Skocz do zawartości
Nerwica.com

Hakkarainen

Użytkownik
  • Postów

    55
  • Dołączył

Treść opublikowana przez Hakkarainen

  1. Duszę Wypuścił - Wzrok Dziki, Suknia Plugawa Cudowne, jeśli ktoś lubi chore, poryte klimaciki, których bać się słuchać nocami. Robi wspaniały klimat. Polecam
  2. Hakkarainen

    ot

    Dla oglądających
  3. Głosujcie i jeśli chcecie - uzasadniajcie swoje odpowiedzi. Zagłosowałam, że porno jest OK
  4. Ok, słabo znam Biblię w takim razie. Cóż, nie jestem chrześcijanką. Więc EDIT: Porno jest OK dla wszystkich, za wyjątkiem chrześcijan Ok. I co z tego? Nie znam nikogo, poza katolikami oczywiście, i ŚJ, kto mówiłby, że porno go skrzywdziło, że porno jest złe. Jeżeli coś nie jest złe, jest ok. Ponadto, jeżeli już chcesz brnąć dalej w dyskusję, oglądanie pornografii powoduje, że krew zaczyna szybciej krążyć, w głowie mamy kosmate myśli, zarówno Panie jak i Panowie mają ochotę na seks - są podnieceni. No i co z tym podnieceniem? Trzeba je rozładować. Nie, oczywiście, nie `trzeba` w sensie ktoś nam każe. `Trzeba` w sensie - chcemy i mamy na to ochotę, poza tym podniecenie często jest tak silne, iż czujemy, że jeżeli nie skorzystamy z własnej ręki lub nie posłużymy się narządami płciowymi bądź kończynami jakimikolwiek partnera/partnerki, lub - pomijając kwestię oglądania porno podczas bycia w związku - skorzystamy z usług prostytutki lub sąsiadki, której mąż wyjechał w delegację - zwariujemy. I co wtedy? Rozładowując napięcie seksualne, lub chociaż nie rozładowując go ale podtrzymując fazę podniecenia, w naszym ciele i umyśle zachodzi wiele chwilowych zmian jak poprawa krążenia, wydzielanie się endorfin... I tak dalej. Więc w tym wypadku porno jest OK ... Natomiast. Jeżeli ktoś ma słaby popęd, (jak kolega wyżej, lub go nie ma, jak kolega dopytujący się o argumenty potwierdzające tezę, że porno jest spoko , bo chyb mi nie wierzy, że naprawdę jest) to niech porno nie ogląda wcale, lub ogląda rzadko. Nie będzie oglądał porno, porno nie będzie w jego życiu istniało, nie wyrządzi mu żadnej krzywdy, ale będzie nadal działało na korzyść tych, co oglądać lubią, więc nadal będzie ok. Jakiś sprzeciw? PS: Zaleca się masturbację jako pomoc w leczeniu depresji
  5. O Jezu. Jak zobaczyłam temat, aż musiałam wleźć. Paranoja. Ja, jestem dziewczyną, jestem w stałym związku od 2 lat, i dla przykładu wczoraj oglądałam porno. Mój chłopak sam przyznaje się do tego, że ogląda porno. I ja nie widzę nic złego w jego oglądaniu, a on w moim. Nie wiem, co więcej mogę napisać... Porno jest dla wszystkich! Dla mężczyzn, dla kobiet, dla dorosłych, dla nastolatków, dla singli, dla ludzi w związku, dla fobików, dla znerwicowanych. Moim zdaniem, nawet dla chrześcijan. Wybaczcie, ale na ile znam Biblię, na tyle mogę powiedzieć, że ni Bóg, ni Jezus nie zakazali się onanizować, czy też oglądać jakiś nagich kobiet i mężczyzn dla przyjemności, lub by nacieszyć oko. Jeżeli ktokolwiek tak powiedział, to był to jakiś biskup, kardynał, papież, ksiądz, itp. A jeżeli wierzycie w klerykał, nie w Boga, to wybaczcie, nie wiem jak śmiecie nazywać się katolikami. Podsumowując: Nie ważne, czy jesteś w związku hetero, czy homo, nie ważne, czy masz dzieci, czy masz kochankę, czy masz penisa, czy waginę, czy masz 26 lat, czy 30, czy 70... Porno jest OK
  6. Ja boję się wymiotować, jednak nie chodzi tutaj o wymiotowanie w miejscu publicznym, bo ludzie będą widzieć itd. Boję się wymiotów samych w sobie. Kiedy robi mi się niedobrze, zaczynam biegać po domu jak nienormalna, rozmawiać z ludźmi o byle czym, by tylko nie dać się panice. W końcu wypijam cokolwiek, bo mam jakieś głupie przeświadczenie, że na przykład łykiem soku zatrzymam wymioty, bo popchnę je z powrotem do żołądka... Paranoja. Wymiotowałam tylko 2 razy w życiu. Tzn były dwa epizody pełne wymiotów. I boję się wymiotów nawet w domu. Dlaczego się boję? Bo to nieprzyjemne? To raz. Dwa, wydaje mi się zawsze, że się uduszę, zakrztuszę, zadławie podczas wymiotowania. Własną treścią żołądkową. Ależ ja inteligentna! Jeszcze kiedysiejszemu bardzo lekarzowi mówiłam o tym, dał mi Bellergot. Czułam się po nim... Źle. Co prawda żołądek nie dokuczał mi w ogóle, byłam spokojna. Ale po 4-5 dniach zażywania Bellergotu czułam się, jakbym miała umrzeć lada chwila. Chodziłam jak pijana, byłam słaba, senna, miałam problem z zaczerpnięciem głębszego oddechu, czułam jak momentami wiotczeją mi mięśnie. To było straszne. 2 dni temu miałam epizod nerwicy, gdzie zaatakowała ona układ pokarmowy tak mocno, iż biegałam po domu w panice, by tylko nie zwymiotować, a chciało mi się wymiotować okropecznie. Jakoś przetrwałam noc. Rano wypiłam melisę, wczoraj. Później jeszcze jedną, no i na wieczór wzięłam sobie Clona, bo było mi słabo, wiecie. Telepawka, zawroty głowy, napięcie mięśni. Dzisiaj rano wzięłam leki osłonowe na żołądek i Bellergot. Bellergotu nie powinno się przyjmować kiedy jest się uzależnionym od papierosów. Ja jestem, i mój lekarz wiedział o tym doskonale przepisując mi lek. Czy to z powodu palenia Bellergot mnie tak osłabia, omamia i jakoś nienaturalnie silnie działa? Nie umiem i nie chcę rzucać palenia, a nie ukrywam, że pomimo mocnego i ch*****tego działania Bellergotu, mój żołądek jest mi wdzięczny za jego przyjmowanie. To lek typowy na nerwicę żołądka. A może chodzi o... odwodnienie? Bo takie zmęczenie, senność, suchość w ustach i inne objawy jakie miałam podczas brania Bellergotu, to objawy typowe dla odwodnienia organizmu. A wtedy akurat piłam bardzo mało. Jeżeli nawet nie rzucę palenia, ale będę dużo piła i jakoś przeczekam te pierwsze kilka dni, to Bellergot przestanie mnie "prześladować" i powoli zabijać moje chęci do czegokolwiek? Zależy mi na Bellergocie, bo jak na razie to najlepiej działający na mój znerwicowany żołądek lek. Oczywiście, działają również Zomireny i Clonazepamy, ale no... Są mocne i uzależniają, więc niet. Może mi ktoś wytłumaczyć, odpowiedzieć? Nie mogę w tej chwili się skonsultować z lekarzem, dlatego pytam tutaj
  7. https://www.youtube.com/watch?v=aPmnVi0GiHk Piękne. A końcowe chóry, można powiedzieć, poryte. Ciekawostka: Jak byłam młodsza, miałam może z 12 lat, bałam się tej piosenki. No, normalna, wesoła i pogodna to ona nie jest, szczególnie chóry są nienormalne i obłąkańcze...
  8. Woda źródlana również.
  9. Kocham, uwielbiam, wokal nieziemski. Muzyka geniusz. No mogłabym się tak godzinami zachwycać. No kocham, kocham, wielbię.
  10. A mnie nie zastanawia. Ja ot tak popadłam w tak głęboką depresję, i po 3 latach siedzenia w jej byłam bardzo bliska samobójstwa. Dlaczego go nie popełniłam? Bo czułam, że "coś" mnie zmusza, jakieś obce myśli, że nie są moje itd. Ohohohoh, brzmi, jak opętanie, co nie? Ale nie, to nie jest opętanie. Opętanie też ma jakieś swoje objawy, po prostu od tej deprechy ześwirowałam i to JA SAMA kazałam sobie się zabić, ale jakaś normalniejsza część mnie wołała "Nie rób tego, idź do psychiatry! Do psychologa!". No i po tym incydencie i po intensywnych myślach samobójczych trwających non stop przez kilka dni (non stop bo nawet w szkole w ubikacji patrząc na sznurek od spłuczki myślałam, by sięna nim powiesić, choć to głupie i niemożliwe, bo wszystko runęłoby pod moim ciężarem i co najwyżej zostałabym oblana zimną wodą... Co może dobrze by mi zrobiło ) poszłam do psychiatry i dostałam leki, które pomogły. Naprawdę sądzisz, że duchy, demony, czy jakieś negatywne energie uspokajają się po lekach? Odstawiłam leki i deprecha wróciła, ale jakoś sobie z nią radzę. Co do samych opętań i innych anomalii na polu duchowym.. Troszeczkę od kilku lat siedzę w ezoretyce, i tak, to prawda, opętanie, a nawet nie tyle opętanie co jakieś "brudy" energetyczne powodują objawy podobne do tych występujących przy depresji, nerwicy, schizofrenii. Ale bardzo często nie ma żadych duchów, demonów i tak dalej... A po prostu najzwyczalniejsze negatywne energie, które wcale nie są niczym magicznym, a czymś, co "wisi w powietrzu" i jest wyczuwalne przez każdego. Po kilku przebytych pogrzebach, kłótniach, stresach w szkole, pracy czy czymkolwiek, po kilku koszmarach sennych i obejrzanych horrorach, pełno wszelakiej maści gówna negatywnego zbiera się w nas, powodując, że zaczynają boleć nas plecy, głowa, jesteśmy senni lub bezsenni, zmęczeni, nerwowi, łapiemy chwilowy dołek... A później szukając na internecie przyczyny, trafiamy na katolskie forum o opętaniach, gdzie każdy wesoły chrześcijanin po kolei mówi, żeby nie wróżyć z kart, nie życzyć nikomu źle nawet w myślach itp, bo to sprowadza na nas opętania. Czerwona lampka i w głowie "O cholera, czytałam ostatnio o magii i raz jak się wkurzyłam na szefa, to powiedziałam mu w myślach `umrzyj ch***`. Teraz mnie szoton łopętoł!". I sami sobie w taki sposób ludzi robią opętania. PLACEBO. Tak naprawdę w większości są opętani sami przez siebie, bo są podatni na wpływy, głupio wierzą we wszystko co przeczytają i nie dopuszczają do siebie myśli, że być może po prostu zbyt ciężko ostatnio pracowali i wystarczy odpocząć, pomedytować, zrobić relaksację i wypić pierońsko mocną melisę, no bo "Jak to? To tak po prostu? Pomoże? Nie, to zbyt proste, by było prawdziwe"...
  11. Hakkarainen

    Na co masz ochotę?

    Mam ochotę na mocne leki uspokajające, które znieczulą mój układ pokarmowy i go uspokoją, a później, w stanie błogości i stoickiego spokoju na masaż całego ciała i lampkę czerwonego wina
  12. Skąd wiadomo, że uderzenie w krocze mężczyzny jest bardziej bolesne od porodu? . . . . . . . . . . . . . . . Żaden mężczyzna dobrowolnie nie zgodzi się na ponownego kopa w jaja
  13. Hakkarainen

    Co teraz robisz?

    Piję melisę, słucham muzyki i walczę z głodem oraz sennością.
  14. Hakkarainen

    Dzień dobry :)

    Cześć Dorotko! Tak ogólnie rzecz biorąc... Co Cię do nas sprowadza? Ile masz lat? Czym się interesujesz? Opowiadaj, żebyśmy chociaż troszeczkę mogli Cię poznać :) No i czuj się jak u siebie :)
  15. Tak. Najlepiej czułam się na neurolu i zomirenie. Powiedziała, że nie da mi ich, nawet tak doraźnie żebym brała w razie złego samopoczucia tylko, bo są mocne i uzależniają... I o. Mówiłam jej, mówiłam. Ale nic to nie dało. A właśnie ze wszystkich leków najlepiej czuję się po lekach z tej grupy, gdzie jest zomiren. Sertralina w ogóle na mnie ch***** działa :/ -- 10 maja 2014, 11:08 -- @Znachor Tak, wiem. Psychoterapię również mam zamiar kontynuować. A do tego ośrodka w Lublinie pojadę za rok, już spokojnie, po szkole. O ile nada będę go potrzebowała. Ale tak jak mówisz, coś co siedzi we mnie od dziecka, nie ucieknie w ciągu miesiąca. Nawet, jeśli będzie to codzienna psychoterapia. A tym bardziej, jeżeli będzie 1-2 razy w miesiącu. Więc nadal nastawiam się na Lublin, tyle, że po skończeniu technikum.
  16. Witam. Piszę, bo muszę się doradzić kogoś, kto cierpi na nerwicę, a niekoniecznie jest lekarzem. Lekarze mnie dobijają... Zacznę od tego, że na nerwicę leczę się od podstawówki. Konkretnie zaczęło się w bodajże 6 klasie. Teraz jestem w 3 technikum. Przez całą historię leczenia dostawałam następujące leki: Pramolan, Neurol, Setaratio, Chloroprotixen, Hydroxyzyna, Zomiren (Nie jestem pewna, aczkolwiek coś mi świta, że mogłam go przypadkiem brać przez jakiś czas), Asertin, Neurotop, Depakine Chrono. Więcej grzechów nie pamiętam. Generalnie poza nerwicą pojawiło się u mnie coś na kształt depresji w 1 technikum, po prostu wieeeeelki dół, można powiedzieć trwający ciągle, myśli samobójcze itp, nie byłam z tym wtedy u nikogo, poza tym zdiagnozowano w 1 gimnazjum zaburzenia osobowości, zaburzenia adaptacyjne i lekką fobię społeczną. Leczyło mnie w sumie 3 lekarzy. U mojej nowej, 3 już, Pani doktor, leczę się od jakiś 3 miesięcy. Sprawa przedstawia się następująco... Zawsze brałam leki słabsze, lub z innej grupy, a ona dała mi Asertin na dzień i Neurotop na noc. I co? Po Asertinie zaczęłam głupieć, dosłownie. Przestało mnie interesować cokolwiek. Nerwicowe objawy i złe samopoczucie psychiczne zniknęły, ale razem z tym zniknęło zainteresowanie światem, mogłabym tylko leżeć i patrzeć się w sufit, oraz spać całymi dniami. Poza tym średnio się po tym czułam fizycznie, byłam nakręcona, czułam napięcie w mięśniach, ale no jednak nadal miałam lenia, jakaś niemoc mnie ogarniała. Po Neurotopie natomiast sen wcale się nie poprawił. A, bo bym była zapomniała o bezsenności powiedzieć... Cóż, nadal budziłam się w nocy, chociaż minął około 3 tydzień brania, nadal miałam problemy z zaśnięciem. Itd. Powiedziałam o tym mojej lekarce, stwierdziła, że Neurotop zostanie jak jest, natomiast Asertin zwiększyła z 50mg do 100mg, co spowodowało jeszcze większe ogłupienie, senność, i chociaż w sumie brałam lek już 2 miesiąc, a 100mg drugi tydzień, to organizm nie wyglądał, jakby miał ochotę się przyzwyczajać. Zapytałam o leczenie szpitalne. Doradziła mi Lublin. Tyle, że musiałabym być tam około 2-3 miesięcy... Co odpada, bo nie dość, że stracę wakacje, to jeszcze będę musiała zarwać wrzesień, a jeszcze 4 klasa technikum, i jednak wolę chodzić. Poza tym... 3 miesiące? Naprawdę?! Nie, dzięki. Poważnie. Znalazłam jakąś prywatną klinikę, ale nie mają podpisanej umowy z NFZ, więc miesiąc tam, czyli tyle ile potrzebuję według nich, kosztowałby mnie około 6-7 tysięcy złotych. Nie stać mnie na to, niestety, chociażbym nie wiem jak bardzo zaczęła się starać i zbierać i zarabiać. Nie ma szans. Generalnie chodzę również do psychologa. Tzn byłam raz... I 45 minut robiłam jakieś testy. Jeszcze na 2 spotkaniach będę robiła testy. Czyli jeszcze około 3 miesiące zmarnowane na testy, bo pójdę dopiero w czerwcu, teraz maj, mam praktyki, nie wyrobię się. Halo, a gdzie rozmowa?! To nawet nie są testy na zasadzie co mi jest, czy jestem asertywna i czy boję się ciemności, tylko testy na inteligencję, a przynajmniej na takie wyglądają. Bezsens. Poza tym już po testach, rozmowa, psychoterapia - 1 raz w miesiącu. Trochę kiepsko, co nie? Leki odstawiłam sama, bez konsultacji z lekarzem. Nie mogłam już znieść tego, że jestem emocjonalnym warzywem. Opuściłam już termin do psychiatry jak i do psychologa. Po odstawieniu leków znów pojawił się dół i źle czułam się fizycznie, ale obecnie jest ok, już wszystko minęło. Zmieniłam parę rzeczy w swoim życiu. Poznałam kogoś, kto bardzo mi pomaga. Zerwałam toksyczny związek, który był główną przyczyną doła, zaczęłam bardziej o siebie dbać fizycznie i psychicznie... Czuję się naprawdę o niebo lepiej! Jedyne, co mnie jeszcze męczy, to objawy nerwicowe i lękowe. Nie są one o jakimś strasznie silnym natężeniu, ale przeszkadzają czasami. Duszności, uczucie silnego osłabienia, zawroty głowy, szum w uszach, kołatanie serca, nagłe uczucie lęku, paniki, że zaraz coś mi się stanie, że zasłabnę, zwymiotuję, umrę, czy cokolwiek. Oczywiście zdarza się to rzadko, tzn... Rzadziej niż wcześniej, bo maksymalnie raz na tydzień mnie takie coś złapie. Ale poza tym mam jeszcze nerwicę żołądka, ta dokucza mi prawie codziennie. Gula w gardle, uczucie pełności po posiłku czy nawet po wodzie, jednocześnie ciągłe ssanie w dołku, czasami zgaga. Straszne odgłosy z jelit... Fu! W związku z tym, że nie odpowiada mi taka psychoterapia, czuję się po raz pierwszy od 3 lat naprawdę świetnie psychicznie i przeszkadza mi tylko nerwica, nie mogę sobie pozwolić na prywatną klinikę w Lublinie a ta gdzie siedziałabym 3 miesiące odpada... Pozostała mi jeszcze jedna opcja. Doktor Wojciech Kwieciński w Leżajsku, podobno świetny psychiatra i lekarz sądowy. Poprosiłabym go o jakieś słabe leki na nerwicę, bezpieczne, które można brać długo, niezbyt mocne, a jeżeli coś innego, to na pewno nie wpakuję się w sertralinę po raz drugi, o nie! Z psychiką... Poradzę sobie sama :) Jestem tego pewna, jak nigdy. Mam ogromne wsparcie, motywację i generalnie świat jest teraz kolorowy. Chciałabym tylko chociaż na czas szkoły, czyli jeszcze 2 miesiące stłumić nerwicę. No i oczywiście w tym Leżajsku zapisałabym się do psychoterapeuty, wiadomo, również będzie rzadko, na pewno nie co tydzień, ale jakoś o Leżajsku słyszałam dużo lepsze opinie niż o Łańcucie, gdzie leczę się obecnie. Wiem, że nie powinnam wpierniczać się w kompetencje lekarzy i psychologów, ale... Jak myślicie? Powinnam iść do Leżajska? Jednak zarwać te 3 miesiące? Zostać w Łańcucie? Brać leki, nie brać ich? A może stosować ziółka? Może poleżeć na oddziale nerwicowym przez 3-4 tygodnie i jakoś stłumić nerwicę? Czekam na odpowiedzi, opinie, rady. Z góry dziękuję :)
  17. Utwór z pierwszego solowego albumu Tuomasa Holopainena - założyciela, klawiszowca, tekstowca, kompozytora i niegdyś wokalisty zespołu Nightwish. Czym Nightwish jest nie będę tłumaczyła, bo zespół jest dość dobrze znany nie tylko w środowisku metalowym. W każdym razie... Utwór jest magiczny. I bardzo go polecam, nie tylko fanom Nightwisha. Choć ci pewnie już go znają Natomiast jeśli ktoś nie lubi Nightwisha - polecam jeszcze bardziej, bo choć to Tuomas, to po pierwsze nie jest metal, po drugie to w ogóle mało Nightwishowe. To po prostu bajkowa, magiczna piosenka, która - gwarantuję Wam (gwarancja na 4 lata), że się nie zawiedziecie.
  18. Hakkarainen

    Cześć.

    Nie jestem tutaj nowa. Chciałabym tylko prosić o rozmowę. Czy może ktokolwiek ze mną porozmawiać? Preferuję Panów, mają jednak odmienne spojrzenie na świat od mojego. Jeśli ktoś chce pogadać, o co bardzo proszę, piszcie tutaj lub na PRIV.
  19. Zmarł wujek mojego chłopaka. Niedawno, jakieś kilka miesięcy temu zmarli jego dziadkowie, jedno po drugim, w ciągu jednego tygodnia, oboje na raka. Wujek dzisiaj też na raka. Mama chłopaka leczyła się na raka dość długo, podejrzewają raka u jego ojca. I co? I znowu zaczęły się myśli o śmierci, ponure myśli, niepokój bez sensu, zamartwianie się o chłopaka bo jest w grupie podwyższonego ryzyka czy jakoś tak i generalnie... Nienawidzę śmierci!
  20. U mnie jest jakaś masakra. Mam manię... dotykania siebie. Konkretnie swoich rąk i ryjca. Często nieświadomie głaskam się po brwiach, bawię się dłońmi, byleby je tylko pomacać, lub "przecieram" dłonią całą twarz. Denerwuje mnie to, bo poza faktem, że psychicznie czuję się źle, jeśli tego nie zrobię, to mam na tej skórze takie dziwne uczucie, czuję się po prostu... niedotknięta w sensie fizycznym i muszę się po danej części ciała pogładzić, podrapać, pomiziać. Muszę też gładzić, muskać inne rzeczy. Na przykład podczas jedzenia, zawsze odruchowo już jeżdżę sobie sztućcami po brzegach talerza/miski, lub podczas pisania, co kilka słów muszę przejechać ręką po zeszycie. O ile panuję nad dotykaniem siebie, to dotykanie właśnie na przykład talerza widelcem bez powodu, co kęs, stało się już dosłownie uzależnieniem i robię to często machinalnie. Moje 3 najbardziej wkurzające mnie natręctwo, to przymus splatania palców. Po prostu zakładam na siebie, "krzyżuje" palce małe i serdeczne u tych samych dłoni, na obu dłoniach zazwyczaj. I tutaj też występuje to uczucie, że czuję się taka "niedotknięta" i po prostu muszę. Czasami kilka muśnięć wystarczy, czasami tak się macam i bawię palcami przez godzinę i nie przechodzi. Masakra... Pamiętam jednak jedną zabawną sytuację, bo generalnie, może to zabrzmi dziwnie, ale poza momentem samego "ataku" lubię moje natręctwa, fajnie, śmiesznie i ciekawie jest być dziwakiem (bez obrazy dla innych, uważam siebie za dziwaka, niekoniecznie innych). No i... siedziałam sobie w kuchni na fajce z chłopakiem mojej siostry i z nim gadam normalnie. Przyjechali znajomi, w sumie nas z 6 osób w tej kuchni było, i ktoś coś opowiada, a ja słucham w skupieniu i nie do końca świadomie gładzę sobie brwi. Nagle kumpel do mnie: "Julka, dlaczego się macasz po brwiach?". Chwila osłupienia i nagle wszyscy łącznie ze mną w śmiech To jakaś masakra... Ale bywa zabawnie, przynajmniej we wspomnieniach
  21. Hakkarainen

    Co teraz robisz?

    Siedzę i gapię się na tabletkę Neurotopu, która jest połamana na kilka części, bo całej nie połknę za nic w świecie. Tak już 5 minut się tym kawałkom przyglądam i sobie myślę, napiszę tutaj, jakby znajomi pytali, co się stało, dlaczego mnie nie ma, lub ktoś w ogóle jakby pytał o mnie, powiedzcie, że zadławiłam się małą, okrągłą tebletką...
  22. Cześć. Chujowo się czuję, jestem pierwszy dzień na sertralinie. Asertin 50 mg. Do południa było spoko, po południu miazga. Przespałam się, uspokoiło się. Teraz od nowa. Coś mi stoi w gardle i jest mi niedobrze, a muszę jeszcze połknąć na noc Neurotop. Nosz ja pierdziele :/ Brałam kiedyś Arketis, miałam takie same objawy przez pierwsze kilka dni, jak teraz, przy Asertinie. Mam nadzieję, że i tutaj po kilku dniach się poprawi, chociaż nie wiem, bo po 5 dniach mam z połówki wejść na całą tabletkę i o.
  23. Mimo wszystko może być ciężko na wsi. Znam tu prawie wszystkich, to malutka wieś. Zabita dechami. A z połową ludzi nawet szkoda próbować nawiązać kontakt, jak na przykład z wszystkimi moimi rówieśnikami. Ja bym chciała, ale oni nie, co potwierdzone jest przez moje próby odezwania się do nich. Mają mnie tutaj za dziwadło i wyrobili sobie o mnie złą opinię, bo ubieram się na czarno, bo nie chodzę do kościoła, bo jestem z patologicznej rodziny... Tak więc spróbuję w mieście, gdzie nikt nie przywita mnie głośnym "Spier*****" :) Ale to i tak nie teraz, dlatego że najfajniejsze momenty takich spontanicznych kontaktów międzyludzkich chciałabym uwiecznić na kamerze, przydałaby się jakaś ukryta, malutka, którą można przyczepić do kurtki, a później, oczywiście za zgodą zaczepionego ludzia opublikować zabawne bądź fajne sytuacje własnie jako relację z "wyczynu" Tak na sucho z samym opisywaniem to nie to samo :) Ewentualnie poproszę daną osobę o zdjęcie ze mną Też będzie fajnie
  24. Mieszkam na wsi, więc będzie ciężko.. Ale niedługo jadę pozałatwiać parę rzeczy do miasta, tam faktycznie spróbuję. Generalnie pomysł ciekawy, ale... codziennie z inną osobą? Bo na tym moja zabawa polega, codziennie coś innego w tym samym temacie Ale kurczę, takie relacje interpersonalne to ciekawa sprawa do zrobienia, szczególnie, że jestem cholernie nieśmiała na żywo, żeby tak kogoś zaczepić czy coś Masz może jakiś jaśniejszy plan, czy chodzi o jedną osobę, czy codziennie o inną? :)
×