
hanails
Użytkownik-
Postów
171 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez hanails
-
5 z matmy - systematyczna praca
-
odpoczynek - coś nieosiągalnego
-
nieumiejętność stawiania granic - wykorzystywanie
-
duże szafy - bezpieczne miejsce
-
Wieczory i noce to okropność. Mimo tego, że przy wieczorze czuję się zdecydowanie lepiej niż rano. Nie dosyć, że kiedy zasypiam to nagle zaczynam się wszystkiego bać, muszę skontrolować każdy szmer, każdy cień, pies chodzący po panelach i kafelkach, to jeszcze pojawiają się dziwne obrazy przy zamkniętych oczach (bo to nie są sny, nie śpię jeszcze), np. wbijających się igieł medycznych (noży, przecinanie kartką) w różne części ciała, ostatnio język, a nie boję się ostrych przedmiotów, igieł, pobierania krwi. Nie idzie zasnąć, lęk z zewnątrz, lęk z wnętrza. A wcale nie lepiej jak się potrafię budzić (nie każdej nocy) przerażona kiedy nic mi się nie śniło, nic się nie dzieje wokół, nikt mnie nie budzi. I znów to samo, nie można zamknąć oczu, trzeba skontrolować każdy dźwięk i boję się ruszyć. Mimo tego, że (z tego co w skrawkach pamiętam) długo spałam z mamą to dzisiaj nie mogę spać ani z kimś w pokoju, z kimś w tym samym łóżku i nawet w tym samym domu, bo zawsze ktoś idzie do toalety w nocy, łóżko skrzypi czy cokolwiek. Unikam jak mogę spania u kogoś, bo to gwarancja nie przespanej nocy, ciągłe sufitowanie, sprawdzanie godziny i jak to najszybciej możliwe - do domu I muszę być opatulona z każdej strony kołdrą i spać przy ścianie :) Nawet w letnie upały muszę chociaż mieć zarzuconą kołdrę na ramiona i położyć na niej głowę Byleby jeszcze skrawek nocy przespać.
-
Wracając jednak do tematu. 1. A 2. A (tylko ze względu na charakter moich problemów, ale mam znajomych którzy korzystają z poznawczo-behawioralnej i są bardzo zadowoleni, a wiem, że mogę polegać na ich opinii. Moja terapeutka nawet często miesza podejścia (to się chyba nazywa terapią eklektyczną ) i dobrze dobiera dla mnie elementy terapii poznawczo-behawioralnej więc wahałabym się nad odpowiedzią B :)) 3. nie dotyczy niestety, ale chciałabym pomóc :) Dyskusja zupełnie dla mnie nie zrozumiała. Moja terapeutka kiedy zaczęłam do niej chodzić była w trakcie kursu psychoterapii (sporo się dowiadywałam i można już wtedy pracować jako psychoterapeuta), młoda jest, teraz już po kursie i nie mam jej nic do zarzucenia, jest świetna, myślę, że ciężko byłoby mi trafić lepiej. I też wolę na NFZ (chociaż nie ma takiego przymusu). Jakoś nie wyobrażam sobie sesji, na których będzie mi zależało, będzie tworzyła się presja, bo trzeba płacić i nie marnować czasu więc będę się starała mówić wszystko, dokładnie, chociaż z największym trudem. Znam siebie, zadziałałoby odwrotnie. A tak nie ma elementu presji i czasu i nawet dobrze idzie, wbrew pozorom. Terapeutka dużo pomaga pytaniami, szybko zorientowała się, że tak jest mi rozmawiać najłatwiej.
-
Zgadzam się. Jeśli jest się praktycznie na dnie, to żadna terapia nie pomoże. Człowiek musi być w stanie coś czerpać z terapii i żeby do takiego stanu się doprowadzić leki są chyba najlepszym wyjściem. Zgadzam się, również z pierwszą częścią, że człowiek może dokonać tego wszystkiego sam, bo w sumie na terapii i tak właściwie to robi. Sam się zmienia, sam nad sobą pracuje - terapeuta jedynie mu w tym pomaga.Jeśli ktoś nie potrzebuje pomocy terapeuty - super, ale ja jestem zwolennikiem połączenia farmakoterapii i psychoterapii. Wtedy efekty pojawiają się szybciej, bo dzięki wiedzy i doświadczeniu terapeuty nie błądzimy zbyt długo. Zawsze pokazana jest jakaś droga, ale fakt, to czy z niej skorzystamy, zależy tylko od nas. I nawet najlepszy terapeuta nie zmusi nas do podążania akurat tą drogą. Jakbyś mi to z głowy wyjęła, przydałaby mi się taka osoba, która wypowiadałaby moje myśli Do Poradni Zdrowia Psychicznego szłam od początku z nastawieniem, że nie chcę leków, zostanę przy psychoterapii, bo potrzebuję zrozumienia wielu rzeczy i wielu zmian w sobie, dam radę. A leki na to nie pomogą, potrzeba własnego wysiłku, a nie super tabletki na ból istnienia. Jednak już przy trzeciej wizycie u terapeutki było tak trudno, że gdyby nie leki, które wcześniej właściwie wcisnęła mi lekarka, mówiąc, że się bardziej otworzę i przestanę tak bardzo izolować, pozwolą mi podjąć kolejne studia, to nie poszłabym na kolejną terapię ani do lekarza, już byłam zdecydowana żeby to wszystko w cholerę rzucić, że to porywanie się z motyką na Słońce, nie mam na to siły, nie dam rady, a dzisiaj bym tego żałowała. Lekarka miała rację, dzisiaj nie czuję się wyśmienicie czy nawet normalnie, ale znośnie i podejmuję inicjatywę na tyle na ile starcza sił. To w jak głębokiej dupie byłam, a jak się teraz czuję to niebo a ziemia. Na ten moment nie wyobrażam sobie nic nie brać, boję się momentu kiedy będzie można odstawić leki, ale chce je kiedyś odstawić i mam nadzieję, że się uda, że będzie zupełnie realny pierwotny plan - polegać tylko na psychoterapii.
-
NieznanySprawca, po jednej tabletce 25 mg ? O_o Hydro brałam przez dwa miesiące, dałabym wiele za chociaż godzinkę tego muła :) A tutaj zupełnie nic, nie wiem, 200 mg może by coś dało. Nie wiem od czego to zależy, dziwi mnie to. Dopiero teraz jak mam inne leki to widzę różnicę i nawet jako taki efekt :)
-
beton - nieśmieszny żart
-
zła kolej rzeczy - dezorientacja
-
Mi się płakało od samego początku, czy to u psychiatry czy terapeutki. Nie chciałam, strasznie się powstrzymywałam, bo nie jestem wtedy w stanie nic mówić, ale nie dało rady, to silniejsze ode mnie, łzy zawsze pociekną. Na razie nie jest to jakiś zaawansowany etap terapii więc nie ma jeszcze tematów, które powodowałyby rzewny płacz jak u dziecka, ale i to nastąpi. Terapeutka jak i lekarz zawsze czekają jak się nieco uspokoję, podadzą chusteczkę :) Ale kijowe mają te chusteczki, noszę swoje :)
-
nacjonalizm - neonaziści
-
Dzięki wielkie za odpowiedź :) Plan jest taki żeby brać do końca października, jak się rok akademicki znów zacznie to będzie wielka próba i wtedy się okaże czy wypali. Oby się właśnie cierpliwość nie skończyła :)
-
Oj, ta hydroksyzyna to jak dropsy. Przez dwa miesiące się męczyłam, miałam brać doraźnie i tak brałam. Sen tak samo przerywany jak i bez leków, uspokajacz żaden, jak żołądek wykręcało tak wykręcało, można było się po podłodze tarzać w płaczu. W kryzysie brałam potrójną dawkę, wbrew zaleceniom psychiatry, i też nic, zupełnie obojętne leki. Jak na kogoś chociaż nasennie działa to zazdroszczę :)