
pandzia
Użytkownik-
Postów
27 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez pandzia
-
Rozdrapywanie ran i wydłubywanie włosków na nogach
pandzia odpowiedział(a) na pandzia temat w Nerwica natręctw
Jak leci? Ostatnio tak sobie. Ale zauważyłam, że jak robię plan i się go chociaż w miarę trzymam to jest dobrze i mam lepsze samopoczucie. Wypijasz 1 litr wody na raz? Absolutnie nie! Bo tak to chyba bym się posikała od razu Rozkładam na cały dzień. Zauważyłam, że jak zajmuję sobie głowę czymś innym i skupiam się na tym, że muszę wypić danego dnia przynajmniej 1 litr wody (staram się 1,5l, ale 1 l to minimum) to liczę ile już wypiłam i mam właśnie to w głowie a nie, że mnie swędzą nogi i muszę podrapać. Co to endomondo? Aplikacja do biegania, ćwiczenia itd Ale jednak z niej nie korzystam teraz, bo mam taką która bardziej odpowiada moim potrzebom :) Nowe nogi? To zależy jakie Bo sam kształt moim jest chyba całkiem ok, ale te rany i blizny :/ Gdyby można było je wymazać :/ -
To była moja pierwsza styczność z psychiatrą, psychologiem. Ciężko mi powiedzieć czy dobrze radziła czy nie, ale wydaje mi się, że warto próbować dalej, z innym. Zaszkodzić nie zaszkodzi. Jasne, że warto bo jest tyle różnych psychologów, więc nie ma się co ograniczać do jednego. Powodzenia! :) Dokładnie! Psycholog psychologowi nie równy. Czasami po prostu może Ci wygląd psychologa nie przypasować. Serio. Ja np nie lubię chodzić do lasek. Tak po prostu. Czy jak wybierałam psychoterapeutę czy psychiatrę to szukałam faceta z TYM błyskiem w oku ;D Po prostu czuję, że więcej mogę powiedzieć i na więcej mogę pozwolić sobie przy mężczyznach. Także psycholog/psychoterapeuta musi być jak ubrania - dobrze dopasowany i nie może uwierać
-
Że poszłam na egzamin i go dobrze napisałam :) (traktuję to jako i sukces i radość w sukcesu)
-
Wkurwia mnie, że wstałam z łóżka dopiero o 9:30 chociaż obudziłam się o 7:30. KURWAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA I wkurwia mnie to, że dopiero teraz zaczynam ogarniać plan dnia. I przy okazji denerwuje mnie to, że truskawki są drogie! Mam ochotę na nie, a są po 15zł/kg!
-
Wow, Marek dużo przeszedłeś. I gratulacje za siłę woli. Ciężko mi coś powiedzieć co masz zrobić z ojcem, bo ja nigdy takiego problemu nie miałam. Myślę, że prędzej ktoś odpowiedni znajdzie się w dziale DDA. Chyba jestem na tym samym etapie co Ty. Jak patrzę na idiotów jacy idą na studia to dziwię się, że wykładowcy czasami czegoś im nie powiedzą. U mnie to się skończyło tak, że na jednym z wykładów wstałam i powiedziałam do ludzi z mojego rocznika co o nich myślę, parę osób mi powiedziało, że miałam rację, ale reszta roku... no cóż pokazali debilizm. Coś w tym chyba jest, że im mądrzejszy się stajesz, im więcej się uczysz, im więcej chcesz osiągnąć (nie mówię tu o kasie) to zauważasz więcej tego co złe. Co do tego Też sobie myślę, że są idiotami. Nigdy nie wiadomo co się stanie. Lepiej mieć coś odłożone. Albo mieć jakiś cel na który można zbierać aby się kształcić i podnieść komfort swojego życia. Ale patrząc na to z punktu widzenia gospodarki gdyby właśnie nie ci ludzie to byłbyś uboższy. Popyt -> Podaż -> rynek pracy Dawaj! Po to tu jest do forum. Ja rozpisałam się jeszcze bardziej i też mi się lżej zrobiło. Jak Ci lepiej to pisz! 1. Tak jakbyś miał wrażenie, że nie do końca wiesz czy to sen? 2. Nie picie alkoholu to nie tragedia. Może dla towarzystwa z którym masz styczność to tragedia, ale mówi Ci to osoba, która od roku nie miała w buzi nawet piwa (bo nie cierpi smaku piwa) są inne sposoby spędzania czasu i wydawania kasy niż alkohol i pety. Ja nie widzę przyjemności w łojeniu piwa, które mi nie smakuje; wódki, która jeżeli nie jest składnikiem dobrego drinka to się pije na siłę udając jakim to się super nie jest czy paleniu petów, po których śmierdzisz, śmierdzą ci ubrania, masz żółte zęby i żółte paznokcie + niszczysz sobie zdrowie. Może Twoją pasją, skoro jesteśmy w spożywczych rzeczach, okaże się robienie kawy albo herbaty (to jest fajne, bo można jeździć na zawody u zdobywać nagrody), robienie jedzenia albo słodkości. Co do myśli o związku... też się boję. Każdy się boi więcej czy mniej. To, że się boisz mówi o tym, że nie chcesz skrzywdzić kogoś z kim będziesz, bo boisz się czy będziesz wystarczająco dobry dla drugiej osoby. Jeżeli nie kochasz, nie mów, że kochasz. Widocznie to nie ta była skoro nie mogłeś się zakochać w niej. 3. Nie poddawaj się! Wal opinię kolegów i chomikuj po cichutku! Po tym co piszesz widać, że jesteś ogarniętą osobą, która chce czegoś swojego. Musisz tylko znaleźć teraz co ma być tym czymś. Kiedy Ty będziesz miał coś swojego koledzy, którzy mówili o zabawie i chlaniu będą Ci zazdrościć. Z każdego kto coś osiągnął śmiano się i pukano się w czoło, że "co on sobie wyobraża?". A ja Ci mówię: oszczędzaj i nie przejmuj się docinkami! Jeżeli uderzą się mocno ich docinki, napisz nam na forum. Jesteś super osobą i ważne jest abyś nie stracił wiary przez ludzi, którzy nie są tego warci :) 4. Próbuj, próbuj i próbuj! Kurcze, naprawdę 3mam kciuki. Zainspirowałeś mnie do dalszej pracy nad sobą i nie poddawania się! Ps. Witaj na forum! :)
-
a może potrzebujesz zmiany? spróbuj wyjechać gdzieś? omże do Anglii? Niemiec? Norwegii? Nie oszukujmy się, zarobki tam są lepsze. Ja mam 27 lat i czuję się strasznie z tym, że nie skończyłam jeszcze chociażby licencjatu (u mnie rodzice są lekarzami i przez to mam w głowie presję, że też muszę mieć wyższe wykształcenie, bo czułabym się gorsza nie mając go). Co mi pomogło? Poczułam się lepiej jak zaczęłam oszczędzać i uzbierałam 20 tyś. Czuję się pewniej teraz z jakąś kasą na czarną godzinę. właśnie, może ta zmiana otoczenia jest dobrym pomysłem? Niestety, mi z tym również było ciężko się pogodzić, ale trzeba było. Dlatego zawsze sobie mawiam, że mam większe zaufanie do wrogów niż przyjaciół (nie wszystkich). Wróg Ci zawsze powie najgorszą prawdę o Tobie, bo chce Cię skrzywdzić, ale ja zaczęłam myśleć o tym tak: "jak ma mnie skrzywdzić coś co jest prawdą o mnie?". Wróg Ci uświadomi to, że coś robisz źle - jasne, w najmniej przyjemny sposób, ale uświadomi. Przyjaciele tego nie zrobią, bo się boją, że Cię skrzywdzą, a skrzywdzą Cię tym, że Ci tego nie mówią abyś mógł popracować nad sobą stając się lepszym. Wiem, trochę dziwna logika. O tak, każdy jest do czegoś powołany (czy przez Boga czy coś innego), ale powołanie nie polega na tym, że Ty będziesz sobie siedział i nagle ktoś Ci powie "jesteś powołany do zostania prezydentem". Powołanie to ciągła praca nad sobą, ciągłe kształcenie się (nie mówię tu o studiach), szukanie dróg, popełnianie mnóstwa błędów - jednym słowem odkrywanie samemu. W podstawówce ksiądz na lekcji mówił, że to nie jest tak, że usiądziemy pomodlimy się "Panie Boże, napisz za mnie sprawdzian na 5tkę". To my musimy się nauczyć. Modlitwa z Bogiem/medytacja może nam pomóc w wyciszeniu się (mówisz sobie "uspokój się, skoncentruj się, wycisz" - to też trochę związane z autosugestią), ale nie zrobi za nas reszty roboty. Wiem, trochę to brutalne. A teraz sobie pomyślisz.... "ale ona pojebana jest", ale: Usiądź może na spokojnie na podłodze po turecku. Wycisz się na 15 minut (ustaw sobie budzik) - staraj się myśleć o chmurach, drzewach o czymś neutralnym (byle nie o emocjach). Weź zeszyt i zapisz co Cię denerwuje, potem zapisz co możesz zrobić aby to zmienić i wyznacz sobie cele, którymi możesz tą zmianę osiągnąć. Do tych celów dopisz REALNE daty. Dla mnie wypisanie sobie dat jest bardzo ważne, bo przez to nie mogę przesuwać moich zadań. Daty utrzymują mnie w rydzach. Przepisz to co masz na kartkę i powieś ją w widocznym miejscu. A codziennie wieczorem w zeszycie zapisuj datę i odpowiedź na pytanie "co dzisiaj zrobiłem aby osiągnąć swój cel?". Może się zdarzyć, że parę razy albo na początku napiszesz nic, ale jeżeli będziesz to robił regularnie to w końcu coś zrobić np. ja napisałam "zrobiłam 3 strony z książki do niemieckiego, bo dążę do lepszej znajomości tego języka". To jest ważne aby napisać nie tylko co zrobiłeś "zrobiłam 3 strony z książki do niemieckiego", ale dlaczego "bo dążę do lepszej znajomości tego języka". Ale tutaj bardzo ważna jest praca nad samym sobą i regularność. Mam nadzieję, że nie pieprzę farmazonów, ale mi to pomaga. Może i Tobie pomoże? :) Trzymam kciuki!
-
Że wstałam z łóżka dopiero o 12. I ciągle tak wstaję od jakiegoś czasu. I wkurwia mnie to niesamowicie, bo jak wstaję tak późno to mam wrażenie zmarnowanego dnia I wkurwia mnie, że w nocy wleciały mi jakieś gówna (owady), bo znowu muszę sprzątać parapet i podłogę. Nie mogły wytrzymać jednego dnia bez wlatywania do mojego pokoju?! Dzisiaj założę znowu moją moskitierę na okno.
-
cześć filizanka12! :) jasne, że są na tym forum wątki nt choroby afektywnej dwubiegunowej szukaj pod skrótem "chad" :) Jeżeli chodzi o to czy jest tu ktoś z dwubiegunówką to witam :) Tzn tak mi mówią, ale mam też nerwicę natręctw. Powiedz coś więcej o sobie. Kto stwierdził u Ciebie chad? Czy zamierzasz coś dalej z tym robić? Nie ma co się bać dwubiegunówki - jak będziesz słuchała zaleceń lekarza to będzie dobrze - zobaczysz Ja się bałam na początku, ale to wynikało z mojej nieznajomości tematu. Zrobiłaś najważniejszy krok - uświadomiłaś sobie, że potrzebujesz pomocy. 3maj się i się nie bój, bo nie ma czego :)
-
Rozdrapywanie ran i wydłubywanie włosków na nogach
pandzia odpowiedział(a) na pandzia temat w Nerwica natręctw
Tutaj zdjęcie moich nóg. Ostrzegam, że piękne to one nie są https://zapodaj.net/6eccc5e0c8fb7.jpg.html -
Cześć! Już przywitałam się w sekcji "Witam", a zatem przyszedł czas na moją pierwszą szczerą spowiedź na forum wśród obcych ludzi. Tak jak w tytule... rozdrapuję rany i wydłubuję włoski na nogach. Ciężko mi dokładnie powiedzieć kiedy to się zaczęło, ale chyba w 6tej klasie podstawówki. Skąd to wiem? Patrząc na stare zdjęcia, zauważyłam, że na zdjęciu klasowym w tym czasie już miałam widoczne strupy na nogach. Oczywiście byłam bardzo aktywną dziewczyną - reprezentowałam szkołę w tenisie stołowym, bieganiu i unihokeju. Masę czasu spędzałam na zewnątrz na podwórku i zawsze jakieś rany, zadrapania mi się zrobiły. Wydaje mi się, że gdzieś w 5/6 klasie je rozdrapywałam. Czasami zastanawiam się czy nie jest to spowodowane śmiercią babci (umarła w wakacje przez moją 6tą klasą). Pewnego dnia bawiłam się na podwórku i mama nagle przyszła i powiedziała, że babcia zmarła. Kazała mi wracać do domu, ale ja zostałam na podwórku - co jest dziwne to nie odczułam niczego mimo, że była dla mnie bliższą osobą niż mama. Mieszkałam z dziadkami od momentu kiedy mama przestała mnie karmić piersią (dość szybko przestała, bo ja szybko zaczęłam pić mleko z butelki). Jak pojechaliśmy rodziną wieczorem do dziadka żeby mu pomóc przy pogrzebie i poczekać na panów z zakładu pogrzebowego, którzy wezmą ciało babci to weszłam sama do pokoju babci. Myślałam, że coś poczuję, ale jakoś ciężko mi było się przekonać, że babcia nie żyje. Jasne, od lat zmagała się z reumatyzmem i codziennie rano widziałam jak dziadek babcię ubierał, ale przecież była w dobrej kondycji. Pewnego dnia chciała aby masować jej rękę, bo jej drętwieje. Masowałam jej, ale jak to głupie dziecko, po jakimś czasie nie chciało mi się masować, a przecież to jej pomagało. Od drętwiejącej ręki się zaczęło i potem babcia leżała tylko w łóżku. Jej ostatniego dnia pamiętam jak dziadek gotował jej zupę, a potem karmił aby zjadła, bo nie miała już siły jeść. Trochę winna się czuję, że jej tej ręki nie masowałam przecież to nie była jakaś syzyfowa praca. Babcia po jakimś czasie zmarła. Akurat mnie w tym momencie nie było. Przed śmiercią miała majaczenia i wołała swojego zmarłego syna, ale jak się jej poprawiało to wiedziała, że rozmawia ze mną albo z dziadkiem i mnie wołała żeby pomasowała jej rękę. Na pogrzebie jak wsadzali ją do piachu to chyba wtedy do mnie dotarło, że nie zobaczę babci, bo się rozpłakałam jak bóbr chociaż tak strasznie nie chciałam przy innych. Potem był jakiś zasrany obiad na który przyszła rodzina aby się nażreć. Nawet nie znałam połowy z nich, ale wkurwiało mnie niesamowicie, że się śmieją i w sumie to mają to w dupie co było z jakąś godzinę temu i jeszcze wpychali we mnie schabowego - no kurwa, może jeszcze frytki i deser lodowy z fajerwerkami trzeba było zamówić? W 1 klasie gimnazjum pamiętam, że już drapałam rany. 3 klasie gimnazjum zmarł mój dziadek. To akurat wydarzyło się tak nagle i mnie zaskoczyło. Dziadek miał problemy z sercem, ale przecież zawsze się super trzymał i był mega przystojnym dziadkiem. Zmarł na zawał. Poczuł się źle, pojechał do szpitala i zmarł we śnie w szpitalu. Do dziadka byłam bardzo mocno przywiązana. Dziadek zawsze mi robił mleko w butelce (nawet jak bylam w 3 klasie gimnazjum to piłam mleko z butelki, bo dziadek robił takie smaczne i mleko z butelki mi smakowało lepiej i uwielbiałam ciągnąć za tego cyca xD nawet teraz bym nie pogardziła mlekiem z butelki made by dziadek), spałam z Nim razem i lubiłam zasypiać na dywanie w nogach dziadka jak on siedział an fotelu i oglądał niemiecką telewizję - dziadkowie bardzo dobrze znali język niemiecki i gadali przy mnie po niemiecku żebym nie zrozumiała co mówią, ale co nieco rozumiałam, bo sama oglądałam bajki po niemiecku. W 1szej klasie liceum drapanie nóg było już tak zaawansowane, że nie ubierałam nawet spódniczek z rajstopami (bo o tym żeby mieć gołe nogi t nawet nie było mowy). Na wfie nosiłam tylko długie spodnie. W lecie kiedy było ponad 30 stopni nosiłam długie spodnie. Tylko jak wyjeżdżaliśmy z rodzicami na wakacje za granicę do ciepłych krajów to ubierałam krótkie spodenki, bo miałam w dupie że obcy ludzie zobaczą moje nogi. Na studiach doszło jeszcze wydłubywanie włoskow na nogach. Używam tylko depilatora i czasami zdarza się, że wrastają więc wydłubuje je albo zdrapuję skórę, robiąc ranę, aby dostać się do uwięzionego włoska i go wyjąć. Nie mam problemów z suchą skórą, moje drapanie nóg ma podłoże psychiczne (mój tata robił mi testy na bakterie na nogach - nie wykazały nic). Po prostu mam czasami tak, że muszę rozdrapać rany, bo nie wytrzymam i nie mogę skupić myśli na czymś innym. Czuję się wtedy jakby mnie tysiąc komarów użarło. Ale jak rozdrapię rany to przemywam je spirytusem salicylowym, bo nie chcę dostać zakażenia i czuję się tak beznadziejnie i totalnie do dupy. Jeżeli ktoś chciałby wiedzieć czy to mnie boli? Nie, absolutnie nic. Pływałam w Morzu Martwym, które jest tak słone, że sama/sam się unosisz na wodzie. Zanim weszłam do wody odradzali mi, mówili że nie wytrzymam, bo rany będą mnie tak piekły, a mnie nic nie bolało. Jak tak się zastanawiam czemu to robię tylko na nogach (Okej, czasami zdarza mi się wyciskać pryszcze) to wydaje mi się, że to może być związane z sytuacją z dziadkiem - jak kiedyś się przewróciłam na rolkach i zdarłam sobie kolana to dziadek mi czymś czyścił rany i pamiętam, że to tak piekło, że krzyczałam. Może krzywdzę swoje nogi, bo podświadomie chcę aby ktoś się zaopiekował moimi ranami na nogach? No nie wiem. trochę głupie to się wydaje. Nie wiem czemu robię to tylko na nogach i to tak mocno. Jeżeli jest tutaj ktoś kto ma podobny problem właśnie związany tylko z nogami proszę odezwij się. Chciałabym wiedzieć jak inne osoby z natręctwem dotyczącym drapania, sobie radzą.
-
Staram się to być otwarta tutaj, bo myślę, że to mi pomoże. I chyba coś w tym jest, że wyrzucając z siebie to co leży na sercu chyba jest mi lepiej. Zresztą chcę realnej pomocy i coś zrobić. nigdy orłem nie byłam - tzn nie umiałam pisać wypracować, rozprawek i reszty form pisemnych. I tutaj zawsze brałam poprawkę na oceny. I oceny z polskiego akurat nigdy mnie nie bolały, bo wiedziałam, że nigdy nie pójdę na kierunek humanistyczny, bo się po prostu nie nadaję i tego nie lubię. No dobra, raz mnie zabolało jak wkładając bardzo dużo wysiłku, odnosząc się do literatury poważnej, dając do sprawdzenia rozprawkę innej nauczycielce polskiego nagle dostałam 4kę gdy uważałam, że powinnam dostać conajmniej 5tkę i ta nauczycielka, która to sprawdzała powiedziała, że 6tkę by za to spokojnie dała. Od tego czasu nigdy już nie napisałam ani jednego opowiadania do szkoły - no chyba, że trzeba było pisać na lekcji w szkole. Potem już pisała moja mama, bo ja jej powiedziałąm, że chociaż miałaby mnie z domu wyrzucić nie napiszę już więcej wypracowania, bo nie ma sensu się starać skoro dostanę 4kę, a ja byle gówna "na odwal się" pisać nie będę. Co było zabawne też dostawała 4ki, starając się napisać naprawdę zgrabne rzeczy. I o dziwo, 4ki z polskiego nigdy mnie nie irytowały. Natomiast 4ki z innych przedmiotów już tak. Krótkie paznokcie dużo nie dają, bo jak nie mam czym zdrapywać ran to robię to albo cążkami do skórek albo pęsetą. Jak już pozdrapię to co miałam to przemywam rany spirytusem salicylowym, bo nie chcę dostać zakażenia - już jestem tak nieczuła na spirytus, że nie boli mnie to jak rany nim polewam. Leginsy się nie sprawdzają - są zbyt elastyczne i da się drapać nogi mając leginsy na sobie. Przyległe jeansy jakoś dają radę, ale tylko jak je zdejmę to od razu rozdrapuję wszystko co się da. Co ciekawe tylko na nogach. Kiedyś jeszcze rozdrapywałam na karku, ale to mi jakoś minęło. Lubię jeszcze na twarzy wyciskać, ale od czasu jak jem lepiej pojawia mi się mało syfów - mniej powodów do skubania. Ale na rozdrapywanie na twarzy nigdy nie było w takiej skali jak na nogach. Jedyne co utrudnia tą czynność to gdy jestem na uczelni, w pracy albo gdzieś poza domem - wtedy nawet nie myślę o drapaniu. To kwestia tego, że są inni ludzie w pobliżu. Czasami myślę o tym, że może gdybym mieszkała razem z kimś w jednym pokoju to byłoby mniej powodów do drapania. Na razie nie pracuję w zawodzie, bo ciągle jak zaczynam studia boję się, że nie dałabym rady tego pogodzić. Na razie pracuję w kawiarni, bo strasznie lubię robić kawę - to mnie odpręża i lubię to :) I o dziwo, mam naprawdę mega spoko dziewczyny w pracy. Na początku jakoś ciężko było nam się dogadać, ale potem dało radę i jest naprawdę fajnie :) Chociaż z tego co czytałam to kawa nie jest zalecana w nerwicach natręctw i depresajch, bo wypłukuje magnez, ale lubię ją pić i lubię jej zapach. Udzielam również korepetycje z matematyki i mikroekonomii matematycznej. Nie piszę w C. C mi jakoś nie przypasował. Uczę się Javy, Ruby (dokładniej railsów) i pythona + wiadomo front-end. Jestem trochę leniuszkiem i nie mogę się ogarnąć z cv żeby zrobić coś fajnego na githuba więc stwierdziłam, że idę na kurs, którego założeniem jest zrobienie cv i na koniec organizują spotkania pracodawcy-kandydaci. W czerwcu będę miała uzbierane 20tyś, ale chcę wyjechać do Anglii do pracy i przywieźć ze sobą kolejne 20 tyś i wtedy pójść na ten kurs (jego koszt to 10 tyś.). Podczas kursu będzie mi ciężej zrezygnować z niego jak będę musiała wydać na niego kasę, którą sama ciężko zarabiałam i oszczędzałam - m.in pracująć w kawiarni, w Amazonie na pakowaniu paczek, dając korepetycje itd Z perfekcjonizmem nie skończyłam. Chyba za bardzo go lubię. To tak jakby część mnie.
-
Witam w #klub26. Też mam 26 lat. Nie umiem skończyć nawet 1 roku studiów, bo boję się egzaminów i kolokwiów i jak mam pójść na nei to wpadam w taką histerię, że nie umiem na spokojnie usiąść i się uczyć. Jak wpadam w histerię to kończy się to tym, że padam po takiej histerii ze zmęczenia do łóżka i leżę aż nie muszę wstać myśląc, że jestem "życiową spierdoliną, bo nawet debile z liceum pokończyli licencjaty, a ja nie umiem". Też myślę o tym, że trzeba się ogarnąć. Co do akceptacji siebie - zaczęłam myśleć o tym tak. Okej, może i niektórzy pokończyli studia, ale co z tego jak skończyli coś typu "Rolnictwo", a nawet nie mają ziemi i są nijakimi ludźmi nudnymi jak flaczki z olejem. Nie mamy 50tki. Jesteśmy jeszcze młodzi i chcemy się ogarnąć, a jak się ogarniemy to zrobimy to zajebiście dobrze i sukcesy innych przy naszych będą słabe :) Dzisiaj tak jakoś pozytywnie wyszło, ale jeszcze miesiąc temu jechałam tramwajem i zastanawiałam się gdzie się powiesić. Barikello czy byłeś ze swoim problemem u specjalisty?
-
Cześć frusowa! To co od razu rzuciło mi się w oczy to fakt, że terapię jak sama napisałaś masz co 2-3 tygodnie. Wydaje mi się, że to za rzadko.
-
Witaj w rodzinie! :) to jest chyba najlepsza rzecz na tym forum, że możesz się dzielić z innymi problemami i to pomaga w pozbyciu się tego co nam leży na sercu. Pamiętaj, że na efekty leków trzeba czekać! Czasami trzeba je zmienić nawet po parę razy. Leczenie lekami to nie jest hop siup. Nie można się przejmować jak jakieś nie dają super efektów od razu. Trzeba mieć na to wywalone i na spokojnie spróbować czegoś innego. ja to sobie zawsze tłumaczę tak: kobiety które biorą ślub szukają najładniejszej dla nich sukni ślubnej po sto razy, a więc i ja teraz muszę zmienić moją obecną suknię ślubną na inną, bo nie wyglądam w niej tak dobrze jak modelka z katalogu i ten krój mi nie pasuje. wow, zaimponowałaś mi! serio! że miałaś tyle siły żeby walczyć. Ja się niestety często poddaję jak coś idzie nie po mojej myśli i nie ma kogoś kto mnie popchnie. Wydaje mi isę, że naprawę jesteś silną osobą i wierzę, że Ci się uda :) Ale pamiętaj na spokojnie podejdź do sprawy leków. Mimo że to co miałeś fajne nie jest, to sposób w jaki to opowiadasz sprawia, że aż mi się gęba szczerzy ze śmiechu Mam nadzieję, że Cię nie obraziłam. też zrobię <3
-
Mój tata jest bardzo pedantyczny. Wymagali ode mnie dużo, bo są lekarzami. Teraz czasami podczas rozmowy z mamą słychać, że martwi się o mnie i mówi, że chce żebym była szczęśliwa. Nie wie, że nie jestem na studiach, coś podejrzewa mimo faktu, że zrobiłam własny dziekanat i wpisałam sobie oceny - ach te plusy gdy się umie programować Przez przypadek dowiedziała się o tym, że chodzę do psychiatry. Trochę się tym przejęła. Ale z tatą to mam słaby kontakt, praktycznie zerowy. Ciężko się z nim gada. Jak przyjeżdżam czasami do nich do domu to kontakt z nim polega na ukrywaniu przed nim swoich nogi, bo wiem, że jak tylko je zauważy to zaraz powie, że znowu mam podrapane, a ja sobie wtedy myślę "że przecież widzę bo ślepa nie jestem." Wiem, że to lanie za czwórkę było dziwne. Szczególnie, że ja wtedy nei rozumiałam co źle zrobiłam, ale na szczęście po rozmowie mojej mamy z wychowawczynią już nie dostałam nigdy lania za słabą ocenę. Chyba jej się głupio zrobiło. Ale sam fakt lania ze to, siedzi we mnie mocno i mam o to żal. Bo zanim do rodziców się przeprowadziłam to tylko raz dostałam od dziadka lanie - nazwałam babcię głupią starą małpą (tak, to było najgorsze przekleństwo jakie umiałam ) i wiem, że za to mi się należało, bo babcia była kochana, a ja już nie pamiętam czego nie chciałam zrobić i tak głupio jej powiedziałam, ale potem ją przeprosiłam, bo mi głupio było. Z tym "wszystko albo nic"| to się zgadza w 100%, bo jak przychodziłam do szkoły i był jakiś sprawdzian, a ja nie umiałam idealnie, to podpisywałam kartkę i oddawałam. Mimo faktu, że mogłabym coś ściągnąć , napisać bzdury czy użyć po prostu mózgu. Raz nawet była sytuacja, że nauczycielka biologii specjalnie posadziła mnie z dobrym uczniem w ostatniej ławce i chciała żebym od niego ściągnęła, a ja nic. Nie ściągnęłam od niego. Mimo naszego gadania i naszej dyskusji głośnej, którą słyszała (raczej aż taką ignorantką nie jest jak ktoś mówi do kogoś "no przepisz to, bo zaraz sam Ci to przepiszę na Twoją kartkę" i "nie, bo mi się nie chce i to nie ma sensu, bo i tak nie będę tego umieć jak przepisze to od Ciebie") nie zwróciła uwagi nam. Za to jak inni postanowili ściągać widząc co się dzieje to zwróciła im uwagę. Pamiętam, że ona coś próbowała ze mną gadać, chyba nawet się przejęła, bo dziwnym trafem kazano mi potem pójść do szkolnej pedagog, ale sami wiecie jak to bywa ze szkolną pedagog. Kazała mi wypełnić jakiś test i usiadła sobie i coś innego robiła zamiast porozmawiać ze mną normalnie . Stwierdzając, że ona ma to w dupie to ja też będę mieć, ale przy tym będzie odrobina frajdy i tak uzupełniałam zdania do uzupełnienia: Kocham... dobrze ugotowane ziemniaki. Płaczę gdy... nie ma ziemniaków w domu. Nie lubię... źle ugotowanych ziemniaków Lubię... ziemniaki, a nawet je kocham. Drugi raz u niej nie byłam, bo miała mnie poinformować o kolejnym spotkaniu, ale chyba "zapomniała" ;D Dziękuję Ci, Przemek, że chciało Ci się przeczytać :) To był dobry krok aby się tutaj zarejestrować. Wszyscy wariaci tutaj są mega mili :) To takie pozytywne jest :)
-
Aligheri ma rację. Rafał, myślę, że jesteś na tyle inteligentny, że wiesz że w Internecie każdy może pisać co chce i różni ludzie tworzą treść. Trzeba brać pod uwagę, że 70% społeczeństwa to debile. I nie, nie chcę Ci powiedzieć, że jesteś debilem, bo uwierzyłeś w treść tworzoną przez m.in. debili, bo każde kłamstwo powtarzane 100krotnie staje się prawdą. I nawet ja wierzyłam debilom. Po prostu trzeba myśleć tak: Każdy to mógł napisać, muszę przefiltrować informację i sprawdzić to przynajmniej: a) u lekarza, b) w literaturze medycznej (która przynajmniej w teorii powinna być przejrzana, ale i tu występują błędy). Wiem, że to nie działa tak, że ktoś Ci powie "Nie rób tego", a Ty powiesz "Okej, spoczko foczko. Już nie robię.". Ja mam problem z rozdrapywaniem ran na nogach i nie działa na mnie to jak tata krzyczy abym tego nie robiła albo gada jakieś głupie docinku w stylu "że jestem debilem, że tak drapię rany, bo będę miała blizny". Wiem, że jest coś takiego, że nagle mnie swędzą nogi jakby tysiąc komarów mnie pogryzło i że muszę zdrapać te strupy, bo jak tego nie zrobię to niczego innego nie będę mogła zrobić. Więc rozumiem Ciebie, że musisz zajrzeć do neta i sprawdzić coś. I Twoją obawę, że słyszysz głosy - to jest autosugestia. Jak coś będziesz sobie wmawiał to tak będzie. Wydaje mi się, że to, że swędzą mnie nogi to też rodzaj autosugestii. Bo jak mogą mnie swędzić nogi skoro się myję codziennie? hahahah a tak serio, jak mogą swędzieć mnie nogi tak jakby tysiąc komarów mnie użarło skoro mnie nie użarł nawet ani jeden. Uważam (ale nie jestem psychologiem, psychiatrą ani psychoterapeutą), ale przede wszystkim do psychiatry i na pierwszej rozmowie powiedzieć mu, że chcesz z nim pogadać i co on o tym uważa i nie chcesz aby od razu Ci wyskakiwał z lekami - przede wszystkim musisz być szczerym z nim. Wiem to okropnie brzmi. Ja jak miałam pójść po raz pierwszy psychiatry to pomyślałam sobie tak "tylko psychiczni ludzie, którzy nie potrafią poradzić sobie z życiem idą do psychiatry, a ja jestem normalna tylko drapię nogi i czasami nie widzę sensu życia i nie chce mi się wychodzić do ludzi". Wydaje mi się, że zaczynasz swoje problemy topić w alkoholu i to nie jest dobre - wow, ale odkrycie może dostanę nagrodę nobla. Każdy inaczej radzi sobie z problemami - jedni piją alkohol, inni palą pety, jeszcze inni samookaleczają się, a jeszcze inni drapią rany. Dobra, wiem, że drapanie ran i robienie sobie strupów to rodzaj samookaleczania, ale nie lubię tak o tym myśleć i to mój problem. Powiem jedno mi pomaga: - ustalanie sobie planu dnia - strasznie tego nienawidzę i dzisiaj tego nie wykonałam i czuję się do dupy, ale jak ustalę sobie plan dnia to ciężej mi zrezygnować z tego co mam zapisane na kartce i mniej myślę o drapaniu ran, a skupiam uwagę na tym co mam do odhaczenia na karteczce - aktywność fizyczna - tak strasznie mi się czasami nie chce, ale ja od swojego psychiatry "dostałam" karne spacerki na początku. Miałam wyjść na 1 godzinę na spacer. Obojętnie gdzie. Tak go nienawidziłam. Tak przeklinałam. Wychodziłam w tłustych włosach i się wkurwiałam, ale w sumie to nawet sporo mi to dało. - prowadzenie dziennika - tzn ja piszę datę, leki, nastrój w skali 10 stopniowej i dlaczego taki i koniec. - dieta - na początku nie stosowałam nie umiałam. Trzeba wprowadzać powolne zmiany. Ja musiałam ograniczyć cukier, bo za dużo go było i miałam bardzo duże zmiany nastroju - i to zauważyłam, że im więcej cukru jadłam tym było gorzej. Wpisz sobie dieta dla osób z depresją. - wypisanie swojego problemy na kartce i powieszenie go w miejscu dla Ciebie widocznym w którym przebywasz i w którym Twój nałóg się objawia. Ja mam coś takiego, że jak siedzę przy biurku i mam ochotę drapać rany i zobaczę moją karteczkę z napisem "Twoim nałogiem jest drapanie ran" to mimo reakcji po przeczytaniu "O ku**a, niesamowite! No nie wiedziałam!" i wkurwienia to zakrywam nogi i powtrzymuję się przed drapaniem. Więc chyba działa. ALE! Mówię, nie jestem ani lekarzem ani psychologiem ani psychoterapeutą. I jeszcze jedno: jak się zdecydujesz aby pójść ze swoim problemem do kogoś to jak Ci nie przypasuje ta osoba to zmień ją. Wiem, że czasami ciężko zmienić, ale nie ma sensu siedzieć i pierdzieć w stołek u kogoś kto Ci nie odpowiada. Trzymaj się, wierzę w Ciebie i nie jesteś debilem! A to jak szkoła zareagowała (a raczej brak reakcji) i Twoja laska (takiego gówna nie można nazwać nawet laską, a mówi to dziewczyna) to jest żałosne. Jak się bardziej ogarnę psychicznie to postanowiłam, że coś z tym zrobię, bo to przykre, że fajni ludzie są obrażani przez idiotów i traktowani przez rasę ludzi nazywaną przeze mnie "gówno" na ich poziomie czyli gównianym.
-
Cześć! Nazywam się Paulina i mam 26 lat. Trochę wstydzę się swojego wieku, bo wydaje mi się, że jestem strasznie stara i niczego nie osiągnęłam. Że inni już pokończyli studia itd. Przez ostatnie 5 lat studiowałam, a raczej próbowałam studiować i pracować. Zawsze przed każdym egzaminem i kolokwium miałam paniczny lęk. Nie byłam w stanie wyjść z domu, bo tak mnie to przerażało i płakałam jak jakaś histeryczka - wiem, to głupie. Ale jak już poszłam to nie miałam problemu aby zdobyć 5tkę z analizy matematycznej czy z algebry i tego typu przedmiotów. Niestety jak wpadłam w histerię z powodu stresu to nie byłam w stanie nawet usiąść i się uspokoić, bo krążyły mi po głowie myśli "jestem debilem", "nawet więksi debile z liceum, którzy mieli problemy z matematyką pozwalali egzaminy na studiach". Raz udało mi się zaliczyć sesję i miałam średnią 4,68 na kierunku informatyka i ekonometria, ale przez to że zawsze dawałam lewe zwolnienia lekarskie (powiedzmy sobie szczerze to nie jest ciężkie zrobić sobie lewe zwolnienie) to przenosiłam sobie rzeczy na inny termin, a potem tyle się tego zebrało, że nie byłam w stanie ogarnąć i wpadłam znowu w jakiś swój dziwny nastrój. Można by było zadać pytanie: Dlaczego nie poszłaś i nie napisałaś tego tak jak umiesz? Bo ja nie lubię ocen mniejszych niż 5 i jeżeli nie byłam tak idealnie nauczona jak powinnam być to uważałam, że nie mogę pójść. 19 lat wcześniej... Do 7 roku życia wychowywałam się u dziadków i z nimi mieszkałam, bo rodzice wtedy dużo pracowali i już mieli kim się zajmować (moimi siostrami). I w sumie to był najlepszy czas w moim życiu - taki beztroski i jak to dziadkowie rozpieszczali swoją najukochańszą wnuczkę jak mogli. Ale nadszedł czas kiedy musiałam pójść do szkoły i wróciłam do rodziców i sióstr. Było inaczej i strasznie brakowało mi dziadków z którymi gadałam o wszystkim, jadłam podwieczorki i grałam w różne gry planszowe. Rodzice pracowali od rana do wieczora, a rozmowy z nimi polegały na tym, że ja mówiłam jakie oceny dostałam. Nawet na dzień matki w szkole zaprosiłam dziadka. Pamiętam, że po raz pierwszy jak dostałam 4kę (zamiast niebieskim długopisem napisałam zadanie domowe czerownym, bo zgubiłam niebieski) dostałam lanie. Dowiedziała się o tym nauczycielka, bo powiedziałam jej, że muszę dostać 5tkę i mogę zrobić jakieś dodatkowe zadanie w ramach poprawy oceny, bo za 4kę dostanę lanie. Wezwałą mamę, pogadała i potem już sytuacja zrobiła się znacznie lepsza - już nie dostałam lania za ocenę. A i tak nadal byłam bardzo dobrym uczniem. Średnia 5,5 albo i więcej. Zawsze aktywna aby reprezentować szkołę w konkursach matematycznych i sportowych. Bo naprawdę lubię się uczyć. Ale już wtedy zaczął się mój okropny nałóg z drapaniem ran na nogach. W 6tej klasie umarła mi babcia, która mnie wychowywała. GIMNAZJUM Potem poszłam do gimnazjum katolickiego, bo było bardzo dobre. 1 klasa gimnazjum nadal bardzo dobra średnia powyżej 5, ale nauczycielki matematyki były takie do dupy. Bardzo dobrze uczyły, ale tylko to co miały w programie nauczania a co już umiałam, bo na konkursy matematyczne w podstawówce musiałam opanować materiał z gimnazjum. I mimo moich próśb dotyczących konkursów matematycznych czy są jakieś zajęcia dodatkowe przygotowujące do konkursów typu kangur itp to im się po prostu nie chciało - i to jest przykre. Tutaj nastąpiło pogłębienie się mojego nawyku drapania ran na nogach. I druga klasa gimnazjum po raz pierwszy nie miałam świadectwa z paskiem. I w sumie nie wiem dlaczego, bo nie miałam problemów z rówieśnikami. Nawet jeżeli ktoś by próbował mnie prześladować to umiałam sobie poradzić. Miałam 2kę bardzo bliskich znajomych. 3 klasa to już była tragedia. Spadłam do średniej 3,5. I nawet ksiądz dyrektor był zaskoczony, że napisałam test gimbazjalny 93/100, a ja wiedziałam, że z palcem w dupie to zrobiłam. Ja nie wiem czy on myślał, że jak ktoś miał słabą średnią to znaczy, że jest debilem? tak, tak myślał. No bądźmy szczerzy wystarczy się trochę pouczyć, a niektóre rzeczy przećwiczyć - nie trzeba być geniuszem. W 3 klasie umarł dziadek, który mnie wychowywał, a moja niezbyt inteligentna wychowawczyni, z którą gadałam przez telefon jako moja mama i się nawet nie zorientowała, zaproponowała mi, że "może po pogrzebie przyjdę na zdjęcie klasowe? że może zdążę" - w tym dniu miało być zdjęcie klasowe. LICEUM Liceum - nadal zostałam w salezjanach. Robili jakąś tam śmieszną rekrutację, ale prawda była taka, że przyjmowali wszystkich którzy płacili czesne. No chyba, że byłeś/aś zbyt dużym debilem to nie przyjęli, ale każdy kto był w gimnazjum w tej szkole dostał się do liceum. O ile gimnazjum było do dupy do liceum było jeszcze bardziej chujowe. Nie miałam ochoty chodzić i patrzeć na niektórych ludzi (o ile nie na wszystkich). Nie, że ich nie lubiłam, ale miałam stosunek obojętny i po prostu nie miałam ochoty. Zaczęłam wagarować. Nie, nie zaczęłam pić i palić, bo... żal by mi było wydawać kasę na jakieś tanie piwo i papierosy. Zresztą ja piwa nie lubię ani petów nie lubię. I nigdy nie ruszyłam narkotyków, bo nie chciałam i nie czułam potrzeby bycia fajną. Ale miałam swój inny nałóg - drapanie ran, nóg, skubanie, wyciskanie. Nie mogłam przez to nosić krótkich spodni nawet na wfie. Raz ubrałam i laska, która prowadziła wf zaczęła się pytać mojej koleżanki czy rodzice mnie nie przypalają petami. Myślałam, że padnę jak to usłyszałam - tak, śmieszyło mnie to. Moi rodzice nie palą papierosów. Ale jedno było dobre - nie plotkowała o tym z innymi, ale też nigdy się mnie nie zapytała o co z tym chodzi, bo już potem nigdy nie przyszłam na wf w krótkich spodenkach i się bardzo dobrze ukrywałam z moimi nogami przebierając się w toalecie. Co do wagarowania... to może niektórych to zdziwi, ale albo zostawałam w domu jeżeli rodziców albo babci nie było albo chodziłam do biblioteki publicznej i tam siedziałam i uczyłam się, bo o ile udawałam, że mi nie zależało to jednak zależało - debilem nie chciałam być. Z powodu wagarów powtarzałam drugą klasę - miałam szansę aby jakoś "uratować się", ale zdecyowałam, że za dużo rzeczy sobie odpuściłam w 2giej klasie i lepiej jak powtórzę materiał jeszcze raz. Chciałam zdawać maturę z angielskiego, matematyki, fizyki i geografii rozszerzonej, i z podstaw z niemieckiego. Pamiętam pierwszą lekcję z ludźmi z którymi powtarzałam klasę - śmieszyło mnie jak była moja pierwsza lekcja matematyki i nauczycielka, która została wtedy moją wychowawczynią, zawołała mnie do najtrudniejszego przykładu - to spojrzenie klasy jakby się spodziewali, że to żart "bo ona powtarzała klasę i przecież tego nie zrobi", a ja rozwiązałam go z palcem w dupie i w stronę "nowej klasy" powiedziałam "Taki banalny przykład to nawet debil zrobi" i wtedy zaczęły się pytania "skoro to umiem to czemu powtarzam rok", a ja zawsze odpowiadałam "bo jestem debilem". Ale mimo powtarzania klasy znowu zaczęłam wagarować. Znowu nie miałam ochoty widzieć ludzi, wychodzić z domu. Chyba najgorszy był moment jak kiedyś tata niespodziewanie "wpadł" do domu, bo czegoś zapomniał, a ja nie poszłam do szkoły. Zamknęłam się wtedy w pokoju, pamiętam jak był wkurzony i nie był pewien czy zamknęłam drzwi od pokoju i wyszłam z mieszkania czy jestem w pokoju, a ja tak cholernie nie miałam ochoty wyjść z pokoju, ale też nie chciałam nikomu robić na złość. 20 minut póżniej wyszedł z domu, ponieważ musiał wrócić do pracy - czasami sobie myślę, że to chore i dziwne i gdybym miała oceniać takie zachowanie z boku to powiedziałabym, że to psychiczne. 2 klasa skończyła się warunkiem z historii, który musiałam zdawać we wrześniu i zaczęłam uczyć się do niego 4 dni przed, ale zdałam na 95%. Pamiętam, że na moim warunku był ksiądz dyrektor, moj nauczyciel historii i inny nauczyciel historii. Było całkiem miło. Najpierw napisałam test, wyszłam na 10 minut z klasy, a po tej krótkiej przerwie odpowiadałam na pytania. Po czym miałam wyjść na 5 minut za drzwi, ale już po 30 sekundach mnie zawołali i powiedzieli "Gratulujemy, zdałaś na 95%", a ja tylko powiedziałam, że "Dziękuję, ale wiedziałam, że to dobrze zdam, bo się w końcu nauczyłam i że przepraszam, że musieli w wakacje przychodzić." 3 klasę też jakoś skończyłam. Napisałam swoje rozszerzone matury na 80% każdą, niemiecki podstawa 96% i polski podstawowy 56% - z polskiego nigdy orłem nie byłam i nie umiałam pisać idealnych wypracowań, ale za to wiedziałam, że humanista ze mnie żaden :) STUDIA Wyniki z matury pozwoliły mi się dostać do Warszawy na uczelnię, ale znowu nie miałam ochoty na nic i w grudniu 2 tygodnie przed świętami podtrącił mnie samochód. Wyglądało to podobno strasznie, bo rozwaliłam głową szybę samochodu i przekoziołkowałam, ale mialam też dużo szczęścia, bo chłopak nie jechał szybko, a ja uderzyłam w tą częścią głowy na której miałam zrobionego koka z włosów, miałam na sobie czapkę i jeszcze kaptur. Ale tak właśnie zakończyła się moja przygoda z SGH, bo stwierdziłam, że nie chcę do Warszawy i wybrałam inne miasto, ale wiedziałam, ze nie chcę ekonomii, bo jest nudna i nijaka i tak jakoś wyszło, że wybrałam ekonometrię i informatykę o której rodzice mi marudzili, bo przecież jest tam tak niski próg punktówy - to prawda, łatwo się dostać, ale ze 180 osób po roku zostaje 50 osób. Dla porównania na 180 osób na ekonomii po roku zostaje 170 osób. Mimo wyboru Poznania znowu coś było nie tak ze mną. Jak wpadłam w histerię, że jestem głupia, nie potrafiłam nauczyć się banalych rzeczy. Drapanie ran jak było tak jest i myślę, że tylko się pogorszyło, bo teraz jak zrobię sobie nogi depilatorem i jestem w stanie wydłubać, wyciskać sobie włoski albo jak zauważę, że rosną pod skórą to drapię skórę aż wydrapię włoska i go wyjmę. ŻYCIE MIŁOSNE: 1) W 3 klasie gimnazjum zaczęłam latać za jednym gościem i mówić, że jestem jego fanką. Trochę się w to wkręciłam, a raczej w niego wkręciłam. A pomyśleć, że wszystko wyszło z głupiego gimbazjalnego zakładu "Jak podlecisz to tego chłopaczka i go przytulisz to dostaniesz 10 zł", a że Paulina nigdy nie odpuszczała to to zrobiłam. Kasy nigdy nie dostałam, bo "dostaniesz 10 zł" nie było brane na poważnie. Trochę go męczyłam. Trochę za bardzo. Biedaczek, ale jakoś wytrzymał. Dobrze, że nigdy nie zadzwonił na policję 2) W 3 klasie liceum "byłam" z takim Piotrkiem. Porażka totalna. Jak ja już się wkręciłam to mu się odwidziało i zaczął chodzić z moją koleżanką. Głupi chuj nawet nie umiał tego w twarz powiedzieć. Miałam mu dać cygara które kupiłam na Kubie i dałam za nie trochę kasy. Teraz się cieszę, że jestem zapominalska i gubię rzeczy, bo właśnie 1000 zł, które za nie mogę dostać poszedłby się zmarnować na kogoś kto nie jest warty grosza. Kto chciał mieć kucharkę, sprzątaczkę i praczkę w domu, a nie partnerkę. Kto wygłaszał ze swoim przyjacielem (który poszedł na kierunek Bezpieczeństwo Narodowe), że kobieta nie może zarabiać więcej od faceta. Miłość jest głucha. 3) To najnowsze. Jak drugi raz byłam na informatyce i ekonometrii złapałam dobry kontakt z wykładowcą. Zaczęłam z Nim gadać na fejsie. Trochę skarżyłam się mu, że duża część studentów to debile, a on mi przyznał rację i mówi, że po prostu to trzeba jakoś znieść i że 70% społeczeństwa to debile - moje oskarżenie wyszło z jednej sytuacji. To chyba była taka przełomowa rozmowa gdy zaczęłam z Nim gadać o swoim życiu. Potem już poleciało, spotkaliśmy się w sesji (bo wtedy jest małe prawdopodobieństwo, że spotka się studentów) i było wiadome, że coś z tego wyjdzie. I wyszło. Wtedy sobie pomyślałam "No świetnie. Gratulacje Paulina, przeleciałaś swojego wykładowcę. Jakby na to nie patrzeć zaliczyłaś jego przedmiot wcześniej niż inni. Hahahhahaha" Zaczęliśmy częściej gadać, w jego gabinecie sex uprawiać, ale... On ma żonę, 2kę dzieci i nie zostawi ich. Nie był tego w stanie zrobić dla innej dziewczyny w której był zakochany jak miał 30 lat i nie jest w stanie zrobić tego dla mnie gdy ma 49 lat. Powiedział, że mnie kocha, ale to nie ten sam rodzaj miłości, który ja do niego czuję. Wie o moich nogach, wie że byłam u psychiatry. Mówi, że chce mi pomóc, ale nie wie jak. Od jakiegoś czasu już nie pracuje na tej uczelni. W sumie to ostatnio się tylko kłócimy. Teraz od długiego czasu nie odzywamy się do siebie. I nie lubię tego. Przykro mi z tego powodu. Ale może to dobrze? Może ja dojrzałam do tego aby podziękować za taki "związek"? Ja potrzebuję kogoś 24h/7, a nie tylko wtedy jak jego żony nie ma. To tak w "skrócie", ale i tak mam wrażenie, że jest tu straszny bałagan. Chyba musiałam wyrzucić to z siebie. Dla tych którym się nie chce czytać specjalna wersja PROFIL Imię: Paulina Wiek: 26 Moje zainsteresowania: programowanie, marketing, harry potter, sposoby oszczędzania pieniędzy, matematyka. Nałóg: drapie/skubie/rozdrapuje/wydusza rany na nogach, nie pali, nie pije piwa, wódka/whiskey raz na pół roku, narkotyków spróbowała 2 razy - marihuana i uważa, że to nic specjalnego poza tym, że zyskujesz super moc zjedzenia 6 tabliczek czekolady milki jogurtowej (żal kasy aby wydawać na to) Lubi: kawę, parzyć kawę, uczyć się robić wzorki na kawie i rozwiązywać zadania z matmy oglądając głupie seriale takie jak Szkoła, 19+ itp (wiem, że to żałosne xP ale kto nie ogląda niech pierwszy rzuci kamieniem) Nie lubi: - ludzi którzy nie potrafią kulturalnie wchodzić do tramwaju tylko się pchają i którzy stoją przy wejściu robiąc sztuczny tłok - klientów w kawiarni, którzy awanturują się że aż 5 minut czekają na kawę widząc, że jestem sama, przyszło do odbioru zamówienie za które trzeba zapłacić i włożyć do lodówki, bo inaczej się rozmrozi, a jeszcze do obsłużenia ma 5 innych zamówień w stylu koktail czy deser lodowy, który robi się dłużej niż kawę - idiotów na studiach, a szczególnie takich którzy obrażają starszego człowieka na wykładzie, który jest naprawdę kochany w stosunku do studentów chociaż nie umie tłumaczyć materiału, ale przeciągnie Cię na ostatnim terminie chociażby miał Cię sam nauczyć - śmiecenia! nienawidzę ludzi, którzy śmiecą i za to uwielbiam Singapur w którym są wielkie kary za śmiecenie. Jeżeli chodzi o stan moich nóg i jak wyglądają dołączę zdjęcie w wątku który jest związany z nerwicami. Przyszłam tu po to aby znaleźć osoby, które mają podobny problem i od nich dowiedzieć się jak sobie z nim radzą.