Skocz do zawartości
Nerwica.com

ylva

Użytkownik
  • Postów

    265
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez ylva

  1. Ja właśnie zrobiłam sobie zakład ze swoją nerwicą. Choć nadal twierdzę, że mam pewnie SLA albo jakąś straszną inną chorobę poza nerwicą (choć raczej sądzę, że SLA właśnie - tę najgorszą z najgorszych...). A zakład z nerwicą jest taki. Chciałam ufarbować włosy. Ale źle się czułam. Nogi z waty, drętwienie nóg, mrowienie nóg i rąk, zawroty głowy i inne cuda. I tak sobie myślę - no jak ja tą farbę nawet jakoś nałożę, to co jak się jeszcze gorzej poczuję i trzeba będzie wzywać pogotowie, a ja z farbą sparaliżowana albo zemdlona. I stwierdziłam - a kij z tym, najwyżej w szpitalu by mieli ciekawe widowisko. I założyłam się z nerwicą - ufarbuje te włosy, umyję, wysuszę, uczeszę i zakładam się franco z Tobą, że mi nic w tym czasie nie zrobisz i żadne pogotowie mnie nie zabierze. Zakład trwa, bo siedzę z farbą na włosach, czując się jakbym miała zaraz zdechnąć lub stracić wszędzie czucie
  2. Ach golciu, ciężki nasz los, wiem co przeżywasz. Ja mam jutro iść do pracy i nie wyobrażam sobie tego, ledwo dałam radę człapać podczas godzinnego wyjścia z domu z bliską osobą. Naprawdę się staram jak cholera - nie myśleć o tym, być dobrej myśli, uspokajać się - ale ja wciąż czuję się tragicznie. Jakby siły i życie mnie już opuściły. Niczym śmierć za życia. Nie życzę tego stanu najgorszemu wrogowi. Jestem wykończona fizycznie i psychicznie. Na to wyjście do galerii nastawiałam się bardzo dobrze, a było męczarnią.
  3. Golcia idź i do "zwykłego" lekarza, by wykluczyć jakąś organiczną przyczynę i się uspokoić i do psycho i wszystko na pewno z czasem się ułoży. Ja właśnie wróciłam z krótkiej wycieczki do galerii po farbę do włosów. Kilka przystanków udało się przejść spacerem na piechotę. Nogi miałam jak z waty, mięśnie po tym spacerze umęczone i bolą, choć nigdy nie miałam kłopotu nawet z wielokilometrowymi trasami. W galerii było mi słabo, niedobrze, bleee. Generalnie cały czas czułam się źle - jak i teraz.
  4. No właśnie też już tak się zastanawiałam z tymi mięśniami, że może nazbyt je napinam, ale sama nie wiem... Jak teraz wspominam swoją nerwicę krążeniowo-oddechową sprzed dwóch lat to marzyłabym aby mieć tamto a nie to cholerne koszmarne osłabienie co teraz... Ale może to działa analogicznie do "wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma". Nawet na pewno. Jestem u rodziców dzis znowu, bo bałam się sama siedzieć u siebie. Jutro mam iśc do pracy po raz pierwszy po zwolnieniu. Boję się jak diabli. Wyciągnęłam własnie mamę do galerii handlowej, zaraz wychodzimy - niech się dzieje co się chce, najwyżej padnę i mnie sparaliżuje jakby co!
  5. Nie. Tzn. byłam u psychologa ileś razy i u psychiatry dodatkowo raz przed sesjami u psychologa, bo trzeba, ale to nie w związku z moją nerwicą a terapia ze względu na alko mojego ex partnera. Chodząc do tych lekarzy nie byłam w takim opłakanym stanie jak teraz, tj. nie miałam dolegliwości takich jak mam, fizycznie nie działo mi się nic złego. Teraz byłam u neurologa, który mi przepisał Seronil, którego nie biorę i uznał, że wizyty u psychiatry/psychologa nie potrzebuje, jakkolwiek faktycznie mówiłam mu tak sucho rzeczowo o objawach neurologicznych a nie o wszystkich swoich świrach. Może jednak się wybiorę do jakiegoś psychologa. Choć oczywiście po głowie mi chodzi raczej, żeby szybko biec do kolejnego neurologa, bo może to jednak SLA i że mięśnie nie słabną/nie bolą z nerwów...
  6. dbd, nie wiem... czuję jakby były słabe i po małym wysiłku okropnie mnie bolą. a nigdy nie miewałam bólów mięśniowych, chyba że po dużym wysiłku lub podczas np. grypy. teraz rano jest jako tako, ale po południu już zaczynają nawalać. mięśnie nóg. bo rąk czuje jakby były słabe, ale nie bolą raczej. lęk przed upadnięciem mam. przed omdleniem też. i przed tym, że nagle mięśnie odmówią mi posłuszeństwa. mam ciągle wrażenie, że nie dam rady ruszyć ręką/noga/wstać do wc, założyć spodni/podnieść szklanki... ale daję radę za każdym razem. choć okupione to strasznym stresem.
  7. dbd - od trzech tygodni w kółko poruszam nogami i rękoma, by sprawdzić, czy jeszcze mogę. i napinam poszczególne mięśnie, by sprawdzić, czy jeszcze działają. chciałam iść na spacer, ale czuje, że nogi są słabe potwornie. a i ręcę jakieś takie dziwne. nigdy wcześniej tego nie miałam. od blisko m-ca w moim życiu trwa koszmar. poczytałam sobie znowu o sla i jestem przerażona. czy ktoś z Was miał taką trwającą tygodniami słabość mięśni, jakby zanikały?
  8. też to mam tyle że w wersji "że się uduszę językiem"... ech...
  9. A mnie paraliżuje myśl o paraliżu tzn. nigdy wcześniej tak nie miałam, zaczęło się jakieś 3 tygodnie temu wraz z dziwnymi dolegliwościami. Non stop czuję się okropnie i wciąż myślę, że to może jakaś groźna choroba, ale może to po prostu lęk przed utratą kontroli albo coś podobnego. Sami sobie potrafimy zrobić największą krzywdę. Golciu spróbuj wyrzucić z pamięci ten sen. Nawet jeśli coś znaczy, to z pewnością nic ponadto, że Twoja nerwica podstępnie chciała Ci przypomnieć o Twoich największych strachach.
  10. Golciaaaaa! Hola z tym sugerowaniem się jakimiś internetowymi sennikami. Sny czasem nie mają żadnego znaczenia, a czasem mają zupełnie inne niż by się mogło wydawać. Nawet jeśli taki sen oznaczać może śmierć, to nie znaczy że Ty umrzesz czy ktoś bliski, ale np. że obawiasz się śmierci. O ile w ogóle coś znaczy, co jest wątpliwe. Nie zamęczaj się, bo prędzej to czarnowidztwo ściągnie coś niedobrego niż sen. Mi się ostatnio ciągle śni, że mnie paraliżuje, że nie mogę ruszać rękoma czy nogami, że mi puchnie twarz, drętwieje ciało. I staram się to olewać, jak tylko się da. Stwierdziłam, że jak będę się tak nakręcać, to w końcu serio coś mi się stanie i to nie w wyniku niby-proroczych snów tylko mojego ciągłego myślenia o tym. Uszy do góry!
  11. A miewałeś tak, że się czułeś katastrofalnie całymi dniami, dzień za dniem bez poprawy? Nie napadowo a non stop...
  12. Poza tym nerwicowiec czuje, że umiera a na zewnątrz wygląda często jak okaz zdrowia. Przykładowo - ja przerażona opowiadam bliskim i lekarzowi, jak mi słabną mięśnie i "ledwo chodzę", bo tak czuję, a oni mi tłumaczą, że oczywiście tak czuję, ale chód mam sprężysty, ruchy zborne i dynamiczne. I jak to lekarz powiedział - jakby faktycznie taka ciężka choroba, jak pani przypuszcza panią dotknęła, to prawdopodobnie np. powłóczyłaby pani nogą a nie miała poczucie "o cholera, czuję jakbym miała zacząć powłóczyć". Mój umysł podpowiada mi wtedy podstępnie, że to pewnie początki choroby, które wszyscy ignorują i tylko czekać aż nogą w ogóle nie będę mogła ruszyć. Chyba większość z nas szarpie się pomiędzy wmawianiem sobie ciężkich chorób (świadomość, że trzeba działać, diagnozować, ratować się!!!) a wmawianiem sobie, że nie ma się czym przejmować, bo to "tylko nerwica". I tak się zadręczamy szarpiąc swoje nerwy dalej i dając nerwicy pożywkę. I tak w kółko. To się chyba nazywa nerwicowe błędne koło. Incydenty duszności itp. nauczyłam się ignorować i nie nakręcać, ale stany dziwnego złego samopoczucia trwające tygodniami... ciężko mi wierzyć, że to nic groźnego i organicznego. Ale może właśnie ta franca atakuje nas jak tylko potrafi - nie da rady tak, to próbuje inaczej. Ciężka sprawa to wszystko.
  13. Nie mam pojęcia, ale patrząc na fora i wpisy w internecie - jest nas dużo takich porąbańców
  14. dbd11 nie umiem wyjaśnić, skąd się w nerwicy biorą zawroty głowy (które mnie wykańczają...), ale neurolog powiedział mi, że nerwica podszywa się pod różne choroby i je imituje tak jakby. on pracuje na codzień w jakimś szpitalu wojskowym na oddziale neurologii i powiedział, że jakiś czas temu trafiła do nich na oddział kobieta z 4-kończynowym paraliżem, nie mogła naprawdę ruszyć ręką ani noga. pierwsze moje skojarzenie - atak jakiejś potwornej choroby neurologicznej, wyrok. pan neurolog powiedział jednak, że po zrobieniu całej diagnostyki okazało się, że podłoża organicznego nie było żadnego - ten paraliż nastąpił z powodu nerwicy!!! dzięki temu był na szczęście odwracalny. z tej historii można wynieść, że nerwica wiele potrafi. pytałam również, czy nerwicowe mogą być objawy, które trwają z mniejszym lub większym nasileniem ale non stop np. kilka dni czy tygodni, bo nerwica zawsze kojarzyła mi się z dolegliwościami napadowymi, atakami. otrzymałam odpowiedź, że może trzymać nie tylko dniami i tygodniami, ale nawet miesiącami. tak, ona wiele potrafi franca.
  15. Witajcie Nerwuski :) Hmm, od czego by tu zacząć... Dzieciństwo miałam fajne, rodziców mam fajnych, ale moje dorosłe życie od lat nastoletnich obfitowało w stresy. Choroby w rodzinie, nieudane związki, kilka toksycznych osób na mojej drodze, skutki moich złych wyborów...różne takie wydarzenia bardzo przykre, niektóre dla mnie traumatyczne. Teraz mam 28 lat. Pierwszy raz nerwica przyatakowała jakieś dwa lata temu. Jechałam pociągiem, spokojna, wyluzowana, z książką w ręku. W ułamku sekundy potworny atak duszności, byłam pewna, że umieram. Nie umarłam. Przeszło - do następnego dnia. Uderzyło nie z taką siłą już, ale znowu - wypieki na twarzy, szybkie bicie serca, ucisk w klatce piersiowej, lęk, niedobrze... Kolejne tygodnie to wezwanie pogotowia do pracy, wizyta na pogotowiu, lekarze, kardiolog, ekg, enzymy zawałowe... Diagnoza - nerwica. Lekarz z pogotowia przepisuje mi Pramolan, biorę kilka dni, kardiolog mówi, żebym odstawiła, odstawiam. Dochodzę do siebie, wracam do życia, już nie boję się wsiąść sama do autobusu. Nerwica ustępuje, jest dobrze, tygodniami, miesiącami... Ostatnie m-ce mojego życia to znowu dużo stresu i niepewności. Związek z alkoholikiem. Dobrym człowiekiem, kochającym, ale co 2-3-4 tygodnie zaglądającym do kieliszka i wyczyniającym po tym różne cuda. Stres stres stres. Jego terapia i starania, moja terapia dla członków rodziny osób z tym problemem, jego kolejne wpadki. Jestem osłabiona, dopada mnie infekcja górnych dróg oddechowych, dostaję antybiotyk. Czuję się źle. Kolejna "wpadka" mojego partnera, awantura, chora wychodzę z domu, mam pierwszą większą paranoję psychiczną - stoję na podwórku i czuję jakbym miała oszaleć. Zaczynam też nagle odczuwać słabość mięśni nóg, moje nogi są momentami jak z waty, boję się, że się przewrócę, ale nie przewracam się, się słaba. Z partnerem wszystko się stabilizuje, omawiamy problem, on zgłasza swoje trudności swojej terapeutce, ja daje kolejną szansę. Fizycznie czuje się coraz gorzej, zaczynają mnie męczyć potworne zawroty głowy, wymioty, odbijanie, mroczki i kolorowe plamki przed oczyma i co najgorsze - słabość nóg. Dalej - pogotowie, kroplówka do domu. Kolejne pogotowie, badania krwi - wszystko idealnie. Punkcja lędźwiowo, aby wykluczyć neuroinfekję. Wykluczona. EKG, dobre. Wypuszczają mnie do domu, a ja nadal czuję się strasznie. Pierwszy dzień w domu jest okej, tragicznie się czuję, ale to po punkcji. Zaczynam mieć straszne "jazdy", latają mi nerwowo nogi i ręce, czytam o swoich objawach, czytam o stwardnieniu rozsianym - wszystko pasuje. Mam wrażenie, że moje ciało odmówi mi posłuszeństwa, leżę i boję się, że nie ruszę ręką, nogą, że zaniemówię, oślepnę. Każdy ruch to wyzwanie, czuję się słaba. Dalej - wizyta u neurologa. Pani doktor niby nic poważnego nie podejrzewa, ale pisze że mam wygórowane odruchy patologiczne kończyn i "na wszelki wypadek" kieruje mnie na rezonans mózgu, badania hormonów tarczycy i na boreliozę plus kilka dodatkowych parametrów z krwi. Czuję, jakby moje mięśnie słabły, niedobrze mi, czuję się źle 24h na dobę a dodatkowo czasowo zwiększają się lęki. Wiem, że mam nerwicę, ale podejrzewam dodatkowo inną straszną chorobę. Zachowuję się jak wariatka. Mój partner czule się mną zajmuje i dba o mnie, ale w końcu ma kolejną wpadkę. W najgorszym dla mnie momencie. To dla mnie potworny cios, decyduje się na rozstanie, na kilka dni jadę do rodziców, nie funkcjonuje normalnie, ciągle sprawdzam, czy mogę ruszać nogami i rękoma, bo mam wrażenie, jakbym nie mogła. Boję się rezonansu jak diabli, mam klaustrofobię, nie wiem, jak przeżyję tą rurę. Niepotrzebnie, przeżyłam bez wrażenia. Czuję jakby moje mięśnie były słaaaaabe. Rezonans wychodzi okej, krew okej, tylko z cholesterolem problem. Borelioza ujemna. Kolejna wizyta prywatnie u neurologa, innego, tamta pani na urlopie. Panicznie boję się SLA - stwardnienia zanikowego bocznego - strasznej choroby, w której najpierw słabną mięśnie, potem człowiek zostaje sparaliżowanym warzywem i w ciągu max kilku lat umiera przez uduszenie. Moje objawy mi pasuję, moje mięśnie słabną, do tej choroby pasuje też stwierdzenie u mnie wygórowania objawów neurologicznych. Mówię neurologowi o wszystkim, mówię też że mam nerwicę. Stwierdza - pani jest zdrowa. Tzn. jest pani chora - na nerwicę. Opukuje mnie i stwierdza, że wygórowanych objawów nie mam, że są żywe ale nie patologiczne. Mówię o słabych mięsniach, o bólach nóg, o strachu przez SLA. Mówi, że nie ma sensu wykonywać badań diagnostycznych pod kątem SLA, bo że jest pewien że mi to nie dolega. To nerwy. Daje mi receptę na cyt. "łagodny lek tonizujący", że mam brać m-c i jak przejdzie to już nic a jak nie przejdzie to wrócić. Mówi, że nie potrzebuje psychiatry ani psychologa. Fakt, opisałam mu wszystkie objawy neurologiczne, ale o jazdach psychicznych nie mówiłam zbytnio, no bo to neurolog a nie psycho. Wykupuję lek, okazuje się, że to fluo - prozak. Jestem w szoku, że lekarz mnie nie poinformował o wszystkim. Jak pytałam o objawy uboczne, mówił tylko o zawrotach głowy. Ulotka mnie przeraża, nie podejmuje brania leku. Jeden dzień czuję się nieco lepiej, wracam do swojego mieszkania, gdzie po rozstaniu z facetem jestem sama. Znowu lęk, że słabną mi mięśnie, bo nogi są jak z waty i bolą. Znowu dziwne poczucie, że chyba nie dam rady wstać z łóżka, przekręcić się na bok, ruszyć ręką. Jak próbuję to daje radę. Ale czuję się, że to dla mnie wysiłek psychiczny wielki, boję się niedowładu, niesprawności, paraliżu. Tego, że nie dam rady wstać z łóżka i się ruszyć . Czuję jakbym traciła kontrolę nad własnym ciałem, i tak już od wielu dni. Na przemian lęk i usilne przekonywanie się, że będzie okej, że dam radę, że - słowa lekarza - jestem zdrowa. Ciągle dylemat, czy diagnozować się dalej, czy iść do następnego neurologa, czy dać sobie na luz. Czy brać ten prozak. Ciągłe myśli o zaniku mięśni. Były partner totalnie załamany, sygnalizuje myśli samobójcze, wysyła smsy po nocy. Chciałabym się zresetować, wyłączyć na chwilę i włączyć normalna i zdrowa. Czy ktoś dotrwał do tego momentu...? Jeśli tak to powiedzcie błagam - czy ktoś miał całymi dniami takie jazdy z nogami i rękoma z waty, bólami mięśni, z poczuciem braku kontroli nad własnym ciałem, ze słabością, która powoduje, że nie wiesz, czy fizycznie dasz radę wstać z łóżka? Czy to naprawde może być nerwica??? Pojutrze mam wrócić do pracy a na drugie mam już Strach... pozdrawiam i dużo siły Wam życzę! y.
×