Skocz do zawartości
Nerwica.com

maargooo

Użytkownik
  • Postów

    158
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez maargooo

  1. WolfMan, ty też się trzymaj dzielnie, a przy tych imprezach uważaj, by Cię zbytnio nie rozhuśtało w górę, bo to powszechne zjawisko, gdy nasze życie towarzyskie kwitnie Ja dziś mimo szaro-burej pogody, utrzymującej się gorączki z przeziębienia, mam nastrój na 5+, że aż miło. Trochę się nie wyspałam, bo Kweta+Hydro wzięte dopiero w nocy, a pobudka była wcześnie. Dziś nie zrobię tego błędu i wcześniej się spacyfikuję... Ktoś coś wie, co u Intela, Robercika słychać?? Nie było mnie tu kilka długich miesięcy i nie jestem w stanie przemaglować tyle dziesiątek stron zaległych postów...
  2. A co do mnie, to długo mnie tunie było, bo wiele się w życiu dzieje, nie miałam kiedy nadrobić lektury Aktualnie od ok.1,5 tygodnia wyraźnie nad kreską z dość stanowczym zarysem hipomaniakalnym, na szczęście kontroluję się by nie nabroić... Na początku października poziom Kortyzolu miałam tak wysoki, że na 2 tygodnie trafiłam do szpitala na dermatologię- nagła, trudna choroba skóry wywołana przewlekłym stresem..., było grubo, ciężkie antybiotyki, hektolitry bolesnych kroplówek, zapalenia żył wywołane nietolerancją wenflonów i w "gratisie" 2 niewiarygodnie dotkliwe interwencje chirurgiczne bez możliwości znieczulenia... i wiele innych szpitalnych atrakcji... Musiałam na cały pobyt odstawić mój jedyny lek na ChAD, z pełną świadomością, że wpadnę w którąś skrajność. Jednak choroba ciała, a nie umysłu miała wyjątkowo tym razem większy priorytet, dlatego wtedy kweta poszła w odstawkę. Teraz doszłam już prawie do siebie, ale żebym przypadkiem nie poczuła się"zbyt zdrowa", leżę zasmarkana z gorączką... A co u Was??? Jak "starzy, wątkowi wyjadacze"? Pozdrawiam Wszystkich znanych i nieznanych
  3. Hello Dobrze mówisz z tym, że to nie apetyt tylko najczęściej zmiany metabolizmu... ale ojjjj Marwil żeby tak od razu kusić Zdiagnozowaną na "nie branie żadnych leków", nooo odważnie Ja przez lata choroby brałam ich naprawdę sporo i właściwie na żadnym do tej pory nie miałam zbyt dużych wahań wagi, więc błąd robią Ci, którzy zaraz po wykupieniu nowego leku studiują dokładnie ulotkę i na siłę doszukują się u siebie skutków ubocznych (ja zaprzestałam tej praktyki). Każdy organizm reaguje inaczej, nie nakręcajcie się wzajemnie! To tak jak z mlekiem- jeden wypije 3 łyki i ma sr*czkę, a drugi 2 jabłka przepije litrem mleka i nawet nie puści bąka...
  4. Nadrobiłam 3 str. postów i znów jestem. Trochę jak postać epizodyczna jakieś opowieści, która pojawia się i znika Ale to akurat skutek tego, ze korzystam z sieci jedynie stacjonarnie, więc nie zawsze kiedy chcę mam taką możliwość. Co do mojego aktualnego stanu- od Sylwestra znów kweta poszła w odstawkę, mam oczywiście hipomanię jak na razie umiarkowaną. Ogarniam wszystko, ale jedyne, co najmocniej doskwiera to potrzeba odpoczynku i snu, której obecnie nie mogę zaspokoić. Np. dziś do 3.20 oglądałam w sieci filmy ze swoim partnerem, jak się położyłam to poleżałam 15 min. i wkurw mnie zaczął brać, że jestem zmęczona a znów nie mogę zasnąć. Biorąc pod uwagę, że wypiłam tego dnia 2 lampki wina i 2 drinki to nie ryzykowałam z moim Symquel'em i zażyłam 1/2 "mojej magicznej tabletki zwanej ostateczność". Biorę ją zazwyczaj przy silnych napadach lęku, początkach epizodu depresji itp. Doraźnie biorę 1/2, gdy hipomania rozkręca się na tyle, że pomagająca mi na bezsenność, ale tylko doraźnie jak dotąd Hydroksyzyna, nie daje rezultatów. A wiec tym razem też udało się usnąć dopiero po "tabl. ostatecznej"... Obudziłam się przed 9, ale dopiero o 9.20 zwlekłam zwłoki. Jestem trochę niewyspana, a co gorsza znów zaczyna mnie boleć ciało i jest takie przemęczone... Może niebawem spróbuję bez żadnej chemii zdrzemnąć się choć 30min.Bardzo, ooooj baaaardzoooo bym kutwa chciała, ale nie wiem czy wzmożona praca mózgu i natłok myśli na to pozwolą. Tak czy inaczej- spróbuję! WSZYSTKIM RAZEM I KAŻDEMU Z OSOBNA: ZDROWIA, ZDROWIA I JESZCZE RAZ ZDROWIA W NOWYM ROKU! A DO TEGO WSZYSTKIEGO TEGO, CZEGO SAMI PRAGNIECIE NAJBARDZIEJ. JAK TO MOWI MÓJ <3 -> TRZYMAJCIE SIĘ ŻYCIA JAK PRZYKLEJENI!!! Buźka Ludziska
  5. Ha, ha, ha... ale dobry dowcip Widać, że ktoś tu kompletnie nie rozumie. Łatwo pewnie tak oceniać stojąc z boku, ale niestety rzeczywistość jest dużo bardziej brutalna niż Ci się wydaje! Nikt z chorujących nie wybrał sobie choroby i wolałby być zdrowy, a tak naprawdę ani siła charakteru, ani też kwestia użalania się nad sobą nie uwarunkowały wystąpienia ChAD u nas. Zanim znowu rzucisz jakąś "tępą mądrość", to się dokształć może, bo są tacy na tym forum, co by za takie grypsy chętnie zlinczowali...
  6. Slow_down, Widmo - dzięki serdeczne za odniesienie się do mojej kwestii. Postanowiłam, że będę kontynuować dzielenie tabletek na pół, bo na razie nie obserwuję nic niepokojącego. Myślę, że działa podobnie jak wcześniej, czas pokaże. Trzymajcie się wszyscy i walczcie, nie rezygnujcie...
  7. Hello... a mnie znów tu nie było jakiś czas, a teraz zaglądam do Was po ostatniej hipomanii. Na własne życzenie sobie ją zafundowałam znów odstawiając z dnia na dzień mój lek. Wszystko potoczyło się tak jak się tego spodziewałam, czyli wybiło mnie w górę. Byłam bez leków od 12 do 25 grudnia i przez cały ten czas trwała hipomania, czyli jak wiadomo- psychicznie cudownie, słowotok, gonitwa myśli, euforia, optymizm, brak potrzeby snu itp. itd... Niestety organizm fizycznie nie wytrzymywał już takich obrotów i nie miał kiedy i jak się regenerować, co skutkowało w ostatnich dniach fazy potykaniem się, motaniem i przewracaniem. Jeden z wypadków w domu skończył się na pogotowiu, potem przewiezienie karetką do innej kliniki na tomograf komputerowy głowy Szczęście w nieszczęściu- jestem cała, nie mam żadnych krwiaków, zmian itp. Dlatego od 25. grudnia wróciłam na mój Symquel XR, ale żeby uniknąć zamulenia, senności i zupełnego braku motywacji przyjmuję narazie nie 300, a 150mg. Próbowałam w tym temacie porozumieć się z lekarzem, bo nie stać mnie narazie na prywatną wizytę, ale póki co milczy. Wyczytałam bowiem, że leku Symquel XR NIE WOLNO DZIELIĆ, KRUSZYĆ, ANI NIC Z TYCH RZECZY. JA JEDNAK OD 4 DNI TO ROBIĘ ŚWIADOMIE KROJĄC TABLETKĘ NA PÓŁ...TU MOJE PYTANIE DO WAS- CZY KTOŚ MOŻE POWIEDZIEĆ CZYM GROZI ŁAMANIE TEJ ZASADY NA DŁUŻSZĄ METĘ??? CZY CHODZI WYŁĄCZNIE O WIĘKSZE OBCIĄŻENIE ŻOŁĄDKA I WĄTROBY, CZY COŚ JESZCZE??? Z GÓRY DZIĘKUJĘ ZA WSZELKIE ODPOWIEDZI! Trzymajcie się cieplo... -- 28 gru 2014, 21:45 -- Ooo właśnie otrzymałam odpowiedź sms od mojego prowadzącego lekarza- że mogę na razie łykać po 1/2 tabletki... Ciekawe ile dla niego trwa to "na razie"? No, ale OK, niech będzie i tak...
  8. Lewiatanxxx, nie ma reguły z lekami. Na każdego dany lek może zadziałać inaczej! Jeden sobie chwali, drugi będzie krytykował... Ja Ci powiem że zaczynałam od Lamotryginy zaraz po diagnozie i uważam, że jest najłagodniejsza z wszystkich leków, które brałam. Czułam się naprawdę przyzwoicie i byłam na niej 1,5 roku. Następnym stabilizatorem, ktory sprawdziłam był właśnie Tegretol (karbamazepina) i powiem Ci, ze jeśli sie ustawi odpowiednią dawkę z lekarzem to również można na tym żyć; (początkowo ustawiając dawkę doszliśmy do zbyt wysokiej i po prostu musiałam zrezygnować zupełnie z rannej dawki i zostać tylko przy wieczornej, bo zaobserwowałam po rannym dropsie podwyższone ciśnienie w oczach jak by mi miały z orbity wyskoczyć i silne bóle głowy, które zmniejszały się tylko po drzemce w dzień). Jak już ustawiłam sobie dawkę stałą, wieczorna to nie miałam żadnych uciążliwych skutków ubocznych. Tym sposobem brałam Tegretol kolejne 1,5 roku swojego leczenia... Dodam tylko że zarówno przy lamotryginie jak i karbamazepinie brałam równolegle jeszcze rano antydepresant Setaloft (sertralinę), ale nie wiem czy to na pewno był mi niezbędny lek, trudno ocenić... Od lutego tego roku biorę tylko jeden zupełnie inny lek i narazie jest nieźle, nie miałam jeszcze ani jednego porządnego epizodu depresji, a to w moim profilu choroby zawsze przeważało. Powodzenia więc i cierpliwości w doborze farmaceutyków dla Ciebie
  9. _Jack_, ciekawy ten kawałek o cyklotymii, wpada w ucho, jest taki jakby trochę...hmmm...psychodeliczny... Włączam sobie kolejny raz
  10. Robercie, trzymam kciuki by te dręczące Cię myśli jak najszybciej minęły... Nie poddawaj się, bo zawsze jest o co lub dla kogo walczyć! Pozdrawiam ciepło- maargooo
  11. Ludziska kochane, Widmo, Marwil, powracając do tematu kwetiapiny, przypomnę z własnego doświadczenia! Małe dawki zamulają i naprawdę działają nasennie!! Ja rozkręcałam się do dawki 300mg w 9 dni, a zaczynałam od 25mg Ketipinoru czyli takiej "zwykłej" kwety i dopiero gdy dochodziłam do 300mg to wskoczyłam na ten wariant XR czyli o wydłużonym uwalnianiu. Potwierdzam, że małe dawki zamulają, bo jak brałam 25mg "zwykłej" kwety i każdego dnia jej wielokrotność to byłam załamana Senność i zamulenie było tak duże, że byłam prawie pewna że u mnie ten lek się nie przyjmie. Pamiętam jak dziś, jak po pierwszej 25-tce miałam czas operacyjny 15-20 minut by znaleźć się rozebrana w łóżku, bo inaczej zasypiałam na siedząco. Nawet później dostarczając 150mg dobowo kwety obserwowałam tą senność i zamulenie (+ jeszcze jeden skutek uboczny- mimowolne skurcze mięśni nóg, bardzo nie przyjemne, nie pozwalało zasnąć i budziło w nocy). Gdy przerzuciłam się na dawkę 300mg ale ZAZNACZAM SYMQUEL'u XR wszystko uległo zmianie. Owszem przez pierwsze dni jak brałam go o 21 to następnego dnia nie mogłam do 12-13 zwlec się z wyra i byłam nie do życia. Tylko początkowo nie zaobserwowałam tej ISTOTNEJ JAKŻE ZMIANY, że nawet jak biorę go o tej 21 to i tak spać się kładę w granicach północy, bo wcześniej mój organizm wcale się tego aż tak bardzo nie domaga... Zaczęłam więc testować jaka będzie najlepsza pora na niby wieczorną dawkę i po konsultacji z moim lekarzem wyszło, że spokojnie mogę ją brać o 17!!! Tak też jest od jakiś 2-3 miesięcy. Symquel XR jest bowiem takim specyfikiem, który maksymalne wysycenie/nasycenie osiąga dopiero po 5-6 godzinach, więc do tego czasu jestem jeszcze w dobrej formie. Jest to takie fajne uczucie lekkiego wyciszenia, psychicznego bezpieczeństwa, ale nie ma senności, która goni do łóżka. Teraz mam tak, że jak go wezmę o 17 to 22-23 zaczynam odczuwać senność i chcę mi się lulu, ale jak sytuacja wymaga ode mnie jakieś małej jeszcze aktywności to idzie się przeciągnąć do północy, a nawet 1. Potem zasypia się bardzo szybko i fajnie. Mam nadzieję, że powyższe info się przydadzą. Ja już wychodzę na prostą, oprócz tego że walczę z ciśnieniem w dalszym ciągu. Moj puls codziennie osiąga wartości powyżej 100, więc wejście po schodach to wyczyn, bo cały czas jakiś słoń siedzi mi na klacie... Ściskam Was moi Drodzy Towarzysze niedoli... Walczcie ile sił...
  12. Widmo, Kwety nie brałam bezpośrednio od 1 dnia picia czyli jakoś od poniedziałku, nie pamiętam dokładnie. Wcześniej raczej brałam regularnie, chyba, ze szykowało się jakieś większe picie, takie jak wesele, to też zawsze odstawiałam na te 2 dni. Do tej pory pominięciem choćby 2 dawek leku skutkowało u mnie podbiciem w górę, nigdy w dól. Inaczej niż było to przy lamotryginie, którą brałam 3 lata temu. Gdy lamo zostało pominięte, leciałam w dól na łeb na szyję i bardzo nasilały się stany lękowe. Teraz przy Symquel'u jest inaczej. Od dłuższego czasu potrafię trafnie i wcześniej wyczuć nadchodzący epizod, wiec jeszcze raz podkreślę- zrobiłam to w pełni świadomie! Więc nie zwalam na ChAD, bo sama jestem sobie winna. Po prostu przedłożyłam życie i samopoczucie swojej przyjaciółki ponad moje, a żeby jej pomóc i być na tak wysokich obrotach ("zameldować" ją chwilowo u siebie w domu, nadrabiać za nią obowiązki, gotować jej posiłki i generalnie rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać...), musiałam wpędzić się w hipomanię, bo inaczej nie byłabym o każdej porze do jej dyspozycji. Kiedyś to ona bardzo mi pomogła krzyżując cały misterny plan "strzelenia samobója", więc teraz czułam się jej dłużna... Tak, ta "górka" dała mi ostro po dupie i wiem, że gdy przyjdzie następna nie pokuszę się o takie "popłynięcie", tylko szybciej ją spacyfikuję... Widmo, dzięki za odp, pozdrawiam
  13. Marwil, Widmo, odpowiadając na Wasze posty... Po pierwsze nie biorę i nie brałam nigdy Ketrelu tylko Symquel XR, a mimo tego, że jedno i drugie jest kwetiapiną, to i tak są to nieco inaczej działające leki. Symquel ma postać XR i posiada specjalną "siateczkę", która pozwala na przedłożone jego uwalnianie i zupełnie inaczej się wchłania, a dawka która biorę nie jest wcale taka malutka, bo przy moim typie ChAD czyli tym z przeważającymi epizodami depresyjnymi zaczyna się od 50mg i na 300 się zostaje. Ja zdecydowanie nie jestem pacjentem maniakalnym, chyba że taka manię sobie sama ŚWIADOMIE zafunduje, jak ostatnio... "Górka" nie była nagła, tylko narastała przez te wszystkie dni, na początku przyjemna hipomania, która potem się rozbujała podsycana alkoholem, biorąc dodatkowo pod uwagę, że nie byłam chroniona żadnymi lekami. Na szczęście nie narobiłam strasznych głupstw, bo doświadczenie nauczyło mnie, że nie warto i udało mi się mieć do końca zaciągnięty hamulec bezpieczeństwa na pewne zachowania... Trochę pieniążków przepuściłam tylko na picie i kupiłam trylogię Grey'a za ponad 70 zł, ale trudno. Cóż więcej powiedzieć? Teraz już jestem ogarnięta, bo lek mnie spacyfikował i zmieniła się zupełnie potrzeba snu i jedzenia. Nie ma też gonitwy myśli, nadmiernego banana na gębie, słowotoku i całej reszty, więc jak dobrze pójdzie i nie odezwie się depresja, to znów przybliżę się znacząco do remisji. Dzięki za odpowiedzi, pozdrawiam Was ciepło!
  14. Jestem znów. Wczoraj wieczorem zakończyłam mój ryzykowny "eksperyment". I pomyślałam, że się z Wami tym podzielę. Przez 7 dni byłam wolna od leków, a tak naprawdę LEKU, bo jestem jedynie na kwetiapinie pod postacią SYMQUELu XR 300mg dobowo. Od minionego poniedziałku dodatkowo prawie codziennie spożywałam alkohol, zaczęło się niewinnie- od 1-2 piw z najlepszą przyjaciółką, a w czwartek dozowanie alko było już rozłożone na cały dzień. Od rana wypiłyśmy już po 3 kieliszki nalewki własnej roboty, a potem 0,5l czystej wódki na 2 osoby z przerwą od picia 2h. W piatek było ok, wiec tylko 1 piwo, a w sobotę plnowałysmy na wieczór 0,5 wódki we dwie na wieczór, bo jej życie osobiste całkiem się rozsypało i chciała się zresetować. Imprezę a z nią i picie %%% zaczęłyśmy o 18 i tak popłynęłyśmy, że na dwie dziewczyny wypiłyśmy 3x0,5l alko Jestem w szoku, że żyję dziś, bo ostatnia połóweczka to już nie była kolorowa 32% wódka tylko bimber który ktoś robił i miał koło 50-60 kalorii... Nigdy tyle nie wypiłam, nigdy też tak nie zdychałam. W szczegóły wchodzić nie będziemy, bo nie ma sensu, ale organizm został totalnie zatruty i dopiero dziś czuję się całkiem w miarę Ktoś z Was mógłby pomyśleć: "Chwalisz się, czy żalisz?!" i tu małe sprostowanie- piszę o tym, by Was przestrzec, bo tym że w manii jest się głupim czasem nie ma co się chwalić!!! Zdecydowanie to było gówniarskie zachowanie, bo przez takie tankowanie, dopiero wczoraj wieczorkiem wzięłam Symquel i czułam się bezpiecznie. Wiem, że gdybym go nie wzięła, stan maniakalny ciągnąłby się dalej, a mój organizm wciąż poddany byłby ogromnym obrotom ze strony mózgu i skrajnemu wyczerpaniu ze strony ciała... ABSOLUTNIE NIE BIERZCIE ZE MNIE PRZYKŁADU, bo płaci się wysoką cenę Wiem, że "górki" są fajne, człowiek taki rozgadany, wesoły i ma tyle pomysłów, ale nie tędy droga! Przez ten tydzień spałam od 40min na dobę do max 2h, do tego przez ciągle podtruwanie alko- nie jadłam zbyt wiele, czasem wcale i zjechałam coś ponad 3kg na wadzę, ale co z tego jak wczoraj wieczorem zastanawiałam się czy nie zamknąć się dobrowolnie w szpitalu. Nie zrobię tego, bo dziś już jest dużo lepiej, wiem doskonale co przez ten tydzień robiłam źle i wyciągnę z tego wnioski oraz nauczkę. Po raz kolejny robiłam coś, co ktoś inny mi narzucił, teraz wiem, że w takich sytuacjach a właściwie w tej chorobie trzeba najpierw patrzeć na siebie! Mania powoli i skutecznie pacyfikowana lekami, dziś jeszcze zdycham, bo jestem strasznie senna, a mam przy tym podwyższone lekko ciśnienie i co gorsza puls w granicach 110... Koło 17 normalnie wezmę swoją stałą dawkę kwety więc sen w nocy mam zagwarantowany i zjazd z epizodu manii również. Czym odpłacę i jak dotkliwie- pokażą najbliższe tygodnie, ale jedno wiem na pewno: Jeśli ktoś mi powie że ChAD nie istnieje a leki przy tym to tylko placebo, to wyśmieję go w twarz, bo sama zafundowałam sobie cierpienie przez ten tydzień i wiem jak jest... Może ktoś z cierpiących wysnuje z mojej wręcz "intymnej" opowieści jakieś wnioski dla siebie, oby! Trzymajcie się życia "jak przyklejeni" i strzeżcie się mani/hipomanii, uważajcie co robicie w tym stanie... Ja powoli wracam do pionu...
  15. Noooo...- i dzś od bladziuchnego świtu od nowa "Polska ludowa", czyli tak jak się domyślałam, pominięcie dawki mojego Symquel'u zaowocowało kolejna próbą wbicia mnie na wyżyny te hipomaniakalne... Ku*...cze... cieszyć się czy płakać??? Bo już sama nie wiem? Cieszę się, że mnie depra na razie nie gniecie (do czasu, bo wiadomo, że "górkę" trzeba będzie prędzej czy później deprechą porządną dopłacić), ale smucę się, że euforia i entuzjazm obecny są takie sztuczne, chwilowe, chemiczne, ChAD'owe... W dupie już mam to wszystko chyba, albo raczej- udaję chwilowo, że mam. Znalazłam jakieś takie dziwne 'pop-rock-disco' ostatnio, w nawiązaniu do powyższego, posłuchajcie słów Buźka "Dzieciaki' Drogie ChAD'owe , jakoś może przetrwamy? Albo i nie...
  16. Od minionej niedzieli albo poniedziałku mam hipomaniakalny nastrój... Dobrze mi z tym, ale dziś chyba było apogeum, bo kolejny dzień dostarczałam do krwi %%%, a dziś to już w większej dawce i od godziny 20 czuję jak uchodzi ze mnie powoli energia, optymizm i życie... specjalnie pominęłam dziś dawkę leku, bo za dużo wychlałam i wiem, że byłabym bliska zawału jutro gdybym bezwzględnie wzięła, a poza tym u mnie pominięcie najczęściej wybija, więc może jednak uchronię się jakoś na razie przed epizodem depresji, zobaczymy. Prawie się podłożyłam znowu do "wydziarania" dziś, k*rwa, dobrze że mi hipo mija, bo nie wiem czy nie przesadzam z tym tempem życia i luźnymi pomysłami na siebie i stratę ostatnich groszy jakie zostały mi na życie... Remisji dla wszystkich zmagających się z epizodami- zarówno depresji jak i manii... Trzymajcie się Ludziska!
  17. Witajcie! Wiem, bardzo dawno mnie tu nie było, więc też trudno nadrobić wszystkie posty, to mało realne, dlatego przeczytałam kilka ostatnich stron... U mnie trochę nijak, bo praca zarobkowa się skończyła, a ja mimo sporej ilości czasu nie potrafię do wykorzystać na nadrabianie zaległości (które sobie zaplanowałam na czas dopóki nie zdobędę się na znalezienie nowego zajęcia). Obserwuję, że coraz więcej śpię, a to niepokojące u mnie... Nie mam na razie epizodu depry, ale remisją też chyba tego nie można nazwać. W ostatniej malej hipo zafundowałam sobie takie wrażenia, że byłam już myślami w szpitalu, a jedną nogą po tamtej stronie, więc pierwszy raz nie tęskno mi do "wzwyżki" nastroju. Wiem, że jak wreszcie dam sobie sama kopniaka w tyłek i napiszę pracę, która się tak niemiłosiernie ciągnie, to i nastrój się poprawi... Pozdrawiam wszystkich- "starych" i nowych wyjadaczy tego zacnego forum maargooo
  18. Kochani, aż włosy na grzbiecie cierpną jak się czyta większość wpisów Przykro mi, że tak wiele osób teraz cierpi i zmaga się z epizodem depresji. Ja parę dni temu, też wspominałam, ze lecę w dół i bardzo się obawiałam, co przyniesie każdy następny dzień, bo oprócz permanentnego smutku i zrezygnowania pojawiło się również napięcie i lęk... Na szczęście trwało to jakieś 3-4 dni, z czego tylko pierwszego dnia poratowałam się jednorazowo połówką alprazolamu i teraz jakoś złagodniały nieco te wszystkie negatywne odczucia. Dzięki temu w miarę funkcjonuję. W poniedziałek mam ekspresową wizytę u swojego psychiatry- tylko wpadam po nową receptę i wypadam, a to w związku z tym, że mój cudowny lek jest nieosiągalny (pisałam o tym parę stron wcześniej, chodzi o Symquel XR 300mg). Obawiam się trochę, że jak będę brała 6 tabsów po 50mg, to będzie to jakoś inaczej działało i odczuję negatywne skutki, jak to było przy Ketipinorze od którego zaczynałam również zwielokrotniając liczbę połykanych 25mg-ówek... nie wiem co myśleć Pozdrawiam szczególnie ciepło wszystkich tych, dla których ChAD nie jest aktualnie zbyt łaskawy!!! Trzymajcie się Współtowarzysze tej wiecznej udręki, razem raźniej!
  19. Jestem w wątku znów na bieżąco, przerobiłam ostatnie 9 stron, wniosek- zdecydowana większość narzeka, więc i ja nie będę się dziś wyróżniać... Pierwszy raz od kilku miesięcy wzięłam dziś o 13 Alprox (Alprazolam), czułam, że to odpowiedni moment i być może nie jest jeszcze za późno. Ten lek jest dla mnie awaryjny i działa podobnie jak pisał niedawno magic. Od kilku dni szarpią mnie nerwy mocno związane ze smutkiem i "kluchą w gardle". Dziś od samego rano (wstałam 10.30 ) nie potrafiłam się cieszyć wolnym dniem, tylko już spinałam się myślą o jutrzejszym powrocie do pracy. Do tego bezradność i zastój w pracy dyplomowej mnie dobija strasznie i jestem w czarnej d*pie... Jestem świadoma, że wiele czynników wpływa na to, iż moja psychika w ciągu ostatnich dni znacznie siadła. Nie jest to jeszcze deprecha, a ja naiwnie wierzę, że zdołam się przed nią obronić... Dziś przez przypadek wpadłam na kawałek, który wpadł mi w ucho i pewnie zaraz przesłucham jeszcze raz, choć do samej osoby Piotra R. nie pałam jakąś pełną podniecenia sympatią, ale podzielę się, może komuś też przyniesie ulgę... Pozdrawiam resztę "elity"
  20. Widzę, że sporo się u niektórych dzieje. U mnie bez zmian- praca w tym tygodniu ze zwiększoną do 10-11 liczbą godzin i dodatkowymi w niej obowiązkami sprawiła, że jak się po 19 wczoraj położyłam na drzemkę pod kocem, tak wstałam cała obolała od spania w umundurowaniu dziś o 10 (fakt, ze przebudzałam się jakieś 2-3 razy, ale tak bardzo chciało mi się dalej spać, że zaraz zasypiałam). Mam nadzieję, ze to był zdrowy sen i po prostu tego potrzebowałam, by się trochę zregenerować... A teraz pytanie do Was- kto przyjmuje kwetiapinę konkretnie pod postacią o wydłużonym uwalnianiu SYMQUEL XR 300mg ??? Od dłuższego czasu mam problem z realizacja recepty na to, bo podobno już nie ma tego w hurtowniach, pytałam w wielu aptekach i jeszcze mają próbować mi z Katowic ściągnąć (jestem z okolic Łodzi). Zaczyna mnie to martwić, że być może będę musiała zmienić leczenie A odkąd jestem na tym konkretnie leku czuję się naprawdę przyzwoicie! Wiecie coś o refundowanym zamienniku, który miałby też formę wydłużonego uwalniania??? Bo ja szukałam w necie i nie znalazłam... Z góry dzięki za wszystkie odpowiedzi Trzymajcie się życia "jak przyklejeni"!
  21. Marian - masz rację, nie ma co spekulować na wyrost i gdybać wybiegając zbyt daleko w przyszłość. Przede wszystkim w miarę możliwości jak najbardziej obiektywna i ciągła obserwacja samego siebie, to Ci doradzam. Prawdą jest, że każdy organizm jest indywidualnością w reakcji na te same leki, ja już przechodziłam zarówno przez lamotryginę na dłuższą metę jak i karbamazepinę. Lamo była pierwszym moim lekiem, zaraz po diagnozie - wyciągnęła mnie z bardzo głębokiej i długotrwałej depresji, równocześnie spłycając rozhuśtane manie do rzadko występujących hipomanii. Przyjmowałam ją przez 1,5 roku (z innymi lekami), po czym jakby zupełnie przestała działać Znów zdarzały się manie, ale przewaga była depresji, która wgniatała mnie w ziemię i odbierała chęci do czegokolwiek. Podobnie było z karbamazepiną- "rzut choroby" w postaci głębokiej depresji nastąpił po ok. roku stałego przyjmowania, a byłam wcześniej przekonana, że nigdy nie rozstanę się z karbamazepiną. Potem 2 miesiące Abilify, które miało być cudem farmakologii, a jakoś nie było poprawy, ani mnie nie ustabilizowało zupełnie. Aktualnie od pierwszych dni lutego jestem na SAMEJ kwetiapinie pod postacią o wydłużonym uwalnianiu Symquel XR 300 mg i jest naprawdę przyzwoicie. Wiadomo, są czasem lekkie zawirowania, ale zdecydowanie związane z jakąś konkretną sytuacją, którą mocniej przeżywam w dół lub w górę, ale nie są to zapewne epizody chorobowe. Mimo wszystko czasem zastanawiam się- jak długo tym razem będzie przyzwoicie i stabilnie, ale przy naszej chorobie trzeba czerpać z każdego dnia, a nie wybiegać daleko w przód Pozdrowionka dla Wszystkich i owocnego "ustawiania leków"!
  22. Witajcie Nareszcie nadrobiłam te kilka długich stron postów... Widzę, że się dzieje u co niektórych... U mnie względny spokój- w ciągu ostatniego miesiąca miałam 3 delikatne i raptem 1-2 dniowe epizody hipomanii, które nie poskutkowały niczym negatywnym. Depresją też jak na razie nie odpłacam, więc jest OK. Coraz bardziej spina mnie jednak fakt, że moja praca dyplomowa 2 miesiące temu stanęła w miejscu, a ja nawet w ciągu tych wolnych dni nie napisałam nawet 1 zdania. Zostało mi trochę ponad 2 tygodnie, by napisać ją całą, a biorąc pod uwagę powrót do pracy od jutra- czarno to widzę Codzienna praca z dzieciakami "wyciska ze mnie" całą energię na tyle mocno, że nie mam siły zjeść jak wracam do domu... No, ale nie będę się Wam tu użalać, nie w tym rzecz. Po prostu ogólnie czuję się całkiem przyzwoicie, tylko ten biegnący zbyt szybko czas mnie dobija... Nie wiem jak sobie poradzę, zobaczymy... Tradycyjnie trzymam kciuki za Wszystkich bardziej i mniej cierpiących!
  23. Intel - zgadzam się z tym w pełni. Cokolwiek bym nie robiła, i jak bym nie przestawiała swojego myślenia i nastawienia, to jeśli pojawiają się pierwsze symptomy depresji, to tak, czy inaczej, będzie to jej kolejny cios w moją stronę. Jest tak odporna na wszelką obronę, że i tak muszę za każdym razem poczuć na własnej skórze jej atak, by epizod zjazdu był zaliczony... Niestety tak to się odbywa
  24. Kochani ja również życzę WSZYSTKIM: STABILNYCH, CIEPŁYCH I PEŁNYCH RADOŚCI ŚWIĄT!!! A co do mnie: koniec tygodnia i znowu mała hipo Cieszę się, bo trzymam ją w ryzach i wszystko pod kontrolą, dzięki czemu mogę z niej czerpać czystą przyjemność... Intel robi remont, S jak... - ogródek, a ja zaraz po świętach spełniam swoją dawną zachciankę, która znów odżyła i robię sobie "dziarę" Kasę sama zarobiłam, odłożyłam i tylko 2 osoby będą wiedziały (partner i kumpela, która akurat pojedzie na poprawkę swojego tatoo). Mam zamiar wreszcie spełnić to swoje małe życzenie, choć spotka się to ze sprzeciwem pewnych osob, trudno, chyba jestem zmuszona to przed niektórymi ukryć, choć na jakiś czas... Jeszcze raz: MOKREGO ZAJĄCZKA I ROZEŚMIANEGO JAJKA WAM ŻYCZĘ
  25. Asmo - jestem w szoku, że po tym, co Cię ostatnio "pozamiatało" zrezygnowałeś jednak ze szpitala. Pilnuj się drogi kolego, bo te jazdy nie były dobre... Obserwuj się bacznie i jak grzeczny chłopiec łykaj dropsy. Życzę Ci, by karbamazepina zdziałała w Twoim przypadku cud i byś się na nią nie uodpornił jak ja ostatnio Trzymam za Ciebie kciuki... Pozdrawiam Wszystkich ChAD'owców! Walczcie o każdy pozytywny lub chociaż przeciętny dzień
×