Skocz do zawartości
Nerwica.com

Felicja12

Użytkownik
  • Postów

    24
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Felicja12

  1. Zdarzyło mi się w życiu,będąc nastolatką, brać SSRI.Było to jak kulą w płot,bo problemy okazały się efektem niezdiagnozowanej wtedy padaczki pourazowej. W stosunku do leków na epilepsję (przepisywane również w przebiegu CHAD) SSRI naprawdę nie mają tak mocnego działania na pamięć czy koncentrację( w ogóle do mocnych leków nie należą ).Wierzcie mi lub nie,ale po latach doszłam do wniosku,że to głównie zły nastrój ,depresja, powodują te problemy.Czasami też wydaje nam się,że o czymś zapomnieliśmy,lecz w trakcie takiego stanu mózg po prostu gorzej działa ,nie skupia się. Znikają one po tych 3-4 miesiącach bo SSRI zaczyna działać. Jeśli utrzymują się problemy po tym czasie, to moim zdaniem lek należy zmienić bo albo nie działa albo rzeczywiście źle wpływa. Nie złośćcie się, nie chodzi mi o to że oskarżam o symulację etc.Sama zaczęłam odróżniać pewne rzeczy, dopiero w przebiegu epilepsji.Muszę umieć odróżnić efekt złego nastroju od napadu etc.
  2. Felicja12

    Nie umiem żyć?

    Hej,piszę ponieważ zdaje się,że przestałam sobie radzić,na psychologa nie mam pieniedzy a na nfz trzeba czekać więc mam nadzieję ,że ktoś mądrzejszy ode mnie da radę mi podpowiedzieć cokolwiek.Postaram się krótko nakreślić sytuację. Mam rocznikowo 24 lata,stały związek ,od kilku lat zdiagnozowaną padaczkę z powodu której musiałam rzucić pierwszy kierunek studiów,obecnie czeka mnie 1 sesja na kierunku ekonomicznym. W ciągu ostatnich 2/3 lat pracowałam w 4 miejscach,dość krótko w każdym. Sama zrezygnowałam z dwóch,ze względu na warunki ,które powodowały napady. Do dwóch innych poszłam z polecenia,praca biurowa, stałe godziny,możliwość zjedzenia normalnie posiłku,było fajnie.Wiedzieli że jestem zielona,starałam się bardzo,podobało mi się,wiązałam duże nadzieje co do możliwości ustatkowania się,odnalezienia swojego miejsca.Możliwe że popełniałam błędy(który żołtodziub tego nie robi?).Ale naprawdę mi zależało.Musicie uwierzyć na słowo. Jednak choroby nie da się ukryć. Powodów podawano mi milion, nie przeszłam rozmowy na temat błędów i ich poprawy.Pierwszy pracodawca kulturalnie dał mi miesiąc czasu na znalezienie drugiej pracy.Jednak uznałam,że nie ma to sensu i odmówiłam... Drugi dowiedział sie o chorobie po badaniach lekarskich.Byłam chora kilka dni i wraz z orzeczeniem o POZWOLENIU na pracę zabrano moją receptę na leki. Po powrocie do pracy i przepracowanym całym dniu zwolniono mnie w trybie natychmiastowym.Powody?Również milion,rozmowy na temat błędów brak,brak jasnych przykładów co było nie tak.Jedyne z czego jestem dumna, to zachowana zimna krew. Ogromnie to przeżyłam,myślałam tego dnia że umrę(ale żyję choć wolałabym nie). Siedzę teraz na chorobowym,bez pracy ,z sesją za pasem i zaliczeniem ćwiczeń do których nie mam serca.Straciłam motywację,mój partner w miarę się realizuje ,kokosów nie zarabia więc mieszkamy oddzielnie za czym idzie -mój brak dochodów po kilku latach związku nie pozwala na budowanie wspólnego życia. Na te chwilę zastanawiam się,co mi w ogóle wychodzi? Praca stała się elementem determinującym zadowolenie ze mnie, oraz wszelką perspektywę życia.Rodzice mimo świadomości sytuacji,naciskają.Dowiaduje się ,że jestem za stara,nic nie umiem, w korporacjach mnie nie chcą a za 2-3 lata na pewno już nic nie osiągnę,bo karierę buduje się będąc młodszym i po studiach. Wydaje mi się że mają rację.Chłopakowi też sie nie dziwię, że po prostu trwa ze mną w związku monogamicznym, mówiąc o wszystkim "kiedyś..".Chociaż mam przeczucie ,że to "kiedyś" oznacza nigdy.Moim marzeniem nie jest kariera,lecz macierzyństwo,rodzina,dom.Chłopak jest moją miłością,więc dobija mnie to podwójnie. Studia stały się kulą u nogi,zapłaciłam z uciułanych pieniędzy ,wszystko cudnie..Ale do głowy nic nie wchodzi. Jestem poirytowana nudnymi przedmiotami,niekompetencją i olewactwem nauczycieli akademickich. Komuś takiemu jak ja nie wolno pracować przy maszynach,chemikaliach i w służbie zdrowia.A całe zycie marzyłam o naukach medycznych /przyrodniczych. Los robi sobie ze mną co chce, gdy się dźwignę z kolan coś się pojawia.Walczę przez cały ten czas ale straciłam siłę.Tracenie marzeń, perspektyw i brak poczucia bezpieczeństwa to jak umieranie za życia. Ważę obecnie 49 kg,zmuszam sie do jedzenia. Teraz to już nawet nie boję się tego co będzie,jestem zła na siebie i nienawidzę siebie za to jaka jestem,że zamiast żyć ,po prostu umieram.
  3. Haha no i dałam ciała :). Siedzimy u znajomych, pijemy ,jakiś czas temu miał urodziny.Wyszłam z dziewczyną kolegi pogadać chwilę (już tak trochę porobiona), wracam a on niby po przyjacielsku całuje kilkakrotnie w policzek jakąś dziewczynę i ją przytula(składała mu życzenia).Zamroczyło mnie ze złości. Okazało się że to jego bardzo dobra koleżanka (która dopiero teraz po ponad roku poznałam..) zna ją od dość dawna , ale jakby mnie to nie wystarczyło :). Pokłóciliśmy się,prawie pojechałam do domu. Zgadza się, to była zazdrość i fakt, że nie przywykłam do tego.Nigdy nie widziałam go w takim położeniu, nie znam jego koleżanek (z którymi sie nie spotyka) także dla mnie byla to nowość.Pomijam fakt,że sama jestem bardzo zdystansowana wobec znajomych.Dla mnie przytulenie jest zbyt bliskie ,na samą myśl o tym widoku ciarki mnie przechodzą.Przez chwilę po tym miałam delikatny wstręt do niego.Oczywiście wielokrotnie usłyszałam że jestem nienormalna,antyludzka i tak dalej. W efekcie powiedziałam mu co czuję , co o sobie myślę i jak się czuje w stosunku do innych kobiet.W teorii zrozumiał. Uznał że to wina moich starych,ich dołowania mnie. Coś mi tłumaczył i zapewniał ,że mnie kocha i nie zamierza dokonywać żadnych zmian. Związek obnaża wszystkie wady,dziwactwa i złe strony charakteru.
  4. Jestem po prostu niedowartościowana, czuje sie nieatrakcyjna i możliwe że we wszystkim o czym on opowiada szukam sugestii. Może interpretuje źle jego słowa (np. ostatnio krew mnie zalała jak powiedział, że opowiadał grupie koleżanek z zajęć o swoich planach i były nim strasznie zajarane,uznałam że chciał wzbudzić w nich zachwyt i od tego momentu czuje się jeszcze gorzej). Chciałabym z nim porozmawiać,ale zupełnie nie wiem jak.Jak mówiłam, to jest typ człowieka którego każdy lubi, który czuje się dobrze w swojej skórze i jest wszędzie "gwiazdą".
  5. SouthernSun, trochę boję się z nim o tym rozmawiać ,nie jestem przekonana jaka będzie jego reakcja.On stara się zrozumieć pewne moje problemy ,jednak sa one poza jego wyobrażeniami, bo sam jest człowiekiem o bardzo dużym poczuciu własnej wartości i nigdy nie było inaczej.Bywało ,że reagował negatywnie na mój problem/ograniczenie , oczywiście jak to kobita wybuchałam płaczem albo złością i mnie przepraszał . I masz rację, to jak mam wypaczony obraz siebie dostrzegam chociażby w moich wymiarach.Noszę najmniejszy rozmiar ,mimo to nie jestem płaska a ciągle gdy patrzę na siebie w lustrze wydaje mi się że jest mnie za dużo albo mam zbyt mały biust( i tu również wpływ mamy , wmawia mi że jestem chuda i płaska a noszę czwórkę). agusiaww na szczęście nie należę do głupich i 3/4 myśli duszę w sobie :).To bardziej niszczy mnie.I owszem nie jest idealny, prawda jest taka że po akcjach które odstawiał, kolejny raz skończy się moim milczeniem.Musi się nauczyć odpowiedzialności. Właśnie rzecz w tym że terapia nie wchodzi w grę. Bardziej cenię rady osób ,które sobie z tym poradziły niż klepanie teoretyków.Spotkałam wielu specjalistów na swojej drodze, nic dobrego z tego nie wychodziło.Nie oczekuje złotego środka ,żeby było jasne :).
  6. Witajcie, ostatnimi czasy z różnych przyczyn zaczęły znowu wyłaniać się moje problemy ze sobą, niszczy to mnie i mój związek. Mam od ponad roku chłopaka-facet z krwi i kości,świetnie gotuje, lubi porządek ,czystość, wszyscy go lubią,jest bardzo towarzyski i inteligentny.Ma oczywiście wady,jak każdy.Mówi że mnie bardzo kocha ,jestem kobietą jego życia i raczej nie ma powodu by w to wątpić. Wiele nas łączy,jesteśmy mocno związani ze sobą ale mimo wszystko stanowimy dwa przeciwieństwa, gdzie to niestety z mojej strony jest najwięcej frustracji. Wyleczyłam się z fobii społecznej i depresji, moi znajomi ograniczają się do paru osób z którymi widuje się raz na jakiś czas i kontaktuje tak samo.Jestem w miare otwarta, na tyle że jego znajomi mnie za taką biorą i mnie lubią , aczkolwiek i tak nie potrafię zawierać przyjacielskich relacji. Tak,wiem że związek również polega na przyjaźni ale napędzany jest inną motywacją. Moim problemem który pozostał ,jest niskie poczucie własnej wartości. Zaczęłam czuć się od jakiegoś czasu przytłoczona.Jesteśmy jak dwa puzle tworzące jeden obrazek - on ten ładny błyszczący(taki jakim zawsze chciałam być) a ja pasujący ale wyblakły i zniszczony , gotowy do wyrzucenia,przynajmniej ja tak to widzę. Jestem paskudną babą.Przez poczucie beznadziejności jestem zazdrosna o sporo kobiet ,rzadko to okazuję ale ogarnia mnie smutek jak chwali inne ,podczas gdy często ja ich cech nie posiadam.Czuje się nie dość dobra a nie chcę na siłę się "udoskonalać " ,nie chcę też go stracić a lepszych ode mnie całe zastępy. Owszem,z jakiejś przyczyny nadal ze mną jest (uczucia) co nie zmienia faktu że czuje się źle w porównaniu do innych kobiet, oraz wiem że wzbudza zainteresowanie wielu.Druga sprawą jest to że czuje się rownież gorsza od niego, nie mam przyjaciół, z nikim sie nie spotykam,nie jestem tak wygadana i błyskotliwa jak on,nie mam tylu przeżyć i wspaniałych wspomnień,nie mogę się niczym pochwalić . Nawet moja mama uznała że on mnie w końcu zostawi ,bo co ja sobą reprezentuje...(jest bardzo za nim ). Nie zdziwię sie jeśli któreś z was powie " zostaw go,nie zasługujesz na niego".Może i tak,ale z drugiej strony on jest moją motywacją do życia. Nikogo nigdy tak nie kochałam ,stracić go to jak wyrwać sobie serce. Chciałabym sobie z tym jakoś poradzić ale tyle lat już się staram i nie daje to prawie żadnego efektu. Póki nie ma żadnych młodych kobiet wokół wszystko jest ok,gdy się pojawiają ogarnia mnie napięcie i odgórna niechęć.Póki nie dostrzegam jak źle wypadam na jego tle, to też jest ok-nie jest to zazdrość tylko bycie najgorszym przy najlepszym. Chce czuć że jesteśmy równi sobie a inne kobiety,to tylko inne kobiety, a nie zagrożenie czy ktoś lepszy.I nie wiem jak tego dokonać, bo "realne" myśli podpowiadają inaczej i mają argumenty...
  7. emilek10 to że on "czuje" że ona go kocha nic nie znaczy. Zrobi sobie większą krzywdę naciskając, ona nie jest ubezwłasnowolniona ,ma telefon , ma internet -gdyby chciała powiedziałaby mu, że ma zrobić tak i tak i wtedy pomyśli.A tak to sądzę ,że jej rodzina nie będzie się cackać i naprawdę narobią mu smrodu,tego chcesz dla tego chłopaka? Z mojego doswiadczenia wynika,że w tej sytuacji tylko z inicjatywy tej dziewczyny może pojawić się chęć kontynuowania relacji w innym przypadku nie przyniesie to nic dobrego. Należy słuchać rozsądku,nie wmawiać sobie "bo ja czuję że ona..." nie masz czuć, mój ex nawet jak usłyszał że go nie kocham dalej czuł że jednak go kocham (idiota) ,Ty masz WIEDZIEĆ.
  8. Wczoraj pisałam w tym wątku ale albo ktoś usunął,albo się nie wysłało ,może to i lepiej :). Od siebie powiem że byłam z człowiekiem takim jak Ty w związku, aż mnie ciarki przechodzą bo ta relacja wyglądała bardzo podobnie. Jestem w stanie postawić się na miejscu Twojej byłej dziewczyny ,będę delikatna i powiem Ci : Daj jej spokój , weź się za siebie. Gdyby chciała z Tobą być opinia rodziny nie złamałaby jej,nie była widocznie z Tobą szczęśliwa i nie widziała przyszłości tego związku.Liczyła że weźmiesz byka za rogi,starała się Ciebie mobilizować ale powiedzmy sobie szczerze-było Ci wygodnie. Zdziwił mnie fakt,że rzuciłeś tę prace kelnera bo nie miałeś ubezpieczenia - co za bzdura.W świecie gdzie nie jest łatwo znaleźć zajęcie szczególnie gdy nie ma się doświadczenia, najbardziej rozsądnie było szukać czegoś innego ale wciąż pracować na czarno. Mój ex znajdował wiele wytłumaczeń na to ,że nic nie robi -bo tu go boli,tam go boli,bo mu się nie podobało to,tamto,ale moje pieniądze bardzo lubił i wypić również. Złość mnie bierze jak o tym wszystkim myślę bo widzę JEGO dlatego nic już więcej nie napiszę, oprócz tego że powtórzę abyś dał jej spokój.
  9. Felicja12

    ot

    cyffuriau , rozumiem że w większości Twoja odpowiedź odnosiła się do mojej . Powiem Ci tak,przez całe życie walczę sama ze sobą z różnymi problemami i to o czym mówisz ,że problemu nie można zatrzymać , na niego wpłynąć ani zrozumieć tyczy się nastolatków,nie dorosłych ludzi. Nie wydaje mi się żeby autor był dzieciaczkiem , który nie potrafi analizować i rozumować dojrzale,nie "wygląda" mi tez na osobę ogarnięta manią,chorą psychicznie.Jest to tylko temat który musi sobie przetłumaczyć,sukcesywnie sam sobie wbijać do głowy pewne kwestie ,samemu korygować własne reakcje.Oczywiście czeka go ogrom pracy,ale nie mów mi że nic do niego nie dotrze.Ja wyrażam jedynie swoją opinię wynikającą z doświadczenia ,co autor z tym zrobi to już jego sprawa. Nie rozumiem też waszej reakcji na to co powiedział Pablo5HT1,to jego opinia,wy mu odpowiadacie i bez sensu nakręcacie agresywną dyskusję,po co to komu? Bo na pewno nie wnosi nic do wątku. Jest tylko jedna kwestia z którą mogę się zgodzić,a mianowicie nie jestem fanką częstych zmian partnerów z którymi decydujemy się na seks. Znam trochę takich kobiet,zwierzały mi się dość intensywnie i żadna z nich nie cieszyła się szacunkiem u mężczyzn, Ale to już kwestia indywidualna, ja do "eksperymentatorek" i tak zwanych "wyzwolonych kobiet" nie należę :),raczej pod tym względem kieruje się starym modelem postępowania i rozumowania .
  10. Felicja12

    ot

    Odczucia o których mówisz i ja mam, w zdecydowanie mniejszym stopniu a jednak.Mój partner miał zdecydowanie więcej partnerek ode mnie,na samą myśl o tym dostaję konwulsji,maniakalnie tez szukałam tej z którą był najdłużej i znalazłam- pocieszyłam się że jestem ładniejsza . Ściska mnie w żołądku, gdy zdaję sobie sprawę że były inne kobiety którym mówił że je kocha,które go podniecały, o których myślał całe dnie, którym mówił że są piękne. Ponoć mnie pierwszej powiedział że jestem wyjątkowa. Ale jakie to ma znaczenie?Mamy tu i teraz,z jakiegoś powodu to To ja jestem teraz u jego boku - pamiętaj że w im większej ilości związków ktoś funkcjonował , tym większe są jego wymagania wprost proporcjonalne do doświadczeń.Następnej osoby nie wybierze byle jakiej ,będzie bardziej czujny. Nie możesz zadręczać się jej przeszłością.Może i była w wielu związkach ale nie styknęło -jest teraz z Tobą i raczej powinieneś dbać o to żeby tego nie spieprzyć. A wiesz przynajmniej czy to ona zostawiała ,czy była zostawiana?To robi ogromną różnicę. Można rozdrabniać się w kwestiach psychologicznych,dorabiać sobie ideologie a najlepiej chyba brać wszystko od jak najprostszej strony. Gra w Tobie po prostu męska zazdrość i poczucie własności (przecież to MOJA kobieta).Ktoś tu powiedział troszkę złośliwie,że potrzeba Ci dziewicy z klasztoru ,choć myśle że nawet to nie rozwiązałoby problemu :). Głęboko zastanów się czy warto się zadręczać i niszczyć waszą więź, to co odczuwasz jest normalne (mój partner nie chce słuchać nawet wzmianek o moich byłych) ,jednak Ty poszedłeś o krok dalej-pozwoliłeś by ten drobny element zdominował cały pryzmat przez jaki patrzysz na partnerki. Tak,to może mieć związek z niskim poczuciem własnej wartości. Pamiętaj,że takim podejściem ranisz tę dziewczynę ,jeśli nie jesteś gotów wbić sobie do głowy ,że przeszłość nie ma znaczenia i że to TY walczysz o to by być kolejnym i ostatnim tomem jej powieści , a nie tylko rozdziałem to ją zostaw i daj szansę na znalezienie kogoś,kto to zrobi. Cieszę się ,że powstają takie tematy ,głównie z tego powodu że i mnie one dotyczą ( w większej czy mniejszej mierze) i zaczynam zdawać sobie sprawę z mojej głupoty.
  11. Zaczyna łapać mnie jakaś chora zazdrość o faceta.Jesteśmy w banku,on chce założyć konto ,obsługuje nas młoda dziewczyna.On zamiast rzeczowo zaczyna swoje pogaduszki co robi,czym się zajmuje,ja się coś odzywam bo lepiej się na tym znam niż on ,ona nawet na mnie nie spojrzy.Mnie już piana się toczy -"na cholerę on z nią wpada w rozmówki?".Ja wiem że chce być miły, ale wychodzimy stamtąd i na cholerę o niej zaczyna mówić? Że taka miła,że kogoś mu przypomina.Nawet go nie słucham.Wszelkie jego opowieści o innych dziewczynach zaczynają mnie irytować,nie mam ochoty o tym słuchać. W ogóle nie mam ochoty słuchać o tym jak super spędza czas z kolegami,my tylko siedzimy razem i tyle,coś czasami załatwimy... Dla niego ponoć jestem cudowna,szkoda tylko że takie ze mnie dziwadło co jest same jak palec,ani konkretnych znajomych ani nic,siedzę tylko w domu i powoli umieram.
  12. khaleesi ma rację ,to jest forma uzależnienia emocjonalnego oraz ślepa wiara w to że będzie jak kiedyś ,nieumiejętność wytłumaczenia sobie że NIC się nie zmieni, a te dobre chwile nigdy nie wrócą, albo będą stanowić przebłyski. Najgorsze jest to,że przeważnie przez ten ból który doświadczamy w związku,każdy promyk czegoś dobrego zaczyna wzbudzać w nas nadzieję. Zapominamy o szacunku do samych siebie, a gdy dodatkowo jesteśmy samotni i mamy tylko partnera,to wtedy jest to jak gwóźdź do trumny.
  13. Miałam to "szczęście" że taki związek trafił mi się już na samym początku.Pierwszy poważny chłopak,zakochanie i świrowanie i bach! Okazał się być dręczycielem psychicznym,kłamcą,manipulatorem.Chorym człowiekiem który potrafił mnie wyzwać,po czym powiedzieć że mnie tak kocha. W dodatku alkoholik,ukrywał to przede mną.A gdy się rozstaliśmy w końcu, prześladował mnie,wpisywał,wydzwaniał do mnie,do znajomych, i do rodziny.Nie umiałam się uwolnić.Zniszczył mnie bo za bardzo pragnęłam bliskości.Po dziś dzień prześladuje mnie wspomnienie o nim,przenosi sie to na obecną relacje,gdy dostrzegam najdrobniejsze analogie dostaje histerii. Nienawidzę go do tego stopnia,że nie boję się jego a własnej reakcji gdybym go spotkała. Najłatwiej moje drogie Kobitki uwolnić się od takich typów wyrabiając w sobie nienawiść do nich i odwagę bycia samą. W tym też rzecz że boimy się być same.Nienawiść co prawda z reguły jest zła i jest to uczucie niszczące również nas,ale w tym przypadku mnie pomogła w zabiciu skrupułów i w uwolnieniu się od kata.
  14. W Polsce tyle godzin pracy to normalka ,częstokroć też z wyboru - bo płaca jest tak niska że człowiek łapie się dodatkowych paru godzin żeby było odrobinę więcej. Robota staje się życiem,ma się może 2-3 dni wolne,więcej czasu spędza się ze współpracownikami niż z własną rodziną. Przepłakałam całą noc, momentami głośno ale nikt nie słyszał albo nie chciał słyszeć. Tak to się kończy, gdy od ukochanej osoby dostajesz to,co od wszystkich.Pierwszy raz nie mam chęci go widzieć ani z nim rozmawiać. Nikt mnie tak naprawdę nie zna ,zawsze pada "obrażasz się","strzelasz focha".Nie,dostaję nauczkę za to że się otworzyłam i po prostu słowa stają mi w gardle. Dziś chodzę roztrzęsiona,czuję wewnętrzny lęk,boję się wszystkiego. Dokładnie teraz tak się czuję :). A wiecie co jest najlepsze? Każdy potrafi ciosać mi kołki,gadać a nikt mi nie umie pomóc.Wyciągnąć do mnie ręki,usiąść ze mną popatrzeć,poszukać,zabrać mnie na spacer,na kawę i ciastko. Gdy zaś proszę o pomoc jestem "niesamodzielna i czekam na gotowe,aż ktoś za mnie zrobi", gdy nie proszę o nic to że się nie otwieram. Gdy mi nie wychodzi to "za słabo się starasz",gdy już sięgam dna "przecież to nie katastrofa,nic się nie dzieje", gdy podchodzę do tego lekko "ile Ty masz lat,zacznij coś robić".Jak powiedziałam że nikt się do mnie nie odzywa w sprawie pracy a po rozmowie dostałam info. że nie to nikt nic nie powiedział,nic! Nawet -"co za idioci!nie wiedzą co tracą!".Ale to smutne,ale cholernie smutne,że gdy jest trudno jestem po prostu sama, a gdy wszystko dzieje się ok,nagle wszyscy są obok mnie. Wiem że wszyscy mają problemy,swoje zajęcia ale...Chciałabym trochę wsparcia,głupiego przytulenia, od tak.
  15. Ja wiem że trzeba próbować, ale wiesz ja mam 21 lat a nie 19 :). Jestem dość dużą dziewczynką,a czuję się jak dziecko. Nawet trudno opisać co wewnątrz mnie się dzieje - jak sobie pomyślę jak jest to mnie strasznie ściska w sercu. Oczywiście, nie położę się i nie powiem ,że teraz tak zostanę i sobie umrę-będę szukać i próbować bo nic innego mi nie pozostaje. Muszę żyć, chociażby ze względu na moją małą siostrzyczkę i chłopaka, którym świat by się zawalił-zniszczyłabym im życie własną nieobecnością. Ale nie jest mi lekko,nie mogę narzekać na warunki obecnego życia ale jestem troszkę jak robaczek :). Disaster-jak już napisałam jestem starsza .Tak życie się ułożyło, chodzę na korki ale to ciężki temat :), bo nieregularnie, trochę boję się gościa a muszę chodzić bo jestem zmuszana. Niewiele mi one dają.Mam duże braki w podstawach ,więc internet to za mało:),ale staram się coś robić choć przyznam że brakuje mi do tego serca i cierpliwości.
  16. Wyżalę się,a co tam...Może ktoś przeczyta,powie cokolwiek miłego. Chyba skończyło mi się szczęście w życiu.Niezaliczona matura z matmy,nie idzie mi nauka do niej ,kompletnie...Szukam pracy ale nie mogę znaleźć ,nawet (z tego wniosek) nie nadaję się do sprzedawania ciuchów. Jeszcze rodzice wykorzystują fakt ,że mnie utrzymują ,coraz częściej dają mi do zrozumienia że oni trzymają kasę i mam robić co chcą.Chociaż wiedzą że szukam. Jestem taka młoda ,a tak bezużyteczna.Zniknął mi zapał,nigdy nie sądziłam że tak to będzie i...Jakoś nie umiem patrzeć pozytywnie na przyszłość. Jeśli nie zaliczę tej matury ,chociaż matmy żeby mieć papier to sama nie wiem.Nikt się do mnie nie dodzwoni,pójdę gdzieś,zniknę ,niech szukają...
  17. Wszystko zależy od bardzo wielu czynników ,ale moim zdaniem nie pomaga. Albo inaczej - są dwie strony medalu:z jednej strony bardzo budującym jest fakt, że ktoś potrafi Cię kochać,pragnąć czy pożądać. Pojawia się jednak aspekt pewnego rodzaju uzależnienia- czujesz się z Tą osobą tak dobrze,że zaczynasz przeżywać frustracje gdy widzicie się zbyt rzadko,lub gdy ten ktoś wybiera znajomych a Ty siedzisz w domu.Owszem jest to pewnego rodzaju zazdrość. Czujesz że możesz na tej osobie polegać i nie zostawi Cię,jednak widzisz jak ona dobrze sobie radzi a Ty leżysz na podłodze. Zbyt mocno dostrzega się rozbieżności między stanem psychicznym Twoim a partnera - to dołuje i przyprawia o mdłości. Nie szukałabym w miłości lekarstwa na depresję, to trudny kawał chleba nawet dla osoby bardzo stabilnej psychicznie
  18. Raczej myślę że spirala to nie jest dobry pomysł :),nawet mnie nie została zalecona mimo ,że mam niedoczynność jajników . W dzisiejszych czasach tabletki nie są takie złe jak mówicie,osobiście ani po nich nie przytyłam , ani nie mam problemów z libido (wręcz przeciwnie...) a biorę refundowane z największą dawką hormonów ,które kosztują mnie za 3 blistry całe 6 zł . Brałam również takie za 40-50 i czułam się po nich fatalnie. Także co organizm to inna reakcja, dlatego rodzajów substancji czynnych jest mnogo jak i sposobów.
  19. Bardzo dziwnie się dziś czuję...Przeogromnie boli mnie głowa, wstałam lewą nogą i już złość na mnie...Boli mnie że mimo moich starań każdy traktuje mnie jak niedojrzałą,małą dziewczynkę.Owszem mam aparycję dziewczyny (wyglądam na 16 lat) ,ale przez moje rozterki emocjonalne i nadmierną szczerość zapracowałam sobie na miano niedojrzałej.Możliwe że jestem, ale nie trzeba traktować mnie jak dziecka i negować wszelkich moich przemyśleń .Nie lubię siebie, chcę się zapaść pod ziemię i tak zapadłam się w sobie ,zszarzałam . Nie mam nawet ochoty na seks - wieczne "szybkie numerki" ,bo nie ma warunków.Robię to dla niego,nie chcę żeby myślał że coś jest nie w porządku ,ale nie przynosi mi to satysfakcji i nie daje pozytywnego kopa. Chyba łapie mnie depresja
  20. Lamitrin został mi przepisany na padaczkę i zastanawiam się czy któreś z was miało podobne skutki uboczne. Generalnie zwiększa mi się spięcie mięśniowe, mam ogromne bóle głowy i nie radzę sobie z emocjami. W kwestii nastroju działa na mnie kompletnie odwrotnie - jestem agresywna,reaguje bardzo emocjonalnie i nie jestem w stanie opanować emocji. Zrobiłam test i odstawiłam lek (wiem,powinnam pod okiem lekarza),różnica jest diametralna.Zaczęłam panować nad złością, uspokoiłam się , ustąpiły bóle głowy. Podobne reakcje miałam gdy brałam sertalinę, fluoksetynę i hydroxyzynę. Zastanawiam się co jest spowodowane tym,że tak reaguję na leki wpływające na chemię mózgu.
×