Na to chyba nie ma złotej recepty,czy sposobu,to każdy z nas musi znaleźć w sobie,medycyna,czy raczej terapia może "pomóc" ale nie sądzę by to rozwiązywało problem,domyślam się że kluczową sprawą jest tu samoocena,postrzeganie siebie i...samotności właśnie,trzeba przez to przebrnąć,albo choć próbować przebrnąć,zaakceptować samotność,żywot dla siebie,czy może z czasem trochę "pogodzić" się z tym,nabrać dystansu i egoizmu.
Aczkolwiek mogę mieć skrajnie inną perspektywę,jako osoba która "emocjonalnie" jest "sama" większość żywota,zależy to też od charakteru,na ile jesteśmy aspołeczni,czy też "ciągnie" nas do ludzi.
Będąc w relacjach różnego typu,lepszych lub gorszych,jak mniemam wracamy wspomnieniami do tych lepszych i tego podświadomie chcemy/pragniemy? Pewności nie mam,to tylko gdybanina,wysoce prawdopodobne że bzdurna.
Wydaje mi się że potrzeba czasu,być może nawet dłuższego, "samemu",być może częściowo mózg przestawi się na "własne ja"/"robię to dla siebie".
Choć to akurat mój subiektywny punkt widzenia,rady konkretnej chyba nie da się dać w takowej materii.