Moja Mama umarła w sierpniu po wielu latach walki z chorobą nowotworową. Wiem, jak ogromnie boli strata bliskiej osoby. Dla mnie Mama była jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Trudno ot tak pogodzić się z taką stratą. Chodzę po pustym mieszkaniu i mówię do Niej, wierząc, że mnie słyszy. Często odwiedzam Jej grób i też do Niej mówię. Jak odwiedzę Tatę, to idę do sypialni rodziców, otwieram szafę i wącham Mamy ubrania. Bardzo mi Jej brakuje. Najgorszy były chyba pierwszy miesiąc po śmierci, chociaż teraz też zdarzają mi się dni, kiedy sobie coś przypomnę związanego z Mamą i łzy po prostu same ciekną po policzkach. O dziwo jednak, myślę, że radzę sobie nieźle. Kiedy Mama jeszcze żyła, ale miała już świadomość, że umiera, dużo rozmawiałyśmy o tym, co będzie, jak Jej zabraknie. Chciała, żebym sobie radziła, żebym nie lamentowała, tylko skupiła się na życiu tu i teraz. Myślę, że mnie wspiera z góry, bo jest mi łatwiej niż myślałam. Pociesza mnie też myśl, że już nie cierpi. Chociaż po ludzku chciałabym, żeby była wśród nas, żebyśmy mogły wypić razem kawę na tarasie i poplotkować i pośmiać się razem. Strasznie mi tego brakuje. Jej głosu, uśmiechu, dotyku, Jej rad. Za wcześnie odeszła...