Skocz do zawartości
Nerwica.com

bedzie.dobrze

Użytkownik
  • Postów

    225
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez bedzie.dobrze

  1. Terapeutka mowi tez, czuje sie tak bo dotarlo do mnie to jak dysfunkcjonalnie zylam..domek z kart sie rozpadl i nie mam dachu nad glowa..jestem jakby w zalobie po swoim zyciu w iluzji..a sttasznie sie boje nowego
  2. Rok temu mialam stresujacy okres..smierc babci, wyjscie za maz, proba odstawienia lekow ...+ to co sie dzialo na terapii i nagle bum po 10 latach remisij wszystko wrocilo..terapeutka byla na urlopie..spanikowalam..wrocilam do lekow i jakos ciagnelam..aczkolwiek nie bylo normalnie..teraz znow mam jazdy..nie wiem czy to dlatego,ze kolejne rzeczy do mnid dotarly, czy dlatego, ze probuje nowych zachowan..ech. Mam straszny problem z bliskoscia..nigdy z nikim nie bylam tak blisko jak z moimMezem..im bardziej sie otwieram przed nim tym wiecej leku i natrectw...nigdy nikt nie byl dla mnie taki dobry jak on..a moje natrectwa 'a jak go nie kocham?,sa okropne -- 03 lip 2013, 10:13 -- A i moja terapeutka wie co sie ze mna dzieje..ona mowi,ze szkoda,ze wtedy wrocilam do lekow bo mnie troche otumanily..a mozna bylo pracowac na tych emocjach...teraz biore malusia dawke..25 mg..ktora ponoc na mnie nie dziala..czasem wezme cos na sen..ciezko wytrzymac z tymi emocjami. chce uciec...ech
  3. Witajcie Kochani..chodze od dwoch lat na psychoterapie psychodynamiczna [nerwica natrectw, DDA] przez rok uczeszczania w zasadzie nic sie nie dzialo na terapii..zaczelam ja w trakcie remisji. Od roku jest zle..mam bardzo nasilone objawy..bardzo sie boje. Jak Wy przechodziliscie kryzys? Jak sobie radziliscie?
  4. Ajjj czuje sie masakrycznie..stany lekowe i depresyjne siegaja zenitu..tak bardzo sie boje,ze sie nie pozbieram...moje jedyne marzenie to spokoj ducha..chce sie uwolnic od nerwicy
  5. kaja123, piszac o idealnym zwiazku, mam na mysli- zadnych klotni, partner nie irytuje, nie nudzi, odgadujemy swoje pragnienia i generalnie jest jak w filmie romantycznym hahaha. Straszna iluzja, co nie? I pomyslec, ze cale zycie tak myslalam...kazdy zwiazek konczylam, bo w koncu stwierdziałam, ze to nie ten wlasciwy...a tymczasem to po prostu moje dziwne wyobrazenia mnie blokowały i wciaz blokuja przed dojrzałym zwiazkiem. Wolałam snuc swoje zycie w fantazjach niz w realnym swiecie. Poza tym..moi rodzice daleko odbiegali od zgranego malzenstwa..obiecałam sobie, ze moj zwiazek bedzie fajowy..ze przede wszystkim nie bedzie zadnych klotni...i tak sie przyblokowałam na zlosc, gniew...ze w koncu pojawiły sie natrectwa. *Monika*, napisalas, ze ktoregos pieknego dnia zaczelo byc Ci lepiej...czy cos sie konkretnego wydarzylo? Bo ja dowiedziałam sie teraz tego wszystkiego o sobie, o swiecie..swiat legł w gruzach...jestem zlekniona, smutna, przerazona...bo wbrew pozorom..mimo, ze wiem, ze tamto bylo iluzją..to mimo wszystko jakos tak czulam sie wyjatkowa dzieki tym fantazjom itd...a teraz boje sie, ze nie polubie 'zwykłego' zycia...ze będę zawieszona w martwym punkcie. Staram sie jak moge..walcze ile sil..trenuje nowe zachowania..przestałam uciekac...a mimo wszystko czuje sie beznadziejnie. Terapuetka powiedziała mi, ze w zasadzie to ja jakby przezywam 'żałobę' po swoim zyciu..to raz...dwa zbyt wiele wymagam od siebie to dwa...a trzy..to to, ze potrzeba czasu. A ja sie boję, ze mimo tych cwiczen, walki..to i tak bedzie dupa z tego...bo moze ja jestem jakas 'niereformowalna'?
  6. hehehe no ja w koncu od jakiegos czasu zaczełam mowic tez terapuetce, ze mnie denerwuje, ze terapia mnie wscieka...mojemu Męzowi tez w koncu po 3 latach znajomosci zaczełam stawiac jakies wymagania ( do tej pory sprzatanie, gotowanie, pranie, zakupy, oplaty..wszystko było na mojej glowie+ nerwica) ..powiedziałam mu, ze za duzo jest na moich barkach, ze chce, aby mi pomagał....generalnie zaczełam mu mowic o swoich potrzeba, zlościach, prganieniach, lękach....tyle, ze ja mam tez problemy z bliskością...i im blizej jestem z Nim..tym wiekszy lęk . Tak trudno dociera do mej mózgownicy, ze czasem nie mam ochoty na przytulanie..ze czasem chce porobic cos sama..i ze to normalne...no i moj podstawowy problem to, to, ze nie daje sobie prawa do czucia sie zle...ze aktualnie mam prawo czuc sie zezloszczona, smutna, itd...a ja wciaz wymagam od siebie nadludzkiego podajscia do mej walki z nerwica :) -- 30 cze 2013, 11:45 -- ale tez sa dni, ze mam powera...jak np. wczoraj:D generalnie to przestałam uciekac przed nerwica...przestałam szukac ukojenia w uzywkach..grach komputerowych, ciagłym spaniu....jestem bezbronna jak dziecko teraz...teraz tylko przemóc się i zacząc robic to co sie lubi..i dac sobie prawo do odczuwania kazdej emocji:)...ajjj...a to takie trudne
  7. kaja123, jak to było u Ciebie z pracą nad wyrazaniem zlosci? Bo napisałas, ze tez ja tłumilas. Dla mnie to mega trudna sprawa..U mnie szczegolnie dotyczy to zwiazków, tzn. ja przez cale swoje zycie uwazałam, ze dobry zwiazek to taki w ktorym nie ma konfliktów..nie wspomne oczywiscie o przekonaniu, ze motylki beda ciagle...kiedy stan zakochania mijał i zwiazek mial przejsc w inny etap..ja uciekałam..bo nagle zaczynalo mi cos przeszkadzac w partnerze, cos mnie zloscilo itd..i myslalam, ze 'to nie to' i dawałam dyla. I tu teraz w trakcie terapii wychodzi, ze moj obraz relacji w zwiazku byl skrzywiony..chciałam zwiazku idealnego..a nie ma czegos takiego. Ajjj..i teraz kiedy czuje zlosc na mego Lubego..to zaraz sie pojawia mysl 'o matko, to chyba go nie kochasz, skoro Cie irytuje'..i co za tym idzie ..pojawia się lęk..itd itd. Ucze sie mu mowic kiedy mnie zezloscil..tak konstruktywnie...co jest trudne, bo zlosc wywoluje we mnie tez wyrzuty sumienia ajjjj Prawde mowiac to niedawno dopiero dotarlo do mnie, ze nie ma zwiazku idealnego...i pewnie za szybko chce efektów...hehe bo ja to sobie myslalam, ze bedzie tak...terapuetka mi powie: ma pani taki i taki problem..ja to szybko przyjme...potrenuje ze dwa razy i gotowe. I pytanie kolejne: Czy Wy w trakcie tego kryzysu, tez bylyscie rozdraznione, wiekszosc rzeczy Was irytowała i balyscie sie, ze utkniecie w tym na dobre?
  8. dokladnie jest tak jak napisalas. Ja odkryłam bardzo wiele rzeczy..dotarło do mnie jak 'skrzywione' mialam postrzeganie swiata i siebie (kłania sie perfekcjonizm haha) i taki w sumie szok przezyłam..teraz mi smutno, ze tyle lat byłam w błedzie. Zobaczymy jak to bedzie dalej:)
  9. medela, terapuetka mi sugerowała cos " zlosci sie pani na mnie. Tlumi pani zlosc..a ja..przez rok..'co pani mi tu mowi..absolutnie nie. Nie rusza mnie to' i to dotyczylo wielu spraw..ona swoje, a ja swoje i potem tak jakos samo przyszlo , ze konfrontacja z dana sytacja i szybka obserwacja siebie uzmysłowiły mi, ze terapuetka miala racje. Mysle, ze to zaczelo sie od tego, ze uwazniej zaczełam siebie obserwowac..tak wewnetrznie..tak chciałam poksperymentowac z tym co ona mi sugerowała.I sru-doznałam olsnienia. I to tez nie przyszlo wszystko na raz...tzn. jak 'odpalisz' ta obserwacje..ta samoswiadomosc to potem ciagle cos wychodzi..dlatego te kryzyy w terapii tak dlugo trwaja..bo ciagle sie cos nowego odkrywa..az chyba dochodzi do tego rozbicia ego.
  10. Hmmm, ja miałem tak przez 1,5 roku. W końcu okazało się, że nie mam racji i zaczął się prawdziwy proces samo poznania. Automatycznie objawy zaczęły ode mnie odpadać. Gdzieś wyczytałem, że psychoterapia składa się z etapów. Nie pamiętam dokładnie jak to szło. Wypiszę to co pamiętam i na podstawie własnych doświadczeń: 1. Walka z psychoterapeutą - wmawianie mu swoich racji, usilne skupianie się na aktualnych problemach, twierdzenie: "ja wiem lepiej, a Ty mi kit wciskasz". 2. Zawieszenie - ja już nic nie wiem, nic mi się nie chce, nic nie rozumiem, rozkoszuję się w swoim stanie nieróbstwa, lenistwa, nie podejmowania decyzji... ja nie chcę wyzdrowieć, bo mi dobrze !! 3. Zagłębianie się w siebie - początek samo poznawania, szukanie drugiego dna, przyczyn lęków i ogólnie wszystkie w sobie, a nie na zewnątrz 4. Rozbicie ego - kim ja byłem? Byłem swoją własną chorobą .... 5. Budowanie nowego, lepszego JA - Jestem, który jestem - nowy, lepszy ja Czasowo zajmuje to od kilku do kilkunastu lat, w zależności od intensywności choroby. Psychoterapia działa !!! Pozdrawiam fakin szyt..no dokladnie..widze po sobie. Ja teraz jestem przy punkcie 4 i jest mi mega ciezko..jestem rozwalona na kawałki..wszystko w co wierzyłam..wszystkie moje przekonania o sobie i o swiece legły w gruzach...mam okropne lęki, depreche, cala mase watpliwosci i boje sie, ze juz tak utkne w tym stanie...bo nie ma powrotu do tego co było..a nowe mnie przeraza. Przez rok chodzilam sobie na terapie jak nakawke do kolezanki...terapuetka cos sugerowała..a ja uparcie tkwiłam przy swoim...pozniej nie chcialo mi sie chodzic, bo nic sie nie dzialo....no i 10 miesiecy temu zaczeła sie jazda...nagle 'odkryłam', ze terapuetka ma racje, wlaczylo mi sie samouswiadamianie...i tak od tego czasu jest ze mna źle...boję się okrutnie..boję się, ze nie uda mi się pozbierać do kupy..ajudo
  11. daredevil9, do wyslania..znaczy, ze zostala wyslana..tez sie nad tym zastanawialam jakis czas temu..ale dostawałam odpwiedzi..wiec sie wysyla:)
  12. chybanerwica, ostroznie z tym Rispoleptem..w sumie nie powinien byc lekiem pierwszego rzutu przy nerwicy natrectw. Ja po nim sie czulam fatalnie..
  13. Ezekiel, czytałam Przebudzenie...ja w sumie teraz jestem na takim etapie terapii..ze wlasnie dotarlo do mnie, ze to we mnie jest problem...legl moj swiat w gruzach..wszystkie wyobrazenia..o mnie samej, o milosci, o swiece...jest mi cholernie ciezko..ale chce wierzyc, ze to ma sens i, ze nastapi w koncu przebudzenie
  14. poem, po prostu natrectwa wygasaja..zdrowiejesz:) Kazdy zdrowy czlowiek czasem ma mysli 'ale bym go udusil' itd. ale nie przywiazuje sie wagi do tego..po prostu ma sie miliard mysli w ciagu dnia i przecietny czlowiek nie zwraca na nie uwagi...u osoby z nerwica natrectw dochodzi do zatrzymania tej mysli...a, ze jest niezgoda z naszym systemem wartosci to zaczynamy sie jej bac...i tak to sie rozkreca..zaczynamy analizowac..i tworzy sie błedne kolo.
  15. poem, psychopaci nie odczuwaja lęku...neurotyk za to ma go w nadmiarze. Gdybyś byl złym człowiekiem nie cierpiałbys z powodu agresywnych mysli..nie szukałbys tutaj pomocy. To po prostu nerwica natręctw. Natręctwa maja to do siebie, ze sa sprzeczne z naszym charakterem...Ty nikogo nie chcesz zabić..Ty sie boisz tego. Uszy do gory, z tego da sie wyjsc. Idz do psychiatry!!!
  16. daredevil9, bedzie dobrze..potrzeba czasu zeby wszystko poukladac. Przebudowa osbowosci to proces..cierpliwosci:) Jestes na dobrej drodze..walczysz o siebie i o swoje zycie:)
  17. agucha, no u mnie generalnie jest problem z seksualnoscia..tzn..zawsze wydawało mi sie, ze seks to zaden temat tabu..uwazałam sie nawet za calkiem niezla w lozku. Na terapii wyszlo, ze mam masakryczne zahamowania..tzn. uwazam seks za brudny itd itd..poczatkowo pomyslalam sobie 'co tam terapuetka mi tu pitoli?'..dopiero konfrontacja z danymi sytuacjami uswiadomila mi, ze miala racje. Przez cale swoje aktywne zycie seksualne udawałam orgazmy..bo bałam sie, ze jak ich nie bede miala to partner stwierdzi, ze cos ze mna nie tak i odejdzie....kilka miesiecy temu przyznałam sie Mężowi, ze udawałam...i teraz jest dziwnie...czuje się jak nowicjuszka..wręcz sie boję seksu. Mój Mąż tez czuje sie zdezorientowany..tez chyba troche unika seksu. Mamy rozne temperamenty seksualne..ja zdaje sie mam wiekszy..brakuje mi inicjatywy Męża...( w sumie to temat seksu mnie tak zdolował, bo ostatnio powiedziałam mu, ze brakuje mi jego inicjatywy. Pogadalismy o naszych potrzebach, upodobaniach i w zasadzie wyszlo, ze on zbyt wielkich wymagan nie ma. O matko..jak sie nakreciłam " ojejku, to znaczy, ze juz do konca zycia bede miala kiepski seks i bede sfrustrowana tym"...tak jakbym zupelnie zapomniala o tym, ze powiedzial mi tez, ze bedziemy pracowac nad tym..ze on sam sie troche boi..ale bedzie ok). Na terapii u mnie wiele sie dzieje...dociera do mnie moja dysfunkcjonalnosc...to, ze wszystkie moje wyobrazenia to iluzja...chciałam, aby wszystko bylo idealnie...mama, milosc, praca, ja!..a tu dupa..zycie to nie bajka..co nie oznacza, ze musi byc złe:) no i podobno to naturalne, ze człowiek w ten sposob uswiadomiony przezywa jakby 'żałobe'.....a ja czuje taka presje..ze musi byc juz natychmiast poprawa i zrozumienie z mojej strony...powinnam sobie powiedziec 'dziewczyno..wyluzuj..daj sobie czas...wlasnie sobie uswiadomilas, ze Twoj swiat to tylko wyobrazenie..masz prawo byc w szoku..masz prawo byc zła i smutna".....łatwiej jest obwniac kogos o swoj nastroj niz siebie samego. Ja mam tez mega problemy z wyrazaniem zlosci...kazdy przejaw zlosci od razu mnie przeraza...bo to wg mnie oznacze, ze np juz nie kocham...bo jak sie kocha to partner nie irytuje hahahahah. Oj jeszcze masa roboty przede mna..no ale mam dosc uciekania..poza tym..nie uciekne sama przed soba. Ja generalnie mam tez duzo agresywnych natrectw zwiazanych z Mężem...wynika to z tego, ze jak mnie wkurwi moj Miły to mu nie powiem o tym..tylko zdusze to w sobie...pracuje nad tym..coraz czesciej mu mowie, ze czyms mnie zdenerwowal. 10 lat temu miałam okropny odlot...wlasnie nakreciłam sie, ze moge stracic kontrole nad soba i stane sie jakims psycholem...to był koszmar...w czasie remisji..nic na mnie nie działalo..mogłam czytac kryminaly, ogladac straszne filmy itd..miałam dystans do tego. Czułam sie normalnie. Teraz mam podobnie tzn. unikam niefajnych tematów..coby nie nakrecac sie bo nerwica natrectw lubi sobie skakac po tematach:) hahahaha kiedys miałam nawet durna mysl ' a co jak moja swinka morska zacznie mnie podniecac?' :D:D to dopiero odlot. Ale spoko..diagnozowało mnie 3 psychiatrów, 2 psychologów..to nerwica natrectw..+ syndrom DDA...cała masa lęków i dysfunkcji . 10 lat temu zaczełam brac Anafranil...szybko mnie postawil na nogi..ale nigdy nie odwazyłam sie go calkowice odstawic..biore male dawki przypominajace.....10 miechów temu probowałam odstawic i był to zapalnik do nawrotu nerwicy...teraz biore malusia dawke..lekarka chce mi odstawic..a ja sie boje..bo jestem uzalezniona psychicznie..tabsy daja mi poczucie bezpieczenstwa...Poza tym lekarka i terapuetka twierdza, ze moj nawrot nn to wynik tego co sie dzieje na terapii.....a takie nasilenie w czasie terapii to norma.
  18. agucha, u mnie w czasie remisji w zasadzie nie ma natrectwa..czasem jakies malutki..ale trwaja chwilke i nie ma lęku. Ja już przerobiłam bardzo wiele natręctw..ze jestem psychopata, pedofilka, ze zostane opetana, ze mam schizofrenie, rozne raki, nawet pasożyty, mysli obrazoburcze. Co do terapii..no to warto by było wytrwac:) na efekty zazwyczaj trzeba poczekac. daredevil9, chodzisz na terapie?
  19. poem, wiem jak to jest..zaczynasz watpic w siebie, w swoje wartosci..myslisz,ze jestes potworem. Tak nie jest!!! Smigaj do psychiatry..samemu ciezko sobie z tym poradzic:) Te natrectwa nic nie znacza :)
  20. poem, tez to przerabiałam:). Nie jest tak, ze uwazasz, ze czlowiek, ktory odczuwa zlosc jest złym czlowkiem?:> A Ty za zadne skarby swiata nie chcesz byc złym..dlatego..chocby nie wiem co sie dzialo nie pozwalasz sobie na odczuwanie zlosci?:>:>:> Cos mi sie wydaje, ze tak jest:> Chcesz byc idealny:> zadnych negatywnych emocji:> To działa tak..im wiecej czlowiek emocji tlumi w sobie tym gorzej dla niego...poniewaz nie pozwalasz sobie na zlosc..ona musi znalezc jakos ujscie..i pojawiaja sie takie agresywne natrectwa. A prawda jest, ze zlosc jest emocja jak kazda inna..i kazdy ja przezywa i nie ma z tym problemu. Natrectwa dopadaja osoby, ktore maja mocny kregoslup morlany, maja swoje wartosi i zasady..stad tak wielkie cierpienie sprawiaja takie natrectwa...ale tylko w ten sposob potrafia sie z Toba skontaktowac Twoje stlumione emocje...bo Ty przyjales do swiadomosci, ze zlosc jest zła. Nie zrobisz nikomu krzywdy:) jestes dobrym, wrazliwym czlowkiem. Natrectwa sa malo instotne..wiem, ze potrafia umeczyc jak diabli..ale uwierz mi..nikomu nic nie zrobisz. Nie analizuj ich..staraj sie je ignorowac..nie boj sie ich. Idz do psychiatry, leki w duzej mierze zniweluja objawy...przede wszystkim jednak psychoterapia:) Nie ma co czekac
  21. agucha, czy Ty chodzisz na psychoterapie? Przeczytałam wszystkie posty z tego wątku..widzę, ze od dawna borykasz sie z tym problemem..moze warto by było pomyslec o terapii? Ja chodze na psychodynamiczna od 2 lat..rok temu wyszłam za maż..i zaczely sie u mnie jazdy...nie zaskocze nikogo jak napisze..ze natrectwa to przykrywka dla czegos glebszego...tzn. neurotycy zyja zazwyczaj w swiecie fantazji..karmia sie jakimis iluzjami- wieczna, prawdziwa milosc, ciagle motylki w brzuchu, partner nas nie powinien denerwowac....i kiedy stan zakochania mija..co jest natrualne..nie potrafimy sie odnalezc...myslimi, ze nie kochamy. Pewnie wiekszosc z Was jest DDA/DDD..ja jestem...takie,a nie inne wychowanie sprawilo, ze posiadam spore deficyty z radzeniem sobie z emocjami...z radzeniem sobie w zyciu....jestesmy przyzywczajeni do ciaglego napiecia, hustawek emocjonalnych, ktore nam fundowali rodzice....a teraz kiedy mamy kolo siebie dobrego, troskliwego partnera..nie umiemy sie odnalezc..bo brakuje nam tej adrenaliny...czujemy nude..co wywoluje lęk..' no bo jak niby mozna sie nudzic przy ukochanym..gdzie motyle?' . Chcemy zeby wszystko bylo idealne...chcemy czuc sie zawsze idealnie..odmawiamy sobie prawa do zlosci, niecheci, nudy....a to emocje jak kazde inne..sa ludzkie...a my jestesmy ludzmi...tylko, ze tak bardzo chcemy byc kims wiecej. Zaloze sie, ze wiekszosc z Was cholernie sie boi doroslosci, odpowiedzialnosci, stabilizacji....ale jak ma sie nie bac? Skoro rodzice byli nieodpowiedzialni, doroslosc kojarzy nam sie z klęska jaka poniesli nasi rodzice. Ja choruje na nn cale zycie..tzn..juz bedac dzieckiem mialam natrectwa..roznej tresci..faktem jest, ze remisje trwały u mnie dlugo i w swoim 30 letnim zyciu miałam 4 nawroty.....ten teraz trwa najdluzej, bo prawie rok. Leczenie zdaje sie polega na zrozumieniu siebie..na akcpetacji siebie...a to jest mega trudna sprawa dla neurotyka...wymaga pracy i zaangazowania.....wiemy, ze osoba, ktora odczuwa lęk i ma natrectwa jedyne o czym marzy to uzyskanie ulgi..i perpsketywa pracy..bolesnej pracy nad soba moze przerazic...chce sie uciec...ale dokad? Ile mozna uciekac? W dodatku przed samym soba? Ci co zaczeli dopiero terapie i widza efektów...potrzeba czasu..nie uciekajcie!!! Walczcie o siebie:) Jest tu cala masa osob, ktorym sie udalo wyjsc z tego..pamietajmy o tym:)
  22. \ ech..mam podobnie..Mój Mąż jest nafajniejszą istotą jaka stanęła na mojej drodze..a ja 'funduję' mu takie coś... Chodzę na terapię już drugi rok...od 9 miesięcy jestem w dołku..podobno tama pękła..dotarły do mnie rzeczy o mnie samej i o rzeczywistości..i nagle mój świat legł w gruzach...w życiu nie sądziłam, że będzie tak ciężko. " a jak ja Go nie kocham?"...i lęk paraliżujący..patrzę na niego i serce mi się kraja, że mam tyle wątpliwości. Najchętniej bym uciekła...ale wiem, że to bez sensu...bo gdzie ucieknę? Hahaha..przed tym nie ma ucieczki..zdaje się, że jedynie konfrontacja z 'tym' gwarantuję wygraną...tylko to wymaga cierpliwości....a wiadomo...ktoś kto ma nasilenie, które trwa rok czy dłużej..to ma wszystkiego dość..najchętniej przestałby istnieć. I przy każdej natrętnej myśli powtarzam sobie, że to tylko nerwica...że pracowałam na swoje zaburzenie 30 lat..i, że powrót do zdrowia nie nastąpi w przeciągu kilku miesięcy....ale zaraz pojawia sie durna myśl ' a jak to nie jest tak jak lekarze, psycholodzy mówią?'.....Ostro pracuję nad sobą...kiedyś nie bylabym w stanie powiedziec partnerowi, ze cos mnie zezloscilo..nigdy nie stawiałam zadnych wymagan...teraz czasem udaje mi sie to..fakt..kosztuje to mnie tyle nerwow, ze glowa mała..( wymioty ze zdenerwowania, telepanie się, płacz)...ech..boję się, że utknę w tym stanie na dobre...
  23. KOCHANI PRZECZYTAJCIE TO KONIECZNIE!!!! podaje link http://sympatia.onet.pl/tips/experts/lek-przed-bliskoscia,5351984,experts-article-detail.html -- 03 cze 2013, 15:28 -- ja mam co jakiś czas " kocham- nie kocham" ...kiedy myslę " oj.. a jak ja Go nie kocham?" to wtedy czuje mega lęk....moja terapuetka mówi...oczywiście lęk przed bliskością....poza tym..to własnie ten lęk świadczy o tym jak bardzo nam zależy na tej drugiej osobie..tylko sie boimy zblizyć do niej. Czytajcie artykuł:)
  24. ktosiak, miałam podobne natręctwa..spokojnie:) nic złego nie zrobisz i nic sie nie stanie. Anafranil zacznie na dobre działas dopiero gdzies po2-3miesiacach...cierpliwosci..Polecam terapie!!!
  25. JKB, nerwice cięzko wyleczyc..ma ona to do siebie, ze wraca. Samo leczenie farmakologiczne zazwyczaj tylko niweluje objawy..kiedy lek sie odstawi, czesto powraca. Dobrze by bylo gdybys wybral sie na terapie. Widac, ze psychicznie sie juz nakrecasz , "czekasz na kazdy najmniejszy objaw powrotu nerwicy"...co juz swiadczy o tym, ze nerwica jest.
×