Za miesiąc skończę 30 lat i mam wrażenie, że żyję w jakiejś innej symulacji. Niby skończyłam studia tyt.zaw. inżyniera, mam pracę, ba nawet męża, kredyt (do pełni szacunku polskich rodzin brakuje tylko kaszojada- taki suchoczarny żart, no hard feelings), ale nie jestem tego wszystkiego jakby świadoma(?), jakby to nie były moje sukcesy. Nie wiem czy ktoś zrozumie to co mam na myśli. Wszystko co mam to wynik jakiegoś super farta, który rozgrywa się poza moją świadomością. Tu nie grały głównej roli moje starania. Wiem że niewiele potrafię, że nie mam jakichś specjalnych umiejętności, konkretnej wiedzy, więc to nie mogłam być ja. Nie mam celów, marzeń, hobby, zainteresowań. Mimo to nie czuję się pusto, głupio owszem, albo trochę bezsilnie? Sama nie wiem. Może nie każdy musi być superbohaterem i zostawiać po sobie spuściznę, z którą (często gęsto) męczą się potem przyszłe pokolenia. Zmieniać świat. Czasem wystarczy być wystarczającym, może. A może to tylko brednie. W każdym razie, sama nie osiągnęłam wiele i pewnie nie osiągnę. Nie jestem kreatywna. Nie umiem wymyślać rzeczy. Bynajmniej tych ładnych i fajnych i takich na topie. Pracę będę miała, pewnie jedną i tą samą do końca życia. Daj buk, bo kolejne rozmowy moga już nie pójść tak łatwo, szczególnie że coraz więcej wymaga się od zwykłych prostych ludzi ;D Proszę nie zrozumieć mnie źle ani mi współczuć, bo w moim odczuciu to nie jest nic złego, ot takie przemyślenia. Nawet nie wiem czy na temat. .