Skocz do zawartości
Nerwica.com

marina

Użytkownik
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia marina

  1. Witam, mam pewien problem. Bardzo chciałabym zostać wysłuchana, bo właściwie nie mam się z tym do kogo zwrócić. Mianowicie, dziś dostałam wyniki matur i, no cóż, jestem raczej zawiedziona. Mimo, że przedmioty obowiązkowe poszły mi wyśmienicie (po 90%), to przedmioty dodatkowe całkowicie zawaliłam. Mój chłopak natomiast napisał wszystko rewelacyjnie, po ponad 90% ze wszystkiego, w tym oczywiście przedmioty dodatkowe. I tu zaczyna się mój problem.. Nie umiem cieszyć się jego szczęściem i powodzeniem, a chciałabym. Udaję, że wszystko jest ok, ale w głębi duszy strasznie cierpię. Całą noc przepłakałam, teraz także nie mogę dojść do siebie. Po prostu nie wiem czy dostanę się na wymarzone studia w mieście, gdzie chcieliśmy iść razem. Mój chłopak składa papiery tylko do stolicy, kiedy ja muszę się asekurować innymi miastami. Przeraża mnie to, ponieważ dotąd planowaliśmy, że pójdziemy na studia razem, szczerze mówiąc nie mogę wyobrazić sobie innej opcji. Wiem, że jak będziemy mieszkać w oddzielnych miastach, nasz związek ma nikłe szanse. I nie wierzę w to, że "miłość wszystko przetrwa", bo myślę, że rozłąka w takiej odległości, gdzie będziemy się widywać raz na kilka miesięcy, spowoduje, że to będzie koniec. Jest mi strasznie smutno, ciągle o tym myślę, patrzę na co jeszcze mogłabym składać papiery, żeby tylko pójść do Warszawy. Ja naprawdę nie wyobrażam sobie bez Niego życia.. I to nie jest takie nastoletnie gadanie, jesteśmy ze sobą 3 lata i uważam, że nasz związek jest bardzo dojrzały i wspaniały. Ale sami widzicie, nie wiem co szykuje dla nas los. Obawiam się, że jeśli jednak będę musiała studiować w innym mieście, totalnie się załamię i nie będzie mi się chciało uczyć, żyć.. Wiem, że wykształcenie to także mój priorytet, mam zamiar poprawiać maturę za rok i startować na wymarzoną medycynę. Ale tymczasem jestem załamana. Nie wiem co robić..
  2. Słyszałam w RMFie, że samoloty mają jakiśtam określony "czas" kiedy mogą latać, tzn taki jakby 'termin przydatności' i kiedy się on kończy maszyna już nie może być używana. U nas natomiast remontują i dalej używają. Nie wiem na ile w tym prawdy, ale.. No cóż, każdej tragedii podobno można zapobiec, ale tak pewnie miało być i koniec.
  3. tak, to nie jest zdecydowanie dobry dzień. wielka, straszna tragedia. nie do opisania, szok. ja na takie sprawy reaguje bardzo emocjonalnie, od półgodziny płaczę, bo to jest niewyobrażalne. tyle ludzkich istnień, w tym tak znaczące osoby. w tym momencie odchodzą na bok przekonania o tym JAK sprawowali władzę, to się nie liczy. jest tylko ból i łzy, śmierć jest straszna. onet zablokowany, ja się nie mogę nigdzie dodzwonić. zaczynam się bać, "historia lubi się powtarzać", i to akurat w kontekście tego Katynia. niesamowicie smutne. na dodatek na pokładzie znajdował się Tadeusz Płoski, z mojego miasta, uczył się w moim LO, miałam okazję poznać Go osobiście.. a teraz? teraz nikogo nie ma. nie wyobrażam sobie tego jak muszą czuć się rodziny, wielkie współczucia.. i w takich momentach zaczynam doceniać jak wiele mam i jak niewiele brakuje do tragedii które dotykają ludzi całkiem niespodziewanie. dzień w sam raz na refleksje..
  4. Widzę, że jak na tak młodą osóbkę to życie Ci nieźle dało w kość. Ale do rzeczy. Też jestem w klasie maturalnej, ale no cóż, moja szkoła jest OK, klasa tak samo, nie mam na co narzekać :) Ale niejeden raz byłam bliska płaczu, niektóre osoby mnie niemiłosiernie denerwowały swoim zachowaniem, nauczyciele niesprawiedliwie traktowali (cóż, nadal tak jest), ale nie było/jest tak źle jak u Ciebie. Może wydawać Ci się to głupie, możesz mówić "co ona może o tym wiedzieć", ale postaraj się ich po prostu ignorować. Są to osoby zapewne całkiem zepsute, dążące po trupach do celu, uwikłane w jakieś wyścigi szczurów, niemające uczuć. Znam wiele takich ludzi, zgrywają twardych, chcą się 'pokazać' w towarzystwie wyśmiewając innych, a tak naprawdę są to osoby zaubione i wystraszone a takim zachowaniem usiłują przekonać samych siebie o tym jacy są 'wspaniali'. I tak już długo wytrzymałaś, więc te kilka dni przebywania z nimi NIC nie zmieni, uwierz :) Powiedz sobie, że nie pozwolisz aby banda rozpieszczonych i skretyniałych debili i debilek zniszczyła Cię doszczętnie. Skup się tylko i wyłącznie na maturze, olej ich kompletnie (staraj się), w czasie ustnych jak będziesz czekać na swoją kolej najlepiej weź mp3 i słuchaj, nie wdawaj się z nimi w dyskusje itp. Pewnie nic o tym nie wiem, ale myślę, że musisz spróbować i przede wszystkim uwierzyć w siebie. Kiedyś też przeczytałam bardzo mądry felieton, był o kobiecie sukcesu, która wspominała szkolne lata. Była dość otyłą osobą przez co była obiektem drwin wśród kolegów. Pewnego dnia przyszła zapłakana do domu po tym jak została publicznie nazwana 'wielorybem', wtedy ojciec powiedział jej tak "teraz się z ciebie śmieją, ale za kilkanaście lat ci ludzie będą wykładać bruk po którym ty będziesz dumnie chodziła". I tego się trzymaj :)) Niestety, świat pełen jest takich debili a my musimy wśród nich przebywać i funkcjonować, tylko trzeba się nauczyć ignorować ich zachowanie, co jest trudne. Życzę Ci powodzenia i wytrwania w tym a także sukcesów na maturze :)
  5. marina

    Omdlenie

    kurcze, jednak trochę mnie podniosłeś na duchu z tym, że przeszło samo z siebie :) mam nadzieje, że i u mnie tak będzie bo nie chcę faszerować się lekami broń Boże dziś miałam pobieranie krwi, oczywiście mnóstwo ludzi, gorąco i te moje 'zawroty' czy co to jest ale odpuściłam sobie szkołę :) za 3 tyg. i tak koniec roku (maturzystka ), nic nie robimy a w domu i tak więcej się nauczę sama niż siedząc na lekcjach
  6. marina

    Omdlenie

    hm, powiem szczerze, jestem strasznym niejadkiem, jem niewiele, przez co w sumie toczę małe wojny z rodzicami ujmę to tak - wystarczają mi naprawdę niewielkie porcje w ciągu dnia, po prostu jeśli odczuwam już to mogę go zaspokoić np. jabłkiem, i np. zjedzenie ich 3 wystarcza mi za obiad.. śniadania jem zawsze, zazwyczaj są to 2 kanapki, w ciągu dnia w szkole tak samo + jakiś baton, jabłko. Obiady tak samo, kolacji natomiast nie, ponieważ zawsze coś przegryzam. wiem, że to może nieodpowiedzialne i niemądre, wiem, że jem mało i czasem niezdrowo, ale naprawdę niewiele mi trzeba.. nigdy się nie odchudzałam ani głodziłam, jestem wielkim wielbicielem słodyczy :) żelazo przyjmuję od dokładnie miesiąca :) nie, nie miałam tego, ale dziękuję za naprowadzenie, na pewno wspomnę lekarce, jeśli nie zaleci tego. ciśnienie mam w normie, zazwyczaj jak mierzę w ciągu dnia to 75/120, nie miałam robionej krzywej, jak narazie miałam tylko podstawową morfologię, ale często w ciągu dnia odczuwam takie nagłe spadki cukru, czyli typowe trzęsienie rąk i takie wewnętrzne odczucie braku cukru, więc teraz zawsze mam przy sobie landrynki :) właśnie czasem odczuwam takie trudności w utrzymaniu równowagi, ale to chyba można 'podłączyć' pod zawroty głowy? cukrzyca wykluczona, cukier mam w normie. problemy z ciśnieniem? hm, szczerze mówiąc to mam czasem takie wahania, raz niskie całkiem, drugim razem wyższe. kiedyś nawet w szkole zmierzyli mi 90/110, ale to chyba wina nieumiejętnego mierzenia :) hormony tarczycy miałam badane w wakacje, w normie. nerki też w wakacje, miałam problem (częsty u mnie) z pęcherzem, miałam więc i USG i badanie moczu kilka razy. ale widzę, że jeszcze sporo badań na mnie czeka, bo jak na razie morfologia podstawowa + badanie moczu + cukier + hormony tarczycy to niewiele mam nadzieje, że jak pójdę do lekarza to zleci ich więcej, ale bardzo obawiam się własnie nerwicy
  7. marina

    Omdlenie

    Mam 19 lat i mam wielką nadzieję, że w końcu się od tego uwolnię, bo jest to strasznie denerwujące i utrudnia mi życie -.- Aktualnie leczę się na anemię, ale kończę właśnie brać przepisane mi żelazo i wybieram się do lekarza ponownie, ponieważ nic mi ono nie pomogło, kręciło się i kręci się nadal niestety
  8. marina

    Omdlenie

    Witam, mam pytanie, może nieco głupie, ale zależy mi na 'ogarnięciu' i zrozumieniu tej głupiej nerwicy. Mianowicie ciekawi mnie, czy ktoś z Was stracił kiedyś przytomność na skutek właśnie takiego 'ataku'? Nie chodzi mi o omdlenie spowodowane np. niskim cukrem czy jakimkolwiek innym czynnikiem chorobotwórczym lub takim, który by wpływał bezpośrednio na niedotlenienie. Ja od kilku dobrych miesięcy męczę się z dziwnymi zawrotami głowy, czasem mam nawet wrażenie, że zaraz odpłynę a jednak nie mdleje, a lęk przed tym jest naprawdę duży. I mam jeszcze pytanie nr 2, właśnie dotyczące samych zawrotów głowy : jak je odczuwacie? Czy "lata" Wam wszystko przed oczami? Bardzo mnie to ciekawi i chciałabym się nieco dowiedzieć jak to u innych jest, ponieważ ja sama nie wiem jak mam je określić, bardziej odczuwam to jako brak równowagi, nie mam zaburzeń związanych ze wzorkiem, ani nie robi mi się ciemno, ani nie mam mroczków (a jest mi to znane od np. szybkiego wstawania z łóżka) Dzięki z góry za odpowiedzi, pozdrawiam :)
  9. faktycznie, gdzieś mi umknęło. mam 19 lat :)
  10. Witam. Piszę, aby poznać opinie innych, które mam nadzieję, pomogą mi w zrozumieniu i ogarnięciu całego tego świństwa jakim jest nerwica. Oczywiście nie mam jej zdiagnozowanej, obecnie tylko leczę się na anemię, jednak mam przypuszczenia co do tego choróbska. Połowę Waszych wypowiedzi na tym forum już przeczytałam, ale chciałabym przedstawić moją "historię". Jak już gdzieś pisałam, wszystko zaczęło się w wakacje. Zawroty głowy złapały mnie w sklepie, w upalny dzień, więc za bardzo się tym nie przejmowałam, tłumaczyłam sobie, że to od temperatury. Jednak TO nie ustąpiło. Początkowo nie brałam tego do siebie, ponieważ nie było to ani uciążliwe ani tak bardzo nasilone. Jednak coś było nie tak - te cholerne zawroty głowy i nogi jak z waty. Dopiero niedawno, jakieś 3 miesiące temu zaczęło się robić nieciekawie. Zawroty głowy towarzyszą mi codziennie, dzień w dzień muszę się z nimi uporać. Czasem są one nieznaczne, ale niestety są. Innym razem jest to nie do zniesienia, oblewam się cała potem, jest mi gorąco i mam wrażenie jakbym odpływała. Na szczęście, ODPUKAĆ, nigdy nie zemdlałam. Jestem wesołą, szczęśliwą dziewczyną, mam wspaniałą rodzinę i cudownego chłopaka, w szkole idzie mi bardzo dobrze i mam poważne plany na przyszłość. Jednakże czuję, że cała moja energia gdzieś wyparowała - rezygnuję z rzeczy, które kiedyś tak kochałam robić, unikam galerii handlowych, dużych sklepów, nie chodzę do kościoła - tam moje objawy się nasilają, wiem z góry, że będzie mi się kręcić w głowie i koniec, nie idę. Jestem na siebie wściekła, bo wszystkie plany, zamiary sprowadzam do tego, że prawdopodobnie będzie mi się kręcić w głowie i zazwyczaj z większości rzeczy rezygnuję. Ostatnie dni są nieciekawe, nie daję rady i płaczę, bo nic nie mogę na to poradzić. Uwielbiam spędzać czas ze znajomymi, ale niestety, wolę zostać w domu. W poniedziałek poszłam z tym do lekarza rodzinnego, okazało się, że mam anemię (prawdopodobnie już w wakacje miałam, mam morfologię właśnie z tamtego czasu) i mam ogromną, wielką nadzieję, że te zawroty są spowodowane właśnie tym. Lekarka ma również podejrzenia, że jest to po części sprawa hormonów, które przyjmuję od półtora roku, więc od dziś je odstawiam. Jeśli oba te przypuszczenia okażą się mylne to dostanę pewnie skierowania do neurologia i kardiologa, ale niestety będzie to, przynajmniej dla mnie, oznaczało, że prawdopodobnie mam nerwicę. Jestem załamana, nie chcę żyć z tymi okropnymi dolegliwościami, bo wiem, że nie dam rady, szczególnie jak wyjadę na studia. Jeszcze jak czytam niektóre wypowiedzi, że może to ciągnąć się latami to już kompletnie jestem zdołowana. Na razie jednak mam ostatki sił żeby z tym walczyć moimi sposobami, czyli zacznę się znacznie więcej ruszać i lepiej odżywiać. Nie chcę stać się zamkniętą w sobie dziewczyną, która całymi dniami będzie przesiadywać w domu. Nie chcę tego robić również dla mojego chłopaka, oboje jesteśmy bardzo towarzyscy i lubimy spędzać czas aktywnie, wśród ludzi. A czy komuś z Was udało się pokonać podobne dolegliwości siłą woli? Czy ktoś też jest w podobnym wieku i ma podobne odczucia? Z góry dziękuję za odpowiedzi i serdecznie pozdrawiam :)
  11. Witam :) Chciałabym zasięgnąć Waszej opinii, bo jak widzę jest tu dużo osób z którymi (prawdopodobnie) mogłabym się utożsamić jeśli chodzi o ataki nerwicy. Ale od początku Kilka miesięcy temu (dokładnie w lipcu, pamiętam nawet konkretną datę ) pierwszy raz w życiu zrobiło mi się słabo i porządnie się wystraszyłam ponieważ byłam wtedy w sklepie, na dodatek 20 km od domu Wyszłam więc ze sklepu i usiadłam, aby odpocząć, ale byłam tak wystraszona, że zemdleję, że musiałam zadzwonić do chłopaka aby przyjechał po mnie samochodem. W domu pomogła mi jego mama (jest pielęgniarką) i zmierzyła ciśnienie, kazała zjeść, zmierzyć temperaturę, włożyć nogi do zimnej wody i odpocząć. Po prostu myśleliśmy, że jest to spowodowane upałem i tym, że akurat tego dnia niewiele jadłam. I wszystko wróciło do normy. Ale niestety, po jakimś czasie, około miesiąca później to znów powróciło. Zaczęło się od uczucia słabości, nogi zaczynały robić mi się jak z waty, kręciło mi się lekko w głowie i bardzo się tym denerwowałam, zaczęłam się pocić i tak dalej. Ale wtedy nie było to zbyt poważne i uciążliwe, mogłam normalnie funkcjonować i miałam nawet na to wytłumaczenie : zmęczenie, niskie ciśnienie (zawsze takie miałam), upały (akurat pracowałam w wakacje, i ciągle siedziałam na słońcu). Dodam jeszcze, że od roku stosuję plastry antykoncepcyjne, dlatego też myślałam, że takie 'akcje' mogą dziać się właśnie od nich, ale kiedy poszłam do mojej pani doktor z wszystkimi badaniami (hormony, morfologia, wątroba) które były w normie, powiedziała mi, że plastry raczej nie mają z tym związku, może to kwestia kręgosłupa/serca/oczów itp. No i stosuje je dalej. Ale do rzeczy. Od tego czasu pozostało mi to jakoś w świadomości i takie uczucie osłabienia i zawroty głowy towarzyszą mi wręcz codziennie, tylko czasem są one mało dokuczliwe, wtedy po prostu je ignoruje. Natomiast czasem jest tak (np dziś), że nie daje rady. Czuje osłabienie, mam problemy z koncentracją i z utrzymaniem równowagi, jestem jakaś aspołeczna. Np dziś musiałam zwolnić się z lekcji i pójść do domu bo czułam się strasznie. Jest to bardzo bardzo uciążliwe, ciągle się boje, że zemdleje (chociaż nigdy, odpukać, mi się to nie zdarzyło), lecz strach jest tak wielki, że nie umiem sobie z nim poradzić. Dlatego też z wielu rzeczy rezygnuje, m.in z zakupów, kina, basenu, spotkań z przyjaciółmi poza domem, nawet na zajęcia dodatkowe boję się chodzić, jestem załamana. Zdecydowałam, że muszę pójść do lekarza rodzinnego, który mam nadzieje wyśle mnie do specjalistów. Odstawię też plastry i spróbuję z tabletkami. Takie ataki zdarzają się nawet kilka razy dziennie, lecz czasem jest między nimi przerwa, np. dwu-trzytygodniowa, wtedy jest super. Ale jestem bardzo zaniepokojona, w tym roku piszę maturę i chcę wyjechać na studia 250 km od domu i nie wiem jak sobie poradzę jeśli nadal będę miała takie ataki, a nie chcę rezygnować z marzeń Często nie wytrzymuje i po prostu płaczę, bo wydaje mi się to bardzo niesprawiedliwe, przecież jestem młoda, powinnam cieszyć się życiem i korzystać z niego, a tymczasem żyję w ciągłym strachu. Mama mówi, że być może jest to spowodowane dojrzewaniem, krzywym kręgosłupem i wklęśniętą klatką piersiową (kiedyś przestrzegał mnie przed tym lekarz - serce i płuca mają mniej miejsca), może nieprawidłowym odżywianiem. Nie wiem, muszę iść do lekarza, ale mam nadzieję, że to się z czasem zmieni bo mam serdecznie dość rezygnowania z przyjemności, nieracjonalnego strachu przed zasłabnięciem w miejscu publicznym (to jest najgorsze) i takim stanem ( Najlepiej czuję się w domu lub w obecności najbliższych i już chyba nie potrafię cieszyć się z życia.. Myślicie, że może to być nerwica? Serdecznie Was wszystkich pozdrawiam i z góry dziękuję za przeczytanie mojego wywodu :)
×