-
Postów
442 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez bee84
-
Zimbabwe ... pewnie to prawda ... ale ja niestety nie znam nikogo, kto miałby takie same problemy co ja ... a bardzo chciałabym mieć bratnią duszę ...
-
cassis ... ja mam to samo ... czasem jak mam np.: jakiś egzamin to normalnie czuję oświecenie - mam nieziemską siłę ... ale po egzaminie ... zamiast się cieszyć ... czuję, że umieram ... czuję, że to czego udało mi sie dokonać i tak nie ma sensu ...
-
who em I ... ja też uważam, że nie masz się co martwić Mi wcale nie przechodzą lęki jak mam towarzystwo, albo robię coś zajmującego ... niby jest trochę lepiej ... ale cały czas czuję jakby nerwica "stała" przy mnie i mnie upominała - "Beata nie ciesz sie tak, nie chwal dnia przed zachodem" i ... koniec koców jest jeszcze gorzej ... bo jak sie czuje dobrze to jestem podejrzliwa ...i se myślę, że to cisza przed burzą ... A co do depersonalizacji czy derealizacji to czasem se wkręcam, że nie mam swoich rąk ... i jak tak długo myślę to przestaje je czuć ... podobnie z nogami ... Poza tym jak np. wsiadam pociągu to wszyscy ludzie siedzący wokół denerwują mnie, są jacyś dziwni, obcy - z innego świata ... i jak pociąg rusza to sie czuję jakbym odpływała ... jednostajny dźwięk, jednostajny ruch, ciągle te same twarze, co chwila jakiś postój, zaczyna mi dudnić w głowię, czuję się jak kosmita, jak w jakimś transie ... i wyostrza mi się strasznie słuch tak, że wkręcam se, że słyszę gadki ludzi z całego przedziału, słyszę jak pociąg uderza w kamienie, jak prąd płynie w drutach itp ... i wtedy totalnie panikuję ... nie mogę znieść tej powtarzalności ... i wysiadam ... Poza tym to gadam do siebie i wymyślam se przyjaciół, albo gadam do psa, rybek albo roślin, gadam do świętych obrazków ... bo szukam ratunku ... - to wszystko jest straszliwie przerażające ..... ale robię to z pełną świadomością ... po prostu ja nie mam z kim rozmawiać ............................ ... ale to ponoć normalka w nerwicy;)
-
Ponoć podstawową różnicą ludzi chorych na schize i nerwice jest to, że ci chorzy na schizofrenie uważają, że nic im nie jest!!! Moja matka pracuje w domu opieki właśnie dla schizofreników ... i oni tam wogóle uważają, że są zaje...cie zdrowi i z reguły się super czują i nie są świadomi, że coś jest z nimi nie tak ... a jak mają jakieś chore wizję to sie dziwią czemu inni (tzn. zdrowi) tych wizji nie mają ... więc myślę, że skoro my wiemy, że nasze "wizje" są chore i wogóle sami się z tego śmiejemy ... i doskonale wiemy, że coś jest z nami nie tak, cały czas się kontrolujemy (i to zdecydowanie za bardzo) ......... to mamy "tylko" nerwice
-
... to prawda ... każdy dzień naszego życia wymaga bohaterstwa i nieziemskiej odwagi ... z czego niby powinniśmy być dumni i powinniśmy czuć się wyróżnieni ... he he
-
Wiolator ... doskonale rozumiem Twój lęk przed podróżą ... ja jestem w sumie w nieco gorszej sytuacji bo jestem historykiem sztuki ... i zawodowo chciałam pilotować wycieczki zagraniczne ... ale niestety to niemożliwe ........... Uwielbiam podróże, uwielbiam nowe miejsca itd - to mój sens życia ... niestety moje lęki mi go odebrały ... ALE ... nie daję za wygraną ... ostatnio udało mi się odbyć daleką podróż bez ani jednego ataku ... a to dlatego, że wychodząc z domu z walizką powiedziałam sobie, że jeśli to by miało być moje ostatnie wyjście z domu, mój ostatni kontakt z mamuśką to trudno ... po prostu stwierdziłam, że najwyżej padnę, okradną mnie albo wogóle od razu umrę ...................... no i trudno! ... ... bez kitu szłam jak na wojnę ... i przez to, że byłam gotowa na dosłownie wszystko ... CUDEM - nic mi nie było!!! ... do dziś dziękuję Bogu ... ... może Tobie będzie trudniej tak radykalnie pomyśleć bo masz męża i dziecko i pewnie myślisz głównie o nich ... ja nie mam rodziny więc jest mi wszystko jedno ... stwierdziłam, że skoro mam tak żyć, wegetować w ciągłym strachu ... to wolę już wogóle nie żyć ... ale samobójstwa nie popełnię ... tylko robie na siłę dokładnie to czego sie najbardziej boję ... i traktuje to jak samobójstwo ......... które ostatecznie wychodzi mi na dobre ... mi najbardziej pomagają terapie szokowe ... ... oczywiście nie zawsze mi sie to udaję. Czasami lęk jest tak silny, że jestem totalnie osłabiona, roztrzęsiona czy sparaliżowana ... wtedy nie jestem w stanie nawet ruszyć palcem, a już na pewno nie jestem w stanie wyjść z domu z walizką ... ale wszystkie lepsze momenty staram się szybko wykorzystywać pozdro
-
MOCca ... ja też kombinuję cały czas jak tu sobie "ulżyć" ... ale ostatecznie zawsze dochodzę do wniosku, że jeszcze zdążę się wykończyć ... każdy z nas umrze ... więc ... póki co można się jeszcze troszkę pomęczyć
-
... spróbuję poczytać książki na ten temat ... przynajmniej będę miała co robić ... może coś z tego pozytywnego wyjdzie
-
... no wiem Natalio ... w sumie nic dziwnego, że nikt nas nie rozumie ... bo rzeczywiście my się sami nie rozumiemy (przynajmniej ja siebie nie rozumiem) ... taki nasz parszywy los
-
... mam jeszcze jedno pytanie ... Czy próbowaliście czytać jakieś poradniki typu "Opanować lęk" (Bronwyn Fox)??? Myślicie, że to ma jakiś sens??? ... słyszałam, że ta książka jest całkiem dobra ... spróbuję ją dostać ... może będzie lepsza od pseudopsychoterapeutów, na których trafiam ...
-
FLUPENTIKSOL (Fluanxol, Fluanxol Depot)
bee84 odpowiedział(a) na joanka temat w Leki przeciwpsychotyczne
Ja polecam fluanxol ... Nie miałam żadnych!!! skutków ubocznych. Żeczywiście bardzo mobilizuje do działania i wogóle pozytywnie napędza ... ma sie ochote na działanie nawet jak się czuje lęk ... brałam go dwa lata .... ale jak przestałam brać rok było super ... ale teraz lęki wróciły ze zdwojoną mocą ... może po prostu nie doleczyłam tego cholerstwa ... a może brałam za małą dawkę ... Od kwietnia się leczę innymi lekami ... lekarz nie chce mi zapisać fluanxolu ... i się strasznie męczę ... no nic ... trzeba sie trzymać ... pozdro -
Ewo125 ... dziękuję za to co napisałaś ... ja wiem, że trzeba wierzyć ... i wierzę ... Ale ciężko jest pozytywnie myśleć kiedy się nie ma tej drugiej, ukochanej osoby ... i póki co nie ma się za bardzo szans na spotkanie jej (chyba, że przypadkiem wpakowałaby mi się do domu ) ... najgorsze jest to, że nawet moja mama mnie nie wspiera ... mówi, że symuluję, i że sobie coś wymyślam bo nie chce mi się pracować itd ... i to mnie najbardziej boli ... ona tak strasznie bagatelizuje to co ja czuję ... że mam prawo twierdzić, że w dużej mierze to ona jest główną przyczyną mojego złego stanu ... Ogólnie moja matka to dobra kobieta, mam tylko ją - nie mam do niej pretensji .... ale w tej materii się kompletnie nie sprawdziła ...
-
Cholera ... biorę już cztery miechy citabax ... i do dzisiaj myślałam, że mi powoli zaczyna pomagać ..... a tu nagle o 4 w nocy znowu to samo - myślałam, że umieram - spociłam się na maxa, brakowało mi powietrza ... czułam jakby mi się płuca skurczyły, nie mogłam utrzymać równowagi ... a najbardziej przestraszyłam sie tym, że miałam ochotę połknąć całe opakowanie cloranxenu ... jeszcze nigdy nie myślałam aż tak poważnie o samobójstwie ... Akurat dzisiaj idę do psychiatry na wizytę kontrolną ... i pewnie znowu dostanę nowe leki ... i wszystko zacznie sie od początku A tak wogóle powiedzcie mi proszę ... jak szybko działają leki??? Czy po czterech miesiącach brania jeszcze są dopuszczalne takie silne ataki??? Bo niby na ulotce jest napisane, że po trzech miesiącach powinno być już dobrze ...
-
... poważnie myślicie, że można się tego pozbyć na zawsze??? ... trudno w to uwierzyć ... ja już dawno zrezygnowałam z marzeń, z tego, że założę rodzinę ... będę miała dzieci, będę mogła podróżować itd ... Leczę sie już pięć lat, byłam i różnych psychiatrów ... i lipa ... jest coraz gorzej ... ale mimo wszystko ... TRZEBA SIĘ TRZYMAĆ
-
... pozwolicie, że się wtrącę ... Strasznie boję się schizofrenii, boję się o to, że kiedyś ktoś mnie ubezwłasnowolni i skończę w szpitalu ... Natomiast śmierć traktuję bardziej jako wyzwolenie i wieczny spokój, na który czekam ... Zawsze jak mam silny atak ... to pocieszam sie tym, że zawsze mogę wyskoczyć z okna ...
-
... ja też uważam, że człowiek nerwica ma "TYLKO" nerwicę (jego login mówi sam za siebie) Kolego ... na bank nie masz raka:) ...
-
Dokładnie wiem o czym mówicie ... to chyba w naszym przypadku całkiem normalne ... Ja również kiedy czuję jakąś poprawę ... nie wierzę, że może być dobrze. Myślę sobie, że to podstęp losu, próba uśpienia mojej uwagi, i że zaraz z nienacka coś mnie dopadnie ... że to taka cisza przed burzą ... Co za tym idzie ... kiedy się przestaje bać ... zaczynam być podejrzliwa i zaczynam bać się jeszcze bardziej ... to tak jakbym czuła pełny spokój tylko bojąc się ... he he MASAKRA - beznadziejne to wszystko
-
Jak wcześniej pisałam musiałam wyjechać na drugi koniec Polski. Jechałam 9 godzin pociągiem w jedną stronę ... i wyobraźcie sobie, że byłam aż tak zestresowana ... że nie miałam siły się bać ... i kompletnie nic mi nie było!!! :mrgreen: Czułam się świetnie ... Ktoś z Was wcześniej napisał, że cienka jest granica między ostatecznym - totalnym strachem a błogim śmiechem ... To dowód na to, że to rzeczywiście tylko nasza wyobraźnia ... ALE ... najśmieszniejsze jest to, że w piątek znowu muszę pokonać dość dużą odległość pociągiem ... i to całkiem sama ... i znowu się panicznie boję ... Niby ciesze się, że przeżyłam poprzednią podróż ale z drugiej strony się boję, że kolejnej nie przetrwam ... bo nie wierzę w niekończącą się dobrą passę ... a moim ulubionym powiedzeniem jest ... nie chwal dnia przed zachodem ... ... ale myślę, że i tak pojadę bo ... raz kozie śmierć ... najwyżej padnę pozdro
-
he he - jutro wyjeżdżam Dzisiaj przy pakowaniu o mało nie zemdlałam ... póki co jest ze mną tak średnio ... ale się trzymam z całych sił, co mnie bardzo wiele kosztuje. ... jak przeżyje to teoretycznie wracam we wtorek ... mam nadzieje, że będę mogła Ci napisać, że strach ma wielkie oczy ... że przeżyłam, i że wcale nie było tak źle ... no zobaczymy Dzięki za dobre słowa
-
Chyba każdy z nas jest zdeterminowany;) ... bo każdy musi się dzień w dzień mierzyć z tym problemem ... i walczyć. Ja o niczym innym nie myślę ... jak tylko o tym aby się od tego uwolnić. Jestem zdecydowana na wszystko;) ... ale co to znaczy "przygotować sobie grunt"???
-
Zeppelin - dzięki ... ja wierzę w to wszystko co mi napisałaś ... ale jak wiadomo ciężko to wprowadzać w życie ... trzeba być silnym ... To śmieszne, że niby ludzie z nerwicą są wrażliwi i słabi ... a tak naprawdę trzeba mieć siłę tytana aby żyć z taką przypadłością ... i nikt wokół nas nie jest w stanie sobie nawet tego wyobrazić - jak bardzo można cierpieć będąc zdrowym ... W piątek muszę pokonać długą-dziewięciogodzinną podróż pociągiem ... cholernie się boję, że nie dam rady. Co prawda jadę z mamą, ale to mnie jakoś nie uspokaja. Najgorsze jest to, że jak dostanę atak i go nawet przeżyje ... to po takim stresie minimum tydzień nie będę się nadawać do życia ... i nie będę w stanie z tamtąd wrócić z powrotem do domu ... i w sumie to mnie bardziej przeraża niż sam atak. Wiem, że mi sie nic nie stanie, że przeżyje ... ale nie mogę przestać o tym myśleć ... już teraz mam mokre ręce i wali mi serce ... wiem, że się nakręcam ... no ale co zrobić ... Próbowałam kilka razy psychoterapii ... niestety nie trafiłam na tak dobrego psychologa jak Ty ...
-
Chciałabym mieć takie podejście. Jak Ci się to udało??? Ja też niby próbuję się trzymać ... ale za każdym razem jak oswoję się z jakimś objawem ... pojawia się nowy, którego wcześniej nie miałam ... i znowu jest masakra. Najgorsze jest to, że każdy kolejny nawrót nerwicy jest dużo gorszy od poprzedniego.
-
Nie wiem jak Wy ... ale ja wierzę, że się wyleczę. Będę brać tyle prochów ile trzeba ... bo za wszelką cenę chcę z tego wyjść ... ponoć to możliwe. Ja też się panicznie boje tego co będzie jak zostanę sama - bez rodziny ... dlatego tym bardziej muszę się spieszyć ...
-
Ja się pocieszam (cokolwiek by mi nie odwaliło i cokolwiek by się ze mną nie działo), że w nerwicy jest wszystko normalne ... nie przejmuj się!
-
... mi sie też nieco poprawiło ... za każdym razem jak mi sie poprawia też jestem przekonana, że to cisza przed burzą ... i przez to, że tak myślę, okazuje się, że mam racje he he ... no ale taki nasz los ... Co do problemów ze szkołą ... to bez problemu sobie z nimi poradzisz ... w końcu masz zaświadczenie ... ja też ostatnie pół roku jechałam na zwolnionkach ...