Skocz do zawartości
Nerwica.com

ula1971

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia ula1971

  1. Do Gracja. Bardzo dziękuję Ci, że opisałaś swoje doświadczenia. Tak wiele z tego co napisałaś pasuje do mojego życia... Momentami jakbym czytała własny pamiętnik. Jednak muszę przyznać, że u mnie nie jest aż tak źle. Nie ma miłości ale nie ma też nienawiści i złośliwości. Twoja historia jest dla mnie przestrogą i dała wiele do myślenia. Jestem Ci bardzo wdzięczna, że podzieliłaś się ze mną swoimi przeżyciami. Mam nadzieję, że wkrótce poukłada nam się wszystko w życiu i będziemy szczęśliwe.
  2. Dziękuję za wszystkie opinie. Potrzebowałam, żeby ktoś spojrzał na to z boku, bo jak się jest w środku tego wszystkiego, to można się pogubić. Jeśli chodzi o pytanie, czy był dla mnie wsparciem to niestety nigdy. W naszym związku to ja "noszę spodnie". Czy to choroba córki (od urodzenia jest pod opieką CZD, ale ostatnio jest ok.), czy planowanie urlopów, wyjazdów weekendowych itd. zawsze było na mojej głowie. Mąż w przypadku chorób tłumaczył się depresją a w przypadku wspólnych decyzji zawsze był nastawiony na nie. Choć muszę przyznać, że jak już razem byliśmy na wczasach to bawił się świetnie, ale te nerwy i kłótnie przed wyjazdem... Jak czułam się źle, to też nie był nigdy wsparciem - nawet wzbudzał we mnie poczucie winy, że znów coś mnie boli i zamiast iść do lekarza to leżę bezczynnie a to może być np. rak (on nawet w bólu głowy dopatruje się guza mózgu). Jak on miał guza tarczycy, to ja go uspokajałam, bo leżał w depresji, że to na pewno złośliwy. Robili mu rutynowe badania w kierunku raka, ale nawet mu nie mówiłam po co te badania - sama sprawdziłam w Internecie. Dopiero jak wszystko okazało się ok., powiedziałam mu jak się bałam przez ten czas. Tak więc muszę przyznać, że jak są problemy to nie mogę na niego liczyć. Rok temu poszedł do psychiatry. Dostał tabletki na depresję, ale nie widzę zmiany. Jak pytałam co było na następnych wizytach to powtarzał, że to samo co wcześniej. Jego mama miała depresję i wiem jak to wyglądało. Nie chciało jej się nic, nawet żyć. Mąż tak się zachowywał w domu, leżał i myślał. Ale jak rozmawiał z kolegami, z rodziną to miał dobry humor. A jak jeszcze trochę wypił to bawił się świetnie. Więc myślę, że to może nie do końca depresja. Dlaczego z nim jestem? Bo chyba pomimo tego, że uchodzę za osobę z silnym charakterem, boję się. Boję się, że będzie to szok dla mojej 16 letniej córki, dla rodziców, dla teściowej (która wyszła z depresji po śmierci teścia i teraz czuje się świetnie), no i szok dla męża. Boję się, że jeśli ma skłonności do depresji, to mógł by to bardzo źle znieść - boję się o niego. Czy pomoże terapia? Może się zdecydujemy. Ale nie wiem, czy mąż, który ze mną przez tyle lat nie rozmawiał o tym co czuje teraz otworzy się przede mną i jakąś obcą osobą. No i było jeszcze pytanie jaki był przed ślubem. Był dobry i czuły. Uśmiechnięty. Wydawał się szczęśliwy. Po ślubie bardzo się zmienił, jakby problemy dnia codziennego go przerosły. To się nasilało. Był niezadowolony z pracy, z mieszkania, z tego że nie stać nas na to co on by chciał. Chciał żebym pojechała za granicę zarabiać. Ja nie wyobrażałam sobie rozłąki na tak długo i to dla pieniędzy. On mówił, że bez pieniędzy nie ma szczęścia (w dużym uproszczeniu). Wtedy pierwszy raz zastanawiałam się, czy on wie co to miłość. Potem urodziła się córka, chorowała. Początkowo to nas zbliżyło, potem oddaliło. On nigdy nie umiał się cieszyć tym co ma. Nawet jak coś kupił, od razu szukał wad. Za co go kochałam? Może kochałam go pomimo wszystko, a nie za coś. Czy kocham nadal? Nie wiem. Tak jak pisałam ostatnio coś we mnie pękło i teraz sama już nie wiem. Ale lubię patrzeć jak się śmieje w towarzystwie. Szkoda tylko, że nigdy tak nie było ze mną.
  3. Ja czułam się kochana przez rodziców. Ale mam męża, który jest bardzo oschły dla mnie i naszej córki. Ja okazuję córce dużo miłości, nie ma chyba dnia, żeby nie usłyszała ode mnie że ją kocham i choć ma 16 lat codziennie choć na chwilę ją przytulę. Mam nadzieję, że w życiu dorosłym będzie potrafiła kochać i być kochaną, pomimo chłodnych relacji z ojcem. Osobę, która przedstawia się jako "nienormalna21" chcę zapewnić, że "nienormalni" rodzice zdarzają się często ale dzieci nigdy. Nie myśl o sobie w taki sposób, bo z pewnością poznasz kogoś kto Cię pokocha za to że jesteś przy nim. Póki co ciesz się życiem i nawet jeśli masz za sobą jakiś zawód miłosny to wierz mi, pozbierasz się. Nie szukaj miłości rozpaczliwie, ona sama Cię znajdzie. Unieś głowę do góry i myśl o sobie dobrze jak chcesz, żeby inni też tak myśleli. Szanuj siebie, bo jak Ty tego nie zrobisz, to dlaczego mieli by to robić inni? Jestem pewna, że wszystko Ci się ułoży.
  4. Po raz pierwszy odważyłam się komuś o tym napisać. Nie wiem czy problem tkwi we mnie czy w mężu. Jesteśmy 17 lat po ślubie. Chyba niedługo po ślubie zauważyłam, że mąż nie okazuje mi prawie w ogóle czułości. Tłumaczyłam sobie, że nie wszyscy potrafią być spontaniczni. Jednak było mi przykro, o czym mu wielokrotnie mówiłam. Obiecywał, że się zmieni ale nic z tego. Zależało mu tylko na seksie. Nigdy nie cieszył się gdy wracał do domu, nigdy nie zrobił mi żadnej niespodzianki, nie żartujemy razem, nie śmiejemy się (choć w towarzystwie mąż jest zupełnie inny). W stosunku do naszej córki również jest oschły. Często nie odzywał się do mnie, bo mu się nie chciało i dopiero jak miał ochotę na zbliżenie, to potrafił być miły. Ponadto niemal codziennie dochodziło do sprzeczek o drobiazgi (kilka kropel wody na panelach, krzywo ułożone buty itp). Częste są również kłótnie o pieniądze (pracujemy oboje). Generalnie, poza tym, że jesteśmy razem nie widziałam żadnych oznak miłości z jego strony. Już wcześniej miewałam bardzo częste infekcje i bóle pęcherza ale mimo to, żeby mąż nie był obrażony, zgadzałam się na seks. Zresztą jak mówiłam, że mi coś dolega to nigdy nie miałam współczucia z jego strony, tylko narzekał, że on to ma pecha, ciągle jakieś problemy (choć nie mamy ich więcej niż inni ludzie). Generalnie mąż jest pesymistą i uważa, że ma depresję (ale nigdy wcześniej nie był u lekarza - dopiero ostatnio poszedł i dostał tabletki, ale nie mówił co od niej usłyszał). Mówił mi, że jest nieszczęśliwy, co mnie bardzo bolało, bo gdyby mnie kochał, to przecież nie powinien być taki zimny i nieszczęśliwy. 1,5 roku temu dowiedziałam się, że moje problemy z pęcherzem są spowodowane wadą wrodzoną i każda infekcja stopniowo pogarsza mój stan (nie wdając się w szczegóły). Powiedziałam o tym mężowi. Postanowiłam ograniczyć częstość w zbliżeniach i to doprowadziło do następnych kłótni. Mąż oczekiwał, że pomimo moich problemów będę go nadal zaspokajała. Ten okres spowodował jednak, że coś we mnie pękło. Po 4 miesiącach, kiedy kochaliśmy się znacznie rzadziej niż dotychczas, mąż przestał się całkowicie do mnie odzywać. Ja coś mówiłam a on nie odpowiadał lub tylko "służbowo". Traktował mnie jak wroga. Nawet jak byłam chora (silne zatrucie) nie podał mi szklanki wody, choć ledwo stałam na nogach. To trwało rok. W tym czasie nie było także sexu. Przed rodziną udajemy że jest ok. Ostatnio mąż przyszedł, przytulił mnie i zapytał kiedy wreszcie wróci wszystko do normy. Liczył na to, że pogodzimy się przez łóżko. A ja po tym wszystkim zupełnie straciłam pociąg do niego. Uważam, że wcale mnie nie kocha i nie wiem, czy kiedykolwiek mnie kochał. Zawsze miałam nadzieję, że po prostu nie potrafi okazywać uczuć ale teraz zastanawiam się, czy nie potrafi okazywać bo ich po prostu nie ma. Mąż stwierdził, że jestem oziębła. Czy to faktycznie problem leży we mnie? Czy mam się godzić na sex pomimo takiego chłodu emocjonalnego, pomimo tego że wcale mnie już nie pociąga bo ciągle mam w pamięci ten rok i to, że odwrócił się ode mnie. Czy można kogoś kochać i rok traktować go jak powietrze, jak wroga? Czy jestem faktycznie oziębła czy brak ochoty na sex może być wywołane tym, że tak bardzo brakuje mi miłości i uczucia? Czy faktycznie szczęśliwe, uśmiechnięte rodziny występują tylko w reklamie? Może właśnie dlatego jest nieszczęśliwy, że ja mam problem?
×