Skocz do zawartości
Nerwica.com

dziewczynka24

Użytkownik
  • Postów

    153
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez dziewczynka24

  1. Bardzo chętnie poznałabym jeszcze inne opinie na temat takiego zachowania mojej rodziny. A jest to dla mnie ważne, bo mama z babcią zawsze podkreślają bardzo mocno, że gdyby ktoś inny widział, co ja robię to by mi powiedział, że jestem niemądra. Dlatego tak mi zależy na opinii tych "innych" Oczywiście wy nie wiecie wszystkiego, a z takich strzępków to ciężko wywnioskować, czy ktoś jest niemądry czy normalny. Dlatego tak zapytałam o to wesele...
  2. Okej, Wrażliwy rzeczewiście jest przewrażliwiony na punkcie ortografii, ale ma racje z tym, że przynajmniej odpowiedział autorce wątku (czyli mnie ). I jego sugestie są całkiem sensowne,napewno wezmę je pod uwagę, zresztą jak wcześniej pisałam- zależy mi na każdej opinii, nawet na najdrobniejszym słowie otuchy, bo takie coś mnie baaaaaardzo podbudowywuje... Aha, i jestem wam (tym którzy starali się mi pomóc) ogromnie wdzięczna No ale cóż, mamy już chyba offtopa, więc dowidzenia
  3. Dokładnie tak, muszę się wyprowadzić i ja to wiem. Tylko narazie studiuję dziennie, nie mam pracy, a jak jakąś znajdę to też nie starczy mi przecież na wynajem mieszkania i utrzymanie, bo musiałabym być chyba jakąś szychą, a jako kelnerka czy sprzątaczka dużo nie zarobie (to co studije nie da mi pracy, bo nie jestem w tym najlepsza). Więc o wyprowadzce nie mam co mażyć. Powiedzieć "wychodzę z nim bo go lubie, jestem dorosła"...? Po czymś takim pozostalob mi chyba już tylko wyjść i nie wracać...
  4. Masz masę znajomych, to pewnie sporo imprezujesz, wychodzisz z nimi na miasto często. Wtedy mama się nie czepia? Chyba, że to tacy znajomi z uczelni. Właśnie to jest dziwne!! Imprezuje i to sporo, mama z babcią się nie czepiają, ale muszą wiedzieć z kim idę, kiedy wrócę, po powrocie opowiadać (oczywiście nie mówię nigdy wszystkiego). I nieraz na prawdę są okej, nawet mogę sporo, i nieraz jest tak, jak w normalnych domach... ale one same dobierają mi z kim mogę a z kim nie. Znają ksywki wszystkich (prawie) moich znajomych, mnie to już nieraz rozwala, bo ja nie wiem czy się śmiać czy płakać, jak babcia krzyczy: "Po co ci taki Kostek, no powiedz po co?" i prawie dostaje zawału, bo spotykam się na piwie z kimś, kogo ona nigdy nie widziała, ale po prostu nie lubi...Tragikomedia:/ Ratuje mnie tylko to, że kłamię i mówię, że spotykam się z kim innym, a idę do kogo innego.
  5. Zadzwoniłam do Poradni Zdrowia Psychicznego. Boję się jak nie wiem:/ Mam najpierw iść do psychiatry i od niego dopiero skierowanie do psychologa ewentualnie. Boję się, że mama się dowie, przecież muszę wziąść od niej swoją książeczkę ubezpieczeniową.... Proszę powiedzcie mi co taki psychiatra może mnie pytać, czy może powiadomić rodzinę o wizycie? Nie, to chore, za bardzo panikuje:/ Był ktoś u psychuatry? Jak to wygląda? Boje się jak głupie, małe dziecko...
  6. Dobrze to ujęłaś. Bardzo trafne i wiem, że to mi bardzo przeszkadza w życiu, nigdy nie mam swojego zdania, zawsze zastanawiam się co by mama o tym pomyślała... Mówisz małymi kroczkami... ale jak? Od czego zacząć? Żeby zacząć mysleć za siebie musiałaby się stać jedna z dwóch rzeczy: albo one by umarły, albo nagle wygrałabym kupe kasy żeby mieć na długą, żmudną psychoterapie... Sama sobie chyba nie poradzę. Juz widzę siebie za 10, 20 lat, z mamusią po zakupy, tak, jak teraz mama chodzi z babcią [Dodane po edycji:] Nie wiem skąd takie przekonanie, ale jest błędne. Zainteresuj się tym, poszukaj poradni psychologicznych, masa osób tu z forum chodzi na psychoterapię na NFZ. Jest to możliwe, wystarczy skierowanie od psychiatry. No tak, ale chyba tylko grupowo... A to nie dla mnie.
  7. Właśnie wy macie racje, wszyscy! Monika1974 zgadzam się z tobą, że powinnam się wyprowadzić, ale ja nie czuje w sobie ani trochę siły... Ja jak nie mam entuzjazmu mamusi i babci, to wszystko mi się wydaje takie niepotrzebne... Od drobiazgów po ważne sprawy. Nie wiem już nawet czy nie zgadzam się z ich opinią, że nie opłaca sie wynajmować mieszkania, jak ma się gdzie mieszkać, bo to strata pieniędzy, że jak wyjdę za mąż to razem z mężem kredyt weźmiemy i będzie zaoszczędzone. Ale męża to ja mogę znaleźć za 10 lat albo i wcale... Zresztą jak się wyprowadzę to ja nie wiem jak babcia to zniesie, ona od drobiazgów dostaje "zawałów", jak jej powiedziałam o tym weselu to już panikowała, że ją brzuch rozbolał i się czuje jakby ją ktoś strzelił ... Jak ja mam tak poprostu się wyprowadzić...? To wszystko jest takie głupie:(
  8. Nie, oczywiście że nie jest ze mną nic nie tak, jestem w miarę przeciętnie inteligentna (studiuję, więc chyba tak jest), normalna, towarzyska, mam masę znajomych i nie jestem jakimś frikiem. Może jedyne do czego powinnam się tu przyznać, to to, że jeśli chodzi o załatwianie różnych spraw to nie bardzo mi to wychodzi. Np. do lekarza zawsze idę z mamą, choć kiedyś się upierałam, żeby ze mną nie chodziła, bo wiochę robi, ale ona twierdzi, że ja sobie sama nie dam rady, bo nie zapamiętam, nie zrozumiem i to mama lepiej porozmawia z lekarzem. Tylko się nie śmiejcie, ale... ja myślę że ona ma racje. Głupio mi, ale ja jakoś nie mam drygu do załatwiania takich spraw, nie wiem nawet gdzie mama trzyma moją książeczkę ubezpieczeniową. No i druga sprawa, która mnie tak od niej uzależnia: gotowanie. Nie cierpię gotować i nie umiem, a ona robi mi nawet kanapki czasem. I ciągle mi to wypomina i mi grozi, że jak chcę być taka samodzielna, to mogę się pożegnać z jej obiadami... Wiem, że dla was to się wydaje śmieszne:(
  9. Chodziłam, kilka razy, ale nic to nie dało, a wydałam na to wszystkie oszczędności:/ Niestety na nfz nie dają psychoterapii, a jedynie psychiatrę a ten powiedział, że nie ma mnie z czego leczyć, bo na co ma mi podać leki? Na strach przed mamusią? Jutro piątek, zamiast cieszyć się z przygotowań do wesela, ja będe chodziła jak odrętwiała i sparaliżowana. I tak jest ze wszystkim, z każdym "wybrykiem" typu wyjazd gdzieś, pujście z kimś, poprostu ze wszystkim! Dlatego ja juz nawet nie mam mażeń, uczę się tylko i o niczym nie mażę, nie planuję, bo po co, przecież to i tak nie będzie warte tego, żeby przechodzić te awantury... Boję się jutra...
  10. A ty myślisz, że to takie łatwe... Po pierwsze te kilka godzin zabawy w miłym towarzystwie nie jest warte tego, co się będzie działo u mnie w domu... Uwierz mi, że po awanturze z nimi ja nie jestem lekko zdołowana, ja jestem psychicznie wykończona, wymięta, wypatroszona, nie mam siły się podnieść z lóżka, ruszyć powieką... Dla tego nieraz po prostu rezygnuje z takich różnych przyjemności, nawet im o nich nie wspominając, bo okupione jest to zbyt dużym wysiłkiem psychicznym. Zresztą, one się do mnie nie odzywają po tej dzisiejszej "rozmowie", oczekują, że zrezygnowałam z wyjścia na wesele, a jak im powiem, że tak, idę, to to znowu się zacznie, a ja już nie mam siły... Dzisiaj ratowało mnie chyba tylko to, że nagrywałam, bo gdyby nie to, nie miałabym siły się dziś ruszyć nawet zrobić sobie herbaty. A świadomość, że to mam nagrane i że mogę komuś to pokazać jakoś dziwnie mnie podnosi na duchu. Chyba powinnam za każdym razem nagrywać te awantury, może to by mi pomogło. Boję się panicznie im powiedzieć, a przecież wiem, zdaję sobie z tego sprawę, jaka żałosna jestem, jak cichym głosikiem wypraszam kawałeczek wolności dla siebie... Dorosła baba, trzęsie portami przed staruszką i znerwicowaną mamuśką... Ale nie potrafię inaczej...
  11. Masz racje, Wrażliwy, masz racje:) Skoro ci tak na tym zależy.
  12. Wiecie co? Jak wrócę do domu, to napiszę tą rozmowę z nagrania, chociaż część i sami ocenicie. Naprawde mi tego bardzo potzeba!! Dzięki za dotychczasowe słowa wsparcia:) [Dodane po edycji:] Nie, to głupie,, za dużo pisania, rozmowa była dłuuuuga i uciążliwa. Lepiej postaram się jakoś wżucić nagranie. :/
  13. Drogi rozmówco, nie sugeruj mi braku inteligencji i samoświadomości, bo po pierwsze to bardzo niegrzeczne, po drugie gdyby każdy był na tyle samoświadomy (bo inteligencja to chyba jednak nie ma tu nic do rzeczy, chyba że chodziło ci o inteligencje emocjonalną) że potrafiłby spojżeć na swój problem z góry i ocenić zimno na czym stoi, to nie mielibyśmy tego forum... Dlaczego anorektyczka widzi siebie za grubą? Bo jest mało inteligentna? Dlaczego córka alkocholika wiąże się z alkocholikiem? Przemyśl zanim cos napiszesz.
  14. Oj pal licho z dysortografią. Znajde sposób, żeby to nagranie wżucić do sieci. I nie robię tego z zemsty, czy dla jaj! Potrzebuje, żeby zwykli, normalni ludzie wypowiedzieli się na ten temat. Pokażę to nagranie psychologowi. Tylko tak mogę dowiedzieć się czy ze mną jest coś nie tak, czy ja nie jestem przypadkiem jakimś wybrkiem natury, jak mi wmawia mama, czy to może ona jest wariatką. Jak już będe wiedziała że jestem normalna i nie robie nic złego, to łatwiej będzie mi się przeciwstawić, wyrwać się z tego, bo mnie to wykańcza... Chociaż może wszyscy zgodnie stwierdzą, że jestem głupiutka, nie znam życia i biedna mama z babcią tracą przeze mnie zdrowie. Wtedy nie będe nic obić, tylko przestanę się wychylać.
  15. Wybaczcie błędy- dysortografia. Wrażliwy, ja nie wiem czy to chory związek, ja z nimi (babcia, mama) mieszkam od urodzenia, nie widzę tego jakby z boku, ja w tym tkwie. Mam pewne podejżenia, że coś tu jest nie tak, bo gdybym powiedziała o tym co się stało dzisiaj znajomym, to chyba by się przerazili. Zrobiłam małą prowokację. Wiedziałam, że to może być ostra rozmowa, powiedziałam im, że idę na wesele ze znajomym. Nagrałam tę rozmowę. Tylko cholera nie da się nagrania audio wrzuić do kompa, bo podzieliłabym się z kimś na forum, żeby mi powiedział, czy takie coś jest normalne... Nie wiecie może co zrobić, żeby nagranie audio znalazło się na kompie? Bo z mojego aparatu zrzucają się tyko filmy i zdjęcia:/
  16. Ale ja nie pytam retorycznie!!! Ja naprawde się zastanawiam, czy czasem nie jestem jakaś dziwna, że mi takie pomysły do głowy przychodzą. Mama twierdzi, że ze mną jest cos nie tak, żeby tak z kolegą, do nieznanego toważystwa... Może i żeczewiście to niebezpieczne... Ale chyba inni ludzie też tak robią? Chodzą przecież na wesela, nawet jak nie znają pary młodej, tylko są jako osoba toważysząca. Ale mama twierdzi, że ze mną jest coś nie tak.. Napawde zależy mi na opini osób postronnych.
  17. Dokładnie jakbym czytała o swojej matcę. Mam 25 lat, a gdy wychodzę muszę się spowiadać gdzie z kim, dokąd i po co, nie mogę sobie poprostu "wyjść". Pyta się o wszystko, WSZYSTKO!! A ja muszę odpowiadać, bo jak nie, to podejżenia że niewiadomo co robię... A babcia średnio 2 razy w miesiącu dostaje przeze mnie zawału. Oczywiście udawanego. Płacze i krzyczy że umiera... Czy czuję winna? Nie wiem, chyba trochę tak. Trzymaj się i ciesz się, że to tylko wakacje, ja będe swoją mamę znosiła znacznie dłużej...
  18. Próbowałam, ale to nie takie proste ot tak się wyprowadzić. Studiuję dziennie, nie pracuje. Zresztą mamusia już zapowiedziała, że jak się wyprowadzić, to odrazu wykupić mieszkanie i spłacać raty, z mężem oczywiście (narazie jestem sama). Wynajem nie wchodzi u niej w grę. Dopuki więc nie poznam mężczyzny, którego zaakceptuje mama i nie stanę z nim na ślubnym kobiercu, nie ma mowy o wyprowadzcę.
  19. Bardzo mi zależy na odpowiedzi: czy to, że ktoś idzie z kolegą jako osobą towarzyszącą na wesele jego znajomego, to coś potwornego? Zaznaczam że mam 25 lat, znam tego kolegę dobrze, nie jest kryminalistą, tylko porządnym, kulturalnym człowiekiem i mamy ze sobą dobry kontakt. Moja nadopiekuńcza matka zrobiła mi awanturę gdy się dowiedziała, że mam zamiar iść na wesele. Czy powinna tylko ostrzec przed niebezpieczeństwami dorosłą córkę i przypomnieć żeby na siebie uważała, czy to, że zrobiła awanturę i zabroniła to adekwatne do sytuacji posunięcie?
  20. Joaśka na NFZ jest chyba tylko psychiatra i leczenie szpitalne, psychoterapii jako takiej nie ma z tego co się orientuje, chociaż może się mylę. A nawet jak, to jakby to potem wyglądało w papierach? I matka by sie dowiedziała bo przecież ubezpieczenie mam na nią... Zresztą postanowiłam prowadzić sobie sama taką prywatną psychoterapię, na psychologii troszeczkę się znam a i wiem co na mnie działa (słowo pisane- bardzo działa), piszę więc bloga, a jeszcze bardziej osobiste pamiętniki i myślę że kiedyś sama się wyciągne. Może nie będe miała stanowiska kierowniczego ale myślę, że z pracą np. kelnerki czy sprzątaczki sobie poradzę, wtedy może coś wynajmę i będe sobie sama mieszkać No i z niszczeniem siebie też miałam kilka epizodów: cięcie rąk, raz na tyle, że się nie chciało zrosnąć i musieli mnie zszywać, wtedy jakby matka miała chyba trochę wyżuty sumienia, bo pamiętam, że kupiła mi jakiś drobiazg i powiedziała że " to w ramach tego... no wiesz" (miała na myśli tego, że musiałam się przez nią ciąć, ona wiedziała co jest pięć, chociaz nakłamałam jej, że kroiłam bułki i to niechcąco). Teraz to już tego nie robie, ale wydaje mi się że niszcze siebie w jakis inny, mniej bezpośredni sposób. Zadziwiające jak podobne są nasze historie...
  21. I właśnie to jest najgorsze, że "reaguje podobnie do niej". Ze wszystkich sił starałam sie nie dopuścić do bycia czepialską furiatką, ale średnio mi to wychodzi. jednak przecież dzieci alkocholików potrafią w niektórych przypadkach nie powielać tych schematów, to skoro im się udaję, to liczę na to, że mnie może też się uda... Nie wiem co miałeś/łaś na myśli Mp1 z tą świadomością, czy chodziło ci o to, że skoro zdaje sobie sprawę z tego jakie procesy zachodziły w mojej rodzinie, to jest jeszcze dla mnie szansa?
  22. Ta rada z książką jest może całkiem sensowna, ale z moją mamą ciężko jest wygrać... Po pierwsze potwornie by się obraziła jakbym kazała jej czytać taką książkę bo to tak, jakbym zasugerowała jej, że robi coś źle i na tym etapie by się pewnie ów pomysł skończył, a nawet jakby jakimś cudem przeczytała, to uznała by to za stek bzdór! Ona już taka jest, ona ma racje, dzisiejsza psychologia to gówno, ona wie lepiej! Jak kiedyś byłyśmy u lekarza to przed gabinetem wisiała taka tabliczka z wypunktowanymi "obowiązkami rodzica" czy coś w tym stylu. I jednym z punktów było, że dziecko ma prawo do spania we własnym łóżku. Ja do 18 roku życia spałam w łóżku z babcią (w MAŁYM łóżku!), choć ulice dalej miałam swój własny pokój w naszym domu, ale ona wolała mieszkać z mamusią. No i pokazałam jej tę tabliczkę i powiedzialam, że bardzo chciałabym żebyśmy chociaż na noc chodziły do nas, żebym się mogła pożądnie wyspać. Ona stwierdziła, że to głupoty piszą i ona wie lepiej... Żadne autorytety na nią nie działają. A może to napięcie tylko ty odczuwasz? Może ona myśli że między wami jest okej? Na każdego człowieka jest sposób? Zazdroszczę ci optymizmu ;P Naczytałam się już wiele historii i z moich obserwacji wynika, że na toksycznych sposobu nie ma. Nie wiem jaka jest Twoja mama, ale sposobu na zadowolenie mojej poprostu nie ma... Zawsze jej będzie źle
  23. Joaśka to bardzo niedobrze, że akurat anoreksja, powiem szczerze, że jak chodziłam na psychoterapie, to terapeutka niemal wmawiała mi anoreksje (jestem nienaturalnie chuda) ale ja wiem, że normalnie jem i nie mam tego problemu. Bardzo współczuje, z tego co wiem, to to paskudne choróbsko ( Ja z kolei wpadłam w coś w rodzaju dysmorfofobii- nienawidze swojego ciała, swojego wyglądu, ciągle się do kogos porównuje, zazdroszcze niemal każdej dziewczynie urody, mam obsesje na punkcie swojej brzydoty, choć inni mówią że nie powinnam mieć z tym problemu. Na psychoterapie niestety mnie nie stać, byłam na sześciu czy tam pięciu wizytach i pieniążki się skończyły Mama z babcią są tak przesiąknięte strachem i niepokojami, przez całe dorastanie i dzieciństwo słuchałam tylko o ich problemach, codziennie się nawzajem do siebie tylko użalały, bały się dosłownie wszystkiego... I tak jest do dziś. Z tym że w odróżnieniu do Twojej mamy , moja była bardzo ciepła i przytulała mnie, nawet się denerwowała że jako nastolatka nie czułam juz potrzeby sie do niej przytulać, co wydaje mi się normalne w takim wieku... Dobrze, że jesteś na psychoterapii, wierze, że uda ci się wyjść z tego przykrego bagna Iryss, moja mama tez jest "wypalona", zniszczona życiem, nigdy nie znalazła sobie mężczyzny, nawet nie miała romansu, jej życie to tylko chodzenie do pracy i po bułki do sklepu, nie miała znajomych, nie wychodziła... Przez kilkanaście lat siedziała tylko z matką (moja babcią) i użalała się nad sobą. Dzis jest juz trochę lepiej, czasem gdzieś wychodzi z koleżankami, ale nadal jest taka stęchła, niezdrowa atmoswera; kobieta powinna mieć swoje życie, faceta, a jak nie to chociaz mieć jakieś zainteresowania, ona nie ma nic, tylko matką. No i mnie. Tak samo jak ty boje się, że będe robiła to co moja mama robiła ze mną i z tatą... Że jak będe miała męża, to stanę się komiczną histeryczką, a moje dziecko wyrośnie na taka samą niedołęge życiową jak ja Piszeszesz, że zaradność przyjdzie sama... Jeśli nie nauczysz dziecka chodzić do czwartego roku życia, ono już nigdy się tego nie nauczy... ( to oczywiście przykład- umiem chodzić ;P) Proces przygotowywania sie do życia samodzielnego trwa od wczesnego dzieciństwa, kiedy rodzice nakładają na ciebie odpowiednie do wieku obowiązki, pozwalają samodzielnie robić proste czynności, mobilizuja do starań, pozwalają rozwijać pasje... Nie da się ot tak obudzić jednego dnia i zacząć się uczyć samodzielności. Moim zdaniem miłość rodziców jest nam potrzebna, owszem, ale skoro mówisz że nie rozmawiasz z nią normalnie od kilku lat... Poprostu niektórzy ludzie sa tacy, że nie można z nimi rozmawiać... Chcesz pisać list- jest ci to aż tak potrzebne? Jeśli tak, to staraj się jak możesz naprawić wasze relacje, ja bym poprostu przeszła nad tym do porządku dziennego, tak jak to zamierzam zrobić z moją mamą. Przyjęłabym do wiadomości, że nie z każdym można sie dogadac i jeżeli nie dzieje się nikomu krzywda, to może lepiej nie próbować układać wszystkiego pod sznureczek, żeby było idealnie, tylko żyć dalej... Uwierz mi, że ja nieraz tlumaczyłam mamie i babci takie proste rzeczy, że nie robie nic złego, że nie jestem nawiedzona, że potrzebuje trochę więcej prywatności niż mi dają, czułam się nieraz jakbym gadała do głupiego albo tłumaczyła że nie jestem wielblądem... Grochem o ścianę...
  24. Napiszcie jeśli macie taki sam problem jak ja:( Moja mama jest bardzo nadopiekuńcza, nie pozwoliła mi dorosnąć mimo, że mam już 24 lata. W dzieciństwie niemal nie mogłam wychodzić z domu sama, jak byłam natolatką nie było mowy o spotykaniu sie z przyjaciółmi, każdy telefon od znajomeo był ściśle przedyskutowywany, moje sprawy były zawsze na domowym piedestale, musiałam zwierzać się ze wszystkiego! Przy tym były urządzane straszne awantury, ze szlochaniem, waleniem pięściami w stół, wrzaskami i udawaniem zawałów serca. Mama z babcią (ojciec za nas zostawił) potrafiły zrobić piekło w domu gdy koleżanka chciała żebym wyszła z nią na herbate w środku dnia, czy gdy chciałam zaprosić kolegę do domu na chwilę. Powody częstycz awantur były błache (chęć skrócenia włosów, rozmowa nie z tym kolegą co by chciały) a czasmi zupełnie nie było powodu. Zawsze byłam uważana za wyrodną córkę, która napeno zostawi matkę na starość, za nawiedzoną, opentana przez szatana i chorą psychicznie. Powodów nie miały żadnych: nie paliłam, nie brałam narkotyków, alkocholu, nie należałam do żadnej sekty, nie uciekałam z domu, nie pyskowałam, byłam raczej cicha, zamknięta w sobie, nie miałam zbyt wielu znajomych, nie chodziłam na dyskoteki. W sumie tak mnie "obezwładniły" że nawet nie miałabym jak robić cokolwiek złego, więc byłam raczej łatwa w wychowaniu i bardzo posłuszna. Więcej przykładów opisuje w moim blogu, gdyby ktoś chciał poczytać to daje linka: http://toksycznamatka.blog.pl/ Nie potrafię nienawidzić ich za to, bo jednak było więcej takich chwil, kiedy była zgoda, było fajnie w domu, bezpiecznie, mama była pomocna. Nawet nie śmiałabym zażucic im (mamie, babci) wprost, że mam do nich żal, bo dla nich to co robiły było normalne, było przejawem opieki i troski... A ja czuję się jak małe, nieporadne, trzęsoce się dziecko, mimo swoich 24 lat. Jestem niezaradna i strachliwa, nie potrafiłabym poradzić sobie w życiu sama, nawet gdybym sie postanowiła zbunować i wyprowadzić...
  25. Witam,mam pytanie: czy któraś z was ma coś takiego,że nienawidzi swojego własnego partnera, mimo że go kocha?? Ja mialam już kilku partnerów w życiu i zawsze powtarzała się ta sama sytuacja: niby mężczyzna mi się podoba, lubię go, nawet kocham ale... czuję narastającą agresję, mam myśli typu że podchodzę do niego z nożem, patrze jak on cierpi , że zadaję mu ból... Niemożliwe jest jakiekolwiek zbliżenie, chyba że jest to na zasadzie sadomaso lub pod wpływem alkocholu, nie potrafię dawać i przyjmować czułości, pocałunków Jak się tego pozbyć i poprostu oddać się milości, bez tych okrucieństw??
×