-
Postów
188 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez zetVi
-
Majka, ja podejrzewam, że tak szybko to nam tu na forum nie uwierzysz, widać, że bardzo mocno to sobie zakodowałaś, wkręciłaś.. :-) Podejrzewam, że następnym etapem będzie szukanie omamów wzrokowych, przyglądanie się ludziom (czy są prawdziwi?), drzewom (czy się nie ruszają?), wsłuchiwanie się w rozmowy za oknem (czy ktoś stoi?), pytanie innych (też to słyszałeś/aś?), ciągłe mówienie o tym... - to absolutna norma w nerwicy. Popatrz na posty osób tutaj... ludzie piszą identycznie! Czy to miałoby znaczyć, że wszyscy tu na forum cierpią na schizofrenię? Bynajmniej. Na pewno czytałaś już o wglądzie w chorobę - bo to wałkujemy tu najczęściej. Nie jesteś cudownym przypadkiem schizofreniczki, która wie o swojej schizofrenii - musiałabyś być szczęściarą w nieszczęściu, wyjątkiem specjalnym, kimś z pełną świadomością problemu -co w psychiatrii ponoć zdarza się niemiłosiernie rzadko. Za to spotyka się niemiłosiernie często nerwicowe obawy związane z własnym zdrowiem psychicznym albo fizycznym - które wyglądają tak jak je tutaj opisujesz. Książkowy przykład nerwicy z książkowym wkręcaniem sobie schizofrenii. :-)
-
Majka, masz dokładnie ten sam problem, co wszyscy tu na forum... :-) I tak jak wszyscy, powiem to samo: nerwica. To jest typowa, klasyczna nerwica z natrętnym myśleniem. Już kiedyś pisałam gdzieś tutaj, na temat tego wsłuchiwania się... okazuje się, że każdy zdrowy człowiek - jeśli tylko zechce coś usłyszeć - i jeśli ma wyobraźnię, to usłyszy, choćby i konkretne słowa. Wystarczy wsłuchać się we własny szum fizjologiczny - naturalny szmer (bo cisza absolutna nie istnieje), wystarczy bardzo się nakręcić, nastawić na słyszenie - i faktycznie można sobie coś wkręcić. Wszystko wokół dźwięczy, naturalnie nikt nie zwraca na to uwagi: kiedy jednak mocno nastawiasz się na myśl, że możesz mieć omamy - zaczynasz słyszeć kapiący kran, chodzącą lodówkę, wodę w kaloryferze, ciche rozmowy za ścianą... to wszystko odbierasz jako potencjalne omamy. To jest wyobraźnia - nie choroba. Do choroby to jeszcze długa droga... to są takie... paraidolie... - im większa wyobraźnia, im większy lęk - tym straszniejsze złudzenia. Nie jestem lekarzem, ale tak od siebie mogę powiedzieć, że objawów schizofrenii nie masz... po prostu jesteś zbyt świadoma problemu, zbyt wystraszona i zainteresowana tym problemem - by można było podejrzewać schizofrenię... :-) Pozdrawiam.
-
Kaseina, no nie da się ukryć, że psychiatrą to ja nie jestem, dlatego większość postów zaczynam od "myślę, że..." zaznaczając, że jest to tylko moje skromne zdanie a nie fragmenty z jakiejś literatury czy coś :-) tutaj, miałam na myśli odróżnianie zaburzeń osobowości, schizotypii - od schizofrenii.. czasem ciężko jest to odróżnić, bo objawy wydają się wyjątkowo podobne do siebie. .
-
Znowu musze to powiedzieć (ale lubię to mówić :-) ) to jest NORMALNE. :-) I już mówię dlaczego: kiedy zasypiamy, czyli już leżymy w łóżku, mamy zamknięte oczy a nasza świadomość wciąż jest zachowana - to nawet nie zauważamy, że zaczynamy odpływać (właśnie dlatego, że świadomość jest zachowywana w tym momencie). To odpływanie - ma oczywiście swoją nazwę, ja tak po krótce powiem, że wówczas pojawiają się nam przed oczami obrazy, bardzo realistycznie u niektórych, wzory, wzorki, szlaczki, twarze, postaci, a nawet i pełne wydarzenia. Naukowcy są zdania, że są to wspomnienia z danego dnia i zapewne mają rację, bo u niektórych można stwierdzić, że miewają też sensacje "dźwiękowe" w postaci głosów ludzi z którymi w danym dniu rozmawiali. Oczywiście nie są to typowe "głosy" omamowe - są to jedynie "Wspomnienia" i wyobrażenia... obrazy też. Aczkolwiek przy wybujałej wyobraźni, jest tak jak mówi Korba - można zobaczyć wszystko. Jest to swoista "deprywacja sensoryczna", wszak masz wtedy zamknięte oczy, mózg jest odcięty od bodźców, dodatkowo w nocy jest ciemno... Zauważ, że miłośnicy LD czy OOBE celowo wywołują u siebie podobne "rzeczy" - i to już też jest dowodem, że człowiek przed snem różne dziwy "widzi" i "słyszy", i przeżywa (bo im się to udaje). Świadomość powolutku zaczyna się przy tym "wyłączać" i przchodzi czas na głęboki SEN - widzisz to samo, ale już bez świadomości, po prostu "śnisz". Człowiek nie ma tak, że kładzie się do łóżka, zamyka oczy i natychmiast zasypia... jestem przekonana, że większość z nas dużo przed snem myśli i znakomita większość ma to, co nazwałeś omamami :-) Inna sprawa to hipnagogie - któe występują po przerwaniu snu, w jego trakcie albo tuż przed nim. Te zjawiska - najczęściej mają miejsce przy otwartych oczach... :-) Ja wiem, że ludzie strasznie się nakręcają takimi rzeczami, zwłaszcza w nocy (noc sprzyja lękom)... ale naprawde, nie ma najmniejszych powodów do obaw - to nie są omamy. To nie jest patologiczne. :-) Patologią byłoby wtedy, kiedy przy zachowanej, pełnej świadomości - i przy zaniku krytycyzmu - i przy otwartych oczach, widywałbyś podobne obrazy. :-)
-
Ja bym to przedstawiła tak (w formie historyjki): :-) Wyobraźmy sobie sytuację: miejsce - sklep. Dużo ludzi. Kolejka do lady. I teraz... w tej scenerii.. Nerwicowiec myśli (czuje) tak: "babka przede mną się na mnie gapi" Schizofrenik myśli (czuje) tak: "babka przede mną się na mnie gapi i pewnie czyta w moich myślach" Nagle z kolejki dobiegają urywki rozmowy dwóch babć, słychać tylko "i wiesz, co on... głupi... patrz... brudas...." Nerwicowiec odbiera to tak: "pewnie o mnie mówią, pewnie mam coś na twarzy, pewnie się nabijają" Schizofrenik odbiera to tak (niezależnie od tego czy słyszy (omamy) czy nie (dodaje sobie): "i wiesz, co on zrobił? On jest głupi, możemy go oszukać, patrz na niego... nie dość, że nienormalny to jeszcze brudas, musimy go złapać" I teraz druga sceneria. Obydwoje (nerwicowiec i schizofrenik) wychodzą ze sklepu i wsiadają do tramwaju... i tam.. Nerwicowiec myśli: "kurcze, leją ze mnie, pewnie widzą, że nogi mi się trzęsą" Schizofrenik myśli: "o, ci też są wmieszani w spisek!!!.. może uda mi się podsłuchać co ONI knują.." (i tutaj też: albo naprawdę słyszy (omamy) albo do pojedyńczych, usłyszanych słów sobie dopisuje własne, albo pojedyńcze usłyszane słowa - interpretuje po swojemu..) W rozmowie z nerwicowcem można usłyszeć stwierdzenia: "ciągle boję się, że się ze mnie śmieją albo, że się na mnie patrzą / mam WRAŻENIE, że się na mnie patrzą / wstydzę się wejść do sklepu bo się boję wzroku ludzi / mam WRAŻENIE, że ludzie mówią o mnie etc." W rozmowie ze schizofrenikiem prędzej usłyszy się całe historie spiskowe w stylu: "w sklepie mówili o mnie, słyszałem jak knują spisek, mówili, że chcą mnie zabić, a w tramwaju, ONI mówili, że mnie zamkną" ... .. tak mniej więcej ja postrzegam różnice pomiędzy nerwicowym przewrażliwieniem - a paranoją :-)
-
calineczko, hmh.... ja myślę, że w sumie jeśli występuje całkowity brak krytycyzmu, no to można to np. wyjaśnić "paranoją"... która bywa objawem schizofrenii - ale i osobną chorobą (zaburzenia urojeniowe)... - to zależy od chorego - w jaki sposób opowiada o tych "doznaniach".. czy mówi "śledzą mnie" czy raczej "wydaje mi się, że mnie śledzą".. niby niewielka różnica - ale przy pełnym wywiadzie (gdzie takich pytań o ten objaw jest dużo), psychiatra wyłapie w czym problem i będzie porafił go nazwać. ...kiedy nerwicowiec np. jedzie autobusem i ma takie przypuszczenia (że ktoś coś mówi, patrzy się, śmieje) - to taką pewność, że może się mylić.. też traci.. pod wpływem emocji, lęków itp. Wówczas też jest przekonany, że "oni" się patrzą, śmieją i pewnie też coś gadają. :-) Na tą chwilę też traci krytycyzm (wątpi w to, że jest to nerwicowe, raczej wierzy, że naprawdę się z niego śmieją i dlatego pojawiają się lęki i inne nerwicowe reakcje).. ale później, po przemyśleniu - wie, że było to nerwicowe. Tymczasem kiedy ktoś układa całe, logicznie brzmiące historie - mające oczywiście z nim związek - kiedy ktoś uważa, że wszyscy wokół knują spiski, kiedy ktoś cały czas czuje się obserwowany i obgadywany (a jak jeszcze to "słyszy" to już w ogóle) i nader wszystko uważa, że to się dzieje naprawdę - to taki ktoś może mieć zaburzenia urojeniowe. To prawda, że to pierwszy krok do psychozy (i schizofrenii). Ale niekoniecznie :-) Takie zaburzenia występują też przy różnych zaburzeniach osobowości, np. schizotypowych...
-
No w sumie, jeśli ktoś bezkrytycznie utrzymuje, że "słyszy" rozmowy o nim, że na pewno ludzie o nim dyskutują, że jest w stanie opowiedzieć "o czym" mówią (bo słyszał) a osoby postronne stwierdzają, że takie rzeczy nie mają miejsca (bo tego nie słyszą) - to kwestia sama w sobie jest już halucynacją :-) Co nie znaczy, że jest to psychoza... z drugiej jednak strony, ktoś może utrzymywać, że jest "obgadywany", że wszyscy na niego patrzą, że z pewnością o nim mówią - ale jednocześnie tego na własne uszy nie słysząc - i wtedy powiedziałabym, że to występuje w fobiach i nerwicach i w paranoi - ale z dodatkiem innych objawów :-) ... w paranoi występują jeszcze inne objawy - które ją obnażają.. - wydaje mi się, że w takim przypadku psychiatra zadaje choremu pytanie "a o czym mówią Ci ludzie?" - i na podstawie odpowiedzi wysnuwa już wnioski.. bo co innego jakktoś powie "nie wiem o czym, ale wiem, że o mnie" a co innego jak ktoś powie: "o tym,że chcą mnie porwać, knują spisek z szatanem, chcą śledzić". :-) chory definiuje te rozmowy a lekarz ocenia, czy są to głosy, czy są to przekręcone, wyolbrzymione naprawdę usłyszane słowa, czy jest to przewrażliwienie etc.
-
jantarek, mózg w taki sposób odbiera dźwięki – że chociażby tłum liczyłby sobie 100 osób – to gdy jest mowa "o nas" – zawsze to usłyszymy. Ileż to razy spotykamy się z sytuacją, kiedy to przygłucha babcia czy niedosłyszący człowiek, jednak słyszy, że się o nim mówi! Wówczas mówi się, że człowiek słyszy to, co CHCE słyszeć. Za wyłowienie rozmów dotyczących nas – z pośród masy innych rozmów, odpowiada jakiś rejon mózgu (nie pamiętam nazwy). To ten sam "rejon", odpowiedzialny za rozpoznawanie głosu (w większym tłumie, gwarze różnych głosów, rozpoznajemy te brzmiące znajomo). Takie sytuacje są normalne – o ile faktycznie rozmowy dotyczą nas. Problem jest wtedy, kiedy z kilku usłyszanych oderwanych od reszty słów – człowiek "tworzy" sobie skojarzenie, że mowa jest o nim. Nie jest to takie trudne. Wystarczy, że usłyszysz gdzieś wyraz "głupi" – i już rozwiniesz skojarzenie "to z pewnością o mnie". Wystarczy, że ktoś w tłumie powie: "patrz" – a już może Ci się nawinąć skojarzenie, że odbiorca ma patrzeć właśnie na Ciebie (to występuje również w nerwicach, w fobii społecznej nagminnie). Są to przypadkowe słowa, wyrwane z reszty, z kontekstu (wyrwane chociażby z powodu hałasu) – brane bardzo mocno "do siebie". W skrajnych przypadkach – w przypadku jakiejś psychozy - dochodzą do tego omamy słuchowe. Człowiek może realnie usłyszeć jedno słowo ale reszta – zazwyczaj słowa krytyczne – mogą być wytworem umysłu. Wówczas całość jest urojeniem – jednocześnie objawem poważniejszych zaburzeń. Trzeba rozgraniczać nerwicowe przewrażliwienie ("wszyscy się na mnie patrzą / mówią o mnie / śmieją się") od urojeń ("wyraźnie słyszę, że rozmowa dotyczy mnie / słyszę głosy / knują spisek etc.)... :-)
-
xxsamotnaxx, to ja Ci powiem, że o kryminalistyce to ja nie wiem NIC i jedyne kiedy się z nią stykam, to jak oglądam W11 :-) Nie wyobrażam sobie, że WSZYSCY mogą interesować się WSZYSTKIM, że nie ma indywidualności i wszyscy są nawet na tym samym poziomie z wiedzą na przykład. Każdy ma swoje zainteresowania, ja też mam bardzo niecodzienne... interesuje mnie budowlanka - i wszystko, co z nią związane (a jestem kobietą), interesuje mnie radiologia - moja pasja, mogłabym o niej opowiadać godzinami, interesuje mnie parę ciekawych "rzeczy" i jestem pewna, że mało kogo interesują podobne.. dla większości moich znajomych - jestem wprost nudna, bo kiedy mówię o tym, to oni nie zawsze wiedzą "o czym". :-) Nie wierzę, że wszyscy wokół Ciebie lubią to, co Ty i spełniają się w tym, i mają takie hobby, taką pasję co Ty.. - i nie jestem nawet pewna czy to dobrze... bo przecież - przyjaźnie nawiązuje się najczęściej w towarzystwie osób lubiących mniej więcej to samo.. :-) Tak czy owak - każdy jest indywidualną jednostką, nikt Ciebie "nie podrobi" ani nie popisze się "identycznością".. :-) Klonów nie ma. :-)
-
Osobiście poszłabym za zdaniem psychiatrów, że takie odczucia muszą mieć związek z zaburzeniem... -Po prostu jestem zdania, że takie akurat odczucia (ur. owładniecia, odczytywania / wysysania myśli / echo i nagłośnienie myśli / uczucie "wszyscy znają moje myśli" / ur. odnoszące (pani w telewizji mówi o mnie) etc.) - muszą i na pewno mają związek z zaburzeniem psychicznym. Ja tylko od siebie mogę powiedzieć (ale chomiczku nie bierz sobie tego za bardzo do serca, bo nie jestem psychiatrą), że mi to na nerwicę nie wygląda. Pierwszy raz piszę tu w tym temacie komuś, że nie "czuję" nerwicy... czuję "coś" jeszcze... i niech psychiatra sprawdzi, co to takiego. Wcale nie musi to być schizofrenia - chorób, zaburzeń jest całe mnóstwo...! Tylko psychiatra "wyłapie" co jest przyczyną takich objawów...
-
Paradoxy ma rację, to bardzo dobry pomysł i sposób na niewerbalne przekazanie lekarzowi odpowiednich informacji.. możesz zrobić coś na styl "pamiętnika" i lekarzowi zaproponować, aby poczytał taki pamiętnik.. czasem jak się proponuje komuś taką metodę przekazania informacji, to powstają obawy, czy przypadkiem nie jest to "przypał".. nie jest - ale jeśli się obawiasz, jeśli poczujesz wstyd - możesz lekarzowi powiedzieć, że takie pamiętniki piszesz od dawna (żeby nie było, że pisałaś specjalnie na tę okazję :-) ). Ja jednak myślę, że jeśli się dobrze przygotujesz psychicznie, zrozumiesz, że to normalne, że takie rozmowy są dla lekarza "normą", że nic go nie dziwi, że będzie Cię oceniał "technicznie", że będziesz dla niego przypadkiem medycznym któremu ma pomóc jako lekarz specjalista (a nie gościem z którego lekarz wścibsko chce wyłudzić prywatne informacje i osobiste historie) - to jak to wszystko przyjmiesz do wiadomości, nie powinno być problemu z wywiadem. Pomyśl o rozmowie z lekarzem jak o wizycie u zwyczajnego lekarza, np. ginekologa . Stresu całe mnóstwo - ale to tylko lekarz. Nic, co "medyczne" "lekarskie" nie jest mu obce. :-) Przedstaw mu sprawę jasno, nie musisz rozryczeć się na fotelu czy rozgadywać o wszystkich bardzo osobistych sprawach. Wytarczy, że powiesz: "chciałam sprawdzić czy z moim zdrowiem jest wszystko O.K", wspomnieć o objawach "wydaje mi się, że występują u mnie omamy" etc. Wykorzystaj swoją wiedzę! Posługuj się językiem technicznym, terminami.. - raz, że nie będziesz musiała się specjalnie "rozklejać" a dwa, bardzo ułatwisz lekarzowi pracę :-) Zawsze możesz też pójść z taką wydrukowaną kartką jak mówi Paradoxy i osobiście dopowiedzieć resztę. Tak naprawdę chodzi o jeden trudny, długi wywiad. Później, na kolejnych wizytach, powinno być o wiele łatwiej.. :-)
-
szczęśliwy chomiczku, nawet jeśli faktycznie "coś" tam jest, jakieś zaburzenie - to i tak rokujesz bardzo, bardzo dobrze na całkowite wyzdrowienie :-) Właśnie ze względu na świadomość, krytycyzm i gotowość podjęcia pracy nad tym... większość - ba, zdecydowana większość, - osób z takimi zaburzeniami w żadnej mierze nie chce się leczyć i nie widzi problemu, nawet najmniejszego. Takie osoby - ta znakomita większość - uważają siebie za osoby zdrowe i wieloletniego leczenia potrzeba aby takie osoby potrafiły krytycznie odnieść się do własnych, psychicznych problemów. Natomiast Ci, którzy zachowują pewną miarę krytycyzmu rokują znakomicie, powiedziałabym nawet, że takie osoby mogą przez całe życie utrzymać się w remisji. Jesteś młoda - z jednej strony, to ten wiek, właśnie ten wiek: w którym wypływają wszelkie wewnętrzne problemy, manifestują się zaburzenia - a z drugiej zaś strony: w tym wieku zdarzają się przejściowe problemy psychiczne, depresje, nerwice i czasem jednorazowe psychozy. Psychozy - mogą zdarzyć się każdemu i nie muszą świadczyć o dożywotniej schizofrenii. Tymbardziej po przejściach z narkotykami - one zawsze "jakiś" ślad, mniej lub bardziej trwały - zostawiają w psychice. Tutaj jedynie psychiatra może coś więcej powiedzieć no i oczywiście czas... czas pokaże. :-) PS. Tylko nie eksperymentuj za dużo (z tymi neuroleptykami :-) ), najlepiej wcale bez porozumienia z lek. psychiatrą.. czasem można sobie niezłego "syfu" narobić cudzymi, niedopasowanymi lekarstwami... - jeszcze mogłoby się okazać, że masz lekkie zaburzenia osobowości - a przed doprawienie ich źle dobranymi neuroleptykami, zrobi się coś gorszego.. - psychotropy... niby nic nie szkodliwego, jedynie "uspokajacze" a jednak! Chorego - postawią na nogi. A zdrowego.. mogą skutecznie "rozłożyć"..
-
„Moj post nawiazuje do tematu o zachowanej swiadomosci choroby w przebiegu schizofrenii” hmmmm.... Szczęśliwy chomiczku, powiem szczerze, że nieco niepokojące objawy opisujesz... oczywiście nie mam prawa sugerować Ci schizofrenii – i tego robić nie będę, bo może być to zaburzenie osobowości a może i zwyczajna schizotypia... nie jestem lekarzem, wyłącznie psychiatra może stawiać diagnozy, ale o schizotypi piszę bo.. - przemawiałby za tym fakt częściowego wglądu w problem... dlaczego częściowy? Bo widzisz: dostrzegasz swoje objawy i potrafisz je nawet barwnie opisać, wiesz, że diabelskie oczy królika – to psikus umysłu a lęki i przeczucie, że”obgadują” to wyłącznie przewrażliwienie i nic więcej. Masz tego świadomość. Masz ją jednak dopiero „po” fakcie, tzn. wtedy, kiedy rozmyślasz o danym zjawisku na jakiś czas po jego ustaniu. Mówię „częściowy wgląd” - bo tak naprawdę głęboko w sobie tłumaczysz sobie samej, że tak jest „dobrze”. Mówisz, że nie chcesz leczenia – a to może oznaczać, że nie boisz się takich stanów. Zauważ, że nerwicowcy wręcz mają ataki paniki na samą myśl o chorobie.. - Ty z kolei piszesz: „ Smutno byloby mi bez moich przemyslen, wznioslych nastrojow, magicznych doznan”... Częściowy wgląd, częściowy krytycyzm – to taki, w którym ktoś coś podejrzewa, nazywa siebie „dziwnym” i czasem zastanawia się czy nie jest to przypadkiem jakieś zaburzenie. ALE: taka osoba nie ma większych lęków, nie boi się tak bardzo jak nerwicowiec – bo prawdę mówiąc głęboko wierzy we własne zdrowie. Napisałaś: „Jestem napewno inna, jestem wyjatkowym przypadkiem ale nie wariatem.” - osoba ze schizotypowymi zaburzeniami czuje, że coś jest nie tak. Ale nie myśli – głęboko w sobie nie myśli – że jest to schizofrenia. Woli nazwać siebie „dziwnym” aniżeli „schizofrenikiem, wariatem, świrem” itp. Świadomość, że jakiś omam (np. przesłyszenia) jest rzeczywiście omamem i zjawiskiem chorobowym też jest różna. Jeśli ktoś W TRAKCIE „omamu” wie, że to nie ma prawa zaistnieć (np. widzę jakąś postać i wiem, że nie jest prawdziwa) – to taki ktoś zachowuje pełen krytycyzm (takie omamy wyst. W padaczkach na przykład). Jeśli jednak ktoś nazywa omam omamem dopiero po przemyśleniu sprawy a w trakcie jego trwania weń wierzy – to krytycyzm w tym wypadku jest skąpy. Piszesz: „Tylko czemu slysze jak ludzie mnie wyzywaja a gdy sie na nich spojrze w ogole sie nawet w moja strone nie patrza ?” - w trakcie trwania omamu/przesłyszenia – wydaje Ci się, że to dzieje się naprawdę (dlatego się odruchowo odwracasz) i dopiero po stwiedzeniu, że nikt nie woła – dochodzisz do wniosku, że jest to omam. Tymczasem osoba, która ma zachowany pełen krytycyzm wie, co jest omamem a co nim nie jest. Z drugiej strony mówisz o narkotykach a nawet o podpierdzielaniu tacie neuroleptyków :-) Wszyscy wiemy, co narkotyki robią z mózgu, podobnie źne dobrane lekarstwa neuroleptyczne. Być może wszystko czego doświadczasz ma z nimi związek – i nie jest to schizofrenia taka jaką znamy wszyscy (odziedziczona, typowa, taka przeciętna, bez wyraźnych przyczyn) – a jedynie efekt „ponarkotykowy”... Ja bym jednak polecała psychiatrę.. na dzień dzisiejszy zachowujesz świadomość – częściową czy nie – ale zachowujesz. A pewnego dnia może stać się coś takiego, że ratunku będą szukali dla Ciebie inni – a Ty sama nie zechcesz pomocy.. - to może być wszystko i nie musi być to schizofrenia. Wachlarz jest szeroki – od zaburzeń osobowości po schizotypię czy schizofrenię. Warto sprawdzić i warto leczyć. Nie masz czego żałować! Stany które opisujesz tylko z pozoru są atrakcyjne... ulgę poczujesz dopiero po leczeniu! Nerwicowiec – chociażby ze strachu poszedłby do psychiatry i domagał się pomocy – to przede wszystkim odróżnia Cię od nerwicowców... brakuje Ci lęku... i to jest niepokojące. Lęk przed chorobą psychiczną może być zabezpieczeniem przed nią – często jest dowodem na jej nie istnienie – lęk odróżnia zdrowych (nerwicowców) od chorych... aż chce się rzec, że lęk w tym wypadku jest pożyteczny... :-) Nie żałuj tych rzeczy - i marsz do psychiatry.
-
Ja myślę, że to działa na zasadzie "poczytam, puszkam, a nóż znajdę coś, co zaprzeczy moim podejrzeniom, a może znajdę jakiś objaw, ktorego nie mam? A może znajdę coś, co będzie pewniakiem, że schizofrenii nie mam?" - to działa na zasadzie szukania czegoś, czegokolwiek, co nie będzie pasowało do własnych objawów - tak myślę. Hipochondryk zawsze szuka - żeby upewnić się, że nie jest tak źle i złagodzić lęk. Lęk hipochondryka, łagodzą mocne argumenty(naprawdę mocne) i najlepiej powielane na forach -stąd to czytanie. Raz ktoś napisze: "nie masz schizofrenii", drugi raz ktoś napisze "nie masz schizofrenii, bo zachowujesz krytycyzm", trzeci raz ktoś dopisze "nie masz schizofrenii, bo zachowujesz krytycyzm i nie przejawiasz jej osiowych objawów" i tak wciąż ktoś dopisuje coraz to mocniejsze "dowody" a hipochondryk się uspokaja. Niestety - ma to dwie strony medalu. Czasem ktoś nieświadomie taki lęk "podkręci" bo napiszę, albo zasugeruje "nie każdy schizofrenik ma ograniczony krytycyzm" albo "nie wszystkie objawy musisz mieć" i tak dalej. Wtedy powstaje błędne koło. Hipochondryk grzebie w necie, w googlach, wszędzie - i zaczyna się w tym gubić. Kiedy znajdzie coś pocieszającego - jego radość długo nie potrwa, bo znowu znajdzie coś "dołującego" i tak non - stop i znowu: będzie szukał "pocieszających informacji" i znowu trafi na nie pocieszające.... W poszukiwaniu "pocieszenia" nerwicowiec zawsze trafi na coś, co "dołuje" na jakąś informację, może źle odczyta fachowy artykuł, może trafi na forum tematyczne - i tam naczyta się głupot.. i w kółko. Ktoś posłuży się fachowym terminem (objawem) to już w grę wchodzą google: i sprawdzanie, cóż to za termin i czy przypadkiem nie dotyczy mnie? I tak z linka do linka, z forum do forum... To taka pogoń za "prawdą", bo przecież podświadomość - czy jak kto woli "instynkt" przemawia za tym, że taki strach przed schizofrenią jest fałszywym alarmem, objawem nerwicy. Chodzi o to, żeby się upewnić. Nabrać pewności, że to TYLKO nerwica. :-) Tak myślę...
-
Ja się najbardziej bałam, że się już nie obudzę, no bo próbowałam i się nie dało :-) Ten strach był jeszcze bardziej paraliżujący niż sam ten paraliż :-)
-
W momencie jak to się dzieje - można się nieźle przestraszyć, pamiętam jak mi serce waliło przy tej otwierającej się książce na suficie :-) Doświadczyłam też raz, raz jedyny paraliżu sennego... czułam, że nie śpię - a nie mogłam się ruszyć ani nawet otworzyć oczu! Pamiętam, że próbowałam coś powiedzieć, czy nawet krzyknąć - ale się nie dało... to była taka chęć obudzenia się - i strach, że się nie uda :-) Trwało parę minut, albo i nawet sekund - i przeszło. Takie rzeczy się zdarzają, tylko nie każdy wie, że istnieją (bo jeszcze "tego nie mieli" i wtedy jest lęk... :-) W sumie, nawet jeśli ktoś nie doświadczył aż takich "hipnagogów" jak my (przy otwartych oczach), to i tak doświadcza co noc, co wieczór podobnych sytuacji - wszak każdy, dosłownie każdy przed snem "widzi obrazy" i czasem słyszy dźwięki - tuż przed zaśnięciem. :-) Norma.
-
Jest dokładnie tak jak mówi Gringo.. :-) Na moment przed zaśnięciem - to "omamy hipnagogoiczne", a te po przebudzeniu - to "omamy hipnopompiczne"... :-) Jedno i drugie polega na tym samym, i są to "zdrowe" omamy, które może mieć każdy zdrowy człowiek... :-)
-
Kiedy zapadamy w sen i śnią się nam sny - to przy wybudzeniu, taki sen zostaje automatycznie zatrzymany, umysł się wybudza i w większości przypadków, zapominamy o śnie... - czasem jest jednak tak, że wybudzamy się jedynie "częściowo", sen trwa nadal - pomimo tego, że oczy mamy już otwarte i odbieramy bodźce. Wygląda to tak, jakbyśmy wciąż spali, z otwartymi oczami. I faktycznie, uczucia są identyczne: widzimy obrazy, słyszymy dźwięki - wszystko pochodzi z umysłu, który w takiej chwili wciąż "śpi", wszystko pochodzi ze snu, z którego jakby "wyskakujemy". Hipnagogia jest po prostu stanem pomiędzy snem a jawą - takie pogranicze. Nie wiesz czy śpisz, czy nie śpisz. Wydaje Ci się, że raczej nie śpisz (bo masz otwarte oczy i częściową świadomość) - a jednak... widzisz różne dziwne rzeczy, jak np. chodzący laczek :-) Po wszystkim odczuwasz lęk - bo przecież pamiętasz tą sytuację i nie potrafisz już określić, czy było to snem czy było to prawdą. Było to trochę snu (bo umysł spał) i trochę jawy (bo ciało się wybudzało). Stąd takie dziwne "omamy" :-) Niektórzy mawiają, że sen to nic innego jak zwyczajny zlepek omamów przy zamkniętych oczach... zgadza się! W snach widzimy wszystko bardzo żywe, bardzo kolorowe i realne.. podobnie jest z dźwiękiem. Kiedy więc nadchodzi hipnagogia - sen miesza się z jawą.. człowiek może się nieźle przestraszyć :-) Czasem może mieć uczucie, że nie może się wybudzić, czasem dochodzi do tego paraliż senny i cała masa innych straznych rzeczy :-) Strasznych - jedynie na pozór, bo hipnagogie dotyczą wszystkich ludzi. Jedni miewają je raz w życiu, inni wcale (nie pamiętają), jeszcze inni prawie, co noc... to w 100% normalne zjawisko i nie świadczy nawet o nerwicy. :-) Nie trzeba się tego bać... to takie dodatkowe urozmaicenie naszych snów... :-) Dodatek specjalny :-)
-
heh :-) Edi, no nie powiem, Twój "hipnagog" był dość zabawny (wyobraziłam to sobie :-) )... "hipnagogi" są różne - czasem tak realistyczne, że na serio można się przestraszyć, wszak są to omamy - wzrokowe, słuchowe - tyle tylko, że miewa je każdy (nie każdy pamięta). Mnie osobiście zdarzyło się to parę razy, też była to głupota (otwierająca się książka na suficie) - bo hipnagogie, jak to sny - zazwyczaj są głupie :-) Takie sny na poczuciu "jawy", sny jak gdyby po przebudzeniu (albo przed)...sny, które włażą w jawę, jak zwał tak zwał: to - absolutna norma. . .
-
Nie wiem czy wypada, czy się "godzi" dawać linka do forum z "esejami" jednej pani (chorej), ale tak sobie myślę, że co mi tam... poczytajcie... http://schizofrenia.evot.org/viewtopic.php?f=10&t=4732 http://schizofrenia.evot.org/viewtopic.php?f=10&t=4813 http://schizofrenia.evot.org/viewtopic.php?f=10&t=4731 ... słowotok, "sałata słowna", absolutny brak logiki w wypowiedziach, chociaż mają być to "eseje" - są to chaotyczne "opowiadania" pełne neologizmów i kwestii zrozumiałych wyłącznie dla autorki, chociaż widać tu pomysłowość i na swój sposób "inteligencję" autorki - to nie da się ukryć, że widać też czynną chorobę. . . Owszem, większość schizofreników na własnych forach tematycznych ma już i świadomość choroby i nawet godne pochwały podejście do problemu. Jednakże są to osoby leczone, zaleczone i w swojej chorobie dojrzałe, z paroletnim stażem - wciąż leczące się i uświadamiane od dawien dawna. . .
-
Pawello, pomyśl... tych objawów jest tak dużo - że nie sposób przypisać ich jednej chorobie (somatycznej). Objawy od strony neurologicznej i okulistycznej i gastryczne i dermatologiczne i jakie tam jeszcze...mnóstwo ich. Fizycznie nie możliwym jest, przypisać je jednej, konketnej chorobie fizycznej. A to z kolei znaczy, że nie możesz mieć "wszystkiego", mało prawdopodobne, że chorujesz na X chorób na raz. :-) Kiedy więc objawów jest aż tyle i dotyczą niemalże każdej części ciała, ponadto wciąż pojawiają się nowe - musi mieć to mniejszy lub większy związek z psychiką. :-) To oczywiście nie znaczy, że na pewno jesteś zdrów jak ryba, bo ciężko wyłapać, który z tych objawów może być faktycznym objawem prawdziwej somatycznej choroby... dlatego też zrób podstawowe badania krwi - by ewentualnie wykluczyć anemię czy wyłapać problem.. Moim skromnym okiem wygląda to na psychosomatyzację w większym nasileniu :-) No.. przynajmniej większa część z tych objawów (klasyki, czyli różne bóle, problemy z ciśnieniem etc.). :-)
-
Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?
zetVi odpowiedział(a) na LINA temat w Nerwica lękowa
Kn24,... pacjenci z wyraźniejszymi wadami postawy (bo są ciężke ale i takie, powiedzmy sobie "delikatne") - prędzej czy później zgłoszą się do gabinetu lekarskiego z jakąś dolegliwością, a to bóle kręgosłupa a to zaburzenia "neurologiczne".. a to "wdowi garb" albo nieustanne garbienie się, bolesne "prostowanie się", niemożność długiego stania, uczucie omdlewania, mroczki przed oczami, problemy ciśnieniowe, silne bóle głowy (czasem z wymiotami), drętwienia, mrowienia, sztywność czy szpotawość kończyn i tak dalej. To dotyczy to zwłaszcza skoliozy! Skolioza - jedno czy dwułukowa - dość szybko i bezboleśnie postępuje w okresie młodzieńczym, w dzieciństwie. W dorosłości - mogą pojawić się konsekwencje nieskorygowanej wcześniej wady postawy. Takie "drętwienie" - to w sumie norma...(tu jeszcze dochodzi kifoza p.) jedni mają bóle głowy - inni na przykład drętwienia. Jeszcze inni to szczęściarze, bo po za nawykowym garbieniem się - nie odczuwają swojej skoliozy na codzień. . . wszystko zależy od stanu kręgosłupa i... w tym wypadku od stanu psychicznego :-) Jeśli zmagasz się z nerwicą - to każde odczucie, nawet małe mrowienie czy lekkie drętwienie - będzie dla Ciebie złym sygnałem, będzie świadczyć chociażby o SM (klasyk w hipochondrii.) :-) agacisz - tasiemiec w XXI wieku to w sumie rzadkość :-) Ale jeśli się trafi - zazwyczaj przez spożycie niebadanego, surowego mięcha - to objawy (przy zaawansowanej tasiemczycy) są widoczne gołym okiem - nie napiszę szczegółów, myślę, że wiesz o, co mi chodzi.... :-) .. Chudnięcie pomimo apetytu - to problem wielu ludzi, róóóżne są przyczyny, czasem nawet nie ma przyczyn, czasem to taka przemiana materii (której Ci zazdroszczę :-) )... -
Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?
zetVi odpowiedział(a) na LINA temat w Nerwica lękowa
Warto wykonać szereg badań podstawowych, czyli pełną morfologię krwi z rozmazem + OB, ewentualnie poradzić się Internisty (popuka, posłucha, popyta) i taki gotowy komplet pozytywnych wyników: trzymać zawsze przy sobie, albo wręcz „na widoku”. Taka morfologia, jest już niezłą gwarancją, że w organizmie źle się nie dzieje – Morfologia, dodatkowo (jeśli ktoś naprawdę potrzebuje pewności) z badaniem makr, może być świetnym „upewniaczem”, że jest jak najbardziej dobrze. Warunek: pamiętać, że takie badanie wystarcza na rok czasu i przez okrągły rok nie traci na wartości. Może to śmiesznie brzmi, ale codzienny kontakt wzrokowy z pozytywnymi wynikami badań, chociażby krwi – działa cuda. W razie silnego lęku czy kolejnych z szeregu obaw, taki świstek papieru powinien być zawsze pod ręką. Wówczas hipochondryk może uświadomić sobie, że po raz kolejny odczuwa lęk irracjonalny, bo przecież badania kłamać nie mogą, i nie mogą zmieniać się w kilkudniowych odstępach czasu. Gdzieś kiedyś czytałam, że niektórzy – obok poszczególnych wartości, dopisują sobie pełne znaczenia – przykładowo: podwyższona liczba leukocytów, może wskazywać na leukocytozę albo anemię albo... etc. W razie „wkrętu” białaczki – dowód na to, że jej nie ma, jest czarno na białym, na wynikach rozmazu i nie trzeba szperać w Internecie w poszukiwaniu objawów. Albo: wysoki wynik neutrofili może świadczyć o zmianach nowotworowych – więc w razie strachu przed rakiem, można skutecznie pocieszyć się ich prawidłowym poziomem. Jeśli ktoś obawia się chorób związanych z jelitem – podkreśli sobie na czerwono prawidłowy poziom bazofili i tak dalej. Oczywiście nie każdego w pełni satysfakcjonują dobre wyniki morfologii z rozmazem. Dzieje się tak dlatego, że hipochondryk z natury nie dowierza w swoje zdrowie – jakichkolwiek dowodów by mu nie dostarczyć. Owszem, czasem potrzeba „większych” badań, by zdiagnozować daną chorobę, pytanie jednak: „po, co”, skoro we krwi widać praktycznie wszystko... nie widać, co prawda samej choroby i nie można nazwać jej po imieniu, mając jedynie wyniki laboratoryjne... ale... jeśli dzieje się „coś” niedobrego – są tego znamiona. Zwyczajne OB – jest miarą stanu zdrowia. Znam jeszcze jeden sposób na odpędzanie natrętnych myśli związanych z chorobami (i nie tylko), nieco średniowieczny i być może niezbyt „humanitarny”, ale okazuje się, że często skuteczny. Na rękę zakładamy gumkę,.. kiedy pojawia się myśl – związana z lękiem – strzelamy tą gumką (aua), jakoby odpychając myśl od siebie. Mnie się to kojarzy z delikatnym ukaraniem siebie za te myśli... jednakże w pewnym momencie mózg skojarzy: głupia myśl = „gumka” - i z dużym prawdopodobieństwem ograniczy produkcję natrętnych myśli. Nie wiem czy zadziała – ale spróbować warto. :-) Ważne, żeby taką myśl „a jeśli mam guza?” - zgnieść w zarodku i nie dopuścić do rozwinięcia kwestii: „pewnie mam, bo kręci mi się głowie... bo...” … bo wtedy powstaje błędne koło i wielkie poszukiwanie informacji w sieci :-) -
Przypomniało mi się, jak kiedyś na oddziale chirurgi dziecięcej, była dziewczyna - miała same blizny... chowała je jak się dało - ale wiadomo, przy badaniu USG musiała się trochę "odsłonić".. spytałam ją, "dziecko, co ci się stało" - bo było mi przykro widząc podobne zjawisko. Zaczęła mnie wyzywać :-/ Prawdopodobie ze złości, że ktoś to jednak zobaczył... A mówi się, że młodzież (i nie tylko młodzież) robi takie rzeczy, jakgdyby chcąc pokazać starszym swój problem. Czasem mówi się, że jest to nieme wołanie o pomoc... tymczasem okazuje się, że nikt takich blizn widzieć nie może - a jeśli je zobaczy, osoba autoagresywna ma poczucie winy i wstydu. Jestem zdania, że nie jest to wołanie o pomoc a takim zdaniem narażam się często na krytykę psychologów... myślę tak, bo widzę jak autoagresywni ukrywają swój problem pod rękawami, spodniami a nawet bandażami. Uważam, że jest to raczej sposób na wyładowanie negatywnych emocji i "ukaranie siebie", w przypadku nerwicy - to jakaś forma "odskoczni" od lęków i problemów... lepiej jest poczuć prawdziwy ból fizyczny, zobaczyć prawdziwą krew, nawet pomęczyć się widokiem całego ciurka krwi - niż męczyć się bólem psychicznym i nerwicowymi myślami. Z drugej strony - jak się tak czyta wypociny psychologów - często zwraca się uwagę na mechanizm, który ma polegać na poczuciu "kontroli nad samym sobą" - to tak, jakby się mówiło: "jeśli się tnę, to czuję, że ciało jest moje i ja decyduję o tym, że ma boleć, ja mam władzę nad sobą, mogę je karać, gryźć i drapać - kontroluję siebie" - to takie wypieranie z siebie świadomości, że nawet ciałem i umysłem rządzi nerwica. Wypieranie, bo nikt nie lubi czuć, że nie ma nad sobą kontroli, albo przez nerwicę ją zaczyna tracić... Tak czy siak, jakkolwiek nie jest - autoagresja jest objawem głębokich problemów emocjonalnych i ma związek, zawsze ma związek z taką czy inną formą "nerwicy". . . Ja osobiście dzielę autoagresję na dwa rodzaje: I. to taka, w której człowiek mniej lub bardziej świadomie dąży do unicestwienia (np. głębokiej fazie depresji) i II rodzaj to ten, w którym człowiek chce żyć, ba, chce żyć w zdrowiu i dąży raczej do złagodzenia psychicznych tortur (np. w Borderline). . . są jeszcze tacy, którzy robią to z przyjemności, masochiści, i tacy istotnie tatuują się w blesnych miejscach, przekłuwają ciało, kolczykują etc. Autoagresja ma kilka "pojęć" i wymiarów, ale zawsze jest poważnym problemem. Konsekwencje jej są conajmniej "niekosmetyczne",w skrajnych przypadkach wręcz szpecące... :-(
-
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła :-) No ale nie powiem, mnie też czasem takie rzeczy ciekawią, tutaj akurat myślę, że niewidomi mogą korzystać z jakiś klawiatur interaktywnych z klawiszami Breila (jeśli takie coś jest :-) ) plus jakiś program czytający tekst z ekranu, np. syntezator "Ivona".. Z drugiej jednak stony, niewidomi często "coś" widzą, może częściowo, może jak "przez dziurkę od klucza" albo jedynie obwodowo.. wówczas mogą sprawnie posługiwać się klawiaturą i korzystać z dobrodziejstw komputera :-) Tak myślę... Gringo - z tym "zakochaniem się" wyłącznie w kimś, kto "podnieca" to nie tak :-) Czasem możemy się zakochać w niezbyt urodziwej osobie, widzimy mankamenty a mimo to kochamy i mimo to przychodzi czas i na pociąg seksualny.. :-) Homoseksualni mają identycznie :-)