Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jednakowoż

Użytkownik
  • Postów

    192
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Jednakowoż

  1. Chciałbym zauważyć, że ta grafika pochodzi od filmu "Cabaret". Nie ma nic wspólnego z nazizmem, tylko z jego krytyką. http://www.filmweb.pl/film/Kabaret-1972-1313
  2. Anna R., a może porozmawiaj z lekarzem o innych usypiających neuroletykach? Tisercin, Promazin. Są bardzo tanie, ich moc jako neuroletyków sensu stricte jest bardzo niewielka, ale działają silnie nasennie, stosuje się je np. u chorych na Alzheimera w końcowym stadium (są wtedy bardzo nadaktywni, nie mogą w ogóle spać, jak pracowałem w bibliotece rozmawiałem o tym z kierowniczką, której mama ma Alzheimera). W małych dawkach mogą być pomocne.
  3. Mnie się niestety zdarza lekko nadużyć Xanaxu, żeby wprowadzić się w błogostan, kiedy już naprawdę nie wie, co ze sobą zrobić. Wiem, że nie powinienem, ale w moemencie, gdy mam wrażenie, że życie mi się rozsypuje i tak jest mi wszystko jedno Ale nigdy nie brałem ciągiem, ani nawet kilka razy dziennie. To tylko pojedyncze przypadki.
  4. Warto zauważyć, że amfetamina np. nie uzależnia fizycznie. Ma jednak duży potencjał uzależnienia psychicznego i gdy przestaje działać, pojawia się gwałtowny zjad, który nakłania do wzięcia kolejnej dawki. Poza tym, z tego co wiem, amfetamina powoduje wydzielanie dopaminy i noradrenaliny, serotoniny tylko w niewielkim stopniu. Poza tym jest jeszcze jedna poważna wada. Z tego względu amfetamina jest mocno kontrowersyjna i niebezpieczna. Metylfenidat jest pochodną amfetaminy, z ograniczonymi skutkami ubocznymi i obniżonym działaniem auforyzującym, zmniejszonym potencjałem nadużywania. Ponadto i tak jeswt sprzedawany na różową receptę (dla substancji narkotycznych, jak silne opioidy np.) - tak mi się przynajmiej wydaje, jeśli się mylę, poprawcie mnie.
  5. Jaaa nie mogu - dostałem Metocard (to samo, co Betaloc) i ciśnienie i tętno mi spadły, ale nie przespałem całej nocy. Mam dość [Dodane po edycji:] EDIT - W ulotce bezsenność jest, ale w kategorii "rzadko", razem z sennością, depresją, wysypkami, kurczami mięśni i niewydolnością serca (na którą jest ten lek!)...
  6. Otworzyć kapsułkę i odsypać połowę - chap - reszta zostaje na następny dzień. Ja tak robię, bo biorę 225 mg, a kupowanie 150 i 75 jest zupełnie nieopłacalne.
  7. A ja mam ostatnio nadciśnienie, wczoraj wieczorem 150/85, tętno 102. Mój nowy lekarz mierzy mi ciśnienie na każdej wizycie, ale na razie myślał, że to przez leki. Po zmianie leków cisnienie takei samo. Poza tym przypomniało mi się, że moje ciśnienie nigdy nie spadało poniżej 140. Trzeba więc będzie chyba pomyśleć o betablokerach...
  8. Heloł. Tak se myślę sobie, czy nie zasugerować lekarzowi zmiany Lerivonu, który teraz biorę, głównie na sen, na Trittico właśnie. Lerivon bardzo zwiększa mi apetyt, poza tym mam problem ze wstaniem rano. Ponadto wenlafaksyna (której biorę 225 mg) osłabia mi libido. Velaxin nie likwiduje całkowicie moich stanów depresyjnych i lęków, więc może dodanie Trittico zarazem w tym celu, oraz w poprawie snu, byłoby dobrym pomysłem?
  9. Jednakowoż

    ważne pytanie

    Ale Spamilan nie uzależnia, działa podobnie do SSRI. Tylko podobno słabo... Nie lepsze byłyby SSRI? Paroksetyna? Ona działa też lekko nasennie. Albo po prostu Lerivon, który usypia, polepsza sen i też zmniejsza lęki, więc działa na oba naraz.
  10. Nigdy nie słyszałem o takich ubokach przy Lamitrinie, w ulotce też nic takiego nie ma. Jesteś pewien, że to powiązane?
  11. "Zaburzenia rytmu serca, nudności, wymioty, zaburzenia żołądkowo-jelitowe, zawroty głowy, bóle głowy, zaburzenia widzenia, przerost dziąseł, wysypki skórne, zapalenie mieszków włosowych, nadmierny porost włosów, wypadanie włosów." Ja bym jednak podziękował za fenytoinę
  12. Peem tak - wolę umrzeć koło trzydziestki, niż żyć sto lat w czarnej dupie. Dziękuję za uwagę.
  13. Być może, ale zauważ, że lamotrygina praktycznie nie ma skutków ubocznych (poza osobami uczulonymi), natomiast karbamazepina ma całą masę interakcji, wypłukuję witaminę D i niszczy ciałka krwi. To trochę tak, jakby porównywać skuteczność w padaczce Neurotopu z Clonazepamem. Albo Luminalem. Ponadto w padaczce stosuje się większe dawki Lamitrinu niż w chwiejności emocjonalnej, a zawuaż, że na padaczkę jest refundowany. Do 3,20 zł.
  14. Też radzę odstawiać powoli. O ile dawka Anafranilu jest na tyle mała, że możnaby się pokusić o ewentualne natychmiastowe odstawienie, o tyle zauważ, że łączysz dwie benzodiazepiny - Xanax i Relanium. I jak piszesz, bierzesz bardzo długo, a od miesiąca codziennie. Naprawdę nie polecam odstawiać tego natychmiast. Ja zaledwie przez tydzień usypiałem się Xanaxem, a jak się skończył - czuwałem trzy pełne doby i skończyłem na pogotowiu. Bezsenność z odbicia. Benzo to nie zabawki. Weź też pod uwagę, że objawami abstynencyjnymi są lęki, podenerwowanie - czyli to, na co zapewne bierzesz benzo. Jak je odstawisz będzie więc duuużo gorzej. Lepiej pogadaj o tym z lekarzem, być może zwiększ Anafranil lub zmień go na coś innego, a gdy zacznie działać, redukować lęki, wtedy dopiero odstaw benzo. Fundując sobie odwyk w stanie, w którym wymagasz codziennego łykania Xanaxu i Relanium przez miesiąc, przeżyjesz piekiełko i wrócisz do benzo z podkulonym ogonem. I nie mówię tego złośliwie.
  15. Ja po Neurotopie jestem senny w dzień. No i ta masa interakcji... Lekarz powiedział mi, że karbamazepina w ogóle przyspiesza metabolizm wszystkich leków, wymuszając zwiększenie ich dawki. Nie wspominając już o - "Przy wieloletnim stosowaniu karbamazepiny następuje rozmiękanie kości ze względu na przyspieszenie metabolizmu witaminy D w wątrobie. Lek ten przy długotrwałym zażywaniu powoduje uszkodzenie ciałek krwi, w szczególności trombocytów." No i wątroba... Lamitrin jeszcze niecały rok temu był drogi, teraz 100 mg kosztuje chyba 36 zł, więc tragedii nie ma.
  16. Tak naprawdę nigdy jakoś szczególnie nie odczułem jej działania. Brałem 600 mg, a tak jak wcześnije popadałem z euforii w depresję, więc...
  17. Ja mam borderline, więc mam nadzieję na stabilizację. Ale dobrym humorem i bezlękiem też nie pogardzę
  18. Lekarz postanowił zamienić mi Neurotop 600 mg na Lamitrin. Mam w ciągu tygodnia odstawić Neurotop po pół tabletki, zrobić cztery dni przerwy, a potem zacząć od pół tabletki Lamitrinu 50 mg, zwiększać o pół tabletki ci kilka dni i dojść do dwóch tabletek 50mg. Nadzieje z mojej strony duże.
  19. Mniejsze dawki zwyczajnie mnie nie usypiały. Zdaniem pani doktor z pogotowia, to nie była żadna reakcja odwykowa i uzależnienie, tylko bezsenność z odbicia. Podkreślam jeszcze, że to była sytuacja awaryjna. Dużo wcześniej chciałem się dostać do lekarza, ale w Akademickiej Służbie Zdrowia musiałby wydarzyć się cud. Zapisałem się w końcu prywatnie i dzisiaj idę. I tam już będę chodził. Tak czy inaczej zamierzam unikać benzo. Są niebezpieczne.
  20. Dotarłem do szpitala, wlazłem na SOR, zapisałem się i pokornie czekałem. Ubiegła mnie niestety pewna dziewczyna obdarzona cudownym głosem opętanej - "Nie szpital, NIE!!!", jak demon wprost z Otchłani, po czym następował trzask czegoś metalowego, krzyki ekipy lekarzy i ratowników oraz wyjście pewnego pana, która jak się domyślam był ojcem, oraz schowanie przez tegoż pana twarzy w rękach. Chwila i powtórka. Przez trzy godziny. Ale nieważne. Lekarka przemiła, naprawdę, cudowna. Porozmawialiśmy sobie długo, potwierdziła hipotezę, że to najprawdopodobniej bezsenność z odbicia po Xanaxie (więcej nie wezmę benzo do ust!). Dała mi Lerivon na dziś, jutro idę do lekarza, do którego już prawdopodobnie będę chodził. Dodatkowo dostałem skierowanie co centrum psychoterapii finansowanego przez NFZ, bardzo polecanego przez panią doktor i zapewne skorzystam. Nu i zafundowałem sobie półtoragodzinny spacer po prawobrzeżu, powiadam wam, zasnę dzisiaj snem niewiniątka.
  21. Fajki mnie nie uzależniają. Czasem palę paczkę dziennie, a czasem mi nie smakują i nie palę wcale Natomiast inna znajoma się bardzo przejęła i kazała mi zadzwonić na pogotowie. Tom zadzwonił i poradzili mi, żebym pojechał na Bródno do szpitala i poprosił psychiatrę. Nawet, jeśli mi nie pomoże, to przynajmniej coś wyklaruje. Bo to już proszę państwa jest problem farmakologiczny, a nie fizyczny!
  22. Tydzień. Oczywiście w za dużych dawkach. Nie ma jak być beztroskim borderem Też tak miałaś? I co? Poprostu czekałaś i przeszło?
  23. Postaram się streścić - nie śpię od 58 godzin. Problemy ze snem mam od trzech tygodni, poczatkowo bralem nieuzywany wczesniej Lerivon i Chlorprothixen, ale się skończyły, więc przez tydzień usypiałem się Xanaxem 4 mg, usiłując się w międzyczasie dostać do lekarza. I meritum - nie wytrzymuję już fizycznie. Ciężko mi oddychać, mam mdłości, ręce mi się trzęsą, głowa mnie boli - ale świadomośc jest niezachwiana. Cały czas. Chciałem iść na pogotowie, ale wcześniej poradziłem się znajomej pielęgniarki, która powiedziała, że... nic mi nie zrobią. Że to moja wina i Xanaxu i muszę po prostu czekać... Umówiłem się prywatnie do psychiatry na jutro na 18. I... To wszystko? Czekać? To naprawdę wina Xanaxu? Jezu, jeśli tak, benzo powinny być na różowe recepty...
  24. Przepraszam, że zakładam tutaj nowy temat, na pewno taki już był, ale nie mam siły na wyszukiwanie. Nie śpię drugą dobę. Ogólnie problemy zaczęły się trzy tygodnie temu, gdy zwiększyłem dawkę Velaxinu do 300 mg - nerwowość, serce, gorszy sen. Ale myślałem, że to przejdzie, jak zawsze, bo to normalne objawy przy zwiększaniu dawki wenlafaksyny. Serce się uspokoiło, nerwowość przeszła, fobia społeczna i lęki też wreszcie weg. Ale ze snem było coraz gorzej. Na "pożegnanie" od mojego poprzedniego lekarza, przed wyjazdem do Warszawy, dostałem Lerivon i Chlorprothixen, jakbym miał problemy ze snem właśnie - bo wtedy pojawiły się pewne przez podenerwowanie wyjazdem itd. Potem przeszły, czułem się coraz lepiej, więc nie brałem, a gdy przyszła bezsenność, zacząłem brać. (Jezu, jak to brzmi - nie brałem, potem znów zacząłem ). Tak czy inaczej Lerivon miałem w dawce 10 mg, a żeby mnie uśpić potrzeba było 30-40. Do tego Chlorprothixen 50 mg i noc była spokojna. Miałem tylko problemy ze wstawaniem, coraz większe - ogólnie w sumie lepiej by było, gdybym nie dostał tamtych leków na sen - już dawno zająłby się mną tutejszy lekarz, a tak mam trzy tygodnie germanistyki w plecy... Przepraszam, że piszę mało konkretnie i w zasadzie bajam, ale literki mi się dwoją i grawitacja się psuje, więc... Dalej. Lerivon się skończył, brałem sam Chlorprothixen. Peem jeszcze, że póki miałem leki lekceważyłem problem - mój błąd, duuuży błąd. Stwierdziłem, że jakby co mam jeszcze awaryjne środki, jak nic nie da, wtedy się zajmę bezsennością. Bez Lerivonu już były problemy z zaśnięciem, chodziłem spać coraz później, budziłem się w nocy, rano nie mogłem się dobudzić. Postanowiłem ogłosić czerwony alarm i sięgnąłem po Xanax i zdecydowałem, że najwyższy czas wybrać się do lekarza. To było tydzień, albo jakieś dziewięć dni temu. I tu się proszę państwa zaczyna cyrk: Zeszły poniedziałek - dzwonię do studenckiej przychodni (bardzo błędnie założyłem, że z bezsennością może mi pomóc internista - już drugi błąd). Trzeba wypełnic papiery. Wtorek - wypełniam papiery, chcę się zapisać. Trzeba dzwonić rano. Środa, 9,30 - dzwonię. Za późno, trzeba dzwonić o 8. Potem Dzień Zmarłych, w piątek nieczynne, weekend weg. W piątek tragedia - ostatnie tabletki Xanaxu. W ogóle muszę powiedzieć, że na początku usypiały mnie 2 mg, potem tylko 5 - podejrzanie szybko rozwinęła się tolerancja, na szczęście bez uzależnienia. W piątek łykam ostatnie 5 mg tabletek, zasypiam na trzy godziny - reszta nocy, czuwanie. Sobota - jestem zmęczony, wieczór, próbuję zasnąć kilka razy - nic. Leżę nawet godzinę (!), potem znów włączam komputer i gapię się w ekran jak sierota. Przespałem może godzinę. Niedziela - taka sama sytuacja, dodam, że choć być może zapadam na kilka chwil w bardzo płytki sen (zmuszam się do leżenia, zresztą nawet nie mam siły siedzieć), to w ogóle go nie czuję, mowy o "śnie" dłuższym niż 15 minut i fazie REM nie ma. Poniedziałek - desperacja. Dzwonię do przychodni - mojego lekarza nie ma dzisiaj! W rozpaczy zadzwoniłem do przemiłej kobiety, u której wynajmuję pokój, bo zawsze potrafi mi pomóc. Zapisała mnie do lokalnej przychodni. Cyrk nr 2: 16,30, recepcjonistka mówi mi, że są problemy i muszę zapytać sam panią doktor, czy mnie przyjmie. Wchodzę. Jaśnie Oświecona patrzy na mnie jak na robala, uświadamia mi, że marnuję jej cenny czas i robię burdel w papierach, ponieważ skoro się zapisałem do Akademickiej Służby Zdrowia, nie mogę już chodzić do nie-studenckich przychodni. Kiedy odbijam piłeczkę i pytam suchym tonem, czy w takim razie mam się po prostu męczyć, raczyła mnie przyjąć. To zasługuje na odrębny Cyrk, zatem - Cyrk nr 3: Jej Elokwencja mnie osłuchała, zmierzyła ciśnienie, obejrzała źrenice. Pada pytanie - "Czy nie bierze pan narkotyków?" (powiększone źrenice i pocenie, skutki uboczne wenlafaksyny, których jejmość raczyła nie znać). Następnie wypisała mi skierowanie do PZP - którego NIE potrzebuję! - i to wszystko. Skierowanie leży w kawałkach w trawniku - i tak mi do szczęścia niepotrzebne, a nie chcę mieć niczego związanego z Jej Wysokością w domu. Noc bez chwili snu. Dziś - dodzwoniłem się (wreszcie!) do studenckiej przychodni na Mochnackiego, gdzie jest psychiatra. Zapisali mnie - Uwaga! - na 8. grudnia. I w tym momencie ruszyłem ostatnią możliwą deskę ratunku - dzwonię do prywatnego centrum, w którym byłem po przyjeździe do Warszawy. Wizyta płatna, oczywiście. Pani z recepcji mówi, że skoro byłem już tu u lekarza, najlepiej, żebym poszedł do tego samego. Niestety, dzisiaj go nie ma. A na jutro nie ma terminów. Powiedziała, że spróbuje się dodzwonić do niego na prywatny numer, czy w takim wypadku wygospodaruje mi jutro pół godziny. Jeśli nie, pójdę do kogoś innego, bo na szczęście lekarzy tam dużo mają. I tak tu siedzę i czekam. Aż mnie uratują. Na zajęciach bym się przekręcił. Jestem wyłączony z życia, ledwo kontaktuję (choć może brzmi to niewiarygodnie, skoro napisałem taki esej, ale ogólnie czuję się trochę jak pijany, grawitacja się psuję i gadałem z babcią przez telefon 40 minut, więc zdecydowanie nie jest alles im Ordnung). A skoro i tak tylko czekać mi zostaje, postanowiłem podywagować tutaj, co mogłoby mi pomóc. I co w ogóle mogło się zepsuć? Dlaczego sen nie wrcał do normy po zmiejszeniu wenlafaksyny do dawnej dawki, tylko dalej się pogarszał? Mianseryna - odpada. Śpi się dobrze, ale wstanie to już horror, a muszę wstawać wcześnie. Poza tym tycie. Mirtazapina tak samo. Benzo? - Na przykładzie Xanaxu widać, jak szybko rośnie mi tolerancja. Być może doraźnie możnaby włączyć np. Tranxene czy coś innego dłużej działającego, ale na pewno nie jako właściwe leczenie. Nie-benzo (zaleplon, zolpidem, zopiklon)? - Ogólnie pewnie podobnie do benzo. Nawet gdyby doraźnie pomagały, uzależniają, tolerancja itd. Neuroleptyki? - Aż się boję, chociaż pewnie na tym się skończy. Chlorprothixen 50 mg ledwo pomagał. Rispolept 1 mg brałem kiedyś - nie działał nasennie. Olanzapina działa nasennie, ale po pierwsze - cena, po drugie - tycie, po trzecie - zapewne zamuła za dnia i problem ze wstaniem. Kwetiapina, z tego co czytałem też działa nasennie, ale nie wiem, czy dość intensywnie. Poza tym też jest droga. No to co? No przecież nie Haloperidol sławetny, stosowany jako wyłącznik niebezpiecznych pacjentów i radzieckich dysydentów, chorych na - jakże mroczną! - "schizofrenię bezobjawową". Przeczytałem raz jeszcze tamet wątku i stwierdziłem, że po dwóch dobach czuwania słowo "bezsenność" jest mroczne. Bardzo. A przede mną jeszcze półtorej doby - przy dobrych wiatrach. Nie chcę nawet myśleć o tym, że możliwe jest, by trwało to dłużej...
×