Skocz do zawartości
Nerwica.com

19ruda87

Użytkownik
  • Postów

    365
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez 19ruda87

  1. Kolejna sesja za mną. Emocje dały znać o sobie. Poczułam je bardzo dokładnie. Wydobywały się z ciała. Nieprzyjemne drżenia wewnątrz mnie. Ból serca. Sztywność mięśni. Suchość w ustach i oddech. Oddech ciężki jak diabli. Strach. Lęk. Ból. Wstyd. Upokorzenie. Złość. Nienawiść. Wszystko naraz. Aż nadto. Zdecydowałam się poruszyć temat pierwszego gwałtu. Sądzę, że był to akt desperacji z mojej strony. Kolejny przejaw mojej autodestrukcji. Po tej cholernej pustce chciałam czuć. Poczuć cokolwiek. I osiągnęłam to. Czy dobrze zrobiłam, tego jeszcze nie wiem. Jest to najgorsze wspomnienie. Chyba nic nie potrafi upokorzyć kobiety tak jak gwałt. W jednej chwili zawala się cały świat. Bezpieczny świat. Wszystko przestaje mieć sens. Nic się nie liczy. Zostaje ból. Wstyd. Upokorzenie. Udało mi się co nie co powiedzieć. Wydusić z siebie emocje, które mi towarzyszyły. Jak na mnie to i tak zostało dużo powiedziane. Nie sądziłam, że będzie to takie trudne wyzwanie. Jednak przerosło mnie to wszystko. Starałam się najlepiej jak mogłam. Na więcej nie było mnie stać. Pierwszy raz w życiu byłam w dwóch miejscach naraz. Przeszłość i teraźniejszość. Zamykając oczy widziałam ten pokój, to łóżko. I jego. Sukinsyn. Wszystko wróciło. Każdy szczegół. Myśl. Emocje. Otwierając oczy byłam tu i teraz. Bezpieczna. Dziwne odczucie. Gdyby nie terapeutka to zatopiłabym się we wspomnieniach i zadręczała tym wszystkim od nowa. Taki był początkowy zamysł, jednak cieszę się że pomogła mi wrócić do teraźniejszości. Nie chcę tam wracać. Przynajmniej nie teraz. To za bardzo bolesne.
  2. Nowa ja Mam nadzieję, że się nie przestraszycie. Taki potworek ze mnie
  3. Powiem Wam szczerze, że takie prowokacje i wyzwiska troszkę są dla mnie rażące. Jesteśmy tu aby się wspierać, wygadać a nie po to by obrażać drugą osobę. Widzę, że robi się tu całkowity burdel i trzeba będzie spadać. W takiej atmosferze człowiek bardziej się dobija i napiera w autodestrukcję. Nie rozumiem tego. Widocznie mało wiem o życiu.
  4. Widzę że dyskusja trwa dalej w najlepsze. Jak dobrze, że ja się troszkę uspokoiłam i chwilowo nie mam żadnych jazd.
  5. Naemo wrzuć na luz. Nie warto. Nie chcesz tego. To Twoja chora strona chce Cię skrzywdzić. Ty racjonalna zacznij walczyć.
  6. Od dziś nowe leki. Pierwsza dawka zażyta. Zobaczymy jak się przyjmą. Teraz biorę Lamitrin 75mg, Efectin Er 75mg i Arypiprazol 5mg. Do tego Afobam 0,5mg. Za parę dni mam zwiększyć Lamitrin do 100mg i Arypiprazol do 10mg.
  7. Cały dzień poza domem. Taki wypad dobrze mi zrobił. Z daleka od całej tej toksycznej sytuacji rodzinnej. Najpierw terapia. Problemy z dojazdem. Lęk. Ale dałam radę. Sesja na plus. Duży plus. Wyciszona i spokojona wyszłam z gabinetu. Nie wiem jak i co T ze mną robi, ale to działa. Dzięki tym wizytą czuję się dobrze. Złe myśli odchodzą. Napęd i ochota do życia wzrasta. Samoocena również idzie w górę. Czy to za sprawą zrozumienia i akceptacji? Być może. Nie czuję się oceniana. Ani gorsza. Czuję się normalnie, tak po prostu. Jak równy z równym. Terapia jest moją jedyną szansą na normalne życie. Na pozbycie się destrukcyjnych zachowań. Każda sesja daje mi dużo cennych wskazówek. Pobudza mój umysł do pracy. Załączam myślenie. Ale nie takie zwykłe. To zupełnie coś innego. Praca nad schematami. Wgląd. Analiza. Dobre i złe strony. Po terapii miałam 3 godziny oczekiwania na wizytę u lekarza. Spędziłam je aktywnie. Spacerując po mieście. Pogoda dopisała. Było tak miło i spokojnie. Zero stresu. Niechcianych myśli. Lęku. Liczyło się tu i teraz. W niektórych miejscach miłe wspomnienia wróciły. Uśmiech na twarzy się pojawił. Ach to były czasy. Brakuje mi ich. Bardzo stresowałam się wizytą u lekarza. Bałam się jego reakcji. Gorsze dni ostatnio, kiepskie samopoczucie, myśli samobójcze i pojawiła się obawa, że skieruje mnie do szpitala. Na szczęście nie taki diabeł straszny jak go malują. Wizyta przebiegła pomyślnie. Dobrze się rozmawiało. Na luzie. Dostałam kolejne leki do kolekcji. Może w końcu mój nastrój się ustabilizuje. Oby. Pan doktor również potwierdził słowa mojej terapeutki. Że mam bardzo dużą wiedzę i znakomity wgląd w siebie ale nie potrafię przełożyć tego na czyny. Jestem doskonałym obserwatorem. I odcinam się całkowicie od emocji. Inteligencja to jedno a emocjonalność drugie. Pod tym względem jestem całkowicie rozchwiana. Ogólnie spotkanie w porządku. Nastrój dalej ok. Więcej pewności siebie. Chęci. Odwagi. Z bananem na twarzy wracałam do domu. A tu jak zwykle schody. Ehh. Próba podjęcia rozmowy z mężem. To był zły pomysł. Skończyło się to stwierdzeniem z jego strony: "po co zakładałaś rodzinę. Kiedyś taka nie byłaś. To ty się zmieniłaś. Moi rodzice nie mają nic z tym wspólnego. To tobie nic nie pasuje. Jak chcesz to się rozwiedziemy. Mam już dość tego wszystkiego". Mniej więcej tak to wyglądało. Nie omieszkał również stwierdzić, że znów wydałam bezsensownie pieniądze na terapię i lekarza. Mam się po prostu wziąć w garść i nie wymyślać. A o lekach już nie wspomnę. Nie akceptuje ich delikatnie mówiąc. Oczywiście mój nastrój poleciał ostro w dół. Starałam się wytłumaczyć mój stan aby zrozumiał mój problem, a dostałam z liścia w twarz. Zostałam z tym wszystkim dalej sama. Ehh. I po co ja się staram. Szkoda gadać. Podsumowując: moje życie jest warte tylko dla mnie. Oczywiście w fazach normalności. Inaczej chce się zniszczyć. Nikogo innego nie obchodzi. Kolejny zbędny balast. Takie sytuacje jak ta odbierają chęci i nadzieje. Skrzydła znów podcięte. Motywacji brak. Znów kryzys. Pesymistyczne myśli. Krytyczne spojrzenie. Autodestrukcja zaczyna się odzywać. Emocje w środku roznoszą. Skrajność to cała ja. A depresja i borderline to wymysł mojej wyobraźni.
  8. ​Ehh... Zbyt pięknie było. Szlak mnie zaraz trafi. Niby nic. A jednak pobudziło mój organizm. Iskierki przed oczami. Jakby z ogniska. Dezorientacja. Automat załączony. Pojawił się lęk. Niepokój. Pierwsze symptomy. Zaczynam dygotać. Serce wali jak oszalałe. Drżenie rąk. Oddech przyśpiesza. Strach przybiera na sile. Staram się uspokoić. Nie mogę. Mięśnie powoli odmawiają posłuszeństwa. Zaraz odlece. Siadam na łóżku. Omdlenie. Boję się. Myśli katują mój umysł. Nic nie jest racjonalne. Wszystko odległe. Obce. Hiperwentylacja. Ruda uspokuj się! Dasz radę! To tylko panika! Zaraz przejdzie. Przeczekaj. Nie myśl! Nie walcz! To nie pomaga. Nie nakręcaj się. To na nic. Potęgujesz swój lęk - powtarzam sobie w głowie. Gdyby to było takie proste... Fajek za fajkiem. Nie mogę znaleźć sobie miejsca. Nogi chodzą. Ból zaczyna doskwierać. Mięśnie sztywnieją. Zaczynam wariować. Zatracać się w tym wszystkim. Siadam. Trzęsie mym ciałem. Serce dalej wali jak młot. Oddech wciąż przyspiesza. Analiza. Niepokój. Strach. Lęk. Rozdrażnienie. Uczucie odrealnienia. Całkowite odcięcie. Nie panuje nad ciałem. To zbyt silne. Za słaba jestem. Nie potrafię tego zatrzymać. Ten stan. To nie do wytrzymania. Coś mnie wzywa. Uśmiecha się do mnie. Szeptem woła: weź mnie. Afobam. Przyjaciel. Pomoże. Wyciszy. Uspokoi. Poddaje się. Biorę tabletkę. Chcę to zakończyć. Zbyt długo to trwa. Rozbicie. Pustka. Dziwne odczucia. Mój mózg wysiadł. Odmówił posłuszeństwa. Czas odpocząć. Zregenerować siły. Sen. Tego mi teraz najbardziej potrzeba... Reset systemu.
  9. Zapraszam na mojego bloga w którym opisuje swoje przeżycia, myśli i uczucia. Moje życie to nieustająca walka pomiędzy dwoma światami. Walka z sama z sobą. Mam nadzieję że się Wam spodoba. I każdy znajdzie coś dla siebie. https://agmatarek.wordpress.com/
  10. Zapraszam na mojego bloga w którym opisuje swoje przeżycia, myśli i uczucia. Mam nadzieję że się Wam spodoba. https://agmatarek.wordpress.com/
  11. ​Nowy dzień. Dzień przemyśleń. Decyzji. Nowych szans. Chęci. Motywacji. Zmiany. Wczorajsze popołudnie dało w kość. Łóżko. Zniechęcenie. Dół. Wielki dół. Spadek energii. Marzenia o śmierci. Samozniszczeniu. Morze łez wylanych. Chyba tak musiało być. Dostałam potężnego kopa. Kopa do życia. Czuję się oczyszczona. Ulżyło mi. Chcę walczyć. Chcę być szczęśliwa. Zmienić się. Dla siebie i syna. Muszę dać radę. Muszę wziąć się w garść. Przestać użalać. I nauczyć się żyć. Bo jak nie ja to kto. Musi być dobrze. Mam dla kogo żyć. Syn dodaje motywacji. Mobilizuje. Uśmiech jakim mnie obdarza, wynagradza wszystko. Ten cały ból. Czas zostawić przeszłość za sobą. Pogodzić się. By móc iść dalej. Z podniesionym czołem. By móc powiedzieć, że było warto. Chcę podjąć się walki. Walki o siebie. Swoje zdrowie. Wiem że to trudne. Będą momenty zwątpienia. Buntu. Oporu. Ale chcę spróbować. By nie żałować. Wiem, że mogę liczyć na pomoc. Muszę ją tylko przyjąć. Zaufać. Uwierzyć. Przełamać lęk. Lęk przed bliskością. A najważniejsze, nie poddawać się. I dążyć do celu. Jestem zmotywowana. Gotowa. Do pracy. Ciężkiej pracy. O lepsze jutro. Życie. Moje życie. ​Dzisiejsza sesja bardzo udana. Powoli zbliżam sie do T. Zaczynam ufać. Czuć się swobodnie. Otwierać. Mówić. Prowadzić otwarty dialog. Brak wycofania. Konsekwencja. Duży sukces. Moc. Siła. Odwaga. Dosłowne szaleństwo. Słowa T były trafne. Podbudowały mnie i zmotywowały. Nie żałuję. Chcę iść dalej. Za ciosem. Póki chęci i wiara trzyma mnie przy życiu. Będzie dobrze. Musi być. Dam radę. Wierzę że się uda. Że zmiana jest możliwa. Ciężka praca przede mną. Ale wszystko może się zdarzyć. Jestem dobrej myśli. To ja jestem odpowiedzialna za siebie. Swoje życie. I tylko ode mnie zależy jak się ono dalej potoczy. Silniejsza. Zmotywowana. Z nadzieją. Wiarą. Wolą życia.
  12. Ehh. Jestem uziemiona na minimum 3 tygodnie. Nie mam siły by walczyć
  13. ​Wszystko jest nie tak. Nic się nie układa. To jakiś znak. Głupia byłam sądząc że zmiana jest możliwa. Powinnam znać swoje miejsce. I siedzieć cicho. Pogodzić się z tym wszystkim. Przecież nic mnie dobrego nie czeka. Ciągle ktoś musi być ważniejszy. Ehh… Moje „ja” się nie liczy i nigdy nie liczyło. Nikomu na mnie nie zależy. Samotność jest moim przeznaczeniem. Kolejna kłótnia z mężem. Ostra wymiana zdań. Znów przegrałam z alkoholem. Jego największą miłością. On zawsze był na pierwszym miejscu. Czuję się jak śmieć. Nic niewarty śmieć. Nawet rzecz jest ważniejsza ode mnie. Zajebista miłość. Miałam dziś sesję. Nie dotarłam. Nie miałam czym. Szanowny Pan i Władca miał mnie w dupie. Nie zawiózł mnie. Musiał się Książę wyspać. Wytrzeźwieć. Sukinkot. Gdyby nie noga. Ta cholerna noga. Sama bym pojechała. A tak jestem zależna. Bezsilna. Potrzebuję łaski. Emocje mnie rozpierdalają. Muszę pożegnać się z terapią. Nie jest mi widocznie pisana. Nie nadaję się. Mam dość walki o siebie w pojedynkę. Bez wsparcia. Bez pomocy. Z wieczną krytyką i wypominaniem. Może mąż ma rację, że powinnam wziąć się w garść i przestać zawracać głowę innym. Że muszę sama sobie poradzić. Ciągle utwierdza mnie w przekonaniu jakim jestem ciężarem dla niego. Jak mu źle ze mną. Że wszystkiemu winna jestem ja. Nie zasługuje na niczyją pomoc. Jestem nikim. Powinnam się poddać. Odejść. To nie ma sensu. Nic nie zmieni. Nie daję rady. Przerosło mnie to wszysko. Lepiej będzie dla wszystkich jak się ulotnie. Nie widzę sensu abym walczyła. To jak walka z wiatrakami. Bez perspektyw na przyszłość. Jest mi źle. Cholernie źle. Nie mogę się podnieść. Cały dzień w łóżku. Zakryta po uszy. Muza na maksa. Nie mam siły. Nie mam chęci. Motywacji do życia. Smutek na twarzy. Ból w sercu. Strata. Łzy. Nie chcę tak! Dlaczego znów ja? Szlak mnie trafia. Czemu nikt mnie nie rozumie? Czemu każdy podcina skrzydła? Czuję się fatalnie. Stany depresyjne wróciły. Znów wewnętrzny krytyk atakuje. Myśli nie dają odporu. Silny przymus skrzywdzenia. Spirala nakręcona na maksa. Autodestrukcja. Marzę o żyletce. Nacięciu. Chcę upoić się tym widokiem. Patrzeć na krew. Tęsknię za tym. Ta ulga. Ukojenie. Ehh. Znów walczę. Ale tym razem chcę przegrać. Dziś po raz kolejny umarła nadzieja. Nadzieja na lepsze życie. Została żałoba. Płacz. Chęć zniszczenia i śmierć. Ona mnie ocali. Skończy to wszystko…
  14. Brałam. Nie mialam skutków ubocznych.
  15. Wracam do rzeczywistości. Teraz mam poczucie winy i wstyd mi. Nie powinnam tak się zachować. To że mam borderline nie jest usprawiedliwieniem. Pojechałam po całości. Do tego stopnia że zaproponowała mi, że jeśli będę chciała to wezwie do mnie pogotowie. I to mnie otrzezwilo. Ocknelan się. Racjonalne myślenie zaczęło wracać. Znów zniszczylam relacje, ważną relacje. Ehh. Miałam silny przymus zniszczenia tej relacji i to osiągnęłam. Kac moralny.
  16. Dałam ponieść się emocjom i zerwałam kontrakt. Wyrzuciłam jej wszystko co leży mi na sercu. Także i tak już po ptakach
  17. Tak, ale nie zmienia to faktu że czuję się upokorzona
  18. Prywatnie chodzę. Byłam w poniedziałek i z góry zapłaciłam za dwie sesje, tzn poniedziałkową i dzisiejszą. I po skończeniu sesji ubrałam się i pożegnałam jak zwykle, a T do mnie, że zapomniałam zapłacić za to spotkanie. Powiedziałam jej że w poniedziałek zapłaciłam, zapomniała o tym. Poczułam się jak naciągacz, oszust. Nigdy nie zdarzyło mi się abym nie zapłaciła. Albo płaciłam po sesji albo z góry. Widać że mi nie ufa, ja jej również. Nie warto dalej tego ciągnąć.
  19. Kontrast szkoda gadać. Dla wszystkich liczy się tylko kasa, nie człowiek. Przykre ale prawdziwe. Poprzednia terapeutka ciągle utwierdzała mnie w przekonaniu że jestem w czarnej dupie, a ta przed którą zaczynałam się otwierać patrzy tylko na kasę. Nie zasługuje na żadną pomoc. Sama sobie poradzę. Nie warto ufać. Same rozczarowania i cierpienie. Ponosi mnie
  20. Ja też już po sesji. Więcej tam nie pójdę. Cholernie źle się czuję. Emocje targają na wszystkie strony. Muszę sobie zaraz zapodać benzo aby to przetrawić. Koniec z terapią, nie potrzebuje jej, nikomu nie warto ufać. Dam sobie sama radę. Wielki dół i wkurw.
  21. Naemo dziękuję. Ale jakoś nie mogę się przyzwyczaić. Jaka ja stara jestem. A rozum 16-tki
  22. Dzisiaj mam dzień lenia. Wolne od pracy, na wieczór terapia. Najchętniej zostalabym w łóżku i przespała ten dzień. Na dodatek dziś kończę 30-tke. Masakra. Przedwczesny kryzys wieku średniego. Z kolejnym rokiem coraz głupsza
  23. Naemo co mi po samoświadomości skoro nie potrafię jej wykorzystać.
  24. C&S hmm... Sądzę że najbardziej boję się bliskości emocjonalnej, której jednocześnie pragnę. Mam również silny lęk przed odrzuceniem, ale ciągle prowokuje do niego. Dochodzi do tego silny strach przed rozsypaniem się, okazaniem uczuć, myśli i emocji. A także przed zwariowaniem, obawiam się że mogę stracić nad sobą całkowitą kontrolę i zrobić coś czego nigdy bym nie zrobiła, np skrzywdzić kogoś.
×