Skocz do zawartości
Nerwica.com

inn@

Użytkownik
  • Postów

    654
  • Dołączył

Treść opublikowana przez inn@

  1. Nic nie mam przeciwko nim, ale nie chciałabym żeby mnie taki ktoś leczył. Nawyki, cele i doświadczenia życiowe tego typu ludzi nie pasują mi do sytuacji jaką jest terapia. Być może są ludzie którzy potrafią być ponad to, ale obawiam się że to wyjątki i trudno na nich trafić.
  2. Znaczy celebryta i bogaty? U mnie to by raczej go skreślało - im bardziej "prominentny" tym bardziej bym unikała.
  3. Co to jest prominentny terapeuta?
  4. inn@

    Położenie beznadziejne.

    Zgadzam się z Inga_beta. Co do poradników - są dobre i kiepskie. Ja mam na myśli raczej coś takiego jak "W pułapce myśli" to książka terapeutyczna z którą można pracować samodzielnie lub z pomocą terapeuty. Jest przebadana na skuteczność i wypada podobnie do tradycyjnej terapii. Można od tego zacząć. Tam nie ma rad, ale konkretne ćwiczenia i wyjaśnienia. Ja nie czytam żadnych podręczników lub poradników. Nie chcę czytać o swoich chorobach i zaburzeniach. Nie zapytałam nigdy "co mi jest" ani co mi napisali w "papierach".
  5. Aaaaaa! nie wybieraj nurtem, to terapeuta musi Ci przypasować!!! Ja też popełniałam ten błąd! To terapeuta leczy, nie nurt, oni wszyscy są obecnie podobnie szkoleni, czesto chodzą na szkolenia spoza swojego głównego nurtu i łączą, ale mają różne osobowości i różnie pracują. Teraz każdy może mieć certyfikat, bo chodzi na zajęcia i płaci czesne, żeby być stowarzyszonym w PTP trzeba po prostu opłacać składki. Nie kieruj się etykietami, bo może Cię to bardzo zaskoczyć. Kiedyś byłam na poz-beh i ciągle było o przeszłości i nic, nic, nic nie ruszało z miejsca!!! teraz jestem na osławionej psychod. i o rodzicach, dzieciństwie rozmawiałam raz! Musisz czuć się w towarzystwie tej osoby dobrze, bezpiecznie, czuć że jest między Wami to coś. Inaczej będzie Ci bardzo ciężko, nie że się nie da, ale to będzie bolało i długo trwało. Nie zawsze od razu to wiesz, czasem trzeba dopiero na drugich trzecich konsultacjach złapać kontakt. Po miesiącu się nie wyleczysz możesz nie poczuć żadnej poprawy a nawet pogorszenie, ale zdążysz zorientować, czy z TYM człowiekiem jesteś w stanie beczkę soli zjeść, czy chcesz z WŁAŚNIE z NIM/NIĄ przez to wszystko przechodzić. Musisz czuć się rozumiany i czuć wsparcie. I że ta osoba ma do Ciebie takie podejście jakie jest odpowiednie właśnie dla Ciebie. Jeśli tak, to znaczy że masz swojego terapełte :) Jeśli nie - zwiewaj czym prędzej i szukaj innego, bo jest taki paradoks - jak się przywiążesz do niewłaściwej osoby to będzie Ci bardzo trudno odejść a rany będą się powiększać zamiast znikać...
  6. inn@

    Położenie beznadziejne.

    Może by mu wymasować stopy? Nie zmieni się nic od pisania na forum. Nie dawałam żadnej złotej rady - jedyna rada to leczyć. Do leczenia trzeba się samemu zgłosić, szukać odpowiedniego lekarza terapeuty, czasem długo i w bólach. Beznadziejniak poszedł raz szpurnął leki w kąt i doszedł do wniosku że psychiatrzy i terapeuci są beznadziejni i nie zamierza nic zrobić bo twierdzi "że to i tak nic nie da". Może by się ewentualnie zabił. Jakby miał pistolet. Może aktem empatii byłoby mu ten pistolet pożyczyć? Albo nawet do beznadziejniaka strzelić? Skoro się biedak męczy? Dawanie rad nic nie da. Dlatego właśnie że nie ma złotych rad. Leczenie się z zburzenia czy choroby to ciężka praca w której nikt nie wyręcza, musimy sami przejść to wszystko, w dodatku porażki są częste. Inaczej nie istniałoby to forum. Nie napisałam mu że nic mu nie jest ma się tylko częściej uśmiechać i się wziąć w garść, owszem, napisałam że mu współczuję, że ma ciężko i na pewno sam sobie nie poradzi. Dobrze że napisał na forum, ale jak na tym poprzestanie to minie mu kolejnych dziesięć lat, problemy jeszcze bardziej się utrwalą a on dalej będzie tkwił w czarnej d. Myślenie depresyjne na tym polega, że widzi się wszystko w czarnych barwach. Dobrze o tym wiem, bo już od wielu lat zmagam się z tym gó.wnem. Wychodzenie z depresji nie polega na tym, że nagle zaczynasz widzieć w różowym, ale na tym, że umiesz zauważyć to czarnowidztwo a potem wejść z tym w polemikę i obronić siebie przed destrukcyjnym wpływem takich myśli. Nawet w remisji czy po wyleczeniu takie myśli moga atakować, a w nawrocie trzeba odwalać robotę od początku. Ale jednak są to TYLKO myśli. Są jeszcze nasze decyzje, zachowania. Jeśli podejmujemy je pod wpływem nierealnie czarnych myśli to ściągamy siebie na dno. Jeśli depresja jest ciężka i przewlekła, a tak chyba jest u beznadziejniaka to bez profesjonalnej pomocy się nie obejdzie, leki mogą być konieczne, ale trzeba współpracować z odpowiednim psychiatrą a później znaleźć sobie jeszcze odpowiednią terapię. Jakby na to nie patrzeć kolegę czeka walka - o życie - w sensie dosłownym i użalanie się nad nim nic mu nie pomoże.
  7. inn@

    Położenie beznadziejne.

    beznadziejniak czego oczekujesz od ludzi pisząc tutaj? Że powiemy Ci "tak masz rację, Twoje życie jest straszne, nic nie zdziałasz, naprawdę najlepiej strzel sobie w ten łeb, im szybciej tym lepiej"??? Tak to trochę wygląda że wylewasz żale ale wcale nie po to żeby cokolwiek z nimi robić. Wiesz, to jest Twoje życie i Twoja sprawa, co zrobisz. Jest jasne, że masz problem, ale niech do Ciebie dotrze, że wiele ludzi na świecie ma problemy, ale niektórzy biorą dup.ę w troki i je rozwiązują a niektórzy jojczą, jak Ty. I nie chodzi mi o wyjazd za granicę - myślę że na ten moment jest to dla Ciebie za trudne, poza tym, to sprawa skomplikowana, czy warto emigrować. Ale o szukanie dla siebie pomocy i gotowość do korzystania z niej. Poszedłeś do psychiatry żeby potwierdzić "że to nic nie da"? Bo ja to tak odbieram. Jakbyś chciał żeby dawało - szukałbyś dalej, w końcu trafiłbyś na dobrego lekarza, który na pewno skierowałby Cię na psychoterapię. Rozumiem, że jest Ci naprawdę ciężko. Ale zrozum wreszcie że samo bez Twojego zaangażowania nic się nie zrobi. Możesz sobie tkwić w tym co jest, nikt Ci nie broni, ale dopóki nie zmienisz swojego sposobu patrzenia na rzeczywistość będziesz tkwił w marazmie i beznadziejności. Przejaskrawiasz i dramatyzujesz, sprawy nie wyglądają nigdy ani całkiem dobrze ani całkiem źle. Nie umiesz ustawić sobie relacji z rodzicami, powinieneś odciąć się ojcu w odpowiedni sposób, tak żeby mu w pięty poszło. Nie potrafisz sam o siebie zadbać. Ok, nie nauczyłeś się tego, masz prawo, czuć się bezradny, ale kurna olek, zrób coś ze sobą. Myślisz jak dziecko, więc też działasz nieporadnie. Nie rozwiązujesz dorosłych problemów bo nie masz narzędzi. nie ma do tego innej drogi jak dorosnąć, to znaczy umieć spojrzeć na problemy z różnych stron, bardziej realistycznie i dobrać odpowiednie dla Ciebie środki ich rozwiązania. Jak nie czujesz się gotowy na współpracę ze specjalistami - spróbuj coś poczytać, jest teraz wiele dobrych poradników, ćwiczeń "na życie". Są grupy wsparcia, gdzie można spotkać osoby zmagające się z problemami. Szukaj opcji dla siebie. Sorki, ale to Twoje pisanie o strzeleniu sobie w łeb jest na poziomie dwunastoletniego chłopczyka. Nie chcesz żyć swoim życiem, oki, nikt Cię nie zmusi, ale tylko Ty na tym tracisz.
  8. inn@

    Położenie beznadziejne.

    Na pewno są miasta i miasteczka w Twojej okolicy, raz w tygodniu możesz na terapię dojechać, bez przesady. Ja dojeżdżam godzinę w jedną stronę - w obrębie miasta w którym mieszkam! Oczywiście możesz się tu wyżalać, współczuję Ci, ale to Ci nic nie da. I więcej na tym forum nie dostaniesz. Nikt nie wysyła złotych recept. Nie ma prostych rozwiązań ani Twoich ani czyichkolwiek problemów. Albo siedzisz i jęczysz dalej albo próbujesz coś zmienić na tyle na ile się da.
  9. Myślę że oprócz uwagi dostajemy jeszcze opiekę, ale ona też jest tylko na jakiś czas.
  10. inn@

    Położenie beznadziejne.

    Szukaj nowego psychiatry. To co piszesz to jakieś żałosne nieporozumienie. Wygadanie się g.ów no pomoże. Gdyby pomagało nikt by się tu nie męczył. Pierwsza rzecz to przyjąć do wiadomości ze masz problemy. Jesteś jednym z nas. Druga - sam sobie nie poradzisz. Gdybyś mógł już dawno byś to zrobił. Trzecia - szukasz pomocy do skutku. Potrzebujesz profesjonalnego leczenia. Poczytaj to forum internet i bedziesz mniej wiecej wiedzial co Cie czeka: długa praca nad sobą. Nie jest to latwe ale w końcu się udaje.
  11. Dlaczego tak długo? Ja nastawiam się że dwa lata to max... nierealne???
  12. Mnie się jeszcze wydaje że nawet nie powinno być tak, że t zaspokaja te potrzeby wszystkie, bo mamy je poczuć i szukać w normalnym życiu w swoim środowisku dobrych dla nas relacji, prawdziwych a nie wisieć na terapeucie. To pragnienie powinno nas raczej motywować. A zrozumienie i empatia powinny być na tyle żeby nas zachęcać i ośmielać do takich poszukiwań. Jeśli tak się nie dzieje to coś nie tak z tą terapią.
  13. Przeczytałam. Trzymaj się. Ładnie piszesz, szkoda że to takie smutne.
  14. Pacjent zawsze ma prawo do wglądu w dokumentację leczenia i do jej kopii. Bez względu na moment leczenia. Ale dobrze się zastanów czy Ci to potrzebne. To nie chodzi o to że masz nie wiedzieć co Ci jest, możliwe że on też nie wie i jego "diagnoza" nie jest diagnozą ale opisem objawów i cech, które się stale zmieniają. Do terapii wystarczy. Jeśli chcesz diagnozy to musisz ją sobie zrobić u psycha klinicznego.
  15. Po pierwsze do diagnozy psychologicznej nie ma co się przywiązywać. To są konstrukty bardziej potrzebne specjalistom niż pacjentom. A i specjaliści często mylą objawy z cechami. To nie jest tak jak w medycynie że co innego oznacza diagnoza raka a co innego cukrzycy. Po drugie, jeśli tak bardzo chcesz diagnozy to zrób ją. Ale trzeba żeby to robił wykwalifikowany i doświadczony psycholog KLINICZNY. Za to się osobno płaci, trwa to kilka godzin, wywiad+testy + rozmowa na temat wyników. Terapeuci rzadko są psychologami klinicznymi. Czasem robią jakieś tam testy ale nie jest to diagnoza w sensie klinicznym, bardziej im to jest orientacyjnie potrzebne do ukierunkowania terapii. Niektórzy terapeuci nie robią wcale. Więc może lepiej żeby nie mówił, bo ryzyko jego błędu jest duże a Ty się przywiążesz do swojej "diagnozy" i np zaczniesz fabrykować "odpowiednie" objawy lub przeciwnie je tuszować bo np nie zgodzisz się z diagnozą. Po trzecie diagnozy są często wątpliwe, np po trzech latach okazuje się że pacjent "wyrósł" z diagnozy, nawet bez terapii. Dziwne że się bawi w takie "wiem ale nie powiem" zamiast Ci po prostu wytłumaczyć o co w tym chodzi...
  16. Oczywiście poznawanie ludzi to dużo dobrego. Pisz na pw. Zobaczymy co dalej. Nie wiem co takiego jest w moich wpisach. Wydaje mi się że jestem zupełnie przeciętna.
  17. Koral dla mnie zaszczyt. Uruchamiają we mnie politowanie.
  18. I znów ty się zastanawiasz czy to w porządku jeśli coś zrobisz ale nie myślisz czy on jest w porządku. Ładna tresure przeszlas. Tu wszyscy piszą Ci to samo że to nie wygląda jak powinno. Naprawdę masz jeszcze wątpliwości? Jak TY się tam czujesz? Zależy od Ciebie jak to zaplanujesz. Ja raczej mysle ze solidarnosc zawodowa moze dzialac w ten sposob ze nie beda chciec krytykowac kolegi po fachu niz "podbierac" pacjentke. Ale roznie moze byc. Zawsze trudniej jest leczyc po kims jak coś jest sknocone. Ja z zasady nie wybieram "slaw" co to leczą całe miasto i zagranicę. Wolę skromniejszych co budują swój autorytet w moich oczach a nie zakładają ze są świetni i to mój problem ze tego nie widzę jak chcesz możemy pogadać na priva napisz do mnie jak chcesz.
  19. Uwaga, gimbaza na forumie! Korat, dziecko przestań jarać się ginekologami, wszędzie o nich piszesz (?) idź odrób lekcje a potem pograj sobie w piłkę z kolegami, to miejsce jest dla dorosłych.
  20. Nie opowiada co było na superwizji ale że ją ma ile razy kiedy ostatnio i czy również Twojej terapii - owszem rozmawia się z pacjentem. Ty też możesz zwrócić się do innego terapeuty o ocenę tego co dzieje się na Twojej terapii. Moja pierwsza terapia miała elementy tego o czym piszesz, możę dlatego tak zaangazowałam się w Twój wątek, bo ciągle jeszcze tamto przeżywam (udowadnianie, że nie jestem wielbłądem, też dostałam etykietkę "trudnej", "roszczeniowej" "buntowniczej" "odrzucającej", nie pytałam o to. Sam mi mówił, też było dużo zamieszania, eh, nie ma co mówić, zresztą pisałam o tym w wątku czego nie powinien robić terapeuta, jeśli Cię ciekawi, to sobie zobacz). TEż bałam się ją zerwać i zrobiłam to wreszcie, była to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. TEraz próbuję z kim innym, choć wydawało mi się , że się nie da, owszem - dało się, jest ZUPEŁNIE inaczej. Już nie jestem "trudna" tylko "wymagająca" ale w ogóle nie ma to większego znaczenia, bo skupiamy się na tym dlaczego cierpię, i jak mi pomóc a nie na tym czy terapia jest książkowa i że ja ją psuję. Zero przymusu do czegokolwiek. Też często nie moge o czymś mówić, często są to kluczowe problemy, ale wtedy raczej słyszę że t jest po mojej stronie, że to ważny problem i warto go omówić, ale nie dostaję wyrzutów tylko wsparcie i po kilku tygodniach sama czuję, że CHCĘ o tym powiedzieć, potrzebuję powiedzieć, że będzie to dla mnie lepsze niż nie powiedzieć, nawet jak się wstydzę albo boję to nie muszę tego jakoś strasznie przezwyciężać, wręcz jest tak, że już czekam kiedy wreszcie będzie sesja (w poprzedniej dostawałam schizy już dzień dwa przed, wymioty, ból głowy, trzesłam się cała jak tam szłam), sama albo z jego pomocą, nawet zaskakuje mnie to, że spontanicznie mi to przychodzi. I to nie jest tak że "wyrzucam z siebie" czasem wycedzę dwa zdania, za tydzień znów dwa, potem się z tym oswoję, robi się to "normalne" dystansuję się lęk wstyd się chowają, widzę że jest to objaw, problem do rozwiązania a nie patologia całej mnie... Uczę się że można ufać, można prosić o pomoc bez upokorzenia, co nie znaczy że ufam i proszę, ale jeśli mi się to udaje to on to zauważał, teraz sama się nauczyłam i mówię jakie według mnie mam postępy i on to akceptuje, docenia, tak jakby patrzy na mój świat moimi oczami. Nie wiem co o tym rzeczywiście sądzi, ale coraz częściej czuję, że nie muszę wiedzieć tego, bo ważniejsze są moje oceny i odczucia, bo to moje życie. Przywiązałam się bardzo, bardziej niż myślałam, przez kilka tygodni miałam fazę "nie zostawiaj mnie" a teraz myślałam o przeprowadzce do innego miasta i pomyśłam sobie że byłoby mi bardzo żal się rozstać, ale gdybym musiała, to nie koniec świata, będę tęsknić, może go będę odwiedzać itp. ale będę szukać kogoś podobnego w nowym miejscu, bo wiem już co jest mi potrzebne wiem jaka osoba może mi pomóc, że takie osoby na świecie są tylko trzeba je znaleźć, trzeba ufać sobie i swoim intuicjom w tym względzie. Nie wiem kiedy to się stało, ale w pewnym momencie poszło to bardzo szybko, z tygodnia na tydzień. Zawsze rozumiem co się ze mną robi, bo komunikaty są czytelne, jak omawiamy relację na terapii to też wiem po co i uczę się ją odnosić do relacji, w których faktycznie jestem a nie budować domek z kart z terapeutą a potem nie oddychać żeby go nie zepsuć. Jak czytam twoje wpisy lilosunne to mam wrażenie że jesteś bardzo rozsądna, sporo rozumiesz, jesteś cierpliwa. Nie siedzę Ci w kieszeni, jak to naprawdę wygląda nie wiem, ale jak sądzić tylko po Twoich wpisach, to naprawdę nie miałabym Ci nic do zarzucenia w tej akurat sprawie. Może niską skuteczność? Zamiast tworzyć aluzje do niezasłoniętego okna mogłaś po prostu zapytać, czy można zasłonić trochę roletę. W sumie obojętne kto to zrobi, Ty czy on, jeśli on powiedziałby żebyś zasłoniła, to ok, to przecież pierdoła, zasady kultury osobistej a nie problem na terapię. Jeśli normalnie w życiu umiesz sobie radzić z takimi sprawami jak powiedzenie do innych ludzi "przepraszam zimno mi, czy mogę zamknąć okno" to nie ma sensu robić z igły wideł. Ale jeśli on Ci mówi że już z nimi rozmawiał tylko oni "zapominają" i Ty musisz się "dostosować" to sorry - ale całe to towarzystwo dobrało się w korcu maku...
  21. "Prawdziwa terapia zaczęła się kiedy chciałaś mu udowodnić, że się myli"??? "na czas nieokreślony" na terapii niczego nie udowadniamy nikomu, terapia ma plan pracy i leczenia oraz orientacyjny czas zakończenia, który można wspólnie przedłużyć w uzasadnionych okolicznościach. Nie może Ci pomóc więc daje pół roku??? Jeśli widzi że nie może pomóc - kończy najszybciej jak to możliwe! przecież jeśli to widzi, to planuje brać kasę przez pół roku za niepomaganie Ci?! To się kupy nie trzyma. To znów jakieś kłamstwo? Mówi że zakończy choć nie ma takiego zamiaru? q-wa o co chodzi temu człowiekowi, jak on w ogóle pracuje? Pytałaś go o superwizję Twojej terapii? Z kim, ile razy, kiedy ostatnio? "odmawiałam mówienia o niektórych rzeczach" a może to były Twoje zdrowe odruchy? może to nie był czas na ich omawianie a może nie czułaś się przy nim bezpiecznie bo to on nie stworzył Ci takich warunków jakich potrzebowałaś? Więc wymusił na Tobie to czego chciał. Teraz znów wymusza Twoje podporządkowanie. Najwyraźniej dobrze mu idzie. Jakie masz cele tej terapii? Kto je ustalał, Ty czy on, czy wspólnie? Czy jakiś został dotąd osiągnięty? Co zmieniło się w Twoim życiu na lepsze pod wpływem spotkań z tą osobą? Nie wszyscy są tacy, teraz trudno Ci sobie to wyobrazić, ale naprawdę poza tym gabinetem są terapie.
  22. Jaki z niego łaskawca! "Dużo myślał"? "Prawdziwa terapia zaczęła się kiedy chciałaś mu udowodnić, że się myli"??? "na czas nieokreślony" lilosune, zwiewaj gdzie pieprz rośnie! "zawsze mogę zrezygnować" ??? No właśnie piszesz że NIE możesz - i to jest powód do zakończenia współpracy z tym paniczem.
  23. Jesteś tylko zaburzony czy jesteś chamem? Jeśli to pierwsze - współczuję. Jeśli to drugie - ch. Ci w dupe. Coraz bardziej nabieram przekonania że Korat jest pospolitym trolem. Gdyby rzeczywiście pracował w ochronie a potem pisał na internecie co widzi na monitoringu wyleciał by z tej roboty dyscyplinarnie. Ludzie zrozumcie że tu nikt nie jest anonimowy. Bardzo łątwo dotrzeć do każdego z nas z imienia, nazwiska, miejsca pracy i zamieszkania. A jeśli rzeczywiście jest na terapii u tej terapeutki to życzę mu powodzenia w dalszym brnięciu w patologie, oczywiście jego patologie, nie jej. Ona akurat żyje swoim życiem i nawet jak przeżywa kryzysy to własne a nie slini się na cudze dupy i cudze romanse. Ta dyskusja robi się żałosna. Spadam stąd.
  24. lillosune to co napisałaś jest STRASZNE! On traktuje Cię okrutnie. To brzmi jak z jakiejś sekty! Ten człowiek sam z sobą sobie nie radzi, nie wiem jak jest w stanie pomagać komukolwiek! Nie wiem czy celowo Tobą manipuluje czy jemu się wydaje że jest kimś, ale jesteś potwornie omotana! Jeśli to co piesz naprawdę tak wygląda - to on Ci szkodzi. Zrozum to wreszcie. Bądź szczera sama z sobą. Podstawowa sprawa - nigdy nie powinien dopuścić do sytuacji żę pacjentce się wydaje że nie ma świata poza jego terapią! Terapeuci wręcz doradzają konsultację u innych specjalistów jeśli widzą że pacjent się miota, pomagają znaleźć kogoś nowego. On Cię rani, Ty na to pozwalasz, to jak jakiś syndrom sztokholmski, poczytaj sobie o tym i pomyśl czy to nie jest analogiczna sytuacja! Może on ci kiedyś pomógł, może na pewnym etapie był najlepszym z możliwych ale teraz to co on robi to jest zwykła manipulacja a nie leczenie! Płacisz za to żeby ktoś fałszował Twoją rzeczywistość, łamał Ci charakter, upokarzał i deptał Twoje potrzeby i nazywał to leczeniem? To nie ma znaczenia że to są drobne sprawy, ty nie uczysz się jak załatwić asertywnie i kulturalnie swoje sprawy, Ty uczysz się klęczeć w kącie na grochu i przepraszać go za to. Tyle lat terapii a Ty dalej nie wyszłaś z zależności? Ta "krioterapia" antylopy to fajny zbieg okoliczności, to jakaś Królowa śniegu a nie terapeuta! Zakładasz że z nowym będziesz przez lata nieufna i niewspółpracująca - sama to wiesz czy on Cię na to "delikatnie" naprowadził? Stworzył przekonanie że jesteś "trudną" pacjentką, że trzeba tak "wyjątkowego" terapeuty i tak "zaawansowanego" procesu, że nikt i nic poza TĄ terapią i TYM terapeutą Ci nie pomoże? Weź internet sobie włącz poszukaj opinii, gabinetów, pójdź na jedną drugą konsultację, nie musisz za wiele mówić o tym co teraz, poznaj inne osoby, zastanów się, czy rzeczywiście poza nim taka pustynia psychologiczna wokół Ciebie jest. Myślę że się zdziwisz baaardzo, jak trafisz na kogoś normalnego z kim już na pierwszej wizycie poczujesz się spokojna i zaopiekowana. Nawet jak później do tego typa wrócisz to już Cię to zmieni, może zaczniesz rozumieć, że terapia jest po to żeby pacjent był silniejszy a nie terapeuta bogatszy.
  25. Długa już ta Twoja terapia. Może za długa? To co chcesz zrobić jeśli mu nie powiedzieć? Powiedzenie o tym na forum Ci pomogło? Jesteś w stanie sama przestać? Jeśli nie - to nie bardzo jest inna możliwość. Może niekoniecznie od razu o wszystkich szczegółach, tylko o tym, że to dla Ciebie takie interesujące jak wygląda jego życie rodzinne itp. że stale o tym myślisz, tak bardziej neutralnie, zobaczysz jak się będzie ta rozmowa toczyła. Bardzo możliwe że szybko ci ulży po tym wyznaniu i już nigdy więcej nie będziesz potrzebowała tego robić. To chyba męczące, nie?
×