Skocz do zawartości
Nerwica.com

maargooo

Użytkownik
  • Postów

    158
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez maargooo

  1. Hej Ludziska! Ktoś się wypowie jak u niego przebiega ChAD, gdy normalnie bierze leki i pozwoli sobie na jakieś %? I to nie incydentalnie raz za czas, a jakoś tak przez kilka dni... Chodzi mi o normalne branie dropsów i jakieś piwka przy tym. Dodam że mój aktualny zestaw to Lamotrygina rano i wieczorem, Sertralina rano i Olanzapina wieczór. W tamtym roku byłam 2 miechy bez leków zupełnie i było twarde lądowanie, mam ostry i wielopostaciowy epizod psychotyczny za sobą i generalnie przed rozpoznaniem go były grube jazdy bez trzymanki, już sobie otwierałam wieko od trumny. Ogarnięte to zostało i dlaej w miarę ustawiane leki pode mnie. W tym pozwoliłam sobie wzeszłym miechu pogazować trochę piwkami przez 2 tygodnie i włączyła się ta sama jazda, tzn. że nikt kogo mam wokół siebie nie jest przypadkowy, że moi bliscy znają moje przewinienia i myśli i robią mi nazłość, knują przeciwko mnie za plecami, że imiona ludzi których znam powielają się, bo to taki eksperyment czy zorientuję się, kto jest tym złym a kto dobrym i generalnie towarzyszą temu omamy słuchowe, i bardzo silne myśli s... Z konsultacji z medykiem wynika że to alkohol indukuje takie zachowania po przez interakcje z lekami i generalnie %%% nie sprzyjają neuroleptykom takim jak Ketrel który brałam przed olanzą. Niby wszystko wiem, muszę uważać ale jestem ciekawa czy ktoś z Was miał podobnie?? Bo mi to trochę zakrawa o jazdy schizofreniczne i tak się zastanawiam na ile te 2 choroby mają wspólne płaszczyzny objawów. Dodam, że aktualnie ogarniam i jest dobrze i uprzedzę że mam gdzieś Wasze ewentualne słowa krytyki Czekam na odpowiedzi tych którzy mają jakieś podobne sytuacje za sobą, nic więcej. Tymczasem ziomki
  2. Warning - być może dla Ciebie to faktycznie zbyt duża dawka, choć powiem Ci że 100mg lomo to wcale nie jest jakiś szał. A może po prostu Tobie ona nie służy lub też branie jej wraz z innymi lekami podkręca działanie, trudno powiedzieć. Najlepiej skonsultuj to z lekarzem. Monster6 - niepokojące to co się z Tobą dzieje... Albo tak trafnie dobierasz słowa przejaskrawiając dramatyzm sytuacji ALBO, CO WYDAJE MI SIĘ BYĆ BARDZIEJ PRAWDOPODOBNE - jesteś chłopie w tak rozkręconej i silnej hipomanii (może już manii?), że dziwię się Twojemu uporczywemu zamykaniu na leki. Moja dobra rada, jeśli chcesz odetchnąć wreszcie i nie napytać sobie biedy to leć do lekarza i spacyfikuj się czymś. Nawet jeśli nie odpieprzysz nic, bo się pohamujesz, to dostaniesz prędzej czy później w dupę somatycznie (od strony ciała), a nie wspomnę już o tym całym galimatiasie, który masz w głowie... Mówię to wszystko z ogromnym zrozumieniem, uwierz mi, bo wiem doskonale jak smakuje zarówno hipo, jak i rozszalała mania. Ja po kontroli u Psyche-podjęliśmy wspólnie, że narazie bez radykalnych zmian, zostaje na 1 wiodącym dropsie, ale zwiększona dawka ( Kweta o wydłużonym uwalnianiu ), by ustabilizować się po ostatnich sinusoidach epizodów chorobowych. Zobaczymy co dalej, narazie daję radę. Pozdrawiam wszystkich i nikogo (niepotrzebne skreślić).
  3. Warning, moja drobna sugestia byś jeśli masz taką możliwość - większą część całkowitej dawki brała na noc, a mniej rano. Daj szansę lamotryginie, bo to naprawdę w mojej ocenie - jeden z najdelikatniejszych stabilizatorów i leków na ChAD... Nie wiem jak u mnie się sytuacja potoczy z farmaterapią, ale przetestowałam już kilka substancji i w moim wypadku wygląda to tak, że jak już dobiorę odpowiedni lek to jest znośnie jakiś czas i potem bęc - ostry epizod depresyjny... No ale teraz mniejsza o to, ustabilizowałam się, a lada dzień kontrola, więc się okaże co dalej.
  4. PAMIĘTAJMY, ŻE KAŻDY, ABSOLUTNIE KAŻDY LEK NA RÓŻNE OSOBY MOŻE I NAJCZĘŚCIEJ TAK JEST- DZIAŁA INACZEJ!!! Jeśli o mnie chodzi mogę Ci zasugerować cierpliwość, bo zaczynałam leczenie po diagnozie właśnie od lamotryginy i rzeczywiście początkowo byłam senna i trochę spowolniona. Po jakiś 2 tygodniach znacznie to osłabło i spokojnie mogłam pozostać na stałe przy dawce podzielonej na rano i wieczór. Niestety lub stety mój ówczesny zestaw leków zawierał także oprócz lamotryginy niewielką dawkę SSRI jedynie rano. Finalnie przyjmowałam lamotryginę jako wiodącą w dobowej dawce 200 mg (100 - 0 - 100) oraz 50mg sertraliny rano. Mogę jednak śmiało powiedzieć, iż uważam lamotryginę za naprawdę dobrą i dość życzliwą dla organizmu substancję. Dość szybko wyprowadziła mnie z głębokiej depresji, a także uchroniła przed kolejnymi epizodami manii. Nie powiem złego słowa poza lekkim drżeniem rąk i delikatną suchością w jamie ustnej, które u mnie powodował ten lek, co jednak w ogolnym rozrachunku było tak mało znaczącę, że nie stanowiło podstawy do zmian. Mimo tego, że po 1,5 roku przestał na mnie działać i musiałam się z nim pożegnać, to i tak uważam, że warto dać mu szansę, a więc Warning- cierpliwości i samoobserwacji!
  5. A u mnie trochę szerzej, ciut smutniej... Zaplanowane od dawna, wynikające z przymusu sytuacji, odstawienie leków na pełną dobę skutkowało wewnętrznym przygaszeniem "światła optymizmu", które w sobie pielęgnowałam ostatnio. Przytępienie bystrego umysłu i wygładzenie ostrego jak brzytwa spojrzenia na życie odbieram jak brutalny strzał z liścia w gębę, ale nie klasyfikuję tego jako jakiś 'zjazd' czy załamanie, na szczęście... Można więc rzecz, iż dalej w miarę stabilnie, choć trudno przewidzieć co się może wydarzyć i jak zacznie się nowy tydzień, czas pokaże, dziś grzeczny powrót do chemii i plan by się wyspać trochę. Spokoju w miarę możliwości z przebłyskami zdrowia życzę Wam Wszystkim... I to nie ironia czy cynizm!
  6. maargooo, i tak trzymaj. to chyba najważniejsze, żeby się nauczyć samokontroli emocji (chociaż trochę). Życzę wszystkiego co najlepsze i jak najmniej wahań nastroju Dzięki Dryagan za życzenia, na razie samokontrola jest na tak wysokim poziomie, że sama się sobie dziwię, ale to dobrze. Obiektywizm i samokrytycyzm oraz wykładanie innym ludziom tzw. "kawy na ławę" również póki co przynosi zamierzone skutki. Oby tak dalej... Tobie również wszystkiego dobrego i by choroba była łaskawa.
  7. Witajcie Ludziska! Nie zaglądałam tu baaaardzoo długo (myślę, że lekko ponad rok) i właściwie nie wiem co mnie skłoniło do zmian, hmmm... Powiedzmy, że ciekawość - ilu starych znajomków jeszcze tu spotkam (?) Nie jestem w stanie ocenić tego nazwijmy to "szerokokątnie", bo musiałabym drugie tyle spędzić na czytaniu postów. Przeczytałam tylko ostatnie 5 stron i to wystarczy, by wirtualnie uścisnąć dłoń poniższym: Intel, Dryagan, Zdiagnozowana, _Jack_, Carica - widzę, że się trzymacie "starzy wyjadacze" Miło po tak długiej przerwie zobaczyć tu Wasze nicki... U mnie jak zwykle się dzieje- zarówno w życiu, jak i w przebiegu choroby. Oceniając krótko ten drugi aspekt- od września 2016 ciągnęła się umiarkowana depresja, która w okresie Bożego Narodzenia została zastąpiona lekką i kontrolowaną, przyjemną hipomanią. Potem w sylwestra w wyniku silnego stresu i negatywnego bodźca od osób trzecich- nagły zjazd w dół, który skutkował nawrotem depry i W CIĄGU JEDNEJ DOBY! otarciem o... trumienne wieko. Następnie po kilku dniach wyciszania lęków wywaliło mnie płynnie w hipo, które było jeszcze bardziej kontrolowane... Można powiedzieć, że od tamtej pory jest w miarę spokojnie. Wszystko to przyczyniło się do pewnych decyzji i zmian w życiu osobistym (których nie żałuję!), ale przeszłam przez ten sajgon bez żadnej pomocy specjalisty. Czuję, że jestem totalnie rozregulowana, być może znowu minął czas skuteczności leku wiodącego i po prostu nic mnie nie zabezpiecza. Po ostatnich akcjach uczę się sama mieć władzę nad wszelkimi emocjami i na razie doskonale mi to wychodzi. Ogromny dystans do wszystkiego, delikatny "wyj*bizm", nie stawianie sobie zbyt wielu zadań i obowiązków, tolerancja wobec niespełnionych oczekiwań względem zarówno samej siebie, jak i osoby, z którą żyję, oraz ogromne pielęgnowanie poczucia humoru i cynizmu- to najskuteczniejsze dla mnie witaminy odsuwające chorobę na drugi plan! I mimo, że ostatnie epizody chad miały wyjątkowo ostry przebieg, a w dalszym ciągu następuje szybka zamiana faz na kształt typu 'rapid cycling', to w ogólnym rozrachunku czuję się przyzwoicie i jednego jestem PEWNA- ten syf mnie nie pokona tak łatwo! Cieszę się ogromnie, że mam wsparcie w jednym wyjątkowym Człowieku, który (mimo, że na odległość) pomógł mi cholernie w tych najtrudniejszych chwilach dzięki temu, że sam zmaga się z tym zaburzeniem. Jak do tego dołożę fakt, że nadajemy na podobnych falach i rozumiemy się bez słów, to na dzień dzisiejszy twierdzę, że jesteśmy jak 2-osobowa "mafia", ale nie do zaj*bania!!! Złą stroną medalu jest potwierdzająca się teza tandetnego powiedzenia "Nie da Ci tego ojciec, nie da Ci tego matka, co może dać Ci dzisiaj sąsiadka", a w moim przypadku- Kumpel oddalony o 300 km... Z tego miejsca pozdrawiam Najbratniejszą Duszyczkę: " J " dziękuję! A podsumowując na dziś temat choroby- kilka lat zmagań z nią nauczyło mnie wielu ważnych rzeczy, z których mogę być dumna i tym optymistycznym akcentem pozdrawiam Wszystkich- tych znanych i zupełnie obcych współcierpiących! Uszy do góry, trzymajcie się życia jak przyklejeni! Mimo wszystko...
  8. Hej Ludziska Drogie. Widzę, że prawie u każdego jakieś zawahania. Kurcze mnie też dziś ścięło z nóg z samego rana nagły atak nieprzyjemnych lęków, które uniemożliwiły wyjście z domu Przeraziło mnie to konkretnie, bo dawno nie miałam tak niespodziewanego zjazdu i z tak wyraźnym telepaniem wewnętrznym. Zażyłam 1/2 mojego "awaryjnego tabsa" i dospałam trochę. Teraz jest nieco lepiej i mam ogromne wyrzuty sumienia, że dziś choroba zaskoczyła na tyle, że zmarnowałam dzień i przegrałam z objawami... Carica, trzymaj się dzielnie!
  9. U mnie po niedzielnej chandrze, wczoraj zapewniłam sobie relaks od rana i rozluźnienie i już byłam bliska myśleć, że dążę ku względnej stabilności. Niestety się nie udało, bo wczoraj wieczorem dostałam kolejny kopniak w dupę od życia, który był zupełnie niezależny ode mnie i nie miałam na niego wpływy przez co mój nastrój znacznie podupadł, powiedziałabym nawet runął... Nie chcę rozwijać tematu, bo to osobiste, nowe i trudne dla mnie Można trochę to podpiąć pod kolejną przewlekłą chorobę, deficyt, niedobór organizmu, z którym być może nigdy się nie uporam... Cholera! Jak to jest, że jednym żyje się gładko dzień za dniem, a drudzy, gdy tylko wynurzą się na powierzchnię dostają kolejny cios by spaść na dno??! Nie chcę się nad sobą użalać, bo nie w tym rzecz, ale kur*wsko mnie denerwuję, że wszystkie pieprzone plagi egipskie tego świata muszą spadać właśnie na mnie... Bo co?! Bo mam większą wrażliwość oraz przejmuję się każdą pierdołą po 100kroć bardziej niż przeciętniak który je, sra, chodzi do pracy i śpi w najlepszych i stałych dla siebie godzinach? Ktoś chce sprawdzić ile jeszcze wytrzymam??! Cały czas walczę, nadal próbuję się nie poddać, nie wpuszczam depresji do swojego życia, ale boję się, że już niewiele tej cierpliwości i siły do walki mi pozostało... Próbuję ustawić się na prywatną wizytę do psycholog, do której chodziłam prawie 5 lat temu przed diagnozą, bo miło ją wspominam..., może ona trochę mnie wyciszy i naprostuje. Podjęłam decyzję, że nie będę obarczać swoimi problemami rodziny i przyjaciół, bo ta pierwsza i tak ma mnie gdzieś i nie zrozumie, a tych drugich mi szkoda, więc niech sobie żyją swoim życiem... Uciekam do szarej codzienności i obowiązków. Joaszka, trzymaj się dzielnie, wspieram myślami i poniekąd chyba nawet zazdroszczę Ci tego szpitala, bo może i mnie by się przydał...
  10. Hello Ludziska Jak tam po tych 3 dniach się czujecie?? Jak nastroje? U mnie całkiem galancie, święta też minęły w miarę- dużo się piło, było miło, więc z wyboru zawalałam noce, choć nie odstawiałam kwety. Umiarkowanie w żarciu, niestety dziś pierwszy raz się przejadłam i źle się czuję... Ale to minie, ważniejsze, że nastrój póki co się unormował, choć w remisję w moim wypadku nie wierzę, ale to co jest teraz można by podpiąć pod normalność... 3majcie się dzielnie, nie dajcie się huśtawkom...
  11. WolfMan, w tej sytuacji żadne słowa nie są tak naprawdę na miejscu i stosowne niestety... Wiem, co mówię, zmierzyłam się bezpośrednio z dramatem raka mózgu u Najukochańszego mężczyzny w moim życiu... Niestety ze skutkiem tragicznym i jedyne co się nasuwa w odniesieniu do nowotworu złośliwego to myśl, że na to ścierwo nie ma mocnych i to jest niestety bardzo przykre... Trzymaj się kumplu, masz w sobie dużo siły i zdrowego spojrzenia na życie... Pozdrawiam!
  12. Dzięki Marwil, hipo jest tak delikatna, a hamulce jak na razie moooocnooo zaciśnięte, największa korzyść jest taka, że mam szansę sporo zrobić jeszcze na te pieprzone święta, o ile sama nie będę się rozpraszać. Podziwiam Twoją "czystość od dropsów", u mnie to jeszcze nie ten etap, próbowałam już wielokrotnie i to nawet na miesiąc odstawić wszystko w pi*du, ale niestety za każdy razem kończyło się tragicznie... Być może kiedyś przyjdzie odpowiedni i dla mnie moment na kolejną próbę, zobaczymy. Trzymaj się!
  13. Domyślam się, ale masz rację- trzymaj się, trzymaj!!! U mnie też zapieprz przedświąteczny i dni lecą jak opętane, a problemów jak u Ciebie- nie ubywa... życie... Pozdrowionka i ciągłej siły do walki z codziennością
  14. Witaj Joaszka, fakt nie znamy się jeszcze (pewnie się mijałyśmy tu, ja też miewałam przerwy), ale nic nie stoi na przeszkodzie. Mnie również miło Cię poznać A co do stanów, które opisałaś w dalszym poście, ja chyba nie pomogę, raczej tak nie miałam
  15. A jeśli o mnie chodzi, hipo się utrzymuje i przestaje mnie to bawić powolutku... Niby jest fajnie, przyjemnie, entuzjazm, bystry i lotny umysł, ALE moje aktualne: gadulstwo, wielowątkowość pourywany myśli, łatwość w nawiązywaniu nowych kontaktów, godziny wiszenia na tel. i dziesiątki wysłanych dobowe sms'ów oraz nad wyraz wysokie libido... - to wszystko doprowadza mnie powoli na skraj wyczerpania psycho-fizycznego. Na szczęście śpię normalnie na moim leku i wspieram się czasem Hydro jak mnie rzuca za mocno w nocy. Co nie zmienia faktu, że mimo pozornej radości, że to akurat w tą stronę "się pała przegięła", mam pewne obawy, czy długo tak jeszcze pociągnę?? A jak tam u Was?? Marwil, Wolfman, Carica Milica... ?? Pozdro for ALL...
  16. Kupiec, ale kolega Dryagan ma poniekąd rację... Nie da się jednoznacznie i jak stwierdziłeś "dosłownie" określić nastroju, samopoczucia, poszarpanej psyche ChAD to niestety nie otwarte złamanie nogi, czy grypa, które krótko i zwięźle możesz opisać. Stąd pomysł na odesłanie Cię do wypunktowanych suchych faktów np. na Wikipedii. Tym bardziej, gdy wielu z nas potrafi z godziny na godzinę, czy z dnia na dzień czuć się zupełnie inaczej. A jeszcze jak do tego dojdą jakieś wydarzenia życia codziennego, które potrafią wpłynąć na zmianę faz, to już w ogóle jest jazda... Obserwuj się i poczytaj trochę fachowej literatury, a z czasem będzie Ci łatwiej się odnaleźć, powodzenia
  17. A w nawiązaniu do hipomanii, wczoraj wpadła mi w ucho piosenka Ani Wyszkoni, której tekst idealnie wpisuje się w temat ChAD, szaleństwa i skojarzyła mi się z ostatnim "odklejeniem 5 klepki" Według wszelkich prawideł Dziś nie zdarzy się nic ciekawego na pewno, Jakże nudno jest żyć. Śpiewaj głośno w urzędach, Zamień oczy na błysk, Mów dziś wszystkim "dzień dobry" Oddaj wszystko za nic Na cześć wariata Smutnym jakże nudno być I grzeczność także schowaj w kieszeń, A mały grzeszek choćby dziś Wysoko Twoją duszę uniesie 2x. Zerwij wszystkie guziki Noś skarpetki na rękach, A pieniądze oszczędzaj w plastikowych butelkach Na cześć wariata Śpiewaj głośno w urzędach, Zamień oczy na błysk, Mów dziś wszystkim "dzień dobry" Oddaj wszystko za nic Na cześć wariata Smutnym jakże nudno być I grzeczność także schowaj w kieszeń, A mały grzeszek choćby dziś Wysoko Twoją duszę uniesie [videoyoutube=] [/videoyoutube]
  18. A u mnie wciąż się buja cały nastrój, daje radę, ale ostatnie "zejście z hipo" skończyło się niecałym 1 dniem smutkui wycofania, po czym zupełnie nieoczekiwanie w sobotę wieczorem zaczęło mnie wbijać w kolejny tym razem mocniejszy epizod maniakalny (okoliczności przyrody uniemożliwiły mi wzięcie kwety tego dnia, więc podejrzewam, że to też się przyczyniło). Nie opierałam się mu, bo czułam się świetnie, delikatnie popuściłam hamulce i skończyło się wycieczką do lasu w godzinach północ- 4 rano, w towarzystwie zupełnie obcej mi osoby Byłam pod tel. z koleżanką w razie czego, miałam w torbie gaz i ostre narzędzie, ale na szczęście osobnik ten okazał się być Normalnym (cokolwiek to znaczy) człowiekiem Do tego nawet całkiem sympatyczny, więc po powrocie do domu zasnęłam urywanym snem i wyspałam się w 3h... Sugerowałoby to, że hipo dalej trwa, ale kolejne noce już na leku przespane twardo i długo, a dziś czuję się tak sennie, dziwnie i obojętnie, że bardzo możliwe, że akcja się kończy... Zobaczymy. W każdym razie samokontrola została wzmożona i hamulce zaciągnięte ciaśniej, co by nic nie na odwalać w razie czego... Pozdrowionka współcierpiący , dalej podtrzymuje, że z ChAD da się żyć, tylko trzeba uważać...
  19. Wysłałam Ci pw. :) I też z odpowiedzią, dlaczego nie używam tamtego konta. Muszę je zlikwidować. :) Nie wprowadzam nie potrzebnego zamętu, tylko przez przypadek się zalogowałam. Dzięki, ja również odpowiedziałam Ci na priv :) Pozdrowionka!
  20. Grabioza, masz wiadomość na priv, nie chciało mi się tu rozwijać, pozdrawiam :) Napisz do mnie. Nie wiem, jak mi się zalogowało na tamto konto. Nie używam go, z kilku powodów niezwiązanych z forum. :) Carica Milica, a skąd mam pewność, że Grabioza to również Ty?? Napisałam do tejże osoby na priv, bo chciałam pomóc w kwestii Kwety odnosząc się do własnego doświadczenia, więc nic tam specjalnego do ukrycia raczej nie ma, ale nie chciałam 'zaśmiecać' ogólnego Z 2 jednak strony dziwi mnie to, że szczególnie w takim miejscu jak to, ktoś korzysta z 2 kont i nick'ów, to ciut mylące i wprowadzające niepotrzebny zamęt...
  21. Grabioza, masz wiadomość na priv, nie chciało mi się tu rozwijać, pozdrawiam :)
  22. Hmmmm... u mnie też dość dziwnie, trudno określić- ani to dół, ani górka, ale też nie obojętność. Nie pamiętam kiedy miałam takie przejście, zwykle zmiany są bardziej wyraziste i łatwiejsze do wyczucia, określenia... Może to wpływ tej fatalnej nocy? Położyłam się bardzo późno, bo koło 1.30, wstałam z budzikiem przed 5 i czułam się totalnie niewyspana, z racji na to, że miałam takową możliwość wróciłam do łóżka koło 5.30 i niczego bardziej nie pragnęłam jak po prostu zasnąć i dospać do jakieś 9. Niestety się nie udało, bo mimo okropnego ziewania i niemożności ruszenia ręką ani nogą (ze zmęczenia), myśli zapętlały się beznadziejnie, wewnętrzne pobudzenie i podku*wienie... Zmrużyłam oko dobrze po 7 i niewiele pamiętam z powalonych koszmarów, które jak urywane nieme filmy przewijały się przez mój zryty łeb.. Pamiętam tylko jeden z nich, który był nieprzyjemny i jak z powątpiewaniem i ciekawością wpisałam element przewodni w sennik, o dziwo niebywale wpisuje się w moje aktualne życie i problemy Po całym tym cyrku z okropnym bólem zrzuciłam "wypompowane zwłoki" z wyra ciut przed 11 i do tej pory nie jestem w stanie się ogarnąć. Czuję mega zmęczenie i najchętniej połknęłabym jakieś 50mg Hydro i do wieczora przeleżała/przedrzemała w wyrze... Ale to chyba nie jest metoda, więc wstrzymam się do wczesnego wieczoru i po prostu dziś (jeśli dalszy przebieg dnia na to pozwoli) położę się spać jak dzieciak, jakoś po 20, oby...! Czający się niepokój, delikatny lęk (nie pozbawiający mnie jeszcze na tym etapie po-hipomaniakalnej pewności siebie) oraz irytacja podpowiadają mi, by dziś wyjątkowo zażyć pół tzw. przeze mnie "awaryjnego dropsa", może tym sposobem uchronię się przed jakimś totalnym zjazdem w dół? Powiedzcie, czy Wy Kochani, często macie podobne stany, trudne do określenia, po okresie wzwyżki? Czy można to podpiąć pod stan mieszany?? Pozdrawiam, mimo wszystko wyjątkowo z lekkim bananem na gębie
  23. Takie tam, niestety trudno określić, czy często, bo to właściwie loteria, czy takie zejście będzie stopniowe czy nagłe. Zaobserwowałam jednak, że dużo zależyod tego, jak długo trwa hipomania, jaki jest jej przebieg, a w tym również, czy stymuluję się jeszcze mocniej podkręcając, czy pacyfikuję Hydroksyzyną na noc. W tym 2 przypadku występują u mnie częściej łagodniejsze zmiany nastrojów i cały przebieg epizodu hipo i nieprzyjemnego czasu po niej jest bardziej do przeżycia. Tak jak i ja, tak zapewne wielu z Was się przekonało, jak po długim czasie obojętności, blokad, przygnębienia, zawieszenia w próżni czy nawet depresji, strasznie ciężko odmówić sobie "popłynięcia" na głębokie wody błyskotliwości, optymizmu, euforii i efektywności, które niesie ze sobą hipomania... Jednak potwierdzone jest, że gdy nie damy się skusić zbyt mocno, upadek nie będzie zbyt bolesny. Jak zwykle- coś kosztem czegoś...
  24. Zdiagnozowana, no to dobrze, że u Ciebie lepiej. Dobrze w tej chorobie mieć wsparcie, zrozumienie i Miłość... Brawo dla takiego męża Tak naprawdę każde najmniejsze przeżycie (pozytywne czy negatywne), ma wpływ na nastrój i formę psychiczną. W przypadku ChAD bez względu czy chcemy tego, czy też nie jesteśmy na wszelkie wzmocnienia (i te dodatnie i te ujemne niestety) niezmiernie podatni... U mnie delikatne zejście z "górki", póki co bardzo przyjemne i stopniowe, więc jest super
  25. Wolfman, ja też nie unikam imprez, ani ludzi, jestem i zawsze byłam mega towarzyska i wiele moich znajomych traktuje mnie jak konfesjonał i osobistego psychologa w jednym. Wiele osób też nigdy nie spodziewałoby się, że zmagam się z ChAD od lat, bo jak mój psychiatra twierdzi- udało mi się po jakimś czasie wypracować by samoobserwacja i świadomość choroby były na bardzo wysokim poziomie, na tyle, że na swój sposób pogodziłam się z nią... Nie o to chodzi, by się tu wychwalać, bo zdaję sobie sprawę, że nie raz jeszcze wszystko obróci się tak nagle, że będę "wyła do księżyca" z bezsilności lub misternie ciułała 'plan S...' Swoją wcześniejszą wypowiedzią chciałam raczej Cię przestrzec, że częste imprezy i alkohol sprzyjają rozchwianiu biegunów i wystąpieniu epizodów mieszanych, bądź szybkiej zmianie faz, ale wiem, że najlepiej (choć najboleśniej) człowiek uczy się na własnym przykładzie. Trzymajcie się Wszyscy życia...jak przyklejeni Popieprzone jest jak nic innego na tym świecie, ale może trzeba się z nim zmierzyć...
×