Skocz do zawartości
Nerwica.com

19ruda87

Użytkownik
  • Postów

    365
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez 19ruda87

  1. Milego dnia robaczki Wam zycze :-) ja nastrajam sie bojowo na dzisiejsze spotkanie z terapeutka. Chaos mysli i emocji mna dzis rzadza
  2. Naemo super ze nastroj Ci sie poprawil :-) oby tak dalej. Ja w sumie caly czas jestem w czarnej dupie. Najchetniej bym przespala cale dnie. Emocje dalej mna targaja. Jutro sesja a ja mam ochote zwiac. Jak zwykle bede milczec.
  3. Ja drugi raz w zyciu juz mam problem z kamieniem. Strasznie bolesny problem. Ehh... Staram sie nie rozwiazywac problemow za pomoca alko, bo mialam w wieku nastu lat z tym problem. Od tego czasu nie pije nawet okazjonalnie dla towarzystwa. Po prostu nie lubie. Ale czasem mam ochote to zrobic i trace nad tym kontrole, a pozniej zaluje i wpedzam sie w poczucie winy. Teraz akurat alko jest lekarstwem na moje kamienie ;-) a przy okazji na odstresowanie sie i zapomnienie
  4. Wzielam trzy dni urlopu ze wzgledu na kamienie nerkowe. Nie jestem w stanie pracowac. Poza tym psychicznie siadlam. Wczoraj mialam silna potrzebe pochlastania sie. Dzis w planach mam ochote sie nawalic, by nie myslec, nie czuc tego przekletego bolu ktory jest wewnatrz mnie. Niedosyc ze cierpie psychicznie to jeszcze fizycznie. Mam nadzieje ze ten przeklety kamien w koncu zejdzie ze mnie
  5. U mnie dalej bez zmian. Absolutne dno. Maksymalny dol. Nie bylam w stanie isc do pracy. Na dodatek kamienia rodze. Ehh. Kolejny dzien do dupy
  6. Widocznie nie wszyscy na to zasluguja. Po prostu przykro mi jest ze tak zostalam potraktowana. Czuje sie z tym strasznie. Urwierdzilo mnie to w przekonaniu, ze jestem beznadziejna. Nikogo nie zmusze by mnie lubil, ale smutne to ze mnie sie nie da lubic. Kazdy tylko widzi jak mnie wykorzystac, miec jakas korzysc z relacji ze mna. Milo by mi bylo gdyby komus na mnie zalezalo tak po prostu. Potraktowal mnie jak czlowieka. Ehh. Samo zycie.
  7. Mnie wszystko po prostu doluje. Utwierdzam sie w przekonaniu ze nie mam po co zyc. Ehh. Ze nie jestem w zadnym wypadku wartosciowa i na nic dobrego nie zasluguje.
  8. Ehh... Ch#jowa nocka w pracy. Dzis sie dowiedzialam ze moja wspolpracowniczka wraca po 4 miesiacach na zaklad. Z poczatku nie zrobilo to na mnie wrazenia, dopoki nie uswiadomilam sobie pewnych spraw. Zanim "uciekla" ode mnie, bylysmy nierozlaczne, rozumialysmy sie bez slow. Jedna druga rozumiala i wspierala. Ufalysmy sobie i moglysmy na sobie polegac. Po prostu zzylysmy sie ze soba. Przynajmniej tak mi sie wydawalo. W pracy staralam sie jej pomagac, brac na siebie wiecej obowiazkow, wyreczalam ja itd. Po prostu zalezalo mi na tej relacji. Chociazby z tego powodu ze przy niej moglam byc tak naprawde soba i bez problemu moglam sie przed nia otworzyc, bez obaw o ocene, wysmianie itp. Po zwolnieniu lekarskim zalatwilam jej powrot na nasz dzial bo mnie o to prosila. Po dwoch dniach kierownik postanowil przeniesc dwie osoby w inne miejsce pracy. Bez zawahania sie zglosila, nie zwracajac uwagi na mnie. Zrobilo mi sie smutno ze odchodzi, w koncu traktowalam ja jak przyjaciolke. Powiedzialam jej o swoich odczuciach, a ona mnie zlekcewazyla, twierdzac ze przesadzam itd. Mialysmy do siebie dzwonic, normalnie utrzymywac kontakt jak dotychczas. Czulam sie odrzucona. Przykro mi bylo. Przywiazalam sie do niej. Wszyscy sie dziwili ze tak mnie potraktowala, starali sie pocieszyc. Od tego momentu widzialysmy sie 3 razy i rzadko ze soba rozmawialysmy. Kontakt powoli urywal sie. Spotkania byly inne niz zwykle. Nie wiedzialam o czym mam z nia rozmawiac. Trzymalam dystans. W dalszym ciagu bolalo mnie jak mnie potraktowala. Dzis wspomnienia odzyly, emocje na nowo sie pojawily. Uswiadomilam sobie, ze nic nie dzialo sie bez przyczyny. Jestem beznadziejnym i zlym czlowiekiem, ktory nie ma po prostu nic do zaoferowania. Nikt nie jest w stanie mnie lubic, tak po prostu. Kazdy widzi mnie jak cos potrzebuje, w innym wypadku jestem jak powietrze. Nienawidze siebie. Jestem nikim, totalnym zerem. Nie zasluguje na nic pozytywnego w zyciu. Nikogo nie obchodzi moje marne zycie. Czuje sie jak porzucona zabawka, wykorzystana i zdeptana. Musze byc potworem ze mnie to spotyka. Nikomu wiecej nie zaufam, nie dam sie zranic. Nikogo nie dopuszcze do siebie. Mam dosc. Moja terapeutka zapewne tez mnie toleruje tylko i wylacznie z tego powodu ze tak musi i jej place. W innym przypadku wywalilaby mnie na zbity pysk. Powinnam zrezygnowac z terapii. Szkoda jej czasu. Nie potrzebnie jej go marnuje. Nie zasluguje na niczyja pomoc. Moje miejsce jest na cmentarzu. W ciszy i spokoju. Nikt i tak by nie zauwazyl ze mnie nie ma. Nikogo to nie obchodzi. Czuje sie jak smiec. Mam ochote zniknac na zawsze. Nienawidze tego popieprzonego zycia. To tak wszystko boli. Umieram. Lzy splywaja po policzku. W myslach tresci bombarduja mnie. Wyzwiska kieruje w swoja strone. Chaos. Jestem w piekle.
  9. Chojrakowa, ja znow w prace zaczelam uciekac by nie myslec. Odcinam sie od uczuc i emocji by nie cierpiec. Ogolnie nie jest zle, nic sie nie dzieje ale czuje jakis niedosyt, pustke. Czegos mi brak. Doznan? Sama nie wiem. Nie potrafie tego przetrawic. Ogolnie jest nijak, dziwny spokoj i to mnie przeraza.
  10. Super :-) mowilam ze bedzie dobrze. Tak trzymaj i walcz o siebie :-) jestes mloda, cale zycie przed Toba
  11. Naemo, powodzenie u lekarza. Powiedz mu to o czym piszesz tutaj na forum. O swoich odczuciach, checiach samookaleczen itd. Wspolnie uda Wam sie cos pomyslec aby to przezwyciezyc Chojrakowa, owszem te chwile sa czasem potrzebne aby ochlonac ale rowniez sa bardzo zdradliwe. Mna kieruja impulsy. Spontan
  12. Ja mam taki chaos w glowie ze nie jestem w stanie nic sobie poukladac. Mam nadzieje ze to chwilowe. Weekend u mnie pracujacy i senny. Od dzis nocki w pracy. Troszke zdystansuje sie od przemyslen i zajme praca
  13. Umiem nazywac ale tylko w formie pisanej. Przy rozmowie milcze, mam pustke. Nie umiem przeniesc tego podczas rozmowy. Gratuluje silnej woli :-) oby tak dalej
  14. Dzieki. Kilkanascie lat temu pisalam cos w stylu wierszy choc nie mozna raczej tego tak nazwac. Nie mialo raczej nic z nimi wspolnego. Nie wiem czemu ale pisac o uczuciach i emocjach potrafie ale rozmawiac juz nie. Blokada jak cholera Ostatnio spisuje swoje przemyslenia i emocje ktore mna targaja by zapobiec swojej impulsywnosci. Chcialabym umiec mowic tak jak potrafie pisac. Ponizej zamieszczam kilka fragmentow aby latwiej bylo mnie zrozumiec. Oto fragmenty moich przezyc w ostatnim czasie: W koncu nastapila kulminacja. W srodku gotowalo sie az od emocji. Wszystko niczym lawa wybuchlo z wulkanu. Ulga. Poczucie pustki zapelnione. Ale co z tego? Jakim kosztem? Nie chcialam zrezygnowac z terapii. Zalezy mi na niej. Teraz poczucie winy. Nie powinnam tak sie zachowac. Pani W nie jest niczemu winna. Nie potrzebnie zmieszalam ja z blotem. To byl pretekst. Brak adrenaliny. Ponosiło mnie od dawna. Szukałam zaczepki. Pustka byla nie do zniesienia. Lęk nie do wytrzymania. Pozostal wstyd. A przeciez tyle jej zawdzieczam. Nie zasłużyła na takie traktowanie. Im staje się mi bliższa tym bardziej prowokuje ją do odrzucenia. Przeraża mnie ta bliskość. Chcę się zaangażować, zaufać - strach wygrywa. Wszystko zniszczyłam. Całą naszą relację. Jak tornado. Ciemne chmury nademną zawisły. Na własne życzenie. Myśli w głowie krążą. Znów mętlik. I ból. Ten cholerny ból wewnątrz mnie. To on sieje spustoszenie. Kolejny błąd. Poniosło mnie. Teraz pozostał niesmak odniesionej porażki. Zwariowalam. Z kazdym dniem jest coraz gorzej. Te mysli sa straszne. Tak bardzo sie boje. Nie wiem co sie dzieje. Wszystko jest takie obce. Otoczenie obce. Ja jestem obca. Moj glos. Moje cialo. Moje mysli. Uczucia. Co się ze mną dzieje. Kompletne odrealnienie. Oderwanie od rzeczywistości. To nieracjonalne. Panikuje. Te cholerne leki. Nienawidze ich. Mój strach je potęguje. Wpadam w obled. Pojawiają się łzy. Potwornie sie boje. Probowalam zasnac. Obudzilam sie z przerazeniem. Snil mi sie gwalt. Znów czuję ten strach, ból. Ból nie do zniesienia. Czuję ten dotyk, oddech. Upokorzenie. Jestem na skraju wyczerpania. Ten bol jest nie do wytrzymania. Nie chce juz czuc, bac sie, myslec. Nie daje juz rady. To mnie przerasta. To jakis obłęd. Od kilku dni znow czuje sie jak w innym wymiarze. Matrix. Chaos mysli. Odrealnienie. Wszystko dochodzi do mnie jakby przytlumione. Jakbym byla oddzielona od swiata szklana szyba. Slowa, mysli, uczucia - niewyrazne. Niemoc odczuwania. Pojawia sie strach, silny niepokoj. Znieksztalcona percepcja otaczajacego mnie swiata. Cos odcina mnie od rzeczywistosci. Bo jak to wytlumaczyc? A moze zaczynam wariowac? Logika z popieprzeniem wzajemnie sie przeplata. Nie ogarniam tego. Mam dosc. Lek mnie przepelnia. Ten cholerny lek. Bezradnosc. Frustracja. Metlik. To to co czuje w tej chwili. Moja dusza krwawi. Powoli umiera. Kawalek po kawalku rozpada sie. Spadam w otchlan. Przepasc. Nicosc. Jestem na dnie. Pozostawiona sama sobie. Zagubiona. Bezbronna. Grunt pod nogami osuwa sie coraz bardziej. Goracy powiew buchnal w twarz. Przerazenie w oczach. Czuje ze wrota piekiel otwieraja sie. Stoje przed brama sparalizowana. Dezorientacja. Chce zrobic krok w przod - nie moge. Zimny pot oblewa mnie. Oddech przyspiesza. Nieprzyjemny dreszcz owladnal moim cialem. Ewakuacja. Cofam sie w tyl, przyjmujac bezpieczna postawe. Slysze szept. Z oddali wydobywa sie cichy glos. Podazam za nim, wsluchujac sie w slowa. Nic nie rozumiem. Boje sie. Brakuje odwagi, ale ciekawosc zwycieza. Niepewnie stawiam krok za krokiem. Zblizam sie. Stop. Dalej nie moge przejsc. Niewidzialny mur odgradza mnie od celu. Szukam przejscia. Bez skutku. Stoje w miejscu. Brak sil uniemozliwia dalsza przeprawe. Opadam bezwladnie na ziemie. Otwieram oczy. Znow stoje przed wrotami piekiel. Znow ten sam metlik. Mysli kraza chaotycznie w mojej glowie. Nie moge sie skupic. Brak zdecydowania. Analizuje drogi. W srodku az gotuje sie od emocji. Boje sie ze nastapi kumulacja. To co ukrywane ujrzy swiatlo dzienne. Odrodzi sie od nowa. Wszystko wybuchnie niczym lawa podczas erupcji wulkanu. Nie chce. Nie jestem gotowa. Bronie sie starajac sie odciac od uczuc. Poczucie pustki zaczyna doskwierac. Brak adrenaliny. Ponosi mnie. Szukam pretekstu. Totalne zawieszenie. Nic nie czuje. Nie istnieje. Pustka jest nie do zniesienia. Lek nie do wytrzymania. Cisnienie wzrasta. Pojawia sie zlosc a za nia mysli jak pociski wystrzelone z karabinu. Jedna za druga. Chaos. Zupelna dezorganizacja. Napiecie poteguje a chec samozniszczenia jest coraz wieksza. Znow metlik i bol. Ten cholerny bol wewnatrz mnie. Codziennosc, szara codziennosc. Zegar zaczal odmierzac czas. Wyscig zaczety. Stawka jest wysoka. Toczy sie walka. Walka o zycie. Moje zycie. Znow metlik dopada. W glowie milion mysli krazy. Przeszlosc nie daje o sobie zapomniec. Przed oczami obrazy tamtych lat. Wstyd. Uczucie nienawisci zaczyna towarzyszyc. Czuje sie nieswojo. Pustka powoli wkrada sie w zycie. Znow chaos. Nie daje juz rady. Nuda. Brak doznan. Spokoj. Zawieszenie. Nakrecam sie choc nie chce. To silniejsze ode mnie. Chce czuc. Czuc ze zyje. Ze istnieje. Przywoluje przykre wspomnienia. Lza w oku sie kreci. Poczucie winy doskwiera. Pamietam ten dzien. Ten przeklety dzien. Jakby byl wczoraj. Ten dotyk. Wzrok. Oddech. Moj strach. Bol. Nienawidze sie za to. Nienawidze zycia. Zly dotyk. Gwalt. Ilekroc wystepowal, czulam to samo. Upokorzenie. Wstyd. Strach. Bezsilnosc. Czuje sie jak dziwka. Chce zmyc z siebie ten brud. Nie potrafie. Musze cierpiec. Zasluzylam na to. To ja prowokowalam. To ja jestem winna. Nic nie zrobilam. Dalam przyzwolenie. Zwykla szmata ze mnie. Paranoja - to slowa odzwierciedla to co siedzi w mojej glowie. Zjebana psychika nie pozwala do dzis odczuwac przyjemnosci. Blokada emocjonalna. Seks jest obowiazkiem badz odreagowaniem. Jak robot. Nic od siebie. Oddaje swoje cialo do dyspozycji. A mysli błądzą niewiadomo gdzie. Zero satysfakcji. Tylko obojetnosc. Ta pieprzona obojetnosc. Bliskosc boli. Bardzo boli. Nie umiem z niej czerpac rozkoszy. Seks kojarzy sie z przemoca. Przemoca ktora mnie kreci. Fascynacja. Obsesja. Uleglosc. Fantazje niczym z pornola. Ostra jazda. To moj wewnetrzny swiat. Chore mysli. Chora ja. Mowia, ze czas leczy rany. Nie w moim przypadku. Moja rana jest otwarta juz przeszlo 11 lat i wciaz tak samo odczuwalna. Myslalam ze jestem gotowa stawic czola przeszlosci. Jednak to takie trudne. Chcac isc do przodu obudzilam lawine uczuc, tych stlumionych uczuc. Wszystko odzylo na nowo. Tak jakby zdarzylo sie wczoraj. Wciaz swieze. Tak samo bolesne. Nie moge sobie dac z tym rady. Poruszajac temat, ruszylam twardy glaz, ktory zaczal pekac pod wplywem rozmowy. Rozsypal sie. Pozostal gruz. To samo stalo sie ze mna. W srodku mnie wszystko runelo. Wrocilo na nowo. Chce wykrzyczec ten bol. Zmyc z siebie ten ciezar. Rozrywa mnie. Ponosi. Nienawisc poteguje. Upokorzenie. Wstyd. Lęk. Strach. Brzydze sie soba. Czuje sie jak smiec. Zdeptac i wyrzucic jak zuzyta rzecz. Jestem rzecza, nie czlowiekiem. Tak sie traktuje. Na to zasluzylam. W ten dzien cos we mnie umarlo. Moje uczucia. Moja wiara. Moje marzenia. Stracilam poczucie bezpieczenstwa. Godnosc. Szacunek do samej siebie. Czlowieczenstwo. W koncu uswiadomilam to sobie. Gwalt odebral mi wszystko. Wszystko w co wierzylam. Roznosi mnie. Mam ochote sie zniszczyc. Odpalam fajke za fajka. Bol psychiczny przyslania mi racjonalne myslenie. Chce sobie ulzyc. Poczuc bol fizyczny. On jest latwiejszy do zniesienia. Nie wiem co ze soba zrobic. Znow metlik. Chaos. Tyle pomyslow samounicestwienia sie pojawia. Mam ochote z calych sil dac upust emocjom. Chce krzyczec, biegac a jednoczesnie chce ochlonac. Pokazac swiatu jak mi zle. Sprzecznosc to cala ja. Biore noz do reki i odslaniam dlon. Chec jest wielka. Tylko jedno male naciecie. Kusi mnie. Tesknota za samookaleczeniem. Za uwolnieniem napiecia ktore we mnie siedzi. Ta pieprzona impulsywnosc. Walcze sama ze soba. Nie dalam rady. Nie zrobilam tego. Nie potrafilam. To by nic nie zmienilo. Nie chce przekreslac tego co osiagnelam dotychczas. Wlaczam myslenie, jak program w tv. Wracam do wspomnien. Analizuje klatka po klatce jak film w ktorym jestem glownym bohaterem. Kazdy szczegol wyswietla sie przed oczami. Lzy naplywaja do oczu, pojawia sie strach. Znow przezywam poraz kolejny ten gwalt. Czuje jego obecnosc. Ten dotyk, zakazany dotyk. Oddech. Spojrzenie. Bol. Staram sie odciac od uczuc. Spojrzec na wszystko z innej perspektywy. Jest mi ciezko. Przypominam sobie dzisiejsza sesje. Slowa ktore zostaly wypowiedziane. Znow analizuje. Znow bezradnosc. Walka z sama soba. Zadne slowa nie sa w stanie odzwierciedlic tego co czuje w tym momencie. Jestem wsciekla na siebie choc nie powinnam. Obwiniam sie a to nie moja wina. Chce sie ukarac a nie mam za co. Mysli przelatuja przez glowe. Nie nadazam za nimi. Emocje bombarduja. Jestem rozbita, kompletnie wykonczona. Katuje sie wspomnieniami. Zyje przeszloscia. Niebo placze a ja razem z nim. Kazda kropla deszczu jest moja lza. Jest mi zle, cholernie zle. Nie umiem z tym zyc. Z tym przekletym bolem, zalem, zloscia. Nie potrafie zapomniec, zaakceptowac i pojsc dalej. Nie moge na siebie patrzec. Nie moge znalezc sobie miejsca. Chce przestac czuc. Zniknac. Cofnac czas by nigdy to sie nie wydarzylo. Przestac byc ofiara. Zaczynam rozpaczac. Uzalac sie nad soba. Wygladam zalosnie i tak tez sie czuje. Tak bardzo potrzebuje teraz wsparcia. Przytulenia. Pocieszenia. I zrozumienia. Kogos kto doda otuchy. Po prostu bedzie przy mnie. Potrzebuje tej cholernej bliskosci ktorej sie boje. Znow wlaczam myslenie. Moze przyszedl czas na to by przezyc to ostatni raz. Pozegnac sie z przeszloscia. Pozwolic sobie na zalobe. Pogodzic sie z tym. Odbudowac swoje poczucie wartosci. Znow poczuc sie bezpiecznie. Zaufac. Pokonac lek i strach. Przestac zyc w poczuciu winy. Jednego jestem pewna, chce zostawic przeszlosc za soba, zamknac ten piekielny rozdzial w zyciu i w koncu zaczac zyc. I moc spojrzec w lustro, widzac wartosciowego czlowieka z czystym sumieniem powiedziec sobie: wybaczam. Mam nadzieje ze nie zanudzilam Was tymi tekstami. Pisarka ze mnie marna. Pisze by pozbyc sie chaosu. Uwolnic sie od mysli ktore zatruwaja mi glowe
  15. Ehh... Dzis lepiej sie czuje i juz zaczyna mi odbijac. W glowie milion mysli. Wewnetrzny monolog. Zaczyna wiac nuda. Jak ja nie lubie tego stanu. Ponosi mnie. Brakuje jakiegos bodzca. Adrenaliny. Kombinuje jak zwykle. Potrzebny przyplyw emocji. By czuc ze zyje. Bez tego nic nie czuje. Jestem nijaka. Tocze wewnetrzna wojne. Chce walczyc ale brak sil. Mam ochote poddac sie pokusie. Rzucic sie w wir nieprzewidzianych zdarzen. Byle by cos zaczelo sie dziac. Wiem ze nie powinnam. Bede zalowac i wpedzac sie w poczucie winy. Znow bedzie mi wstyd. Ehh... Jakie to wszystko popierniczone. Dlaczego tak trudno sie opanowac. Cieszyc sie spokojnym zyciem. Nienawidze sie za te sprzecznosci. Te uczucie ktore mi towarzysza. Niszczy mnie to od srodka
  16. Chojrakowa, byc moze to skutki odstawienia benzo. Wczoraj bylam totalny zgon. Caly dzien i noc przespalam. W ogole nie bylam do zycia. Geba narkomana jakiegos. Az w pracy byli zszokowani co sie ze mna stalo. Wczorajszy wieczor to walka z sama soba. Mialam ochote wziac tabsa by poczuc sie dobrze. Ale dalam rade bez niego. Ale zjazd makabryczny. Nigdy wiecej. Dzis jest troszke lepiej. Ale jeszcze nie jestem w gronie zywych. Pol czlowiek - pol zombie. Annie_Wilkes mam identycznie. Wahania nastroju doslownie co chwila. Dazylam do stabilizacji, ale nie potrafilam sie w niej odnalezc. Wieje nuda. Zreszta sama nie wiem co ja chce od zycia. Nie wiem jaka jestem. Mam 30 na karku a zachowuje sie jak nastolatka. Raz rzucam prace, innym razem sie rozwodze lub rzucam terapie. Caly czas cos sie dzieje. Masakra jakas.
  17. Ja mam straszna chec znow sie samookaleczac aby pozbyc sie napiecia psychicznego. Bol fizyczny jest latwiejszy do zniesienia anizeli fizyczny. Ja ostatni raz pocielam sie 11 lat temu. Teraz gdy mi zle, tesknie za tym. To jak uzaleznienie.
  18. Też czasem myślę o jakimś ośrodku zamkniętym. W sumie chyba tylko tam się nadaję. Przynajmniej najblizsi by przeze mnie nie cierpieli. Ale patrzac na syna uswiadamiam sobie ze chce walczyc o szczescie. Ale narazie same porazki
  19. W ostatnim czasie bardzo regularnie, dzien w dzien. Kurcze walcze sama ze soba aby nie wziac kolejnej porcji
  20. chojrakowa Mam nadzieje ze pojdzie ku lepszemu w naszej relacji i uda mi sie przelamac strach. Ale im blizej dopuszczam T do siebie tym bardziej kombinuje by sabotowac ta relacje. Chce i nie chce. Jestem jedna wielka sprzecznoscia. Lek wygrywa nad racjonalnym mysleniem. Dzis mam cholernie ciezki dzien. Chyba mam zjazd po benzo. Przegielam z braniem w ostatnim czasie i teraz umieram. W pracy masakra. Ogolnie psychiczne i fizyczne wyczerpanie. Wszyscy sie dzis nade mna litowali. Jak ja tego nienawidze. Glupie pytania i komentarze. Wygladam jakbym pila cala noc. Doslownie jestem na glodzie jak narkoman. Od 15 przespalam, teraz sie obudzilam i zaraz dalej ucieczka w sen. Az mnie korci wziac tabsa by wybudzic sie z tego letargu i moc wrocic do zywych a przede wszystkim by lepiej sie poczuc
  21. Miłego dnia wszystkim życzę :-) Po wczorajszej sesji troszkę lżej na sercu. Może w końcu uda mi się przełamać i pozwolić na bliskość emocjonalną z terapeutką. Ogólnie sesja na plus :-) Tymczasem spadam do pracy
×