Skocz do zawartości
Nerwica.com

bordelka_82

Użytkownik
  • Postów

    547
  • Dołączył

Treść opublikowana przez bordelka_82

  1. Z naszej wigilii to nie wiele zostało, więc nie było czego zabierać:), a z tego co pamiętam to to co zostało moglismy my zjeść. Na takiej prawdziwej nie wiem co było ponieważ pojechałam do domu, ale ludzie którzy zostali mówili że jedli to co zaserwowała kuchnia szpitalna i chyba sami cos sobie kupowali. Nie przypominam sobie sytuacji żeby na społeczności ktokolwiek mówił kto cos mówił na sesji, no ale wierzę ci i ona tak bezpośrednio mówila do ciebie, że wszyscy wiedzieli że chodzi o twoja osobę?
  2. kalipso55, tez tam byłam i w sumie tez mam im wiele do zarzucenia, ale np. to co piszesz o wigilii nie mieści mi sie w głowie. Też byłam w takim okresie na oddziale i brałam udział w przygotowaniach do wigilii ale nikt nam nie zabrał jedzenia, wszystko to co zrobiliśmy znalazło się na stole w czasie tej społeczności wigilijnej. Przez cały mój pobyt nie zdażyło się jakieś wypisanie zbiorowe, a zmiana terapeuty w czasie terapii to wogóle nie mieści mi się w głowie. Piszesz o tym że terapeutka powtarzała twoje rozmowy pielęgniarce. Wydaje mi się że oni tam na swoich posiedzeniach rozmawiali o tym o czym my mówimy na sesjach, a już napewno pielegniarka i terapeutka musiały ze sobą współpracować no więc logiczne jest że mówić o czym z nimi rozmawiamy. W sumie obowiązuje tajemnica, no ale tam oni chyba musieli ze sobą rozmawiać żeby można nas było leczyć. Nawet tak po przeczytaniu tego co napisałaś zaczęłam się zastanawiać jak to wyglądało i na pewno zapytam się swojej terapeutki na sesji o to. Bo ja po terapii zostałam w Krakowie, chodze na terapię do swojej terapeutki z oddziału i chodzę na społeczność i masz rację że Pan Piotr to równy gość:), a moja terapeutka na pewno nie jest juz taka ostra jak na oddziale ale bardzo mi pomaga. Przykro mi że tak cie tam potraktowali. Ja tez po wyjściu z tamtąd byłam na nich wściekła, bo czułam sie gorzej niż przed pobytem, nadal jest mi ciężko ale pobyt tam wiele mi dał.
  3. Anetixi, wiele razy było pisane jak wygląda dzień na oddziale, oszukujesz trochę ze nic nie znalazłaś. Terapia indywidualna jest dwa razy w tygodniu, grupowa trzy razy. Raz w tygodniu obowiązkowo psychorysunek, codziennie społeczność 45 min, nieobowiązkowa jest muzykoterapia raz w tygodniu, sztuka użytkowa, florystyka, teraz będzie ogrodoterapia( na to można chodzić nawet codziennie, ale raczej nie byłoby to miło widziane, potraktowaliby to jako ucieczkę od terapii). No i 2 do 4 razy w tygodniu ma dyżur twoja pielęgniarka i wtedy powinno chodzić się do niej na rozmowy, wyglądają one podobnie jak rozmowa na sesjach A jak wygląda dzień, śniadanie jest do 8:10, do 8:30 musi być posprzątany pokój i robi to jedna osoba z pokoju, zazwyczaj ustala się kto sprząta jakiego dnia, o 10:30 coffee break, jest to nieobowiązkowe, uczestniczą w tym pielęgniarki które mają dyżur, stażyści i terapeuci społeczności, są to takie luźne rozmowy, każdy gada o czym chce i z kim chce, osobiście nie lubiłam tego, o 12:15 obiad, o 17:00 kolacja. Zajęć nie ma zbyt wiele, wolny czas zależy od ciebie, ale najlepiej spędzać go z ludźmi, bo o to chodzi w tej terapii.
  4. Wiesz ja będą na leczeniu zastanawiałam się czasem co do niektórych osób, które zostały przyjętę gdzie ta ich motywacja i dlaczego zostały przyjęte, w tym tyczy się to i mnie, więc chyba albo czasem oni się mylą na tych konsultacjach, albo nie chodzi tylko o tą motywację i napewno nie chodzi o staż w innych terapiach.
  5. On juz napewno zapoznał się z tą Twoją dokumentacją przed konsultacją, ja na pierwszej miałam wrażenie że wogóle dzwonił do mojej terapeutki, tyle o mnie wiedział
  6. ewidentny, możesz tez z dworca jechać tramwajem 52 a potem na przystanku Lipińskiego w autobus 106,166 lub z przystanku czerwone maki autobus 283,244,283
  7. słyszałam dobre opinie na temat tego oddziału. Ja mam mieszane uczucia, tutaj na forum jest wątek o tym oddziale i czasem z treści postów wcale nie wynika że jest tam dobrze, i kwalifikacje też mi pokazały że różowo tam nie będzie
  8. Flora3, ale pisały tu osoby którym terapia pomogła, więc da się z tego wyjść, tylko pewnie wszystko zależy od terapeuty. Ja swoją mozna powiedzieć że kocham, ale oprócz tego że uświadomiła mi ona jaka jestem beznadziejna i że wszystko w moim życiu zależy ode mnie, że nikt mi nie pomoże i że nawet terapeutka nic nie robi sobie z mojego cierpienia, bo to wszystko co robię to moja wina i że jeszcze wszystko wokół siebie niszczę, to nic pozytywnego z tej terapii nie wyniosłam. Właśnie ją skończyłam bo ide do Kobierzyna, ale właściwie to nie wiem po co, nie sadzę że dowiem się tam czegoś innego niż na terapii o której piszę
  9. To fajnie że wam leki dają trochę ukojenia, bo na mnie to one wcale nie działają. Po roku terapii psychodynamicznej czuje się gorzej niż przed nią. Po prostu zyję bo nie mam odwagi i nie wiem jak to skończyć, i przeraża mnie świadomość że jeszcze musze się tyle czasu męczyć
  10. Flora3, jak ja cię znakomicie rozumiem, nie potrafiłabym swoich Rostek życiowych nazwać tak jak to ujęłaś, ale większość tego co napisałaś pasuje do mnie. I niby można się z tego wyleczyć, ciekawe jak?
  11. jak masz umowe o prace i sie dostaniesz to chyba nie zrezygnujesz z tego zeby tam sie leczyc i byc na zwolnieniu. Po wyjsciu z leczenia nie musisz wracac do tej pracy, a na koncie troche grosza odłożysz.. Ja juz sie tam dostałam, ide na zwolnienie, a po terapii nie zamierzam wracac do starej pracy
  12. dzikaluna, to albo podmienili lekarza, albo ja innymi oczami patrzę na świat:P. No mojej konsultacji wyszedł z tego ostatniego gabinetu po lewej stronie i po prostu poszedł tam gdzie miała być rozmowa nic do mnie nie mówiąc, już wtedy nie wiedziałam co mam robić, ale poszłam za nimi zapytałam czy mam wchodzić czy poczekać, cos tam mruknął, podał mi rękę, usiadł i powiedział jedno słowo, słucham. 5 min mojego milczenia, ale w końcu myślałam że nie po to 600 km jechałam żeby siedzieć, zaczęłam gadać, ale nie było z jego strony z 20 min żadnego słowa
  13. dzikaluna, pewnie miałaś z tym samym lekarzem co ja. U mnie usiadł i nie mówił przez pierwsze ok 20 min słowa do mnie, głosiłam swój monolog i miałam w myślach jak bardza chcę uciec gdzieś daleko, no więc albo ciebie potraktował inaczej, albo takie sytuacje są dla ciebie normalne
  14. katia010, dobrze to napisałaś, wiem że robię źle, ale na miejsce tych wyuczonych schematów nie umiem zastosować nowych. A dlaczego terapeuta zakończył twoja terapię?
  15. Terapeutka oczywiście nie mówi mi takich rzeczy, ja sama to sobie wymyśliłam. Czytając różne poradniki o bordeline wiem skąd to mam, tylko co to zmienia, skoro ja dalej czuje się jak nikt. Ludzie mieli gorsze życie i jakoś sobie radzą w życiu, i ja zanim zaczęłam terapię chyba lepiej sobie radziłam, nie zastanawiałam się tak nad wszystkim, nie miałam nikogo tak bliskiego kim jest dla mnie terapeutka, tylko teraz jak już zaczęłam i wiem to wszystko to nie wiem co mam ze sobą zrobić, wolałabym nie wiedzieć
  16. Tak super, źródłem jestem chyba ja sama. I dlatego po roku terapii doszłam że jedyną rzeczą która ona mi dala jest to ze nie mam wyjścia i muszę zaakceptowac fakt że takie po prostu jest życie, i strasznie mi z tą wiedzą ciężko
  17. Ale ja tak w zasadzie nie mam żadnych jazd, po prostu nienawidzę siebie i swojego życia i nie umiem ani tego zmienić, ani ze sobą skończyć
  18. Mam nadzieję, że sobie żarciki strugasz... to dobrze. Natomiast tu nie chodzi o grzeczność. Chodzi o to, żeby sobie umieć poradzić z trudnościami, na które napotykają ludzie. Chodzi o to, żeby nabyć takich umiejętności, które pozwolą wyjść z opresji i rozwiązać daną trudność. Dotyczy to zarówno emocji, uczuć jak i działań podejmowanych przez ludzi. Nie wiem czy jesteś w stanie pojąć o czym mówię. Jeśli ktoś będzie chciał być niegrzecznym, to może zostać niegrzecznym. Ale będzie wiedział, że nie robi niczego wbrew sobie przede wszystkim, i że siebie tą niegrzecznością nie krzywdzi. Chodzi o to, że ktoś wcześniej nieświadomie krzywdził siebie bo nie rozumiał swoich zachowań, działań. Terapia, którą przechodzi się krok po kroku spowoduje, że działania, które będzie się podejmowało będą przemyślane, zroozumiałe.. Terapia spowoduje również, że w przyszłości będzie się rozumieć swoje emocje, uczucia i będzie umiało się je wyrażać i okazywać. Będzie umiało się również mówić o tym, o czym kiedyś nie potrafiło się powiedzieć. Dużo można byłoby pisać... Człowiek będzie bardziej świadomy siebie. A gorsze dni... mają wszyscy, bez wyjątku, nawet ci niezdiagnozowani. Tak sobie pomyslałam jak to przeczytalam, że teraz kiedy chodze na terapię rozumiem dlaczego tak się zachowuje, rozumiem dlaczego nie radze sobie w życiu, dlaczego nienawidze siebie i życia, no i co mi to niby miało dać, to że teraz wiem że to nie ja tylko moje zaburzenie tak działa. Wcale mi z tym nie lepiej. A niestety jedyne co osiągnełam po roku terapii i chodzenie do psychiatry to to, że muszę zaakceptować i pogodzić sie z tym że życie po prostu takie jest.
  19. , napiszę teraz tutaj, jedyną rzeczą o której teraz marzę jest normalna, dająca satysfakcję praca, mam mnóstwo czasu, mogłabym się czemus poświęcić bo jestem sama, nie mam rodziny, moglabym robić karierę. Już pogodzilam się z tym że nie będę miała swojej rodziny. Ale tego problemu też w żaden sposób nie potrafię rozwiązać, uważam że już za późno na takie rzeczy, dostałam w sumie kilka razy mozliwość fajnej pracy, ale w żadnej nie potrafiłam się wykazać bo jestem taka tępa. skończyłam studia, na dalszą naukę nie mam kasy a przede wszystkim głowy, nie wchodza mi w nią jakieś nowe wiadomości te co zyskałam na studiach juz wyparowały. Dlatego myślę że moje życie nigdy nie będzie normalne
  20. Victorius17, mogę i odpowiedzieć na moim przypadku. Jeżeli psycholog nie ma skończonego szkolenia psychotrapeuty to nie może prowadzić terapii, wtedy chodzi się do niego tak jakby po wsparcie, ale on nie naświetli ci tak twoich problemów jak psychoterapeuta. Zaczęłam swoje leczenie od psychologa, chodziłam do niej ponad pół roku i wiem z perspektywy jak teraz chodzę do psychoterapeuty że takie spotkania się bardzo od siebie różnią, nie umiem ci wyjaśnić dokładnie o co chodzi, ale wiem że te pół roku u psychologa to była tylko taka gadka szmatka
  21. Wcaale nie masło maślane, mam te same mysli. Wiesz kiedy ja na każdej sesji mówiłam T. ze nie chcę zyć, ona mi mówiła że to jest wyraz mojego cierpienia, prośby o pomoc, więc warto o tym mówić, myślę że tak samo to zinterpretuje. Teraz dalej o tym myślę, ale już nie mowię o tym na terapii, bo wiem że to głupie, nic tym nie osiągnę u terapeutki, nie pokaże mi dzięki temu jak bardzo jej na mnie zalezy i jaka jestem dla niej ważna, a chyba i taki cel w mowieniu o tym miałam
  22. huśtawka, a jakbys się czuła żeby taka sytuacja zdazyła się po raz drugi? Chodziłas te 2,5 roku na nfz?,
  23. Niestety ale narazie jedyną rzeczą ktora zostanie mi z tej terapii to strach przed jakąkolwiek relacją, przed zaufaniem komuś. I nic mi nie da to że zostało nam kilka miesięcy, bo ja już nie potrafię o niczym innym mysleć, i jak to wszystko wyrzucę z siebie na kolejnej sesji to nie zdziwię się jak to bedzie ostatnia sesja, zakończona albo przeze mnie, albo przez nia. Nie wiem w jaki sposob ona może przepracowac to rozstanie żeby nie bolało. Napewno nie pójde juz do innego terpeuty, Nawet jak o tym teraz piszę to płaczę
×