Skocz do zawartości
Nerwica.com

tomek83

Użytkownik
  • Postów

    62
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez tomek83

  1. Może mieć związek. Mi psychoterapeutka (certyfikowana przez PTP, jest też superwizorem) mówiła, że będę właśnie taki wiecznie zmęczony. -- 10 gru 2014, 12:31 -- Może mieć związek. Mi psychoterapeutka (certyfikowana przez PTP, jest też superwizorem) mówiła, że będę właśnie taki wiecznie zmęczony. -- 10 gru 2014, 12:31 -- Może mieć związek. Mi psychoterapeutka (certyfikowana przez PTP, jest też superwizorem) mówiła, że będę właśnie taki wiecznie zmęczony. -- 10 gru 2014, 12:31 -- Może mieć związek. Mi psychoterapeutka (certyfikowana przez PTP, jest też superwizorem) mówiła, że będę właśnie taki wiecznie zmęczony. -- 10 gru 2014, 12:31 -- Może mieć związek. Mi psychoterapeutka (certyfikowana przez PTP, jest też superwizorem) mówiła, że będę właśnie taki wiecznie zmęczony.
  2. Wstyd jest ale lepiej to sprostować to w sądzie niż odsetki będą Ci rosły latami aż przyjdzie komornik. Z tego co słyszałem w chwilówkach są one bardzo wysokie. Z wierzycielem nie wiem czy się dogadasz, jeśli masz już jakieś oświadczenie lekarskie mógłbyś spróbować - dogadać się przedsądowo, że oddasz pożyczkę ale żeby umorzyli Ci odsetki, bo sąd i tak zasądzi na Twoją korzyść i mogą nie dostać nic. Tylko, żeby nie zabrzmiało jak szantaż. Jakby Ci zatrzymali wzrost odsetek to prędzej czy później sobie poradzisz i oddasz. Najgorzej z pędzącymi w nieskończoność odsetkami. Najważniejsze, żebyś nie milczał bo Cię zwindykują. Negocjuj z wierzycielami, mów prawdę. To też są ludzie i oni będą woleli rozłożyć na raty, poczekać, odzyskać cokolwiek niż nic. Tylko muszą mieć dowody na papierze od lekarza, ze mówisz prawdę. Najbardziej bezwzględni będą dla ludzi którzy zapadają się pod ziemie i nie odpowiadają na żadne wezwania. Trzymam kciuki za pozytywne załatwienie sprawy
  3. BTW. Przeglądałem jedno ze znanych forów Katolickich - w jak najbardziej dobrej wierze (zagubiony jestem religijnie). Po lekturze tematów forumowiczów muszę stwierdzić, że to prawie jak dom wariatów - większość z tych osób ma ma poważne problemy na tle nerwicowym. Niewiele poczucia miłości i wszechmocy Boga, wiele lęku i poczucia dziwnych obowiązków religijnych przed Bogiem (natręctw). I nikt ich tam nie pomaga, tylko raczej zatapia głębiej. Sam tak miałem kiedyś i co ciekawe nie uważałem wtedy, aby było ze mną cokolwiek nie tak. Martwiłem się raczej czy to co robię jest wystarczająco staranne i czy Bogu oby na pewno wystarczy.
  4. Nawet jak ktoś da/pożyczy Ci pieniądze to jaka jest gwarancja, że nie wejdziesz w podobne bagno za pól roku jak będziesz w manii? Jak dostaniesz pismo sądowe odpisz własnymi słowami, że jesteś niepoczytalny i prosisz o możliwość przesłuchania Cię na tę okoliczność na rozprawie. Na rozprawę weź dokumentacje jaką posiadasz. Sąd jeśli nie będzie pewien powoła biegłego. Jeśli na prawdę cierpisz na ChAd wyjdziesz z kłopotów z zadłużeniem. Uwaga- nie jestem prawnikiem, moje dobre rady warto zweryfikować u kogoś mądrzejszego.
  5. Ja mam tiki od dzieciństwa. Pamiętam np naciągałem sobie ścięgna szyi. Albo spluwałem symbolicznie jak pomyślałem o czymś złym (takie tfu tfu w myślach). Albo "przebierałem" gałkami ocznymi w różne strony. Czy naciągałem żuchwę. Rodzice mnie zawsze strofowali z powodu tików, żebym tego nie robił. Efekt był taki, że dużą siłą woli oduczałem się jednego "tiku" nerwowego ale automatycznie nieświadomie zaczynałem robić inny. Błędne koło. I radziłbym Ci dobrze. Jak nie wyglądasz z tym bardzo głupio to wcale z tym nie walcz. Tłumaczę to sobie tak, że organizm musi mieć jakiś upust dla nagromadzonych nerwów, myśli i niech to będzie coś mało szkodliwego. Ja po kilkunastu latach zacząłem się drapać, mam całe nogi porozdrapywane masakrycznie do krwi. I nie robię tego w formie celowego samookaleczania. To drapanie po nogach to chyba teraz moje tiki. Chciałem się tego oduczyć. Prawie udało mi się przestać drapać po nogach, zacząłem się drapać w głowę, rozdrapywałem jakąś krostę we włosach. Makabra - jeszcze gorzej bo zauważyłem, że włosy tam punktowo zanikają. Szybko dałem sobie spokój i wróciłem do drapania nóg... Przynajmniej ich nie widać pod spodniami. Żadna pychoterapia nie pomogła, leki chyba też nie pomagają, doskonale działają na mnie benzodiazepiny (na lęki, panikę, na stany depresyjne) ale drapać dalej się drapię, czy robię różne tiki nawet jak jestem pod wpływem. Jestem ciekaw wypowiedzi innych ludzi czy tiki to element nerwicy czy nie, jeśli tak to jakiej itp. Psychiatra nie stwierdził u mnie żadnej nerwicy. Zadawał pytania czy np miałem takie sytuacje w życiu, że jakaś czynność wydawała mi się wykonana niedokładnie i powtarzałem ją w kółko. Oprócz sprawdzania czy zamknąłem drzwi (normalka u 99% populacji) nie powtarzałem żadnych takich czynności.
  6. Ja żałuję, mocno. Beztroskim gówniarzem raczej bym nie był (i tego nie żałuję), ale brak lęków i zaburzeń pozwoliłby mi przeżyć zupełnie inną młodość. Ostatnio skłaniam się też ku poglądowi, że chyba lepiej byłoby się o tym wszystkim już nigdy nie dowiedzieć i fartem sobie ułożyć życie z całymi tymi zaburzeniami, niż zostać poddanym nagłemu uświadomieniu i nieumiejętnie prowadzonej terapii zakończonej większą nerwicą. Nie, nie da się nadrobić tego co minęło. Można nabyć umiejętności których się zawczasu nie wykształciło, ale człowiek nie przeżyje drugi raz np okresu dorastania czy beztroskiej młodości. Na wszystkie rzeczy w życiu jest pewien właściwy czas.
  7. tomek83

    [Lublin]

    czy ktoś z miasteczka ma ochotę pogadać na priv?
  8. Robiłaś badania na boreliozę?
  9. Zastosowałem zbyt duży skrót myślowy. Prostuję. Uważam, że jeśli zaburzony rodzić szczerze by kochał dziecko, to wychowałby takie adoptowane dziecko z mniejszą szkodą dla dziecka, niż chowa je "bidul" i nasz "system opieki". Ale oczywiście zaburzeni nie powinno się za dzieci zabierać. Inni ludzie zresztą też nie jeśli robią to z wymienionych przeze mnie powodów (instynkty, presja społeczna, niedojrzałość, samotność itd). Miałem koleżankę, która nie była zbyt mocno zaburzona ale miała pewne problemy. Miała traumę z dzieciństwa (traktowanie przez matkę). Powtarzała, że nigdy nie będzie się zachowywać w stosunku do swoich dzieci tak jak jej matka w stosunku do niej (szczegóły pominę). Była świadoma tej krzywdy. Wierzę, że będzie wspaniała dla swoich dzieci. Ale co z tego? Jej osobowość została już wypaczona. Toksykologia przeszła na jej kontakty z innymi ludźmi. Jeśli będzie miała dzieci - dzieci będą /nieświadomie i podświadomie/ patrzyły na jej stosunki z innymi ludźmi. Samo kochanie dziecka i nie bycie dla niego toksycznym - nie wystarczy. Trzeba mieć "zdrową" osobowość. Dziecko wchłania wszystko - całą osobowość rodzica we wszystkich sytuacjach. Również pochłania kontakty rodzica z otoczeniem. Jeśli rodzić będzie zaburzony, choćby najbardziej kochał swoje dziecko i nie okazywał zaburzeń w stosunku do niego, z dużym prawdopodobieństwem dziecko też będzie zaburzone (moja prywatna opinia).
  10. Znam ślepych ludzi. Ślepo podążających za tłumem, za instynktami. Cała historia świata to tylko wojny, zabijanie, cierpienie. Następna sprawa to wpływ zaburzonych rodziców na przyszłe dzieci (zaburzeni lub dysfunkcyjni rodzice = zaburzone dzieci). Nie ma żadnych racjonalnych powodów do powoływania nowych istot do życia na tej ziemi. Ta ziemia nie jest tego warta. Ludzkość przetrwała tyle tysięcy lat tylko dlatego, że rządzi nami odzwierzęcy instynkt (siedzi bardzo bardzo głęboko w naturze, wydaje Ci się, że to Twoje wewnętrzne pragnienie, racjonalizujesz, że to z jakiegoś powodu, ale to instynkt). Rządzi nami też pogoń za tłumem (no bo każdy ma = presja społeczna; zwyczaje społeczne) i egoizm (kto się mną zaopiekuje na starość). Przed odrzuceniem instynktów bronią nas mechanizmy obronne ("nie znasz szczęśliwych ludzi?" itp). Gdyby nie geny, polecałbym adopcję. Jeśli już ktoś koniecznie chciałby ofiarować miłość dziecku.
  11. Instynkty. Oczywiście, potem jest wielka i szczera miłość do dziecka, wierzę w to. Ale przyczyną są instynkty, bezmyślne, ślepe i bezsensowne. Szkoda powoływać do życia kolejne bezbronne istoty zdane tylko na cierpienie.
  12. tomek83

    [Lublin]

    Tak, ja już to zauważyłem, mało osób z Lublina się tu udziela, wszyscy są zdrowi!
  13. I jak, udało wam się odnaleźć w sytuacji?
  14. Zastanawiam się, skąd ten pomysł, żeby się martwić. Czy on z natury martwi się o wszystko? Jeśli nie, to na tym etapie o nic się martwić nie powinień. Powstaje pytanie: Czy zna innych ludzi, po psychoterapii, którzy mocno się zmienili i budzi to w nim lęk o Ciebie? Czy może zauważył już jakieś zmiany w Tobie samej (subiektywnie zmiany "na gorsze") i boi się co będzie dalej ?
  15. Ja Ci wierzę. Ale pojawia się odwieczne pytanie: czy to Twoja wiara Cię uzdrowiła czy Ta/Ten w którą/w którego wierzysz? Tak mało wiary we mnie...
  16. Ja Ci wierzę. Ale pojawia się odwieczne pytanie: czy to Twoja wiara Cię uzdrowiła czy Ta/Ten w którą/w którego wierzysz? Tak mało wiary we mnie...
  17. Heh, samo niedawno pisałem na tym forum o pracy Syzyfowej nad sobą i swoim życiem... Więc nic Ci nie odpiszę, bo nie mam niczego do dodania :) Czy to nie pozytywne, że istnieją ludzie z którymi się rozumiemy?
  18. Heh, samo niedawno pisałem na tym forum o pracy Syzyfowej nad sobą i swoim życiem... Więc nic Ci nie odpiszę, bo nie mam niczego do dodania :) Czy to nie pozytywne, że istnieją ludzie z którymi się rozumiemy?
  19. Potraktuj może owo "wiedzenie wszystkiego" jako skrót myślowy, będzie to bliższe temu co chciałem przekazać. Nie chodzi o jakąś wiedzę absolutną czy też samo poczucie posiadania takiej wiedzy ale jednak konieczne jest pewne wyklarowanie swoich myśli i/lub posiadanie doświadczenia życiowego na dany temat życiowy (lub doświadczenia na temat własnej osoby), aby zmniejszyć to poczucie bezsensu. Sama przecież piszesz: Ja sugerowałem w swojej wypowiedzi, że cykl się potem powtarza i bezsens powraca. Sprobuję to powiedzieć Twoimi słowami: na skutek innych, nowych przypadków życiowych obraz kim jesteśmy, co chcemy robić itp przestaje być wyraźny i perspektywa bezsensu się znowu powiększa. Syzyfowe prace czy osobowość depresyjna?
  20. Potraktuj może owo "wiedzenie wszystkiego" jako skrót myślowy, będzie to bliższe temu co chciałem przekazać. Nie chodzi o jakąś wiedzę absolutną czy też samo poczucie posiadania takiej wiedzy ale jednak konieczne jest pewne wyklarowanie swoich myśli i/lub posiadanie doświadczenia życiowego na dany temat życiowy (lub doświadczenia na temat własnej osoby), aby zmniejszyć to poczucie bezsensu. Sama przecież piszesz: Ja sugerowałem w swojej wypowiedzi, że cykl się potem powtarza i bezsens powraca. Sprobuję to powiedzieć Twoimi słowami: na skutek innych, nowych przypadków życiowych obraz kim jesteśmy, co chcemy robić itp przestaje być wyraźny i perspektywa bezsensu się znowu powiększa. Syzyfowe prace czy osobowość depresyjna?
  21. Perspektywa bezsensu się po jakimś czasie kurczy, jak napisałaś... Ale czy nie miałaś tak, że znowu po jakimś czasie orientujesz się, że tak na prawdę byłaś w głębokiej dziurze i ogarnęłaś tylko jeden procent tego bezsensu, a przed tobą pozostaje do ogarnięcia jeszcze kolejne dziewięćdziesiąt dziewięć procent? Tak jak z górą lodową - widzisz ją z daleka słabo, potem widzisz więcej, zbliżasz się do celu, a po jakimś czasie gdy wydaje ci się, że ogarniasz to w całości, okazuje się, że to tylko sam wierzchołek. I znowu od nowa - bo masz do ogarnięcia prawie całość. Nie jest tak w życiu? Jest. Na pewnym etapie myślisz, że wiesz już wszystko a potem przychodzi coś nowego, odmiennego.
  22. Perspektywa bezsensu się po jakimś czasie kurczy, jak napisałaś... Ale czy nie miałaś tak, że znowu po jakimś czasie orientujesz się, że tak na prawdę byłaś w głębokiej dziurze i ogarnęłaś tylko jeden procent tego bezsensu, a przed tobą pozostaje do ogarnięcia jeszcze kolejne dziewięćdziesiąt dziewięć procent? Tak jak z górą lodową - widzisz ją z daleka słabo, potem widzisz więcej, zbliżasz się do celu, a po jakimś czasie gdy wydaje ci się, że ogarniasz to w całości, okazuje się, że to tylko sam wierzchołek. I znowu od nowa - bo masz do ogarnięcia prawie całość. Nie jest tak w życiu? Jest. Na pewnym etapie myślisz, że wiesz już wszystko a potem przychodzi coś nowego, odmiennego.
  23. Perspektywa bezsensu się po jakimś czasie kurczy, jak napisałaś... Ale czy nie miałaś tak, że znowu po jakimś czasie orientujesz się, że tak na prawdę byłaś w głębokiej dziurze i ogarnęłaś tylko jeden procent tego bezsensu, a przed tobą pozostaje do ogarnięcia jeszcze kolejne dziewięćdziesiąt dziewięć procent? Tak jak z górą lodową - widzisz ją z daleka słabo, potem widzisz więcej, zbliżasz się do celu, a po jakimś czasie gdy wydaje ci się, że ogarniasz to w całości, okazuje się, że to tylko sam wierzchołek. I znowu od nowa - bo masz do ogarnięcia prawie całość. Nie jest tak w życiu? Jest. Na pewnym etapie myślisz, że wiesz już wszystko a potem przychodzi coś nowego, odmiennego.
×