Witam, zasadniczo nie jestem nowa, bo na forum jestem od paru miesięcy, ale nic nie pisałam. Obecnie studiuję. W zasadzie dopiero kilka miesięcy temu dałam radę przyznać się przed sobą, że coś jest bardzo nie tak i coraz słabiej daję sobie radę mimo, że objawy pogłębiały się całymi latami. Mam wrażenie, że jedyne, co mnie jakoś trzymało w ryzach, to perfekcjonizm i wygórowane ambicje. Obecnie od jakiegoś czasu biorę Elicea i chodzę na psychoterapię. Podobno leki + psychoterapia dają najlepsze efekty. Bardzo mi zależy, żeby dać sobie radę z dystymią. Teraz czuję się lepiej, jestem mniej spięta, zestresowana, apatyczna i zmęczona, jestem dobrej myśli.
Trudne jest też bycie jednocześnie aspołeczną, unikającą ludzi i łaknącą kontaktów z nimi.
SelinaKyle, nawet jeśli śmiech jest maską, to wydaje mi się, że potrafi trochę uśmierzyć ból (zarówno fizyczny, jak i psychiczny). Przynajmniej u siebie to zauważyłam. Życzę Ci, abyś odnalazła swoją drogę do powrotu do zdrowia :)
To, że inni ludzie nie widzą choroby, bo człowiek sprawia wrażenie "normalności" również nie pomaga i jest dodatkowym obciążeniem. Czasem warto powiedzieć o problemie osobie, której się ufa.