Skocz do zawartości
Nerwica.com

GRACJA

Użytkownik
  • Postów

    462
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez GRACJA

  1. IBS - cierpię od kilkunastu lat - pomogły leki a przede wszystkim psychoterapia. Gdy nagle łapie mnie ból brzucha napinam mięśnie brzucha i liczę od 10 do 1-go, oddycham głęboko. Pomaga, przechodzi. Poza tym dieta lekkostrawna, unikanie alkoholu, mocnej kawy. Podstawa to psychoterapia, nauka radzenia sobie z emocjami, nie kumulowanie emocji, załatwianie spraw-problemow na bieżąco. Tak jak człowiek pracuje tak musi też odpoczywać, trzeba znaleźć czas na relaks.
  2. Ja czuję się dziś tak samo, ale postanowiłam, że zaraz wezmę się za jakąś robótkę to może przestanę o tym myśleć. To jest najlepsze lekarstwo na odgonienie myśli, ukierunkowanie się na inne myślenie, zajęcie umysłu innymi sprawami. To się udaje. Spróbuj zająć się czymś.
  3. Monar - chyba zbyt się "angażujesz w tego terapeutę" - to taka przenośnia. Trzeba go traktować tak jak każdego innego lekarza. On jest lekarzem duszy i nic więcej. Myślę, że zbyt wiele od niego wymagasz i chyba podchodzisz do niego bardziej jak do mężczyzny, kolegi, powiernika, przyjaciela niż do terapeuty. On Cię słucha, rozmawia z Tobą, ocenia - czego chyba nie powinien robić, bo pacjent powinien do wniosków dochodzić sam - ale to inna sprawa, pozwala ci wypowiedzieć to czego nie powiedziałabyś przyjaciołom i dlatego poczułaś z nim szczególną więź, chyba zbyt szczególną. Proponowałabym bardziej skupić się na swoim problemie a nie na terapeucie, bo to nie pomaga. Ja widzę tendencję do odrzucania tego co nam nie odpowiada. On powiedział coś co cię zdenerwowało - no to do widzenia on jest be. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo, że nie będzie bolało. Im bardziej boli tym bardziej jest pewność, że trafiono w problem. Minął czas terapii i on ją zakończył, zawsze jest jeszcze coś do powiedzenia, zawsze pacjent czuje niedosyt, ma wrażenie że jest za mało czasu. " Gdzie tkwi niebezpieczeństwo kontaktu psychoterapeutycznego? U pacjenta rodzi się stopniowo przekonanie, że psychoterapeuta jest jego sprzymierzeńcem, chce mu pomóc uporać się z problemami i że nie zdradzi powierzonych mu tajemnic z życia prywatnego. To wszystko decyduje o szczególnej więzi, jaka powstaje między pacjentem a psychoterapeutą. Po stronie terapeuty leży odpowiedzialność za to, by relacja nie przybrała patologicznego wymiaru, tzn. nie przekształciła się w relację intymną lub wrogą, np. romans, współzawodnictwo itp. Terapeuta powinien dbać o odpowiedni dystans i granice między pacjentem oraz o to, by ich kontakty miały jedynie charakter podobny do relacji klient-usługodawca, chory-lekarz. Trzeba być wyczulonym na wszelkie manipulacje czy nieświadome tendencje pacjentów, świadczące o chęci zagarnięcia dla siebie terapeuty, osaczenia go, testowania jego kompetencji, pokierowania relacją w kierunku zgodnym z osobistymi oczekiwaniami. Trzeba pamiętać, że długotrwała psychoterapia indywidualna stanowi potencjalne ryzyko, gdyż relacja z psychoterapeutą może być dla pacjenta najważniejszą relacją w jego życiu, przynoszącą ukojenie, zrozumienie, akceptację. Terapeuta musi dbać o utrzymanie specyficznej relacji terapeutycznej i o to, by pacjent mógł czerpać satysfakcję z kontaktów z innymi ludźmi, nie tylko z relacji psychoterapeutycznej" Jestem pewna, że przemyślisz wszystko i pójdziesz na następną terapię.
  4. Oj, oj,oj. Za daleko się zapędzasz. Terapeuta wykonuje pracę, gdyby angażował się osobiście w terapię każdego pacjenta to wylądowałby w szpitalu psychiatrycznym z ciężką depresją. Terapeuta to tak jak każdy inny lekarz, musi mieć dystans do pacjenta. Angażowanie się terapeuty w życie pacjenta jest nieprofesjonalne, zakłócałoby proces leczenia, nie pozwalałoby na obiektywne spojrzenie na problem pacjenta. Nawet gdyby zaangażował się w problem pacjenta to nawet nie wolno mu tego okazać. On musi być bezstronny. Jego zadaniem jest znalezienie problemu i pomoc pacjentowi w uporaniu się z tym problemem. Oczywiście, że Twoja decyzja o przerwaniu terapii nic mu nie zrobi. Zapewne zmartwi się, że nie skorzystałaś z szansy jaką dało Ci życie ale nie będzie z tego powodu cierpiał. To jest Twoje życie i to ty układasz jego scenariusz, a on jest tylko po to by ukierunkować Cię na odpowiednie tory byś mogła żyć dalej bardziej komfortowo niż dotąd. Mnie też zdarzył się kiedyś wybuch złości u terapeutki . Na drugi dzień bałam się iść na terapię, bałam się i wstydziłam jak jej spojrzę w oczy, bo się zapędziłam, nie opanowałam swoich emocji. Gryzłam się w środku tak jak Ty teraz. Ale wiesz co pomyślałam sobie tak - no przecież ona mi nic nie zrobi, ona na pewno zrozumie moje zachowanie, trudno idę. I poszłam. Rozmawiałam z nią o tym co się stało i wyobraź sobie, że w trakcie rozmowy czułam jak spada ze mnie napięcie. Po rozmowie byłam bardzo odprężona i nie żałowałam, że poszłam tam. Ona wszystko rozumiała, nie gniewała się na mnie i pomogła mi zrozumieć moje zachowanie. Powiedziała, że poruszyła drażliwy dla mnie temat i jest zadowolona, że tak się stało, bo dzięki temu będzie można popracować nad tym co najbardziej mnie boli. Nie katuj się tak. Wg mnie wszystko jest w porządku. Idź i porozmawiaj z nim o tym. On pozwoli Ci zrozumieć problem, to co się z Tobą stało. Odwagi.
  5. Zacznij od lekarza rodzinnego, może trzeba zrobić parę badań. Może jesteś przemęczony, miałeś ostatnio dużo problemów z którymi nie umiałeś sobie poradzić. Trudno tu coś radzić jak nie wiemy jakie życie prowadzisz, co się dzieje u Ciebie w domu - jakie są relacje w rodzinie. Na pewno trzeba zacząć od lekarza.
  6. GRACJA

    Pampersy

    Wygląda na to że jest to nerwowe. Napięcie przepełnionego pęcherza moczowego przenosi się na napięcie psychiczne. A może dodatkowo oprócz brania leków jakaś psychoterapia. Pomyśl też dlaczego jesteś ciągle spięty, co ci przeszkadza?
  7. Monar jesteś bardzo wrażliwą osobą i stąd Twoje rozterki. Napisałaś: "o bracie nawiązał... powiedziałam, że nie chcę o tym gadać. od tamtej chwili zrobiłam się taka "niespokojna", ale to chyba nie było przyczyną wybuchu" No widzisz sama znalazłaś źródło swoich nerwów. Jeśli zrezygnujesz z wizyty tego to będzie to oznaczało, że się poddałaś. Jeśli już zaczęłaś terapię, a tyle miałaś obaw, to idź dalej za ciosem. Ja na następnej wizycie powiedziałabym, że przemyślałam całą zaistniałą poprzednio sytuację, czuję do niego /terapeuty/ żal bo poczułam się np. odrzucona i dziś już wiem co mnie tak zdenerwowało. Czasami sesje terapeutyczne są bardzo trudne, ale właśnie polegają na tym by odnaleźć źródło problemu i "rozprawić się z nim". Masz czas na przemyślenie, ochłonięcie i myślę że za parę dni nabierzesz większego dystansu do tej sytuacji i następna wizyta będzie już dla Ciebie bardziej komfortowa. Wszystko jest w porządku, a zmiana terapeuty nic nie da, bo jest to zaczynanie wszystkiego od początku.
  8. Zdarza się, że rozmowa z terapeutą obejmuje obszary naszego życia, które nas stresują i nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. I wtedy zaczynamy się wkurzać i nawet nie wiemy dlaczego. Dopiero znalezienie, przepracowanie tematu, omówienie go pozwala odkryć źródło naszej złości. Czasami jest tak, że omawiana sytuacja przypomina nam stresującą nas kiedyś sytuację i dochodzi do wzrostu złości i gniewu. W żadnym przypadku nie należy przerywać terapii. Myślę, że terapeuta na pewno rozumie Cię i następna wizyta będzie bardziej konstruktywna. Terapeuci są przygotowani na niekontrolowane zachowania pacjentów i nie robią z tego problemu. Twoje zachowanie było tylko wskazówką, że jest jeszcze coś do przerobienia, że nie wszystko zostało omówione.
  9. Nie kombinujemy sami z lekami. Niektóre w połączeniu mogą wywierać ujemne reakcje. Poradź się lekarza. Zadzwoń do niego.
  10. Najlepszy jest GETOX. Ja zastosowałam go tylko 2 razy i od kilku lat spokój.
  11. miron91 napisał - " zawsze byłem gnębiony psychiczne i fizycznie,Ojciec i matka pili przez 20 lat, w szkole też byłem maltretowany psychiczne i fizycznie" I właśnie o to chodzi. To są przyczyny powstania dolegliwości nerwicowych. Leki pomagają pozbyć się objawów, ale najbardziej pomaga psychoterapia. Jest o czym rozmawiać. Jeśli lek nie za bardzo pomaga to można poprosić lekarza o zmianę leku na inny. Napięcie mięśniowe jest objawem silnego stresu. Im dłużej będziesz zwlekał z psychoterapią tym bardziej objawy będą coraz poważniejsze i coraz bardziej nasilone. Proponuję posłuchać dobrych rad doświadczonych osób. Zaprzeczanie nic nie da a może tylko wszystko pogorszyć. Nawet sobie nie wyobrażasz jakie spustoszenie w organizmie może zrobić nie leczona nerwica. Działaj puki jesteś młody bo im dalej to tym gorzej.
  12. Jako niezalogowana osoba mogę przejrzeć wszystkie tematy i ich treść tego forum Czy to nie jest awaria? Na innych forach jest tak, że dopiero po zalogowaniu można przeglądać posty forumowiczów, a tu jest inaczej. Tu logowanie służy tylko do pisania postów. Nie podoba mi się to. Czy funkcja przeglądania postów nie powinna służyć tylko zarejestrowanym osobom? Pozdrawiam.
  13. Terapia grupowa to nie tylko tygodnie spędzone w szpitalu. Są też takie grupy w przychodniach i nie trzeba być na zwolnieniu lekarskim. O czasie terapii decyduje przede wszystkim siła objawów nerwicy. Dziękuję za informację o oddziale.
  14. To tylko złudzenia, Osoby z takimi problemami jak Ty też były ze mną na terapii i mówiły tak samo jak Ty, a po pewnym czasie zmieniały zdanie. Podstawą leczenia nerwicy jest psychoterapia, grupowa jest lepsza od indywidualnej. Leczenie tak jak wspomniał /ła/ moja poprzedniczka jest uzupełnieniem , wspomożeniem. Nie bądź adwokatem we własnej sprawie.
  15. I to jest odpowiedź na twoje pytanie. Teraz tylko trochę odwagi żeby o tym porozmawiać. Nie można tego nosić w sobie, bo to Cię wyniszcza. Życzę więcej pewności siebie. Wierzę że poradzisz sobie. Pozdrawiam
  16. Jeśli ktoś da radę przeczytać mój post - to osiągnie mistrzostwo świata, a ja z góry dziękuję za poświęconą uwagę. Wnioskuję z Twojej wypowiedzi Ulu, że mąż dobrze maskował się przed ślubem. Nie warto robić coś dla ludzi, żyj dla siebie i dziecka. To że się ma depresję to nie znaczy, że ma się być zimnym egoistą. Jeśli Twój mąż od początku małżeństwa ma depresję to po prostu razem z teściową oszukali Cię i wyszłaś za mąż za chorego człowieka nic o tym nie wiedząc Ulu widzę, że masz jeszcze dużo energii i empatii w stosunku do męża, ale pomyśl na jak długo Ci jej wystarczy. Jak długo jeszcze dasz radę być matką nie tylko dla córki ale i dla męża. Bo nie jesteś tylko jego żoną, ale przede wszystkim matką,, opiekunką. Nie namawiam Cię do żadnych drastycznych kroków, ale do przemyślenia tematu, do poważnej, rzeczowej rozmowy z mężem. Niech on się w końcu weźmie w garść i zacznie żyć jak normalny człowiek. Tobie na pewno przyda się terapia żebyś mogła wytrzymać w tym kotle. Bo takie życie to jak kocioł. Mąż chodzi do psychiatry to może go poprosić o skierowanie na psychoterapię. Opowiem Ci po skrócie moją historię, już trochę wcześniej pisalam- może pomoże wyciągnąć stosowne wnioski do dalszego działania. Jestem z natury bardzo energiczną osobą. Miałam 22 lata jak wyszłam za mąż - za bardzo czułego, wyrozumiałego, empatycznego człowieka. Po ślubie wszystko się zmieniło. Okazalo się, że jest egoistą pozbawionym zdolności do kochania, wzięcia odpowiedzialności za siebie i swoją rodzinę. To ja byłam osobą chodząca w spodniach. Sprawy urzędowe, domowe - opłaty, dbanie o budżet, naprawy, zakup sprzętu, mebli itd, załatwianie wczasów, poszukiwanie przedszkola dla dziecka, zaprowadzanie i odbieranie dziecka z przedszkola, wywiadówki w szkole, wizyty z dzieckiem u lekarza, pomaganie dziecku przy lekcjach, itd, itd robiłam ja. Nadmieniam, że cały czas pracowałam i to ciężko, bo albo w szpitalu ciągle na nogach czasami po 24 godziny, albo w terenie biegając przez cały dzień po schodach. Mąż ciągle zmęczony, tylko wymagał i rządził. Jak coś się działo lub były nieporozumienia to udawał, że jest chory, prowokował sytuacje zmierzające do wzbudzenia do siebie litości, zaopiekowania się nim. Wiadomo chorego się nie czepiałam. Nigdy nie powiedział słowa - kocham Cię, przepraszam. Czułość okazywał mi tylko przy okazji seksu. Poza łóżkiem zimny drań. On zawinił a ja przepraszałam, łagodziłam, doprowadzałam sytuację do normalności. Nigdy nie pomógł mi w najważniejszych wydarzeniach w moim życiu : gdy wychodziłam po próbie samobójczej ze szpitala /było to rok po ślubie/ - to nie było komu odebrać mnie ze szpitala- myślałam ze się spale ze wstydu a per- sonel był w szoku, dla mężusia praca była ważniejsza. gdy umierał mój ojciec i musiałam jechać do niego do szpitala mąż nie chciał odebrać dziecka z przedszkola - powiedział - nie będę nikogo odbierał z jakiegoś przedszkola - oczywiście w końcu odebrał, bo powie działam, że mnie to nie interesuje najwyżej córka będzie tam siedziała do wieczora. Gdy w ostrym stanie, w ciężkich bólach musiałam pojechać do szpitala to oczywiście byłam sama. Przez 10 godzin sama z torbą i paltem w ręku biegałam po schodach z piętra na piętro na badania. Okazało się, że było to zapalenie trzustki. Gdy miałam kłopoty w pracy i groziło mi stracenie pracy nie pocieszył, nie wspierał lecz krzyczał że to wszystko moja wina. Za pieniędzmi latałam ja - dorabiałam, dodatkowe dyżury nocne, dodatkowa praca popołudniami, a mąż w tym czasie siedział w fotelu i pił kawkę. Gdy wracałam do domu po dyżurze z poranionymi nogami od butów, które poobcie- rały skórę do krwi musiałam w domu posprzątać, ugotować, poprać . W tym czasie gdy pracowałam, wszystko biegiem żeby jak najprędzej wrócić do domu bo mój mąż nie robił nic, wszystko czekało na mnie. Zazdrosny o wszystko i o każdego. Kompletny egoista. Wszystkie odłożone pieniądze wydawał na siebie, dla mnie i dla dziecka zostawały tylko ochłapy lub często nic. W towarzystwie uśmiechnięty, zabawny, dowcipny, komplementujący kobiety, a po powrocie do domu od razu zmęczony, dbający tylko o siebie, ciągle nie zadowolony. Jak było coś nie po jego myśli gniewał się, nie odzywał, dzień, dwa a potem jakby nigdy nic wracał do poprzedniego stanu rzeczy. Rozmawiać o poprawie naszego związku nie chciał, to ja zawsze byłam ta zła, winna, chora psychicznie, która powinna się leczyć a on w żadnym wypadku. Mogę tak podawać przykłady bez końca. A ja w tym wszystkim: Pełna energii, zdyscyplinowana, zorganizowana nie mająca czasu żeby nawet pomyśleć że jestem w KIERACIE, że żyję z egoistą, despotą, człowiekiem nie zdolnym do życia w małżeństwie. Kiedy się z orientowałam minęło sporo lat. Gdy moja córka miała 16 lat zapytała mnie - "mamo jak mogłaś wyjść za mąż za takiego chama i prostaka. Ja jak wyjdę za mąż to za takiego który będzie mnie szanował, pomagał, gotował, sprzątał, nie dam się tak zaorać tak jak Ty. Mój mąż będzie troskliwy i czuły". I dziś tak ma. Rozwiodłam się, gdy córka miała 18 lat i powiedziała mi wtedy "mamo trzeba było nie patrzeć na mnie i rozwieść się wcześniej. Ja i tak wszystko wiedziałam i nie miałabym do Ciebie pretensji" Po rozwodzie mieszkamy nadal razem, mąż nie daje rozkwaterować mieszkania. Jak pies ogrodnika trzyma mnie przy sobie. Ja nie mam gdzie pójść, a wszystkie drogi rozkwaterowania już wyczerpałam. Nic nie mogę załatwić bo on nie chce współpracować. Tego nie przewidziałam. W sądzie na rozprawie mówił co innego, na wszystko się zgadzał, a za drzwiami sali sądowej śmiał się i powiedział, że się zemści, zniszczy mnie. I tak zrobił. Nie wychodzę od psychiatry, ze zdrowiem coraz gorzej, wszystko wysiada po kolei. Jest tak bo nadal mieszkam ze swoim oprawcą. Po rozwodzie nagle okazało się że umie ugotować, uprać, załatwiać sprawy urzędowe, sam zadbać o swoje potrzeby. Potrafi być dla mnie miły, uprzejmy, zrobić mi zakupy gdy jestem chora, nawet samemu się tym zainteresować. I co z tego skoro moja miłość do niego już dawno wygasła, nie uszanował jej, zniszczył ją, zdeptał. Oprócz nienawiści nie czuję do niego nic, a życzenia dla niego mam jak najgorsze. Tak się kończy miłość i wyrozumiałość dla człowieka, który się maskuje, nie umie kochać, dba tylko o siebie i swoje potrzeby. Miał dobrą, kochającą, troskliwą matkę, a ojciec był zimny, milczący, nie zainteresowany braniem czynnego udziału w życiu rodziny. Niestety dopiero po ślubie teściowa powiedziała mi, że wyszłam za mąż za człowieka o bardzo ciężkim charakterze, że jest podobny do ojca i dlatego często się kłócili, że nie będę z nim miała dobrego życia. A gdy teściowa chodziła do kościoła to dziękowała bogu, że ja zabrałam go od niej - tak mi powiedziała w kilka lat po moim ślubie, gdy była wzburzona po kłótni z moim mężem. Czy widzisz w mojej historii elementy podobne do Twojego życia. Mam nadzieję że mój obszerny post da Ci wiele do myślenia i pozwoli na obranie właściwej drogi do poprawy sytuacji rodzinnej do podjęcia działań które pozwolą ci na szczęśliwsze życie. Życie na siłę tylko dla kogoś nic nie daje. Trzeba przede wszystkim dbać o siebie, a potem dopiero o innych. Ja to zrozumiałam dopiero po latach, po kilku psychoterapiach na których poznałam siebie, mechanizmy swojego postępowania, kiedy dowiedziałam się jakie są źródła mojej nerwicy. Dziś są to już organiczne zaburzenia osobowości - mam skłonności do mikro udarów, które zmieniają moja osobowość. Jeśli ktoś dał radę przeczytać to wszystko to gratuluję wytrwałości i myślę, że moja opowieść będzie dobrą lekcją życia, przestrogą nie dla jednej osoby.
  17. Podstawy do terapii to raczej są, ale czy on się zgodzi? Myślę, że nie. Sam był u lekarza - dostał leki, podejrzewam że był u psychiatry. Nie ładnie, że nie powiedział żonie na co choruje, na co bierze leki. Co za nieszczerość, jaki egoizm. Przecież żona powinna wiedzieć takie rzeczy. Jak tu kochać takiego człowieka.
  18. Pobyt codzienny od 8 do 14, zajęcia - psychoterapia, muzykoterapia, zajęcie plastyczne, techniczne, relaks. Poza tym każdy w danym tygodniu ma przydzielone jakieś zajęcie np podlewanie kwiatów, czy dbanie o porządek w toalecie itp. Są wycieczki które organizują pacjenci - np do muzeum, zajęcia kulturalne też organizowane przez pacjentów. Chodzi o to żeby wyjść z domu, powrócić do społeczeństwa, nauczyć się pracować w grupie. Podstawą jest praca nad życiorysem każdego pacjenta. Pacjent mówi swój życiorys a grupa potem na jego podstawie szuka przyczyn nerwicy. To jest bardzo dobre bo poznajesz siebie, mechanizmy które Tobą rządzą. Nawet nie zdajemy sobie sprawy dlaczego postępujemy tak czy inaczej, ile zachowań wynosimy z domu rodzinnego. Dowiadujemy się o sobie rzeczy, które nigdy nie przyszłyby nam do głowy. Gdy jakaś osoba opowiada swój życiorys i Ty identyfikujesz się z nim to też dowiadujesz się o sobie. To naprawdę stawia na nogi. W tej drugiej placówce o której pisałam też praca jest oparta na życiorysie, przynajmniej była kilka lat temu. Na Kasprzaka z kolei nie opowiada się życiorysu, są same zajęcia - podobno, tak mi mówiono. Nieprzyjemnie jest na Dolnej i na Sobieskiego - tak mi mówiono.
  19. Na razie się rozglądasz, nie jesteś pewna. Brat jest gejem, hm jakieś genetyczne skłonności? Tak myślę na głos. Idź do psychologa, porozmawiaj o tym.
  20. To wszystko zależy od tego czy będziesz się tym przejmowała. Jeśli tak to znaczy że trzeba się tym zająć i porozmawiać z psychologiem. Czas pokaże.
  21. Ja nie mówię o przychodni tylko o Oddziale Dziennym Psychiatrycznym Rehabilitacyjnym . Byłam tam do grudnia 2011r.
  22. Nie rozumiem twojego lekarza bo na psychoterapię troszeczkę się czeka. Zapisz się do innego lekarza, przecież można zmienić lekarza /nie mów że chodzisz już do kogoś/ i poproś o skierowanie na psychoterapię. W Warszawie jest PZP w Szpitalu Wolskim. Jeśli zapiszesz się przez internet to będziesz miała bardzo krótki termin. https://ssl.przychodnia-internetowa.pl/ - dla pacjentów pierwszorazowych. Najbliższy wolny termin jest 4 października. Ja tam się leczę od półtora roku. Lekarz nie robiła żadnego problemu ze skierowaniem na psychoterapię i nie uzależniała skierowania od czasu brania leku. Są tacy, którzy leków nie biorą i korzystają z psychoterapii. Nie wiem o co chodzi, może się nie znam, ale wiem jak wygląda praktyka. Na terapię czekałam - parę dni, akurat było miejsce - Oddz. Dz.Psych.Rehabilitacyjny ul. Twarda 1. Byłam tam ok. 4 miesięcy, postawili mnie na nogi. Jest też dobry Odd.Dzienny Nerwic -PL WAT -Kartezjusza 2 /Bemowo/ - też parę tygodni. Bardzo znamiennym objawem w nerwicy jest złe poranne samopoczucie, a lepsze wieczorem. Ja też tak mam. Leki bierze się w zależności od potrzeby. Może to trwać kilka miesięcy, kilka lat. Każdy inaczej wychodzi z nerwicy, niektórzy leczą się do końca życia. O odstawieniu leków decyduje lekarz, ponieważ niektóre leki należy odstawiać stopniowo pod kontrolą lekarza. Można brać leki i pracować. Idzie się do pracy jak się stan zdrowia znacznie poprawi i pozwala na podjęcie pracy.
  23. Bardzo możliwe, że zachowania męża są wyniesione z domu rodzinnego. Może być tak, że rodzice rzadko, lub w ogóle nie okazywali mu uczuć. Był wychowany w chłodnej atmosferze i dlatego nie umie inaczej. Ale jest też pytanie - jak było przed ślubem, czy nie zauważałaś tego , czy był inny. U mnie było podobnie, ale przed ślubem było inaczej lepiej, dużo ciepła, zrozumienia, współczucia. Okazało się, że to była maska, która opadła po ślubie. Obrót o 180 stopni. W towarzystwie owszem był wesoły, dowcipny bo trzeba było trzymać fason żeby nikt nie zobaczył jego prawdziwej twarzy. Z seksem było podobnie, ale częściej to on unikał zbliżeń a mnie zarzucał oziębłość. Okazało się że wyszłam za mąż za egoistę, kompletnego lenia, pozbawionego uczuć wyższych. Proponowałam nie raz terapię małżeńską ale nie zgodził się. Małżeństwo rozpadło się. Twoja historia przypomniała mi moje małżeństwo. Też tak jak poprzedniczka jestem za wspólną terapią. Porozmawiaj z mężem, namów go. Jeśli będzie chciał poprawy, lepszych relacji w związku to się zgodzi. Musicie rozmawiać o swoich problemach i razem je rozwiązywać, musi być wola z obu stron. To jest do zrobienia, trzeba tylko trochę dobrej woli. Powodzenia.
  24. Nie ma nieistotnych spraw, są sprawy które bagatelizujemy. Myślisz o tym, mówisz /piszesz/ to znaczy, że masz z tym tematem problem. Mam nadzieję, że terapeuta domyśli się i pomoże Ci otworzyć się, powiedzieć o tym. Ach, dziś jesteś już zapewne po rozmowie. Jak poszło?
×