Nie wiem gdzie to umieścić, napiszę tutaj. Co robić w momencie, gdy z każdą sesją przywiązuję się do terapeutki coraz bardziej i przestaję skupiać się na sobie, na terapii, tylko na tym, żeby być z nią, to mi wystarcza, jeżeli można to tak ująć. Terapia była skuteczna do pewnego momentu, później już nie. Za ok. miesiąc zacznę kolejną terapię u innej terapeutki i bardzo się tego boję, boję się tego przywiązania, zależności, zapominania o sobie... Czy terapia w takiej sytuacji ma sens?
Nie mam możliwości kontynuacji terapii z moją terapeutką, gdyż się przeprowadziłam. I muszę powiedzieć, że baardzo to przeżyłam, dla mnie po prostu był to koniec świata.
I teraz, na jakiej zasadzie mogę stwierdzić, że w moim przypadku terapia działa jak jest efekt odwrotny. Może ja się nie nadaję do terapii...
Trochę zamotałam, ale mam nadzieję, że ktoś ogarnie o co mi chodzi.
-- 25 lut 2012, 15:13 --
Teraz dopiero przeczytałam to, co ala1983, napisałaś. Święte słowa. Szkoda tylko, że ja czuję się właśnie taka zawieszona, uzależniona od terapeutki i nijak nie potrafię nad tym pracować! Nie wiem co mam robic