Skocz do zawartości
Nerwica.com

dziewczynka24

Użytkownik
  • Postów

    153
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez dziewczynka24

  1. Nie wiesz tak naprawdę czego chcesz, jesteś zamotany: raz piszesz, że za miesiąc chcesz skończyć życie, raz że szukasz pracy za granicą i coś nawet ruszyło… podejrzewam, że to tak pod wpływem emocji. Rodzice mówią straszne rzeczy, że masz się przenieść na tamten świat… To bardzo nie fair z ich strony, ich zachowanie jest moim zdaniem niedopuszczalne i to oni mają ze sobą problem. Tak się NIE TRAKTUJE swoich dzieci ani w ogóle drugiego człowieka! Nie poddawaj się, jak się targniesz na swoje życie, to tylko sobie zaszkodzisz, bo po pierwsze możesz zostać kaleką do końca życia, a po drugie, nawet jak się „skutecznie” uśmiercisz, dasz tylko rodzicom powód, żeby myśleli o tobie źle, jakim to złym synem i człowiekiem byłeś, że postanowiłeś się zabić. Po co dawać im jakąkolwiek satysfakcje? Piszesz, że chciałbyś być kucharzem? Do tego raczej nie jest absolutnie niezbędna szkoła, jeśli to lubisz i jesteś w tym dobry, na pewno znajdziesz drogę do tego zawodu! Ilu ludzi kończy studia i nie pracuje w zawodzie tylko zupełnie gdzie indziej! Jesteś zdenerwowany, daj sobie trochę czasu, postaraj się uspokoić i skierować swoje myśli w stronę kombinowania co możesz teraz zrobić. A możesz naprawdę dużo. Napisz tu jak zmieni się coś w twoim życiu zawodowym, wierze, że nie spędzisz reszty życia w myjni:) pozdrawiam.
  2. Dzięki Linka. Będę się starała sprzeciwić się im, ale boję się, bo kiedyś była podobna sytuacja, postawiłam na swoim, to babcia usiadła kolo mnie, zaczęła lać łzy i błagać mnie, żebym tego nie robiła. Jak na złość, to była pierwsza w moim życiu samodzielnie podjęta decyzja i nieudana:( No i oczywiście teraz jest wypominanie, że mi się i tak nie uda tak jak wtedy. Niby wiem, że jeden błąd nie powinien kłaść się cieniem na całe moje życie, tym bardziej, że wtedy to była zupełnie inna sytuacja. Bardzo mnie odstręcza ta myśl, że mama z babcią mogą znowu nade mna szlochać i błagać o zostanie, to straszny ciężar psychiczny.
  3. Teraz z kolei słyszałam jak mama z babcią rozmawiają, że nie będą gotować nic na święta, że nie dadzą mi prezentu, bo po co to wszystko… Zawsze jak robiłam coś im nie na rękę to groziły mi, że ich dobroć się skończy. Mam wrażenie ta ich dobroć nie jest „darmowa”, tylko na zasadzie: „jak będziesz nam posłuszna to będziemy ci pomagać”. Eh, i jak to się cieszyć [Dodane po edycji:] Tak, linka, wyjadę ale czy głupie 3 miesiące fajnej pracy są warte tego co ja teraz przeżywam i będe przeżywała przez najbliższy czas? Tych nerwów i wojen z nimi? Zresztą i tak będe musiała wrócić nigdzie indziej jak do nich... Zresztą tak mnie zniechęciły, roztoczyły przede mną taką wizję straszności, że będe tego żałowała, że nie poradze sobie, i co mi się tam napewno stanie za krzywda, że ja już zaczynam się poważnie bać, czy dam radę
  4. Znowu wróciły problemy:( Było spokojnie przez jakiś czas, jak nic nie "wymyślałam" jak to mówi moja mama no ale już spokojnie nie jest. Otóż dostałam znakomitą propozycje pracy za granicą, dobrze płatną, w ramach stażu więc tylko 3 miesiące, z zakwaterowaniem, wszystko sprawdzone, pod nos podstawione, grzech nie skorzystać. No i zachciało mi się wyjechać, bo jestem młoda i mam czas teraz na tego typu "doświadczenia". Ale moja mama z babcią nie chce się pogodzić z tym faktem:( Mama się popłakała i zaczęła szlochać nad swoim losem, że "widocznie to jest jej pisane, że uciekam od nich, że robie jej straszną krzywdę, że tak już musi być, że na nią trafiło...." Niby rozumiem, że ona nie ma innych zainteresowań, jak tylko moje życie i kierowanie mną, że będzie jej po prostu smutno zostać sama z babcią na te kilka miesięcy, jak mogę tak wysłuchiwać jej żalów i nie zwariować, ale z drugiej strony... ja jestem już baaardzo dorosła, chcę troszeczkę decydować o sobie, mam ochotę jechać i wiem, że to mi otworzy wiele możliwości... Nie wiem co mam zrobić. Czuję się winna, jakbym jej nóż wbijała w serce, ale z kolei nie mogę ciągle ze wszystkiego rezygnować dla niej, bo ona się o mnie panicznie boi. Niby wiem, że jestem dorosła i powinnam jechać, nie patrząc na mamy histerie, ale ja się czuję okropnie winna, jakbym własną matkę krzywdziła... Przecież ona nie ma żadnego życia poza moim życiem... Czy ja jestem potworem?
  5. Czuję się strasznie stara, nie czuję w sobie dorosłej, poważnej kobiety jaką powinnam być, wciąż wyobrażam sobie siebie jako nastolatkę, emocjonalnie zatrzymałam się gdzieś na poziomie 13-15 lat, uwiera mnie to, że jestem taka dorosła, że wyglądam, zachowuję się, brzmię, nawet pachnę jak dorosła kobieta. Jestem dzieckiem, dziwczynką uwięziona w ciele kobiety. Zauważyłam, że nie tylko ja mam ten problem, wiele osób o których słyszałam bądź miałam z nimi stycznośc czują podobnie, kobieta po 2o roku życia to już tylko z górki: uroda, wdzięk, pasja życia... To wszystko już umiera. Co można zrobić w takiej sytuacji? Jak się pocieszać, czy może leczyć? czuję obrzydzenie do siebie:/
  6. Nie wiem, czy Ci to co pomoże, ale napiszę jaki jest mój sposób: mam dziennik, taki kalendarz, i tam prawie codziennie zapisuję sobie co powinnam zrobić następnego dnia, takie zadania w punktach. I potem odkreślam to co zrobiłam, zostaje mi zazwyczaj kilka punktów, których nie uda mi się zrobić, wtedy jestem nie zadowolona. I stawiam sobie takie bardzo proste, podstawowe te wymagania, nie że np. zdać semestr, czy zaliczyć egzamin, tylko cos w formie; „przeczytać rozdział siódmy, zrobic zadanie piąte”. Jak mam totalnego lenia, to potrafię robić nawet takie plany jak: „zrobić śniadanie, umyć zęby, zrobić kawę”… ;PPPP Na mnie to działa, bo ja akurat wielbię słowo pisane, uwielbiam pisać pamiętniki, różnego rodzaju zeszyty, dzienniki. Choć wiem, że niektórych to denerwuje i nie zadziałałoby… Ale spróbuj, może to coś da. Jak nie motywuje Cię radość dziewczyny, czy perspektywa lepszych zarobków, to wyznacz sobie bardziej bezpośrednie cele, np. „jak dziś zrobię to i to, to wieczorem pozwolę sobie obejrzeć ten film, co zawsze chciałem, albo zjeść dużą porcję ciasta, czy co tam lubisz” Rozłóż obowiązki na jak najdrobniejsze części pierwsze i wykonuj je po kolei. Nie wiem czy to się sprawdzi u Ciebie, ale taki jest mój sposób na brak motywacji:P Btw, projektujesz ulotki itp., jakbym ja się zajmowała w życiu czymś tak sympatycznym, to bym się cieszyła, akurat to jest moje niespełnione marzenie. Spróbuj się do tego jakoś zapalić, np. ja widziałam ostatnio w pewnym znanym dużym sklepie z książkami album o grafice komputerowej i projektowaniu reklam. Może to by ci dało dużo inspiracji… I nie mów o sobie „Jestem niehonorowy, nieodpowiedzialny…” bo powtarzając to sobie tylko sobie szkodzisz. Mysl raczej: „Coś się ze mną dzieje ostatnio, ze się nie potrafię do roboty wziąć, złapał mnie leń” Wtedy winę widzisz jakby w warunkach zewnętrznych, nie w sobie, co ułatwia Ci kształtowanie pozytywnego obrazu własnej osoby a co za tym idzie szybszego wyczołgania się z tego nic nieróbstwa i apatii.
  7. stardoll , posłuchaj, wszystkie dzieci nadopiekuńczych rodziców wiele im zawdzięczają. To w większości osoby słabe, o tzw. wyuczonej niezaradności, które oderwane od maminej spódnicy szybko by utonęły. Ja swojej mamie również dużo zawdzięczam: poświęciła dla mnie właściwie całe życie, gdy zostawił nas tata ona nie szukała sobie innego mężczyzny, by, jak twierdzi, poświęcić się wychowywaniu mnie. (Co z tego, że ja wolałabym widzieć moją mamę szczęśliwą, zrelaksowaną, zakochaną, a nie wiecznie płaczącą i pochyloną nade mną). Również jest mi szkoda mamy (i babci), że kiedyś będę je musiała zostawić i pójść własną drogą, bo dla nich oczywistym wydaje się, że na zawsze pozostanę przy nich, z wdzięczności za poświęcony mi trud. I tak działa chyba większość tych toksycznych mam, obarczają winą swoje dzieci, za to, że je opuszczają, dostają zawałów, zapadają w choroby, (albo tylko grążą że zachorują), płaczą nad tymi dziećmi i w rezultacie te osoby utopione w poczuciu winy nie ruszają się z miejsca. Piszesz, że jesteś na jej utrzymaniu. Uczysz się? Jeśli zaocznie to możesz podjąć pracę, jeśli dziennie- też możesz. Ja studiuję dziennie i pracuję. Owszem, jest ciężko, i wygodniej byłoby pouczyć się trochę a potem porelaksować się, a tu trzeba lecieć jeszcze do pracy. Ale to już zależy jak bardzo cię „przypyli” żeby czegoś dokonać, jak mocno dostaniesz kopa w d…e od nadopiekuńczości, to górę przenieszesz w tę i spowrotem, Doskonale rozumiem Twoje wyrzuty sumienia, stardoll . Ale pomyśl o tym w ten sposób: Twoja mama na pewno (tak zakładam) chce dla Ciebie jak najlepiej. Na pewno też chciałaby aby i jej życie było przyjemne i wolne od trosk. Czy w takiej sytuacji, kiedy dorosła kobieta jest związana przysłowiową pępowiną z matką można mówić o szczęściu jednej lub drugiej? Po mojej mamie i babci wnioskuje że nie, to kobiety zgorzkniałe, bojące się panicznie życia, tonące w swoich strachach i nerwicach. Czy twoja mama będzie na prawdę szczęśliwa mając przy sobie niezadowoloną, skrywającą w sercu cierń córkę? Bo czy Ty będziesz zadowolona, to już nawet nie pytam… Pomyśl, że gdy przetniesz tę pępowinę zaczniesz nowe życie jako Ty, a nie jako „Ty z Twoją mamą”, po pewnym czasie, nie od razu, również Twoja mama zrozumie, że tak powinno być, będzie dumna ze swojej samodzielnej, dorosłej córki, będzie się cieszyła na każde spotkanie z Tobą, a może jeśli przeprowadzisz sie do innego miasta/kraju będzie co rok z wypiekami na twarzy czekała świąt, kiedy będzie mogła pojechać Cię odwiedzić, zwiedzić kraj… Ty będziesz szczęśliwsza i ona…. Zakładam, że twoja mama jest dobra i nie atakuje cię celowo i świadomie nadopiekuńczością, ona o tym po prostu nie wie, może nie czyta takich forów, Ty masz tu akurat przewagę, więc TWOIM zadaniem jest rozwiązywać ten problem!!! Przyznam się, do czegoś, chodź może to będzie zbyt drastyczne dla niektórych i niedopuszczalne, z góry przepraszam, że piszę tu o takich „osobliwych „ przemyśleniach. Otóż zastanawiałam się co byśmy mogły powiedzieć sobie z moją mamą, gdy ona byłaby na łożu śmierci (za sto lat, nie prędzej, daj Boże). Czy gdyby zapytała mnie jaką matką była, mogłabym odpowiedzieć, że nie mam jej nic do zarzucenia? Musiałabym skłamać. A co by było gdyby nagle, w obliczu końca zrozumiała, że BYŁA NADOPIEKUŃCZA, i powiedziała mi : dziecko, czemu nie walczyłaś o swoją autonomię, czemu się nieraz nie sprzeciwiłaś….
  8. Stardoll, nie mów tak, nie ma że nie mam szans, jak ja się wyczołguję z naprawde nieprzeciętnej, ogromnej nadopiekuńczości to już chyba każdy może! Napisz ile masz lat, co robisz w życiu, czy uczysz się, czy pracujesz, no i przede wszystkim dlaczego uważasz, że nie ma perspektyw na zmiane... TheGrengolada , nie wiem jaka jest twoja sytuacja, ale ja mam na swoją "prywatną" mamę taki sposób, że powierzchownie się z nią zawsze zgadzam, przytakuje dla świętego spokoju, nie wyrywam się ze swoim zdaniem, bo to tylko przynosi kłótnie. Jedyny sposób to, UNIEZALEŻNIĆ sie FINANSOWO ! Tak, żeby wytącić jej z rąk argument, że "mama cię utrzymuje, a ty taka niewdzięczna". Niestety, ale... chodzi o pieniądze. Trzeba je mieć żeby pękł klosz!
  9. Brawo TheGrengolada ! Ja również miałam ostre wyrzuty sumienia jak nie powiedziałam czegoś mamie, zwierzyłam sie z tego psychoterapeutce u której kilka razy byłam i ona powiedziała mi coś takiego: jakbyś się czuła jakby ktoś kazał ci zdjąć ubranie i iść tak na spacer po mieście. To nienaturalne, nie do zniesienia, naganne. Tak samo jest z wybebeszaniem się przed mamą, trzeba mieć takie swoje własne pole na które po prostu nikt nie wchodzi, bo to nienaturalne przekraczanie takiej granicy. Dziś już nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Kupiłam drobiazg koleżance na imieniny- nie powiem mamie, bo wiem że wygłosiłaby kazanie, zadzwonił mój dawny chłopak- nie powiem jej, bo by się nadal wściekała, że z nim zerwałam. To są moje sprawy. Ona z kolei zwierza się babci ze WSZYSTKIEGO i to dobrowolnie. Nie ma prywatnego życia.
  10. Od jakiegoś pół roku powoli wygrzebuję się- narazie niestety tylko psychicznie z ogromu nadopiekuńczości mojej mamy. Pierwszym takim czynem dokonanym bez jej zgody i świadomie żeby jej się postawić było pójście na wesele, na które zabroniła mi pójść. Normalnie zawsze rezygnowałam i nawet wmawiałam sobie, że pewnie wcale nie byłoby fajnie, że może mama ma racje, że i tak nie warto się kłócić dla jakiejś tam wymyślonej przeze mnie przyjemności. Ale tamtym razem postanowiłam zrobić coś dla siebie niezależnie od wybuchów mamy. Następny taki krok do wolności będzie już zdecydowanie trudniejszy: wyjeżdżam za granicę na stypendium na studiach. Do Irlandii. Wiem, jak to się skończy, że ona i babcia dostaną szału i będzie wielka wojna, ale mimo to chce spróbować… Bardzo boję się, że nie poradzę sobie sama, że nie znajdę tam mieszkania, że się nie dogadam, że na złe mi to wyjdzie, czyli wszystko to co wmawiają mi mama z babcią. Ale bardzo chcę zrobić coś dla siebie, coś o czym ja zadecyduje a nikt inny, podjąć taką swoją własną decyzję! Nie wiem, czy mi się uda kiedykolwiek uciec od tego histeryzującego tandemu mamy-babci i usamodzielnić się, ale wiem, że podjęłam już pewne kroki, że (może zbyt późno, bo mam już 25 lat, ale jednak) zaczęłam się buntować i zaznaczać swoją autonomię. Trzymajcie za mnie kciuki, bym znalazła dogodne furtki którymi można uciec (dobra praca, wyjazd za granicę, itp.). Podzielcie się swoimi sposobami na demolowanie „klosza”, szukanie ucieczki od władczych, toksycznych , nadopiekuńczych rodziców, budowanie samodzielności w utrudnionych warunkach. Jeśli komuś udało się pokonać nadopiekuńczość matki- niech również się pochwali.
  11. TAO, nie wiem, czy to co proponujesz, jest dobrym rozwiázaniem... Na takie rzeczy trundo znależć dowody, poza tym musiałaby mieć dobrego adwokata, sprawa ciągnęłaby się latami, dziewczyna jeszcze bardziej by się pogrążyła. Nie podejrzewam, że zniosłaby to łatwo, a w domu miałaby tylko jeszcze gorsze piekło. Moim zdaniem zmiany w życie powinna wprowadzać zaczynając od siebie, a nie lecieć po sprawiedliwość do sędziego, który nie zna wszystkich zawiłości w rodzinie, relacji pomiędzy nimi itd. Jest osobą dorosłą, jeśli nie jest niepełnosprawna , teoretycznie ma możliwości jak każdy inny, dorosły człowiek by utrzymać się na tym świecie sama i nie umrzeć z głodu. Joanna, piszesz, że pracujesz. Czy jest to stała praca, czy tylko takie dorabianie sobie? Od tego trzeba zacząć, czy ty chcesz się wyprowadzić, ale nie możesz, bo np. za mało zarabiasz, czy zarabiasz dobrze, a nie masz odwagi powiedzieć mamie, że się wynosisz na swoje? [Dodane po edycji:] Zwróć uwagę, że Twoja mama ma problem z akceptacją podstawowych czynności fizjologicznych człowieka ("żrę jak świnia a później sram smrodzę i brudzę...", mycie się, czesanie). Obejrzyj sobie film dokumentalny Marcina Koszałki „Takiego pięknego syna urodziłam” (jest na Youtubie), tam pokazana jest taka właśnie toksyczna matka, która też należy do tych osób, które obrzydzają takie czynności jak jedzenie, seksualność człowieka itp. Zwróć uwagę, jak z obrzydzeniem opowiada o tym, jak syn jadł, jak oburza się, gdy syn leżał na kanapie i wrzeszczy "coś się tak rozkraczył". WSZYSTKIM KTÓRZY MAJĄ PROBLEM Z NADOPIEKUŃCZOŚCIĄ RODZICÓW POLECAM TEN FILM!!!
  12. Aż mnie krew zalewa, jak czytam takie rzeczy!!! To po prostu znęcanie się, ciche, nieujawnione znęcanie się nad drugą osobą! Joannab7, wiem doskonale o czujesz, sama mam nadopiekuńczą, toksyczną matkę, sama zakładałam tu tematy pod nickami: dziewczynka24 i onanek. Dobrze wiem, jakie ślady zostawia w psychice takie częste powtarzanie komuś negatywnych komunikatów o jego osobie: nikt cię nie zechce, tylko jakiś alkoholik, nic nie potrafisz, w moim przypadku jeszcze: jesteś opętana, chora psychicznie itd. Musisz sobie zdać sprawę z tego, że to wszystko co ona mówi to NIE PRAWDA!!! Higiena osobista to nie skandal, a norma dla każdego porządnego człowieka, makijaż to nie grzech, ani prowokacja, prawie każda kobieta poprawia swoją urodę i to jest piękne, miałaś dobre świadectwa, zatem wnioskuje że JESTEŚ inteligentna, nikt nie ma prawa szantażować innej osoby, że się powiesi przez nią czy zwalać na nią winę za choroby, masz takie sama szanse jak każda inna na dobrego męża, piękne dzieci, jeśli jesteś inteligentna, a po poście wnioskuje że tak, do tego dbasz o wygląd, to masz tym większe szansę na wspaniałego męża! Powtarzaj to sobie codziennie, nawet jak wydaje ci się, że to wiesz (bo piszesz, że wiesz), musisz sama siebie upewniać w tym, że jesteś normalną, fajną kobietą, nie żadną ćpunką, skup się bardo mocno na swoich pozytywach! Z większym poczuciem wartości będziesz miała duuuużo więcej siły do przeciwstawiania się twojej dziwnej, chorej mamie! Dlaczego to pisze? Nie jestem psychologiem, ale wiem, co zrobiła ze mnie nadopiekuńczość mojej mamy, jeszcze jakieś pół roku temu ja szukałam na tym forum potwierdzenia, czy wyjście z kolegą na wesele znajomych to normalna sprawa, bo mama dostała szału jak jej powiedziałam że idę na wesele i stwierdziła z babcią, że jestem jakaś chora psychicznie, że nikt nie robi takich głupot, że każdy by mnie wyśmiał! Tak się bała mnie puścić na głupie wesele! Wiem, że w toksycznych ludziach jest całe mnóstwo niedorzeczności, i trzeba zdawać sobie z tego sprawę. To z Twoją mamą jest coś nie tak, nie z Tobą, pamiętaj o tym…
  13. Wydaje mi się, że zaczynam powoli się uwalniać, przynajmniej psychicznie. Bardzo powoli. Ale ostatnio jakoś tak pełna optymizmu jestem, chyba po tym, jak zrozumiałam, że mam taki charakter, że wystarczy mi skromne życie, od pierwszego do pierwszego, zaciskając pasa. Dlatego też mogę sobie pozwolić na uwolnienie się, na jakąś skromną posadę za niewielkie pieniądze i wynajmowanie kawalerki, potrafie zrezygnować z rarytasów, jakie mam w domu rodzinnym, obiadków, deserków, atrakcji... Zaplanowałam już, że jak tylko znajde w miarę stałą pracę, to wyprowadzam się, wynajmę jakiś kąt. Dobrze, że nie gonie za dostatnim życiem, bo wtedy trudniej byłoby mi się uwolnić od mamy i jej pensji joannab7, powiedz coś więcej. Może coś Ci doradzę:) W końcu mam to już naprawde przepracowane na własnym przykładzie
  14. Do Gunia86 Przeczytałam Twoją historię w całości, za jednym “haustem” można powiedzieć. I nie mogę się nadziwić jak podobne są nasze historie. Ja również zostałam wychowana bez ojca, przez mamą i babcię. Tylko że w Twoim przypadku tylko babcia jest typem ‘tyranki”, w moim one obie takie są. Mama nigdy nie uniezależniła się psychicznie (finansowo po części też) od babci. Nigdy w naszym domu nie było sytuacji, że problemy były rozwiązywane logicznie, pokojowo i rzeczowo, zawsze jakieś niepotrzebne płacze, krzyki i dwie na jedną. Mama nigdy nie przejmowała się za bardzo tym, że ja płaczę przez babcię, za to jak babcia płakała po kłótni ze mną to znajdowała całe pokłady litości dla niej i nienawiści do mnie, że doprowadzam babcie do płaczu. Z tymi osobami po prostu nie da się żyć, ja nie wiem czy tutaj można obrać jakąkolwiek taktykę, na olewanie, na buntowanie się, na sztuczną obojętność, na udawane przyznanie się do winy. Zawsze okręcą tak, że będzie ich na wierzchu. Ja nawet gdybym je demonstracyjnie opuściła i poszła na swoje, to nie wiedziałabym co im zarzucić… „Biłyśmy cię? Nie dawałyśmy ci jeść? Ktoś cię krzywdził? Nie!” Nawet nie wiedziałabym co im zarzucić, bo większość kłótni po prostu ja wyrzucam z pamięci. One natomiast pamięć mają doskonałą i często wypominają mi słówka i słóweczka powiedziane lata temu. Boję się bo w ostatecznej konfrontacji wiem, że bym z nimi nie wygrała i musiałabym żyć z wyrzutami sumienia, że niesłusznie je opuściłam. Moja babcia również dużo w życiu przeszła, powiem szczerze, że nikomu nie życzę takiego życia jak ma moja babcia… Również i ja słyszę wiele bolesnych słów od niej, powtarzanych w kółko, że skończyła się jej dobroć, że my się już nigdy nie porozumiemy, że mogę z nią zerwać kontakt, bo między nami wszystko się skończyło. Potulnie wieszam głowę i obrywam za w nerwach rzucone bluźniercze, karygodne „czyś ty zwariowała” które w desperacji rzucam, gdy babcia siłą wchodzi do łazienki, bo chce na mnie pokrzyczeć kiedy akurat się załatwiam. Nie ważne, że nie powinna, że odarła mnie z prywatności, że bezczelnie gapiła się na moja gołą p…ę nie chcąc zamknąć drzwi… ważne że ja obraziłam jej osobę karygodnym „czyś ty zwariowała” i teraz babcia płaczę… Mama lituje się nad nią i pociesza biedna schorowaną, ubliżoną kobietę, podczas kiedy ja jak płakałam, zostałam tylko surowo upomniana żebym przestała, bo sąsiedzi usłyszą i dalej łajana za niestworzone rzeczy. Moja mama tak jak Twoja tez jest samotna, nigdy nie myślała o znalezieniu sobie partnera po odejściu taty, bo jak twierdzą z babcią „ musiała się poświęcić na wychowywanie mnie”. Też czułabym ogromne wyrzuty sumienia, gdybym im wykrzyczała, że są dla mnie ciężarem, że nie nawiedzę ich toksyczności, że się wyprowadzam. Również boli mnie gdy widzę swoje dawne znajome spacerujące z wózkami, jeżdżące samochodami do pracy, wracające do SWOJEGO domu i gotujące sobie obiad, planujące wydatki. A ja po uszy w ich zakazach i nakazach. Jak byłam nastolatką chyba miałam jakies zaczątki nerwicy lękowej, bałam się skrzypiących drzwi, jak ktoś głośniej stuknął, kaszlnął, do tego cięłam się i mało jadłam. Napisałaś, że przez wiele lat gryzlaś się w język i tego żałujesz. Ja za to żałuję, że kiedykolwiek się odzywałam, że puszczały mi bariery. Pragnęłabym mieć taką siłę, która pozwoliłaby mi wysłuchiwać te wszystkie obelgi i nie reagować. Ale ja się tłumaczę, wiję, kręce żeby nie urazić, a nawet jak nie obrażam nikogo tylko się bronię, to i tak znajdą takiego haka że leżę. Tłumaczenie się im, czy też szukanie kompromisu to jak przechodzenie przez pole minowe. Nie wiem jak bym się wysilała, lawirowała, delikatnie stąpała, żeby nie urazić broń boże, to i tak zostanę posądzona o obrażanie ich. Bardzo chciałabym poradzić Ci coś mądrego, pomóc jakoś, ale nie umiem… Sama nie umiem poradzić sobie z dwiema toksycznymi, zdziwaczałymi kobietami, którym zawdzięczam wychowanie. Nie chce mi się już tłumaczyć im, spowiadać się pod przymusem, wykręcać się, lawirować w słowach, kombinować jak tu im odpowiedzieć, żeby nie urazić... Poprostu mi się nie chcę. Chcę świętego spokoju.
  15. Dawno tu nie pisałam, w tym moim wątku, ale po ostatnich wydarzeniach czuję że muszę... Od tej ostatniej kłótni co pisałam (o weselu) minęło sporo czasu i było jak w bajce: obiadki, deserki, lenistwo, wspólne pogaduchy. Aż do wczoraj. Może zacznę od tego, że ciągle śni mi się jeden sen: że babcia z mamą ( a szczególnie babcia) ściągają ze mnie ubrania siłą. Nie ma to absolutnie podtekstu seksualnego, po prostu jest w tym przemoc, agresja i naruszenie intymności. Ostatnio (już nie w śnie) stała się taka sytuacja, że babcia… siłą weszła mi do łazienki !Bo się zdenerwowała i chciała na mnie pokrzyczeć akurat w momencie, kiedy ja się załatwiałam. Ja zaczęłam krzyczeć „czyś ty zwariowała” (czego potem miałam strasznie żałować) i zakrywałam się ręką, a drugą ręką próbowałam zamknąć drzwi od łazienki, ale babcia je trzymała i trwało to tak parę chwil. Potem jak stamtąd wyszłam to oberwałam z plaskacza po ręku. Nie bolało, ale poczułam się taka zlekceważona… Świadkiem wszystkiego była mama. Najgorsze jednak miało nastąpić: na drugi dzień była „rozmowa”, której ja nie chciałam rozpoczynać, chciałam po prostu darować to babci, bo rozmowy z mamą i babcią nic nie dają. Ale one się uparły, i… oberwało mi się, że obraziłam babcię, mówiąc „czyś ty zwariowała”. Babcia oczywiście szlochała, matka wrzeszczała, awantura jakbym nie wiem co zrobiła, a to ja czułam się pokrzywdzona. I wtedy chyba pierwszy raz w życiu tak leciutko się postawiłam. Zawsze albo milczałam, albo przyznawałam, że źle zrobiłam, mimo że nie czułam się winna, ale wczoraj powiedziałam, że .. nie przeproszę! I to bardzo je zdenerwowało… Nie wiem już co mam robić, jak rzucę wszystko i przestanę do babci przychodzić, to utonę w poczuciu winy i ich wyrzutach, jak będę dalej do niej przychodziła, to zwariuję psychicznie! Te kobiety mnie wykańczają! Ich się nie da skłonić do konstruktywnej rozmowy, one zawsze znajdą winę we mnie, jak ja mam cuć wsparcie w mamie, jak ona będąc świadkiem babci karygodnego zachowania, winę widzi we mnie, bo broniąc się w ferworze zdarzeń, niechcący wykrzyknęły mi się obraźliwe słowa „zwariowałaś”. Taki miałam bojowy nastrój po ostatnim wpisie, wszyscy radzili mi znaleźć pracę, szukałam, poddałam się po kilku nieudanych próbach, odpłynęłam w sielance i lenistwie, teraz wraca piekło…
  16. Witam. Mam taki problem: jestem 25 letniá kobietá, a czuję w sobię dziecko, dziewczsynkę. Brzydzę się wręcz swoją dorosłością, wyobrażam sobię że jestem taką nastolatką albo nawet dzieckiem. Ciągle przeglądam czasopisma dla młodzierzy i przypatruję się dziewczynką i wyobrażam sobię że jestem taka młoda jak one. Źle się czuję we własnym ciele. Teraz jeszcze nie jest tak tragicznie, bo wyglądam młodo i mogę ubierać się mlodzierzowo, więc dużo ludzi myśli, że jestem jeszcze nastolatką, ale za kilka lat, jak juz nie da sie zakamuflować dorosłości.... Co ze mną jest nie tak..??
  17. Pewnie to tak, jak z dziećmi alkocholików-też wybierają sobie na partnerów osoby ze skłonnościami do picia. A tak z mojego doświadczenia- mam bardzo podobną historię co Ty, co już wiesz i muszę przyznać, że również przyciągam ludzi z problemami psychicznymi. Zdecydowana większość moich znajomych to pacjenci psychiatryka, lub chociaż lekko "niezrównoważeni". Z tą tylko różnicą, że mi to akurat pasuje...Nudzi mnie towarzystwo tzw. normalnych, gadanie o pierdołach, szczególnie paplanie koleżanek o modzie i smrodzie. Pociąga mnie dzikość i zagadkowość ludzi z bogatą, (podwójną...) psychiką. Jak napisał kiedyś A. Kempiński ktoś, kto będzie miał dłużej do czynienia z ludźmi dotkniętymi schizofrenią- szybko znudzi się normalnym towarzystwem. Inna opinia na ten temat- schizofrenia to dar nie choroba. Nie wiem czy ty masz na myśli bardziej typowych schizofreników (tak jak to jest w przypadku moich znajomych) czy bardziej toksycznych, czyli krótko mówiąc nieznośnych i upierdliwych. Jeśli to drugie, to gorzej, a jeśli to pierwsze, to spróbuj odnaleźć w tym przyjemność zgłębiania ludzkiej duszy. Z moich obserwacji wynika, że ludzie raczej dobierają sobie towarzystwo podobne do siebie, to jak utarte ścieżki, którymi łatwiej iść. Trzymam kciuki, powodzenia.
  18. Hej W soboté polecialam na to wesele. Bawiłam się całkiem dobrze, byłodużo śmiechu, radości i zabawy. Nie stało się nic groźnego. Mama z babcią- o dziwo- jak tylko wróciłam dały sobie spokój z obrażaniem się i udawanymi zawałami, tylko wpytywały o szczegóły jak było i ogólnie cieszyły się że wesele udane... Nie wiem, nie rozumiem tej reakci, byłam pewna, że po tym, jak zrobię coś po swojemu, nie będe miała już u nich życia a tu calkiem odwrotnie. Może nie należało się aż tak ich bać, może to tylko przed faktem są takie rozjuszone, a jak już widzą, że nie mają na to wpływu, to odpuszczają. Może to jest na nie sposób! Robić swoje nie zwracając na nie uwagi, bo potem i tak nie spotka mnie za to żadna kara... Może trzeba bylo tak od zawsze, kilka lat wcześniej... A ja się zawsze bałam tego wyłamania sie i postawienia na swoim Dzięki wszystkim za wsparcie i dopingowanie mnie do zmiany życia:)
  19. Ale to dopiero za tydzień Hehe Coraz bardziej uświadamiam się w tym, że mama z babcią robią bardzo źle. I to mi pomaga. "Małymi kroczkami", może rzeczywiście to był dobry pomysł. Stopniowo, najpierw nauczyć się gotować, potem chodzić sama po lekarzach, stopniowo coraz więcej... Bo ja zawsze mślałam, że to musi być jakiś specjalny moment, w którym wszystko nagle się zmieni, ale chyba macie racje, że taki dzień może nie nastąpić nigdy. Jestem pełna optymizmu. Za tydzień napewno zdam relację jak było Bo to będzie taki pierwszy krok wśród tych "małych kroczków" [Dodane po edycji:] A26 nawet nie wiesz jak miło mi się czyta posty od Ciebie Jesteś dowodem na to, że można, że niektórym się jednak udaje. Nadopiekuńczość to straszna zbrodnia przeciwko duszy, nie wiem czy nie gorsza niż brak zainteresowania. Jeszcze raz dziękuję Ci za słowa otuchy, trzymaj się i bądź dumna z siebie- masz powód!
  20. Kurcze, A26, ale pozytyw mi tu walnęłaś Podziw i chylę czoła, jeżeli Twoja sytuacja wyglądała tak jak moja i Ty miałaś siłę się z tego wyciągnąć... Możesz powiedzieć jak wyglądają teraz Twoje stosunki z rodziną? Jak zareagowali, kiedy im oznajmiłaś, że wyjeżdżasz?? Czy Twoja mama nadal cię szantażuje emocjonalnie? Jeśli nie chcesz tu, możesz na priva.
  21. Masz całkowitą rację, nauczyłam się przez te lata że świat jest straszny i bez matczynej opieki nie ma co się wychylać. Zostałam także od najmłodszych lat uczona, że albo jest zdanie mamy, albo nie ma nic... Prosta sytuacja: mama wybiera się ze mną (kilkuletnią) do sklepu by kupić wymarzoną zabawkę MyLittlePony. Oglądamy, wybieramy, już trzymam zabawkę w ręku i fikam z radości, a ona dostrzega inną, też z tej serii, tylko, że słonika. Przekonuje mnie, że konik jest brzydki, słonik lepszy, ale ja wymarzyłam sobie konika. W końcu zdenerwowana szarpie mnie za rękę i wrzeszczy, że jak mi nie pasuje, to nie dostanę nic i wyciąga mnie ze sklepu! Może to się wydać głupie, że rozpamiętuje takie rzeczy, ale właśnie w taki sposób uczy się dzieci niemyślenia
  22. Będe się starała, ale jeszcze nie wiem od czego zacząć. Ale planuję coś z tym zrobić...
  23. Roberrrto, zdaję sobię z tego sprawę Ale poprostu nie potrafię walczyć. Nie wyobrażam sobie siebie w roli twardo stawiającej granicę rebeliantki. Jak one na mnie krzyczą, ja nie potrafię nawet oczu podnieść, ledwo mówie, głos mi drży... Nie wyobrażam sobię, żeby tak wstać i wrzasnąć: to moje życie, odczepcie się. Mam nadzieję, że ten scenariusz się nie sprawdzi:(
  24. Tylko, że ja nie potrafię tak poprostu iść... Uwierzyłam, że nie poradzę sobie i pewnie bym sobie nie poradziła. Wróciłabm bez pieniędzy i pracy, przegrana, do mamusi, a wtedy .... Lepiej się jej nie narażać. Lepiej poczekać aż zdobęde pewną i stabilną pracę, może za pare lat. Jak wytrzymam:(
  25. GreenEye, to jest tak, że one mówią ciągle, że ja nie znam życia, że nie oglądam telewizji co się dzieje na świecie, a one wiecznie wpatrzone w programy dokumentalne o jakiś przestępcach. Często padają zdania typu: jesteś dorosła, ale my z mamą cię chcemy chronić, ty nie wiesz, co się na świecie dzieje. No i czasami mnie przekonują, bo pewnie, trzeba na siebie uważać, ale nie można dać się kompletnie zwariować! Nigdy nie pociągały mnie jakieś ekstremalne akcje, żyję raczej powoli, ale one boją się dosłownie wszystkiego!! Jak byłam nastolatką nie wolno mi było iść na herbatę w środku dnia ze znajommi z klasy (normalnymi !), zrobiły mi wtedy taką awanturę, że przez kilka godzin leżałam zdrętwiała na kanapie bo nie mogłam się ruszyć ( ja tak mam). I są święcie przekonane, że mają racje, że się muszą mną opiekować i mnie chronić. Ja im mówię czasem, że ja znam moich znajomych i one nie muszą ich znać, że ja sama potrafię zdecydować, czy ktoś jest dla mnie bezpieczny czy nie, ale grochem o ścianę... Właściwie wnikają w każdą sferę, chociaż jak miałam chłopaka, no to nie pytały o "te rzeczy" Mama miała męża przez jakiś czas, ale zwiał. Nigdy nie narzekała, że babcia ją kontroluje, ponoć w młodości była bardzo posłuszna. Dziś sama z chęcią opowiada codziennie babci co kto powiedział w pracy, co się działo, ma z babcią bardzo zażyłe i nieprzymuszone kontakty. Myślę że dla nich to jest normalne takie stosunki pomiędzy matka a córką, tylko że ja się czuję w tym niewygodnie i nie lubię tak się wybebeszać przed nimi. To chore, ale często mi się śni, że one mnie na siłę rozbierają... dosłownie:/ To chyba taka reakcja mózgu na pogwałcenie prywatności:( Zatracony dzięki Tylko, że ja tam idę bardziej z chęci zmiany czegoś w domu, niż z chęci zabawy. Nie potrafię się dobrze bawić, jak wiem, że wrócę i czeka mnie mamusia i babcia gotowe do ataku... Poza tym, jak nie mam dopingu od mamy i babci to nic mnie nie cieszy:/ I to właśnie chciałabym zmienić.
×