Skocz do zawartości
Nerwica.com

maargooo

Użytkownik
  • Postów

    158
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez maargooo

  1. Dzięki, dzięki Odezwę się jak tylko zobaczę jakieś wyraźne rezultaty. Pozdrawiam Wszystkich serdecznie z mojego jak dotąd ponurego i sennego świata...
  2. Robercie wdrażam powoli Abilify (Arypiprazol), zobaczymy co będzie... 3 dzień na dawce 7,5mg, a od wtorku wskakuję na 15mg. Pokładam wielkie nadzieje, że mnie zaktywizuje...
  3. A ja wdrażam nowy lek... Zobaczymy co będzie. Aktualnie w dalszym ciągu bliżej dołka i senność tak ogromna, że mogłabym nie wychodzić z łóżka...
  4. Widzę, że u każdego z nas ciągle coś się zmienia... Ja od wczoraj nie radzę sobie z niskim ciśnieniem i straszną sennością, chodzę i się pokładam, a wieczorami klucha w gardle, nerwowość, denerwujące bicie serca i lęki.... We wtorek wizyta u lekarza, już nie mogę się doczekać, a zarazem boję się, że nic to nie zmieni albo dojdzie leków Czasami sama nie wiem czego chcę od tego leczenia...
  5. Robert znam ten ból, ostatnio jakiś czas zmagałam się z tak szybkimi zmianami, ale powiem Ci, że gdy przestałam się na tym koncentrować i regularnie brałam leki + różne dawki Hydro chociaż wieczorami by zasnąć, to jakoś samo się uspokoiło. Aktualnie kolejny dzień czuję się naprawdę fajnie Wiem, że to nie jest hipo, bo nie mam podstawowych najprostszych symptomów, więc mogę to nazwać zwyczajnie dobrym, zdrowym nastrojem. Nie chcę się zbytnio tym podniecać, bo doskonale wiem, jaka jest specyfika tych zmian i równie dobrze za 2 dni mogę wyć do księżyca... Wierzę, że u Ciebie się również trochę wyciszy, bo nie może to zbyt mocno przeciągać się w czasie, jest strasznie wykańczające. Łykaj dropsy, które pomagają Ci na określone stany i spróbuj odsunąć trochę na drugi plan świadomość, że Cię huśta (wiem, wiem, łatwo powiedzieć...) Trzymaj się ciepło, pozdrówki!
  6. Asmo nie ulega najmniejszej wątpliwości, że dobór odpowiednich leków jest kwestią BARDZO INDYWIDUALNĄ i każdy z nas powinien brań na dystans wypowiedzi i rady innych. Mówię to po raz kolejny, choć sama nie raz pytałam już jakie są Wasze doświadczenia z niektórymi farmaceutykami, ale wiem jak do nich podchodzić. Mogę powiedzieć ze swojego doświadczenia - lamotrygina jest pierwszym lekiem, z którym zaprzyjaźniłam się na dłużej i niewątpliwie uratowała mi życie (było to tuż po diagnozie, kiedy to sama zaczęłam szukać dobrego lekarza). Miałam wówczas bardzo ostre wyskoki w górę (wtedy nie były to hipomanie, tylko manie!), ale również depresje były tak głębokie, że 2 razy skończyły się próbami samobójczymi. Lamo służyła mi przez 1,5 roku w zestawieniu z innymi lekami, ale w miarę opływu czasu odnosiłam wrażenie, że działa na mnie coraz mniej (choć dobrnęłam do dawki 300mg/dobowo). Wystarczyło, że zapomniałam 1 tabletki wieczorem, a rano już leciałam w dół... Przy jednej z kolejnych wizyt (po tym jak zaczęłam odstawiać lamo, bo zbuntowałam się wtedy przeciwko chorobie i leczeniu) psychiatra zaproponował, że albo coś dokładamy, albo zmieniamy lek główny- stabilizator. Od tej pory zaczęła się moja przygoda z Tegretolem, karbamazepiną. Nie ukrywam, że na początku trudno było ustawić dawkowanie, bo doszłam do zbyt wysokiej dla mnie dawki i wystapiło kilka skutków ubocznych, ale to właściwie była kwestia 2 tyg. by dojść do tego jakiej dawki potrzebuje. Karbamazepinę biorę już ponad rok i powiem szczerze, że nie zamieniłabym jej tak łatwo na nic innego. Wiem, że w dalszym ciągu na mnie działa, bo sprawdzałam to nie raz pomijając 1-2 dawki. Właściwie skutków ubocznych nie odczuwam, nie przytyłam i jest ok. Przez własną głupotę mam tylko nie raz kontrolowany wyskok w górę (co bardzo lubię). Jeśli zdarzy się dołek, to nie trwa zbyt długo-kiedyś w depresji taplałam się miesiącami. Potrzebuję tylko do mojego skromnego zestawu (aktualnie biorę tylko 2 leki!) dołożyć coś na napady lęków, które nie raz mnie zaskakują nagle i przygniatają do dna... A najczęściej są one wywołane jakąś konkretną sytuacją. Nie zmienia to faktu, że ich natężenie jest nieadekwatne i utrzymuje się w czasie. To by było na tyle o lekach. W ostatnim czasie w sytuacjach kryzysowych (związanych z lękiem) ratowałam się Pramolanem (o którym Intel nie powiedział dobrego słowa w powyższym poście, dzięki czemu mamy kolejny przykład zróżnicowanego działania tych samych leków na rożnych ludzi ) Niestety Pramolan się wczoraj skończył, bo po raz 2 w ciągu 3 tygodni byłam świadkiem tragicznego wypadku samochodowego i dostałam takiej delirki, że łyknęłam ostatniego tabsa... Pozdrawiam wszystkich walczących z CHAD! Małgosiu, Asmo, Trust_me, Lolil...- trzymam kciuki za szybką poprawę!
  7. Podążając słowami pewnego rock'owego kawałka rozmyślam... - Ile jeszcze we mnie wiary, ile jeszcze we mnie samej sił, na nowe dni, ile szans? Ile jeszcze we mnie wiary, ile jeszcze we mnie samej sił, by dalej żyć w taki czas... Zmęczenie fizyczne sprawiło, że się wyciszam, czyli aktualna hipo nie jest głęboka, ani groźna Myślę zupełnie realnie, racjonalnie, nie mam natłoku pomysłów, ani omamów słuchowych, wiec czuję się tak 'akuratnie'; mogłoby tak pozostać na zawsze...
  8. Hej ludziska. Intel - rozumiem Cię, bo u mnie tez nagłe zmiany. Bóle, o których niedawno pisałam ustały. Wybiło mnie dość znacząco do góry, czułam, ze zbliża się hipo od niedzielnego południa. Nie ukrywam swojej radości z tym związanej No przecież muszę sobie jakoś wynagrodzić ostatnie deficyty nastroju... Wiem, że czym bardziej mnie bujnie, tym większym dołem zapłacę za kilka dni. Próbuję umówić się nareszcie do mojego lekarza na kontrolę, bo bardzo dawno u niego nie byłam, a sinusoida zmian faz strasznie się u mnie zagęściła ostatnio i boję się, że tego nie wytrzymam. Górka-dołek-górka-dołek i tak w kółko... Zdecydowanie nie są to ani manie z ostrym odpier*alaniem, ani depresje z próbami s. jak to było kiedyś, ale mimo wszystko chcę się skontrolować i być może coś zmienić w farmaceutykach. Wydaje mi się, że powinnam mieć w domu coś awaryjnego- zarówno na ostre lęki, jak i nagłe wybicia w górę, co by moje "loty" trochę spacyfikować- przykre, bo miło się fruwa z bananem na gębie , ale chyba konieczne... Pozdrawiam Wszystkich! P.S. Intel- witaj w klubie aktualnie latających, uważaj na siebie! Choć nie jestem zagorzała fanką COMY, ostatnio się relaksuje między innymi przy: [videoyoutube=] [/videoyoutube]
  9. Intel, Asmo, Małgosiu - dzięki serdeczne za odpowiedzi Byłam pewna, że tego bólu, nie mogłam sobie uroić, bo jest tak wyrazisty i upierdliwy, że szkoda słów, nie mogę się ruszyć swobodnie, usiąść wygodnie i nawet jak się położę to boli- dosłownie całe plecy, aż mnie palą, do tego boki i żebra... Na razie nic na to nie biorę, mam nadzieję, że obronie się przed głębszym dołem i samo przejdzie, czas pokaże... Póki co nieustannie lęki, napięcie i zupełny bezsens, aktywność właściwie żadna i brak motywacji bez względu na argumenty, które sama sobie wysuwam Ściskam Was...
  10. Hello... Jestem na bieżąco, ale nie odzywam się, bo brak mi sił i u mnie od jakiegoś długiego tygodnia również mało ciekawie- ciągły lęk, napięcie, smutek, totalne rozbicie i brak motywacji. Czuję, że wiszę nad przepaścią, ale chciałabym za wszelka cenę obronić się przed epizodem depresji. Coś się zmienia chyba we mnie, bo myślę o tym bym przespać cały ten gorszy czas, a wczoraj kolejną noc telepało mnie na łóżku przez 2,5h- lęk, napięcie, przeszkadzające bicie serca... Skusiłam się na 20mg Hydroksyzyny i potem jakoś poszło... Mam pytanie do BEZ URAZY "starszych wyjadaczy z zakresu ChAD"- Intel, Widmo, Barsinister, Małgosia7602 (oczywiście, jeśli ktoś inny również zaobserwował coś podobnego u siebie to proszę od odpowiedź) - czy u Was również podczas utrzymujących się dłużej lęków i przy stanie jaki opisuję powyżej, pojawiają się bóle fizyczne? Ujmując konkretniej, od kilku dni nie mogę sobie poradzić z bólem pleców oraz mięśni wzdłuż kręgosłupa i między łopatkami. Równocześnie nieprzyjemnie kuje mnie w okolicach żeber i w lewym boku... Czy ktoś z Was zaobserwował to u siebie?? Dziwi mnie to, bo dotychczas u mnie zawsze nerwobóle podłopatkowe pojawiały się pod koniec manii/hipomanii, a obecnie na pewno jestem bliżej tego drugiego bieguna Pozdrawiam Wszystkich serdecznie i wytrwałości w walce życzę...
  11. Trust_me - trzymam kciuki byś dała radę, nie odstawiaj leków!!! Wiem sama po sobie jak ciężko przetrwać taką nagłą zmianę, przeszłam przez to wielokrotnie i pewnie spotka mnie to jeszcze nie raz... Zaciśnij ząbki i walcz! Pozdrawiam ciepło Wszystkich Chad'owych...
  12. Super Robercie, moje gratulacje!!! Wysłałam Ci pw i czekam na maila z pełna wersją... trzymaj się i nie dawaj, uważaj na wyskok w górę, bo wiem jak to bywa z tym zatraceniem się w muzyce, są pewne symptomy zmian faz, itp. Pozdrawiam ciepło!
  13. Trust_me - Witaj na forum Spróbuj odsuwać od siebie lęk przed popadnięciem w deprę, bo to strasznie dezorganizuje i nasila inne lęki, wiem po sobie. Wmawiaj sobie, że wstaniesz, pójdziesz do szkoły żeby zmierzyć się z kolejnymi trudnościami dnia codziennego. Osobiście zawsze robiłam to w ostrzejszej wersji, bo ja sobie wmawiałam, że udowodnię tej słabej i wrednej su*e, która mieszka we mnie i wysysa ze mnie wszelkie siły, ze dam radę. Nie było to łatwe, ale czasem się udawało. Potem zaczęłam dopowiadać sobie do tej teorii, że jak jeden dzień zawalę, to potem namnoży się tylko problemów i nie będę potrafiła tego ogarnąć. A do tego aktywność spadnie jeszcze bardziej, spowolnienie wszystkiego i w ogóle będzie jeszcze gorzej. Leków nie odstawiaj, w żadnym wypadku!!! Może to wywołać zupełnie inne skutki niż podświadomie oczekujesz. Bądź dzielna, trzymam kciuki i pozdrawiam!
  14. Małgosiu co się dzieje? Tak nagle zaczęłaś spadać?? Piszesz o jakieś wiadomości... Wiem dokładnie jak to jest, bo ostatnie 20 min. niespodziewanie zostałam zaatakowana przez matkę i nasluchalam się jaka to ja jestem bezużyteczna, ograniczona, obojętna z premedytacją i wiele innych Nawet jeśli było w tym ziarenko prawdy, to mimo wszystko są tego jakieś powody, a epitety, którymi znów zostałam naznaczona są niewspółmierne do sytuacji. Mam dość takiego pastwienia się nade mną. Musiałam wziąć awaryjny przeciwlękowy, bo już czuję jak z hipo zaczynam spadać w dół i mnie telepie... Ku**a czasem nie mogę tego pojąć dlaczego obserwując tak dobrze siebie i znając pewne schematy zmian, nie jestem w stanie obronić się przed wpływem tej osoby na mój nastrój? Chciałabym tak po prostu "wyłączyć się" i nie słuchać, a najbardziej pragnęłabym się stąd wyprowadzić. To moje marzenie nr 1 na tę chwilę... Bronię się przed lękami, zamknięciem w sobie i wycofaniem. Mam nadzieje, że jutro znów obudzę się z lekką hipo... Małgosiu7602 - doskonale Cię rozumiem, ale przemyśl sobie dobrze ten cytat, który zamieściłaś w powyższym poście. Myślę, że musisz zawalczyć, po raz kolejny udowodnić sobie, że jesteś świetną i silną kobietą, która znów się dźwignie i wróci...wróci jak ja to brutalnie mówię "do świata żywych". Życzę Ci tego ze szczerego serducha i mam nadzieję, że nastąpi to jak najszybciej!!! Trzymaj się Kochana!!! Ja też właśnie podjęłam kolejną walkę o lepsze jutro, o swój nastrój...
  15. I tu masz rację Dżejmson - jest coś w tym naszym zaburzeniu co totalnie zmienia umiejętności komunikacji z innymi, niestety często na gorsze Ja również mam tak, że często nawet zwykłe,swobodne rozmowy sprawiają mi problem, a kiedyś byłam duszą towarzystwa, osobą, do której można było przyjść z każdym problemem i liczyć na obiektywna ocenę i masę alternatyw, co należało by w danej sytuacji zrobić... (Starsza siostra zawsze zazdrościła mi tego, przez co często jej znajomi przychodzili do mnie, a nie do niej, bo wiedzieli, że ze mną zawsze można pogadać i na każdy temat.) Teraz tę samą błyskotliwość i lotność umysłu posiadam w hipomanii. Poza nią czyli "zawieszona w próżni" z tendencją do depresji (bo nie wiem czy doświadczyłam już kiedyś remisji?), jestem zblokowana i to nawet na najbliższe środowisko. Nie raz na jakieś większej imprezie w gronie znajomych biorę partnera na bok i proszę byśmy jak najszybciej wrócili do domu, bo ja już nie wytrzymuje ze sobą- chciałabym coś powiedzieć, a nie mogę, tak jak by ktoś odebrał mi kilka podstawowych umiejętności Do tego czuję wewnętrzne napięcie, czasem pocę się i drżą mi ręce, jak by takie sytuacje mnie jakoś potwornie stresowały, a nie jest tak, po prostu czuję się jak za szybą lub w szklanej kuli bez tlenu bez możliwości ruchu... Wtedy łatwo popaść w depresję, bo zaraz potem pojawia się masa myśli typu "Ja to właściwie do niczego się nie nadaję, nie umiem tego/tamtego, nie radzę sobie z wieloma rzeczami, które dla innych są banalne itp., itd". U mnie wówczas lęki mocno się wtedy nasilają, a depresja pogłębia w piorunującym tempie- i mogę w tym tkwić tygodniami, czasem miesiącami. Dopóki, dopóty nie wydarzy się coś, co odzwierciedla moją wartość, bądź też nie zajdzie sytuacja, w której ktoś mnie doceni. Czasem wystarczy porządna impreza, dawka alkoholu, zresetowanie siebie i odstawienie stabilizatora na 2 dni- tak jak to zrobiłam w sobotę. Efekt jest taki, że do tej pory jestem w lekkiej hipomanii i dobrze mi z tym ALE ZAZNACZAM- NIKOMU NIE POLECAM I NIE POCHWALAM TAKICH CELOWYCH PRAKTYK!!!
  16. Widmo - bardzo dużo racji wg mnie jest w tym co piszesz, jak zwykle z zaciekawieniem czytałam Twój post Schematy psychologiczne zachowują się zarówno u ludzi zdrowych jak i w jakimś stopniu zaburzonych (tak jak u nas przy ChAD). Psychologia ma wbrew pozorom duży margines dopuszczalnych odchyleń, które i tak najczęściej dadzą się podpiąć pod jakiś szablon. Nie żebym się tu wymądrzała, ale w ciągu ostatnich 6 lat "liznęłam" trochę psychologii (w tym nie tylko ogólnej, ale również klinicznej i specjalnej). Również jestem zdania, że to za czym tak naprawdę podświadomie tęskni Dżejmson jest związane z nastrojem, pewnością siebie i innymi czynnikami hipomaniakalnymi. Sama mam dokładnie tak samo. Odkąd wiem o swojej "chadowej naturze" oraz mam ustawione leki, wydaje mi się, że moja codzienność jest jak to Dżejmson powiedział "całkowicie wyprany z mojej dawnej osobowości i charakteru, z dawnych emocji, marzeń itp; obcość samego siebie". Ale tak na chłodno, czy aby na pewno przed diagnozą było lepiej? Przecież choroba drzemała w wielu z nas już od dłuższego czasu/lat, tylko miarka nie zdążyła się jeszcze przebrać i nie było "zapłonu/ogniska zapalnego", do tego by ten bajzel umysłowy rozpętać na dobre. Myślę, ze tak właśnie jest- na siłę generalizujemy i utożsamiamy tendencje hipomaniakalne z normalnymi, by wykazać jak najbardziej jaskrawe i skrajne różnice i udowodnić sobie, bądź komuś jak te wszystkie prochy nas zobojętniają. A czy tak jest naprawdę? Ja myślę, że nie, zwyczajnie zmieniliśmy się pod wpływem tych wszystkich doświadczeń, a przy tym ta wyczulona chemia i biochemia naszych mózgów- jednak nieco innych niż te przeciętne... Pozdrawiam serdecznie Widmo, Dżejmson, Małgosia7602... i całą resztę również! A sama pędze już do dzieciaków na dalszą część praktyk, ech...
  17. No widzisz Robercie, wiec po raz kolejny sprawdza się teza, że z tymi lekami to różnie bywa. Jeśli chodzi o mnie to mi też na początku lamo uratowała życie i znacznie uplyciła "dołki i górki", ale jednak po 1,5 roku tak się do niej przyzwyczaiłam, że nawet dochodząc do dużej dobowej dawki przestawała działać I w moim przypadku z tego nowoczesnego leku przeciwpadaczkowego przerzuciłam się na "stary jak świat" lek przeciwpadaczkowy... Wcześniejszy mój post świadczy o tym, że pominięcie jednej nawet jego dawki jest odczuwane przez mój mozg i wszystko się zmienia, więc mogę być spokojna, że karbo jeszcze trzyma mnie w ryzach, a też minął ponad rok brania. Więc dla każdego co innego, hehe
  18. Dobry wieczór ludziska, wróciłam...tzn. aktualnie w piątek nagle odbiłam się z dołka. Zupełnie codzienne i prozaiczne wydarzenia miały tu ogromny wpływ na obrót nastroju. Wypad z matką na większe zakupy,potem wymarzłam prawie godzinę na przystanku autobusowym i mamuśka zaproponowała Grzaniec Góralski do kolacji po powrocie,byśmy się lepiej poczuły. Chętnie się zgodziłam, bo perspektywa kataru, dreszczy, bólu gardła itp. przez następne 3 tyg. mnie przerosła. A więc "dziabnęłam" 0,5 l 15% gorącego wina z imbirem, goździkami i innymi domieszkami, po czym zasnęłam jak dziecko i obudziłam się po 10 w dobrym humorze. Dla bezpieczeństwa pominęłam wieczorną dawkę Tegretolu- mojego stabilizatora...Idąc dalej- przyszła sobota, więc na planowałam sprzątania, prania, zakupów, bo wieczorem dawno wyczekiwana impreza, ale niestety jak wyszłam z domu tak mnie wciągnęło na 3h i obowiązki poszły na ok. Wysztywtowałam się i pojechałam się wyszaleć na zaje***ty koncert mojego lubego Wróiliśmy dziś po 4 rano zmęczeni i szczęśliwi, ale co dziwne obudziłam się o 6.30 w całkiem fajnej formie, hmmm... Już się domyślałam, co się kroi, bo 2 dawka karba pominięta przez alko%, więc zaczęłam wystrzeliwać w górę. Ale opanowuję się ile mogę. Dziś dzień cały pod okiem partnera, któremu się przyznałam, że bierze mnie hipo, więc wspólnie dopilnowaliśmy, by wszystko było wedle planu. Nie ukrywam, choć wiem jak o zgubne- czuję się rewelacyjnie! Hipo jest lekarstwem mej duszy, choć wiem jaka jest zwykle tego cena... Chyba zacznę odkładać wreszcie na tą dawno przekładaną prywatną wizytę u mojego psychiatry, bo coś czuję, że mimo mych trafnych obserwacji i wniosków nie obędzie się bez dołożenia czegoś awaryjnego- po 1-> na nagłe napady panicznego lęku, które momentalnie równają mnie z glebą oraz po 2-> jakaś olanzapina czy coś przy manii... choć to drugie z bólem serca, bo jest mi tak cudownie... Ale balansuje na cienkiej granicy i nie chcę nabruździć sobie w życiu jeszcze gorzej... A jak u Was Kochani? Sens- jak się czujesz?? Barsinister- co u Ciebie?? Intel- ogarnąłeś wku***enie?? Uściski dla Was i całej reszty ChAD'owych forumowiczów.
  19. Było tak przyjemnie, ale się skończyło Nie wiem jak to ogarnąć... Wczoraj nad ranem budziłam się z dziwnym niepokojem, czułam, że następuje jakiś nagły "zwrot akcji" w moim mózgu. Jakoś udało mi się to ciut stłamsić, by wyjść z domu i zmierzyć się z obowiązkami. Wieczorem niepokój i smutek wyraźnie się pogłębiły, 3-krotnie wybuchłam płaczem i dość szybko jak na mnie położyłam się spać, bo chciałam za wszelką cenę zatrzymać ten destrukcyjny proces przygnębienia. Dziś w nocy spalam czujnie i niespokojnie. Obudziłam się z przeraźliwym kołataniem serca i wyraźnymi lękami, a gdy już przyszła pora, by wstać to nie mogłam poradzić sobie z panicznymi myślami i lękiem. Zrobiłabym wszystko, by zostać w łóżku i pod żadnym pozorem nie wychodzić do ludzi, a już tym bardziej na te praktyki. Zaczęłam sobie wmawiać, że muszę się z tym zmierzyć, że przecież wiem, że to początek kolejnego epizodu depresji,a wszystko co teraz wydaje się najprostsze i czemu się poddam zaprowadzi mnie na dno i przeciągnie te stan w czasie... Oprócz Setaloftu połknęłam jeszcze tabletkę Pramolanu, na własne ryzyko, bo lęk paraliżował mnie na tyle, że nie mogłam sobie poradzić. Jakoś przetrwałam ten dzień, ale nie czuję się dobrze, nie mam siły totalnie. Biorąc pod uwagę, że ostatnie kilka dni zmagałam się z przeziębieniem i temperaturą, myślę, że może teraz trudniej mi walczyć z ogromnym spadkiem nastroju, a może tylko tak próbuje to sobie wytłumaczyć?... Cały czas jestem poddenerwowana, zwolniły mi obroty i najprostsze czynności sprawiają problem. Boję się, OKRUTNIE SIĘ BOJĘ - sama nie wiem czego, ale znowu czuję się totalnym zerem i nawet nie mogę się wysłowić, tylko ciągle obgryzam paznokcie/palce i nerwowo drapię plecy, kark i głowę. Kilkakrotnie stawałam dziś przed lustrem, by zapytać samej siebie, co się dzieje, ale to już nie te same oczy, twarz obcej mi osoby... Niebawem znów kładę się spać, bo zasypianie pewnie znów trochę potrwa, a muszę dużo wcześniej wstać, bo szykowanie i zmuszenie się do wyjścia z domu zajmie mi dużo czasu, masakra...
  20. Witajcie Kochani, jestem znów... w sumie nie było mnie stosunkowo krótko, ale jak zdążyłam już poczytać, to dyskusja dość żywa W sumie to sama nie wiem do czego się odnieść? Ciekawy był poruszony przez Was aspekt kontaktów seksualnych w ChAD, a właściwie wzmożony "apetyt" i przygodne wyskoki. Ze swojego doświadczenia wiem, że nasze zaburzenie ma na to istotny wpływ i nikt mnie nie przekona, że to tylko kwestia zasad/wartości, nastawienia, osobowości czy libido! Bzdura! Powiem z autopsji tak- w manii i hipo poszalałam nie raz,a potem wyrzuty sumienia gryzły do szpiku kości. Najlepsze było w tym to, że mimo iż działałam spontanicznie i chaotycznie, to jeśli wymagała tego sytuacja, to potrafiłam swoją "zakazaną randkę" zaaranżować i obmyślić tak, by nikt się nie dowiedział i by w zanadrzu mieć jakąś racjonalna wymówkę podszytą jakimś alibi, które mogła potwierdzić osoba trzecia. Wiem, że brzmi to dość skomplikowanie, ale jak nawet teraz sobie kilka takich sytuacji przypomnę to aż trudno mi uwierzyć, że sama byłam w centrum takich intryg I kto by pomyślała, że "motorem napędowym" do romansów i spontanicznych wycieczek z kochankami były procesy chemiczne zachodzące pod moją czaszką? Choć od tamtego czasu, gdy w ekstremalnych maniach szalałam jak opętana minęło sporo czasu, to jednak czasem do tego wracam... Gdy coś mi się mocno nie układa lub wkrada się monotonia to może nawet z utęsknieniem? W mojej obecnej sytuacji osobistej ostatnie zdanie brzmi brutalnie, nielojalnie i zimno, ale w głębi duszy wiem, że teraz mam przewagę, bo mogę skuteczniej kontrolować siebie, więc prawdopodobieństwo "naodpier***ania" jest znikome. Wchodząc w nowy, poważny i jak dotąd szczęśliwy związek założyłam sobie, że gdy czuje nadchodzącą 'górkę' to załączam sobie wzmożoną ochronę i kontrolę d*py i portfela , by potem nie wpaść w deprę przez kaca moralnego... U mnie aktualnie przez ostatnie niespełna 2 tygodnie całkiem stabilnie i przyjemnie. Udaje mi się dużo działać i zaczęłam podejmować się dość odpowiedzialnych działań. Tygodniowa opieka 7-miesięcznej siostrzenicy wyszła mi zaskakująco pozytywnie, a od tego tygodnia powróciłam na praktyki, więc również trudna praca z dziećmi. Jak na razie jestem zadowolona, choć fizycznie coraz mocniej doskwiera zmęczenie i za mało śpię. Dziś domowa dręczycielka podłamała mnie po raz kolejny swoim płytkim myśleniem Z racji, że postanowiłam poświęcić jej ten wieczór, zrobiłam pyszną kolację, byśmy mogły razem usiąść i jakoś spędzić ten czas. Było w miarę normalnie (choć dość ozięble jak zwykle). Gdy matka zobaczyła jak po kolacji łykam leki (a z typowo ChAD'owych była to tylko 1 pigułka stabilizatora!), poza tym 1-hormon,no i w obronie przed przeziębieniem, które zaczyna mnie łamać- 1 witamina i polopiryna. Mamuśka rzuciła tekst: "Czy Ty możesz mi powiedzieć po jaką cholerę wciąż bierzesz to gówno?!" Gdy zapytałam, co ma na myśli odpowiedziała: "no te psychotropy od Twojego czubka". Zaskoczyła mnie, majtki i cycki opadają jak się słyszy coś takiego. Już mi się odechciało jej cokolwiek tłumaczyć i zaczęłam żałować, że w ogóle zostałam kolejny wieczór w domu Podjęłam jedną próbę, krótkiej i konkretnej odpowiedzi, że już próbowałam odstawiać, ale czułam się źle i muszę to brać. Potem powiedziałam jej, że biorę tylko 1 tabletkę antydepresantu dziennie (bo wiem, że jest przeciwna antydepresantom), a stabilizator to coś zupełnie innego, ale niestety minęłyśmy się całkiem w rozumowaniu, bo ona tylko skwitowała, że jestem od tego uzależniona i pewnie gdyby podać mi placebo, to na pewno się nie zorientuje. Potem coś na temat, ze mam otępialy mózg od tego oraz, że wpędzam się biorąc ciągiem te leki w coraz większe gówno. Wkurzyła mnie, więc by nie zaogniać podsumowałam tylko, że już wcześniej zdążyłam zauważyć, że nie interesuje ją na co to biorę i co mi jest tak naprawdę, więc jeśli się jej wiedza nie pogłębiła na ten temat to z nią nie dyskutuje. Ale nie zmienia to faktu, że nastrój znacznie się obniżył na samą myśl o tym, że jutro obudzi mnie z samego rana, bo chce bym ochoczo uczestniczyła w porządkach na cmentarzu, ktore ona sobie zaplanowała, robi mi się niedobrze i "modlę się do kogokolwiek" o porządny deszcz z samego rana (bo raczej mam skłonności ateistyczne, wiec pseudo Bóg nie pomoże)... I jak tu żyć w zgodzie z ta osobą? Po raz kolejny się zastanawiam i przez takie akcje odechciewa mi się litować nad nią i w ogóle tu przebywać
  21. Małgosiu7602 - aż milo czytać takie słowa! Dobrze, że zmiana dawkowania leków przyniosła Ci ulgę i czujesz się lepiej. Oby tak dalej, trzymam kciuki i uśmiechu życzę U mnie zdecydowanie lepiej, odpoczywam u siostry od mojej szarej codzienności i zajmuję się uroczą 7-miesięczną siostrzenicą. To maleństwo działa na mnie megapozytywnie! Pozdrawiam Wszystkie chad'owe Bratnie Duszyczki
  22. Sens - jeszcze raz dzięki za poświęcony czas i Twoje słowa Wszystko to wiem z teorii, gorzej z praktyką. Zdecydowanie żal mi mamy,(która jest jeszcze młodą kobietą). Choć czasem o tym marze, to trudno pieprznąć drzwiami, wyjść do partnera i powiedzieć, że wrócę kiedy ona ochłonie... Do tego wszystkiego staram się patrzeć realnie - aktualnie nie pracuję, więc nie tak łatwo będzie mi się samej utrzymać, a we 2 jakoś dajemy radę. Nawet, gdybym pomyślała egoistycznie to zabierając większą część moich pieniędzy, którą dysponuje mama i idzie na utrzymanie domu, to myślę, że dalibyśmy sobie z partnerem radę, ale moje sumienie raczej by umarło. Mama by mnie znienawidziła, że ją olałam i doprowadziłam do realnych rozważań nad sprzedażą domu (które są absolutnie nieopłacane w tym momencie), a do tego przecież krwawica Dziadka i Taty... Tak, więc widzisz kochana Sens - to wszystko nie wygląda zbyt pięknie, a ja czuję się jak w martwym punkcie, nie ma się jak ruszyć w żadną ze stron. Pytasz jak radzi sobie moja siostra? Zupełnie dobrze, bo jest ode mnie starsza, wiec akurat tak się złożyło, że zdążyła wziąć ślub, gdy Tata jeszcze żył,a pół roku po jego śmierci wyprowadziła się od nas i zajęła się zakładaniem swojej rodziny. W styczniu urodziła córkę, więc tym bardziej ma swoje obowiązki, zmartwienia itp. Nie mam do niej żalu, bo strasznie ją kocham, to raczej nuta zazdrości, że jej się jakoś w życiu tak ładnie i szybko wszystko poukładało, a ja od wielu długich miesięcy/lat(?) wciąż zadaję sobie to samo pytanie- co robić dalej ze swoim życiem? Nawiązując do siostry- dziś wieczorem wyjeżdżam do nich na kilka dni, więc odpocznę sobie od mamy i skupię na małej siostrzenicy, która daje mi dużo radości Może uda mi się podładować akumulatory... A Ty Sens - jak się czujesz? Wszystko OK?? Pozdrawiam ciepło, Ciebie i Drugie Życie, które rozwija się w Tobie...
  23. Kochana weź poprawkę na to, że każdy organizm jest inny, do tego działanie leku też zmienia się w zależności od tego jak długo go przyjmujesz. Dlatego ja ze swojego doświadczenia,obserwując jak sama reaguję na poszczególne leki mogę powiedzieć: - arypiprazolu nigdy nie przyjmowałam, - karbamazepina usypiała i zamulała mnie, gdy brałam za dużą dawkę tzn. byłam w trakcie ustalania dawkowania z lekarzem i gdy poza wieczorną dawką brałam jeszcze 200mg rano to nie dość, że bolała mnie głowa i oczy to po godzinie musiałam się położyć. Aktualnie od niespełna roku jestem na dawce 400mg karbamazepiny wieczorem i czuję się bardzo dobrze- staram się brać ją w godzinach 20-21, a spać chodzę różnie, więc to nie jest tak, że połknę tabletkę i zaraz się muszę kłaść - olanzapina uspokajała i usypiała mnie zdecydowanie, a dodatkowo miała wpływ na długość mojego snu. Aktualnie nie biorę jej wcale, bo bywało, że spałam po 12-14h. Pamiętaj jednak i bądź ostrożna, gdy pytasz o poradę odnośnie działania farmaceutyków! Zwłaszcza w przypadku tego typu leków jest wiele czynników, które mają na to wpływ. Jedni z nas przyjmują ich więcej, drudzy mniej... Jedni są bardzo "lekooporni", inni natomiast wcale. Jedni będą jakąś substancję uznawali za "zbawienie", a inni za świństwo, którego nie tkną, bo np. wcześniej wystąpiły jakieś działania uboczne itp., itd... Dlatego ja odpisałam Ci na konkretnym, SWOIM przypadku, po to byś mogła uważniej obserwować siebie. Wiem z autopsji, że z czasem jest łatwiej. Dzięki za odp. na mój post i pozdrawiam -- 08 wrz 2013, 16:22 -- Sens - u mnie, podobnie jak pisze Lolil - również ciężko z tą asertywnością szczególnie w stosunku do mamy Nie potrafię powiedzieć jej wprost, coś się we mnie blokuje, zamykam się, a przy tym rośnie żal, rozgoryczenie... Zabrzmi to śmiesznie, ale w dość znaczącym stopniu się jej boję. Myślę, że przyczyny należy szukać już u podstaw, bo od dzieciństwa w domu nie rozmawiało się na trudne tematy, do tego to ona trzymała rygor i musiała mieć ostatnie słowo. Przy tym wszystkim dużo krzyczała, miała pretensje, manifestowała swoje racje... Dlatego teraz, gdy zostałyśmy same jestem jedyną osobą, którą próbuje sobie podporządkować. A że już większa ze mnie dziewczynka to nie jest tak łatwo, więc gdy coś mi się nie podoba to próbuję ignorować. Ja również dawałam mamie różne artykuły na temat CHAD, a nawet coś w stylu CV psychiatry, który mnie prowadzi, ale trudno mi powiedzieć z jakim skutkiem, bo schowała do szuflady i nie odniosła się do tego w ogóle, więc nawet nie mam pewności czy przeczytała. Natomiast mam pewność, że nie ma świadomości jak bardzo to co się dzieje w moim mózgu ma wpływ na nastrój, zachowanie, aktywność, czy motywacje. Mam wrażenie, że dla niej to tak jakby zaburzenie/choroba, które nie jest na namacalne (jak np. katar, złamana noga...), nie istniało. Ale takich ludzi jest akurat bardzo wielu.
  24. Lolil - jak na razie nie wymyśliliśmy z partnerem jak wybrnąć z tej trudnej sytuacji. Mówiąc wprost i ujawniając rąbek tajemnicy mojego osobistego życia- staram się rozdwoić i mieszkam na 2 domy (z przewagą u partnera). Rodzinny dom traktuje z ogromnym sentymentem (pomijając walory związane z wygodą- duża przestrzeń, działka i ogród). Zwyczajnie zbudował go mój Dziadek z Tatą, którego szalenie kochałam, a zmarł nieoczekiwanie na raka 2 lata temu Głównie dlatego tak trudno mi rzucić w cholerę to wszystko i zostawić matkę, która to właśnie mnie tak terroryzuje doprowadzając do w/w stanów... Myślę, że moja rodzicielka również nie rozumie jaką krzywdę mi wyrządza, tym bardziej, że sam fakt, że "na coś choruję i leczę się psychiatrycznie" jest dla niej niezbyt wygodny- w domu traktuje się to tak jak by nie było żadnego problemu. Bardzo Ci dziękuję za odpowiedź, a co do dalszego Twojego postu to już wcześniej Ci pisałam, że również długi czas wierzyłam w odstawienie leków i raz próbowałam, ale niestety nie powiodło się. Co nie znaczy, że jest to niemożliwe, każdy z nas jest inny, ma inny poziom wrażliwości i jest mniej lub bardziej labilny emocjonalnie, dlatego nie zamierzam nikomu odbierać nadziei i życzę wszystkiego najlepszego. Kto wie, by może i ja jeszcze kiedyś spróbuję? Na tą chwilę nie wyobrażam sobie życia bez leków, choć świadomie obserwując siebie wiem, że być może jestem dobrą kandydatką na lekomankę. Mimo tego czasem przeraża mnie świadomość brania ich do końca życia, bo nie jestem już nastolatką, ale do grona tzw."młodych ludzi" się chyba jeszcze załapuję, więc coraz częściej zadaję sobie pytania w stylu- o ile te leki skrócą mi życie, jak bardzo będę cierpieć mając lat 50? Obawiam się, że nie dożyję... -- 06 wrz 2013, 23:32 -- Malgosia7602 - również dzięki za odpowiedź tak jak pisałam powyżej, u mnie jest dokładnie tak samo. Z powodu tego, że ta konkretnie osoba od zawsze robiła "ferment" w domu teraz czuję się wręcz przewrażliwiona na jej krzyk, krytykę, obelgi i mówienie mi, że jestem do niczego... Z perspektywy bycia córką cholernie ciężko słuchać takich rzeczy, bo chwilami aż samo ciśnie się na usta coś równie wrednego i sprawiającego ból. Jednak ja tak nie umiem, staram się odnosić z szacunkiem do każdego człowieka z osobna, więc w tym przypadku po prostu na czas kłótni zamykam się w sobie, odchodzę jak zbity pies i cierpię w samotności... Tak to już jest jak ktoś ma miękkie serce i równie miękką d*pę... Spokojnej nocki wszystkim życzę, 3majcie się!
  25. Kochani jak to u Was jest z wpływem najbliższych osób na nagłe i diametralne zmiany Waszego nastroju? Chodzi mi głównie o tę ciemną, przykrą stronę i występowanie epizodów depresyjnych... Wczoraj po raz kolejny przekonałam się, że osoba, która ma olbrzymi wpływ na mój nastrój zburzyła całą moja stabilizację w ciągu 15 minut krzyku i słownych obelg to przerażające, bo od dziecka mam z tym problem i wiem, że to ma swoje korzenie od dawien dawna i tak się utarło... Jestem pewna, że silne oddziaływanie na moją psychikę przez tą osobę, pretensje, awantury, a zaraz potem udawanie, że nic się nie stało przyczyniło się do mojego rozwoju i uaktywnienia ChAD... a przy tym do późniejszych prób s...bójczych Czasem czuję się przez to jak marionetka w rękach psychicznego tyrana, a najgorsze jest to, że nie potrafię się uodpornić na to Wczoraj znów zostałam zmieszana z błotem, co poskutkowało wylaniem wiadra łez w samotności i powróciły lęki, niepewność i bardzo silne myśli samobójcze. Wyobrażałam sobie ulgę jakiej bym doznała kończąc ze sobą, uwolniłabym się od kogoś, kto i tak ma mnie za nic. Zastanawiałam się co napisać w liście pożegnalnym i jak przeprosić 2 najbliższe osoby, które szczerze Kocham (siostra i partner) za to, że nie wytrzymałam i odeszłam. co zostawić po sobie i jak załagodzić ból, który bym im tym sposobem świadomie zadała...itp itd. Dziś wstał nowy dzień, mam świeży umysł, z większym dystansem patrzę na zdarzenia z dnia wczorajszego, (wzięłam podwójna dawkę sertraliny, bo zamotałam się w lekach i po kawie myślałam, że nie wzięłam wcale, wiec może nie wpadnę w większy dół). Wiem, że za bardzo chcę żyć, by tak po prostu się poddać! Tylko jak? Sytuacja osobista jest naprawdę patowa i tak naprawdę trudno o rozwiązanie "za porozumieniem stron". Ale dość, nie będę Was zasypywać swoimi problemami osobistymi, każdy z Nas je ma i musi jakoś się zmierzyć. Napisałam to, by uzyskać Wasze odczucia odnośnie tego co na samym początku mojego postu -> podkreślone Pozdrawiam i spokojnego dzionka
×