Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jednakowoż

Użytkownik
  • Postów

    192
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Jednakowoż

  1. Czy Risperidon może wywołać depresję? Biorę 2 mg i Velaxin 150 mg (wenlafaksyna) - risperidon jest antagonistą receptora serotoninowego, czyli blokuje go przed działaniem serotoniny. Nagły wzrost depresji zbiegł się w czasie z podniesieniem dawki Rispoleptu z 1 mg do 2. Wiem, że to wciąż bardzo mała dawka - ale może to to? Nie wiem, po prostu szukam przyczyny nagłego powrotu depresji...
  2. A ja biorę czwarty miesiąc 150 mg i wiele bym dał za jakiegoś spidzika - zamiast tego anhedonia, depresja i brak energii. Ale lęki bardzo się zmniejszyły.Pewnie po prostu to nie mój lek. Ech...
  3. Bo było lepiej w stosunku do kryzysu, z tym że kryzys był raczej emocjonalny i lękowy niż depresyjny. Ogólnie cały czas mam coś w rodzaju dystymii z krótkimi atakami ciężniej depresji z myślami itd. Emocje i lęki ujarzmione - emocje dzięki Rispoleptowi, a lęki nie wiem. Albo Rispolept, albo działanie wspólne, albo Velaxin zadziałał tylko na lęki, a na depresję nie - o ile to możliwe. Dziś idę do lekarza i zobaczę co ze mną zrobi. A że mam tendencję do bycia o krok do przodu, już zrobiłem rozpoznanie leków - Anafranil działa podobnie do wenlafaksyny (serotonina + noradrenalina, czyli silnie na lęki też), jest bardzo chwalony i uważany za ogólnie skuteczniejszy. Z tego co zauważyłem przynajmniej. Więc dziś lekarz albo zwiększy mi dawkę Velaxinu - choć skoro biorę od dawna 150 mg i efekty na depresję są niewielkie, chyba wiele by to nie dało - albo odstawi Velaxin i da coś nowego. Jeśli wziąć pod uwagę całość, jest o wiele lepiej, ale depresja została niewątpliwie i nie pozwala mi się cieszyć resztą. Ech, jak nie urok to sraczka...
  4. Wielokrotnie spotkałem się z opinią, że TLPD, zwłaszcza Anafranil, są silniejsze niż np. SSRI. Czy ma to jakieś poparciew faktach, czy to tylko suiektywne opinie? Czy w ogóle można obiektywnie porównać siłę działania i skuteczność np. Anafranilu z wenlafaksyną? Czy jeśli komuś wenlafaksyna pomagała nieszczególnie, to zmiana na Anafranil może pomóc? Pytam, bo jestem na wenlafaksynie, a wciąż mam ciągły stan depresyjny i momentami ostrą depresję z myślami samobójczymi. Czytałem wiele pozytywnych opinii o skuteczności Anafranilu, a działa on na serotoninę i noradrenalinę, czyli silnie na lęki, jak wenlafaksyna (na lęki mi bardzo pomogła, na depresję słabo). (Żeby nie było - biorę od prawie 4 miesięcy Velaxin 150 mg, więc gdyby miał naprawdę pomóc na depresję, to już dawno temu.) Czy zmiana na Anafranil może mi pomóc?
  5. Chodzę na terapię, cudów nie ma, w poradni, raz w miesiącu. Nie sądzę, żeby terapia była mi w stanie w takiej fromie pomóc, a na inną na razie nie ma żadnych szans. Na razię liczę na leki.
  6. Witajcie. Proszę was o radę, ponieważ męczą mnie krótkie napady bardzo głębokiej depresji, z intensywnymi myślami samobójczymi, wyzuciem z energii, nadziei, motywacji. Cierpię na borderline, nerwicę, fobię społeczną i depresję. Leczę się od czterech miesięcy, Velaxinem 150 mg i Rispoleptem 2 mg. elaxin na depresję i lęki, Rispolept na nadmiar emocji i myśli paranoiczne. Lęki zmniejszył się bardzo, pod tym względem czuję się dobrze, natomiast z depresją jest bardzo chwiejnie. Ogólnie czuję się smutny, zmęczony, brakuje mi energii, natomiast czasem, zwłaszcza wieczorem, mam te krótkie napady bardzo głębokiej depresji. Mam wtedy bardzo silne myśli samobójcze, ale brak mi sił i motywacji, więc ograniczam się do marzenia, że jutra nie będzie, że już się po prostu nie obudzę. Inny problem tkwi w tym, że jakem border, poczuję się lepiej, wmówię sobie, że jest dobrze i zapomnę o tych kryzysach i nie powiem lekarzowi. Tak już było nieraz, jakoś schodził na dalszy plan, a ja skupiałem się np. na opowiadaniu o nadmiernym apetycie, bo już zapomniałem, jaki to był problem, jakby to się tylko śniło. Dlatego postanowiłem przyspieszyć wizytę u lekarza i zapytać was o radę, póki jestem "na świeżo" (atak depresji miałem wczoraj wieczorem, dziś czuję się już troszeczkę lepiej). Boję się tego, że psychiatra ma ograniczone pole działania - prawdopodobnie pierwszym ruchem będzie zwiększenie Velaxinu i czekanie na efekt, a jak efektu nie będzie, powolne schodzenie z wenlafaksyny (bo ma silne efekty odstawienne) i wprowadzanie jakiegoś nowego leku. Być może jest to poniekąd kwestia borderowej niestabilności - brałem Depakine, potem Tegretol, ale bardzo źle na mnie działąły, przez nie czułem się jeszcze gorzej, więc nie miało to sensu. W tej chwili jestem na Velaxinie i Rispolepcie. Nie chcę się już po prostu tak czuć, przez większość czasu dystymia i powalające ataki depresji. Czasem tylko o tym zapominam, bo nagle czuję się lepiej i wszystko co złe staje się tylko jakimś głupim snem. Ale przez większość czasu się męczę. Nie wiem. Proszę was o radę.
  7. Mam pytanie - czy to możliwe, by Lorafen sam z siebie, w małej dawce (1 mg) spowodował derealizację? Bo ja go biorę bardzo rzadko, jak czuję niepotrzebne napięcie, ale już drugi raz mąci mi umysł. Wszystko jest jakieś taki epłynne, świat jest jakiś rozwartswiony, trudno mi nawet pisać. Jak ktoś coś do mnie mmówi to tak, jakby był daleko, jakby docierało to do mojej świadomości z opóźnieniem. I wszystko jest takie nierealne. Idę, a jakbym płynął przez czasoprzestrzeń. Wszystko jest takie dziwne. Nie mogę sobie z tym poradzić. Możliwe, by Lorafen w tak małej dawce wywołał derealizację? Jeśli tak, wyrzucam go do śmieci, zresztą i tak niepotrzebnie brałem, bo źle na mnie działał, ale to tak - wyrzucony do szuflady, ale jak najdzie mnie nagle nerw jakiś czy nieppokój, z którym bym sobie normalnie poradził, to - "A zjem sobie lorafen". I z normalnego dnia robi sie derealizacja. Ech...
  8. Ogólnie pierwszą wyraźną zmianę na lepsze odczułem po włączeniu Rispoleptu, wtedy jeszcze w dawce 0,5 mg. Wcześniej brałem Velaxin, najpierw 37,5, potem 75, ale na Rispolepcie różnicę poczułem w przeciągu trzech dni. Potem pewnie zaczął działać jeszcze Velaxin (150), po zwiększeniu dawki Rispoleptu do 1 mg poczułem się znów wyraźnie jeszcze lepiej, zniknęły ciemne stany, poczucie bezsilności, zmniejszały się lęki - pomijając stabilizację i zmniejszenie emocji. Teraz od niedawna biorę 2 mg i znów czuję się nieco lepiej, chociaż tym razem bardziej stopniowo. Nie jest to jakaś ciągła radość, ale pomijając fakt, że ogólnie czuję się lepiej i stabilniej oraz bardzo zmniejszyły się lęki (co zapewne zawdzięczam wenlafaksynie), łatwiej mi się dobrze czuć, po prostu rozgadać, cieszyć, śmiać, zwłaszcz wśród ludzi. Nie jest to euforia ani nic w ten deseń - ale tak po prostu życie stało się łatwiejsze i przyjemniejsze, a nie chodzi tylko o wyeliminowanie depresji i lęków, tylko ogólną zmianę odczuwania. Szczerze mówiąc pytam w zasadzie z ciekawości, bo interesuje mnie bardzo mechanizm działania leków i w ogóle psychotropy i psychika. Poza tym po ustaleniu co najlepiej na mnie wpływa (serotonina, noradrenalina, dopamina czy co tam jeszcze), można by objąć lepszy kurs w leczeniu.
  9. Wybaczcie, że tak wetnę się w temat, ale tutaj widzę specjaliści od dopaminy Chodzi mi o risperidon i dopaminę. Risperidon jest antagonistą receptorów dopaminowych, czyli teoretycznie osłabia wpływ dopaminy. Z drugiej strony może to wywoływać reakcję zwiększenia ilości dopaminy w odpowiedzi organizmu (teoretyzuję). Nawet w jakimś artykule o risperidonie przeczytałem, że zwiększa wydzielanie dopaminy w korze przedczołowej. Więc jak to w końcu jest? Biorę 2 mg, nie na schizofrenię, ale na borderowe nadmiary emocji. I czuję się dużo lepiej, mam zresztą wrażenie, że ze wszystkich leków najbardziej pomaga mi Rispolept. Ma to może jakiś związek z dopaminą?
  10. Naszło mnie właśnie takie pytanie - skąd wiadomo, że jakiś lek np. zwiększa poziom serotoniny w mózgu poprzez zahamowanie wychwytu zwrotnego? Nie słyszałem nigdy o możliwości oznaczenia poziomu nauroprzekaźników, poza tym gdyby to było mozliwe, byłoby ono stosowane do stwierdzenia co jest powodem problemów, zamiast strzelać lekami na ślepo. Skąd wiadomo, że paroksetyna blokuje wychwyt zwrotny serotoniny, a bupropion noradrenaliny i dopaminy? Skąd wiadomo, że klomipramina zwiększa poziom serotoniny i noradrenaliny?
  11. Ja biorę Velaxin 150 mg, od chyba trzech miesięcy, Do tego Rispolept (na emocje itd.). Problem w tym, że ostatno znów zacząłem popadać w depresję. Apatia, anehodnia, monotonia, nuda, brak energii, motywacji, brak poczucia sensu, w gorszych moemantach myśli samobójcze. I zastanawiam się, czy to jest "nowa depresja", czy pogłębiły się nieco objawy niedoleczonej depresji. Bo na lęki Velaxin (lub Rispolept w sumie) zadziałał bezsprzecznie i bardzo mocno. Czy to możliwe, by wenlafaksyna np. zmniejszyła lęki, ale nie zlikwidowała depresji? Czy może to nowy objaw? A może to skutek zwiększenia Rispoleptu z 1 mg do 2 mg? Dopamina czy coś... Kurde, jakie to wszystko skomplikowane.
  12. Podniósł Ten tryb "jedzenia" panuje u mnie od lat, więc leki na pewno nie są tutaj niczemu winne. To jest kwestia raczej głodu psychicznego niż fizycznego, on nie jest nawet do końca prawdziwy. Zaczyna się od jakiegoś głodu czy apetuty na coś, kończy na niekontrolowanym obżeraniu. W moim jedzeniu nie ma żadnego ładu i składu, jem nieregularnie, to co mi się akurat rzuci. Nie jestem gruby, ba, jestem szczupły, przez te głodówkowe diety (któe są zresztą równie kompulsywne jak obżeranie się). Jak dobrze pójdzie to wykończe sobie zdrowie takim trybem jedzenia. Nie zajmowałem tym wcześniej lekarza ani psychologa, bo miałem większe problemy. Ale kiedy one już zniknęły, na tapetę samo wychodzi to.
  13. Oprócz problemów typu borderline itd., mam niestety skłonności bulimiczne. Konkretnie objawia się to tak, że w ogóle nie potrafię jeść normalnie - potrafię albo prowadzić dietę 500 kalorii, przerywaną od czasu do czasu nagłymi atakami pożerania wszystkiego co się da zjeść, a jak tylko dieta się kończyłą, natychmiast powracałem do wrzucania w siebie jak do śmietnika wszystkiego na co miałem ochotę. Teraz rozpocząłem właśnie fazę drugą. To nie jest nawet prawdziwy apetyt, zaczyna się od lekkiego głodu lub ochoty na coś, a kończy na wpcyhaniu w siebie czegoś jeszcze i czegoś jeszcze. Bez żadnej przyjemności, nawet wbrew sobie, w pewnym momencie to żarcie staje się już ohydne, boli mnie żołądek. A ja sobie trwam. Taką sesję pożerania może przerwać jedynie sen lub brak jedzenia, nie skończy się sama. Nie jest to kwestia leków - miałem tak wcześniej i tak zostało. Biorę Velaxin 150 mg, Rispolept 2 mg i Tegretol 200 mg. Ogólnie czuję się o całe niebo lepiej, nie ma żadnego porównania - pozostał tylko problem z tym bulimicznym głodem. Wiem, że fluoksetyna zmniejsza apetyt, stosuje się ją w większych dawkach w bulimii, a nei hamuje wychwytu zwrotnego serotoniny mocno. Może dobrym pomysłem byłobydołączenie do moich leków fluo, zwłaszcza że mam jeszcze szczątki depresji? A może są jeszcze inne leki zmniejszające apetyt lub radzące sobie z takim bulimicznym głodem? (Wiem oczywiście, że o wszystkim zdecyduje lekarz, ale chcę się wcześniej trochę rozeznać.)
  14. Jest karbamazepina (Tegretol, Neurotop) - zazwyczaj drugi po Depakine, ja teraz go biorę ale krótko, więc nie wiem jeszcze czy działa, ale skutków ubocznych nie mam wcale. Trileptal - ulepszony Tegretol (chyba okskarbazepina) - dość drogi I Lamitrin - lamotrygina - też względnie drogi Poszukaj, na pewno znajdziesz więcej informacji, zwłaszcza o Lamitrinie.
  15. Chodzę na terapię, ale tylko w poradni w moim małym mieście, raz w miesiącu mniej więcej. Głównie liczę na leki - Rispolept blokuje mi nadmiar emocji i co ciekawe większośc ludzi po nim skarży się na efekt "zombifikacji", wyprania całkowicie z emocji, a ja dopiero na nim zaczynam się czuć jak człowiek, nie-miotany skrajnymi uczuciami. A to jeszcze nie dość, lekarz chciał mi zwiększyć dawkę, ale jutro zaczynam maturę, więc to nie byłby najlepszy pomysł. No z takim tsunami jest ciężko. Pojawia się z niczego i już wszystko pozamiatane. Na szczęście coraz rzadziej.
  16. Ale czy ktoś spotkał się z rozluźniającym, zmniejszającym takie "przejmowanie się" działaniem karbamazepiny? Normalnie oczywiscie jest stosowana jako lek przeciwpadaczkowy i stabilizator nastroju. Ale czy ktoś wie cokolwiek o tym, by Tegretol czy Neurotop rozluźniał?
  17. Witajcie. Od trzech dni biorę Tegretol 200mg dziennie - początek od małej dawki, bo mój lekarz zawsze tak postępuje, a poza tym mam za kilka dni maturę i nie chciał zbyt agresywnie. Intryguje mnie natomiast działanie Tegretolu - zdaje się, że mnie rozluźnia. Nie czuję zawrotów głowy ani żadnych skutków niepożądanych, ale jestem trochę bardziej rozluźniony. Sprawdziłem i okaało się, że karbamazepina ma podobny wpływ na GABA jak benzodiazepiny. Czy ktoś mądrzejszy w farmakologii mógłby się wypowiedzieć, czy ma to jakiś związek? I czy nie pokręciłem czegoś, bo źródła były po angielsku, mistrzem nie jestem. Czy jeśli to rozluźnienie jest spowodowane tym wpływem na GABA - przejdzie, tak jakby rozwinęła się tolerancja? Czy ktoś ma podobne doświadczenia z karbamazepiną?
  18. Nie znalazłem podobnego tematu (choć może słabo szukałem). Cierpię na borderline. Jednym z większych problemów z nim związanych jest nadmiar emocji i ich okazjonalne, nagłe wybuchy. I to dosłownie. Chociaż wybuch to może nie do końca właściwe słowo - raczej powódź, powódź i sztorm i burza i tornado. Trzęsieni ziemi. Coś, co wypacza moje myśli, choć doskonale wiem, że postępuję irracjonalnie. To jest pragnienie autodestrukcji, zniszczenia wszystkiego, poczucia zapachu krwi. Emocje duszą w gardle, walą w sercu, kotłują się w mózgu. Trzeba niszczyć. To jest coś, co wczoraj, na zakończeniu liceum, zdławiło mnie we mnie, zmusiło do pożegnalnego zamanifestowania mojego szaleństwa, zachowywania się jak idiota i mizantrop, wyrzucenia kwiatów do kosza, książek, które dostałem. Myślałem o samobójstiw i płakałem jak jeszcze nigdy. A wzięło się to z niczego. Nie przejmowałem się wcześniej końcem szkoły. Ale cały ten apel, wręczanie nagród... Rozłożyło mnie psychicznie. Czy też macie takie problemy? Jak sobie z nimi radzicie?
  19. Oczywiscie, że czytałem, uwielbiam styl Nietzschego, a i jego myśl bardzo do mnie trafia. Teraz mam zamiar zabrać się za Ciorana - podobno ma pewną niesamowitą cechę: pisząc bardzo nihilistyczne, pełne zwątpienia, samotności, cierpienia i cynizmu rzeczy, paradoksalnie wywołuje poczucie nadziei i chęci życia. Poza tym też pisze w bardzo aforystycznym stylu Polecam jeszcze Kunderę, zdecydowanie. A jeśli chodzi o temat główny - w czwartek idę do lekarza, zapytam go o to, pewnie spotkał się z takim zjawiskiem w swojej praktyce i będzie mógł poiedzieć więcej, np. czy to cecha osobowości, do zmiany tylko psychoterapią, czy może da się coś załatwić lekami. Do sceptycnzie nastawionych do psychotropów - tak, wiem, że leki nie załatwią wszystkiego, że tylko ułatwiają. Ale zmiana po dwóch miesiącach brania lekó w kwestii samopoczucia, poziomu lęku i fobii społecznej jest tak niesamowita, że jednak jestem nastawiony do nich pozytywnie
  20. (Szczerze mówiąc nie wiedziałem do końca, gdzie wrzucić ten temat, jeśli to nieodpowiednie miejsce, proszę o przeniesienie. Nie wiedziałem także, pod jakimi hasłami go szukać, więc być może podobny temat istnieje.) Ogólnie moim podstawowym problemem jest borderline, z którym jak wiadomo walka nie jest łatwa i ogranicza się do farmakologicznego hamowania najbardziej dokuczliwych symptomów i powolnych zmian myślenia dzięki psychoterapii. Wszelkie towarzyszące zaburzenia - depresję, nerwicę lękową, fobię społeczną - farmakologicznie bardzo skutecznie udało się wyciszyć. Czuję się dobrze, nie drżę, świat pojaśniał i nie jest już jak ciemny, mglisty las z koszmarami. Niestety w tym całym "dobrze" siedzi bardzo kłująca igła - nieopanowany perfekcjonizm. "Dobrze" nigdy nie wystarcza, ciągle pozostaje coś do poprawienia, coś, co sprawia, że nie mogę być po prostu szczęśliwy teraz, tylko przenoszę to na wciąż kolejne jutro. Nie potrafię pogodzić się ze swoimi wadami. Nie potrafię pogodzić się ze swoim wyglądem, sposobem bycia, stanem wiedzy, osiągnięciami - z tym, czym jestem. Siedzi we mnie pragnienie ideału, wewnętrzny krytykant, wynajdujący wady, "do poprawienia". Oczywiście to perpetuum mobile - jutro, cokolwiek zrobię, i tak będzie dzisiaj, a ja wciąż nie będę idealne, choćbym nie wiem ile w tym kierunku zrobił. Przez to nie mogę być szczęśliwy, szczęśliwy po prostu, siedzi we mnei ten głód i kłuje w ego. Czy także macie podobny problem? Jak z nim walczycie? Czy skutecznie? Jak? Leki, psychoterapia? Czy w ogóle da się skutecznie zwalczyć tę tendencję do nienasycenia?
  21. Czy ktoś spotkał się ze stosowaniem Rispoleptu jako wyłącznika nadmiernych emocji? Ja właśnie na to go biorę, w dawce 1mg i poprawa jest znaczna, nie mam problemów z nagłymi skokami przerastająych moje możliwości skrajnych emocji, typu nienawiść, poczucie "absolutnej nieprzyjmowalności świata". Tylko, że właśnie dziś, ni z tego ni z owego, miałem taki skok, typowo borderowy, doprowadzałem wszystko do skrajności, chciałem poobrażać się na wieczność na ludzi za jedno niewłaściwe słowo, zaczęło mnie roznosić wściekłością na świat. To chyba znak, że trzeba zwiększyć dawkę? Tylko boję się, że przesadzę, tzn. że przekroczę granicę, za którą Rispolept będzie mi "zabierał" te "normalne" emocje, nie tylko te nadmierne. Poza tym ten dzisiejszy "skok" był bardzo nieoczekiwany, pierwszy przez cały czas brania Rispoleptu, czyli od półtora miesiąca. Był sam w sobie bardzo dziwny, nagły, intensywny, krótki i taki "z niczego", niespodziewany.
  22. Przepraszam, że znów wszystkich męczę sobą, ale powodem tego jest mój dzisiejszy, którtki odjazd. Leczę borderline, nerwicę lękową, fobię społeczną i sporadyczne derealizacje - od miesiąca wenlafaksyną 150 mg i Rispoleptem 1 mg (od miesiąca te dawki) - bardzo skutecznie zresztą. Lęki bardzo zmalały, nie podejrzewałem wcześniej, że to możliwe, fobia społeczna razem z lękami, derealizacje już mi się nie zdarzają - borderline, wiadomo, nie tak łatwo wyleczyć, bo to pokrzywiona osobowość. I właśnie na te borderowe skoki emocji, pozbawione większych powodów i sensu, biorę Rispolept. I bardzo ładnie mnie emocjonalnie uspokaja - i nie nadmiernie. Zanim zacząłem się leczyć, potrafiłem nagle ot tak przejść od śmiechu do płaczu, od radości w furię, dławiła mnie nienawiść z błahych powodów - miotały mną skrajne emocje we wszystkie możliwe strony. Od kiedy biorę Rispolept, już tak się nie dzieje. Dziś natomiast stało się coś dziwnego - pozwolę sobie skopiować to, co napisałem na forum borderów (piszę tutaj, bo tu jest znacznie więcej ludzi, którzy mogą coś wiedzieć): "Dobry humor został przerwany nagłą erupcją nienawiści. nie wiem dlaczego, dawno tego nie było, nie było żadnego wyraźnego, racjonalnego powodu. Ale na chwilę wróciło stare pragnienie zniszczenia i trochę się pociąłem. Nie wiem dlaczego. Chyba dla czystego bez-sensu. Nie wiem jak się z tym czuję. Niby nie jest źle, ale jestem zawieszony, gdzieś. Nie jest źle, nie jest dobrze, nie jest nijak. Nie potrafię teraz myśleć o jutrze i o szczęściu i o celu. Nie pozwala mi na to fakt, którego przed chwilą dokonałem. Nie wiem. Jakoś tak pusto. A prziecież miało już być dobrze. Obiecało mi to wczorajsze wewnętrzne ciepło. Nie wiem skąd wziął się ten wybuch. Bez niczego, bez żadnej zapowiedzi. Cisza, krótkie bum!, znów cisza. Bez sensu. A najlepsze było to, że gdy krzywdziłęm swoje ręce, przypomniało mi się, że mam iść do apteki po Bilobil na maturę. i Tak sobie od razu zaplanowałem - skończę się ciąć, posiedzę godzinę i porobię cośtam, zjem obiad i pójdę do apteki. Jak gdyby nigdy nic. Zresztą wykonuję ten plan. Akuratnie robię wspomniane cośtam. I tylko jakieś dziwne nic w głowie. Jakby poczucie braku ciągłości, jakby zgwałcone zostało prawo istnienia. Nie wiem. Dziwne. Nie wiem, co dalej z tym zrobię." I teraz już wracam całkiem do normy - całe to zjawisko trwało około 1,5 godziny, od jego końca minęła godzina, a ja wróciłęm mniej więcej do siebie. I zastanawiam się dalej, co było tego przyczyną. Czy można to zaliczyć raczej do chwiejności emocjonalnej, do nagłego wybuchu nadmiernych emocji (ale skąd one się wzięły? nie było ich od miesiąca!), czy pomieszaniem obu tych cudów? Jeśli to chwiejność, potrzebuję stabilizatora (Depakine się pozbyłem bo wprowadała mnie w straszne stany, od których już odwykłem, a do następnej wizyty mam tydzień), jeśli to wybuch, to może trzebaby zastanowić się nad zwiększeniem Rispoleptu (oczywiście za zgodą lekarza)? Skłaniam się osobiście ku drugiej opcji, ale trochę się boję. Boję się, że przekroczę granicę, za którą risperidon będzie blokował już za mocno. Że mnie ograniczy. Poza tym przeraża mnie fakt, że to wszystko odbyło się ot tak, nagle, po miesiącu ciszy i w zasadzie w środku ciszy, że sam akt pocięcia był raczej machinalny i pozbawiony znaczenia, jakbym nim chciał nadać czemuś znaczenie. I boję się, że tracę znów kontrolę. Ten wybuch był tak niesamowicie bezsensowny i pozbawiony jakichkolwiek przyczyn, tak krótki i pozbawiony podstaw do własnego istnienia, że mnie przeraził nie tyle samym swoim faktem, ile jego ulotnością i automatycznością. I tym, że był na tyle bez znaczenia, że juz wróciłem do siebie, że już zmieniłem myslenie a autodestrukcyjnego na "jak sobie pomóc?". Przepraszam, że zawalam was taką ilością tekstu, ale po prostu szukam wyjaśnienia i rady.
  23. Ale ogólnie ciśnienie mam zawsze dość wysokie, około 140, dolnego nie pamiętam. Mimo to wciąż te "zaćmienia" się powtarzają. Najgorzej jest latem, jak jest upał wystarczy, że usiądę na chwilę i jak tylko wstanę, tracę na chwilę wzrok i prawie się przewracam. [Dodane po edycji:] A Nootropil też w zasadzie by mi się przydał, bo mam w zasadzie trochę problemów z pamięcią - moze nei długotrwałą, ale tą krótką. Nie pamiętam rozmów, tego co robiłem przed chwilą, jak gdzieś dojść, gubię się we własnym mieście, jak do kogoś idę za każdym raem wypytuję dokładnie o drogę. Nie jestem w stanie zapamiętać żadnej daty ani wzoru. Z drugiej strony pamięć długotrwałą i słuchową mam bardzo dobrą. Może to też wskazuje na jakieś zaburzenia związane z natlenieniem mózgu?
  24. Hmm, nie wiem czy to ma jakikolwiek związek, ale często mam takie spadki ciśnienia, jak wstaję, obraz mi ciemnieje, prawie czasem mdleję. Może więc faktycznie mózg mam niedotleniony? Wielkie dzięki za podpowiedzi, jutro dokładnie wypytam lekarza.
×