Skocz do zawartości
Nerwica.com

Void23

Użytkownik
  • Postów

    857
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Void23

  1. Myślisz? W sumie najpierw zaczęłam brać convival (i to sporo wcześniej) i jakoś wtedy nie zauważyłam aż takich zmian, chociaż może i coś w tym jest,bo wcześniej brałam mniejszą dawkę. Teraz dodatkowo mam brać 100mg kwetalpexu rano, więc chodzę jak pół roślina :/.
  2. Void23

    [Białystok]

    No właśnie obawiam się tego samego, że ze swoją deprechą tylko jeszcze bardziej zdoluje się na grupowej. Na dzienny idę za 2 miesiące, ale nie raz czekając na terapie miałam okazje poobserwować ludzi,którzy tam chodzą, słyszeć jak się śmieją. Mam wrażenie, że ich dobre samopoczucie i luz będą wpływały tylko na to,że ja będę się czuła jeszcze gorzej i nie na miejscu. Odbieram to trochę tak,że Ci ludzie są już po prostu na innym etapie walki ze swoimi chorobami - dla mnie w tej chwili ciężko jest przebywać wśród "wesołych" ludzi,bo po prostu się od razu wycofuje, bo nie potrafie być taka jak oni.
  3. Zdaje sobie sprawę, że diagnoza jest mega trudna i nie ma na nią złotego środka... Sama już nie wiem co myśleć :/. Boje się, że skończy się na skakaniu od jednej diagnozy do drugiej i w sumie nic z tego nie wyniknie.
  4. Walcze z depresja juz od ponad 10 lat. ostatnio postanowilam wznowic leczenie,bo moj stan byl na tyle zly, ze wiedzialam,ze jak czegos nie zrobie, nie skonczy sie to zbyt dobrze.. poszlam do nowego lekarza. Postawil diagnoze: Chad. wiedzialam juz co to za choroba,poniewaz juz wczesniej jeden z lekarzy u mnie to podejrzewal. W rzeczywistosci od tamtej pory sama po trochu podejrzewalam,ze jednak to moze byc to,a nie tylko zwykla nawracajaca depresja. Na ostatniej wizycie u lekarza, psychiatra stwierdzil ze czym bardziej mnie zna, tym bardziej podejrzewa jednak zaburzenia osobowosci a nie chad. Zastanawia mnie teraz jak to odroznic? chcialabym choc troche zrozumiec co mi jest. Moje zycie od wielu lat sklada sie z okresow depresja/normalnosc(krótkie)/nadmierna pobudliwosc. jezeli juz depresja - to mega silna, brak jakichkolwiek checi do zycia, samookalecznie, mysli samobojcze, caly czas przeczucie ze nikt mnie nie lubi bo jestem taka i taka.do tego moge spac cale dnie.rzucam wszystko czym sie aktualnie zajmuje, porzucam wszystkie znajomosci. przez okresy nadmiernej pobudliwosci rozumiem takie w ktorych zaczynam mnostwo nowych pasji,wydaje mi sie ze jestem w nich najlepsza, ze wszyscy mnie uwielbiaja i jestem lepsza od innych, zawieram mase nowych znajomosci, podejmuje czasami ryzykowne decyzje, dochodzi do tego pewna rozwiazlosc seksualna. Cale moje zycie to takie gory i doly. w tej chwili juz od dluzszego czasu jestem na stabilizatorach i nie moge sobie znalesc miejsca. caly czas chodze poddenerwowana. nastroj mi skacze jak szalony, np: (jestem w tej chwili bezrobotna) nagle mam dobry humor i od razu wpada mi do glowy pomysl: "ide do pracy!". i juz teraz w danej chwili przegladam ogloszenia, rozsylam cv bo chce isc do pracy. co jest irracjonalne,bo 2 godziny wczesniej mialam dola i mysli samobojcze, bałam się wyjść do sklepu po chleb. ale w tej chwili gdy mam dobry humor, nawet nie biore tamtego pod uwage. dopiero jak znow zjade z tej "gorki" uswiadamiam sobie, o co mi w ogole chodzilo? przeciez ja nawet nie wiem czy chce zyc. i wlasnie to opowiedzialam ostatnio swojemu psychiatrze, ze tak sie czuje,a on na podstawie tego stwierdzil ze to jednak CHYBA zaburzenia osobowosci. sama nie wiem juz co myslec, bo wydaje mi sie ze te ostatnie zachowanie wynika bardziej ze skutkow brania lekow, i raczej trzeba na to patrzec troche z boku, a bardziej na to co sie dzialo zanim sie zglosilam. moze ktos z was ma podobne doswiadczenia i mi pomoze jakos sie w tym wszystkim odnalesc? domyślam sie,ze nie ma zlotego srodka by to odroznic, ale moze mi cos doradzicie?
  5. Mam do was pytanie. Od dłuższego czasu brałam kwetaplex, teraz już od 3 tygodni przeszłam na kwetaplex xr. Moje wrażenia po leku są takie, że czuje się po prostu upośledzona intelektualnie. Serio,czuje się jak debil. Obejrzenie odcinka doktora housa moge porównać do słuchania wykładu o zaawansowanej fizyce kwantowej. Mam problemy z pamięcią i nie takie,że np zapomne co miałam kupić w sklepie, ale bardziej typu: słucham piosenki jednego z ulubionych zespołów..10 min myślę nad tym jak się nazywają. Czy wy też tak macie po tym leku? . Zaczyna mnie to strasznie dołować, ciężko mi się z kimkolwiek rozmawia,bo czuje się po prostu głupia,ciężko mi się wysłowić,albo czasami nie rozumiem co ktoś do mnie mówi. Oczywiście do skutków ubocznych dochodzi jeszcze senność, ale do tego się już po części przyzwyczaiłam. A może to z kolei wynik mieszanki leków? Biore kwetaplex xr w dawce 300mg i convival chrono w dawce 2x 500mg.
  6. Void23

    [Białystok]

    Ja jeżeli chodzi o Meandre mam narazie wrażenia mieszane. Jestem mega zadowolona z psychiatry i dr Szreniawskiego naprawdę polecam. Co do dr Chmielewskiej bylam u niej tylko raz na konsultacjach, i byla dla mnie bardzo miła, więc nie wiem, może to zależy jak się trafi. Z terapii nie jestem zadowolona kompletnie. To dla mnie męczarnia. Ale jako, że to terapia "przejściowa" przed pójściem na oddział dzienny,staram się jakoś to przebrnąć (jeszcze 2 miesiące). Chociaż na ostatnich wizytach miałam ochotę wyjść w połowie. Może i terapeuci czasami muszą prowokować, żeby wyzwolić w nas emocje, ale wpajanie podejścia, w jednej minucie: nie wyzdrowiejesz, skoro myslisz ze leki Ci pomoga, a w drugiej : to jeszcze nie czujesz sie lepiej? nie może pomóc w niczym,a jedynie zaszkodzić. oczywiście napisałam to ogólnikowo, żeby się już nie rozpisywać. a czy ktokolwie w meandrze był właśnie na takiej "przejściowej terapii" i próbował zmienić terapeute? jak to wygląda?
  7. Yhm, sama już nie wiem co mam robić....Czuje dość dużą presje ze strony bliskich,żeby spróbować coś załatwić,ale trochę mnie to przerasta:/
  8. Może masz racje, chyba powinnam z nim pogadać na ten temat. W każdym bądź razie,mega Ci dziękuje za odpowiedź, podniosła mnie trochę na duchu :)
  9. myślisz? Jako, że ponowiłam leczenie dopiero 3 miesiące temu i to u nowego lekarza, trochę boje się go spytać co o tym sądzi, bo nie chcę, żeby pomyślał,że chce tylko wyciągnąć kase :/.
  10. Void23

    [Białystok]

    Dzięki za odpowiedź. Po pierwsze, okazało się na szczęście, że konsultacje zostały tylko konsultacjami i nadal będę chodzić do doktora Szreniawskiego, za co dziękuje niebiosom, bo rozumie mnie jak żaden inny psychiatra wcześniej..uff. W związku z tym myśle, że może uda się uniknąć tego odstawienia/ograniczenia leków, ponieważ to on mi je wypisuje i ustala. Tym bardziej,że podejrzewa u mnie ChAD i biorę masę stabilizatorów. Co do terapii, chodzę do wyżej wymienionej Pani W. czekałam na pierwsze spotkanie tylko 2 tygodnie i chodzę teraz regularnie co tydzień. Może to wynika z mojej sytuacji - myśli samobójczych i dużej ilości samookaleczeń, bo też byłam zdziwiona, bo słyszałam że inny muszą dużo czekać. W zasadzie mam do niej chodzić tylko do rozpoczęcia oddziału dziennego, dlatego mimo że jestem mega niezadowolona zastanawiam się czy warto zawracać sobie głowę zmianą. Co prawda ostatnio wyszłam od niej tak wściekła,że aż trzasnęłam drzwiami (zasugerowała mi coś w stylu "leki i terapia pani nie pomogą", zdemontowała mnie konkretnie i chodziłam przybita przez kolejny tydzień, ze świadomością jakbym się cofnęła o te 2 miesiące zanim zdecydowałam się podjąć leczenie), ale może warto już przeczekać. Z resztą, trochę brak mi odwagi na tą całą zmianę. A wracając do oddziału dziennego to i tak każdy psychiatra/terapeuta jak narazie mi mówi "zobaczymy, ale możliwe, że trzeba będzie pójść na odział stacjonarny", więc w sumie przygotowuje się na wszystko :/.
  11. to i ja bym się chętnie podpięła pod temat i zapytała was o radę, może ktoś ma podobne doświadczenia i zechce się nimi podzielić. W zasadzie od 11 lat (z przerwami) leczę się już z powodu depresji, mam za sobą próbę samobójczą i pobyt w szpitalu. Cała ta walka z chorobą zaczęła mi się już przed 18 rokiem życia (nie wiem,czy ma to znaczenie przy depresji, ale czytałam gdzieś, że przy nerwicy tak). Obecnie mam zdiagnozowane ChAD, przyjmuje leki, chodzę na terapię. Za 2 miesiące zaczynam chodzenie na oddział ambulatoryjny (najprawdopodobniej nie na standardowe 3 miesiące a na pół roku, a w zasadzie możliwe nawet, że w trakcie zmieni się to na leczenie w szpitalu, bo już zauważyłam, że wszyscy lekarze mi to wróżą). Moja sytuacja wygląda tak,że nie jestem w stanie zacząć szukać pracy... Po prostu nie jestem w stanie wziąć się za moje życie, bo już od dłuższego czasu nawet nie potrafię myśleć o jakiejkolwiek przyszłości, boje się wychodzić z domu, mam silne myśli samobójcze. Wszystko jest mi obojętne, nawet to czy żyje. Boje się własnego cienia. Dochodzi do tego fakt - mieszkam sama z narzeczonym, on pracuje ja nie. Zawaliłam studia 2 razy przez depresje, bo nie byłam w stanie funkcjonować jak normalny człowiek. Mamy marne 1000 zł na miesiąc, a wiadomo, trzeba leki wykupić, za mieszkanie zapłacić... Biore leki które mnie przymulają na tyle,że czasami muszę czytać jedno zdanie po 3 razy żeby je zrozumieć. Do tego dochodzi fakt, samookaleczeń, które zresztą też ciągną się za mną latami - wiadomo, ze żaden pracodawca nie zatrudni mnie z całymi łapami w ranach i bliznach (z moim brakiem wykształcenia zresztą, w grę wchodzi tylko coś w stylu pracy w sklepie, gdzie ręce są przecież widoczne). Kumulując to wszystko... czy ja mam jakieś szanse na jakąkolwiek pomoc, skądkolwiek? Na orzeczenie o niepełnosprawności, zasiłek, rentę? Przepraszam,jeżeli moja wypowiedź jest trochę chaotyczna, naprawdę ciężko mi ostatnio skleić jakiekolwiek zdanie w całości...
  12. Void23

    [Białystok]

    Hej, mam 2 pytania dla osób które uszęszczają/uczęszczały do Meandry. Sprawa w moim przypadku wygląda tak: od 2 miesięcy chodzę do Meandry. Najpierw trafiłam do psychiatry - doktora Szreniawskiego. Mimo, że wydaje mi się,że chodzi się do niego zazwyczaj tylko na pierwszą wizytę (przynajmniej tak zrozumiałam to co mówiła mi terapeutka) regularnie do niego uczęszczam, przepisuje mi leki, pyta jak się czuje itd. Czekam teraz na terapię w ośrodku dziennym. I tu sprawy mają się tak: po 1: terapeutka kazała mi pójść na "konsultacje" do drugiego psychiatry - doktor Chmielewskiej, ponieważ to ona zajmuje się grupą. Konsultacje - spoko, lecz terapeutka dała mi do zrozumienia,że jeżeli chcę chodzić na grupę, to doktor Chmielewska ma być moim docelowym lekarzem. i tu występuje mój bunt - świetnie dogaduje się z doktorem Szreniawskim, bez żadnych oporów mówie mu o moich problemach, o tym co się dzieje, po prostu czuje, że mnie rozumie. Do tego nic mi nie wspominał o tym,że mam znienić lekarza i nie mogę do niego więcej chodzić, zawsze mi mówi tylko kiedy mam przyjść na następną wizytę. Może mi ktoś rozjaśnić jak to wszystko wygląda? Czy faktycznie muszę zmieniać lekarza? Czy ktoś jeszcze chodzi do dok. Szreniawskiego na stałe wizyty w Meandrze? sprawa 2: Terapeutka. Trafiłam na p. Anna Wałejsze, ktoś do niej chodził,jakieś opinie? Bo mi ona KOMPLETNIE nie pasuje. Wiecznie ma skrzywioną minę, jakby jej się nic nie podobało i nie ma między nami żadnej nici porozumienia. Mało tego, na pierwszym spotkaniu dała mi do zrozumienia ze moje problemy trochę ją przerastają. Kompletnie nie rozumie tego z czym przychodzę, i ta jej mimika sprawia, że w ogóle odechciewa mi się o czymkolwiek opowiadać... czy ktoś może do niej chodził,powie mi jak to wyglądało u was? Mi się wydaje, że rozmowa z nią kompletnie mi nie pomoże, wręcz jestem już tego pewna...
  13. Chciałabym was zapytać o radę.. Od dłuższego czasu mam nawrot depresji. Korzystałam już i z pomocy psychiatrów i psychologów, byłam też w szpitalu. Jednak wszystko to działo się przed ukończeniem 18 roku życia. Jako że od długiego już czasu czuje się mega źle postanowiłam pójść wczoraj do psychiatry (prywatnie). No i...po wyjściu stamtąd czułam się jeszcze gorzej..nie jestem pewna czy trafiłam na dobrego lekarza. Wiem,że w zasadzie to psycholog odwala zawsze całą robotę, a psychiatra tylko przepisuje leki, ale miałam wrażenie,że psychiatra w ogóle nie jest zainteresowany poznaniem mojego stanu... Zacznę od początku. Mega się bałam. siedząc w poczekalni miałam ochotę uciec. Gdy w końcu nadeszła moja kolej pierwsze wrażenie było dobre - sympatyczna kobieta. wszystko zaczęło się psuć gdy siedząc w gabinecie zaczęły panować chwile ciszy... gdy kończyłam o czymś mówić (a mówić było mi trudno ze stresu, więc moje wypowiedzi nie były jakieś mocno złożone), a ona nie zadawała żadnych pytań. nic. cisza. mówiłam sobie tylko w głowie "powiedz coś, zapytaj o coś" i stresowałam się 2 razy bardziej,ze może to moja wina, ze powinnam coś mówić..Przepisała mi nowe leki, wizyta ok pól godziny (w tym sporo milaczacych chwil) i do widzenia. Dopiero gdy stamtąd wyszłam i odszedł mi stres a przyszło silne przygnębienie uświadomiłam sobie,ze ona nic o mnie nie wie. wie,ze jestem po probie samobójczej i się samookaleczam (powiedziałam o tym od razu na wstępie,żeby mieć to za sobą),ale nie zadawała mi żadnych z tych pytań które zawsze słyszałam od psychiatrów. wiecie o co mi chodzi, od tych dziwniejszych (typu czy słyszysz glosy) po te standardowe (czy często płacze, czy były jakieś złe doświadczenia w moim życiu ostatnio,które mogły spowodować ten stan, w jakiej porze dnia się czuje najgorzej, jak często mam myśli samobójcze, czy wstaje w ogóle z łózka, czy dam rady się skupić, coś robić, czy się myje, albo czy odczuwam jakieś dolegliwości fizyczne - ogólnie te wszystkie rzeczy, które mówią o tym jaki jest stopień nasilenia depresji). nie zapytała mnie nawet czy miałam jakiś problem z używkami (a miałam w przeszłości). wiem,ze psychiatra jest od czego innego niż psycholog,ale odniosłam wrażenie jakby w ogóle ją nie obchodziło w jakim stopniu mam nasilone objawy. jedyne o co zapytała tak naprawdę to o moje wcześniejsze leczenie, czy pracuje i jak śpię. jak wyszłam stamtąd poczułam sie potraktowana tak na zasadzie "nie muszę o nic pytać bo widzę po tobie ze to nic takiego, zwykła depresja, masz leki i po sprawie"...w sumie, nawet słowo depresja nie padło z jej ust, ja przyszłam ze stwierdzeniem ze mam depresje i na tym stanęło. zastanawiam sie czy to normalne...? wcześniej gdy trafiałam do psychiatrów zawsze zadawali dużo różnych pytań,a ona nic... -- 13 lis 2014, 12:35 -- i jeszcze dodam... wziela kartke. zapisala na niej tylko moje dane i jakie leki mi przepisala, nic wiecej....zadnych danych o moim stanie.
×