Skocz do zawartości
Nerwica.com

Aquila

Użytkownik
  • Postów

    35
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Aquila

  1. Tak, został u mnie rozpoznany zespół Aspergera wieku 28 lat. Możemy pogadać, jeśli chcesz
  2. Tak, jak pisze take, wygląda jak spektrum autyzmu (oczywiście nie musi tak być, ale z podobnymi problemami borykają się osoby z autyzmem). Te problemy, o których piszesz są mi bliskie, bo sama miałam rozpoznany zespół Aspergera, już w dorosłym wieku.
  3. Aquila

    Samotność

    Ja mam odwrotnie. Zawsze byłam "niedotykalska", ale w przeciągu ostatnich kliku lat się to zmieniło. Czuję się samotna i lgnę do kontaktu z innymi ludźmi. Lubię ich przytulać, lubię być głaskana po ramieniu, itp. Jest trochę znajomych, którzy też są samotni, więc z takimi osobami często się przytulam i wtedy przez moment jest jakoś lepiej.
  4. Aquila

    Samotność

    Gdybym była bardziej odporna, spłynęłoby to po mnie jak po kaczce, ale jakoś tak nie potrafię Ech, niestety na razie mi się taki nie trafił. Pozostaje mi patrzeć, jak rówieśnicy się hajtają lub wchodzą w inne poważne związki.
  5. Aquila

    Samotność

    Samotność z każdym rokiem życia jest coraz trudniejsza do zniesienia. Szczególnie, gdy wyciągasz do kogoś serce na dłoni a on go nie chce. Pół biedy, jeśli się przyzna, że nie chce. Najgorzej, gdy wodzi za nos, a potem zostawia na lodzie. Na emocjonalnej pustyni i zmienia obiekt zainteresowania. To jest rana nie do wyleczenia.
  6. Jak chodziłam do psychologa, to robiłam test MMPI i wyszedł mi wysoki wynik w skali osobowości schizoidalno-unikająco-schizotypowej, więc mogę mieć któreś z tych zaburzeń osobowości, choć psycholog powiedziała, że jestem jeszcze młoda i zaburzenie osobowości mogło się jeszcze nie rozwinąć, ale mam predyspozycje do ww., i że prawdopodobnie problemy osobowościowe leżą u podłoża dystymii.
  7. Ja biorę 15 mg escitalopramu. Jak zaczęłam się nim leczyć, to rzeczywiście dawał mi kopa, nie byłam spowolniona psychoruchowo i miałam mniejsze problemy z koncentracją. Ale mimo wszystko zdarzają się spadki formy spowodowane bieżącymi wydarzeniami. Poza tym teraz już jakoś się przyzwyczaiłam do tego nowego wyższego poziomu energii.
  8. Z zaciekawieniem przeczytałam całość. :) Widzę, że jesteś w nieco podobnej sytuacji, co ja, i jak mniemam, zbliżonym wieku. U mnie z kolei terapia idzie cały czas na tym samym leku (escitalopram), przez pewien czas chodziłam też na psychoterapię, na której dowiedziałam się, że idę w kierunku osobowości schizoidalno-unikająco-schizotypowej. W ciągu roku leczenia nastąpiła duża poprawa, choć po okresie dużego entuzjazmu, że oto moje samopoczucie się poprawiło, mam więcej energii, nie jestem spowolniona, zmienię swoje życie, bardziej zintegruję się z ludźmi, okazało się, że nie było spektakularnych zmian w moim życiu i ogarnęła mnie rezygnacja. Do pewnego stopnia wróciłam do punktu wyjścia. Poza tym źle toleruję zmiany i reaguję na nie dołem, a zmiany zachodzą w życiu cały czas i nie da się ich uniknąć. Obecnie pracuję nad "cieszeniem się tym, co los przyniesie".
  9. Ja z kolei od ponad roku biorę escitalopram. No i jakiś miesiąc temu zmniejszyłam dawkę, ale jakoś czuję, że energia ze mnie uleciała. Na razie próbuję przeczekać, bo może to kwestia okoliczności, a nie zmniejszenia dawki.... Zresztą też stres i przemęczenie źle działają. Przy dużym zmęczeniu miałam mocne huśtawki nastroju i myśli samobójcze. Jak wypoczęłam, to minęło. A teraz tak siedzę przy kompie, patrzę, co ludzie wrzucają na fejsa itp i tylko ciągle myślę: "kurde, jakie to wszystko marne, śmieszne, groteskowe, bez sensu"
  10. Chyba ciężko odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie. Z jednej strony dystymia wykazuje podobieństwo do zaburzeń osobowości (i przez niektórych tak bywa klasyfikowana), co wskazuje na znaczną przewlekłość objawów i niepewne rokowanie co do wyleczenia. Z drugiej strony wydaje mi się, że na szanse wyleczenia w dużej mierze wpływa charakter danej osoby i jej determinacja w drodze do wyleczenia, wsparcie ze strony otoczenia oraz okoliczności. Poza tym czas, kiedy bierze się leki trzeba dobrze wykorzystać, aby po odstawieniu nie wrócić do punktu wyjścia. Trzeba próbować wprowadzić w swoim życiu jakieś zmiany. Jeśli o mnie chodzi, to biorę SSRI od ponad roku i widzę sporą poprawę, ale widzę też duże pole do zmian, które jeszcze muszę wprowadzić, aby nie wchodzić w dziwne i wątłe relacje z innymi ludźmi.
  11. NiczegoNieLubię, też to znam. I jeszcze to, że potrafię podwyższać sobie poprzeczkę już w trakcie realizacji celu. Chociaż, jak już pisałam, nie wiem kiedy konkretnie, ale pod wpływem leczenia zaczęło to mijać. Jeśli chodzi o działanie Seronilu i innych SSRI, to zaczynają one działać po ok. 3 tygodniach. Możliwe, że to placebo, choć w medycynie jak w kinie: wszystko jest możliwe ztx, ja chodziłam do Agnieszki Laskowskiej (przyjmuje w przychodni Cepelek) i mam o niej dobre zdanie.
  12. To nie kwestia wyzbycia się marzeń, a raczej nauczenia się wybierać. I uświadomienia sobie, że w życiu nie da się zrobić wszystkiego. Prawda, że często na zaburzenia depresyjne popadają osoby z dużymi ambicjami, czy poddane dużej presji. Przewlekły stres działa destrukcyjnie. Często miewałam, czy może dalej mam poczucie, że za mało w życiu czasu na zrealizowanie wszystkiego, co bym chciała. No i za mało siły. Często, stając przed wyborem mam wrażenie, że bez względu na podjętą decyzję, będzie to decyzja zła. Nie wiem jak i nie wiem kiedy, ale takie myślenie zaczęło jednak mnie opuszczać. A leczę się od roku. Co do leczenia: podobno najlepsze wyniki dają leki łącznie z psychoterapią. Antydepresanty nie są co prawda "tabletkami szczęścia", a raczej w optymalnych warunkach "tabletkami braku nieszczęścia". Potrafią dać trochę kopa i stworzyć warunki, aby nad sobą popracować i coś zmienić w swoim życiu. Przede wszystkim trzeba mieć wolę wyzdrowienia. I świadomość, że może to wymagać dużo pracy.
  13. I znowu smutek, rozgoryczenie, złamane serce, zdeptane nadzieje. W jednej chwili. Ot, tak prosto. Łatwiej jest nie mieć nadziei, niż ją utracić. Człowiek się oszukuje, wyobraża sobie nie wiadomo co, zupełnie bezpodstawnie. Było dobrze i stabilnie. Teraz znów natłok negatywnych myśli i huśtawka. I czuję się sama z tym wszystkim. I niepotrzebna.
  14. Hmm. Dobrze jest tu wejść i czasem znaleźć nowe posty. Napiszę coś od siebie. Życie jednak jest cholernie dziwne. Im dłużej żyję, tym mniej z niego rozumiem. Kiedyś doszłam do wniosku, że człowiek umiera, kiedy jego organizm przestaje rozumieć po co ma dalej żyć. Ostatnio jest trochę jak podczas burzy na morzu. Raz na fali, raz pod falą. Pośród mieszaniny uczuć, których nie rozumiem, rozdarta i ambiwalentna. I jakaś zmęczona życiem. Rzeczywistość znana, staje się poniekąd obca, własne życie jakieś groteskowe. Jakaś czarna komedia. Nie wiem, czy jestem bardziej jestem wkurzona na cały świat i znajomych, czy może za nimi tęsknię i chciałabym być blisko nich. Chciałoby się płakać, ale jakoś nie wychodzi.
  15. Wydaje mi się, że bardzo ważna tutaj jest obecność takiej zaufanej osoby, która Cię akceptuje i popycha do przodu. Czasem jest tak, że na nic nie ma się ochoty i staje się okoniem przeciw robieniu czegokolwiek. A taka osoba potrafi trochę popchnąć i pokazać, że są jeszcze rzeczy, które można robić z przyjemnością. A jeśli mimo to, nie ma się na nic ochoty, można z tą osobą po prostu posiedzieć. Albo się wygadać, wyzrzędzić. To też czasem pomaga. Ale tak jak już pisałam: u każdego jest inaczej i nie ma tu uniwersalnych sposobów
  16. Tutaj się chyba nie da znaleźć takiej uniwersalnej rady. Jestem w tym samym wieku. U mnie jest tak, że jak się zawalę robotą, to potrafię się jakoś rozruszać i mam satysfakcję, że nie siedzę bezczynnie. Wtedy, gdy mam więcej wolnego czasu, odechciewa mi się robić czegokolwiek. Biorę escitalopram i on mi dał lepszy napęd, mam mniejsze problemy z koncentracją, ale pozostały problemy z nastrojem. Miewam huśtawki nastroju. Bywa, że w ciągu dnia zmienia mi się nastrój parę razy, o 180 stopni. I myślenie się zmienia. A bywa, że przez ileś dni jest kiepsko, ale bywają dni, że nastrój jest niezły. To, co mi poprawia nastrój, to spotkanie ze znajomymi. Ale to tylko wtedy, gdy mam napęd w porządku. Bo gdy jestem zmęczona i nie mam siły, to spotkanie z ludźmi potrafi tylko pogorszyć nastrój. To, co mi jeszcze pomogło, to wizyty u psychologa. A czasem warto wygadać się komuś zaufanemu, kto Cię akceptuje i nie potępia. Tak, czy inaczej, pomyśl co byłoby w stanie dać Ci jakąś radość i satysfakcję oraz jak to osiągnąć (np. jak się do tego zmotywować, kto ewentualnie byłby w stanie Ci pomóc). Pozdrawiam
  17. Pytanie z innej beczki. Wyrzuciło mi ten wątek z obserwowania, a w tej nowej szacie graficznej nie mogę znaleźć gdzie się zaznacza, żeby znowu obserwować wątek
  18. Jak miałam tak, że nic mi się nie chciało, to jeszcze sobie nabierałam więcej roboty, bo do pewnego stopnia byłam w stanie się przez to rozkręcić. Oczywiście narzekałam, że mi się nie chce, że spać, że zmęczona, ale w sumie funkcjonowałam wtedy dużo lepiej niż np. w wakacje. Wakacje to potrafiła być tragedia. Od lata biorę escitalopram i zdecydowanie dał mi kopa. Na zmęczenie raczej nie narzekam. Ale z nastrojem bywa średnio. Miałam zmniejszać dawkę, ale na razie muszę się z tym wstrzymać. No ale cóż. I tak jest o wiele lepiej niż było. Czasem się zastanawiam jak mogłam tyle lat funkcjonować będąc tak zmęczoną, rozkojarzoną, kiedy miałam generalnie problemy z myśleniem Czasem tylko towarzystwa brakuje... P.S. Też jestem przed 30, a nawet przed 25
  19. Aquila

    Samotność

    devnull, nie perseweracja, tylko prokrastynacja
  20. mark123, czasem nawet zmiana na gorsze w rezultacie może prowadzić do pozytywnych zmian. Takie dno, od którego można się potem odbić. A ciężko o zmiany na lepsze, jeśli w ogóle nie dopuszcza się do zmian.
  21. Aquila

    Samotność

    Całkowicie zgadzam się z Cognac, jeśli chodzi o wolontariat. bebela, nie wiem na ile realne jest to w Twoim wypadku, ale czy myślałaś o założeniu własnej działalności, firmy, czegoś, co od początku i od podstaw byłoby Twoje? Poza tym stwierdzam, że siedzenie i marzenie ma czasem swoje plusy. Bo czasem przyjdzie jakiś dobry pomysł do głowy. Ale warto czasem o jakiś nowy bodziec, żeby nie kręcić się w kółko. Poza tym polecam kontakt z psychiatrą lub psychologiem. Mi osobiście bardzo pomogli. heisenberg45, wiem jak potrafią boleć sprawy sercowe. Dla mnie ucieczką była nauka. Ale staram się wyznawać zasadę "bierz co dają". Spróbuj cieszyć się tą przyjaźnią. To również nie jest byle co. Czasem, gdy do głowy przychodzą mi myśli w stylu "nikt mnie nie kocha", zaczynam powtarzać sobie, że jestem wartościową osobą, że mam swoje plusy, że jestem jeszcze młoda i że jeszcze przyjdzie dla mnie dobry czas. A jeśli nie przyjdzie w sensownym czasie, to wtedy będę się martwić. Odraczam sobie załamanie się samotnością. Ludzie mimo wszystko nie zmieniają się od razu.
  22. Aquila

    Samotność

    bebela, wiele z rzeczy, które opisujesz bardzo mi przypomina to, czego ja doświadczam. Też poszłam na "ambitne" studia (medycyna, obecnie 5 rok), które mi się nie podobały i właściwie od początku zastanawiałam się co ja tam robię. Były pojedyncze przedmioty, które mi się podobały. Potem postanowiłam zaryzykować i po 1 roku wzięłam 2 kierunek (biologia) i mimo, że jest ciężko, to okazał się dobrym wyborem. Jeśli chodzi o związki..cóż, nigdy w związku nie byłam. Ani poważnym, ani mniej poważnym. Przyjaciół też mam pojedynczych. Mam wrażenie, że jestem czasem zbyt bezkompromisowa i ciężko mi zaakceptować niektórych ludzi, bo nie są tacy, jakimi bym ich chciała. No i oni widać nie akceptują też mnie. Albo nie uważają za odpowiednie towarzystwo. Za to lubię wieczorami włączyć muzykę i marzyć, zatapiać się w myślach. Zauważyłam też, że przed zupełnie nieznanymi osobami czasem jakoś łatwiej się otworzyć. Nic o człowieku nie wiedzą, można zerwać z nimi kontakt kiedy się chce, spalić za sobą mosty, jeśli tylko coś będzie nie tak, więc takie otworzenie się nie ma właściwie wpływu na inne aspekty naszego życia. Czy jesteś pod opieką psychiatry lub psychologa?
  23. kwiat74, zanim zaczęłam się leczyć, wszystko zdawało się rzeczywiście przytłumione, nawet emocje. Czułam się zobojętniała, jakbym nie mogła ani się cieszyć, ani tak naprawdę zmartwić się czymś. Czy byłaś u psychiatry lub psychologa? SelinaKyle, dziwna sprawa, odkąd biorę antydepresant, zaczęłam zapamiętywać, co mi się śniło w nocy. Wcześniej rzadko mi się zdarzało, a teraz praktycznie po każdej nocy coś pamiętam, i to często po kilka snów. Niektóre są przyjemne, a niektóre zryte i niepokojące, a nastrój/klimat ze snu potrafi towarzyszyć mi w ciągu dnia.
  24. Aquila

    Samotność

    Ach, bo z jednej strony chciałoby się do ludzi, a z drugiej strony towarzystwo ludzi jest takie męczące. A jak już się chce spędzić z kimś czas, to się okazuje, że ta druga osoba nie chce. Poniekąd bez przyjaciółki kontynuuję życie w miarę normalnie, bo siedzę i się uczę. Ale to jest norma dla mnie, a nie w ogóle.
  25. Aquila

    Samotność

    Przykre. Nie ma pod ręką najlepszej przyjaciółki,więc kończę spędzając dzień przed komputerem.
×