Skocz do zawartości
Nerwica.com

alicja_z_krainy_czarów

Użytkownik
  • Postów

    723
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez alicja_z_krainy_czarów

  1. Tak strzelam, że kobieta, która ma takie gabaryty, które opisujesz, nosi rozmiar 46 . Kobieca 32 to XXS, 34 to XS, a 36 to S, z tego co pamiętam. Rozumiem, że miałaś trudne przeżycia, ale takie ocenianie związków innych ludzi jest niefajne. Poza tym co z tego, że stoją na zdjęciach grupowych w innych miejscach? Muszą być do siebie przylepieni ? Ja nie siedziałam często obok swojego faceta na imprezach i co z tego? Byliśmy szczęśliwi, przynajmniej w pewnym okresie. Jeśli on ją obgadywał, to zachowywał się średnio. Ale czasami trudno z partnerem omówić swój związek, jeśli są trudności z komunikacją, i człowiek się frustruje, więc w sumie nie oceniam. Natomiast jeśli Cię to męczy, masz podstawy, żeby uważać, że jest nieszczęśliwy - napisz, spotkaj się. W najgorszym przypadku spotkasz się z odmową i będziesz miała jasną sytuację, a w najlepszym - może się uda? I niespełnione miłości są idealistyczne a często jak się już je spełnia, to nie są tym, czego byśmy oczekiwali. Mówię oczywiście to na podstawie własnych doświadczeń.
  2. Jeśli to o mnie, bo ja pisałam, że mi lepiej, to tak. Nie mam takich stanów lękowych jak wcześniej - gdzie np. tak się bałam, że jedyne, co mogłam, to chodzić nerwowo po mieszkaniu albo myśleć, że zaraz się przekręcę - co nie oznacza, że nic mi nie jest. Ciągle mnie piecze żołądek, mam obojętny nastrój, nadal czuję wewnętrzne pobudzenie i zniechęcenie. Jednak w porównaniu z tym, co było, jest lepiej. Co nie oznacza, że jest super. Nie jest. Taki przykład - wczoraj robiłam zakupy w Lidlu i nie bałam się, że zaraz zemdleję, przestanę oddychać jak zwykle. Dla mnie to jakiś sukces. Co dla innych będzie absurdem.
  3. Moim zdaniem możesz do niego napisać, jeśli nie masz zbyt wielkich oczekiwań. Taką luźną wiadomość. Jeśli się nie stało między Wami nic złego, to nie powinien zareagować negatywnie czy odrzucić Twój kontakt. Zobaczysz co u niego. Może ta rozmowa poprawi Ci nastrój. A rozmiar 36 czy 38 to normalny rozmiar u dorosłej kobiety, który wskazuje na to, że jesteś szczupła :). Może masz jakieś nieuzasadnione kompleksy.
  4. Myślisz, że gdybyś miał wysoką pozycję zawodową, to byłbyś szczęśliwy? Czym w ogóle dla Ciebie jest "zrobienie kariery"?
  5. Wiecie, koleżance raczej chodziło o takie zagadanie faceta w formie flirtu a nie kariery, rodziny i takie tam. A co do takich pytań, to też nie przepadam za pytaniami, czy kogoś mam, ale zmieniam temat zazwyczaj bardzo szybko. Nie porównuję się też do nikogo raczej. Jedyne, czego mi brakuje, to własne mieszkanie, ale nie za bardzo chcę brać kredyt - i to w sumie jedyna rzecz, która mnie tak przygnębia.
  6. Mnie w sumie nikt nawet o to za często nie pyta, pewnie dlatego że wszyscy mają gdzieś co u mnie .
  7. Jak się podobasz danemu facetowi, to Ci odpisze i będzie zainteresowany konwersację z Tobą bądź po prostu sobą i nie staraj się o jakieś sztuczki. Unikaj jakichś sztandarowych pytań typu "co tam u Ciebie". Jak coś o nim wiesz, to spytaj się konkretnie - np. o pracę, jego pasję. Coś, co pokaże, że go słuchasz. Jak wyżej. I to naprawdę zależy od kontekstu rozmowy i tego, czym się obydwoje interesujecie. Rozmowa nie powinna być wypytywanką. Możesz zapytać się o jego hobby czy zainteresowania, wysłuchać, nawet jeśli niespecjalnie Cię to obchodzi. Ludzie - nie tylko mężczyźni - oczywiście, że lubią, jak się im okazuje zainteresowanie. Ale myślę, że to bardziej na żywo zadziała, bo wtedy dochodzi do tego Twoja mimika, mowa ciała itd. Co do "udawania idiotki", bo chyba o to pytasz, to moim zdaniem to kiepska metoda na uwodzenie kogoś. Możesz zapytać się szczerze o jakiś temat, w którym ktoś jest ekspertem, ale niech to będzie subtelne i wplecione w rozmowę. A nie nagle wyskoczy się ze zdaniem typu "jak zbudowany jest samochód". Np. żeby coś podsunąć takiego, to przypuśćmy, że mężczyzna interesuje się siłownią, ćwiczeniami fizycznymi, a Ty jesteś "zielona". To możesz zapytać o jakiś zestaw ćwiczeń na konkretną partię ciała w czasie konwersacji. To trochę taki banalny przykład, ale mam na myśli to, żeby to pytanie nie było na siłę.
  8. Kochana, tak długo żyjesz w takim stanie, że Ty nawet nie widzisz, jak to jest, kiedy jest "normalnie". Dla Ciebie normą jest lęk. Oczywiście że psychiatra nie zmieni, ale terapeuta tak. Do terapeuty nawet chodzą ludzie chorzy na raka oczywiście Ty jesteś zdrowa zupełnie, ale tak mówię, żeby Ci odebrać argument o Twoich fikcyjnych chorobach. Zrób sobie tę gastroskopię, jak tak bardzo chcesz, ale nic Ci w niej nie wyjdzie tak jak mi a miałam takie pieczenie, że mnie to budziło w nocy. A 60 lat to nie musi być wiek, w którym się umiera szczególnie kobiety. To, że komuś coś tam wykryli, gówno oznacza. Kot mojej sąsiadki nie ma ogona, to mój też ma nie mieć? Brawo, mądra decyzja i trzymam kciuki, żeby Ci się udało pracuj sama i znajdź też lepszego terapeutę, bo ten, z tego co opisywałaś, jest beznadziejny. Też często smarkam krwią, mam przesuszoną śluzówkę. Guzy mózgu ma się w środku głowy, a nie na zewnątrz . Mnie też wszystko czasami boli, no już tak wiek .
  9. Nie cierpię terminu DDA, ale dobra. Może sobie wypieram ;). Jak sobie można poradzić? Gdzieś lawirowałam oczami po tym wątku, ale nie chciałam odpisać, bo moja rada będzie banalna, dla niektórych głupia. To, co trzeba robić w takich sytuacjach, to ostre cięcie. Ucinać kontakt od razu, jak widzimy, że ktoś jest dla nas toksyczny, że się źle czujemy w jego/ jej towarzystwie. Nie odbierać telefonów. Nie reagować na manipulacje. Za każdym razem ostre cięcie. Jedyne wyjście. Barometrem toksyczności jest nasze samopoczucie. Jeśli ktoś nas przeraża, często nas zasmuca, irytuje do granic możliwości albo nami manipuluje - uciekać. Oczywiście abstrahuję tutaj od tego, jak mamy depresję, nerwicę, bo wiadomo że wszyscy nas wkurzają i zasmucają, ale jeśli mamy dobry humor (albo chociaż normalny nastrój), a czujemy, że ktoś z nas "wysysa" energię, krzywdzi nas, to odpowiedź nasuwa się sama. I nie, nie mówić sobie, że dlatego nasi rodzice robili to czy tamto, my jesteśmy skazani na toksyczne związki. Nie jesteśmy.
  10. @Teksas i ja się na lekach kompletnie nie znam, więc nie wiem, co Ty bierzesz i czy coś innego niż ja. W każdym razie sądzę teraz, że leki są demonizowane, bo ja nie czuję żadnej różnicy między sobą biorącą leki od siebie niebiorącej oprócz właśnie lęku. Po prostu się nie boję panicznie, a reszta jest taka sama.
  11. Biorę SSRI - Citaxin. No nie wiem, ja nie mam napadów paniki i w sumie lęku teraz. Jednak nadal mam niektóre objawy - pieczenie żołądka. I najwyżej myślę "a może to nie psychosomatyczne?". A tak poza tym, to trochę zaczęły wisieć mi te choroby itd. Jednak badań nadal się boję, a więc . A że moje życie to taka trochę wegetacja to inna sprawa, ale z nerwicą to nie ma nic wspólnego ;p.
  12. A co rozumiesz przez przesuwalne? Same się nie przesuwają, są bardzo twarde. Teoretycznie mógłabym je przesunąć ze skórą głowy, ale no jest to trudne ;p. Jak Twój ojciec ma, to na pewno, ja mam to po mamie i babci. I to niestety odrasta :(. Wkurza mnie to, ale wycinają to razem z włosami, ale muszę się umówić do chirurga znowu.
  13. Wspomniałam o czymś i tak, stękam ! Co do tego, ze mi lepiej niż „Wam” - z tego, co pamietam, jesteś przed 30, nie jesteś prawiczkiem, nie porównuj się do użytkowników, którzy mają 40 lat i nigdy nie mieli dziewczyny, bo jesteś też w lepszej sytuacji niż oni. Zależy od perspektywy a może jakąś miłość miała. Ja nie mam nacisku, ale chciałabym mieć kiedyś męża i swoją „rodzinę”, nawet jeśli będzie się składała tylko z dwóch osób. Wątpię, żebym była szczęśliwa jako 40-latka bez partnera. Ale to bardzo indywidualna kwestia.
  14. Takie guzki to kaszaki. Mam je na głowie. Dokładnie dwa.Już raz je wycinałam, ale odrastają. Nie oddaje się ich do biopsji. Są niegroźne, ale nieestetyczne.
  15. Masz 28 lat i to, o czym myślisz w styczniu, to fakt, że w czerwcu musisz sobie robić badania kontrolne, masz "wysokie" leukocyty i ferrytynę, i jeszcze uważasz, że to jest normalne, że na tym jest skupione, tak sądzę, 99% Twojej uwagi? To ja nie mam więcej pytań. Może tylko to - jaka jest różnica między życiem z chorobą a życiem w ciągłym strachu przed chorobą, której się nie ma? Jaka jest różnica? Przecież to jest wegetacja. I serio, ja rozumiem strach, lęki. Ale NIE ROZUMIEM, jak można nie chcieć sobie pomóc.
  16. Ech, lanevo, ale co Ci dadzą te wszystkie badania? Może przemyśl jednak jakąś wizytę u specjalisty od psychiki? Masz hipochondrię 7 lat, jak sama pisałaś. Chcesz resztę życia spędzić w przychodni? Jesteś niewiele starsza ode mnie, z tego co kojarzę. Serio, szkoda życia. Pisałam Ci, że mam pieczenie żołądka. Dzisiaj, odpukać nie, ale miałam takie, że większość z Was pojechałaby na pogotowie. I co? Gastroskopia czysta. Serio, zrozumcie w końcu, że większość Waszych objawów jest od nerwów. Rozumiem Wasze zdenerwowanie i lęki, ale biegunki ma każdy nerwicowiec. Zdziwiłabym się, jakby ktoś nie miał.
  17. W normie! Nie martw się, pierdzenie i wzdęcia to nie objaw raka wbrew temu, co ktoś napisał w tym wątku ;p. Bierzesz leki, prawda? Nie jest Ci lepiej w ogóle, nie masz żadnej radości z życia? Ja w sumie biorę SSRI trzeci tydzień i jestem szczęśliwa, że się na to zdecydowałam. Nie mówię, że teraz moje życie to bajka, nie mam żadnych myśli o chorobach, bo nadal jak kaszlę, to od razu myślę o tym, że płuca, coś kuje, że tamto, ale w porównaniu z tym, jak się czułam niedawno, to jest niebo a ziemia. Bez porównania.
  18. Ale ja nie chcę brać leków całe życie, a moje problemy z psychiką wynikają z różnych wydarzeń w moim życiu i tego, że nie radzę sobie ze swoimi emocjami. Ja biorę chyba 3 tydzień - straciłam rachubę - i czuję się już lepiej. Nie mam lęków. A przynajmniej w porównaniu z tym, co było, jest o niebo lepiej. Codziennie się czułam, jakbym miała umrzeć. Słaba widoczność? No mam mroczki przed oczami czasami, ale dużo pracuję przy kompie. Jestem niestety nadpobudliwa nadal, ale nie mam tego uczucia, że nogi się pode mną uginają. Głośnych dźwięków boję się całe życie i zapewne nadal by mnie przeraziło, jakby ktoś nagle krzyknął i to dosyć, sądzę, "normalna" reakcja, ale nie wiem, co masz dokładnie na myśli.
  19. No ja też tak mam. Dodając do tego taki absurd, że myślę sobie nawet, że może i zachoruję w wieku 60 lat, ale w końcu to nastąpi. Mnie jest lepiej, bo nie odczuwam panicznego lęku, ale myśli o chorobach mnie nie opuściły oczywiście. W końcu lek mi magicznie nie wymazuje części umysłu odpowiedzialnej za wymyślanie wyimaginowanych schorzeń. Są jednak lżejsze. Nie mam już jakichś dziwnych kłuć w różnych częściach ciała i jestem spokojniejsza. Nawet o dziwo w toalecie normalnie. Jedynie to pieczenie i znowu chodzi mi po głowie ta cholerna trzustka. Znowu myślę o tym cały dzień, w wiadomościach na przeglądarce oczywiście znowu jakaś słynna osobistość dostała tej przypadłości, która dotyczy podobno tylko 5% choróbsk w naszym kraju. Nie wiem, czy Google robiąc przegląd mojej aktywności internetowej, specjalnie nie wybiera mi tylko takich newsów, w których ktoś umiera albo niedługo umrze, bo widzą, że właśnie takie tematy to moje największe życiowe hobby. Nie wiem, jak bardzo trzeba być porąbanym, nienormalnym, żeby bać się czegoś od września 2018 roku - a więc mamy już 5 miesiąc - i nadal tego nie zbadać. Boję się z drugiej strony diagnozy i tego, że jak się nie da nic zrobić, to może lepiej nie wiedzieć, tylko umrzeć w nocy. Jak to czytam, to wydaje mi się to śmieszno-żałosne, ale cóż, gdzieś ta myśl siedzi "A MOŻE JEDNAK?". Szkoda słów, aż mi koleżanka powiedziała dzisiaj, dlaczego nie zrobię sobie po prostu USG, w końcu każdy człowiek powinien sobie co roku robić profilaktycznie - czy tam co dwa. Ja oczywiście przed każdym badaniem, nawet morfologią, dopatruję się śmiertelnej diagnozy. Wolałam sobie dać wsadzić rurę w gardło niż zrobić USG. Ale normalna osoba po prostu poszłaby i zrobiła. Bądź co bądź zazdroszczę Wam, że się badacie przynajmniej. U mnie najgorsza jest ta panika przed badaniami. Leki mi na to pewnie nie pomogą, może jakiś terapeuta. Jednak czwartkową wizytę u psychologa odwołałam, serio nie mam na razie na to ochoty, siły, gadać o tym całym syfie, który jest wewnątrz mojej głowy. A tak w ogóle współczuję Wam i polecam jednak wizytę u psychiatry, psychoterapeuty, cokolwiek tam uważacie za skuteczne. Albo nawet może znachora, masażystę, jogę, buddyjskich mnichów, afirmacje, nie wiem, cokolwiek. Jednakże samemu, sądzę, bardzo trudno z tego wyjść. Chociaż ja zawsze uważałam, że poradzę sobie ze wszystkimi problemami zupełnie sama, to hipochondria nauczyła mnie pokory. I tego że w ciągu pół roku można umrzeć 40 razy i żyć dalej ;).
  20. Ja jestem królową dramatu i w dodatku hipochondryczką, więc pewnie wzięłabym łyka piwa i już wzywała pogotowie. Może się za dwa miesiące pokuszę na lampkę wina bo wino bezalkoholowe jest obrzydliwe, a bardzo lubię smak wytrawnego wina. Na razie chcę zachować abstynencję. Nie mam problemów z alkoholem, ale przed wizytą u psychiatry zauważyłam, że rozluźniam się jedynie po piwie czy dwóch lampkach wina, a nie chciałabym, żeby alkohol był dla mnie remedium i środkiem na uspokojenie, bo mam wystarczająco dużo alkoholików w rodzinie. A dzikie imprezy to mi nie w głowie mam bardzo duże lęki na kacu, wtedy po prostu nie jestem w stanie funkcjonować, tak się bardzo boję. Dla mnie to chyba napięcie to wynik tłamszenia własnych emocji, natomiast lęk to efekt napięcia. Ale mogę gadać bzdury. W sumie miałam iść w czwartek do psychologa, ale odwołałam. Nie mam w ogóle ochoty na żadną terapię, ale wiem, że na to muszę się też zdecydować niestety :|. Jednak w tym momencie nie czuję się gotowa.
  21. No uważam, że jak jestem z kimś w związku, to po pierwsze jest to powiedziane (jesteśmy parą, nie spotykamy się z innymi osobami), a po drugie częstotliwość spotkań. Jak się umawiam z kimś np. raz w tygodniu i trwa to nawet 2-3 miesiące, no to w moim odczuciu nie jesteśmy "parą". A już szczególnie wtedy kiedy nie mam po prostu ochoty z tą osobą spędzać więcej czasu (ona ze mną pewnie też nie, ale piszę o sobie). I żeby to nie było kojarzone, to nie mam na myśli spotkań na "seks". Mam gdzieś, jak mnie ktoś postrzega pod tym względem. Jak ktoś ma takie poglądy, że kobieta musi być dziewicą, to i tak się nie dogadamy na wielu innych płaszczyznach ;).
  22. Miałam sporo znajomości, ale tylko trzy oficjalne związki do 22 roku życia. Po prostu od tego czasu nie byłam w oficjalnej, bliskiej relacji, tylko "randkowałam". A więc też mogę być postrzegana źle ze wszystkich stron .
  23. Ja nawet nie wiedziałam, co to jest nerwica - tzn. znałam samo pojęcie, ale nie wiedziałam, jakie są jej objawy - a prawdopodobnie cierpię na nią całe życie, więc no, zgadzam się z tym, że ludzie na pewno tego nie zrozumieją. Dla mnie lęk to jedno, ale jeszcze odczuwam czasami takie niesamowite napięcie. Takie że mam ochotę się tylko, nie wiem, pociąć albo zrobić coś niebezpiecznego. Odreagować jakoś. No u mnie nie zareagowali dramatycznie, ale widzę, że np. moja matka nie jest zachwycona, że biorę leki. Ojcu nawet nie powiem. Czytałam, że można umrzeć ! Ja bym chciała, żeby mi wszystkie somaty zniknęły. W sumie i tak większość mi zniknęła, ale to pieczenie jeszcze czuję, więc zastanawiam się oczywiście, czy to aby na pewno somat. Ze snem Ci współczuję. To jest wykańczające. Ja biorę całą tabletkę i nie jest mi ani gorzej, ani lepiej niż wtedy, kiedy łykałam ćwiartkę/ połówkę.
  24. Możesz otworzyć swój biznes nawet jednocześnie pracować na etat. A co może świadczyć o tym, że w godzinę mogę poznać faceta? Chyba że nie piszesz tutaj o mnie. Czy gdziekolwiek narzekałam w jakimś wątku na brak faceta czy na swoje problemy z psychiką, które są m.in. także efektem tego, że podobnie tak jak Ty, mam ojca alkoholika? I wieloma innymi rzeczami, o których nie mam ochoty pisać. Obydwoje mamy dwie nogi, dwie ręce, żyjemy, mamy dach pod głową. Patrząc na to, mamy lepiej niż wiele osób ;). A jesteśmy na tym forum, żeby się licytować, kto ma gorzej, czy może jakoś wspierać? Dla kogoś problemem będzie to, że ktoś się na niego/ na nią krzywo popatrzy. I ja nie mam prawa oceniać tego, czy ktoś bardziej, czy mniej cierpi ode mnie. Tak naprawdę, nie przypominam sobie, żebym narzekała tak bardzo, że ktoś mnie postrzega przez pryzmat wyglądu, ale napisałam tak grzecznościowo, bo po prostu nie pamiętam. Raczej wspomniałam, że tak jest, ale czy to mi przeszkadza? Bardziej boję się, że ktoś pomyśli, że jestem rąbnięta, co również się często zapewne zdarza, ale mało osób mówi mi to prosto w twarz. Tak, no jesteśmy tutaj, żeby pogadać, ale jak wiele osób mi pisze, jak ja mam dobrze, nic o mnie nie wiedząc, to nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać ;p. @Alien81 a ja miałam chyba z półtora roku konto na jednym portalu, zanim się w końcu z kimś spotkałam. A Ty piszesz, że wysłałeś wiadomość 4 kobietom ;p. Ja jednak polecam jakieś portale, gdzie jest wstępna selekcja zdjęć - tj. nie możesz rozmawiać z ludźmi, którym Twoja fotografia się nie spodobała czy opis. Czyli np. Tinder, happn, zaadoptujfaceta. Ja co prawda korzystałam z innej strony. Może Twoje wiadomości to był monolog po prostu? Nie wiem, trudno mi się wypowiedzieć. Ze mną czasami ktoś tam urywał konwersacje - i to nie po wysłaniu zdjęcia, bo np. mnie nie widział jeszcze. I na żywo się spotkałam chyba z 6 facetami, na dłuższą metę z żadnej znajomości nic nie było ciekawego, ale sądzę, że skoro ja miewam konto na takich portalach, to dlaczego ktoś interesujący ma nie mieć. Natomiast mnie bardzo stresuje takie poznawanie ludzi przez Internet. Cóż, Twoją niewątpliwą zaletą w kontaktach damsko-męskich jest poczucie humoru ;p. Mnie by to nie interesowało. Jedynie mnie przeszkadza, jak ktoś jest świeżo po rozstaniu, bo moim zdaniem taka osoba nie jest od razu gotowa stworzyć nowej, poważnej relacji. Nie wiem dlaczego, ludzie się po prostu czasami ranią i nie wiem, czy jest w tym coś głębszego. Albo po prostu nawet nie chcieli mnie zranić, ale ja to odebrałam jako bardzo bolesne, że mi coś tam wypomnieli. Np. zwierzyłam się komuś może nie tak bliskiemu, że zaczęłam brać leki, a ta osoba do mnie w kłótni napisała, czy zapomniałam dzisiaj wziąć swoich lekarstw. Cóż, nie było to miłe, ale nie wiem, czy moja reakcja była adekwatna - tj. oczywiście przeżywałam to w "duchu", nie publicznie, ale jednak. Zastanawiałam się, ale w sumie nie wiem. Chyba po prostu wynika to z tego, że tłamszę w sobie emocje, nie chcę być postrzegana jako słaba. Boję się i jest tak dokładnie, jak piszesz, dlatego nie dopuszczam do siebie zbyt blisko ludzi. Również w kontekście relacji damsko-męskich tak u mnie jest od dłuższego czasu. Niby wiem, ale po prostu nie potrafię się smucić publicznie, smucę się jedynie w domu. Cóż, to wychodzi na to, że ludzie to egoiści ;p. Ja też tak myślę, ale @Xonar i @carlosbueno nie dadzą się przekonać :p. Choć ja też mam takie myślenie o sobie. Myślę, że jak mówię facetowi, ile czasu nie byłam w oficjalnym związku, to od razu dostarczam o sobie informacji, że jest coś ze mną mocno nie tak. Co w sumie wcale się nie mija z prawdą.
  25. U mnie też nikt z otoczenia nie ma podobnego odczucia. Sama nigdy czegoś takiego nie czułam w całym życiu. Przed gastroskopią miałam intensywniejsze pieczenie, teraz jest takie mniejsze, że czasami nie jestem pewna, czy to naprawdę czuję. Ale w każdym razie jest to dziwne. Tak, ja jestem zaskoczona, że nadal żyję i w sumie jest mi lepiej, a nie gorzej. No sny masz oryginalne, doprawdy. Mnie się kolonoskopia jeszcze nie śniła, ale wszystko przede mną. Dziewczyny, dajcie sobie spokój z tymi wynikami, naprawdę jak coś jest w normie, to jest w normie.
×