała. O ile samopoczucie w przypadku bordera to sprawa mocno zależna od postrzegania i sam sobie w tej kwestii nie ufałem, to powrót lęków jest po prostu faktem. Jestem zatem żywym dowodem na to, że możliwe jest to, o czym kiedyś pisałem - tak, możliwa jest sytuacja, by antydepresant zaczął działać i podziałał jakieś dwa miesiące (ale też dość słabo), by potem stopniowo wytracać siłę i przestać działać na organizm. No nic - pozdycham jeszcze jakoś do czwartku i wreszcie do lekarza (chciałem wcześniej ale go nie było). Na pewno zmieni mi lek - bo bez sensu, jak ten nie działa. Boję się odstawiania Velaxinu - nie dość, że nie pomaga, to jeszcze muszę być na coraz mniejszych jego dawkach, żeby w ogole można było włączyć coś innego. Paranoja. Coś czuję w kościach, że dostanę Anafranil. Słyszałem, że często lekarz go daje, jak wenla nie wypali, poza tym działa podobnie (serotonina i noradrenalina), a podobno jest silniejszy i zazwyczaj pomaga tym, którym nie pomogły SSRI, SNRI. Nie wiem. Cokolwiek, byle coś dał i byle pomogło. Mam dość tej wegetacji.
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 5 z 7