
Void23
Użytkownik-
Postów
857 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Void23
-
Ok, fakt, dość charakterystyczny wizerunek
-
Dlaczego? :). A do którego psychiatry trafiłes? Jeżeli można zapytać :)
-
O widzisz,a może byśmy się spotkali w poczekalni . Ale na terapie,czy do psychiatry? Ja już tam chodzę ok pół roku.
-
Tak. Wczoraj mnie terapeutka namawiała na szpital. Ale chyba udało mi się jej to wyperswadować. Więc czekam na ten dzienny.
-
Trzymam kciuki w takim razie :).
-
[videoyoutube=9RFa-CJCbIs][/videoyoutube]
-
No właśnie co najśmieszniejsze - o najbardziej oczywistych rzeczach zapominam, dokładnie tak jak Ty, nazwiska, czasami wręcz mam problemy z powiedzeniem jak nazywa się dana rzecz. Z kolei jak mam np na konkretną godz wizytę u lekarza, nawet nie muszę tego zapisywać,bo pamiętam zawsze. Mi lekarz raz zmniejszył dawkę, ogólnie to było jakoś pomiędzy przechodzeniem z jednego "odpowiednika" leku na drugi, i czułam się wtedy strasznie, nie mogłam spać i jakoś - co mnie zdziwiło - brakowało mi tego "przymulenia", nie wiedziałam co bez niego ze sobą zrobić, bo lek pomagał w ten sposób, że po prostu mogłam przespać większość dnia i całą noc. Ale nie wiem, może ta tęsknota za przymuleniem wynikała z moich wcześniejszych przygód z braniem różnych substancji. Trochę mnie to przeraża szczerze mówiąc .
-
Sama nie wiem,czy się cieszę. Po części chyba gdzieś w środku czuje, że to nie dla mnie. Miałam już doświadczenia z terapią grupową (co prawda, będąc w szpitalu,ale jednak) i zupełnie się w tym nie odnajdywałam. Boje się trochę alienacji, że będę się odsuwać od wszystkich. Tym bardziej, że często czekając na swoją terapie indywidualną mam okazje (niespecjalnie) podsłuchiwać co się dzieje na oddziale dziennym (akurat pod nim czekam na terapeutkę) i jak słysze te wszystkie śmiechy, głośne rozmowy i luz,to ja jakoś nie mogę tam umiejscowić tą wystraszoną i melancholijną siebie. Z drugiej strony boje się, że pójście na oddział uaktywni tą moją drugą stronę, w sensie tą "to ja, jestem super, chce wszystkich was poznać, zróbmy coś fajnego, mam tyle pomysłów, jestem taka towarzyska", co też nie jest dobre. No ale zobaczymy, może zbytnio się uprzedzam. Co do oddziału zamkniętego, usłyszałam od swojej terapeutki,że jeżeli podczas bycia na dziennym moje samookaleczanie się nasili,to nie będzie wyjścia. A Ty nie myślałaś o jakimś oddziale dziennym? Może to byłby dobry kompromis? Nie jest to tak przerażająca wizja jak oddział zamknięty, a przynajmniej miałabyś poczucie,że próbujesz coś robić, coś zmienić. Na odpisanie na dobrej nocy się nie wyrobiłam, więc zostaje mi tylko życzyć miłego dnia :)
-
Te wahania są mega natarczywe. Do tego mam taki problem, że jakoś zupełnie nie idzie mi opisanie swojego stanu psychiatrze, układam sobie jakoś w głowie co mam powiedzieć, a jak do niego zachodzę to idealizuje, że niby jest lepiej, że mniej tych złych dni. A to nie prawda. Fakt, nie jest już tak, że mam doła 24/h i mam ochotę wyć z bólu psychicznego, ale co z tego, skoro te wahania robią ze mnie nieczułe warzywo, któremu na dobrą sprawę już wszystko jedno. Bo skąd mam wiedzieć czego chce od życia, jak co 20 min inaczej postrzegam siebie i świat dookoła. Boje się właśnie tego, że mogą mnie wysłać na oddział, tymbardziej, że regularnie się samookaleczam. Narazie zaproponowali mi oddział dzienny.
-
Dzięki! :)
-
Poszukam :)
-
nie wiesz,czy można ją znaleźć gdzieś w necie w formie ebooka?
-
Dzięki,na pewno poszukam tej książki. To nie jest moja pierwsza, ba, nawet nie jest to moja trzecia terapia związana z samookaleczeniami i widzę,że po prostu moja terapeutka nie ma zielonego pojęcia co ze mną zrobić, tymbardziej,że samookaleczam się juz od 12 lat -_- . Chyba tylko męczymy się nawzajem...
-
Chyba w końcu trafiłam w miejsce, w którym ktoś ma taki problem jak ja... Nie wiem jak wy,ale ja często stykam się z teorią, że skoro się samookaleczam,to muszę być nastolatką chcącą zwrócić na siebie uwagę..Kiedyś nawet (rozmawiając przez internet z ludźmi którzy też mają depresję) usłyszałam "pewnie tniesz się cyrklem przy o.n.a. i masz 14 lat i chłopak Cię nie kocha i jesteś przez to taka "nieszczęśliwa"". Takie rzeczy bolą. Wiem,że nikt kto tego nie robił,nie zrozumie. Ale ja osobiście mam dość tego uogólniania i stereotypów. Cięcie się jest uzależnieniem. Trudno z nim zerwać. I zostaje przez całe życie, zawsze pojawi się taki moment, w którym odczujesz potrzebę,by zrobić to ponownie. Mam wrażenie, że ten temat przeraża nawet terapeutkę do której chodzę. Ostatnio dała mi do zrozumienia,że ją zawodzę,bo po 2 miesiącach terapii nadal tnę się regularnie. Problem z tym,że ja nie czuje potrzeby,żeby przestać. Wpadłam w destrukcyjny wir i wszystko co może zrobić mi krzywdę jest dobre...
-
U mnie z reguły okresy gór i dołów są długie, ale czasami właśnie wpadam w taki stan totalnego skakania nastrojów. Co jest jeszcze bardziej męczące, bo nie wiem czego tak naprawdę chcę, nie wiem co ze sobą zrobić. Teraz ten wahający się nastrój towarzyszy mi już 2 miesiące, i jestem po prostu zmęczona...Czasami stoję na przejściu i muszę walczyć sama ze sobą z ochotą na to, żeby iść wprost pod koła jadących samochodów. O ile gdy mam okres całkowitej depresji, to jakoś kontroluje te myśli samobójcze (no, "kontroluje", można to tak nazwać), o tyle teraz, czasami mnie aż przerażają... Po prostu jest mi wszystko jedno. Po prostu, gdy jest lepiej,to czuje jakbym miała więcej sił na to,żeby to zrobić.