Skocz do zawartości
Nerwica.com

wojtala

Użytkownik
  • Postów

    46
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez wojtala

  1. nikt25, hej fajnie że piszesz. Ja już się wypowiadałem trochę na temat leczenia. Po pierwsze uważam, że powinieneś kontynuować terapię. Mówiłeś, że miałeś próby wyjścia do ludzi (dziewczyny, randki), czyli jesteś zdeterminowany i chcesz się poprawić. Moim zdaniem powinieneś zastanowić się nad jedną kwestią i odpowiedzieć sobie na pytanie: Jaki tak naprawdę jesteś? Czy jesteś taki jak tego chcesz sam, czy jesteś taki jak oczekują tego inni? Myślę, że jesteś bardziej właśnie taką osobą, która bardzo patrzy na to co inni we mnie widzą i co o mnie myślą. Mówiłeś, że ćwiczysz na siłowni, więc pewnie jesteś szeroki, ale czy rzeczywiście tego chcesz? Czy nie widać czasami, że wstydzisz się tego? Niestety w mniemaniu wielu ludzi, mięśnie są właśnie przeciwnie skorelowane z tym co się ma w głowie, co uważam niezawsze jest prawdą. Może właśnie w tym jest problem w twoich relacjach z kobietami, że taka mieszanka wybuchowa jak mięśnie + duża wrażliwość + nieśmiałość nie znajdzie akceptacji u wielu kobiet. Widzisz u kobiet które szukają faceta z mięśniami nie zaczarujesz swoją niepewnością, a te które będą szukać wrażliwego faceta może odstraszyć Twoja budowa. Smutne, to bo wygląd dla mnie nie świadczy o człowieku, ale wiele ludzi (zarówno facetów jak i kobiet) tak właśnie rozumuje. Podsumowując myślę, że powinieneś popracować nad tym, żeby poczuć się lepiej ze sobą, przestać się oszukiwać, zakładać maski na swoją prawdziwą twarz i postarać się być naturalny. Wtedy na pewno zainteresujesz sobą kobietę która naprawdę będzie do Ciebie pasowała. Jeśli mogę poradzić to największą strefą erogenną u kobiety jest ucho :) kobieta chce słyszeć a to jak mówiący wygląda często ma mniejsze znaczenie. Takie moje zdanie. Do roboty i powodzenia .
  2. Sayuri, czesc. Fajnie że napisałaś. Czytam Twoją wypowiedź i widzę dokładnie siebie jakiś czas temu. U mnie były podobne objawy całkowitej niechęci do życia i rezygnacja. Teraz widzę już przyczyny i myślę, że wiem jak z tym walczyć. Moim zdaniem największy problem u Ciebie polega na tym, że masz bardzo zaniżone zdanie na swój temat. Sprawnie zrobili to rodzice, myślę że trochę nieświadomie (rodzice myślą że takim dołowaniem motywują dzieci do pracy a to nieprawda, szczególnie jak się jest wrażliwym). Przez to zaniżenie opinii na swój temat, widzisz świat przez pryzmat tego jak widzą, ocenią Cię inni bo uważasz te oceny za obiektywne. Nie dopuszczasz do siebie własnych myśli, co Ty sama sądzisz na swój temat. Uważasz pewnie, że nic nie zależy od Ciebie, wszystkim steruje ktoś z zewnątrz a Ty tylko wykonujesz czyjeś polecenia, wskazówki i kierujesz się czyimiś radami wyłączając swój mózg. Jeśli się mylę, to mnie popraw, ale u mnie dokładnie tak to wyglądało. Miałem kompleksy, poczucie niższości, byłem bardzo nadwrażliwy. Nie chcę tutaj prowadzić terapii, bo to nie miejsce na to, ale moją radą jest żebyś jak najszybciej poszła do psychiatry. Na pewno stwierdzi u Ciebie depresję i przypisze jakieś leki. Wiem, że ludzie różnie na nie reagują, ale warto spróbować. Leki to wg mnie początek, bo one leczą objawy. Dzięki nim moim zdaniem będziesz miała więcej siły żeby trzeźwiej spojrzeć na świat (uspokoją Cie i sprowadzą na ziemię). Dzięki nim będziesz w stanie pójść do psychologa i to uważam, za warunek konieczny poprawy. U terapeuty, w przeciwieństwie do leków, będziesz pracowała nad przyczynami stanu, w którym jesteś i zmieniała swój głęboko zakorzeniony sposób myślenia. Od razu powiem, że 'wiedzy' u psychologa dostaniesz bardzo dużo i warto od samego początku skupić się na pracy nad sobą, robić notatki i co jakiś czas do nich zaglądać pomiędzy wizytami. Niestety tak samo jak ja masz pewne ubytki w wiedzy nt. życia, których trzeba się po prostu nauczyć, tak jak tabliczki mnożenia. Przed wizytą u psychologa warto sobie powiedzieć formułkę zwykłej afirmacji, najlepiej też gdzieś ją zapisać i powiesić na ścianie: "CHCĘ SIEBIE NAPRAWIĆ BO WARTO !!" i warto w to wierzyć. Uwierz mi, że ja już trochę przeszedłem i teraz wiem, że warto było, bo życie jest fajne. Jestem pewien, że z czasem jak będziesz kontrolować więcej aspektów życia i widziała, że to pochodzi od Ciebie i że masz wartość, zaczniesz odczuwać zadowolenie. Jeśli chodzi o kwestię rodziców, to uważam, że niewarto im teraz wszystkiego wyrzucać. Pewnie zrobi to psycholog a jeśli nie, to warto postawić taki symboliczny murek, który odgradza przeszłość od teraźniejszości i przyszłości. W przeszłości byłaś sterowana, kierowana i dołowana teraz jest MUR, bo to było a od tej chwili kierujesz sama sobą, bo masz własną głowę. Myślę, że uraz zostanie w głowie ale będzie tam jako wspomnienie, które jest za murem i które nie ma wpływu na Ciebie obecnie (ja tak zrobiłem i działa :)). W kwestii znajomych to też wiem o czym mówisz. Myślę, że warto zapisać się na jakieś zajęcia, gdzie są ludzie. Nie ty jedyna jesteś samotna w mieście. Warto może pomyśleć nad jakąś sztuką walki, kursem tańca, jakimś sportem albo językiem obcym. Nie wiem co lubisz robić. Pozdrawiam i życzę sukcesów. Jakiś czas temu założyłem wątek na temat grupy wsparcia na skype jak byś miała ochotę pogadać, to napisz mi prywatnie.
  3. chloe, myślę, że jęczarni się nie zrobi. Mam nadzieję, że podczas tych rozmów mogą się spotkać osoby w różnych stanach. Jedni będą pewnie chcieli jęczeć, ale Ci w lepszym stanie będą powstrzymywać. Ja to tak widzę.
  4. Moim zdaniem to klasyczny przypadek myśli natrętnych i związanych z nią dalszych reakcji. Uważam, że problem nie jest śmieszny, wiem co tą są myśli, które ciągle powracają i podporządkowujemy ich istnieniu swoje życie. Wstydzimy się tego, że inni wiedzą, lub mogą się domyśleć, co mamy w danej chwili w głowie i że mamy taki problem. Rozumiem, że to jest wstydliwy problem, ale myślę, że psycholog powinien pomóc. Myślę, że leki są w tym przypadku zbędne, bo to kwestia głowy. Jasno formułujesz myśli, wiesz dokładnie w czym jest problem, więc myślę, że psycholog będzie wiedział w jaki sposób pokierować Twoją psychikę na inne tory, żebyś nie myślał o tym, albo myślał w inny sposób. Myślę, że nie dasz sobie rady z tym sam, dopóki nie podzielisz się tym problemem z kimś innym. Tutaj podzieliłeś się i to już duży sukces, tylko my tutaj nie jesteśmy specjalistami od wsparcia. Sądzę, że praca nad opanowanie wstydu i osadzeniem problemu w realnym życiu wystarczy, żeby zacząć normalnie żyć. Idź do psychologa, nic nie ukrywaj i powiedz dokładnie w czym problem, a na pewno pomoże. Życzę powodzenia i pozdrawiam.
  5. gohai widzisz, Ty nie chcesz jej stwierdzić znaczy się że jesteś uczciwym człowiekiem. Niektórzy mówią, że w uczuciach nie ma miejsca na uczciwość, bo się niczego nie osiągnie. Zobacz jeszcze jeden aspekt: nawet jak by Ci się udało kolesia zbajerować i wyrwać go od tamtej kobiety, to byś przez cały związek z nim się bała, że za chwile inna zrobi dokładnie to samo, co Ty zrobiłaś, że odbije Ci go, tak jak Ty odbiłaś. Nie będzie to więc związek oparty na zaufaniu a więc kaplica :)
  6. Witam, Też mam coś podobnego. U mnie to wynikało z tego, że w ogóle nie interesowało mnie życie w zgodzie z sobą. Chciałem się przypodobać innym, robiłem to co innym pasuje i co jest popularne w towarzystwie. Było to spowodowane brakiem poczucia akceptacji w jakiejś grupie. Wydaje mi się, że takie niezwracanie uwagi na własne potrzeby, odczucia i emocje powoduje ich powolne zamieranie. To chyba normalne, że jak czegoś nie wykorzystujemy, przestaje się to liczyć, to zaczyna to powoli zamierać. Wydaje mi się, że to jest bardzo złe, bo ponieważ żyjemy my, mamy odrębne życie powinniśmy przede wszystkim żyć tak jak my uważamy a nie tak jak oczekują tego inni. Tutaj jest jeszcze jeden paradoks, który zauważyłem. Że lepsze i bardziej trwałe związki z ludźmi kształtują się nie wtedy, kiedy się dopasowujemy do ludzi/grupy, ale wtedy kiedy w sposób kulturalny (licząc się ze zdaniem innych i ich innymi poglądami) wnosimy swoją osobę jako kogoś innego, nowego, również ciekawego dla innych. Ludzie nie chcą, żeby się do nich dostosowywać, oczywiście jak są to ludzie na poziomie i nie mają podobnych do nas problemów (tzn. nie szukają akceptacji). Jeśli mają to inny rozdział, ale nie chcę go poruszać bo tutaj może być wiele scenariuszy pewnie. Doszedłem do takich wniosków już jakiś czas temu z psychologiem. Niestety to nie jest takie łatwe, żeby to wdrażać w życie. Po pierwsze do końca nie wiem kim ja jestem, łatwo nadal ulegam presji grupy, łamię się w swoich postanowieniach i łatwo ulegam sugestiom. To wynika z mocno zakorzenionego poczucia, że inni mnie ciągle oceniają i że chcę żeby ta ocena wyglądała za każdym razem najlepiej. Tak nie jest, nie powinno być i nigdy nie będzie, żeby wszystkim 'zrobić dobrze'. Zauważyłem nawet radość jak udało mi się wyrazić czasem moje odmienne poglądy, trzymać się ich. Radość wynikała z tego, że po wymianie myśli, czułem, że one są moje i wcale nie straciłem w oczach innych (myślę, że nawet zyskałem). Moja rada jest taka, żeby poznać jak najlepiej siebie, swoje cechy i osobowość. Warto poświęcić na to trochę czasu i UCZCIWIE odpowiedzieć sobie na pytania: co lubię? co akceptuje? co jest dla mnie nie do przyjęcia? jakimi wartościami się kieruję? na te pytania można odpowiedzieć w przypadku wielu dziedzin życia: pracy, związków, przyjaźni, mieszkania itp. Warto spisać to porządnie. To nam zagwarantuje, że będziemy musieli (i chcieli) się tego trzymać (będzie to coś co my sami stworzyliśmy, uczciwie i dodatkowo spisaliśmy, a nie będziemy przecież przeczyć sobie i żyć przeciwko sobie). Myślę, że warto spróbować i zacząć się kierować bardziej tym co ja chcę. Myślę, że żyjąc w zgodzie ze sobą zmienia się nasz pogląd na świat. Powoli zaczynają wracać nasze uczucia, emocje. Postrzegamy świat ze swojej perspektywy a taka uczciwość spowoduje, że nie będziemy mieli odwagi i chęci żyć przeciwko tym emocjom i uczuciom. Myślę, że po jakimś czasie takiej pracy wróci spokój, zadowolenie z siebie i nasze życie będzie inne. Wrócą nieoceniani już ludzie, związki będą głębsze przez poczucie nasze wartości i jej świadomość. Tak musi być, ale potrzebna jest praca. Nie można iść drogą na skróty, do celu. Bez poznania siebie i uczciwości nie będziemy mogli być uczciwi wobec innych i stosunki z ludźmi będą powierzchowne. Dlatego taki schemat moim zdaniem: 1. Jaki ja jestem? -> 2. Życie uczciwie zgodnie z punktem 1. -> 3.Czekać na powrót emocji, uczuć i umacniać swoją wartość. -> 4.Budować lepsze relacje z innymi nie zatracając siebie i żyć w zgodzie z sobą. -> 5. Jestem happy. Uh dużo, ale mam nadzieje, że pomoże. Ja właśnie na tym się skupiam. To wszystko można osiągnąć jak przedtem postanowisz sobie że CHCESZ i że MOŻESZ. Ja wierzę, że każdy może i chce :) Pozdrawiam i życzę powodzenia!
  7. SZUKAMPOMOCY79 niech Ci nie będzie gorzej. Przecież jesteś na etapie osiągania swojej higieny, więc wszystko jest OK. Poznajesz Psychologa on Ciebie, dopiero zaczynasz :) bravo za odwagę, bo tak dużo osób jej nie ma:) mamy szczęście wyjść poza ten krąg! Mogę tylko zasugerować, żeby za jakiś czas być świadomy opisanych pułapek. Tak mi się wydaje. Ja wiem że i tak Ci się uda bo najtrudniejszy krok to decyzja i otwarte mówienie o problemach, wszystkich. Venus i bardzo dobrze, że się nie zgadzasz, widać że jesteś na innym etapie. To, że nie dajesz sobie wmawiać, znaczy, że zauważasz siebie i słuchasz swoich myśli. Bravo, mi się też to czasem udaje, chociaż czasami daję się wypędzić w pole. Dobrze, że jesteśmy świadomi, że nie chodzimy tam po to, żeby usłyszeć to co chcemy usłyszeć, tylko, żeby nauczyć się prawdy, do której się zbliżamy :) Tak swoją drogą to założyłem kiedyś posta o konsultacjach na skype, żeby tutaj nie pisać ciągle. Może jesteście chętne na rozmowy? Nie chodzi o terapię bo nie jestem specjalistą, ale można się spotkać w kilka osób i sobie za darmo powiedzieć co leży na duszy bez krempacji. Ja jestem otwarty!
  8. Mówicie o tym, że psycholog wie o czym Wy mu mówicie. Wynika to chyba z dwóch faktów bo sam to zauważyłem. Po pierwsze nie wy jedni macie takie problemy i jest ograniczona ilość takich kłopotów a po drugie w stanie depresji i lęku bardzo często wierzymy we wszytko co inni mówię i widzą w nas. Myślę, że trzeba tutaj trochę uważać, bo również wierzymy psychologowi i sami zaczynamy doszukiwać się u siebie rzeczy, które nie zawsze są prawdziwe. To jest taki mechanizm naturalny chyba, że człowiek idąc do kogoś i prosząc o pomoc będzie bezkrytycznie przyjmował to co on nam mówi (czasem domniema) na nasz temat. Dzięki temu szybko się rajcujemy (ja tak miałem) że znaleźliśmy powód naszych problemów, który może być dla nas fikcyjny, ale liczy się dla nas sam fakt że został znaleziony 'jakiś' powód. Nie wiem czy rozumiecie o co mi chodzi? Psycholog jest super, tylko myślę, że należy obiektywnie patrzeć na obserwacje terapeuty, bo to też człowiek i do niedawna jeszcze nam obcy. Mimo że by chciał to nie może wszystkiego o nas wiedzieć. Myślę, też że warto jest omawiać z psychologiem mniej tematów a dokładniej, robić sobie notatki i w domu powtarzać sobie to czego się 'nauczyłeś'. W moim przypadku to było konieczne bo dołowało mnie nawet to, że kilka godzin po terapii już nic z niej nie pamiętałem. Teraz mam takie notatki zebrane i myśli i co jakiś czas do nich zaglądam i one mnie nakierowują na dobrą drogę. To co chcę powiedzieć przez ten post, to, żeby nie wpaść w coś takiego jak ja na początku wpadłem. W pewnym momencie wystarczyło mi już samo to, że chodziłem do psychologa, przed kimś się otworzyłem, ktoś zauważał moje problemy i mogłem się wygadać. Przestało mieć dla mnie znaczenie to, po co tak naprawdę przyszedłem, żeby poznać i odzyskać prawdziwego SIEBIE :) Wydaje mi się, że to pierwsze zadowolenie, że się w końcu poszło i zdecydowało należy do pierwszego etapu, który nazwałem w moim ostatnim wpisie 'osiągnięciem higieny emocjonalnej' nas uspokaja, pozwala zauważyć, że mogę i przygotowuje do prawdziwego starcia ze samym sobą i swoimi problemami. Nie wiem czy zauważacie też to samo u siebie ale ja po rozmowie z psychologiem łatwiej otwierałem się przed innymi i mówiłem o swoich problemach? Wcześniej kryłem się bo uważałem, że wszyscy dookoła myślą, że jestem idealny (takie wrażenie chciałem sztucznie sprawiać w środku gotując się) i że jak się dowiedzą o moim problemie będą się śmiać, albo uznają że ich oszukiwałem, że nie mam problemów. Sądziłem, że jestem podziwiany i chciałem taki być, teraz wiem, że to bez sensu :) Ok. Znów się rozpisałem trochę. Mam nadzieję, że wszyscy skorzystacie z psychoterapii, tak jak ja korzystam nadal. Pamiętajcie też że warto trafić na dobrego specjalistę. Lepiej nie oszczędzać kilku groszy i iść tam gdzie nie będziemy traktowani jak towar do przehandlowania. Zdobądźcie jakieś dobre referencje i nie bójcie się zmieniać specjalistów, bo jak wiadomo w każdej dziedzinie zdarzają się dobrzy i źli rzemieślnicy. Pozdrawiam.
  9. Witam, Z zupełności zgadzam się z Doris1988. Wszystko w terapii i leczeniu zaczyna się od pozytywnego nastawienia. Najpierw należy zacząć myśleć o tym, że mogę coś z tym stanem zrobić i że będzie jeszcze dobrze kiedyś. Wiem, że w niektórych stanach może być to trudne, ale na pewno pomogą leki i rozmowy z terapeutą. Kiedy jest już taka myśl (nie myślimy wtedy w kategoriach 0 lub 1, czyli skrajnie źle lub skrajnie dobrze), że może się udać, możemy rozpocząć naprawianie siebie i szukanie powodów choroby i ich eliminowania (czasem nie trzeba nic eliminować tylko spojrzeć na sprawy z innej perspektywy, zmienić sposób rozumowania i wszystko zaczyna zmieniać kolory). U mnie sprawdza się ta droga, bo nadal chodzę do psychologa i będę chodził, ale na początku mało z tego korzystałem bo nie wierzyłem, że będzie lepiej. Teraz wiem, że gorzej już być nie może z moimi myślami i stanem dlatego wiem, że może być tylko lepiej, wierze w to. Mimo, że droga nie jest łatwa, bo myślenie stereotypowe, depresyjne jest ciężkie do wyplenienia, ale zaczynają się dziać przy pozytywnym nastawieniu małe rzeczy, które prowadzą do małych i coraz większych sukcesów (ja np. znalazłem pracę i w końcu uniezależnię się od rodziców. Fajnie bo nie zejdzie jeden z powodów mojej depresji i lęków, że nie dam sobie rady w samodzielności). Pozostaje jeszcze wiele do nadrobienia (kwestia uczuć, przyjaciół i kontaktów z ludźmi, kwestia robienia czegoś co daje satysfakcję i sprawia przyjemność, wreszcie wiedza na temat tego kim i jaki jestem). Do tego jednak potrzeba jest pewne przygotowanie emocjonalne i myślenie pozytywne. Bardzo ważne było, przynajmniej w moim przypadku, przełamanie sposobu myślenia, z tego co myślą mówią i chcą inni na to właściwie chcę JA. Miałem z tym duży problem, bo zauważyłem, że staram się robić rzeczy dla popularności a nie dla siebie i zgodności z własnymi potrzebami. Wydawało mi się, że każdy i wszędzie mnie ocenia i myślałem, że każdemu muszę się przypodobać. Tak nie jest i im szybciej to zrozumiemy, że każdy żyje swoim życiem, tym łatwiej będzie zmienić swój stan i sposób myślenia. Trochę się rozpisałem, ale podsumowując zgadzam się, że pierw należy doprowadzić się do stanu jakby higieny emocjonalnej (leki,psychoterapia,nastawienie na myślenie że chcę i mogę zmienić to co jest nie tak bo gorzej już być nie może i nie chcę żeby było gorzej), później należy szukać i naprawiać razem z terapeutą przyczyn stanów i powodów lęku i depresji. Dróg jest wiele, ale CHCIEĆ to MÓC :) Dodam, że nie należy też spodziewać się rezultatów bardzo szybko i podłamywać się ich brakiem. Zapewne jest wiele aspektów w psychice które potrzebują naprawy, a utarte i zakodowane od dawna myślenie nie ulegnie nagłej zmianie. Potrzeba czasu i wiary w siebie i ludzi. Życzę wszystkim powodzenia w walce z problemami! Warto próbować!
  10. samotna_zagubiona ale za to masz spoko dziare jeśli to Twoja :)
  11. Matlide może to jest tak, że czujesz sie gorsza bo nie jesteś przekonana, że Twoje poglądy nie pochadzą od Ciebie tylko są jakby wzięte z poglądów innych osób a mimo wszystko się z nimi nie zgadzasz. Inna nie znaczy gorsza, są gorsi poglądowo (kiedys był Hitler) i moralnie (znany aktor porno Rocco albo P. Hilton). Z tym ocenianiem to masz racje, też mam takie poczucie winy troche, ale staram się nie oceniać bo wiem, że nie umiem dobrze ocenić też siebie. Nie czujesz bliskości duchowej i psychicznej bo chyba boisz się zaakceptować tego człowieka do końca, może boisz się że jego wady przejdą na Ciebie? Nie przejdą jak będziesz pewna swoich racji i wartości i będziesz wobec siebie szczera. Łatwiej idzie się na kompromisy kiedy wiesz ze to kompromis a nie uległość wobec kogoś i jak robisz to świadomie (nie zmieniasz sposobu myslenia tylko zachowujesz się kompromisowo). Wszystko wg mnie rozpoczyna się w sobie, ufaniu swoim wartościom i wierze w nie:) wtedy czujemy komfort bycia z innymi obok, otwieramy się i ufamy bo wiemy ze się nie zatracamy a najgorsze co się może stać to okazać się, że ta osoba nie zasługuje na nasze zaufanie:) Takie moje zdanie.
  12. Sory, masz racje Korba :) też tak pomyślałem, ale dopiero po fakcie. Chociaż jak piszę to staram się niczego nie pominąc. Tam się dużo powtarza pewnie, bo mam problem z jasnym formułowaniem myśli
  13. Według mnie temat szukania partnera podczas depresji ma dwie strony. Z jednej strony przy drugiej osobie zapominamy chwilowo o swoich problemach, czujemy się potrzebni, przez co zaczynamy się czuć lepiej. To jest na pewno pozytywna strona, ale zawiera ona pułapkę. Wydaje mi się, że w depresji mamy często problem ze samooceną i z poczuciem własnej wartości dlatego w kimś innym zaczynamy się doszukiwać cech takich, których nam u siebie brakuje. Albo je tam znajdujemy i zaczynamy żyć życiem tej osoby, albo też ich tam nie znajdujemy i szybko odsuwamy się od takiej osoby, bo przecież ona nie jest taka jaka chcieli byśmy żeby była. Z tej strony ważne z punktu widzenia związku jest, żeby zaakceptować, że partnerstwo nie jest przeżywaniem czyjegoś życia i zauważanie siebie. Piszę to nie jako specjalista a raczej jako taka osoba, która mocno cierpiała z powodu, że żyłem z kimś, ale uświadomiłem sobie, że starałem się żyć Jej życiem. Po rozstaniu długo cierpiałem, wspominałem, czułem, że mój świat się skończył, kiedy z niego wyszedł Jej świat, który stał się moim światem. Zdaję sobie sprawę, że niektórzy nie posiadają swojego świata i chcą żyć światem innych, ale nie wiem czy uda im się tak długo. U mnie to w pewnej chwili pękło mimo, że podczas związku sądziłem, że jestem bardzo szczęśliwy. Jednak poczucie bezpieczeństwa pękło w jednej chwili rozstania. Ja już wiem, że tak się nie da. Myślę, że pierw należy dojść do ładu z samym sobą, wiedzieć jakim się jest i na czym się stoi. Jakie ma się wartości i być im wiernym. Wówczas nie staramy się uczyć na podstawie związków tego jacy jesteśmy (eksperymentujmy na sobie a nie na innych). Nie staramy się też wówczas partnera 'posiąść na własność', nie jesteśmy podejrzliwi, potrafimy szczerze zaufać i rozmawiać. Nie staramy się poderwać pierwszego/pierwszej lepszej dziewczyny, bo wtedy potrafimy ocenić już że taka osoba nam się nie podoba. W przypadku gdy decyzja, że chcemy tą a nie inną osobę poznać będzie pochodziła od nas samych będzie nam trudniej tą osobę oszukać wmawiając jej jak bardzo się nam podoba i jak bardzo ją kochamy. Wtedy będziemy czuć, że oszukujemy nie tylko tą osobę ale przede wszystkim siebie. Wtedy wreszcie nie będziemy wychodzić do ludzi z napisem na czole: "Jestem samotny/na szukam kobiety/faceta za wszelką". Taki napis często dyskwalifikuje a wiadomo, że to się da wyczuć kiedy ktoś jest zdesperowany. Znając siebie, będziemy sobą, a wyrażając zainteresowanie innymi przyciągniemy ich. Dlatego wydaje mi się, że znając siebie sprawiamy wrażanie raczej takie : "Jestem spoko i lubię siebie, ale chce Cie poznać bo wydaje mi się że Ty też jesteś spoko." Taki napis na czole na pewno lepiej działa na ludzi niż poprzedni 'desperacki'. Podsumowując wydaje mi się, że dobrą drogą w depresji jest następująca kolej osiągnięć: 1. Likwidacja objawów depresji (lęki, nicnierobienie) - to się da osiągnąć przez leki i rozmowy ze specjalistami w połączeniu z decyzją że chcemy. Nie powinniśmy w tym etapie starać się wszystkiego na raz naprawić, bo się nie da. Doprowadzamy się do stanu, żebyśmy mogli normalnie funkcjonować, rozmawiać. Przestajemy wtedy się użalasz, stajemy się trochę spokojniejśi, czujemy się 'higieniczni'. 2. Po tym osiągnieciu kierujemy się w stronę poznawania siebie we wszystkich obszarach. Sami ale najlepiej wraz z terapeutą (kimś kto spojrzy na nas obiektywniej niż my sami) ustalamy sobie wartości które są dla nasz ważne, odnajdujemy ja, zaczynamy żyć własnym życiem. Stajemy się szczerzy wobec siebie i wobec innych automatycznie i symptomy depresji zaczynają się oddalać. Przestają istnieć powody, zaczynamy żyć tak jak sami sobie postanawiamy więc nie będziemy się tym dołować, nic ani nikt już nie steruje nami. 3. Po osiągnięciu tego stanu jesteśmy gotowi, żeby w pełni wyjść do ludzi (nie oznacza to że w tamtych okresach nie wolno nam do nich wychodzić, ale sami czujecie, że pewnie nie czujecie się wtedy najlepiej w towarzystwie, bo zazdrościcie innym, uciekacie lub boicie się ludzi i rozmów). W tym momencie znając siebie jesteśmy w stanie rozmawiać z ludźmi z perspektywy siebie i mamy chęc poznawania innych ludzi takimi jacy są, mimo że są różni od nas. To nam już nie przeszkadza, bo my lubimy siebie takimi jacy jesteśmy więc ani nie zazdrościmy ani nie boimy się że jesteśmy gorsi. To co się wtedy dzieje spotykając się z ludźmi samo kieruje nas na dobre tory, bo człowiek jest osobą stadną i prędzej czy później trafiamy na kogoś kogo zaczynamy lubić bardziej no i zaczynamy się bardziej starać. Jestem ciekawy co myślicie na temat tego procesu, który starałem się tutaj opisać? Nie wiem czy dobrze myślę, ale tak mi się wydaje, że powinno być. Sam mam problemy ze znalezieniem partnerki, ale czuje, że z jednej strony boje się wychodzić do ludzi (nie znam jeszcze dobrze siebie i nie czuję do końca swojej wartości i boje się ludzi) a z drugiej strony też bardzo krytycznie oceniam ludzi i szukam w nich ideału (to też wynika z szukania cech u ludzi, których sam nie mam a które mi imponują)...
  14. Moje marzenia, to głównie poczuć spokój wewnętrzny. Myślę, że on będzie wynikał głównie z poukładania sobie następujących rzeczy: 1. podejmowanie decyzji pod wpływem tego co sam uważam,chcę i nie uzależnianie tych decyzji od tego co inni powiedzą o mnie jak podejmę taką decyzję (głównie chodzi tu o decyzję zawodową, którą bardzo mocno uzależniam od postrzegania zawodów według stereotypów) 2. poczucie się częscią pewnego miejsca itp. chodzi o przyjaciół, pracę, udany związek 3. poczucie brania życia w swoje ręce, czyli głównie uniezależnić się od rodziców 4. nie obwiać siebie o przeszłość i nie traktować siebie zbyt surowo. Co było nie wróci, żyć teraźniejszością i mieć bardziej spójną wizję przyszłości, chociażby jej kierunku. 5. umieć cieszyć się z tego co mam a płakać nad tym czego nie posiadam. 6. nie stracić siły do walki z samym sobą. 7. dawać innym siebie 8. polubić siebie, odzyskać poczucie wartości i godności 9. cieszyć się życiem i czuć, że będzie dobrze :)
  15. Żeby nie tworzyć offtopiców,temat tworzenia spotkań internetowych pomocy przeniosłem do nowego posta tutaj: tworzymy-grup-wsparcja-skype-oweg-t15111.html pozdrawiam
  16. Witam, Jakiś czasem wpadłem na pomysł stworzenia czegoś w rodzaju grupy wsparcia bazującej na rozmowie przy pomocy komunikatora. Tutaj bardzo wiele przeczytałem o dolegliwościach, z różnego punktu widzenia, przeczytałem wiele mobilizujących i ciekawych wypowiedzi, ale doszedłem do wniosku, że wszystko się tutaj dzieje w trybie asynchronicznym (piszemy i dopiero po jakimś czasie dostajemy feedback na temat, o którym napisaliśmy). Pomyślałem, że może warto by było dodatkowo umawiać się grupami, większymi lub mniejszymi, na rozmowy przez internet. Przykładowo na skype można stworzyć rozmowę konferencyjną. Można by takie 'spotkania' potraktować jako rodzaj wygadania się, a także usłyszenia co na temat naszych dolegliwości/problemów/wątpliwości mają do powiedzenia inni. Może, tak jak ma to miejsce na terapiach grupowych ułatwi to spojrzenie na nasze problemy z innej perspektywy. Zdaję sobie sprawę, że na forum każdy jest anonimowy bo poza opisem problemu i podaniem nicka nikt o nas nic nie wie. Przy włączeniu do rozmów głosu dzielimy się jeszcze jednym szczegółem, ale anonimowość w zasadzie, jeśli ktoś chce, nadal jest zachowana. Zresztą może nie każdy będzie chciał być anonimowy, bo miałem ostatnio myśli, że im więcej znamy osób o podobnych problemach, tym na swoje patrzymy z dalszej perspektywy, bardziej obiektywnie. Nie mam doświadczenia w takiej formie spotkań, ale pomyślałem, sobie, że może to niektórym pomóc. Ja ze swojej strony bardzo chętnie spróbował bym się w takim przedsięwzięciu. Chętnie poświęcę temu swój czas, bo może być warto. Bardzo bym się cieszył, jeśli oprócz osób, które mogły by poszukać wsparcia w takich rozmowach, brały by w nich udział również osoby zainteresowane pomocą czytające to forum i wypowiadające się tutaj z perspektywy ekspertów, albo osób zainteresowanych tematem (moderatorzy wypowiedzcie się). Jeśli podoba się Wam taki pomysł, albo macie odmienne zdanie i chcecie je wyrazić to zapraszam do dyskusji tutaj. pozdrawiam!
  17. Amalka, czemu niepoprawna. Przecież marzyć trzeba. A gdyby się wszystkie spełniały to by było nudno
  18. A ja wpadłem jeszcze na inny pomysł. Skoro rozmawianie na terapii to właściwie płacenie za rozmowę z osobą, która umie rozmawiać, to może oprócz pisania tutaj warto by było też porozmawiać? Wiem, że nie ma takiej możliwości tutaj pisząc, bo nie da się przekazać wszystkiego w literkach, ale są takie mądre urządzenie jakim są skype, słuchawki i mikrofon. Może udało by się zebrać grupę do takiej terapii grupowej, wirtualnej ale głosowej? Co Wy na to? Mam nadzieje, że nie zrobi to konkurencji dla forum i nie zostanę zbanowany:P Ja jestem chętny do umówienia się na coś takiego :) pozdrawiam.
  19. Witam, Postanowiłem w końcu zebrać swoje myśli w jednym miejscu. Od czasu kiedy skończyłem studia, a właściwie od kiedy podjąłem pierwszą prawdziwą pracę na ostatnim roku (jestem pół roku po studiach), rozpoczęła się w mojej głowie batalia myślowa. Uświadomiłem sobie, że tak naprawdę nie wiem co mogę/chcę/powinienem w życiu robić i czym się zajmować. Skończyłem dobry kierunek studiów (dobry to znaczy przyszłościowy, ilościowy - Informatyka i ekonometria a Akademii Ekonomicznej), ale mam bardzo duże wątpliwości związane z tym, czy nadaję się do pracy jako typowy umysł ścisły i analityk albo informatyk. W mojej głowie kłębią się jakby dwie przeciwstawne myśli. Jedna mówi "szukaj pracy po linii twojego zawodu bo z tego będą pieniądze" a druga mówi "ważna jest żeby robić to co sprawia przyjemność". Wiem że są to dwie przeciwstawne postawy a ja nie potrafię zdecydować, której jestem bliższy. Często pojawiają mi się myśli, że nie jestem "typem" informatyka i że nie sprawdzę się w tak ilościowych dziedzinach. Sądzę, że ludzie przypną mi wtedy metkę jako tego, który jest nudnym,kochającym jedynie maszynę człowiekiem, pozbawionym empatii i umiejętności normalnego życia. Nie chcę aby tak mnie oceniano przez to, jaki mam zawód. Wiem, że w przyszłości chcę być niezależny i mieć własną firmę i tu kolejne pytanie, czy praca jako informatyk przyda mi się w przyszłości. Podobnie jak w kwestii wyboru zawodu miałem też problem z odnalezieniem się w życiu. Chodzi o miejsce zamieszkania, ludzi (w żadnym miejscu nie czuję się dobrze, ciągle zmieniam towarzystwo i ludzi z którymi przebywam), miłość (nie wiem jakiego typu kobietę mógłbym pokochać), zainteresowania (właściwie ich brak i wymyślanie sobie jakiś zajęć typu fotografia), w końcu zastanawianie się kim jestem i jaki jestem. łatwo wywnioskować stąd, że imałem się w życiu bardzo wielu zajęć, żadnemu jednak nie poświęcając dłuższej chwili, gdyż wszystko szybko mnie nudziło. Po jakimś czasie zacząłem dochodzić do wniosku, że to jednak ze mną coś jest nie tak, że może ja po prostu jestem leniwy i nie chcę pracować. Te wszystkie omówione problemy, które opisałem powyżej (mam nadzieje, że ich opis nie zostanie potraktowany jako offtopic), spowodowały u mnie całkowity zanik poczucia własnej wartości, godności osobistej i wiary w siebie i własne możliwości. Zacząłem uciekać od życia realnego w internetowe znajomości, pornografię, objadanie się itp. To wszystko spowodowało u mnie głęboką depresję i poczucie rezygnacji i niechęci do walki i życia. Żyję w ciągłym spięciu, każde zajęcie codzienne jest dla mnie wysiłkiem zarówno fizycznym jak i umysłowym (gdyż nie skupiam się na tych zajęciach a cały czas mam w głowie pytania bez odpowiedzi o których pisałem w dwóch poprzednich akapitach). Zacząłem bać się ludzi, reagować agresywnie na ich rady i do każdych słów otuchy podchodzić z nastawieniem, że "i tak się nie uda" bo "ja nic nie wiem i nic nie umiem". Łatwo tak sobie powiedzieć jak się już wielu rzeczy próbowało. Wydaje mi się, że moje lęki i depresja wynikają z tego, że za mocno kieruję się tym co będą mówić o mnie ludzie. Czuję, że bardzo zabolało by mnie, jak bym usłyszał mówiąc komuś, że jestem informatykiem, że przecież "to takie nuuudne...". To prawda, to chyba jest nudne bo to klikanie w jakieś literki na jakiejś maszynie, co nie ma żadnego przełożenia na życie realne. Wydaje mi się, że kluczową postacią, dzięki której jestem bardzo mocno nastawiony na przyjmowanie tego co mówią inni jest moja mama, która często mimowolnie chciała narzucać mi swoje zdanie na różne tematy. Np. to co powinienem, co mogę, a nawet co ja chcę. Ona się zdawała to wszystko wiedzieć a ja kiedyś chętnie jej słuchałem i jak ona powiedziała, że coś mogę, to nie zastanawiałem się czy rzeczywiście JA tego chcę, ale skoro Ona to zaakceptowała, to chyba jednak JA tego chcę i to robiłem. Chyba zagubiło się gdzieś moje JA. Przed końcem tego posta dodam, że od 3 tygodni biorę Lexapro na lęki i depresję i chodzę do psychologa. Chciałbym się dowiedzieć czy ktoś z Was miał podobne powody lęków, strachu, depresji i jak sobie z tym poradziliście? Może jesteście mi w stanie jakoś mnie wyprostować albo naprowadzić w kierunku, jakim powinienem iść. Czym zająć się najpierw, żeby zacząć chociaż iść w dobrą stronę i rozwiązać te problemy? Z góry dzięki za odpowiedzi i pozdrawiam.
  20. Ja brałem Asentrę przez 3 miesiące. Miałem silnego dołka depresyjnego. Nic mi się nie chciało, wszystko mnie drażniło i nie miałem na nic ochoty ani nic mnie nie cieszyło. Musiałem pisać prace magisterską a w ogóle nie wierzyłem, że to mi się uda i nie byłem w stanie. Lek pomógł mi w taki sposób, że zdecydowanie po nim mogłem się od wszystkiego zdystansować i nie przeżywać tak bardzo myśli związanych z życiem. Po prostu sam sobie mogłem powiedzieć, że coś jest do zrobienia i to robiłem, może bez wielkiego zainteresowania ale robiłem i to powodowało w dłuższym okresie poprawę samopoczucia. Nie było takich sytuacji jak wcześniej, że jak tylko pomyślałem o czymś co jest do zrobienia a czego się boję to uciekałem do łóżka i płakałem nad sobą. Udało mi się napisać prace. Mogę powiedzieć, że lek obniżył co prawda mój poziom logicznego myślenia i przez to pisałem wszystko dość długo ale grunt, że codziennie byłem w stanie do tego siadać i w końcu dokonałem niemożliwego :) Oprócz leku chodziłem na psychoterapię i to mi również dużo pomogło, bo nauczyłem się trochę z dystansu patrzeć na pewne sprawy i nauczyłem się radzenia sobie z emocjami, stresem i rozumienia własnych myśli. Do spóły z lekami poczułem, że mam większą kontrolę nad stresem, który przeżywałem przez cały czas i nie byłem w stanie zdefiniować czym on jest spowodowany. Po prostu ciągle się czegoś bałem, miałem spięte mięśni i mrowienie w nogach... jakbym cały czas czuł jakieś zagrożenie. Lek to zniwelował ale po jego odstawieniu ten stres powrócił, jednak dzięki terapii łatwiej mi sobie z nim radzić. Teraz wiem, że powrót do całkowitej normalności wymaga czasu. Jedną rzeczą która mnie martwi to jeden skutek uboczny odstawienia. Nie jestem pewien czy to skutek odstawienia, ale przed braniem leku to się nie pojawiało. Chodzi o to, że biorąc lek czułem, że jestem tak jakby dalej od wszystkiego co się dzieje, za jakimś kloszem. To mnie otępiało ale pozwalało nie bać się robić czegokolwiek. Zdecydowałem się na ten przejściowy stan w imię wyleczenia ze strachu i depresji. Teraz już jestem 2 miesiące bez tabletek, ale nadal mam takie momenty, stany, że wpadam za ten klosz. Czuje się wtedy taki oderwany od rzeczywistości, nie umiem świadomie reagować na bodźce, nie rozumiem tego co się dzieje wokół mnie. To takie uczucie trochę jakby wszystko było snem albo jak bym był w środku dnia kompletnie pijany. Przekłada się to na otępienie umysłowe i taką jakby blokadę w myśleniu. Nie mogę na niczym skupić uwagi wtedy. Czy ktoś z Was miał może podobne spostrzeżenia po leku i/lub jego odstawieniu? Podzielcie się, czy może to przeszło? Czy tak długo mogą się utrzymywać skutki odstawienia? Jak sobie z tym poradziliście (radzicie)? Z góry dzięki!
  21. Postanowiłem napisać na tym forum, gdyż wydaje mi się, że najbardziej odpowiada ono mojemu problemowi. Duzo opisów nerwicy pasuje do moich zachowań, stanów, jednak nie znalazłem tutaj nic na temat niektórych zachowań, które mi towarzyszą. Może troche o sobie. Jestem studentem 5 roku uczelni wyższej ekonomicznej w Poznaniu (studia dzienne) i oprócz tego pracuję na pełen etat w Warszawie. Jak widać czas mam mocno zajęty. Problem polega na tym, że nie jestem w stanie wogole mysleć o codziennym życiu tym co chcę robić i tym co robię. Moją głowe opanowały mysli o sobie, swoim problemie z własnymi uzależnieniami (słodycze, internet, pornografia, papierosy) a także o braku poczucia wartosci, sensie mojego życia a także braku czerpania przyjemnosci i satysfakcji z czegokolwiek. Problemy te caly czas zaprzątają mi głowę i jak tylko pomysle o pracy magisterskiej, którą mam pisać odraz czuje strach, przyspiesza mi oddech, zaczynam sie stresować, mocniej bije mi serce i nie jestem w stanie o tym mysleć. Od razu klade sie do łóżka i uciekam od problemu. Sądze, że to co koncze nie przyda mi sie, nie interesuje mnie wogole, nie znam sie na tym (seminarium wybrałem przypadkowo, mysląc kiedys ze bede chcial cokolwiek robić w tym kierunku. Teraz wiem ze nie bede chciał a wlasciwie teraz nie chce. Tak naprawde nie wiem co chce, a myslenie na ten temat sprawia ból, nie umiem dyskutować, staje sie agresywny, unikam rozmowy. Nawet w tym poscie widać jak nieskładne jest to co pisze, bo nie wiem od czego zacząć, co się bierze z czego i co jest ważne? :/). Nie musze więc dodawać, że nie poruszam sie do przodu z pracą mgr. a boje sie do tego przyznac przed promotorem bo zawsze udawałem ze jest ok i ze wszystko wiem (grałem takiego zdolniache co mu wszystko wychodzi). Teraz widze ze nie umiem sobie z tym sam poradzić ale boje sie to powiedziec. Doszedłem do wniosku, że te wszystkie mysli nie pozwalają mi normalnie działać. Podobnie jest z moją pracą, tą zawodową. Pracuję w finansach w dużej korporacji, co nie ma za wiele wspólnego z moimi studiami. Nie wiem dlaczego wybralem ten dział? Nigdy sie nie interesowałem finansami. Teraz wiem ze jestem tu bardziej ze strachu. Nie wykonuje swoich zadan doborze. Robie je tak żeby jak najszybciej odwalić i zająć sie mysleniem o problemach i w zwiazku z tym nicnierobieniem. Szefowa nic nie wie, ale to na pewno widać jak pracuję, a ja oszukuję ze wszystko jest OK a we mnie sie gotuje w srodku. Boje sie jej, ludzi z pracy bo wiem ze mogą mnie przyłapac na nicnierobieniu, albo siedzeniu w necie albo ciaglym zamyslaniu się. Jak tylko wchodzi ktokolwiek, odrazu zamykam pewne okienka na komputerze i otwieram to czym powienienem sie zajmować. Najgorsze jest to, że zdaje sobie sprawe ze nie umiem sobie pomoc, ale nie dopuszczam pomocy innych. Mysle ze to dlatego, ze nie chce zeby wyszlo na jaw ze mam problemy (chce robić karierę zawodową, musze sie rozwijać). Rodzice np. chcą mi pomoc ale ja odsuwam ich starania, nie chce ich pomocy jakbym im nie ufał choć jednak w glebi duszy chce żeby ktos mi pomogł. Tego własnie nie rozuemiem dlaczego nie daję sobie pomóc i chcę trwać w tym stanie??? To co opisalem to moje problemy codzienne, jednak wiem ze one wynikaja z czegos niedobrego co sie dzieje z moja psychiką. Inne objawy jakie mam to: brak poczucia wartosci, ciagly stres, nielubienie siebie i innych w zwiazku z tym, strach i wstyd za to co robię i wieczne tego ukrywanie. Chęc przypodobania się innym. Niechęc do wszystkiego. Nieumiejetnosc pracy i zjaęcia się czymkolwiek dłuże. Jakakolwiek praca umysłowa odrazu mnie stresuje itd. Zapisalem sie na psychoterapie, którą rozpoczynam. Chcialbym sie dowiedziec czy to tylko sprawa psychologiczna, czy potrzebuje też leków? Może wy cos na ten tamt powiecie? Czy macie jakies przemyslenia, czy ktos z Was ma podobnie albo spotkał się z podobnym przypadkiem?
×