Skocz do zawartości
Nerwica.com

DddMan

Użytkownik
  • Postów

    131
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez DddMan

  1. A co do nazwy, to może Razem Przeciw Depresji (skrót RPD) ?
  2. Już chciałem się dopisać na listę, ale co widzę? Potrzebny meldunek. Czy mam rozumieć, że osoby bezdomne (bez stałego i czasowego meldunku) nie mają szans, aby być pełnoprawnym członkiem stowarzyszenia?
  3. cudak, Jak zajęta to się nie spotykam Żartuję A co do PW, to raczej Ty powinnaś napisać, bo Ty przyjeżdżasz.
  4. cudak, Jasne, że wiem o co chodzi. Napisałbym więcej, tzn. wiem o co chodzi zanim napiszesz A poza tym jak ktoś mi mówi, że jestem wartościowy i inteligentny to ja zaraz wystawiam pazury, bo myślę, że się ze mnie nabija. Wynika to z tego, że ja mam poczucie własnej wartości w skali ujemnej. Co do feedback'u, to w gronie moich zainteresowań są 3 osoby z forum: logik, Korat i Ty (jesteś jedyną przedstawicielką płci pięknej, cieszysz się? ). Tzn. są to osoby, na których wyjątkowo długo zawiesiłem wirtualne oko i chciałbym je poznać na żywo, celem utworzenia realnej znajomości. Jakiś czas temu pisała do mnie panienka, która stwierdziła, że "ma podobnie jak ja". Podskoczyłem pod sufit, że są jeszcze tacy ludzie i od razu przeszedłem do konkretów: zaproponowałem poznanie się na żywo. Panienka zwątpiła i słuch o niej w mojej skrzynce wiadomości zaginął Nie nie, nie chodzi o to, że szukam znajomości na siłę. Po prostu moją docelową grupą są "inni", bez zbędnego tłumaczenia, że każdy jest przecież inny. Podpisano: zwykły bezdomniak
  5. cudak, Dla Ciebie wszystko (żart). Możliwość pisania mam (tak tak, bezdomny też może mieć dostęp do internetu). Z chęciami gorzej, gdyż poruszane tematy są niezwykle delikatne, a doradców internetowych tu wielu Nie piszę też dla poklasku i dowartościowania się. Piszę raczej, by na swoim przykładzie przestrzec i obudzić innych, jednocześnie sam szukam towarzystwa dla siebie (i niestety nie mogę znaleźć). No ale nietuzinkowym ciężko znaleźć Żartuję, jestem zwykłym bezdomniakiem.
  6. *Monika*, Gdybym był silny psychicznie i mało wrażliwy, to chyba nie byłbym tak podatny na zmasakrowanie mojej psychiki przez patologiczne dzieciństwo i jego następstwa. W sumie, czy o człowieku chorym psychicznie można powiedzieć, że jest silny psychicznie? Spytaj na terapii Aha, i dobrze, że już wiem, że też jesteś podobno DDA/DDD. To nieco zmienia moje zapatrywanie się na Twoją osobę. cudak, A mnie znowu imponuje Twoja postawa. Z Twoich postów wnioskuję o Twojej dojrzałości i nietuzinkowej inteligencji. Krótko pisząc, zainteresowałaś mnie (bez żadnych podtekstów).
  7. carlosbueno, Chałupa 300 m2? Toż to Ty w willi mieszkasz I dalej chcesz być bezdomnym, czy już Ci przeszło?
  8. Przyłączam się do powyższych pytań, a konkretnie: z jakim SSRI i jakie dawki (SSRI i Solianu).
  9. fallenone26, Bracie (o ile mogę tak się do Ciebie zwrócić, a to dlatego, że Twoje wpisy w tym temacie są mi bliskie), oprócz terapii dedykowanych najlepszą psychoterapią jest samo życie. Bierną postawą mało zdziałamy, o ile w ogóle coś zdziałamy. Na moim skromnym przykładzie, mogę powiedzieć jedno: POBUDKA ! Jestem również Dorosłym Dzieckiem Dysfunkcyjnym i świat zawalił mi się po śmierci Mamy. Od tego momentu praktycznie zostałem sam (teoretycznie oczywiście rodzinę mam, ale już w ogóle nie utrzymuję kontaktu). Ustanawiałem kolejne rekordy niewychodzenia z domu (rekord - miesiąc) - pomieszkiwałem kątem u znajomego (też patologia), rekordy niemycia się, smrodu i niejedzenia. Cudem po wielokrotnych przedłużaniach sesji ukończyłem studia z wynikiem bardzo dobrym. Brak znajomości, duża konkurencja i zły image (jestem szczerbaty, przez wiele lat w depresji w ogóle nie myłem zębów) nie pozwoliły mi na podjęcie godnej pracy po studiach. Tkwiłem dalej w bagnie, ciąłem się, nie widziałem wyjścia. Wracać do ojca-psychopaty i jego drugiej żony? Nie ma mowy. Zostać w moim małym mieście, gdzie byłem wytykany palcami od psychicznie chorych? Też mi się za bardzo nie uśmiechało. Ale jakimś zbiegiem okoliczności wylądowałem w Warszawie. Ludzie, którzy zaoferowali mi pomoc szybko się mnie wyrzekli, ale znalazł się człowiek, który mi podał rękę. Zaoferował mi lokum w ... piwnicy. Oczywiście się zgodziłem, bo nie chciałem wracać do patologicznego znajomego (o którym pisałem wyżej), ani do ojca. Jednak człowiek ten skonsultował się ze swoją żoną i stwierdzili, że nie będę spał w piwnicy, tylko u nich w mieszkaniu. Jak to? Przyjmować walniętego faceta do mieszkania, w którym w dodatku jest ich małe dziecko? Czyste szaleństwo. Później byli pozytywnie zaskoczeni, że tyle czasu poświęcałem na zabawy z ich dzieckiem. Mieszkałem u nich kilka tygodni, aż wynająłem samodzielnie pokój. Tam mnie pobito (nieciekawe towarzystwo, alkohol). Ale się nie poddawałem. Po 2. miesiącach wynająłem pokój w mieszkaniu u kobiety tak wyluzowanej (aż za bardzo), że raczej nie zamieniłbym na inną stancję. I mieszkam tu do dziś. I co dalej? Nie wiem. Formalnie jestem bezdomny (brak stałego meldunku), nie mam ubezpieczenia, przez co jestem traktowany przez służbę zdrowia jako intruz (opisywałem w innym dziale). W biedzie musiałem się zadowolić czerstwym chlebem i makaronem z solą. Korzystałem z jadłodajni dla bezdomnych i chodziłem w ubraniach z magazynów odzieży. Dużo czasu spędzałem z bezdomnymi (teraz mniej), bo szukałem w nich kogoś kto zastąpi mi ... ojca. Może niektórzy odbiorą moją pisaninę jako użalanie się, ale tak nie jest. Niewiele w życiu osiągnąłem, ale te moje kroki i determinacja (chociaż odzywa się jeszcze depresja) pozwoliły mi na osiąganie tzw. małych sukcesów. Dlatego też napisałem do Ciebie, fallenone26, POBUDKA! Tzn. najpierw doceń to co masz (naprawdę! nawet to, że masz rodziców i masz gdzie mieszkać). O studia się nie przejmuj, po pierwsze w wielu przypadkach jest to nic nie znaczący papier (liczy się praktyka), a po drugie - nigdy nie jest za późno, by studiować. No chyba, że marzysz, aby być lekarzem lub pilotem. Postaw sobie CELE. Ujadanie na beznadziejność sytuacji i na rodziców - niszczy Cię. Chcesz się wyrwać z domu? Do dzieła! Nie wierzysz? Ja niestety też nie wierzę Bo tutaj trzeba się zaprzeć samego siebie. Poprzez te słowa rozumiem DECYZJĘ, decyzję o zmianie i unikanie odwracania się do tyłu (to jest bardzo trudne). A po decyzji jest DZIAŁANIE, a nie gadanie! Pamiętaj, że syndrom DDA/DDD jest postępujący, a na jego dnie czyhają poważne choroby psychiczne. Po tym jak podchodzisz krytycznie do psychoterapii (sam podchodzę krytycznie, więc rozumiem), podejrzewam, że chcesz konkretów. Oto konkret: zapraszam do Warszawy (o ile z niej nie jesteś). Możesz u mnie (tzn. w moim pokoju) mieszkać, dopóki czegoś nie wynajmiesz i nie znajdziesz pracy. I teraz posypie się lawina domysłów Spokojnie, jestem hetero i nie mam złych planów. Chcę Ci po prostu pokazać, że na tym interesownym świecie jest też miejsce na bezinteresowność. A z racji tego, że Cię rozumiem, oferuję też bezinteresowność. Chociaż ludzie i tak wolą dalej psioczyć na świat i szukać jakichś podtekstów (ot, przykład gdy oferowałem Wigilię - 0 odpowiedzi). Rozumiem, ale to, że rozumiem nie oznacza, że się z tym zgadzam. Pozdrawiam!
  10. DddMan

    Samotność

    Co do Wielkiej Księgi Samotności. Dobry pomysł. Nawet podjąłbym się zredagowania tekstów. Ale dobrze by byłyo, gdyby historie kończyły się happy endem. W przeciwnym razie przeciętny odbiorca będzie znudzony i będzie uważał to za Wielką Księgę Jęczarni i Nieudaczników. Co Wy robicie by nie być samotnym? Sądząc po tym, jak mało jest ofert w dziale "Poznajmy się", a nawet odpowiedzi na różne prośby (w tym moją) - niewiele. Ja, by poznać kogoś wartościowego, kto chciałby mnie znać i zaakceptować, byłbym w stanie jechać na drugi koniec Polski. Sęk w tym, że nikt bezdomnego, chorego psychicznie i bardzo dziwego znać nie chce. Wiara już dawno mi minęła, pozostała nadzieja i wołanie o CZŁOWIEKA. Już nawet nie chodzi o dziewczynę. Obojętnie o kogo, kto by mnie zaakceptował, polubił i na kim by mnie zależało.
  11. Z Twoich opisów zupełnie inaczej sobie Ciebie wyobrażałem. Po pierwsze myślałem, że jesteś większy i wyglądasz groźniej. Twierdzisz, że masz zapędy psychopatyczne, a w ogóle tego po Tobie nie widać. Powiedz mi jedno. Czy ludzie się Ciebie boją? Bo mnie niestety tak. Ponoć wyglądam jak typ spod ciemnej gwiazdy, a niektórzy nawet mówili, że jak seryjny morderca. No ale ile ludzi tyle opinii. Dla jednych wyglądam jak ciota i narkoman, dla innych jak morderca. Niby wytwarzam jakąś dziwną aurę, że ode mnie ludzie uciekają. Reasumując. Widzę w Twoich oczach nadzieję. W sumie gdyby nie ona, to dawno byś już nie żył. Pozdrawiam Cię.
  12. DddMan

    zostac bezdomnym?

    Aha, to musiałbym jeszcze za Ciebie odpowiadać? O nie, na ulicy każdy odpowiada za siebie. Pamiętaj. A poza tym rób, co chcesz.
  13. DddMan

    zostac bezdomnym?

    carlosbueno, Nie do końca zrozumiałeś, co napisałem. Muszę sprostować Twoje błędne wnioski. Otóż, jakby mogło się wydawać, środowisko nie jest aż tak bardzo kryminogenne, przynajmniej w Warszawie. Ostatnio czytałem artykuł w gazecie, w którym wypowiadał się komendant stołecznej policji i stwierdził, że jest tylko niewielki procent przestępstw popełnianych przez bezdomnych. Jak pisałem, wśród bezdomnych jest wielu kryminalistów, ale ci, by ponownie nie trafić do więzienia, starają się więcej nie popełniać przestępstw. Co do nomadycznego trybu życia. Ja taki prowadzę, ale na dłuższą metę jest to męczące. By zachować choć odrobinę prywatności, nie piszę tu o szczegółach. Jeśli chcesz przez kilka dni spróbować, zapraszam do Warszawy, bo nie wiem, czy jesteś gotowy na zagraniczny wyjazd. Nocleg Ci mogę zapewnić w moim wynajmowanym pokoju. Ale przed bezdomnością będę Cię bezwzględnie przestrzegał. PS. Myślałem, że masz góra 16 lat. Bez urazy.
  14. DddMan

    zostac bezdomnym?

    carlosbueno, Ba, rozumiem Twój kaprys. Wiesz dlaczego? Dlatego, że kiedyś myślałem podobnie do Ciebie. Kilkanaście lat temu uciekłem z domu z Wigilii. Spędziłem ją na dworcu z bezdomnymi. Ale szybko mi się odechciało bezdomności jak głód zajrzał do tyłka i zachciało się spać. Poza tym jak byś się tłumaczył, gdybyś wszedł w środowisko bezdomnych? Gdybyś na dzień dobry stwierdził, że przyszedłeś zobaczyć jak to jest, to nie mógłbyś liczyć na poważne traktowanie. Większość bezdomnych to alkoholicy i/lub narkomani i/ lub kryminaliści i /lub wariaci. Nie znam nikogo osobiście (choć wiele słyszałem) kto miałby normalny dom i zdecydował się sam z własnej nieprzymuszonej woli zostać bezdomnym. Zapewniam Cię, że bezdomność to piekło z jednym prawem - prawem pięści, bo to ulica. Przeżyje silniejszy fizycznie i psychicznie, więc jak nie masz nic do zaoferowania pod tym względem, to zastanów się. A jak chcesz się oparzyć, próbuj. Poruszyłeś mój czuły punkt (bezdomność), więc piszę ostro, byś przemyślał, co Ty w ogóle piszesz. Sabaidee, Uważam, że masz tylko częściową rację, bo carlosbueno bezdomność traktuje jako ucieczkę. Nikt o zdrowych zmysłach nie dąży do bezdomności. Spytaj obojętnie jakiego bezdomnego, czy chciał być bezdomny. To tak samo jakbyś spytał psychicznie chorego, czy chciał być chory psychicznie. Lepiej spać w syfie w 20 na sali, nie wiedząc czy rano będzie się miało pod łóżkiem buty, czy bezpiecznie spać w swoim pokoju w domu? carlosbueno, To kiedy podejmujesz rękawicę, którą rzuciłeś? A zaraz, marzysz też o szpitalu przyschiatrycznym, a może o pudle? Ile Ty w ogóle masz lat?
  15. DddMan

    zostac bezdomnym?

    carlosbueno, Jakbyłbyś tak głodny, że musiałbyś żebrać o jedzenie (bo np. wszystkie jadłodajnie byłyby już zakmnięte), szczur w piwnicy upier... by Cię w dupę, dostałbyś wpier... od jakichś chłystków, zaraziłbyś się wszawicą, świerzbem lub innym dziadostwem, to szybko by Ci się odechciało być bezdomnym i wróciłbyś do mamusi. Czy Ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, o czym piszesz? Na początek wyjdź rano z domu głodny i zdaj się na państwo. Na 99% wieczorem z powrotu będziesz w domu. Z bezdomnością mam do czynienia od 5 lat, z zastrzeżeniem, że jeszcze tak nisko nie upadłem i zawsze miałem gdzie wrócić na noc (albo spanie po kątach u znajomych, a od jakiegoś czasu wynajmuję pokój). Nie mniej jednak, przeraża mnie to, że jestem w grupie zagrożenia 100% bezdomnością, a Ty chcesz w to wchodzić. Szanuję Twoje zdanie, ale odbieram to jako Twój kaprys. Bo nie sztuka być bezdomnym, który może wrócić gdzieś na noc (jak np. ja). Prawdziwą tragedią jest, gdy na prawdę nie ma się gdzie wrócić. Dalej chcesz? Zapraszam do Warszawy. Wskażę Ci jadłodajnie, magazyny odzieży, noclegownie. Zastanów się chłopie, co Ty w ogóle piszesz. Świadomie chcesz wchodzić w tragedię i jeszcze liczysz, że da Ci to pozytywnego kopa. A z bezdomności bardzo ciężko się wychodzi.
  16. " Powiem Ci Łazarzu, że nie zawsze byłam taka spolegliwa jak teraz. Wyznajesz zasade "oko za oko" i ja tez ja wyznawałam. Byłam osoba bardzo agresywną w stosunku do swoich Rodziców. Jestem tez inteligentna i doskonale wiedziałam w jakie punkty należy uderzyć, żeby zabolało. Mój Ojciec nieraz przeze mnie płakał, bo dawałam własnie jemu szczególnie w kość. Jak widzisz, potrafiłam tez byc katem. Po jakis czasie jednak zauważyłam, że nie czuje sie przez to lepiej. Nikomu nie było przez to lepiej. Jak sie czujesz, kiedy trawią Cie negatywne emocje ? na pewno nie czujesz sie z tym dobrze. Nie chciałam życ w ten sposób. Odpuściłam, nie po to żeby się komuś przypodobać, albo coś uzyskać. Zrobiłam to tylko i wyłącznie dla siebie. To że moje stosunki z rodzicami sie przez to poprawiły, to skutek uboczny. Ale mogłoby go nie być i to by niczego nie zmieniło, bo jeśli komuś odpuszczasz, przestajesz sie także czuć z nim związany. Niczego już od nich nie chcę, jestem całkowicie niezależna psychicznie, wolna. Nie muszę sie już na nich odgrywac , nie mam juz takiej potrzeby. Kiedy sie zorientowali, ze jestem niezależna nagle zaczęli mnie cenić. To dodatkowy bonus, możemy od nowa, z czystą karta budować nasze relacje. Ale wcale nie musimy. A jesli nie potrafiłabym wybaczyć i dalej dręczyłabym swoich staruszków.. to co ? w kogo bym sie zmieniła ? na czyj poziom bym sie udała ? Jeśli ofiara zaczyna dręczyc kata, sama sie nim staje.. sama robi coś, o co ma pretensje do kogoś innego. Kopiuje zachowanie, które uważa za naganne. Sama przejmuje cechy swojego dręczyciela. A dręczyciel też przecież od kogoś je przejął, zapewne nauczył sie ich w swoim domu rodzinnym....... i tak to sie toczy z pokolenia na pokolenie. Jeśli przejmiesz metody józka, to sam staniesz sie kimś takim jak on. Nie zniżaj sie do tego poziomu. . W ramkę i nad łóżko. A dla tych mściwych (sam kiedyś taki byłem, podobnie jak cudak), pomyślcie może w ten sposób: najbardziej surową zemstą jest przebaczenie
  17. logik, Chciałbym, abyśmy się dobrze zrozumieli. Nie myśl, że atakuję Ciebie poprzez może moje ostrzejsze pisanie. To nie tak. Chodzi o to, że naprawdę bezpodstawnie i pochopnie wyciągasz wnioski, że "lepiej się czuję, bo pracuję". Tak samo mógłbym napisać o Tobie, że gdybyś nie miał na chleb, to od razu lepiej byś się poczuł, bo musiałbyś na niego zapracować. Absurd, prawda? Warunkujesz swój byt (niebyt?) od sytuacji rodzice - pieniądze, przy zastrzeżeniu braku poprawy. Przerabiałem to. Myślałem identycznie (tunelowo), i mimo że miałem wszystko zaplanowane, jakoś żyję. Patrząc na to jak bardzo jestem schorowany (fizycznie i psychicznie), to rzeczywiście jakimś tam rozwiązaniem byłaby śmierć. Ale póki żyję, to mam szansę coś zmienić. Ty też masz taką szansę i będziesz z niej korzystał, dopóki się nie poddasz. Chyba bardziej Cię rozumiem, niż Ci się wydaje.
  18. DddMan

    pustka - pomocy

    Stonka, Twoja historia bardzo przypomina moją, ale z jednym zastrzeżeniem. Ja już straciłem jakiekolwiek wsparcie (śmierć Mamy, ojciec z drugą żoną). Znalazłem się z moimi problemami i z walizką na ulicy. Przez ten czas kondycja fizyczna i psychiczna uległa drastycznemu pogorszeniu. Oszczędzam tutaj pisania o szczegółach bezdomności. Co prawda nie sięgnąłem jeszcze takiego dna, żebym spał po dworcach. Bronię się przed tym i często zastanawiam się skąd mam tyle siły, że jeszcze całkowicie się nie poddałem. Piszesz, że gdyby nie rodzice, to zginęłabyś. U mnie było podobnie. Wraz ze śmiercią Mamy zaczęło się moje staczanie. Ale szczęściem w nieszczęściu jest jeszcze jakiś instynkt samozachowawczy, który pozwala walczyć o przetrwanie. Dziękuję, że opisałaś swoją historię i mam prośbę. Walcz do końca. Może to pusto brzmi, ale ile trzeba cenić zdrowie ten tylko się dowie, kto je stracił. Wielu ludziom mnie szkoda, że z przystojnego (podobno) faceta zrobił się bezzębny, owrzodzony i chory psychicznie wrak człowieka. I mnie samego siebie też szkoda, mimo że szacunek do siebie mam ograniczony do minimum. Jestem w grupie osób o bardzo wysokim ryzyku zagrożenia bezdomnością (taką typową stereotypową) i mimo bardzo brutalnych przeciwności losu walczę. Wszystko bym oddał, by mieć wsparcie kogoś bliskiego, bym mógł jeździć na sympozja lekarzy, którzy by zainteresowali się mną, w końcu gdyby stać mnie było na drogie efektywne leczenie. Całkiem niedawno byłem właśnie blisko poddania się i chciałem po raz kolejny uciec do szpitala. Ale co dalej? Co ze stancją? Często upadam, ale powstaję. Ja nie idę przez życie, ja się "czołgam" przez ciernie. Również do mnie pasują wszystkie objawy schizofrenii prostej, dlatego - jak pisałem - w mojej osobie masz zarówno zrozumienie, ale i czerwone światełko = motywację do działania. Bo chyba nie chcesz skończyć jak bezdomna szczerbata owrzodzona chora psychicznie stara panna? I jeszcze jedno. Szczególnie wychwyciłem z Twojej wypowiedzi to: "nie mam ludziom NIC do powiedzenia". Rozumiem, mam podobnie. Całe życie szukałem sobie towarzystwa metodą prób i błędów i w żadnym się nie odnalazłem. Pozostało jeszcze do sprawdzenia towarzystwo schizofreników prostych. Gdy uda mi się odłożyć pieniądze, to jestem skłonny pojechać nawet do innego miasta, by spotkać się z takimi osobami. Osobiście nie znam nikogo, kto cierpi na schizofrenię prostą, dlatego ludzie z tego forum z podobnymi objawami są dla mnie szczególnie cenni. Może kiedyś będzie sposobność, by poznać ich na żywo.
  19. refren, Na razie nie mogę, ale za kilka miesięcy będę mógł. Helvetti, O jakim piszesz nieprzyjmowaniu diagnozy przeze mnie? Wszystkie diagnozy psychiatryczne przyjąłem, oczywiście z zatrzeżeniem, że mogą być niepełne lub błędne.
  20. refren, Radość odczuwałem bardzo rzadko. Anhedonia narasta u mnie wraz z wiekiem. Tak, byłem zakochany, gdy byłem młody i przystojny. Teraz jestem szczerbatym starym kawalerem, w dodatku chorym psychicznie (tylko szkoda, że tak ciężko określić co mi konkretnie dolega). Jeśli chodzi o cele, to tak, miałem, ale zazwyczaj to były słomiane zapały. Wszystko mi się szybko nudziło. Anegdotycznie mogę nawet powiedzieć, że życie mnie się znudziło, zanim się narodziłem. A teraz powracam do przedstawienia sytuacji w polskiej służbie zdrowia. Jako, że skończyły mi się leki, byłem zapisać się do PZP. Odwiedziłem 3 placówki i wróciłem z kwitkiem. Najbliższe zapisy dla bezdomnych i nieubezpieczonych odbywają się pod koniec marca, a najbliższe wizyty: późny kwiecień. W związku z tym udałem się na Izbę Przyjęć. Gdy zobaczyłem tych ludzi, to od razu "wyzdrowiałem". Od razu przypomniały mi się słowa wielu lekarzy: "Pan się do szpitala nie nadaje". Przedstawiłem lekarzowi moją sytuację i poprosiłem o receptę. Ten stwierdził, że na Izbie Przyjęć nie wypisuje się recept i od tego są PZP. Gdy powiedziałem, że najbliższa wizyta jest w kwietniu, wzruszył ramionami. Identyczna sytuacja była w drugim szpitalu. Jako, że niby do 3 razy sztuka, pojechałem do innego szpitala. Lekarz stwierdził podobnie, że jest to Izba Przyjęć a nie PZP, jednak dał się przekonać i wypisał mi zbawcze opakowanie Seroxatu. Ukłoniłem się nisko i podziękowałem. Jako, że nie wystarczy mi 30 tabletek do końca kwietnia, postanowiłem, że będę brał po pół tabletki, choć nie wiem czy 10 mg jest dawką terapeutyczną. Teraz widzicie, jak to jest. Człowiek bezdomny (bez meldunku) i bez ubezpieczenia jest marginesem społecznym, a jak jest jeszcze psychicznie chory, to jest po prostu zwykłym gównem. Istotnie, Izby Przyjęć nie są od wypisywania recept, ale uważam, że powinny to robić w podbramkowych sytuacjach. Przecież nie przyszedłem wyłudzać jakichś leków uzależniających, tylko byłem poprosić o leki de facto ratujące mi życie. Powoli budzę się z tego letargu życiowej wegetacji. Wszystko układa mi się w całość. Jako Dorosłe Dziecko rodziny Dysfunkcyjnej zawsze musiałem albo tłamsić emocje, albo udawać. I to spowodowało u mnie CHAD (najprawdopodobniej) o bardzo burzliwym przebiegu. Raz czuję się jak szmata, następnie nagle wstaję z łóżka, bo chcę coś zrobić, by następnie popaść w nastrój dysforyczny i ponownie się położyć. W przyszłości będę chciał zdobyć ponownie jakiś stabilizator nastroju (swego czasu czułem się bardzo dobrze przy połączeniu Seroxatu i Lamotryginy). Na razie pozostał mi sam przeciwdepresyjny, by nie skończyć na dworcu lub w przytułku. Jako, że nie ma przesłanek do zamknięcia mnie w szpitalu, podejmę leczenie ambulatoryjne.
  21. logik, Powtarzam jeszcze raz. Wyciągasz zbyt pochopne wnioski twierdząc, że w miarę dobrze się czuję, gdyż pracuję. Nie jestem w tak komfortowej sytuacji jak Ty, że mam zapewniony wikt, opierunek i darmowy dach nad głową. I właśnie to, że nie masz żadnych obowiązków powinno Cię zmotywować do działania, czyli leczenia. A wracając do mojego samopoczucia. Jest źle. Śpię w ubraniach, nie myję się, popadam w nastrój dysforyczny. Korat, Świetnie się Ciebie czyta. Powodzenia!
  22. refren, Wcale nie uważam, że bagatelizujesz mój problem. Jesteś ode mnie o tyle w lepszej sytuacji, że odczuwasz radość. Chciałbym (spontanicznie lub nie) ją odczuwać. Ale ja jestem zupełnie niedostosowany do społeczeństwa. Wszystko mnie męczy, ludzie mnie męczą, bo nie wiem, o czym mam z nimi rozmawiać. Najlepiej pasowałaby mi bezludna wyspa, ale to nie jest wyjście, a ucieczka. A wiem, że nie powinienem od ludzi uciekać. Ja tak naprawdę od początku mojego życia nie żyję, a wegetuję. Od zawsze inny i w związku z tym kopany przez innych. Zawsze na ostatnim miejscu, nigdy nikt z moim zdaniem się nie liczył. Nie użalam się nad sobą, tylko przedstawiam fakty, a najgorsze jest to, że nie wiem jak to zmienić. Nie nadaję się do żadnego towarzystwa, a zawsze ciągnęło mnie do tych poszkodowanych przez los. Każdy w życiu do czegoś dąży, każdy ma jakiś cel. A mój cel to po prostu nie zdechnąć. Za szpitalem nie tęsknię. Bardziej go traktuję jako efekt poddania się, ale póki się nie poddałem, to walczę. Tylko tak właściwie o co ja walczę? Czy całe życie będę się musiał ze sobą męczyć? Czy posmakuję kiedyś normalności? To pytania retoryczne.
  23. logik, A po czym wnioskujesz, że się dobrze czuję? Ja nigdy się dobrze nie czułem (dobrze = tak jak bym chciał). No może wyjątkiem jest epizod kilku miesięcy (sprzed 8 lat), kiedy to byłem oczarowany działaniem Seroxatu i Lamitrinu. Teraz też biorę Seroxat (20 mg), ale prawie nie odczuwam działania. Korat, Dzięki za słowa wsparcia.
  24. essprit, Coś łatwo Ci przychodzi diagnoza przez internet. Czyżbyś zbagatelizował moje objawy (wszystkie!) co do schizofrenii prostej? Wiem, wiem. Diagnozowanie jej jest trudne i bardzo rzadkie. Do szpitali zawsze trafiałem po próbach samobójczych, a od dłuższego czasu nie mam poważnych myśli, zamiarów, ani prób. Wciskanie kitu lekarzom też mam za sobą. Wszyscy twierdzili, że ja się do szpitala psychiatrycznego po prostu nie nadaję. Że powinienem zdrowieć wśród ludzi, a nie wśród wariatów (bez urazy). Nie będę tu opisywał moich przygód ze szpitalami, ale mam bardzo negatywne wrażenia (0 fachowej pomocy). Czułem się tak, jakby nie umiano mi pomóc, a ja tej pomocy pragnąłem. Dlatego też pytam o dobry oddział, żeby mnie w końcu odpowiednio zdiagnozowano. -- 17 lut 2012, 09:55 -- Łazarzu, Stabilizatory też stosowałem i działał na mnie tylko lamitrin. Natomiast po neuroleptykach byłem cały czas senny. refren, Nic nie wkręcam. Zechciej zobaczyć jakie są objawy schizofrenii prostej. Występują one u mnie niestety w 100% i to od dziecka. Nie, na razie nie mogę się zarejestrować w UP. O pomocy społecznej też wolę już nie myśleć. Dziadostwo. Wiem z autopsji.
×