Skocz do zawartości
Nerwica.com

kreatka

Użytkownik
  • Postów

    120
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez kreatka

  1. A czy jest ktoś kto nie radzi sobie z wyrażaniem czy nawet ze "zdradzaniem się" z pozytywnymi emocjami. Ciągle czytam, ze ludzi nie radzą sobie z wyrażaniem złości, bo zostali nauczeni, że to coś złego. Czy jest ktoś, kto ma odwrotnie? Bo ja mam. Potrafię powiedzieć wprost, kiedy ktoś mnie wkurzy, nawet jeśli to ktoś "ważny", natomiast trudno jest czy raczej w ogóle nie jestem w stanie uśmiechnąć się do kogoś na kim mi zależy, bo zostałam nauczona takiego negatywistycznego sposobu funkcjonowania wśród ludzi - im bardziej mi na kimś zależy tym większy chłód mu okazuję - i nie jestem w stanie nic z tym zrobić, przełamać tego. Poza tym nie umiem w ogóle zachowywać się spontanicznie, np jak mnie coś ucieszy - ciesze się w duchu - a na zewnątrz jestem takim zombi właśnie. Jestem mega sztywna. Jeśli chodzi o złość to mi pomaga długi samotny spacer - muszę "wychodzić" te złe emocje - pomaga trochę, na pewno nie wyzbywam się w ten sposób tych emocji całkiem, ale pomaga nabrać dystansu. Można też spisać swoje uczucia, przelać złość na papier/monitor. Ja czasem kiedy "nie wyrabiam" rzucam czymś np piłkami o podłogę z całej siły (piłki z piaskiem który amortyzuje siłę uderzenia - można się nie przejmować, ze coś się stanie).
  2. kreatka

    Terapia szkodzi?

    No właśnie, profesjonalizm profesjonalizmem, ale jesteśmy ludźmi i mamy mówić o intymnych dla nas sprawach i terapeuta moim zdaniem powinien brać to pod uwagę, powinien umieć stworzyć atmosferę, w której ta otwartość będzie dla klienta łatwiejsza. I ten element moim zdaniem mieści się tutaj w określeniu profesjonalizm - terapeuta ma być i skuteczny i stwarzać atmosferę zaufania.
  3. kreatka

    Terapia szkodzi?

    Własnie na taką terapię liczyłam decydując się ja podjąć i dlatego czuję się trochę rozczarowana, tym bardziej że ja w życiu nie mam takiej własnie przyjaciółki, więc to dla mnie tym bardziej ważne. Zasmuca mnie myśl, że może się okazać, ze straciłam ten cały czas, bo trafiłam w niewłaściwe ręce:/
  4. kreatka

    Terapia szkodzi?

    Zenonek Mi się wydaje, ze to jednak - przynajmniej w założeniu - jest coś więcej niż wygadanie się i wysłuchanie rad. Aczkolwiek mnie w mojej terapii wkurza to, że owszem mam możliwość wygadania się - ale brakuje mi wzajemności, informacji zwrotnej, moja terapeutka mało się odzywa i strasznie mnie to wkurza i dołuje.
  5. kreatka

    Wkurza mnie:

    Wkurza mnie, ze jestem zależna od ludzi, którzy sprawili, ze mam te problemy ze sobą, które mam i własnie przez nie jestem zależna. I że to oni chcą mnie rozliczać z tego, co robię i jak żyję, a to przez nich sobie w życiu nie radzę!!! Wkurza mnie, ze nie potrafię zapanować nad swoim życiem, ze nie potrafię realizować swoich planów, bo zawsze z powodu lęku w ostatniej chwili zmieniam zdanie i przez to tkwię ciągle w martwym punkcie, że nie umiem ruszyć z miejsca, że nie wiem czego chcę. Wkurza mnie, ze jestem w domu traktowana jak czarna owca, kozioł ofiarny i worek treningowy. Wkurza mnie, że ludzie, którzy mają mnie leczyć, nie będą nigdy w stanie mnie i moich problemów zrozumieć, bo sami nigdy ich nie doświadczyli - nie wierzę, że z książek lub w jakiejkolwiek szkole można się tego nauczyć. Myślę, że teraz kiedy odkryłam ten wątek będę tu częstym bywalcem.
  6. kreatka

    Terapia szkodzi?

    Monika1974, Chodzę państwowo - 2 razy w tygodniu. Ale ja mówiąc o terapii, że szkodzi lub że jest nieskuteczna nie miałam na myśli tego, ze jest bolesna czy że wyciąganie trudnych spraw może spowodować czasowe pogorszenie stanu. Dla mnie mówienie o trudnych doświadczeniach nie jest przeszkodą, nawet jeśli powoduje to łzy itd to uważam, ze to wręcz dobrze, że to oczyszcza, doskonale wiem, że tego nie ad się uniknąć i ja wcale nie chcę tego uniknąć. Mnie martwi to, ze się niewiele dzieje, ze nic się "nie rusza", stąd frustracja. Moja terapia od początku była zaplanowana na co najmniej 2 lata. Ale ja po prostu przestaję w nią wierzyć. Jakoś intuicyjnie czuję, że nie idę w dobrym kierunku. Drepczę w miejscu raczej. Z pewnością nie nastawiałam się na natychmiastowe rezultaty, wiedziałam, ze to proces długotrwały, ale jeśli po roku czuję, że niczego nowego się nie dowiedziałam to mnie to trochę martwi.
  7. kreatka

    Terapia szkodzi?

    Ja się zastanawiam czy mi terapia nie szkodzi bo jako pacjentka czuję się jeszcze bardziej chora niż przed terapią, a pozytywnych skutków nie widzę, nie radze sobie lepiej i nie rozumiem więcej, ,wręcz przeciwnie, coraz większy chaos i przede wszystkim frustracja! Jestem na terapii od roku, terapia psychodynamiczna. Wkurzam się za każdym razem jak o tym myślę... bleeeeee...... Ale samemu trzeba spróbować, bo każdy ma inne potrzeby, inne skłonności i na każdego zadziałać moze inaczej. No i terapeuci różnie pracują, nawet w ramach tej samej metody, trzeba trafić. No i odpowiadając na pytanie autorki wątku - ja uważam, że terapia może zaszkodzić. Ale na pewno nie warto rezygnować, zanim się spróbuje.
  8. marcja Myślę, ze trochę upraszczasz kwestię nerwicy - nie zawsze wiąże się z lękiem przed śmiercią, chorobą - może Ty tak masz, ale nerwica nie zawsze tak wygląda. A poza tym ja odczuwam lęk, napięcie i niepokój całe życie bo mam zaburzenie osobowości a nie nerwice jak taka (ale zab. osob. to też zaburzenie nerwicowe przecież) - osobowość lękliwa (unikająca). Rozumiem, ,ze trudno to sobie wyobrazić.. tak jak mi trudno jest sobie wyobrazić, że można tak sie nie czuć. I jeszcze dodam, ze normalnie jak nic się takiego nie dzieję, np jestem w domu i siedzę przed komputerem i nikt mnie nie niepokoi - to te uczucia są łagodniejsze, a w innych sytuacjach, głównie związanych z kontaktem z ludźmi - zaczynają się ostrzejsze jazdy - biegunki, duszności, problemy z oddychaniem, mdłości no i przede wszystkim silny paraliżujący lęk. -- 12 lut 2011, 00:00 -- NoOneLivesForever, Hehe, no alkohol trochę rozluźnia to fakt, ale ja i po alkoholu nie potrafię do końca wyluzować. A swoją droga masz rację - chciałabym się czuć na co dzień przynajmniej tak, jak się czuję po alkoholu:) A w to, ze jeszcze przeżyję taki dzień - nie wierzę, ale miło przeczytać słowa otuchy:)
  9. No właśnie ja się nie nudzę, przez wiele lat spędzam czas sama ze sobą nie robiąc nic konkretnego - głównie siedzę na necie i się nie nudzę, bo mam swoje myśli - one wypełniają mi "przestrzeń". Aczkolwiek w ostatnim okresie było parę takich dosłownie chwil, ze czułam nudę, może to dobry znak. A budzę się z myślą, że 1. nie mam po co wstać 2. że nie chce wstać, bo sen jest dla mnie miłą ucieczka od rzeczywistości, a jak się budzę to jest to przykry do niej powrót 3. że jestem beznadziejna - mam poczucie winy w związku z tym, jak wygląda moje życie i ze nie potrafię tego zmienić 4. z lękiem, że spotkam się z atakami ze strony otoczenia w związku z tym, jak funkcjonuję, że nie robię nic konstruktywnego, bo nie rozumieją tego, co się ze mną dzieje. W sumie bez sensu, że to piszę, bo nie o tym jest ten wątek. Ale chciałabym po prostu, choć jeden dzień w życiu przeżyć bez lęku, doświadczyć tego stanu, bez niepokoju, napięcia. Odczuwam je cały czas odkąd pamiętam.. Dlatego chciałabym chociaż przeczytać opis takiego stanu:) i spróbować to sobie wyobrazić. Tak jak osoba niewidoma od urodzenia może tylko wyobrażać sobie różne obrazy, kolory itd..
  10. Witam. Chciałabym Was zapytać (i to poważne pytanie) - Was, którzy byliście kiedyś zdrowi. a potem nagle dopadła Was nerwica - jaka jest różnica w samopoczuciu osoby z zaburzenie lękowym/nerwicą lękową i samopoczuciu osoby "bez nerwicy"? Może śmieszne, ale nie dla mnie, ponieważ ja lęk odczuwam cały czas "od małego dziecka" a może i od urodzenia i nigdy nie doświadczyłam życia bez lęku - tego tzw. "zdrowego".. Dlatego lecząc się nawet nie wiem do czego dążę, nie wiem jaki jest cel, wiem jedynie, że nie jest dobrze. Nie potrafię stwierdzić, co we mnie jest "normalne" a co jest częścią zaburzenia. Tak jakby to zaburzenie było mną. Jakie są różnice? Jak się czuliście przed "chorobą"? JAK SIĘ CZUJE ZDROWY CZŁOWIEK?
  11. kreatka

    Praca po szkole policealnej

    Sorrow Po techniku organizacji reklamy jest praca? Gdzie? I skąd takie informacje? Bo jeśli masz rację - chętnie się wybiorę, ale ja się obawiam, ze w takich szkołach jest zbyt niski poziom, żeby umieć po nich wystarczająco dużo, by móc wykonywać konkretną pracę..
  12. kreatka

    Praca po szkole policealnej

    To może najpierw zrób maturę, dlaczego szukasz szkoły policealnej?
  13. kreatka

    Praca po szkole policealnej

    Ale mówisz o policealnej fizjoterapii? Mi się wydaje, ze już lepiej zrobić licencjat - nieduża różnica pomiędzy 2- i 3-letnia szkołą, a papier dużo lepszy i myślę, że wiedza i umiejętności bardziej gruntowne.
  14. kreatka

    Praca po szkole policealnej

    hehe.. mam podobne przemyślenia i podobny problem.. namnożyło się tych szkół teraz i kuszą, na jedną już się skusiłam i skończyłam - nic po niej nie umiem - nawet po studiach jest ciężko z pracą,a co dopiero po szkole policealnej.. Ze szkół policealnych - technik dentystyczny ma szansę, techników farmacji też poszukują.
  15. A ile masz lat? Może się zatrudnij przy roznoszeniu ulotek albo w McDonaldzie?
  16. Rad ja też nie wierzę, że coś jest po śmierci i własnie to jest kuszące, bardziej by mnie martwiło gdybym się czegoś spodziewała.. przecież w katolicyzmie samobójców czeka po śmierci ciężka kara i wtedy nici z ucieczki od problemów w śmierć, w nicość.. A myśli samobójcze się pojawiają wtedy, kiedy się już nie wierzy w to, ze w życiu uda nam się zrobić jeszcze coś "przyjemnego i praktycznego"... Wiem, że terapia, przynajmniej w moim przypadku ma trwać co najmniej te 2 lata, ale zastanawiam się, kiedy powinny pojawić się jakiekolwiek efekty - no bo przecież chyba nie będzie tak, że po tych 2latach powiedzmy, po "odbębnieniu" tych wszystkich spotkań nagle nastąpi "uzdrowienie", tylko zakładam, że ma się odbywać stopniowo..
  17. No własnie.. To mamy podobną sytuację. Też często mam wątpliwości czy to dobra terapia, mam je od początku i w dalszym ciągu i też ciągnę to, właściwie nie tyle przełamując się do chodzenia tam, ale raczej nie umiejąc zdecydować inaczej, tak trochę z rozpędu tam chodzę, może gdzieś tam w głębi jednak wierzę, ze kiedyś to da efekt. I też wiem, ze terapia sama w sobie nic nie zmieni, ale też nie widzę adekwatności między tym, co jest omawiane podczas spotkań z tym, co się dzieje się w moim życiu - tzn nie widzę tego, jak te rozmowy mają mi pomóc w rozwiązaniu tych moich problemów, które mam w moim obecnym życiu - i to mnie strasznie frustruje i zniechęca.. Ja wizję swojego pogrzebu mam niemal codziennie, mam w sobie zbyt dużo złości, agresji, a zbyt mało motywacji, chęci do życia.
  18. Tak, uczestniczę w psychoterapii, od kilku miesięcy, wcześniej terapia grupowa. Jak na razie nie widzę efektów, tzn nie wydaje mi się, żebym miała większa wiedzę na temat przyczyn lęków, tego jak powstają, jak sobie z nimi radzić, jak przełamywać. Mam wrażenie, ze radzę sobie z tym, z czym sobie radziłam, a nie radzę z tym, z czym nie radziłam - przed terapią. Może jeszcze za wcześnie na efekty.. Na razie nie planuję samobójstwa.. tylko mam takie wizje jak jestem wkurzona i mam dość wszystkiego, a często się to zdarza, właściwie prawie co dzień - taka fantazja o ucieczce raz na zawsze od wszystkiego pomaga. Ostatnio czytałam artykuł n/t myśli samobójczych i takie wizje nie są chyba niczym niezwykłym dopóki nie zaczyna się czuć wewnętrznego przymusu zabicia się.. W sumie nie wiem co o tym myśleć.
  19. Pewnie to kwestia treningu, ale nie zgodzę się, że nie mam nic do stracenia. W przypadku porażki będę się czuła jeszcze gorzej, niż jeśli się poddam na starcie i dam za wygraną. A i bez tego ocieram się o myśli samobójcze. A co do tego, że wszyscy odczuwają jakiś lęk przed tym, co nowe - też się zgodzę - ale jest jeszcze kwestia nasilenia tego lęku - ja też na co dzień jakiś tam lęk pokonuję - mam lęk społeczny, a mimo to załatwiam różne sprawy zmuszające do kontaktu z ludźmi, etc.. ale w pewnym momencie jest już ten próg lęku, którego nie umiem pokonać i tu się zaczyna walka ze sobą, miotanie się.. itd..
  20. Jest tak jak mówisz, że jak się zrobi coś co się uda i robi się to dla siebie i z własnej decyzji to jest satysfakcja i trochę lepszy nastrój, ale na moment. Tylko jeszcze coś musi się udać, a wcześniej trzeba się odważyć to coś zrobić, przełamać lęk, a czasem stoczyć walkę nie tylko ze sobą ale i z otoczeniem. Trzeba też jeszcze umieć podjąć tę decyzję, ja np mam tak, że planuję coś zrobić i praktycznie zawsze w ostatniej chwili zmieniam zdanie i rezygnuję i w ogóle nad tym nie panuję. I jeśli ktoś ma skłonności depresyjne, ma ten wyjściowy nastrój kiepski to to nie pomaga w działaniu. W moim przypadku to ciągłe mocowanie się ze sobą - próby zrobienia czegoś/chęć zmiany kontra lęk (chyba głównie przed porażką) i niezdecydowanie.
  21. Ja to się często zastanawiam, czy człowiek ma prawo oczekiwać w ogóle dobrego samopoczucia i co to w ogóle znaczy. Czasem czuję się winna, że "narzekam", że życie nie daje mi żadnej radości, że żyję od niechcenia, bo zostałam wychowana w klimacie takim i w takim systemie myślowym - że życie jest od tego, żeby być do dupy, a oczekiwanie szczęścia, czerpania z życia jakiejś radości czy w ogóle czerpania czegokolwiek jest zuchwałością. Jak ktoś mówi o byciu szczęśliwym lub o radości życia to wydaje mi się to takie abstrakcyjne, zawsze myślałam, że to tylko w filmach i literaturze takie hasła można spotkać. A prawdziwe życie to szarość, smutek, trud, znużenie, walka o przetrwanie. Nadal, nawet jak to piszę, nie wiem jak jest w rzeczywistości. Czy to ja jestem niewdzięczna, leniwa i prezentuję postawę roszczeniową, nie potrafię docenić tego, co jest, za dużo oczekuję a za mało wymagam od siebie i za mało daję od siebie czy moje stany są patologiczne, w tym sensie, że przynajmniej poniekąd stoi za nimi moje zaburzenie czy jak by tego nie nazwać. Czy powinnam mieć pretensje tylko do siebie. Nie wiem...
  22. hehe, a ja właśnie chciałabym się zapisać na muay thai, żeby pomóc sobie w walce z nerwicą - zawsze uważałam, ze jak człowiek nauczy się panować nad swoim ciałem, będzie nad nim pracował to przełoży się to na pracę nad psychiką i kontrolę emocji.. a poza tym - trening fizyczny sam w sobie dodaje energii i umacnia wolę walki:) myślę, że to lepsze, niż użalanie się nad sobą.. może nie należy tego cytowanego artykułu traktować tak dosłownie - jako zachętę do nauki wygrywania bójek osiedlowych - ale właśnie jak motywację do "wzięcia byka za rogi", o ten psychologiczny aspekt gotowości do walki - nie tyle w sensie fizycznym, co własnie walki ze swoimi słabościami (lękami), z nerwicą, z przeciwnościami losu..
  23. Po prostu się wyprowadź. Masz do tego prawo i moim zdaniem im szybciej, tym lepiej, wiem czym się kończy zbyt długie pozostawanie w toksycznym otoczeniu. Nie miej skrupułów, po prostu to zrób. Matka jest dorosła i jak rozumiem zdrowa, więc powinna umieć poradzić sobie bez wykorzystywania córki. [Dodane po edycji:] Ja odebrałam jej wypowiedz wprost przeciwnie - że szkoda jej matki i waha się, czy zawalczyć o swoje, bo matka ma problemy finansowe, a jak dziewczyna upomni się o swoja rentę po ojcu, która się jej należy, nie matce, to matka będzie miała problem ze spłaceniem rat..
  24. Moich rodziców jest dwoje, ale nie żyją ze sobą, choć mieszkają pod jednym dachem (tym samym co ja), więc mam dwoje samotnych sfrustrowanych rodziców, z których oboje robili mi zawsze problemy, kiedy próbowałam robić coś w kierunku niezależności (np chciałam podjąć pracę w wakacje podczas studiów, wymusili na mnie szantażem emocjonalnym, żebym porzuciła ten pomysł i przyjechała do domu), a jednocześnie teraz nazywają mnie pasożytem, w związku z tym, że mieszkam tu i nie pracuję, jestem na utrzymaniu matki.
×