Skocz do zawartości
Nerwica.com

Kapitan Zbik1526916855

Użytkownik
  • Postów

    22
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Kapitan Zbik1526916855

  1. Z nerwicą żyję 3 lata. Na początku był Zomirem, potem Pramolan i jakiś lek, potem jeszcze jakieś specyfiki, na koniec byl Zoloft, Kventiax i jeszcze jakiś lek Nie biorę leków od września i jakoś żyję - od czasu do czasu tylko Persen lub Sedivitax przy problemach z zaśnięciem i jakoś nie zwracam uwagi na to czy mam tabletki czy nie (a swego czasu jak zapomniałem dawki to drżałem ze stachu, że co mi będzie etc.) - i jak widać chociażby po tym, że pozapominałem nazwy leków - nie ma w tym nic strasznego. To nie leki nas trzymają na prostej tylko psychiczne przywiązanie do nich, że są jakimś cudownym środkiem. One tylko tłumią to co w nas siedzi, jesli sami się tego nauczymy - odstawienie leków nie będzie takie straszne
  2. Marihuana nie jest bezpośrednią przyczyną nerwicy, ale przyczynia się do jej ujawnienia w naszym organizmie. Sam zacząłem mieć kłopoty z nerwicą właśnie przez marihuanę. Paliłem kilka dobrych lat - była dla mnie kulturalną używką w przeciwieństwie do np alkoholu. Lubiłem palić ze znajomymi, lubiłem palić sam, oglądać po niej filmy, tv, spacerować po lesie i podziwiać świat, aż pewnego nieszczęśliwego wieczoru dziwnie się nakręciłem nie wiadomo dlaczego, straciłem czucie w lewej ręce , pogotowie etc. Ogólnie nic przyjemnego, jednakże po tym zdarzeniu nic złego się ze mną nie działo - funkcjonowałem normalnie po pierwszym szoku z tym związanym, aż skusiłem się zapalić po raz drugi no i mi zostało... nerwica ujawniła się w 100% i walczę z nią od trzech lat, pozostał jakiś wewnętrzny lęk przed marihuaną, przed jej zapachem itd. Nie obwiniam marihuany za to co się stało, ale wiem że już jej nie zapalę dla własnego dobra. Pozostał jakiś żal że nie mogę palić nie z własnej woli a z przymusu, ale kierując się racjonalną drogą myślenia wybieram życie bez nerwicy, a co za tym idzie także bez palenia. Odnośnie alkoholu - pierwszy rok z nerwicą to były nieustanne imprezy alkoholowe, gdyż nic innego mi nie pozostało, potem włączyl się jakiś lęk przed alkoholem także i w chwili obecnej piję tylko na weselach oraz lampkę wina od czasu do czasu wieczorem w domu
  3. łoj ile razy byłem na pogotowiu na początku nerwicy z bólami mostka, cierpnięciem ręki, sztywnieniem szyi etc. - to wszystko skutki uboczne nerwicy do których można się przyzwyczaić. Czasem mnie łamie w mostku tak jakby ktoś mnie dźgnął czymś że niekontrolowany odruch mam, ale zdążyłem się przyzwyczaić :)
  4. Omdlenie zdarzyło mi się raz. Obudziłem się w środku nocy i nie mogłem usnąć, nakręcałem się nakręcałem aż wreszcie z dużym atakiem wstałem i zacząłem iść no i.... fik... pogotowie etc. zastrzyk. Później zdarzały mi się przez pewien okres zawroty głowy. Otóż tak jak ktoś wyżej pisał - żadnych mroczków przed oczami, żadnych problemów z widzeniem (nawet raz przy takim ataku zawrotów wziąłem gazetę z ciekawości zobaczyć czy dobrze litery widzę i widziałem) - po prostu ciężka do opisania sytuacja. Przychodziło to nagle - podobno robiłem się przy tym bardzo blady i takie zaburzenie orientacji, uderzająca fala na głowę - naprawdę ciężko to opisać, raz aż mnie na wymioty pociągnęło (tylko pociągnęło - nie wymiotowałem). Przeszło samo z siebie, a wszelakiej maści badania nic nie wykazały, a robilem ich sporo - TSH, tomografia głowy, rtg kręgów szyjnych, echo serca, morfologia etc. Wydaje mi się że to nerwica potrafi tak wpłynąć na nasz organizm, że występują takie reakcje
  5. A ja mam dziwne zawroty głowy. Zdarzają mi się w różnych sytuacjach niekoniecznie stresowych. Zdarzyło mi się w samochodzie gdy chciałem zmienić stację radiową, zdarza mi się przed komputerem, na meczu, nawet w nocy gdy usypiałem poczułem je i gdy otworzyłem oczy była masakra aż mnie na wymioty zbierało, raz miałem je przez pół dnia... Zazwyczaj każde z nich są identyczne - nagłe uderzenie jakby od tyłu głowy w oczy i dziwne "zakręcenie", czasem zbiera mi się na wymioty, czasem nie. Zauważyłem też, że wyraźnie widzę np. litery czy jakieś szczegóły, a wszystko w jakiś dziwny sposób nienaturalnie się kołysze, ponoć od razu przy tym uderzeniu zawrotów robię się blady jak ściana. Robiłem sobie echo serca, tomograf głowy, rtg szyi, eeg... W każdym coś tam wychodzi, ale w każdym lekarz twierdzi że takie wyniki nie odpowiadają za te zawroty. Sam już nie wiem... Walczyłem/walczę z nerwicą lękową i wszystko idzie w jak najlepszym porządku, bo napadów lęku już nie mam, potrafię być samodzielny, ale te zawroty tą samodzielność mi wykluczają...
  6. Indianie w Amazonii mają taką nudę dobrowolnie na co dzień. Potrafią leżeć, wpatrywać się w dżunglę, zachód słońca i nie myśleć zupełnie o niczym. Dla nas to niewiarygodne, bo w zasadzie jak można wyłączyć myślenie i delektować się chwilą. Dla mnie takie życie Indian jest lepszym rozwiązaniem niż nasze życie pełne wszelkich udogodnień ale i usilnego szukania pasji i sposobów na nudę
  7. I teraz bardziej optymistyczna sprawa związana z tą sytuacją :) Po pierwszym ataku nerwicy byłem tak rozdygotany, że dochodziłem do siebie ponad miesiąc, balem się wychodzić z pokoju, po pierwszym nawrocie, zeszło mi około miesiąca z powrotem do jako takiego życia i już lżej, po drugim nawrocie, około tygodnia zająl mi takiż powrót. Widząc wczorajszego posta na pewno domyślaliście się w jakiej byłem rozsypce - dzisiaj potrafiłem po tak ciężkiej przeprawie z nerwicą i tą utratą przytomności pójść na rozmowę kwalifikacyjną o pracę, przejechać ponad 100km samochodem i do tego pójść na mecz. I to wszystko po jednym dniu - wniosek? nerwica nas uodparnia i pomimo przeciwności i śladów jakie pozostawiają nam ataki (wczorajszą sytuacją z utratą przytomności i myślami o tym że umieram zapamiętam pewnie do końca życia), potrafimy sobie coraz lepiej radzić z takimi sytuacjami. Paradoksalnie im więcej ataków nerwicy, tym większa możliwość jej wyleczenia.
  8. Z nerwicy udawało mi się prawie zawsze wyjść, ale zawsze coś stawało mi na drodze. Mija chyba już 3 lata od kiedy mi się zaczęła i 3-krotnie "czegoś" zabrakło by cieszyć się pełnią życia. Za pierwszym razem walczyłem z nią sam i gdy wszystko się układało - atak paniki powrócił, z nim kolejny etc.... Zdecydowałem się na leczenie farmakologiczne i psychologiczne. Wszystko szło jak z płatka - zacząłem czuć grunt pod nogami, gdy życie brutalnie to zweryfikowało i po nagłych zawrotach głowy panika, lęk i wszystko co najgorsze powróciło. Wziąłem się za siebie jeszcze mocniej i przez rok czasu doprowadziłem się do 99% normalności i powrotu do zdrowia psychicznego. Jeździłem po Polsce bez skrępowania, robiłem rzeczy, na które podczas głębszej nerwicy nie zdecydowałbym się nawet pod opieką pogotowia. W nocy z dnia wczorajszego na dzisiejszy zostało to zniszczone, zdeptane i jestem na skraju załamania. Otóż spałem u dziewczyny, gdy nagle w środku nocy obudziłem się z poczuciem wyspania i nie mogłem usnąć. Dziwna sprawa, więc poszedłem do łazienki załatwić sprawy fizjologiczne co może pomogłoby mi usnąć. Gdy wracałem do pokoju, poczułem się dosyć dziwnie i obudziłem dziewczynę, by budziła rodziców, bo "coś mi się dzieje", zdążyliśmy dojść do ich pokoju, gdy coś cisnęło mi na płuca, przełyk, nie mogłem oddychać, w końcu straciłem przytomność. Gdy mnie dobudzili, byłem cały rozdygotany, a pogotowie już jechało. Zbadali mnie, kazali porobić badania, dali zastrzyki bym się nie przejmował tym incydentem. Co ciekawe, mówili że dają mi po zastrzyku 10 minut, natomiast do tej pory jeszcze nie usnąłem. Wracając do tej sytuacji - to były najgorsze minuty mojego życia, myślałem że umieram, nie wiedziałem czy to zawał, udar, czy coś innego, wiedziałem że straciłem przytomność wcześniej, że nadal mnie boli klatka piersiowa, tysiące myśli przechodziło mi przez głowę. Chociaż jestem dorosłym facetem - o mało się nie popłakałem, co od dzieciństwa mi się nie zdarzyło. Widziałem przerażoną dziewczynę, jej rodziców i nie chciałem jej opuścić, przecież mamy plany na przyszłość. W tym momencie moja psychika jest rozdygotana i nadal nie wiem co mi jest, w końcu z takimi niespodziewanymi omdleniami w czasie gdy człowiek czuje się jak młody Bóg i podziwia piękno świata jest nad wyraz dziwnie. Najbardziej zależy mi na tym by oszczędzić smutku i nerwów mojej ukochanej, ja mogę się długo z tego zbierać psychicznie, ważne żeby ona nie była narażona na niepokoje i nerwy. Zapytacie co optymistycznego w tym jest, skoro napisałem o tym w temacie? Otóż w czasie najgorszych dni walki z nerwicą myślałem, że już nigdy nie będę mógł czegoś samodzielnie zrobić, by nie czuć lęku - otóż mi się to udawało, a jedynie pech który mnie dopadł ubiegłej nocy, spowodował, że powtórzę walkę z nerwicą i będę jeszcze silniejszy, to tak jakby nie zdać w szkole i powtarzać klasy - też ma swoje dobre strony, utrwali się materiał, który a nuż może przydać się w przyszłości...
  9. ja chętnie zajmę się masażem drogich pań
  10. Moja pierwsza praca (nie licząc praktyk) była już z udziałem nerwicy. Stresowałem się ogromnie, serce mi waliło i balem się, że nie dam sobie rady, że tam padnę, że jak dopadnie mnie atak paniki, to ucieknę itp. Nic z tych rzeczy - pierwszy dzień był stresujący, kilka kolejnych mniej, a później chodziłem tam chętnie i można rzec, że praca była moją fantastyczną terapią, więc głowa do góry :)
  11. hanca84, dzięki ci wielkie za odpowiedź :) O to mi właśnie chodziło, bo zastanawiałem się jak to może być w przyszłości, czy takie niepokoje będą, czy to już może ostatni kroczek do powrotu do życia na pełnych obrotach, tak jak było przed tą straszną chorobą. wciacia, nie zrozumiałaś moich intencji które chciałem przekazać w swojej wypowiedzi zarówno ja jak i vanderlei. To nie jest tak, że nie wierzę w wyzdrowienie, bo w porównaniu do tego co było kiedys już jest o niebo lepiej, ale jako człowiek dociekliwy lubię wiedzieć na jakim etapie się znajduję i chcę się po prostu dowiedzieć jak będzie dalej od osób, które ten etap mają już za sobą.
  12. Przeszedłem już wiele. Nerwicę mam od 2 lat, od roku aktywnie ją zwalczam. W obecnej chwili czuję znaczną poprawę. Mogę jeździć sam samochodem nawet do 50 km poza miejsce zamieszkania - był okres, że bałem wyjechać się na miasto... Przejechałem na wczasy 700 km autobusem - wcześniej nie pojechałbym pod namiot nawet 5 km za miasto... Bałem się pić alkohol, że gdy dopadnie mnie atak paniki, nie będę miał możliwości połknięcia leków - mogę pić... Nie mam ataków paniki, dobrze zasypiam, można by rzec że powracam do normalności, a wielu by dało, by tak się czuć, bo sam rok temu bym za to wszystko oddał. Ale czuję, że to nie to... Mam jakiś jeszcze niepokój wewnętrzny, jakieś obawy, czasem marny nastrój przez cały dzień, jeszcze w napiętych sytuacjach nie zachowuję zimnej krwi jak to było przedtem... Co dalej? Czy to jest już ostatni stopień wyzdrowienia i taka trauma pozostanie na całe życie? Czy jednak da się wyleczyć do tego stopnia, ze ze wspomnienia po przeżyciach z nerwicą pozostaną tylko wyciągnięte wnioski, a żyć będzie się pełnią życia, bez hamulców jakie powoduje przeżycie nerwicy?
  13. Ja jestem obecnie w takim stadium, że alkohol właśnie przez branie tabletek jest u mnie w odstawce od ponad roku. Przez pierwszy rok nerwicy piłem alko przy okazji każdej imprezy, czy piwo wieczorem ze znajomymi i było ok. Później był silniejszy atak nerwicy i alko odstawiłem, raz tylko wypiłem 3 piwa przed meczem i raz piłem na weselu - potem zero, nawet bezalkoholowego. Nie wiem czemu, ale obecnie myśl o alkoholu wywołuje u mnie stres, że jak się napije (lekarz mówił, że jak najbardziej mogę tylko żeby odstawić tabletki na 1 dzień, biorę Zoloft i Kventiax) to wystąpią u mnie jakieś lęki, albo zacznie mi szybciej bić serce, albo będę miał jakieś chore niekontrolowane myśli, typu samobójcze, czy inne. Wiem, że to tylko moje lęki powodują takie myśli, ale taka dziwna bariera stworzyła się między mną a alkoholem. W lipcu mam iść na wesele i zastanawiam się czy pić, czy nie. Jeśli się napiję, to może być przekroczenie tej bariery i krok do wolności zarazem, jeśli nie, to mogę zablokować się jeszcze bardziej. Miał ktoś z was podobny przypadek?
  14. a ja mam pytanie, czy jest w świętokrzyskim w ogóle jakiś hipnoterapeuta?? Bo słyszałem że w Ostrowcu jest bardzo ceniony dr Szaginian, ale wie ktoś czy on może stosuje hipnoterapię?
  15. ja chętnie przeczytałbym wypowiedź kogoś kto wyszedł z nerwicy lub jest już u progu wyjścia, czy taka sytuacja to jest naturalny właśnie ten mały krok jak to nazywa Dorot w wychodzeniu z nerwicy, czy po prostu inna jej postać, ewolucja...
  16. Witam Nerwicę mam od 2 lat. Od pół roku leczę ją intensywnie i lekami i psychoterapią. Niby wszystko się poprawiło, bo nie mam już ostrych napadów lęku, które mnie dezorganizują, ale.... no właśnie zawsze jest jakieś ale. Cały czas siedzi we mnie jakiś taki nieopisany wewnętrzny niepokój, z którym nie mogę sobie poradzić. Czuję się jakbym był zestresowany 24h/dobę, czasami zdarzają się już takie dni, w których czuję wolność, nie myślę o nerwicy zapominam, takie, których wcześniej nie miałem wcale... Przeważającą jednak większość stanowią dni w których ten niepokój wewnętrzny się objawia. No i te nerwobóle. W zasadzie skupiają się one na mostku i lewej stronie klatki piersiowej. Miałem nie raz robione ekg, zrobiono mi holtera, niby wszystko jest w porządku, tylko puls mam przyspieszony, ale dalej boję się, że mogę dostać jakiegoś zawału, czy stanu przedzawałowego właśnie od tego nieustającego stresu codziennego. Pociesza mnie fakt że ataki się nie powtarzają, być może taka jest droga do wolności, że w międzyczasie jest jeszcze ten niepokój. Jeśli ktoś przechodził taki okres w swojej walce z nerwicą, prosiłbym o wypowiedzenie się, czy to jest jakieś światełko w tunelu, czy dalej tkwię głęboko w tej nerwicy, a tylko symptomy się zmieniły
  17. A jak jest z łączeniem Zomirenu z Pramolanem? Bo na ulotce Zomirenu jest informacja: "Równoczesne podawanie z trójpierścienowymi lekami przeciwdepresyjnymi powoduje wzrost ich poziomu w osoczu..." Ma to jakiś wpływ na nasze zdrowie bo nie mam zielonego pojęcia czy moża doraźnie łykać Zom. przy regularnym braniu Pramolanu
  18. bethi - nie mam pojęcia, po prostu cały dzień jest OK, a wieczorem momentalnie nawet nie zauważam kiedy dokładnie wpadam w jakiś dziwny stan. Zdarza mi się to też oczywiście w dzień czy nad ranem, ale zazwyczaj jest to wieczór. szatz - byłem wreszcie u psychiatry, nie u psychologa, stwierdził jakiś rodzaj nerwicy, przepisał mi Pramolan przez miesiąc, a Zomiren doraźnie. Póki co ten Pramolan nie zauważyłem żeby pomógł, a biorę już drugie opakowanie, natomiast Zomirenu nie używam, wyczytałem na ulotce, że razem z Pramolanem trzeba go używać ostrożnie, więc wolę wcale, choć raz w nagłej sytuacji mi się przydał.
  19. No właśnie ostatnio trochę gorzej. Zauważyłem pewną regularność - w ciągu dnia czuję się świetnie, łapię życie pełnymi garściami i cieszę się z niego tak jak się da, natomiast codziennie wieczorem zazwyczaj ok godziny 19 nachodzi mnie jakieś okropne zamulenie, z radości wszystko przechodzi w obojętność, smutek, dziwne napięcie. Postanowiłem z tym nie czekać i wiem, że sam sobie nie poradzę, jutro wybieram się do psychologa. Dziwi mnie właśnie takie wahanie w ciągu dnia i ta regularność wieczornych spadków nastroju
  20. Ale co robię na własne życzenie? to że omijam wszelkie dragi z daleka? czy to, że głupiego piwa się nie mogę napić jak inni "normalni" ludzie? Nie rozumiem Twojej wypowiedzi... Popełniłem kiedyś błąd, nie zaprzeczam, ale mam za niego płacić przez całe swoje dalsze życie? I dlaczego moje lęki mają się pogłębiać? Dlatego, że niczym sobie życia nie "polepszam" i alkoholu nie piję?
  21. Kapitan Zbik1526916855

    Powitać:)

    Witam:) Właśnie zarejestrowałem się na waszym forum. Na wstępie pozdrawiam wszystkich użytkowników Czytałem je jako niezarejestrowany gość i byłem zafascynowany pomocą i życzliwością jaka tu panuje, więc postanowiłem się zarejestrować. Dlaczego odnalazłem to forum? Otóż chciałbym się podzielić z wami tym co mnie spotkało i uzyskać odpowiedź na kilka pytań m.in. do jakiego działu mam zajrzeć, by odnaleźć się wśród swoich Otóż rzecz zaczęła się jakiś rok temu. Wyprowadzałem się z mieszkania w innym mieście, gdzie kończyłem studia. Pewnego wieczoru będąc już w rodzinnym domu, postanowiłem zapalić sobie "blanta' jak się okazało, takiego, który odmienił moje życie. Wcześniej paliłem dosyć często, gdyż uważałem to za bardziej cywilizowany sposób bycia między ludźmi na imprezach niż alkohol, po którym człowiek zachowuje się jak kretyn, prostak i cham, ale powróćmy do wątku głównego:) Po zapaleniu położyłem się do łóżka i leżąc zacząłem wpadać w nieopanowany lęk że rodzice mogą przez przypadek wejść do pokoju i zobaczyć mnie "spalonego". Faza którą sobie wkręciłem była na tyle silna, że popadłem w panikę. Po kilku godzinach takiej męki, kołaczącego serca i nieopanowanego strachu poczułem, że nie mam czucia w lewej ręce i jest ona strasznie posiniała. Pierwsza myśl - mam zawał.... Obudziłem rodziców nie bacząc już na to że odkryją co robiłem, przyjechało pogotowie, dostałem zastrzyk uspokajający i usnąłem. W ciągu kilku dni szybko doszedłem do siebie i popelniłem jeszcze większy błąd - zapaliłem po raz kolejny. Tym razem strach był spowodowany tym, że może mi się przydarzyć to samo co poprzednio. Znajomi ukoili mnie końską dawką melisy i jakoś ten dzień przeżyłem, ale następne dni jakoś nie wyprowadzaly mnie z tego stanu. Miałem lęki o to, że ponownie tym razem już na trzeźwo może mi się coś takiego przydarzyć. Przez miesiąc chyba dochodziłem do siebie by jako tako normalnie funkcjonować. Zacząłem jakoś żyć "normalnym" życiem, ale ten wewnętrzny niepokój był we mnie jakoś ukryty. Kilka razy zdarzyło mi się mieć większy atak lęku, jednak opanowywałem go jakoś ataraxem i melisą - następnego dnia zawsze jakoś dochodziłem do siebie, do tej "prawie normalności". Nie zapaliłem już nigdy więcej, przeprosiłem się z alkoholem i 2-3 razy w miesiącu chodziłem na piwo, piłem tez mocniejszy alkohol, jakoś sobie radziłem. Fizycznie jednak w dalszym ciągu czułem się czasem źle, dziwne ukłucia serca itp. Do tego zacząłem usypiać przy włączonym tv lub komputerze, by nie pozostać w ciszy sam na sam z własnymi myślami. Jakiś miesiąc temu rodzice wyjechali na weekend, a ja zostałem sam w domu. Nic nie wskazywało na to, że może mi się powtorzyć napad lęku, jednak wieczorem (nie wiem dlaczego ale zawsze wieczorem mam takie stany niepokoju, lęku) naszła mnie myśl, a co by bylo gdyby ta sytuacja się powtórzyła? Machina się rozpędzała, ja się nakręciłem i ponownie musiałem zazyć końską dawkę melisy i łyknąć atarax. Z sytuacji wybawił mnie jakoś znajomy który siedział ze mną cały wieczór, dając mi poczucie, że w razie jakiegoś nagłego wypadku jest ktoś kto zareaguje. Postanowiłem po tym wszystkim pójść na początku do lekarza rodzinnego. Przepisał mi on leki przeciwlękowe - Zomiren. Zacząłem je brać i poczułem się jakby lepiej. Pewnego dnia leżąc na łóżku jednak przypomniałem sobie że czytałem kiedyś ulotkę jednego z leków, bodajże Cloranxenu, że może wywoływać myśli samobójcze. Zacząłem się obawiać - a co by było gdyby mnie takie myśli zaczęły dręczyć? a co by było gdybym nie opanował ich? gdybym zrobił sobie krzywdę? Stany lękowe jakoś ustały, schowały się w cień, bo nie wierzę w to że odeszły na zawsze, pożyjemy zobaczymy, ale zastapiła je ta natrętna myśl że mógłbym sobie coś kiedyś zrobić gdyby to się rozwinęło i nie zapanowałbym nad tym. Mam to do dzisiaj. Nie dzieje się to przez cały czas oczywiście, cały dzień chodzę zadowolony, odczuwam przyjemności, ale czasem nachodzą mnie te stręczące myśli, czasem jest to 5 minut dziennie, czasem kilka godzin, myślę co będzie jeśli zacznę tracić zdrowy rozsądek? Co będzie jeśli najdą mnie takie myśli gdy będę pod wpływem alkoholu, kiedy zdrowy rozsądek jest gdzieś w dali? Wydaje mi się że obecnie jest lepiej niż na samym początku gdy mnie to dopadło, ale nie zniknęło w 100%. I sam nie wiem co jest gorsze - tamte stany lękowe ograniczały mnie, bo bałem się gdziekolwiek sam wyruszyć na dalszą trasę, czy w podróż, ale pojawiały się raz na dłuższy czas, a przez ten właśnie czas miałem spokój i "czystą" głowę. Teraz nie mogę oczyścić tej głowy w 100% na cały dzień. A przepraszam - ostatnia sobota była chyba tym dniem, gdy te myśli mnie nie naszły, w dzień siedziałem nawet przez dłuższy czas sam ze sobą w domu i miałem jakoś ogólnie dobry humor, wieczorem natomiast spotkałem się z dziewczyną i wracając od niej było tak późno że położylem się spać i usnąłem od razu. Wiecie może jak okreslić to co mi się dzieje? Jesli macie jeszcze jakies szczegółowe pytania to pytajcie chętnie odpowiem. Powiem Wam, że wczoraj np. po przestudiowaniu części forum poczułem się jakoś lepiej, położyłem się do łóżka w dobrym nastroju i nie mogąc zasnąć (kolejny skutek feralnych zdarzeń sprzed roku) myślałem o pozytywnych rzeczach nie nastręczając sobie głowy tym co się ze mną dzieje :) [ Dodano: Dzisiaj o godz. 8:33 pm ] nikt nie wie nic na ten temat?
  22. Kapitan Zbik1526916855

    Powitać:)

    Witam:) Właśnie zarejestrowałem się na waszym forum. Na wstępie pozdrawiam wszystkich użytkowników Czytałem je jako niezarejestrowany gość i byłem zafascynowany pomocą i życzliwością jaka tu panuje, więc postanowiłem się zarejestrować. Dlaczego odnalazłem to forum? Otóż chciałbym się podzielić z wami tym co mnie spotkało i uzyskać odpowiedź na kilka pytań m.in. do jakiego działu mam zajrzeć, by odnaleźć się wśród swoich Otóż rzecz zaczęła się jakiś rok temu. Wyprowadzałem się z mieszkania w innym mieście, gdzie kończyłem studia. Pewnego wieczoru będąc już w rodzinnym domu, postanowiłem zapalić sobie "blanta' jak się okazało, takiego, który odmienił moje życie. Wcześniej paliłem dosyć często, gdyż uważałem to za bardziej cywilizowany sposób bycia między ludźmi na imprezach niż alkohol, po którym człowiek zachowuje się jak kretyn, prostak i cham, ale powróćmy do wątku głównego:) Po zapaleniu położyłem się do łóżka i leżąc zacząłem wpadać w nieopanowany lęk że rodzice mogą przez przypadek wejść do pokoju i zobaczyć mnie "spalonego". Faza którą sobie wkręciłem była na tyle silna, że popadłem w panikę. Po kilku godzinach takiej męki, kołaczącego serca i nieopanowanego strachu poczułem, że nie mam czucia w lewej ręce i jest ona strasznie posiniała. Pierwsza myśl - mam zawał.... Obudziłem rodziców nie bacząc już na to że odkryją co robiłem, przyjechało pogotowie, dostałem zastrzyk uspokajający i usnąłem. W ciągu kilku dni szybko doszedłem do siebie i popelniłem jeszcze większy błąd - zapaliłem po raz kolejny. Tym razem strach był spowodowany tym, że może mi się przydarzyć to samo co poprzednio. Znajomi ukoili mnie końską dawką melisy i jakoś ten dzień przeżyłem, ale następne dni jakoś nie wyprowadzaly mnie z tego stanu. Miałem lęki o to, że ponownie tym razem już na trzeźwo może mi się coś takiego przydarzyć. Przez miesiąc chyba dochodziłem do siebie by jako tako normalnie funkcjonować. Zacząłem jakoś żyć "normalnym" życiem, ale ten wewnętrzny niepokój był we mnie jakoś ukryty. Kilka razy zdarzyło mi się mieć większy atak lęku, jednak opanowywałem go jakoś ataraxem i melisą - następnego dnia zawsze jakoś dochodziłem do siebie, do tej "prawie normalności". Nie zapaliłem już nigdy więcej, przeprosiłem się z alkoholem i 2-3 razy w miesiącu chodziłem na piwo, piłem tez mocniejszy alkohol, jakoś sobie radziłem. Fizycznie jednak w dalszym ciągu czułem się czasem źle, dziwne ukłucia serca itp. Do tego zacząłem usypiać przy włączonym tv lub komputerze, by nie pozostać w ciszy sam na sam z własnymi myślami. Jakiś miesiąc temu rodzice wyjechali na weekend, a ja zostałem sam w domu. Nic nie wskazywało na to, że może mi się powtorzyć napad lęku, jednak wieczorem (nie wiem dlaczego ale zawsze wieczorem mam takie stany niepokoju, lęku) naszła mnie myśl, a co by bylo gdyby ta sytuacja się powtórzyła? Machina się rozpędzała, ja się nakręciłem i ponownie musiałem zazyć końską dawkę melisy i łyknąć atarax. Z sytuacji wybawił mnie jakoś znajomy który siedział ze mną cały wieczór, dając mi poczucie, że w razie jakiegoś nagłego wypadku jest ktoś kto zareaguje. Postanowiłem po tym wszystkim pójść na początku do lekarza rodzinnego. Przepisał mi on leki przeciwlękowe - Zomiren. Zacząłem je brać i poczułem się jakby lepiej. Pewnego dnia leżąc na łóżku jednak przypomniałem sobie że czytałem kiedyś ulotkę jednego z leków, bodajże Cloranxenu, że może wywoływać myśli samobójcze. Zacząłem się obawiać - a co by było gdyby mnie takie myśli zaczęły dręczyć? a co by było gdybym nie opanował ich? gdybym zrobił sobie krzywdę? Stany lękowe jakoś ustały, schowały się w cień, bo nie wierzę w to że odeszły na zawsze, pożyjemy zobaczymy, ale zastapiła je ta natrętna myśl że mógłbym sobie coś kiedyś zrobić gdyby to się rozwinęło i nie zapanowałbym nad tym. Mam to do dzisiaj. Nie dzieje się to przez cały czas oczywiście, cały dzień chodzę zadowolony, odczuwam przyjemności, ale czasem nachodzą mnie te stręczące myśli, czasem jest to 5 minut dziennie, czasem kilka godzin, myślę co będzie jeśli zacznę tracić zdrowy rozsądek? Co będzie jeśli najdą mnie takie myśli gdy będę pod wpływem alkoholu, kiedy zdrowy rozsądek jest gdzieś w dali? Wydaje mi się że obecnie jest lepiej niż na samym początku gdy mnie to dopadło, ale nie zniknęło w 100%. I sam nie wiem co jest gorsze - tamte stany lękowe ograniczały mnie, bo bałem się gdziekolwiek sam wyruszyć na dalszą trasę, czy w podróż, ale pojawiały się raz na dłuższy czas, a przez ten właśnie czas miałem spokój i "czystą" głowę. Teraz nie mogę oczyścić tej głowy w 100% na cały dzień. A przepraszam - ostatnia sobota była chyba tym dniem, gdy te myśli mnie nie naszły, w dzień siedziałem nawet przez dłuższy czas sam ze sobą w domu i miałem jakoś ogólnie dobry humor, wieczorem natomiast spotkałem się z dziewczyną i wracając od niej było tak późno że położylem się spać i usnąłem od razu. Wiecie może jak okreslić to co mi się dzieje? Jesli macie jeszcze jakies szczegółowe pytania to pytajcie chętnie odpowiem. Powiem Wam, że wczoraj np. po przestudiowaniu części forum poczułem się jakoś lepiej, położyłem się do łóżka w dobrym nastroju i nie mogąc zasnąć (kolejny skutek feralnych zdarzeń sprzed roku) myślałem o pozytywnych rzeczach nie nastręczając sobie głowy tym co się ze mną dzieje :)
×