Cała aktywność
Kanał aktualizowany automatycznie
- Dzisiaj
-
No powiedziałaś że grzyb…
-
Sprawdziłam. No to co wojujesz, to dobrze powiedziałam:D ale słyszałam toże słowo
-
EEG - zapis nieprawidłowy w części skroniowo-czołowej z prawej strony. Trochę podobny do tego co publikacje opisują o FTD. Czyli miałem rację. W sumie to nawet już nie czuje się tragicznie, dalej nie umiem spać więcej niż 4-6h na dobę chyba że organizm się konkretnie zmęczy taką bezsennością, dalej mam problem z odczuwaniem jakiś emocji, biorę pregabę po tym ataku i jakoś idzie do przodu. I tak na razie w życiu nic nie robię poza graniem w Tibię, do 7 stycznia mam urlop a co będzie potem, nie mam bladego pojęcia xd
-
-
https://www.nerwica.com/settings/signature/
-
A potem się okaże że nie tego sobowtóra pochowali
-
Czytam te wątki i zastanawiam się ile osób świętuje dzisiaj narodziny Chrystusa?
Doktor Indor odpowiedział(a) na miL;) temat w Off-topic
Przecież ja ci tylko przytaknąłem Jezus nie był z zelotów, bo Jezus nie istniał. To jest legenda, mit. Tak jak mit o Zeusie czy Posejdonie, czy Minotaurze. Myślisz że Zeus istniał? -
Nie lubię jak mi mówisz że nie jestem mądra Więc Jezus też był z zelotow czy nie, chowani byli w grobowcach rodzinnie więc to nie ma związku?
-
Boże, ty jesteś tak niewinna jak łąka nieosrana. „Pozdrowienia dla Ani Sphincter.”
-
Czytam te wątki i zastanawiam się ile osób świętuje dzisiaj narodziny Chrystusa?
Doktor Indor odpowiedział(a) na miL;) temat w Off-topic
O i teraz coś mądrego powiedziałaś Jakub był ukamienowany bo był silnie związany z najbardziej ekstremalnymi ugrupowaniami zelotów i esseńczyków. To nie byli dobrzy ludzie. -
Grzyb? A ok wiedziałam że skądś kojarze Hahaha dobre są moje mądrości
-
Ty wiesz co to jest anus?
-
Był jakiś i był pochowany obok Jakuba, tego z rodziny jego czy tam maryi Nie wchodzę w polemikę bo mi się ani nie chce linków dawać ani jestem za glupia
-
Czytam te wątki i zastanawiam się ile osób świętuje dzisiaj narodziny Chrystusa?
Doktor Indor odpowiedział(a) na miL;) temat w Off-topic
Skąd wiesz? Bo legenda tak mówi? Najbardziej prawdopodobne jest, że legenda o Chrystusie opiera się na postaci Jana z Gamli, który był doktorem prawa, nazirejczykiem i zelotą nacjonalistą. -
Analus chciałeś rzecz i trójanus i swinganus
-
Nie, anus to nie…
-
No, ty to chyba na odwrót, hiperseksulanus dziuranus
-
Więc kim był owy człowiek? Kimkolwiek był, urodzil sie
-
Kim chcesz być kiedy zaczniesz leczyć schizofrenię?
little angel odpowiedział(a) na cynthia temat w Kroki do wolności
Pamiętam swoje poszukiwania "siebie", kreowanie wizerunku przez pobieranie cech tu z jednej osoby, tam z drugiej, niczym gąbka chłonąca wszystko, co mi imponowało. Za wszelką cenę chciałam być taka i owaka, bo normalnie czułam się pusta, nijaka. Zawsze kończyło się to zgubieniem, niezrozumiałymi dla mnie kłótniami z innymi, w końcu jednak trochę udawałam kogoś innego, kim chciałam być, ale nie byłam. Nie potrafiłam wychodzić z tych kłótni, pokonywałam się własną bronią, choć wymierzoną w innych. Wszystkich dookoła mogłam opisać w kilku zdaniach, a siebie nie potrafiłam, byłam nudna, depresyjna, koniecznie chciałam nadać sens swojemu istnieniu, bezskutecznie. Dorośli wówczas opisywali mnie jako grzeczną, spokojną, bezproblemową dziewczynę, co się ze mną kłóciło, bo w środku chodziłam wiecznie nabuzowana, wściekła na ludzi, ale zakładam, że błędy rodziców w wychowywaniu mnie zabiły wtedy moją osobę, lepiej było się słuchać, przytakiwać i robić wszystko, co każą, jak wzorowy obywatel. Nie wiedziałam kim jestem, kim chcę być, wszystko mnie irytowało, a myśli wędrowały tylko w jedno miejsce. Miejsce, w którym bym nareszcie odpoczęła od tej ciągłej gonitwy za byciem kimś, skoro nawet nie chciałam być. Nigdy niczego od życia nie pragnęłam, nie miałam wizji swojego życia, ani więc tym bardziej siebie. Myślałam, a właściwie miałam nadzieję, że umrę tuż tuż, modliłam się o to. Dosłownie, już od zerówki. Kończyłam szkołę jedną za drugą, bo tak trzeba było. Kiedy wreszcie wyszłam z tego szkolnego systemu i mogłam zrzucić wszystkie maski, a było ich od groma, pomyślałam, że może odnajdę siebie na samotnej wyprawie. Wtedy miałam silną fobię społeczną, która utrudniała mi znalezienie pracy, a wąty rodziców wszystko tylko pogarszały, musiałam uciec, naprawić się. Chyba w życiu się tak nie trzęsłam ze strachu, jak właśnie w dniu swojej wyprawy, ale wszystko miałam zaplanowane, a cel jasno sprecyzowany. Dotarłam na miejsce i... pustka. Naprawdę myślałam, że zmiana miejsca pomoże mi w zbudowaniu swojej osoby i odnalezieniu szczęścia? Ale przynajmniej zmniejszyłam swój lęk przed ludźmi i ogólnie życiem, innym niż mi wtedy znane, w którym to odgrywałam głównie statystę. W końcu zrobiłam coś innego, czego mi nikt nie kazał, ani system nie narzucił. Jednak wróciłam z wyprawy z towarzyszącymi wciąż smutkiem i pytaniami "kim ja jestem i czego chcę?". Czułam, że poniosłam porażkę. Jeszcze bardziej pogłębiła się moja depresja, zwłaszcza po pierwszych kilku pracach, w których nie wytrzymywałam dłużej niż trzy miesiące. Miałam wrażenie, że kompletnie nigdzie nie pasuję, że jestem kosmitą, którego nie powinno tu być, a znalazł się na Ziemi przez przypadek. Dalej trochę próbowałam kreować siebie, pisać zawsze w taki sposób, a potem w inny, sprawdzałam co do mnie pasuje, co nie, specjalnie szukałam niszowych zainteresowań, żeby nadać sobie jakąś rolę, poczuć się wyjątkowa, dużo notowałam w dzienniku i potem patrzyłam, co mi w sobie nie odpowiada i chciałabym zmienić. Wszystko to było bardzo męczące (poza dziennikiem, w którym czarno na białym były moje problemy i mogłam się im bliżej przyjrzeć, a potem rozwiązać). Z czasem zaczęłam odpuszczać i zrozumiałam, że wcale nie muszę być kimś, że w mojej sytuacji to by i tak nic nie zmieniło ani cudownie nie nadało życiu sensu, że raczej nie o to w tym chodzi. Weszła anhedonia, byłam jak zombie bez żadnych emocji, ale paradoksalnie pomogło mi to. Przestałam się przejmować opiniami innych, nie myślałam już natarczywie o sobie, tylko o realnych rzeczach, które chcę robić, które sprawiały, że zapominałam o dopasowywaniu się do tego świata, do bycia kimkolwiek. Zeszła ze mnie presja, zaczęłam zgłębiać różne dziedziny, coraz więcej mnie interesowało, a siebie wyrzuciłam z głowy, choć smutek dalej mi doskwierał. Później pewne wydarzenie, mianowicie śmierć kliniczna, całkowicie zmieniło moje postrzeganie o sobie i otaczającym świecie, jeszcze bardziej dotarło do mnie, że nie muszę być konkretnie kimś, bo jestem wszystkim. Zachowuję się teraz tak, jak mam ochotę, i to wszystko stanowi mnie, nawet jeśli dalej nie potrafię skonstruować opisu swojej tożsamości. To straciło jakiekolwiek znaczenie. Czego teraz chcę od życia? Skoro wiem, że jest wieczne, to tym razem bez wyrzutów sumienia, ale wciąż - niczego. Niech sobie płynie, a ja zmuszona będę pływać razem z nim, bylebym miała działające organy, pieniądze, bo tak sobie wymyślono, że życie ma kosztować, oraz miłość, która zagościła w moim sercu i nie wyobrażam sobie już żyć bez tego uczucia. -
* Mój dziki świat *
You know nothing, Jon Snow odpowiedział(a) na You know nothing, Jon Snow temat w Kroki do wolności
Z Krzyśkiem11 najlepiej pojechać do Australii, pogadać o kangurach i misiach kola. Nic nie czuje, wszystkich pomyli, zmiesza i chodzą z powykręcanymi ciałami.. -
Witaj
-
Na pogrzebie Putina poziom radości populacji na świecie skoczy do góry Lubię dostawać prezenty i dawać. Staram się aby każdy prezent nie był czymś oczywistym. Nie zawsze się udaje ale ważne aby był zgodny z zainteresowaniami bądź przydatny danej osobie.
-
* Mój dziki świat *
You know nothing, Jon Snow odpowiedział(a) na You know nothing, Jon Snow temat w Kroki do wolności
Stary dziad obrzydły. Był jak ta czerwona łyżwiarka tajemniczy, ciepły choć trochę niebezpieczny, ale jeszcze wtedy klasę miał, marzenia, pragnienia, młodość w sobie moją, i tak będzie żył teraz sobie w fantazjach, nieogarze czy to w ogóle jest On, ale powtarzał będzie co było i szczerze pisząc gówno było, bo klimat z ludźmi o których Szczur opowiada, gówno go obchodził, wszystko mu wepchnął by poczuł większe jaja, no ale tylko fizycznie. Umysł zatruty, zamknięty, pomieszany, strollowany. Zakiszone wszystko młodością bez charakteru. Nie może być tak by relic zmieniał swoją naturę wedle klimatu, albo sam ten klimat psuł zmieniając go by w tej nudzie skisłej tkwić. To nie jest świat relica, nie ma namiastki nawet konkretnej świata relica, a gdy za rok ten świat relica przyjdzie, On już szczerze w tej zfałszowanej nawet prawdzie nie będzie umiał żyć, bo wtedy były te wszystkie obietnice, nadzieje i nie wydarzyło się nic. Wybór Konrada i świeżość w tym wszystkim jest słuszna, no ale relic to pozostałość i to wszystko co brat Nelyssy stworzył, zbudował nie powinno się nigdy powtórzyć.. To jest najbardziej w tych świętach smutne. Szczur zapowiadał wesołe święta i dzięki Moonowi były momenty śmieszne, ale potem stwierdził, że to będą ważne święta, przełomowe, że nastanie inny czas. Rok 2026 będzie rokiem cienia wiatru z depresji i cienia wiatru pocka. Jak pisałam 3 osoby zasilą grono wybranych. Potem w 2027 nastanie świat relica d z i k i e j w 2028 Arelic. Moje dwa lata tak jak je widzę. Teraz ta blond królowa jakby ja, ciągnie dwóch dziadów po pobokach, niepewnego siebie a cwanego Krzyśka11 i brata Nelyssy który najwięcej wytańcował i efektów brak.. - Wczoraj
-
konkurs o deli znaczy o randkę : kandydaci :
-
Najpopularniejsze
-
Najczęściej czytane