
anonimowa_2001
Użytkownik-
Postów
142 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez anonimowa_2001
-
Samotność i brak związków w wieku 31 lat
anonimowa_2001 odpowiedział(a) na riller temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Hmm nie mam pojęcia w czym mógłby być problem. Życie bywa dziwne i skomplikowane. Najważniejsze, że mimo wszystko dalej próbujesz. Myślę, że za tą Twoją wytrwałość zostaniesz kiedyś wynagrodzony i znajdziesz w końcu swoją miłość. Jest mnóstwo mężczyzn, którzy poznali swoją kobietę np. w wieku 40 lat. Spróbuj popatrzeć na to od innej strony. Ludzie mają różne związki, które potem i tak się rozpadają, co wiążę się tylko z bólem i cierpieniem. A Ty może masz poznać raz a porządnie Głowa do góry i próbuj dalej :) Pozdrawiam! -
Czego się obawiam.. Sama nie wiem. Na pewno wstydzę się mojego wyglądu i uważam, że każdy patrząc na mnie skupia się na tym, że nie jestem atrakcyjna, za gruba itd. Boję się kompromitacji. Często przez ten cały stres tak się działo, mówiłam coś głupiego i potem było mi wstyd, co pogłębia to wszystko. Mam też duży problem z utrzymywaniem kontaktu wzrokowego. Nie wiem nigdy, czy mam patrzeć w oczy, czy gdzieś indziej. Staram się, ale na dłuższą metę mi to nie wychodzi, bo dla mnie takie patrzenie prosto w oczy wydaje mi się krępujące dla obu stron. Z tym perfekcjonizmem jak napisałam we wpisie już tak nie jest. I w ostatnim okresie nie zdarza mi się robić nic dając z siebie 100%. Tzn daje z siebie tyle ile mogę, ale nie ma to efektu. Można w odniesieniu do tego powiedzieć, że albo coś robię na tyle ile mogę albo wcale. Tak właśnie było w poprzedni weekend. Sobota - robiłam lekcje, starałam się, cały dzień wykonywałam obowiązki, a w Niedzielę już całkowicie się poddałam i nie zrobiłam nic a nic. Zaraz zerknę na Twoje tematy :) Bardzo dziękuję za komentarz! Aa i chciałam jeszcze dodać, że oglądam Szustaka :) Bardzo go lubię.
-
Ejj nie mów nigdy więcej tak jak napisałeś na końcu. Chętnie Cię poznam bliżej :)
-
Jejku... Mam bardzo podobną sytuację. Nie jesteś z tym, sama, pamiętaj! Napisałam długi post na ten temat, jak masz ochotę to zajrzyj. Musisz udać się do specjalisty na terapię. To poważna sprawa, skoro chcesz zrobić sobie krzywdę. Nie rób tego, naprawdę. Masz jeszcze całe życie przed sobą. To, że teraz jest źle nie oznacza, że zawsze tak będzie. Możesz zawsze do mnie napisać :) Razem będzie na raźniej.
-
Witam, Jestem tutaj nowa i zupełnie nie mogę poukładać swoich myśli. Wczoraj, kiedy już mi się to udało i chciałam dodać post to wywaliło mnie ze strony. To był kolejny cios, który sprawił, iż uznałam, że nikogo moje problemy nie obchodzą, nie zasługuje na wysłuchanie. Zacznę od tego, że mam 16 lat. Od zawsze siedziałam w Internecie, starałam się pomagać innym. Głównie chodziło o to, że bardzo potrzebowałam ludzi. Świat wirtualny był i nadal jest jedynym miejscem, gdzie czuję się bezpiecznie, mogę wyrażać własne zdanie, poukładać swoje myśli bez stresu, jestem pewniejsza siebie i mam dystans do własnej osoby. W realnym świecie jest zupełnie odwrotnie. Odkąd pamiętam czuję strach przez ludźmi, rozmową, robieniem czegokolwiek publicznie. Nic mi nie wychodzi, kiedy ktoś na mnie patrzy. Rozmawiając tak bardzo się stresuję, że często mówię jakieś głupoty, plączę się we własnych myślach, wypowiadanych zdaniach. W efekcie wychodzę na dziwną, odrzucam tym ludzi. Bardzo chcę i potrzebuję kontaktu z innymi. Zawsze starałam się przełamywać, podchodzić do innych. Jednak potem zawsze żałowałam, bo zrobiłam coś nie tak, skompromitowałam się. Wolałam się izolować od ludzi, unikać nich. Nie chciałam nikomu wchodzić w drogę. Unikałam wszelkiego kontaktu wzrokowego jak tylko mogłam. W szkole byłam osamotniona. Czułam się wyobcowana, zupełnie nie pasowałam do reszty. Potem zaczęły się jakieś żarty na mój temat, wypowiadane na forum klasy, zaczepianie na lekcjach. To bolało. A ja pokazywałam tym tylko swoją bezsilność, bo nie potrafiłam nic z tym zrobić. Dałam się wykorzystywać, spisywać ode mnie prace domowe, ściągać na sprawdzianach. Nie potrafiłam powiedzieć "nie". Mimo tego wszystkiego miałam motywację, żyłam swoim życiem. Wracając ze szkoły do domu nie przejmowałam się tym. Zajmowałam się nauką, było to dla mnie bardzo ważne, potem doszły ćwiczenia, bieganie, pisanie bloga. Dążyłam do postawionych sobie celów. W pewnym momencie zaczęłam sobie uświadamiać, że tak właściwie wszystko co robię nie ma najmniejszego sensu. Nauka, moje oceny - owszem były bardzo dobre. Ale co z tego, skoro moja wiedza w ostateczności jest żadna. Uczyłam się na sprawdzian, a po nim w głowie zostawała pustka. Po co tyle ćwiczyć, wylewać poty, tracić czas, skoro nie osiągam zadowalających efektów? Z perspektywy czasu widzę, że schudłam, wyglądałam naprawdę dobrze. Jednak tu już się zaczynają zaburzenia odżywiania, które są odrębną i długo historią, choć to bardzo wpłynęło na mój obecny stan. Jeżeli chodzi o bloga to też przestałam pisać, zupełnie nie miałam już pomysłów i uznałam, że to co piszę jest beznadziejne. Chciałam wracać nie jednokrotnie do regularnego dodawania wpisów, jednak nie udało mi się to. W kwietniu całkowicie skończyłam z blogiem, po 2 latach prowadzenia go. A więc tak naprawdę stopniowo przestawałam robić różne rzeczy, aż w końcu nie robiłam nic. Oczywiście próbowałam, starałam się jak mogłam panować na sytuacją. Jednak nie dałam rady, zabrakło mi sił. Pod koniec gimnazjum zaczęły się problemy z koncentracją, uczeniem się i nie chciałam chodzić do szkoły. Do tamtej pory nigdy nie opuszczałam zajęć. Wtedy zaczęłam mieć obojętny stosunek do moich ocen, czy frekwencji. Unikałam lekcji jak tylko mogłam. Już nie wytrzymywałam psychicznie przebywania wśród tych ludzi. Tego, że zawsze stałam z boku. Byłam tam, ale nikt mnie nie widział. To moja wina oczywiście, bo to ja uciekałam, nie otworzyłam się, nie dałam nikomu poznać. Zawsze myślałam, że jestem nieśmiała, trafiłam na nieodpowiednich ludzi, jednak teraz już wiem, że to coś więcej. Marzyłam o skończeniu gimnazjum. Chciałam tylko przetrwać do końca i zacząć wszystko od nowa w liceum. Otworzyć się i pokazać jaka jestem naprawdę. Nadeszły wakacje. Mimo to czułam się coraz gorzej. Dalej żyłam szkołą i czułam się tak samo beznadziejnie. Poprzednie wakacje jeszcze starałam się coś robić mimo wszystko. Już wtedy było mi bardzo ciężko. Zrobiłam wtedy listę planów na wakacje. Niewiele udało mi się zrealizować, ale jednak starałam się. W te wakacje nie robiłam nic. Siedziałam w domu, nie chciałam nigdzie wychodzić, musiałam się do tego bardzo zmuszać. Do tego to był najgorszy czas w sprawie z jedzeniem i moimi zaburzeniami. Żyłam tylko wirtualnie, rozmawiałam z ludźmi, moimi przyjaciółmi, których mam tylko w Internecie i gdyby nie oni ja bym już dawno całkowicie zwariowała. Przejmowałam się nową szkołą. Dobijał mnie fakt, że miałam takie plany, tyle czekałam na moment kiedy będę mogła zacząć od nowa, a ja nie miałam na to siły, ochoty, ani głowy. Miałam coraz większy lęk przed ciemnością, to właśnie wieczorami najczęściej płakałam. Pojawiły się koszmary, potem strach przed zaśnięciem. Często siedziałam do 5:00 aż zrobi się jasno i dopiero byłam w stanie zasnąć. Dwa razy miałam taki atak lęku, że musiałam pójść spać do mamy. Bałam się okropnie, byłam przekonana że grozi mi duże niebezpieczeństwo, stanie się coś złego. Miałam mnóstwo złych myśli w głowie, nad którymi nie mogłam zapanować. Leżałam nieruchomo, jakbym na coś czekała. Często budziłam się po 2 i już nie mogłam spać. Bałam się i czekałam aż zrobi się jasno. Nadeszło rozpoczęcie roku szkolnego. Starałam się być otwarta i chyba nawet zrobiłam takie wrażenie. Przywitałam się z każdym, starałam się rozmawiać. Pierwszy tydzień wspominam naprawdę bardzo dobrze. Miałam nadzieję, że tak zostanie. Myliłam się. Zaczęła się nauka, wymagania, pytanie przez nauczycieli, różne prace, gdzie trzeba było wychodzić na środek i mówić przed całą resztą. Zupełnie sobie nie radziłam z tym wszystkim. Przytłaczało mnie to, jak zawsze zresztą. Tylko teraz z większą siłą oraz dochodziło to, że nie mogę się wykazać już nawet wiedzą, bo jej nie mam.. Mimo starań uczenia się, siedzenia bez przerwy nad lekcjami, czytania, to w głowie nie zostawało zupełnie nic. Było mi wstyd. Czułam się beznadziejna, każdy sobie radził, a ja im nie dorównywałam. W szkole rozmawiałam normalnie z innymi, sprawiam wrażenie wyluzowanej, takiej typowej dziewczyny nie przejmującej się ocenami. Chociaż nigdy taka nie byłam i też do tej pory nie sprawiałam takiego wrażenia. I ja nie tyle przejmuje się samymi ocenami, tylko tym, że jestem gorsza, że nie panuję nad sytuacją. Że miałam plany iść na dobre studia a ja co? Nawet podstaw nie jestem w stanie ogarnąć. Zaczynam poważnie się bać, że nawet matury nie zdam. Wszystko z całego dnia się zbiera i wieczorami oraz w weekendy wszystko wybucha. Do tego stopnia, że w tym tygodniu nie byłam w stanie iść do szkoły. Przeleżałam całą Niedziele śpiąc, płacząc, zastanawiając się jak i czy w ogóle sobie poradzę. W Poniedziałek poszłam do mojego lekarza pediatry i nie wiem jak, ale powiedziałam w czym naprawdę problem. Zrobiłam to jakby nieświadomie. Bo normalnie bym się na to nie odważyła. Nie ja, która tak bardzo boi się ludzi i nawet w stojąc w kolejce w sklepie ma ochotę zapaść się pod ziemię. Teraz rodzina się przejmuje, mama płacze po kątach. Źle się z tym czuję. Zostałam wysłana do psychologa. Za dwa tygodnie mam wizytę. Jednak mam wrażenie, że wcale tego nie potrzebuję, wymyślam sobie problemy. A ja tak naprawdę tylko bardzo chcę żeby ktoś w końcu mi pomógł z samą sobą. Ten tydzień nie robię kompletnie nic. Zamykam się w Internecie, swoim łóżku i nie mam ochoty nic robić. W Poniedziałek muszę iść do szkoły. Ta myśl mnie przeraża. Wiem, że dalej będę zawalała. Mimo chęci i starań. Przez to wszystko w tym tygodniu poddałam się całkowicie. Nie widzę nadziei ani sensu. Nie chcę mi się nic robić już od dłuższego czasu. W wakacje, skoro nie siedziałam w domu to zdarzało mi się nie myć kilka dni. Zaczęłam wychodzić z domu bez makijażu, co kiedyś byłoby niemożliwe. Zrobienie makijażu to jeszcze nie było dla mnie złe, najbardziej przerażał mnie fakt, że wieczorem będę musiała go zmyć. Nie wiem dlaczego tak. Zmuszałam się ciągle do robienia czegokolwiek. Kiedyś byłam perfekcjonistką. Wszystko za co się brałam robiłam najlepiej i najdokładniej jak mogłam. A teraz robię tylko to co już muszę, przy sprzątaniu tak samo. Zupełnie nie wiem gdzie mam się odnaleźć. Wszędzie czuję się, źle, niepotrzebna, tylko sprawiająca innym problemy. Nie chcę tak. Mogłabym naprawdę jeszcze wiele pisać, ale myślę, że jak na razie wystarczy. Jeżeli ktokolwiek przeczytał w całości to niech wie, że jestem naprawdę wdzięczna. Dziękuję Ci! Tak, właśnie Tobie :) Nie wiem czy napisałam wszystko co najważniejsze. Mam problemy z ogarnianiem własnych myśli, często zapominam nawet rzeczy, które miałam zamiar zrobić kilka sekund temu.
-
Popieram! :)
-
Hej! Mam 16 lat i czuje się bardzo podobnie. To cholernie trudne. Powiem Ci, ze mi też przechodziły przez głowę takie myśli, żeby zwyczajnie uciec, jednak to jest bez sensu. Musisz dać sobie pomóc, powiedzieć o problemie i udać się do specjalisty. Ja przez to wszystko zaczęłam opuszczać zajęcia. Ten cały tydzień siedzę w domu i nie mam ochoty wracać. A jednak w Poniedziałek trzeba... Trzymam za Ciebie kciuki i nie uciekaj. Zranił byś tylko swoją rodzinę. Oni Cię kochają i potrzebują. Pozdrawiam.
-
Historia i dzienniczek znerwicowanej
anonimowa_2001 odpowiedział(a) na Klaudia Kate temat w Nerwica lękowa
Witam, Mam 16 lat i jeszcze nie wiem co mi dolega. Dopiero zostałam skierowana na wizytę do psychologa. Jednak od zawsze mam lęki przed ludźmi, rozmową, robieniem czegokolwiek przy nich, poczucie wstydu itd. Przez to się izoluje. Od jakiegoś czasu mam też lęki przed ciemnością, boję się spać. W wakacje często siedziałam, czekając do 5:00 aż zrobi się jasno. No i stany depresyjne. Mój brak koncentracji osiągnął zenitu. Nie potrafię uczyć się niczego, mimo, że zawsze miałam same 5 i 6. W Niedzielę cały dzień przeleżałam w łóżku, pół dnia przespałam. Nie byłam w stanie pójść do szkoły. Bałam się kompromitacji, że nic nie umiem, że będę czuła się gorsza od reszty, że będę musiała rozmawiać, nadążać. Nie mam na to wszystko siły. Wszystkie myśli zaczynają mnie wykańczać. W Poniedziałek powiedziałam dość. Działałam lekko nieświadomie, bo teraz nie odważyłabym się na taki krok. Ale idąc do pediatry (w końcu "źle się czułam") poprosiłam mamę, żeby została przed gabinetem. A ja zwyczajnie powiedziałam lekarce w czym problem. Teraz tego żałuję, bo rodzina się przejmuje, mama płacze po kątach.. Jestem umówiona na wizytę za 2 tygodnie, jednak mam wrażenie, że nie potrzebuje jednak tam iść, że sobie tylko wmawiam problemy. Jeżeli chodzi o treść postu to trzymam kciuki, żeby było wszystko dobrze :) Ja aż tak strasznych lęków nie miewam. Zdarzyły się 2 razy w nocy, kiedy myślałam że tam umrę zaraz.. Poszłam aż spać do mamy, taka byłam przerażona. Dziękuję, jeżeli ktokolwiek przeczytał :) -
Hej. Jejku bardzo mi przykro... Zacznę od tego, że sama ostatnio mam ogromny strach przed szkołą. Ale to nieco inna sprawa. Po prostu chodzi mi o to, że doskonale Cię rozumiem. Ty nie zrobiłaś nic złego. Absolutnie :) Nie słuchaj co mówią Ci inni i rodzice. Oni nie rozumieją i nie mają pojęcia jak było naprawdę. Ja podziwiam Twój zapał, który miałaś w pierwszej klasie. Przykre, że człowiek się stara a potem dostaje od życia takie coś... Ehh. Niestety zawsze to tak jest. Według mnie powinnaś walczyć o zmianę szkoły. Najważniejsze jest to, żebyś Ty czuła się dobrze. Domyślam się, że to nie będzie łatwe, ale domagaj się, pokaż, że naprawdę Ci zależy na tym. Jeżeli Twój stan nie poprawi się to powinnaś pójść do psychologa. Możesz nawet sama to sobie załatwić. Poszukaj w okolicy jakiegoś dobrego psychoterapeutę. Nie ma co się męczyć. Szkoda, że nie masz wsparcia w rodzicach. To bardzo ważne. Zawsze możesz napisać do mnie :) Postaram się pomóc na tyle, ile będę w stanie. Trzymam za Ciebie, kciuki, aby było tylko lepiej. Trzymaj się tej jednej koleżanki i staraj się olewać innych. Wiem, to trudne...
-
Jeszcze nie. Masz zaburzenia odżywiania?
-
Moja córeczka - przyszłość
-
Napisałam do Ciebie na priv