
Gunia76
Użytkownik-
Postów
1 012 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Gunia76
-
Ja wczoraj też się tak czułam przed sesją. Ogarnął mnie lęk, serducho waliło, bolało, normalnie zawał na żywo. Co do uczuć... w zasadzie u siebie rozróżniam tylko wściekłość i czasami miłość do dzieci.Jak mi się zbierze ta miłość to aż boli. Ale rzadko, tak jakby mi się kumulowało w środku.Wczoraj o tym kumulowaniu też trochę rozmawialiśmy w związku z płaczem. Mówiłam, żę nie umiem płakać, ani np oglądając smutny film, czy czytając jakąś książkę, ani podczas uroczystości, ani podczas pożegnań... tylko co jakiś czas jak już mi się nazbiera w środku to pod wpływem jakiego impulsu zaczynam ryczeć ale to już jest histeria kilkugodzinna.
-
Zaczyna jak minął tydzień i pyta czy chcę o czymś konkretnym porozmawiać, to dzisiaj chciałam. Pytał, jak myślę dlaczego chciałam uciec do pracy zamiast siedzieć z chorą córką. Pytał co ja myślę o tym co się wydarzyło.O uczucia nie pytał. Sama doszłam że się bałam choroby jako takiej.
-
Dla mnie terapeuta to jakby lekarz, który ma mi pomóc zrozumieć siebie i zmienić moje zachowanie w jakis sytuacjach. Chodzę do niego krótko i nie mówię mu wszystkiego co bym chciała powiedzieć. Tylko jakieś urywki udaje mi się z siebie wyrwać. A w tym pamiętniku to piszę z głębi siebie i jest to szczere i na pewno byłoby mu pomocne, lepiej by mnie poznał. Pomyślę nad tym...
-
Mój się nie pyta o uczucia w danej chwili. Raz tylko się zapytał jak się czuje w tym pokoju gdzie siedzieliśmy, bo chciał wiedzieć czy mam klaustrofobię.
-
Niee aż tak źle nie jest, ja jestem przyzwyczajona do samotności. Całe życie w zasadzie ciągle jestem sama. Jak już nie mogę wyrobić to sięgam po pamiętnik który piszę odkad zaczęłam terapię i tam się ,,wygaduję,, Przynajmniej wiem ze mnie nie wyśmieje. Jak zaczynam pisać to jakbym w jakiś trans wpadła, piszę co mi myśli przynoszą. Jak po kilku dniach to czytam to nieraz uwierzyc nie mogę. Ciekawe co na te wypociny powiedziałby mój terapeuta? Dałybyście swojemu coś takiego do przeczytania? Tam nie ma nic z życia, tylko przemyślenia terapeutyczne i to co akurat w danym dniu , w danej chwili czuję.. Jest to szczery obraz mnie.
-
A ja o wszystkim opowiadam ze stoickim spokojem
-
rozumiem. nienawidzę placów zabaw , siedzieć tam znaczy a sali zabaw we wsi nie ma. Ja teraz jadę na wieś, będę się szwendać po lesie uwielbiam las, wodę , ciszę, mogę tak łazić bez celu przez cały dzień. Niestey córka zadaje milion pytań, więc ciszy raczej mieć nie będę hehe
-
Monar, no właśnie, czuje się taka samotna teraz...No bo tam mogłam o sobie pogadać z gościem, mimo ze to nie było komfortowe dla mnie,a teraz siedzę sama i to duszę w sobie..
-
Nie mam, szwendam się po placach zabaw zazwyczaj.Teraz ciepło to mogę. jak pada to idę do jakiejś sali zabaw.
-
jak sie zajmuje tym czyms, czymkolwiek w domu to nie działa.... pracoholik ze mnie nie bedzie... Gunia76 a ja nie mam pary... wczoraj mi sie wydawało ze mam i co nie zaczęłam to mi sie psuło + rycząco-marudzące dziecko i zostałam jak dętka bez powietrza niemal .... Ale ja mam tak samo. W domu szlag mnie trafia na miejscu. Nie potrafię ogarnąć dzieci+roboty w domu. Ostatnio przyjeżdżam z pracy, zjadam coś albo i nie, zabieram małą i idę na całe popołudnie gdzieś. Dopiero jak spi to coś robię ( albo jak dzisiaj siedzę na kompie hehe) Ja w pracy tylko potrafię robić 10 rzeczy na raz i jeszcze mieć czas na neta.
-
Pewnie że nie łatwo. W ogóle wyszło jak bardzo się maskuję. Bo terapeuta postrzega mnie jako osobę spokojną i opanowaną, haha zwłaszcza od pół roku jestem taaakaa opanowana.
-
Taa ja jestem pracoholikiem. Tylko depresja zmusiła mnie do zahamowania i stoję jak ten pociąg na stacji i bucham parą, bo jak stoję i nic nie robie to mnie dopadają myśli, lęki, i wszystko co mi sie przez lata nazbierało. A jak pracuję i mam bardzo dużo na głowie to nie mam czasu myśleć i wtedy wydaje mi sie ze jestem szczęśliwa
-
A ile mała ma lat? Moja 3,5. -- 09 sie 2012, 22:10 -- A ile mała ma lat? Moja 3,5.
-
Wiesz każdy ma prawo do odpoczynku. Ja przez ostatni rok robiłam bardzo dużo dla siebie, odchudziłam się 15 kilo ( z czego 10 już mi wróciło blee) chodziłam 3 razy w tygodniu na basen i byłam szczęśliwa. Aż dopadła mnie depresja, lęki i wszystko runęło. Zaczęłam mieć poczucie winy że chodzę na ten basen i zostawiam dzieci z dziadkiem. Zaczęłam zajadać te lęki wieczorami. Mną wstrząsnął jeden incydent, kiedy przylałam klapsa mojej małej córci za jakąś głupotę tak mocno, że jej się moje pięc palców na tylku czerwonym śladem odbiło. Wściekłość we mnie aż kipiała. Ona się popłakała a ja wystraszyłam. Przysięgłam sobie ze nigdy więcej nie uderzę swoich dzieci i że muszę coś ze sobą zrobić...
-
Nie ty jedna masz takie myśli. ja też mam. Jak drę się na dzieci, jak czasem dostawały klapsa( odkąd się leczę to ich nie biję). Jak nie chce mi sie z nimi bawić, tylko marzę żeby zaszyć się pod kołdrą i leżeć Tak więc witaj w klubie
-
Dzisiaj po terapii mam humor do bani raczej. Doszliśmy z terapeutą do wniosku, że boję się choroby u bliskich mi osób. Jak córka była poważnie chora i miała 40 stopni gorączki to ja tylko myślałam żeby iść do pracy, muszę iść do pracy i co ja zrobię, bo ona chora przecież... I to opowiedziałam terapeucie. Zaczęliśmy się zastanawiać dlaczego tak reaguję i czy zawsze tak reaguję i wyszło mi ze tak. Jak córcia jest bardzo chora to ja myślę o pracy a nie o jej chorobie. No i terapeuta mi powiedział, ze może być tak, że w związku z tym, że mama chorowała to teraz jakakolwiek poważna choroba u bliskiej osoby wywołuje u mnie lęk. Więc nie myślę o tej chorobie bo się boję.
-
Ja po terapii. Przegadałam prawie wszystko co chciałam. Mówiłam o mojej chęci ucieczki do pracy, gdy miałam chorą córkę, mówiłam o tym że praktycznie nie płaczę chociaż często ściska mnie w środku i mam ochotę płakać, rozmawialismy i krzyku w moim domu, teraz i w dzieciństwie, I o mojej surowości w stosunku do dzieci. W zasadzie tak ogólnie o wszystkim po trochu. Jakaś taka rozbita wróciłam...
-
O toto też jak widziałam moją mamę chorą, to chciałam się zwinać w kłębek, przepraszać ją za wszystkie winy zeby tylko lepiej się poczuła..
-
Ja nie mówię że wszyscy, ale większość na pewno, albo jest niedojrzały pod innym względem. Mój np może nie zmieniał dziewczyn jak rękawiczki, ale do 30 roku życia w głowie mu były imprezy,miał gdzieś że się spóźnia na obiad ( nie trzeba zadzwonić, bo po co, przecież nic się nie stało że się spóźnił 3 godziny) najważniejsze były jego potrzeby a o dzieciach to nawet nie wspomnę... Dopiero w wieku 38 lat dorósł do roli ojca, a i to nie do końca jeszcze. Wszystko zależy od tego co się wynosi z domu rodzinnego.Jakie zachowania się powiela.
-
Nie powinien. Faceci późno dojrzewają. A dorastają w wieku ponad 30 lat.
-
a ja myślę, że Monar chyba lepiej wie, niz ty? nie prowokuj -- 09 sie 2012, 13:48 -- Gunia76, bo może myślisz, że moga jechać do twojego domu? Raczej nie. Za ,,mojej kadencji,, policji u nas nie było. Ja w samochodzie boję się że to mnie gonią i że to mnie zatrzymają.
-
Możliwe ze tak. boisz się wrzasków a jak zadzwonisz to będzie dalej mega awantura. Ale ja też ogólnie boję się policji. Jak jadę autem i zobaczę po drodze radiowóz to mało trupem nie padam, a jak jadą na sygnale to już w ogóle masakra. Ale dziwne, bo jak idę ulicą albo siedzę w domu i widzę ich przez okno to nic mi się nie dzieje.
-
No ja ostatnio jak mam sny to właśnie o budynkach. Ten sen opowiedziałam psychiatrze i ona mi go zintepretowała. Podobnie jak ja poprzedni. Powiedziała, że zaczęło mi się walić życie ale nie siedzę i nie patrzę jak mi się wali tylko ratuję swoją rodzinę. Mimo że coś się zawaliło to jednak my przetrwamy. Tylko że teraz zastanawia mnie w tym, śnie jedno... bo są tam dzieci i mój ojciec a nie było m. To co się z nim stanie? Stanie się nieobecny w moim ,,nowym ,,życiu?
-
No ja też. Nieraz mam tak przez cały dzień, do chwili jak jakaś sytuacja wywoła napad konkretnego lęku z konkretnego powodu. Wtedy wszystko się uspokaja.Tak jakbym podświadomie czekała na napad konkretnego lęku i doczekać sie nie mogła
-
O super. To ja może mój pierwszy sen kiedy to całe zamieszanie z moimi lękami i depresją się zaczęło: Śniło mi się, że siedziałam na huśtawce na swoim podwórku i patrzyłam na moją kamienicę. Było słonecznie,a obok na kamienicy robotnicy zbijali tynki z elewacji.Ja im się przyglądałam. W pewnym momencie jeden z nich złapał za odstający kawał tynku i pociągnął go, a on był połączony z naszym budynkiem i kiedy odpadł to nasza kamienica zaczęła się zawalać.Ja natychmiast zaczęłam biec do swojego mieszkania bo chciałam ratować swoje dzieci które były w środku. Wpadłam do domu przez balkon. Za chwilę wyłaziłam z dziećmi przez okno od strony ulicy. Jak wyszłam to byla noc, a dom stał cały ale się palił. a my i mój ojciec i jacyś ludzie staliśmy i patrzyliśmy jak cały budynek się pali oprócz mojego mieszkania, w którym świeciło się światło.